Stoję w holu
krakowskiego lotniska i czuję, jak drżą mi łydki. Wcale nie z zimna, choć za
oknami pełno śniegu! Jak to będzie, po takim długim czasie? Przez telefon, to
ten sam Adam, ale czy na pewno się nie zmienił? Rozglądam się za jakąś ławką,
ale to bardziej przypomina dworzec autobusowy, niż port lotniczy. Z drugiej
strony, i tak trzeba się cieszyć, że jest, i że mogłam dzięki temu wyjechać na
spotkanie. Do Warszawy nie dałoby rady, a tak wystarczyło wybłagać skrócenie
zajęć o godzinę. Ile jeszcze? Zadzieram głowę, żeby sprawdzić na tablicy, kiedy
rozlega się komunikat. „Samolot z Wiednia wylądował, bagaże będą…”. To ten,
nareszcie! Podchodzę na miękkich nogach do barierki. Wydaje mi się, że mignęła
mi w oddali ciemna czupryna. Nagle szklane drzwi się rozsuwają i pojawiają się
pierwsi pasażerowie. Na razie ci z bagażem podręcznym. Ależ mi serce wali!
Długo każe na siebie czekać, myślę, ale kiedy wreszcie się pojawia, wszystko
staje się jasne. Ciągnie dwie ogromne walizki. Nagle ogarnia mnie dziwna
niepewność i onieśmielenie. Co mam zrobić? Co powiedzieć? Stoję bez ruchu i po
prostu patrzę, jak idzie w moim kierunku.
- Nie przywitasz mnie? –
zatrzymuje się jakiś metr ode mnie i prostuje się, pozostawiając bagaże na
ziemi.
- Boże, tak! – zarzucam mu ręce
na szyję i wtulam się w niego z całej siły. Ogarnia mnie swoim zapachem, swoim
ciepłem, po prostu sobą…
- Ola, maleńka, kochana – szepcze
mi do ucha, a ja czuję, jak te słowa przenikają do głębi mojej duszy, do serca,
do każdej najmniejszej komórki ciała – popatrz na mnie – odchyla się i unosi
dłonią moją brodę – moja piękna… - sięga do moich ust. Dotyka ich delikatnie,
pocierając leciutko swoimi ustami. To takie obezwładniająco przyjemne…
Rozchylam wargi i przywieram mocniej. Pragnę go, pragnę jak powietrza! Ciepły
język zagłębia się powoli, ale pewnie, sprawiając, że przenika mnie przyjemny
dreszcz. Wzdycham z ulgą. To jest jak narkotyk, którego moje ciało domagało się
od tak dawna. Adam powoli omiata zęby, sunie po policzkach i podniebieniu,
zapoznając się na nowo z każdym zakamarkiem. Nie wiem, jak długo to trwa, ani
ilu ludzi przechodzi obok. Jest mi to obojętne. Czuję, jak tętno mi
przyspiesza, niosąc z prądem krwi rozanielenie. Zniewala mnie to poczucie
przyjemnej niemocy, bo oto jestem w ramionach mężczyzny, którego pragnę
najbardziej na świecie. Mojego jedynego, najdroższego, ukochanego… Adam sięga
głębiej i nagle cała rozkosz spływa mi w jedno miejsce, delikatne i wrażliwe…
pulsuje! Nogi się pode mną uginają, ale silna dłoń przyciska mnie do siebie.
Brak mi tchu!
-
Ale jesteś słodka – szepcze wprost do moich ust niskim, aksamitnym
głosem. Jeszcze chwila i zapomnę, że babcia Kasia czeka na nas z obiadem i będę
błagać o seks – uwielbiam takie przywitania – mruczy – warto było czekać.
- Przestań – zerkam na niego spod
brwi – nawet tak nie myśl! To czekanie było straszne!
- Wiem – znów mnie tuli do piersi
– dla mnie też.
- Babcia gotuje dla Ciebie od
wczoraj – mówię cicho, choć nie ma koło nas nikogo – powinniśmy jechać.
Dostaję
jeszcze jednego buziaka i Adam znów sięga po walizki.
- Pomogę Ci – próbuję unieść
jedną z nich, ale kiepsko mi idzie.
- Lepiej nie – śmieje się ze mnie
– otwieraj mi tylko drzwi i wołaj taxi!
Z
niemałym trudem udaje nam się upchnąć je w bagażniku poloneza.
- Co Ty tam masz? – walizy są
ciężkie jak nieszczęście!
- Zobaczysz – trąca nosem mój
policzek, kiedy sadowimy się na tylnym siedzeniu, a potem bierze mnie za rękę i
przytula ją do policzka.
- Jaka zimna – dziwię się, bo
zawsze miał takie ciepłe dłonie.
- Pewnie dlatego, że ze środka
lata przyleciałem do środka zimy – wsuwa nasze dłonie za połę kurtki – ale
chyba długo nie będą zimne – nachyla się do mnie i delikatnie gryzie w płatek
ucha – Ale się za Tobą stęskniłem, maleńka.
Czuję
motyle w brzuchu. Cały rój, który łaskocze przyjemnie, obiecując więcej… To
jest pewnie ta chemia, o której wszyscy mówią. To coś, co sprawia, że wystarczy
jedno słowo, jedno muśnięcie warg i mam ochotę poczuć go w sobie. Boże, jaka
jestem spragniona!
- O czym myślisz? – słyszę miękki
niski głos tuż przy uchu. Koniuszek języka delikatnie pieści moją skórę.
- O tym, że nie wiem, czy…? – O
rany, mam mu tak po prostu powiedzieć, że chcę się kochać? Czuję, ze pieką mnie
policzki – O niczym. Tak sobie myślałam… Nie, o niczym – plączę się.
- Chcesz mnie? – szepcze tak
cicho, że na pewno tylko ja to słyszę.
Spuszczam
wzrok i kiwam głową. Na pewno jestem czerwona, jak piwonia.
- Uwielbiam Cię taką! – ma takie
palące spojrzenie, że gdyby to było możliwe, zaczerwieniłabym się jeszcze
bardziej – To tu – mówi nagle do kierowcy i dopiero wtedy orientuję się, że
jesteśmy na miejscu – Pomoże mi pan zanieść to na górę? – Adam wręcza kierowcy
dwa zielone banknoty, ale ten lekko się krzywi, więc dokłada jeszcze jeden.
Ceny poszły w górę.
Idę
przodem i z wprawą otwieram drzwi. Adam zerka na mnie z lekkim zaskoczeniem.
Och, przecież mu mówiłam, że byłam tu rezydentką do zeszłego tygodnia. Dopiero,
kiedy babcia Kasia poczuła się całkiem dobrze i wróciła do lekcji tańca,
przeprowadziłam się z powrotem do akademika.
- Babciu, jesteśmy! – wołam od
samych drzwi i robię miejsce Adamowi i kierowcy, oraz dwóm gigantycznym
walizkom. Łapię jeszcze jego zaskoczone spojrzenie, ale już nie zdążam niczego
mu wytłumaczyć.
- Adam, kochanie! – babcia
wyciąga ręce, a Adam łapie ją wpół i okręca wokół siebie, jak dziecko.
Dopiero teraz
widzę, jaka jest drobna, ale też wysportowana. Wyglądają tak pięknie, kiedy się
do siebie śmieją. Pozwalam im się sobą nacieszyć w spokoju. Biegnę do kuchni,
bo zapach, który stamtąd dochodzi jest tak kuszący, że muszę sprawdzić, co to
takiego. W piekarniku odkrywam pieczeń, obłożoną ziemniakami obtoczonymi w
jakichś ziołach, na kuchni garnek z rosołem. W wazie pyszni się żółciutki,
ręcznie robiony makaron.
- Królewski obiad! – wyrażam swój
zachwyt, kiedy w drzwiach kuchni pojawia się gospodyni.
Rzeczywiście,
obiad dostajemy iście królewski, z surówką, kompotem i deserem! Choć nakładałam
sobie mikro-porcje, jestem tak objedzona, że chyba pęknę! Po raz kolejny
wysłuchujemy opowieści o tym, jak Adam został wzięty za przemytnika narkotyków.
Tym razem wersja jest pełna, bo niektórych rzeczy nie chciał mówić przez
telefon. Nie wiem ile w tym szczęścia, a ile zabiegów jego rodziców, ale to, że
załatwili wszystko w niespełna dwa tygodnie, to cud.
- Teraz prezenty! – Adam
przyciąga do salonu jedną z walizek, a ja zabieram ze stołu filiżanki – Tu są
głównie rzeczy dla Ciebie – mówi do babci – Mama nakupowała jakichś proszków i
płynów, a to od ojca – wyciąga coś owiniętego w sweter. Co za wykorzystanie
miejsca!
Obie
przyglądamy się z zaciekawieniem, a Adam wyciąga z zawiniątka… telefon!
- Żebyś więcej nie miała
problemów ze zgubionymi numerami – śmieje się – można tu wpisać 10 numerów i
wybierać je tylko jedną cyfrą, od 0 do 9.
- Muszę w takim razie zadzwonić
nim do Henryka i podziękować – babcia podnosi słuchawkę i przykłada do ucha –
Jaka lekka! – zachwyca się.
- Masz już wpisany numer rodziców
pod jedynką, pod dwójką do pracy ojca i to na razie tyle – Adam bierze telefon
i rusza do przedpokoju – podłączę go od razu.
- To jeszcze zapisz mi numer do
Oli – uśmiecha się do mnie porozumiewawczo – jakbym nagle potrzebowała się
skontaktować z wnuczką.
- Co wyście tu uknuły za moimi
plecami? – Adam przygląda nam się podejrzliwie, ale po chwili mruga do mnie
wesoło, a potem odwraca się do babci – zadzwoń wieczorem, to pogadasz też z
mamą.
Okazuje
się, że walizka pełna jest ubrań, butów, pasty do zębów, pachnących mydełek, a
na dnie leży pudło proszku do prania. Trudno się dziwić, że rzeczy Adama tak
pięknie pachną.
- Teraz Ty – Adam bierze mnie za
rękę i prowadzi do swojego pokoju.
- Ja? Przecież dostałam już
prezent – jestem naprawdę zaskoczona.
- Taak… – pociera dłonią policzek
– tylko zamieszałem niepotrzebnie tą płytą, a poza tym nie dostałaś tego pod
choinkę, tak jak chciałem.
- Ty głuptasie – wspinam się na
palce i zarzucam mu ręce na szyję – To i tak cud, że dostałam go tak szybko!
Poza tym jest cudny, a płyta mi się podoba, tylko w tamtych okolicznościach źle
ją zrozumiałam – szepczę.
Silne
dłonie przyciągają mnie do siebie i czuję ciepły oddech na szyi. Boże, jak
bardzo mi tego brakowało. Adam skubie delikatnie moją skórę, a ja czuję to
niepokojąco nisko, w zupełnie innych okolicach… Głębokie westchnienie z moich
ust działa na niego, jak zachęta. Sunie dłonią po mim boku, do przodu, do
piersi… odruchowo się wyginam, szukając jego dotyku. Chcę Cię, jak mam Ci to
powiedzieć? Obejmuje moją pierś, a ja zastygam czekając na więcej. Czuję, jak
coś twardego zaczyna uciskać mój brzuch. Przywieram mocniej…
- Masz jutro zajęcia? – niski
aksamitny głos szepcze wprost do mego ucha.
- Tak, ale nie rano – głos mi
drży.
- To może…? – zawiesza głos –
Może zmienimy lokal?
- Mmm – nareszcie! – na bardziej
intymny?
- Mała – odsuwa się ode mnie i
zerka w dół – grasz nieczysto! – figlarne ogniki zapalają się w jego ciemnych
oczach – to obejrzyjmy szybko prezenty i… - unosi jedną brew.
W
tej chwili marzę o tylko jednym prezencie, za to wręczanym mi wielokrotnie. Mam
gorące, wilgotne miejsce między nogami, które domaga się wypełnienia, a
obietnica spełnienia tylko pogarsza sprawę. Ostatkiem sił skupiam się na tym,
co do mnie mówi. Pociechą jest to, że klęka z trudem, poprawiając opięte
spodnie. Nie mogę oderwać wzroku od tego miejsca.
- Mała! – łapie moje spojrzenie i
grozi mi palcem. Mój Adam, mój, jak dawniej – ta będzie odpowiedniejsza –
podaje mi płytę.
-„ Agent Provocateur” Foreigner – czytam. Odwracam pudełko i
przebiegam wzrokiem tytuły – „I Want To Know What Love Is”. Czy znów chcesz mi coś powiedzieć? – unoszę brwi.
- Nie, po prostu ta muzyka mnie
urzekła. Kiedy jej słucham, to kojarzy mi się z Tobą. Teraz już mogę Ci
wszystko powiedzieć osobiście – uśmiecha się – A co powiesz na to? – wyciąga
krótką ogniście czerwona spódniczkę.
- O rany! – opada mi szczęka – To dżins! – przykładam ją do
siebie. Idealna! – Skąd wiedziałeś, jaki mam rozmiar?
- Przecież byłem z Tobą na zakupach – cieszy się tak, jakby
to on coś dostał.
- Twój prezent czeka w mieszkaniu – mówię szybko.
- To chodźmy go obejrzeć.
- A babcia Kasia? Nie będzie jej przykro? – tak bardzo chcę,
żeby powiedział, że nie.
- Zaraz wracam – wstaje szybko, ale nie zdąża wyjść, bo najpierw
rozlega się ciche pukanie, a potem w uchylonych drzwiach pojawia się drobna
uśmiechnięta twarz.
- No to, jakie plany, dzieci? – zerka na spódniczkę, którą
wciąż trzymam w dłoniach – O, jaka ładna! Dobrze Ci będzie w czerwieni.
- Właśnie ustalaliśmy, co będziemy robić wieczorem – Adam
mówi to zupełnie spokojnie, za to ja natychmiast mam przyspieszony puls.
Dlaczego mnie to krępuje? Przecież ona jest normalna!
- To pewnie zobaczymy się jutro? – mówi z lekkim
rozbawieniem, jakby na potwierdzenie moich myśli – no to jedźcie, bo za jakieś
pól godziny wpadnie do mnie Jadzia, a ona Was zagada na śmierć.
Mam
ochotę ją uściskać. Patrzę, jak Adam wysypuje do walizki zawartość plecaka,
który był jego podręcznym bagażem, a potem wkłada tam kosmetyczkę i kilka
ubrań.
- Zamówimy taksówkę? – zerka na mnie z szerokim uśmiechem.
- Nie ma potrzeby, postój jest za rogiem. Zrobili go
niedawno. W ogóle sporo się zmieniło. Zobaczysz – wstaję i zabieram swoje
prezenty – Zabierzesz to do siebie? Mam tylko małą torebkę.
- Jasne – dokłada jeszcze jakieś drobiazgi wygrzebane z
walizki – Idziemy!
Wydaje
mi się, że ta jazda nigdy się nie skończy. Adam siedzi obok mnie i co chwila
muska delikatnie moje włosy, albo policzek, jakby się nie mógł nacieszyć tym, że
ma mnie tak blisko. Uwielbiam, kiedy to robi! Moje podniecenie, jest prawie
namacalne. Kiedy dojeżdżamy, pragnę tylko, żeby pani Mai nie było w domu. Nie
wytrzymam dłużej!
Moje
prośby zostają wysłuchane. Bez przeszkód docieramy do przedpokoju. Ledwie
przekręcam klucz w drzwiach, a już przywierają do mnie gorące niecierpliwe
usta. Natarczywy język nie pozwala mi złapać tchu. Po omacku pozbywamy się
kurtek i butów, przerywając pocałunki tylko po to, by zrzucić z siebie kolejne
warstwy ubrań. Po dłuższej chwili docieramy do sypialni, wciąż pochłaniając się
nawzajem. Drżącymi rękami sięgam do spodni Adama. To nie lada sztuka odsunąć
zamek napięty do tego stopnia! Moje spodnie już suną w dół, ciągnięte silnymi
dłońmi… Bluzka! Mam wrażenie, że stanik
za chwilę mi pęknie pod naporem obrzmiałych piersi. Głuchy pomruk zadowolenia
dociera do moich uszu, kiedy sterczące sutki, okryte tylko cienką koronką,
ocierają się o jego klatkę piersiową. Bezwstydnie sięgam do bokserek,
opinających potężny wzwód. Pomruk staje się głębszy, bardziej gardłowy… jak warknięcie
drapieżnika. Obejmuję go dłonią… jaki twardy! Nogi same się pode mną uginają.
- Prysznic? – szepczę ochryple.
- Potem – szepcze do moich ust i
pozbywa się stanika, by wziąć w posiadanie wrażliwą pierś. Obejmuje ustami
brodawkę i wciąga ją mocno… ssie, sprawiając, że zaczynam drżeć. Odchylam głowę
i poddaję się tej rozkosznej torturze. Cienkie koronkowe majteczki nie są w
stanie przyjąć więcej wilgoci. Jęczę głośno, kiedy porzuca udręczoną pierś, by
zająć się drugą. Mam mokre uda!
- Weź mnie – błagam bez tchu –
weź mnie teraz – zsuwam bokserki, uwalniając żylasty nabrzmiały członek.
Popycha
mnie na łóżko. Adam opiera dłonie na moich biodrach i po chwili jestem
kompletnie naga. Trzyma moje mokre majtki, a ja rozkładam bezwstydnie nogi.
Jego wzrok mnie dotyka, parzy!
- Weź mnie – jęczę.
- Ale jesteś piękna – sunie ciałem po moim
ciele. Nasze skóry trą o siebie, sprawiając, że prawie umieram z pożądania – jaka wilgotna, jaka gotowa –
mruczy.
- Boże, Adam, zabijasz mnie –
kwilę, czując napór tuż u wejścia do mojej obrzmiałej szparki – Dalej! –
chwytam dłońmi jego pośladki i przyciągam do siebie.
Potężne pchnięcie
zapiera mi dech! Co za rozkosz, co za ulga! Sunie we mnie, rozpycha się,
wchodzi do głębi, jakby sprawdzał, czy się zmieści! Słyszę gardłowy niski jęk.
Otwieram oczy i widzę twarz Adama tuż nad sobą. Ma półprzymknięte powieki, ale
kiedy je unosi, napotykam głębokie spojrzenie, w którym tonę. Jaki jest piękny!
Wysuwa się powoli, ale potem… pchnięcie znów mnie obezwładnia… i kolejne… i
jeszcze! Tempo jest zawrotne. Wypycham biodra na spotkanie kolejnych sztychów.
Jęczę i krzyczę z rozkoszy. Wpijam palce w twarde pośladki, napinające się przy
każdym ruchu.
- Ola… cicho… - stęka z wysiłkiem
i zastyga w bezruchu, zanurzony we mnie aż do dna – błagam…
- Dalej – poruszam biodrami. Chcę
więcej! To wypełnienie jest niesamowite. Wypchnięcie bioder czuję aż pod
przeponą, aż brak mi tchu – jeszcze!
- Po…cze…kaj… - wydusza z siebie.
Och,
jest blisko! Teraz to do mnie dociera. On próbuje zapanować… nie! Nie zatrzymuj
tego!
- Dalej – unoszę głowę i chwytam
zębami skórę na jego piersi.
- Ola, mmmm! – niski zwierzęcy
pomruk przeszywa powietrze i czuję rozpierające pulsowanie.
- Jesteś boski! – przyciągam go
do siebie jeszcze mocniej. Jak dobrze! Unoszę się, jakby tuż pod powierzchnią,
niewiele mi brakuje…
- O, zdrajczyni! – syczy mi do
ucha – Wybacz, nie dałem rady – dyszy – tak dawno Cię nie miałem, że nie byłem
w stanie…
Szukam
jego ust. Skubię delikatnie jego wargi, pozwalając mu złapać oddech. Po
dłuższej chwili znów się porusza. Nie czuję, żeby zmiękł, czy zmalał. Nadal
rozpiera mnie rozkosznie. Teraz skupia całą uwagę na mnie.
- Załóż ręce za głowę – mruczy i
pociąga w górę moje kolano. Czuję go inaczej, jakby mocniej z tyłu. Pchnięcia
są silne, ale nie tak gwałtowne… rytmiczne… dręczące. Czuję, jak wzbiera we
mnie podniecenie. Mój mały guziczek pulsuje. Oddycham głęboko, coraz szybciej.
Adam też przyspiesza, mój oddech nadaje tempo. Jęczę cicho przy każdym oddechu.
Adam podciąga mi w górę drugie kolano.
-Zaprzyj się rękami o łóżko –
jego szept dociera do mnie, jak przez mgłę. Robię, co karze, a wtedy on odchyla
się lekko w górę i przyspiesza. Wbija się we mnie, jak tłok, mocno, bez końca!
Krzyczę i piszczę z rozkoszy. Prężę się i wyginam, sunę paznokciami po drewnie
łóżka. Nie wytrzymam dłużej! Już nie wytrzymam!!! Aaaaa…. Ogarnia mnie
ciemność… gęsta…, miękka…, ciepła… otula mnie i unosi.
- Kochanie – Adam tuli mnie i
kołysze – już dobrze, już… - przekręca się na plecy i pociąga mnie za sobą.
- Jesteś… - wtulam się w jego
szyję. Czuję pod powiekami łzy – jesteś…
- Jestem przy Tobie – gładzi moje
włosy, a potem delikatnie mnie całuje – Jak mi tu dobrze – mruczy.
Leżymy
tak chyba z pół godziny, rozkoszując się naszą bliskością. W końcu przeciągam
się leniwie.
- Idę pod prysznic – trącam nosem
szorstki policzek – jak chcesz, to do mnie przyjdź.
- Przyjdę – odchyla kołdrę i
wypuszcza mnie z objęć. Zerkam na jego ptaszka, który leży teraz spokojnie, ale
pod wpływem mojego spojrzenia delikatnie drga i zaczyna się prostować. Adam
unosi jedną brew, ale ja, czym prędzej umykam do łazienki.
Wchodzę
pod strugi ciepłej wody. Rozciągam ostrożnie obolałe mięśnie. To takie
zniewalające uczucie. Sięgam między uda i natychmiast znów mam ochotę. Stop! To
tylko prysznic, myślę, ale ciało domaga się pieszczot.
- Wow! – odwracam się i przez
strugi wody płynące po szybie widzę, że trzyma w dłoni gazetę – Ładnie
wyszliście – szczerzy do mnie zęby – To co? Mam się bić z Arturem, czy nie? –
śmieje się filuternie.
- Sam zdecyduj – Ty głupku! Nawet
gdybym chciała Cię zdradzić, nie byłoby to łatwe. Nigdy dotąd nie czułam takiej
chemii, jak z Tobą. Adam odkłada gazetę i przygląda mi się przez chwilę.
- Idę do Ciebie – mówi wreszcie,
zerkając wymownie w dół.
O rany, jest
gotowy! A ja mam między nogami galaretę! Przez chwilę stoi obok mnie,
pozwalając, by woda zmoczyła go całego, a po chwili uchyla drzwi kabiny i sięga
po coś.
- Mam dla Ciebie jeszcze coś -
otwiera sporą butelkę i wypuszcza na dłoń gęsty kremowy płyn. Mam oczywiste
skojarzenia – Odwróć się – przykręca wodę i masuje mi plecy. Całą kabinę
wypełnia zapach wanilii.
- Zapamiętałeś – mruczę i opieram
się łokciami o mokre płytki. Czuję, że piersi znów mi obrzmiewają i po chwili
brodawki zaczynają przyjemnie mrowić. Adam ogarnia je dłońmi i masuje,
przyciskając jednocześnie twardy wzwód do mojej pupy.
- Już Ci mówiłem, że pamiętam
wszystko, co dotyczy Ciebie – schodzi do bioder i zmusza mnie do wygięcia się.
Śliskie udo wsuwa się między moje nogi, rozstawiając je szerzej. Czekam w
napięciu, ale Adam postanawia najpierw pobawić się moim guziczkiem. Mokre śliskie
palce są do tego idealne. Do cudownego zapachu dołączają moje jęki i sapanie.
Nawet nie staram się nad sobą panować. Opieram czoło na skrzyżowanych
przedramionach. Adam przykuca lekko, żeby trafić… Och! Znów mam go w sobie. Jak
cudownie mnie wypełnia, jak idealnie pasuje – Marzyłem o tym… - mruczy, skubiąc
zębami mój kark.
- O prysznicu? – droczę się.
- Mhm – odchyla się i
przytrzymuje moje biodra, wsuwając się i wysuwając miarowo – o prysznicu i Twoim
ślicznym tyłeczku… mokrym i śliskim – moje pośladki ustępują pod jego naporem –
Wiesz, jak pięknie wyglądasz? – przytrzymuje mnie i wchodzi mocniej – Już sam
nie wiem, którą stronę wolę?
Te
słowa są tak samo podniecające, jak to, co robi. Czuję gorąco, które kłębi się
gdzieś w moim wnętrzu. Wyginam się mocniej, co Adam nagradza niskim, gardłowym
pomrukiem. Dłonie płynnie wędrują z moich bioder do piersi, ugniatają je i
drażnią brodawki. Nie mam już sił, ale chcę jeszcze, jeszcze… Nagle Adam wysuwa
się ze mnie z cichym mlaśnięciem.
- Nie! – buntuję się. Czuję się
taka pusta!
- Odwracamy się, kochanie –
okręca mnie wokół swojej osi i podciąga w górę moje lewe kolano – nie chcę
powtórki sprzed godziny, a jak tak na Ciebie patrzę… - kręci głową.
Po
chwili wchodzi płynnie i znów mam go w sobie. Mocno przyciska mnie w talii i
sięga do moich ust. Nasze języki rozpoczynają przerwany taniec. Pochłaniamy
się, ssiemy i kąsamy, a tam na dole, potężny wzwód pracuje nieprzerwanie,
sprawiając, że rozgrzewam się do białości. Obejmuję Adama za szyję i przyciskam
się do niego. Jęczę głośno, coraz głośniej… słyszę, jak mój własny głos wraca
do mnie. Dalej, mocniej, jeszcze, jeszcze chwila…
- Adaaam! – wykrzykuję jego imię,
jak zaklęcie, które ma mnie ponieść. Jestem bez sił, ale Adam jeszcze mnie nie
puszcza, jeszcze mnie potrzebuje.
- Wytrzymasz? – sapie.
- Tak – jęczę i obejmuję go
mocniej.
Czuję
jego pchnięcia, jak zwielokrotnione, niewiarygodnie mocne! Kurczę się, przemyka
mi przez myśl. Boli! Zaciskam zęby, żeby nie krzyczeć, kiedy nagle czuję
pulsowanie i wszystko ustaje. Pozostaje tylko rozkosz, czysta rozkosz.
Nie
wiem, kiedy Adam odkręca kurek, ale stoimy przytuleni pod strugami wody, ciężko
dysząc. Kończymy prysznic, jak w zwolnionym tempie. Moja biedna sponiewierana
szparka musi odpocząć. Osuszam się delikatnie miękkim ręcznikiem. Adamowi idzie
to sprawniej, ale on zawsze szybciej dochodził do siebie. Otula się ręcznikiem,
kiedy ja dopiero zabieram się za włosy.
- Kolacja? – mruga do mnie –
zobaczę, co mamy w lodówce.
Zdziwisz
się, odpowiadam mu w duchu, dobrze ją zaopatrzyłam. Rzeczywiście, po chwili
wraca z butelką białego wina w ręce.
- Ale się przygotowałaś! – mówi z
zachwytem – możemy stąd nie wychodzić przez tydzień.
- Nawet przez dwa – odsłaniam w
uśmiechu zęby – nie zaglądałeś do zamrażarki.
Leżymy
na rozłożonej kanapie, nasze nagie ciała okrywa tylko kołdra. W tle muzyka z
płyty, którą mu kupiłam. Instrumentalne wykonania popularnych przebojów,
oczywiście także na saksofonie. Delektujemy się kawałkami sera i winogronem,
przepijanym białym winem. Pewnie powinno być czerwone, ale miałam tylko takie,
a nie chciałam kupować byle czego. Od czasu do czasu Adam karmi mnie winogronem
z ręki. Wreszcie sięga do moich