Budzik, to jednak cudowny
wynalazek, choć kiedy dzwoni rano, szczerze go nienawidzę. Jak zresztą
większość tych, którzy z niego korzystają. To ciekawe, że darzymy go taką
głęboką niechęcią, a jednak trzymamy go w bezpośredniej bliskości, zwykle na
szafce nocnej…, ale wracając do budzika, gdyby nie on, byłaby katastrofa! Dość
powiedzieć, że jak tylko zdążyliśmy wziąć prysznic i narzucić jakieś ciuchy,
przed domem zjawiła się Anka, Olka i Radek. Poszłam ich wpuścić, a Michael
ratował sytuację, ścieląc moje posłanie. Na szczęście nie byli strasznie wygłodniali
i już razem szykowaliśmy śniadanie. Takiego zamieszania chyba jeszcze w naszej kuchni
nie było. Każdy chciał coś przygotować, z wyjątkiem Radka i Julii. My trzy i
Michael, robiący na patelni grzanki z sadzonymi jajkami, robiliśmy
wystarczający bałagan… W każdym razie śniadanie przeciągnęło nam się do obiadu,
tak, że spędziliśmy razem czas, aż do popołudnia. Całe szczęście, że nie muszę
zostawać tu sama po odjeździe Julii i Michaela…
- Zostawiłam Ci twoją zabaweczkę
w szufladzie - Julka mruga do mnie
porozumiewawczo – do „tych” zabaw też się nadaje, ale możesz to wykorzystać
sama… - chichocze mi do ucha – te wibracje są super!
- Spróbowaliście? – kurde, nic mi
nie powiedziała, a zaraz odjeżdżają – i jak było?
- OK. - Unosi kciuk i szczerzy
się do mnie – użyliśmy gumki, więc jest jak nowy…
Wychodzę
razem z nimi na zewnątrz. Dobrze, że nie pada…
- Ta czarnulka wpadła w oko
Arturowi? – Julia odwraca się do mnie, kiedy Michael i Radek wkładają rzeczy do
bagażnika.
- Tak mi się wydaje… – ledwie
opanowuję chęć spojrzenia na Ankę. Nie chcę, żeby żeby myślała, że ją
obgadujemy.
- A mnie się wdaje coś innego… - moja
siostra patrzy mi prosto w oczy. Zawsze czuję się nieswojo, kiedy to robi – ale
mogę się mylić – dodaje szybko i całuje mnie na pożegnanie.
Ściskamy
się z całej siły, choć przecież za miesiąc się spotkamy. To już tylko miesiąc!
No, troszkę więcej… ale niedużo.
Wracamy
do akademika całą paczką. W mieszkaniu została większość rzeczy, bo za tydzień
przyjeżdża Wojtek. To nic, już nie będę się czuła samotna w tym mieszkaniu.
Zacznę porządki przed świętami, bo za dwa tygodnie będę zajęta. Mam nadzieję,
że Adam dziś zadzwoni. Przecież jutro ma urodziny. Ciekawe, czy moja „kartka”
doszła? To głupie, że nie mam telefonu do niego. Adres też jakiś dziwny…
- Ola… - Olka zostawia Radka z
tyłu i bierze mnie pod rękę – mogę iść z Tobą za tydzień do tego mieszkania…?
- Jasne… – Oj, coś się dzieje!
Nie chce zostać z Radkiem? Zerkam na nią z ukosa.
- No, wiem – słyszę w jej głosie
rozdrażnienie – ale muszę od niego odpocząć!
- Nie ma sprawy – staram się
uśmiechnąć – miejsca jest dużo, tylko, co na to Radek?
- Powiedziałam, że nie chcę
zostawiać Cię samej, ale chyba wyczuł, że potrzebuję trochę luzu…
To
nie fair! Z drugiej strony, jeśli to tylko chwilowy kryzys, to niech lepiej
będzie na mnie… Rany, mam nadzieję, że się nie pokłócą. Pasują do siebie! Radek
ją kocha! Nie chcę, żeby to się popsuło! Po prostu, nie chcę… Zerkam do tyłu.
Radek idzie zamyślony, bez słowa, Anka drepcze obok… Jeszcze tylko tego mi
brakowało! Głupie dzieciaki, karcę ich w myślach. Nie wystarczy, że ja się
szarpałam z Adamem przez pół pierwszego roku? Myślą, że miłość rośnie na
drzewach? Sięgasz i masz? Niczego nie potrafią docenić! Idę nachmurzona… a może
przesadzam? Ostatnio ciągle są razem… odpoczną od siebie i będzie dobrze.
Kręcimy
się wszyscy razem po naszych pokojach, ale napięcie między Olą i Radkiem daje
się wyczuć. Tak mnie to wytrąca z równowagi, że nie reaguję na telefon. Dzwoni
i dzwoni…
- Ola, telefon! – Anka otwiera
drzwi na korytarz – może to Adam?
- Halo… - dobiegam zdyszana.
- Ola? Coś się stało? – mój
ulubiony zaniepokojony głos…
- Nie, tylko nie słyszałam
telefonu, bo niedawno wróciliśmy i mamy taki bajzel… - już prawie doszłam do
siebie – jak dobrze, że dzwonisz… chciałam Ci złożyć życzenia, ale nie dałeś mi
numeru…
- No, niby racja… - słyszę
wahanie? – złóż mi teraz.
- Urodziny masz dopiero jutro –
droczę się – wysłałam Ci kartkę urodzinową… a właściwie trzy.
- Jeszcze nie doszła… to co?
Złożysz mi te życzenia, czy mam zadzwonić jutro? – głos robi się aksamitnie
miękki, aż mnie przyprawia o drżenie… - Kochanie?
- Złożę… - staram się, żeby to
zabrzmiało równie przyjemnie – życzę Ci, żebyś osiągnął to wszystko, czego
pragniesz… - a jeśli pragnie tam zostać? Nagła myśl przeszywa mnie, jak
strzała… - i żebyś był szczęśliwy… - czuję ucisk w gardle – i jeszcze… żebyś do
mnie szybko wrócił, bo strasznie mi bez Ciebie źle… - dodaję z trudem – bo
bardzo Cię kocham…
Zapada
cisza…
- To najpiękniejsze życzenia od
czasu tych, które mi złożyłaś w zeszłym roku…
- Tylko nie mam dla Ciebie
takiego prezentu – szepczę – zresztą i tak nie mogłabym Ci go dać przez telefon
– dwie ciężkie łzy płyną mi po policzkach.
- Wiem, że słowa nie zastąpią
dotyku ani pocałunku… ale wierz mi, że potrafisz jednym słowem sprawić, że
jestem szczęśliwy...
- Adam… jesteś taki kochany –
głos więźnie mi w gardle. Może tak jest, dlatego, że nie ma miedzy nami wielu
słów? Wciąż mi się zdaje, że za mało rozmawiamy o nas…
- Wiem, że jestem kochany – mówi
poważnie – teraz wiem…
Wydaje
mi się, że słyszę bicie jego serca, kiedy to mówi, a może to moje serce? Przecież
uczucia powstają w mózgu, podpowiada mi rozsądek, ale nie chcę go słuchać! Ja
kocham sercem i w sercu Adama jest moje imię…
Po
chwili otrząsam się i opowiadam mu, jak Artur zakpił z Bogdana. Doskonale się
przy tym bawimy.
- Słuchaj, masz coś do pisania? –
pyta - Podyktuję Ci numer telefonu do pracy ojca, tam zawsze można kogoś zastać
i zostawić wiadomość. Chyba, że nie masz, to dam Ci następnym razem, albo
możesz go zawsze wziąć od babci, albo Artura.
- Poproszę Twoją babcię, i tak
miałam do niej zadzwonić… - No tak, na to nie wpadłam, ale dlaczego do pracy, a
nie do domu? Myśl logicznie, różnica czasu!
Wracam
do pokoju, rozmyślając o tym, co mi powiedział: wie, że jest kochany, teraz
wie. Przeze mnie, czy przez rodziców? Chyba przeze mnie, bo przecież mama
zawsze go kochała… więc może chodzi o tatę? Tak nie lubię, kiedy mówi „ojciec”.
Przez otwarte drzwi widzę Olę i Radka. Siedzą na swoich łóżkach z nosami w
książkach… każdy w swojej. Na dźwięk
moich kroków Ola unosi głowę. Gdybyś Ty wiedziała, jakie to szczęście, że masz
ukochanego na wyciągnięcie ręki…
---
Jeszcze
w niedzielę wieczorem myślałam, że mam ciężkie życie i pod górkę, i w ogóle… Po
poniedziałkowych zajęciach zmieniłam zdanie! Gdybym miała komuś pokazać, jak
wygląda prawdziwe nieszczęście, to kazałabym mu obejrzeć sobie Radka. Niby
wszystko jest OK., siedzą obok siebie, rozmawiają ze sobą, ale jest między nimi
jakiś dystans. Nawet nie potrafię powiedzieć dokładnie, co jest nie tak… Olka
jest normalna, jak zwykle, ale Radek? Aż żal patrzeć! Po prostu nie mogę tego
znieść. Najbardziej boli mnie to, że kiedy Artur zostawił Olkę, to ona tak
wyglądała. To jakiś obłęd!
- Radek – podchodzę do niego na przerwie
– idę na dół na kawę, chcesz coś stamtąd?
- Nie, dzięki… - uśmiecha się do
mnie jakoś blado.
Gdyby
chciał pogadać, to pewnie poszedłby ze mną? No, nic! Jak się namyśli, to
przyjdzie. Schodzę po schodach, wymijając grupki pierwszoroczniaków. Wydają mi
się tacy młodzi... dzieciaki prawie, a przecież niedawno sama taka byłam.
Trzeci rok, połowa… Połowinki! Kurde, trzeba się zakręcić koło starosty, bo
będziemy mieć najgorszy stolik. Rozglądam się za Olką… znajduję ją w barze na
dole.
- Weź mi kawę, zaraz Ci dam kasę…
– wkręcam się do kolejki – Co z połowinkami? – pytam, kiedy odchodzimy z
kubeczkami od kontuaru.
- A co ma być? Organizują się.
Trzeba by pogadać z Krzyśkiem – Olka ostrożnie siorbie kawę
- O tym mówię – gorące
cholerstwo, ale mamy mało czasu. Dmucham na powierzchnię ciemnego płynu – Ile
nam potrzeba miejsc?
Ola
marszczy czoło, a po chwili zerka na sufit, jakby tam miała listę gości.
- Wy, my, Anka z Wojtkiem… kto
jeszcze do nas? – patrzy na mnie pytająco.
- Rafał? – przecież go nie zostawimy
samego…
- Tylko z kim? – Ola kiwa głową –
na razie osiem…
- OK., to na wszelki wypadek
powiem dziesięć, czyli cały duży stół – ustalam, a ponieważ nie widzę
sprzeciwu, uznaję sprawę za załatwioną. Teraz trudniejsza część… - Słuchaj, co
jest z Wami?
- Z nami? – Ola udaje, że nie
wie, o co mi chodzi.
- Olka, nie rób ze mnie idiotki!
– wkurzam się – Przecież widzę, jaki Radek chodzi skołowany. Pokłóciliście się,
czy co?
- Nie! – słyszę w jej głosie
rozdrażnienie – chociaż wolałabym, żebyśmy się pokłócili… - milknie i znów
popija kawę.
O
co jej chodzi? Ma dość Radka? Nie wierzę, ona go kocha, a on jest po prostu…
no, zakochany po uszy. W życiu nie widziałam, żeby facet był tak zapatrzony w
kobietę! On prawie całuje ziemię, po której ona chodzi! Popijam kawę, ale nie
mogę się doczekać dalszych wyjaśnień. Musimy wracać na zajęcia… biegniemy po
schodach.
Wolałabym
nie być na tych zajęciach… Wszyscy jesteśmy beznadziejni, cała grupa! Nawet
Radek plecie jakieś bzdury… Nie wiem, co się dzieje? Przecież się uczyłam…
Wszyscy się uczyliśmy… siadam z ulgą, że już dalej nie muszę odpowiadać na
pytania, na które nie znam odpowiedzi… nic mnie nie obchodzi, że dostałam
dwóję! Następna jest Ewka, potem Olka i na końcu Radek… no, on dostaje truję,
ale jak na niego, to porażka.
Wracamy
po zajęciach milczący i źli, jak osy. Biedna Anka… Na korytarzu wita nas woń
spalenizny. Mam nadzieję, że to nie u nas, bo może być źle… Na szczęście,
okazuje się, że to od sąsiadek. Uff, u nas spokój i sałatka ziemniaczana. Wszyscy
ją lubimy, więc jest szansa, że dziś awantury nie będzie… Na wszelki wypadek
uprzedzam Ankę, że mieliśmy wyjątkowo nieudany
dzień…
- Jezierska! Telefon! – ciekawe,
kto do mnie dzwoni w poniedziałkowy wieczór?
- Ola? – głos Adama nie brzmi
przyjaźnie. Dziwne, że dzwoni, przecież rozmawialiśmy wczoraj…– dostałem kartkę
z życzeniami…
- Tak? – silę się na spokój – I
Jak Ci się podoba? – więc to jest powodem…
- Czy? – waha się przez chwilę –
Czy te zdjęcia już zostały…? Czy poszły gdzieś dalej?
- Nie rozumiem… znaczy… gdzie
dalej?
- No, kto je ma? – jest w jego
głosie coś, co sprawia, że czuję się, jak na tych przeklętych zajęciach.
- Jak to, kto? Ty i ja – nadal
nie wiem, do czego zmierza – Być może, że Adam zostawił sobie jakąś odbitkę,
ale nie sądzę, bo oddał mi negatywy… O co Ci właściwie chodzi? Nie podobają Ci
się? – Myślałam, że sprawię mu przyjemność…
- Podobają – mówi wymijająco –
ale…
- Adam, nie zaczynaj znowu – już
mnie to irytuje – mów, w czym problem!
- W zdjęciu w bieliźnie – wyrzuca
z siebie – myślałem, że to zdjęcie do jakiejś reklamy, czy… bo ja wiem, do
czego?
- Oszalałeś? – Teraz to do mnie
dociera – To była sesja specjalnie dla Ciebie! Nikt ich nie będzie oglądał,
tylko Ty! – Po moich słowach zapada cisza…
- Przepraszam… – Po dłuższej chwili,
cichy głos pieści moje ucho – wybacz mi, ale to zdjęcie…
- Nie podoba Ci się? – Nie
potrafię ukryć zawodu – Naprawdę?
- Nie o to chodzi. Po prostu… -
szuka słów – nie chcę, żeby ktoś Cię taką oglądał… ktoś, poza mną!
- Adam… – staram się nadać swojemu
głosowi ciepłe brzmienie – Ty zazdrośniku… przecież o tym rozmawialiśmy…
pamiętasz? – nie rozumiem, dlaczego tak się przejął, przecież widział moje
zdjęcie bez stanika… OK., tyłem, ale zawsze… -
W Berlinie, na sesji u tej baby byłam tylko w majtkach i jakoś Ci to nie
przeszkadzało. Tu mam całą bieliznę... – jeśli tak można nazwać prześwitujące
koronki.
- Chodziło mi o to, co na nim
robisz… - czuję, że jest dobrze. Mówi do mnie tak, jak dawniej… jak lubię… -
wyglądasz seksownie, ale też… wyzywająco… - mówi, jakby z trudem – podoba mi
się to, nawet bardzo! Tylko nie chcę tego na plakacie! Chcę w sypialni… tylko!
- Kochanie – przerywam mu - już
Ci powiedziałam, że zrobiłam je tylko dla Ciebie.
- Są piękne… - wreszcie słyszę
spokojny, miękki tom, który tak mnie urzeka – wszystkie… to smutne też.
- Chciałam Ci pokazać, jak to
jest czekać… tyle czasu – głos więźnie mi w gardle.
- Pokazałaś mi – mówi cicho –
pokazałaś mi bardzo wyraźnie. Wybacz, że byłem takim egoistą! –dodaje nagle - Naprawdę
żałuję tej decyzji, chociaż ten wyjazd zmienił masę rzeczy w moim życiu!
Dopiero teraz udało mi się jakoś dogadać z ojcem… nie wiem, dlaczego, ale chyba
tęsknota za Tobą, pomogła mi zrozumieć…
Wracam
po tej rozmowie kompletnie rozbita. Wszystko jest dobrze, ale emocje wciąż nie
pozwalają mi się uspokoić. Szybko przemykam do pokoju i chlipiąc szukam
chusteczki. Anka wchodzi dokładnie w chwili, kiedy hałaśliwie wydmuchuję nos…
sięgam po następną…
- Jezu, Ola, co się stało? –
wygląda na przestraszoną, więc macham uspokajająco ręką. Nie mogę wydobyć z
siebie głosu…
Ogarnia
mnie ramieniem, a ja zaczynam szlochać. Jak to dobrze się wypłakać… czasami. Po
chwili czuję, że jeszcze ktoś jest przy mnie. Kątem oka widzę rudą czuprynę.
Olka ogarnia nas obie. Kiedy się wreszcie uspokajam, siadamy i staram się
odtworzyć nasza rozmowę z Adamem.
- Kocham go najbardziej na
świecie – mówię w końcu – ale to taka huśtawka nastrojów… taka… - nie potrafię
tego nazwać – jest ciepły i taki czuły, a jednocześnie potrafi doprowadzić mnie
do płaczu… Z drugiej strony, to przyjemne, że jest zazdrosny, że czasem nawet
reaguje gwałtownie… - przypominam sobie podbite oko Bogdana - tylko, że to mnie wykańcza psychicznie! –
ukrywam twarz w dłoniach – I te tajemnice! Niedomówienia… Ja tego nie cierpię!
- Ale go kochasz, mimo to – Ola
kładzie mi dłonie na ramionach – a może właśnie dlatego, tak mocno? Bo jest
nieprzeciętny, tajemniczy… bo to jak górska kolejka, która zapiera Ci dech… Jak
Cię słucham, to aż bije z Ciebie pasja! To Wasze uczucie jest takie… gorące!
- A Wasze nie jest? - czy ja
śnię? Olka mi zazdrości? Czego? Rozstania? Cierpienia?
- Bo ja wiem? – odwraca głowę w
stronę okna – pewnie jest… - mówi bez przekonania.
- Ola! – Anka aż siada z wrażenia
– jak Ci coś takiego przeszło przez gardło? Radek by dla Ciebie zabił!
Radek,
tak… Mam tylko nadzieję, że on tego nie słyszał. Rozchodzimy się do siebie w
dość ponurych nastrojach. Muszę z nią poważnie porozmawiać, jak będziemy same.
Jeśli faktycznie nie kocha już Radka, to musi jak najprędzej to przerwać. Ten
chłopak nie zasługuje na takie tortury. Jeśli jednak to chwilowy kryzys, to tym
bardziej trzeba coś z tym zrobić! Tylko, jeszcze nie wiem co…
---
„Jaki
poniedziałek, taki tydzień”. Coś w tym jest. Z ulgą idę w czwartek na trening.
Mam dość atmosfery, jaka zapanowała w naszym segmencie. Najgorsze jest to, że
właściwie, nie ma się do czego doczepić! Chodzi o tak zwany „całokształt”. W
każdym razie na treningu mamy dziś rumbę, która nie jest moim ulubionym tańcem,
a w związku z tym muszę być skupiona i przestaję myśleć o Olce i Radku. Tak w
ogóle, to zaczynam się zastanawiać, czy nie zrezygnować z „łaciny”. Jestem
wysoka, a to nie przeszkadza w tańcu standardowym, ale w latynoamerykańskim,
tak. Tam lepiej mieć środek ciężkości niżej… Nie zmienia to faktu, że na razie
do rumby trzeba się przyłożyć. Powtarzam promenadę ustawioną przez Elkę…
najpierw sama, a po kilkunastu razach z Jackiem.
- Ola, trochę uczucia! – Ela
przewraca oczami w moim kierunku.
Łatwo
jej powiedzieć, prycham. Skąd mam wziąć to uczucie? Jednak, staram się
wykrzesać z siebie odrobinę pasji… może faktycznie nauczę Adama salsy? Ustawiamy
się w pozycji wyjściowej, bo Marek chce zobaczyć cały układ, łącznie z
promenadą. Odczekujemy pierwsze dwa takty i jazda! Początek jest prosty, kilka
kroczków na rozgrzewkę… potem mam unieść wysoko nogę i założyć ją na biodro
partnera… na nim to niby nie robi wrażenia, więc się cofam… staję przed nim i
teraz cała seria kroków w miejscu… głównie pracuje ciało i ręce… Teraz
promenada! Przechodzimy nią przez szerokość parkietu… jest dobrze… Czy ja widzę
w drzwiach znajomą postać? Skup się, kobieto! Wkładam w ten taniec strzępy
serca, jakie mi zostały…
- Brawo! – Marek jest zadowolony.
Elka szczerzy do mnie zęby.
Odwracam
się do drzwi. Oparty o framugę, stoi Artur. Uwielbiam, jak Adam staje w takiej
pozie… niby nic, a jednak…
- Już kończymy – Marek macha w
jego kierunku, zapraszając na ławkę ustawioną u podnóża drabinek – Dzieciaki,
samba! – to do nas.
Ustawiamy
się wszyscy. No, to już na pewno nie jest mój „konik”, ale Artur nie przyszedł
oglądać mnie, wiec się nie przejmuję. Oczywiście Anka błyszczy na parkiecie.
Wolałabym siedzieć teraz obok Artura i podziwiać jej ruch, zamiast tańczyć, ale
z Markiem nie ma dyskusji. Na koniec, nasza jednoosobowa publiczność bije nam
brawo. W końcu jesteśmy dobrzy! Szczerzymy do niego zęby w uśmiechu.
- Co tu robisz? – pytam przed
wyjściem do szatni.
- Też się cieszę na Twój widok –
odpala – babcia Kasia dała mi ciastka dla Ciebie. Zadzwoniłem do akademika i
Ola mi powiedziała, gdzie jesteście – posyła Ani promienny uśmiech –
pomyślałem, że Was przy okazji podrzucę, bo pada śnieg z deszczem.
- Dzięki – teraz dociera do mnie,
że przyjechał specjalnie po nas – a możemy zabrać jeszcze dwie osoby?
- Jasne – mruga do nas i odwraca
się do nadchodzącej Eli.
Szybko
się ewakuujemy, żeby zmienić ciuchy. Po pięciu minutach obie jesteśmy gotowe.
Zabieramy ze sobą jeszcze jedną parę, bo oboje mieszkają dwa piętra nad nami.
Rzeczywiście, pogoda jest straszna, ale Artur przytomnie zaparkował prawie
przed samym wejściem. Przemyka mi przez myśl, że obaj z Adamem traktują dbanie
o kobiety jak misję. Śmiać mi się chce.
- Wejdziesz na chwilę? – pytam,
kiedy już prawie dojeżdżamy.
- Nie chciałbym przeszkadzać… -
ogląda się do tyłu na Ankę – ale chętnie…
- Chodź, piątek mamy w miarę
luźny – Anka prezentuje nam swoje śliczne dołeczki w policzkach – napijemy się
jakiejś herbaty. Uratowałeś nas przed taką pogodą, że chętnie otworzyłabym na
Twoją cześć nalewkę…
- Gdybyś jeszcze kiedyś miał
ochotę na taką przejażdżkę, to my chętnie – przymilają się do Artura nasi
współpasażerowie, kiedy wysiadamy z windy. Odpowiadamy im śmiechem.
-Cześć! – obwieszczam nasze
przybycie - Jesteście? – wolę, żeby Olka zobaczyła od razu, kto z nami
przyszedł.
- Cześć – staje niezdecydowana w
drzwiach pokoju, ale po chwili wita się z Arturem i bierze od niego pudełko z
ciastkami – Co to jest?
- Ciastka od babci Adama – Artur
wiesza kurtkę na wieszaku – mogę umyć ręce?
- Tam – wskazuję łazienkę –
zjecie z nami po ciasteczku? – zwracam się do Olki, kiedy zostajemy na chwilę
same.
- Zawołam Radka – ku mojemu
zadowoleniu, nie robi trudności.
Rozsiadamy
się wszyscy u mnie i Anki.
- Powinnam chyba zadzwonić i
podziękować – wysypuję ciastka pachnące masłem i karmelem do drewnianej miski i
stawiam na skrzynce, która służy nam za stolik kawowy.
- Jutro zadzwonisz… - Artur zerka
na zegarek – jak wychodziłem, akurat przyszła jakaś jej znajoma – ostrożnie
bierze ode mnie kubek z herbatą – to co, pokażesz ten album ze ślubu siostry?
- Skąd wiesz, że mam taki? –
sięgam po album, ale nie mogę dosięgnąć – Radek, pomożesz?
Radek
bez trudu zdejmuje album z półki nad naszymi głowami.
- Michael mi powiedział – Artur
wzrusza ramionami – podobno sami to wszystko ułożyli i powklejali… Wow! – obraca
w rękach solidną oprawę – niezłe!
- Zobacz w środku – Anka nachyla
się nad stoliko-skrzynką – naprawdę pięknie to zrobili.
Oglądamy
wszyscy album, a ja objaśniam im, co widać w tle zdjęć. Artur zatrzymuje się przy
zdjęciu zrobionym w kościele, gdzie Adam przygląda mi się podczas przysięgi.
Nic nie mówi, ale ma bardzo dziwny wyraz twarzy… Potem gadają z Radkiem o
tenisie. Nawet nie wiedziałam, że Radek kiedyś grał… Jeszcze chwilę, a umówią
się na mecz… Olka prawie się nie odzywa… Jakie to dziwne, że siedzi między tymi
dwoma facetami. Były i obecny… rozmawiają o tenisie! Jakby nigdy nic…
- Ola? – podnoszę głowę. Artur
patrzy na mnie wyczekująco.
- Zamyśliłam się, przepraszam… -
rozglądam się zdezorientowana.
- Zbieram się – Artur odstawia
kubek – podrzucić Cię w piątek do mieszkania?
- Nie, dzięki – uśmiecham się –
Ola ze mną pojedzie… Ale naprawdę Ci dziękuję, że nas dziś zabrałeś – idę za
nim do przedpokoju.
- Wyprowadzisz mnie? – mruga do
mnie i sięga po kurtkę.
Wychodzimy
razem na korytarz i idziemy kawałek, w kierunku klatki schodowej. Artur odwraca
się nagle przodem do mnie.
- Słuchaj, może dacie się gdzieś
wyciągnąć w sobotę wieczorem? Przecież nie będziecie się uczyć przez cały
weekend… - przygląda mi się wyczekująco – może Radek też by poszedł?
- Wiesz co? – nie chcę mu mówić o
ich sytuacji – Zobaczymy. Zadzwonię do Ciebie w piątek wieczorem, OK.?
- OK. – muska mnie w policzek –
Pozdrów Adama… mógłby do mnie też czasem przekręcić.
- Powiem mu – uśmiecham się.
---
Jednak,
nie dane nam się zabawić w sobotni wieczór. Na piątkowych zajęciach pada hasło
zaliczenia sesji zimowej w zerowym terminie. Mamy trzy tygodnie! Ja w to
wchodzę, Olka i Radek też.
- Myślisz, że damy radę? – Ola
przekłada do lodówki jedzenie z torby. Nie brzmi zbyt pewnie.
- Jeśli Radek będzie się z nami
uczył… - zawieszam głos – Zadzwonię do Artura, bo chciał nas gdzieś wyciągnąć w
sobotę, ale w tej sytuacji, to lepiej nie – mówię szybko na widok jej miny.
Najpierw
dzwonię do babci Kasi, żeby podziękować za ciastka. Oczywiście zaprasza mnie na
obiad i oczywiście sobie tylko znanym sposobem przekonuje mnie, żebym
przyjechała razem z Olką. Potem telefon do Artura… jest wyraźnie zawiedziony,
ale humor mu się poprawia, kiedy zapraszam go na kawę z ciastem w niedzielę po
południu. Jestem okropna, bo wybieram taką porę, żeby nas potem odwiózł do
akademika… mam wyrzuty sumienia.
- Idziemy w sobotę na obiad do
babci Adama – oznajmiam Olce, którą zastaję przy kasetach – tylko nie nastawiaj
tej nagranej przez Adama, bo nie mam ochoty dzisiaj płakać – ostrzegam.
- Strasznie go kochasz… -
stwierdza zadumana – to niesamowite, że oboje jesteście tacy zakochani… –
dodaje po chwili – Nie rozumiem, jak mógł tak po prostu wyjechać i Cię
zostawić?
- Powiedział, że bardzo tego
żałuje – kiwam głową ze smutkiem – ale stało się…
- Tak powiedział? – patrzy na
mnie z niedowierzaniem – Adam tak powiedział? Przyznał, że się pomylił?
- Tak – patrzę jej prosto w oczy
– tak powiedział… I przyznał, że żałuje, że tego ze mną nie omówił.
- Bardzo się zmienił pod Twoim
wpływem – Ola wydaje się szczerze zaskoczona – myślałam, że to on podejmuje
decyzje…
- Bo do tej pory tak było –
wchodzę jej w słowo – ale ja tak nie chcę. To znaczy, nie zawsze… To jest
wygodne, jak facet podaje Ci wszystko gotowe, ale ja wolę, żeby to ze mną
ustalał…
- Naprawdę?
- Naprawdę – przewracam oczami –
Ola, dominacja bawi mnie w łóżku, ale w życiu, ani trochę!
- Ja nie wiem… - chyba jej nie
przekonałam – Radek o wszystko mnie pyta…
- I dobrze! Jesteście partnerami,
nie? – chyba zaczynam rozumieć, co się między nimi dzieje – Ja musiałam sobie
wywalczyć prawo głosu, a wierz mi, że nie było łatwo… Ola, ja nadal nie wiem,
co robi jego ojciec… nie wiem, jakie on ma plany na przyszłość… Nie wiem nawet,
czy chce mieszkać w Polsce, czy w Stanach… Nie wiem, czy ja jestem w tych
planach… - broda zaczyna mi drżeć.
- Przestań! Co Ty mówisz? – głos
Oli wydaje mi się jakiś… dramatyczny – On Cię naprawdę kocha! Wystarczy na Was
spojrzeć. Nigdy by Cię nie zostawił… Jasne, że jesteś w jego planach! – mówi to
naprawdę z przekonaniem – Kocha Cię…
- Jak Radek Ciebie – mówię już
spokojniej – Przecież Ty też go kochasz… Rozmawiałaś z nim?
- Próbowałam jakoś mu
zasugerować, że to się wszystko robi takie… letnie – krzywi się – nawet w łóżku…
- Wiesz co? – zastanawiam się –
chodź, coś Ci pokażę. Jak Ci się spodoba, to Wam pożyczę.
Idziemy
do sypialni. Wyciągam mały złoty wibrator i podaję go Oli. Ogląda go z
zaciekawieniem.
- To Adama? – pyta wreszcie.
- W zasadzie, to mój – chichoczę
– kupiliśmy to w Dusseldorfie. Tak dla jaj! Adam coś mówił o pukaniu w drugą
dziurkę… pewnie dlatego, że nie chciałam się kochać jak miałam okres… ale to
nie moja bajka – prycham.
- Artur to lubi – mówi nagle, a
mnie opada szczęka.
- Dawaj to! – chowam wibrator do
szuflady. Nawet nie pytam skąd wie. O, jasny gwint! Ale dałam ciała…
Patrzymy
na siebie przez chwilę… długą chwilę… i wybuchamy śmiechem. Długo leżymy w
jednym łóżku, jak za dawnych czasów i opowiadamy sobie o chłopakach… Przypomina
mi się, jak Ola opowiedziała mi o swoim pierwszym razie… teraz ja mogę jej
opowiedzieć o swoim… Dawno tak otwarcie nie gadałyśmy i dawno się tak nie
uśmiałyśmy!
Nie wracamy do
rozmowy o Radku, ale mam wrażenie, że wszystko się jakoś ułoży. W każdym razie zasypiam
lekka, jakby wszystkie nieprzyjemne sprawy gdzieś odpłynęły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz