Jak ten czas leci, kiedy jesteśmy razem! Dwa dni upłynęły nam na
zwiedzaniu i włóczeniu się po mieście, a dwie noce na cudownym seksie… Dobrze,
że jeszcze trzy dni zdjęć, zanim pojedziemy do Dusseldorfu. Stresuje mnie ta
wizyta! Wciąż pamiętam tę elegancką kobietę w czerwieni i to, jak bez
skrępowania potargała włosy Adama, kiedy widziałam ich w restauracji. Muszą być
bardzo zżyci… Z drugiej strony, jej zachowanie w stosunku do zbuntowanego
nastolatka świadczy o tym, że jest dobrym psychologiem… Duszno mi się robi, jak
o tym myślę… To JEGO mama!
W
poniedziałek czeka na mnie w recepcji wiadomość, ze jednak zamiast do zoo, mam
przyjechać we wtorek rano do agencji. Czyżby kolejny raz się rozmyślili?
Jednak nie! W holu czeka już
dziewczyna w podobnym typie urody, co Nadia. Jest tylko wyższa i szczuplejsza
ode mnie. Może nie szczuplejsza, ale prawie nie ma biustu… Kirsten nas
sobie przedstawia. Dziewczyna ma na imię
Anika i jest ze wschodnich Niemiec. Oni wciąż jeszcze funkcjonują w dwóch
krajach, mimo, że się zjednoczyli. Idziemy na zaplecze agencji. Jest tam spore
studio zdjęciowe i coś w rodzaju obszernej garderoby.
- To ja się
powłóczę po mieście… – Adam wyraźnie czuje się tu nieswojo. Całuje mnie w czoło
i obiecuje wrócić przed lunchem.
Teraz mogę się odprężyć, bo
zabiera się za mnie fryzjer. Mam świeżo umyte włosy, więc tylko je delikatnie
modeluje. Make-up też robimy bardzo naturalny, ale o to właśnie chodzi.
Poprzednio też firma wyraźnie kładła nacisk na stonowany makijaż. Tego dnia
mamy zbliżenia, czyli fotograf robi zdjęcia naszych dłoni, twarzy, fragmentów
ciała… My rozsmarowujemy kremy i balsamy, otwieramy i zamykamy słoiczki,
wąchamy ich zawartość z rozanielonymi minami, itd. Trzeba się wykazać anielską
cierpliwością, bo co chwila fryzjer, albo kosmetyczka coś poprawiają. Ja się
już nauczyłam, ale Anika okazuje zniecierpliwienie. Dopiero po zdjęciach
dowiaduję się, że specjalizuje się w pracy na wybiegu, więc pozowanie nie jest
jej mocną stroną.
Popołudnie mamy wolne, więc
idziemy z Adamem na zakupy. Może nie jest to taka frajda, jak z Julią, ale
doceniam, że czeka cierpliwie przed przymierzalnią. Dość szybko się orientuję,
że ma rozeznanie, do których sklepów warto wejść, a które lepiej omijać. Po
trzech godzinach mam już prezenty dla wszystkich i kilka całkiem niezłych
zdobyczy dla siebie. Na koniec wchodzimy do sklepu z bielizną.
- Muszę Ci
odkupić majtki – ma na twarzy taki uśmiech, że od razu mam ochotę kupić dwie
pary… na wszelki wypadek!
Wybieram komplet z delikatnej
granatowej koronki. Dopłacę za ten stanik, choćby miał kosztować krocie! Na sam
widok cieknie ślinka. Idę do przymierzalni… w międzyczasie pani donosi mi
kolejne komplety. Ten granatowy jest jeszcze w wersji srebrnoszarej i
śnieżnobiałej… Mam mętlik w głowie… wszystko jest cudne!
- Adam… -
trzymam dwa staniki w dłoniach – nie wiem, co wybrać!
- Weź oba –
unosi jedną brew… wiem, o czym myśli…
Zostawiam sobie granatowy, a
biały z żalem oddaję. Idę sprawdzić jeszcze jeden, który bardzo zainteresował
Adama, ale już zdecydowałam.
Ku mojemu zadowoleniu, Adam po
krótkich pertraktacjach godzi się na poniesienie tylko połowy kosztów! I tak
jestem do przodu, bo stanik jest znacznie droższy od majtek, ale dobre i to!
Wracamy do hotelu obładowani reklamówkami. Naprzeciw wejścia mamy
chińską restaurację, więc postanawiamy zjeść tam wcześniejszą kolację. Nie mam
pojęcia, co zamówić, ale jak zwykle Adam podrzuca mi kilka opcji i wspólnie nam
się udaje. Musi prowadzić naprawdę ciekawe życie, kiedy wyjeżdża do rodziców.
Wciąż nie rozumiem, dlaczego ojciec chciał go tego pozbawić? Polska jest
strasznie zacofana! A może właśnie o to chodziło? Żeby docenił?
Dostaję maleńkie pierożki gotowane na parze w bambusowym koszyczku, a
Adam małe naleśniczki w chrupiącym białym cieście. Próbuję jeść pałeczkami, ale
to strasznie trudne. Adamowi idzie lepiej, ale kiedy ja daję za wygraną, on też
sięga po widelec. Po chwili dostajemy rybę w jakimś aromatycznym sosie i
warzywa. Niesamowite smaki! Chyba polubię chińszczyznę! Tylko, gdzie ją znajdę
w Krakowie?
- Nie martw
się, chińskie knajpki są jak grzyby po deszczu. Pojawiają się, nie wiadomo
kiedy! – Adam otacza mnie ramieniem, kiedy wracamy do siebie.
Nie mogę się doczekać, żeby
poprzymierzać spokojnie to, co kupiłam! Odkładam prezenty, odrywając ostrożnie
ceny. Adam idzie pod prysznic… zerkam na jego szafkę nocną. Kupił jakieś
książki… na okładce tej na samym wierzchu są koła zębate… tytuł po angielsku…
jakieś „zagadnienia techniczne i mechaniczne”, cokolwiek to znaczy.
- Będziesz
moją widownią – oznajmiam, kiedy wychodzi z łazienki i zabieram ze sobą naręcze
ubrań.
Biorę szybki prysznic. Koronkowy
komplecik przymierzę na końcu… Zaczynam od jasnych obcisłych dżinsów i czarnej
koszulki ze srebrnymi dżetami… Adam siedzi na łóżku, wsparty o poduszkę. Ma na
kolanach książkę z kołami zębatymi… Unosi głowę i przygląda mi się uważnie…
- Można
klaskać? – pyta z filuternym uśmiechem
- Można –
przekrzywiam głowę - ale wolę, żebyś mi obiektywnie powiedział, czy jest
dobrze…
- Wiesz, że
nie jestem obiektywny… - oblizuje się koniuszkiem języka – najbardziej podobasz
mi się bez ubrania.
Przewracam oczami.
- No dobra,
postaram się – odkłada książkę – to jest OK.
Wracam do łazienki i zakładam
krótką sukieneczkę na ramiączkach. Niby zwyczajna, lekko rozkloszowana, ale ma
niesamowite kolory, taka wielobarwna krateczka. Adamowi się podoba, ale
stwierdza, że wolałby żebym nosiła dłuższe, chyba, że idę z nim. Kochany jest!
Szorty! Granatowe do połowy uda i bladozielona bluzeczka na guziczki. Do tego
jasne zamszowe buty z cholewką w dziurki. Też się podoba. Jeszcze
biało-niebieski cieniowany kombinezon, który leży na mnie tak, ze nawet nie
musze pytać i wreszcie bielizna! Wychodzę z niewinna minką i okręcam się
powoli.
- Chodź tu
bliżej… – tembr głosu wyraźnie oznacza, że Adam chce się bliżej zapoznać z moim
nowym komplecikiem.
Zerkam na niego i przygryzam
wargę. Nie ukryje, że mu się podobam. Jest nagi!
- Aaa – grożę
mu palcem – tego nie pozwolę Ci porwać – przesuwam dłońmi po staniku i sunę w
dół.
- No chodź – siada
po turecku i wyciąga do mnie dłonie – nie pożałujesz… zdejmę to bardzo
ostrożnie…
- Mam jutro
zdjęcia… – mój opór słabnie w miarę, jak członek Adama przybiera na objętości.
- Będzie
baaardzo delikatnie… - mruczy i zerka w dół – no chodź… - przekrzywia zabawnie
głowę.
Idę powoli i wreszcie staję obok
łóżka. Adam ostrożnie wodzi palcami po moim dekolcie, wzdłuż koronkowego brzegu
stanika… sięga do zapięcia, pochylając się w przód… dotyka ustami piersi tuż
nad koronką… zsuwa ją w dół… ciepły język omiata sterczącą brodawkę… jak
rozkosznie… wzdycham głęboko…
- Mmmm, ale
smakujesz… - koniuszek języka porusza się szybko w górę i w dół – chodź… - jego
dłonie suną wzdłuż mięśni brzucha, na biodra… zsuwają ostrożnie koronkowe
majteczki…
Kiedy jestem kompletnie naga,
Adam przyciąga mnie do siebie i sadza miedzy swoimi udami. Obejmuję go nogami.
Potężny wzwód sterczy w górę między nami, ale Adamowi się nie spieszy… Sięga do
moich ust… rozchyla je i wsuwa leniwie język… jak dobrze… całuje mnie powoli…
czuję ciepłą dłoń na złączeniu ud… gładzi palcem moją szparkę… odprężam się…
odpływam łagodnie… palec stopniowo zwiększa nacisk, ale nie wsuwa się głębiej…
- Jaka jesteś
miękka i delikatna – dwa kciuki suną do mojego wnętrza… rozciągają je na boki…
wszystko jakby w zwolnionym tempie… czuję drżenie moich własnych mięśni ud… mój
mały guziczek też drży… - mogę już wejść? – jak przez mgłę słyszę niski, ciepły
głos.
Mruczę w odpowiedzi do jego ust.
Adam wysuwa ze mnie palce i obejmuje ręką moją pupę, unosząc ją w górę… nakierowuje
śliską główkę… powolutku zsuwa mnie w dół… jest we mnie… rozkoszne rozpieranie…
jak dobrze... jęczę cichutko…
- Boli?
- Nie… dobrze
mi…
Uśmiecha się i patrzy mi w oczy…
ma takie szerokie źrenice… uwielbiam, kiedy są takie… kładzie mi dłonie na
ramionach i dopycha w dół… czuję go naprawdę głęboko… napinam się… robi to tak
powoli, ze nie czuję bólu, tylko coś, jakby opór… rozkosz… jak dobrze…
- Spróbuj
zacisnąć na mnie mięśnie – szepcze mi do ucha.
Próbuję… Adam bierze głębszy
oddech… udało mi się! Jeszcze raz… ciche stęknięcie…
- Dobrze? –
pytam cicho.
- Cudownie… -
mruczy – teraz ja. Nie ruszaj się.
Przyciska mnie do siebie… i
nagle czuję drgnięcie gdzieś głęboko, w dole… niewielki ruch, ale odbieram go każdym
nerwem… jęczę… jeszcze raz… czuję to mocniej… ale jazda…
Robimy to na zmianę… kilaka razy
ja… kilka on… wciąż jestem pełna… prawie się nie poruszamy, a jednak narasta we
mnie fala rozkoszy… kołysze mnie… unosi… oddycham coraz szybciej… silna dłoń unieruchamia
moją pupę… dociska ją… druga masuje pierś… moje wnętrze płonie… pulsuje… nasze
oddechy są ciężkie… dyszące… napór w moim wnętrzu rośnie… jakaś.. twardość…
pęka… odpływam…
- Aadaam… -
głos mi drży…
- Ćśśś, maleńka,
ćśśśś – pulsuje w moim wnętrzu.
Obejmuję Adama za szyję i
opieram głowę na jego ramieniu. Jak mi dobrze, jak błogo… Gładzi moje plecy i
pośladki. Siedzimy tak chyba całe wieki… odchylam wreszcie głowę i zaglądam mu
w oczy. Teraz są znów brązowe, z wesołymi ognikami, jakby zrobił mi świetny
kawał… Uśmiecham się nieśmiało i sięgam do jego ust. Całujemy się chwilę i
wreszcie powolutku się odsuwam. Adam przytrzymuje moje biodra. Och… Kochane
nóżki znowu razem! Wewnętrzne mięśnie ud mam rozkosznie obolałe. Układam się
ostrożnie, cicho pojękując.
- Miało być
delikatnie… - Adam uśmiecha się z zakłopotaniem i okrywa mnie kołdrą – ale na
pewno nie masz widocznych śladów…
- To był seks
tantryczny? – gdzieś o tym czytałam…
- Coś w tym
rodzaju… Podobało Ci się?
- To nie
wiesz? – unoszę brwi.
W odpowiedzi dostaję czuły pocałunek z
języczkiem. Adam niepewny? Nie wierzę!
- Kupiłem
sobie prezent – mówi nagle i wyciąga niewielką reklamówkę ze sklepu z bielizną.
Otwieram szeroko oczy. Nie mieli tam niczego dla mężczyzn…
Adam wyciąga biały koronkowy
komplecik, który tak mi się podobał…
- Ale
zakładasz go tylko dla mnie – ma w oczach takie ciepło…
- Kocham Cię!
– zarzucam mu ramiona na szyję. Nie ma sensu tłumaczyć, że nie musi tego robić!
Dla niego to też sposób okazywania uczuć.
- Ja też Cię
kocham. Bardzo…
---
Doczekałam się wreszcie zdjęć w
Zoo! Tym razem Adam jedzie ze mną. Na szczęście fotograf nie ma nic przeciwko.
Jest wręcz przyjazny! Okazuje się, ze planem zdjęciowym będzie fragment plaży z
tropikalną roślinnością, gdzie normalnie wyleguje się krokodyl. Teraz jest
zamknięty, a piasek będzie udawał Karaiby! Myjemy dokładnie stopy, bo taki jest
warunek dyrekcji Zoo. Cały czas jest przy nas pracownik Zoo, odpowiedzialny za
stan wybiegu, jak go nazywa. Dostajemy bajecznie kolorowe jednoczęściowe
kostiumy i parea na biodra. Asystent
fotografa wyciąga z plastikowego pudła owoce tropikalne i układa na uplecionych
z liści tacach. Drewniany leżak wyglądający na sterany czasem i morskim wiatrem
grat, doskonale wpisuje się w scenerię. Brakuje tylko gorących rytmów…
podryguję, nucąc pod nosem jakąś sambę… przypomina mi się Ania i jej frywolne
bioderka.
- Hej,
tancerko – fotograf mruga do mnie wesoło – poruszaj się tak przed obiektywem!
- Nie ma
sprawy! – przekrzykuję wrzaski papug latających nam nad głowami – załatw jakąś
muzykę.
Po krótkich pertraktacjach,
pracownik Zoo wyraża zgodę na niezbyt głośną muzykę. W końcu jesteśmy wewnątrz
woliery dla ptaków.
Przy wesołych rytmach idzie nam
świetnie. Obie wczułyśmy się w nastrój…
- Przydałby
się jakiś facet – fotograf zerka na Adama, siedzącego na murku niedaleko naszej
„plaży” i pogrążonego w lekturze – Twój chłopak by nie mógł?
- Adam –
prycham – ledwo toleruje to, że ja pozuję…
Fotograf idzie do Adama i coś mu
tłumaczy. Trwa to chyba z dziesięć minut, więc sięgam po butelkę z wodą. Ku
mojemu zdumieniu, Adam odkłada książkę i ściąga koszulę! Odwraca się tyłem do
fotografa, a ten kiwa głową z aprobatą. Idą do nas razem… Jestem w szoku!
- Ale tylko
tyłem? – upewnia się Adam i puszcza do mnie „oczko”. Fotograf podnosi dłoń, jak
do przysięgi.
Adam stoi wyłem do obiektywu
boso, w samych dżinsach. Ma mokre włosy. My jakby uwieszone na jego ramionach…
On pozostaje w swojej pozie, tylko asystent wsuwa mu kolorową apaszkę do tylnej
kieszeni dżinsów, my podrygujemy w tańcu trzymając go za ręce… teraz kolej na
nasze wspólne zdjęcie… stajemy naprzeciw siebie, ale tak, że Adam mnie nie
zasłania i obejmuje w pasie prawą ręką, jakby nie pozwalał się wyminąć… Jeszcze
kilka innych ujęć…
- Jak Cię
namówił? – pytam kiedy wracamy wieczorem do hotelu – wcześniej nawet nie
chciałes o tym słyszeć.
- Sam nie
wiem… - zastanawia się – wydał mi się sympatyczny, a jednocześnie
profesjonalny. I powiedział, że właściwie to będę wieszakiem… - dodaje ze śmiechem
– nie do rozpoznania!
- Akurat! –
chichoczę – Ja bym Twój tyłek poznała wszędzie!
- A ja Twój!
Przekomarzamy się prawie całą
drogę.
- Muszę
napisać list – rozsiadam się przy biurku – postanowiłam napisać do Moniki.
Przecież jak będą wysyłać zdjęcia, to mogą dołożyć kopertę z jej nazwiskiem.
Już pytałam fotografa i on się zgodził.
- Super! A co
jej napiszesz? – Adam zerka na mnie znad książki.
- Wszystko –
uśmiecham się tajemniczo – że już wiem, że kocham Adama i chcę z nim być…
Patrzy na mnie jakoś dziwnie. Jeszcze
kilka miesięcy temu bałabym się, że wywołam u niego popłoch takim
stwierdzeniem… Teraz po prostu przygląda mi się bardzo uważnie.
- Pisz… - mówi
wreszcie i wraca do czytania. Tylko od czasu do czasu delikatnie się uśmiecha
do swoich myśli.
---
- Adam,
okropnie się denerwuję… – łapie go za rękę, kiedy mamy już wejść do klatki
schodowej pięknego białego budynku, gdzie mieszka jego mama.
- No przestań
– nachyla się do moich ust i delikatnie je muska – przecież ją widziałaś! Jest
fajna, lubi Cię…
Na pewno mówi tak, żeby mnie
podbudować. Wcale jej o mnie nie opowiadał! Dobrze go znam! Idę za nim po
schodach, ale nogi mam, jak z waty…
- Cześć! – w
drzwiach na pierwszym piętrze ukazuje mi się znajoma twarz – jak dobrze, że już
jesteście – cofa się i wpuszcza nas do obszernego holu.
- Mamo, poznaj
Olę – Adam cmoka ją szybko w policzek i ogarnia mnie ramieniem, jakby chciał
dodać otuchy.
- Dzień dobry
– staram się, żeby to zabrzmiało sympatycznie.
- Witaj –
podaje mi dłoń i… muska mój policzek – właściwie, to już prawie Cię znam! Moja
mama jest Tobą zauroczona!
- Naprawdę? –
mrugam zaskoczona. No tak, babcia Kasia… - bardzo mi miło, że pani tak mówi…
- Słuchaj,
jeśli Ci to nie sprawi różnicy, to Barbara, albo Basia – już wiem po kim Adam
ma taki piękny uśmiech – czuję jak od „pani” przybywa mi zmarszczek…
Jakoś nie mogę się dalej bać tej
wesołej i bezpośredniej kobiety. Nawet gdybym chciała. Poza tym ma na sobie
dżinsy i lekko pogniecioną lnianą koszulę, a nie elegancki kostium. Wyglądałaby
zwyczajnie, gdyby nie ciężki złoty naszyjnik. Na gołe stopy wsunęła
krwistoczerwone plażowe japonki. Lubi czerwień…
- Jak pa… jak
sobie życzysz… - uśmiecham się niepewnie. Lubię ją!
Po kilku minutach gadamy,
jakbyśmy się znały od co najmniej tygodnia.
- Mamo, gdzie
mam rzucić nasze torby? – Adam zagląda do części kuchennej, gdzie usiadłam na
chwilę przy stole, żeby napić się spokojnie soku. Jego mama krząta się przy
ekspresie do kawy.
- Pościeliłam
Wam w gościnnym, bo w gabinecie mam straszny bałagan z papierami! – kręci głową
i spokojnie wraca do parzenia kawy, a ja prawie się zapowietrzam.
Mamy spać razem? W jej domu?
Łapię rozbawione spojrzenie Adama… znika na chwilę, ale zaraz wraca ze sporym
obrazem, zawiniętym w szary papier. No dobra, pogadamy za chwilę…
- To dla
Ciebie – podaję obraz jego mamie – mam nadzieję, że będzie tu pasował. To praca
mojej siostry…
Odpakowuje go ostrożnie. To
jedna z krakowskich kamienic. Julia skończyła szkic i obok dorysowała niektóre
elementy w powiększeniu. Uważam, że jest naprawdę dobry…
- O rany! –
wpatruje się z zachwytem w jeden z rogów obrazu – tę głowę nazywałyśmy z koleżankami
„pacanem” czyli głupkiem. Jest wspaniały! Powieszę go w sypialni.
Idziemy tam razem. Mieszkanie
bardzo przypomina w stylu to, które wynajmuje Adam, tylko jest dużo większe i
czarno-białe elementy gdzieniegdzie przełamano kolorem. Pokój gościnny ma białe
ściany, białe meble, ale szary dywan i zasłony. Za to na ścianie wisi bajecznie
kolorowy kawał jedwabiu oprawiony w ramę. Pościel ma podobne kolory. W
biało-czarnym salonie stoi narożna skórzana kanapa w kolorze intensywnej
czerwieni, lampy są matowo-srebrne. W jednym z rogów stoi ogromna czerwona
donica z drzewkiem oliwnym. Sypialnia jest szara z drewnianymi meblami w bardzo
ciemnym brązie i białą wymyślną lampą.
- Zjemy dziś w
takiej niedużej knajpce niedaleko stąd – obraz wędruje na ścianę naprzeciw
łóżka – jutro muszę iść do pracy, ale jakoś sobie poradzicie… - mruga do mnie
wesoło – możemy zjeść razem lunch, gdybyś chciała zobaczyć, jak pracuję… Adam
co Ty na to?
- Ola? – Adam
rzuca mi pytające spojrzenie.
- No jasne!
Chętnie… – naprawdę mam ochotę zobaczyć to laboratorium!
- W weekend
mam wolne, więc postaram się gdzieś Was zabrać… - łapie spojrzenie Adama –
hamujcie mnie, jak będę zbyt ekspansywna… - śmieje się – ostatnio cierpię na
brak towarzystwa…
Boże, a ja się tak denerwowałam!
Biedny Adam! Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, jak on musiał się stresować u
mnie w domu. Niczego nie dał po sobie poznać… Nie wiem, jaki jest jego ojciec,
ale mama jest świetna! Chciałabym częściej się z nią spotykać… Nie, stop!
Powoli… Ale coraz bardziej mam nadzieję, że kiedyś tak będzie…
Adam
Ostrożnie wysunął dłoń spod
włosów Oli. Zapadła w głęboki spokojny sen. Oddychała miarowo przez lekko
rozchylone usta. W korytarzu mignęła mu postać matki, więc z ociąganiem wstał i
ruszył do drzwi. Zanim wyszedł, jeszcze raz spojrzał na śpiącą. Ten widok
zawsze go rozczulał…
- Śpi? – matka
odwróciła się do niego, kiedy wszedł do kuchni.
- Tak –
uśmiechnął się – dałem jej prowadzić na autostradzie i musiało ją to
zmęczyć. Jest delikatna, choć w życiu
się do tego nie przyzna. Strasznie się przejmuje tym, że dałaś nam jeden pokój…
- Chyba mi nie
powiesz, że w hotelu mieliście dwa osobne? – przewróciła oczami – Przecież
jesteście dorośli, a ja nie zamierzam bawić się w przyzwoitkę. A swoją drogą, miło
się na Was patrzy – teraz ona się uśmiechnęła – To poważna sprawa, co?
- Mamo! – obruszył
się – ona jest na trzecim roku, a ja nie mam pracy. Na ile to może być poważna
sprawa?
- Jesteś jak
Twój ojciec – pokiwała głową z politowaniem – Wam obu się wydaje, że jak czegoś
nie powiecie, to my jesteśmy nieświadome. Przecież widzę, jak na nią patrzysz!
Spojrzał na matkę z ukosa.
Teraz, kiedy zmyła makijaż wyglądała na młodszą, niż była. Wciąż się
zastanawiał, jak to możliwe, że spotykali się z ojcem tak rzadko, a mimo to,
ona nikogo nie miała. A może tylko dobrze się kryła? Myśl, że mogła być z kimś
obcym, uwierała go bardziej, niż był gotów przyznać. Tyle razy o tym
rozmawiali, a on wciąż nie mógł zrozumieć, dlaczego dokonali takiego wyboru? On
na pewno nie chciał takiego małżeństwa. Ba, nie chciał nawet takiego związku!
- Adam, już to
przerabialiśmy… – westchnęła.
Narastał w nim bunt. OK., to
jego matka, ale jakie miała prawo, żeby go pouczać w sprawach związków? Oboje z
ojcem mieli wypaczone podejście do małżeństwa, a jednocześnie koniecznie
chcieli ingerować w jego życie…
- Nawet nie
nosisz nazwiska ojca – stwierdził z wyrzutem.
- A jakie to
ma znaczenie? – wzruszyła ramionami – Zresztą, niedługo to przestanie być
jakimkolwiek problemem… Dość mam już tych samolotów! – spojrzała na Adama
poważnie – Henryk też nie robi się coraz młodszy… Myślałam, że uda mu się
przylecieć na parę dni, ale ma cały czas problemy z ciśnieniem i lekarz mu nie
pozwolił.
- Mamo, co Ty
mi próbujesz powiedzieć? – chyba nie miała zamiaru poinformować go, że zamierza
się z kimś związać i zrezygnować ze wspólnych wakacji i świąt…
-
Przeprowadzam się – rzuciła obojętnym tonem, ale w jej oczach czaiły się małe
ogniki, które zapalały się zawsze, kiedy próbowała coś ukryć, albo spłatać
figla. Pamiętał je doskonale z dzieciństwa… - nie od razu, ale powoli kończę
swoje sprawy tutaj…
- Wyjeżdżasz
do Stanów? – to była ostatnia rzecz, o jaką by ją podejrzewał – do ojca?
- A myślałeś,
że do kogo? – wyraz politowania doskonale pasował do jej tonu – Nowego Yorku
nie lubię , ale Kalifornia jest znośna… Póki nie było wiadomo, co z Tobą,
wolałam być gdzieś w Europie. No i mogłam się częściej widywać z babcią, ale
teraz najbardziej jestem potrzebna Twojemu ojcu…
- I może mi
jeszcze powiesz, że się pobierzecie?
- A dlaczego
nie? Przecież muszę mieć stały pobyt – stwierdziła, jakby to było coś
oczywistego –Właściwie, to miała być niespodzianka, ale mogę Ci ją zrobić
dzisiaj. Myśleliśmy o ślubie na jesieni,
jak już będziesz z nami na dłużej…
Napotkał jej badawcze
spojrzenie. Była ciekawa jego reakcji? Zaskoczyła go nie mniej, niż wtedy, gdy
oznajmiła, że rozwodzi się z ojcem. Dopiero później zrozumiał, że musiała tak
postąpić… Tylko tak mogła liczyć na wyjazd z kraju i spotkanie z mężem. Z
mężem? Z byłym mężem! A teraz zamierzali się pobrać! Po tych wszystkich latach
osobno! Czyżby?
- Jak często
widujesz się z ojcem? – ile razy dzwonił i nagrywał się na sekretarkę, a po
kilku dniach matka oddzwaniała? Nigdy się nie tłumaczyła, a on nigdy nie pytał…
- Średnio raz
w miesiącu… - zastanowiła się - Ostatnio rzadziej z powodu zdrowia Henryka…
- Nie
wiedziałem… - bąknął zakłopotany -
Dobrze, że będę miał teraz dla niego więcej czasu.
- Ucieszył
się, jak mu powiedziałam o Twojej decyzji – dotknęła jego włosów – A co Ola na
to?
Opuścił głowę, unikając jej
wzroku.
- Nie
powiedziałeś jej? – w głosie matki usłyszał zdziwienie pomieszane z wyrzutem.
- Nie chciałem
jej psuć wakacji – stwierdził niechętnie – Powiem jej, jak się spotkamy we
Francji. Julia, siostra Oli zaprosiła mnie na ślub, więc muszę we wrześniu
polecieć do Marsylii. Może pójdziemy jutro poszukać prezentu. Ola myślała o
jakiejś lampie…
- Znam fajny
sklep z oświetleniem. Gdzieś mam ich wizytówkę… - sięgnęła do obrotowego
stojaczka z „milionem” kolorowych kartoników – Masz dobre intencje, ale
powinieneś jej powiedzieć…
- Nie szukaj.
Nie sądzę, żeby zgodziła się zrobić zakupy w sklepie, gdzie Ty kupiłaś lampy… –
spojrzał na design’erskie lampki,
rzucające kręgi światła na stół, przy którym siedzieli.
- O tym też
nie rozmawialiście… - bardziej stwierdziła, niż spytała. Spojrzała na syna z
dezaprobatą – Wyrosłeś na naprawdę fajnego faceta, ale weź czasem pod uwagę, że
Ola może nie być tak cierpliwa i wyrozumiała, jak ja!
Ściągnął brwi, ale po chwili
jego twarz rozjaśnił uśmiech. Znalazł to, czego szukał! Miesiąc w tę, czy w tę,
nie odgrywał większej roli. Przynajmniej taką miał nadzieję…
Lotnisko w Dusseldorfie
- Mam wyrzuty
sumienia, że nie odstawiam Cię do domu – Adam ma zbolałą minę – naprawdę byłbym
spokojniejszy…
- Kochanie,
nie bądź dzieckiem – śmiesznie brzmi, kiedy tak do niego mówię. Jakbyśmy się
zamienili rolami – Gdyby to mój ojciec był chory, na pewno nie pozwoliłbyś mi
się nigdzie włóczyć!
Nic nie odpowiada, ale wiem, że tak by zrobił.
- Odstawiłbym
Cię natychmiast do domu! – przyznaje niechętnie – ale Ty, to co innego…
- Nie –
przerywam – nie ma różnicy! – ujmuję jego twarz w dłonie – Mam trzy godziny na
przesiadkę w Berlinie, potem w Warszawie odbiera mnie Michael. Nic mi nie
będzie. Zadzwonię do Ciebie z Warszawy. Nie martw się! – zerkam na zegar. Muszę
iść – Tylko przyleć do Marsylii!
- Nie ma innej
opcji! – śmieje się – Nie pozwolę Ci spędzić wesela siostry z tym Włochem!
- Nie ufasz
mi? – mrużę oczy. Uwielbiam, kiedy jest zazdrosny!
- Tobie ufam,
ale jemu ani trochę!
- Kocham Cię –
zarzucam mu dłonie na szyję.
- Ja Ciebie
też – popycha mnie lekko w stronę stanowiska odpraw – Jak nikogo na świecie –
dodaje.
Całuję go szybko i idę do
okienka. Jeszcze chwila i będę płakać, a przecież to tylko sześć tygodni…
Kiedy jestem już za bramką,
wydaje mi się, że widzę Adama. Stoi przy oknie z twarzą ukrytą w dłoniach. Aż
tak będzie tęsknił? Mój kochany Adam, mój jedyny…
---
Koniec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz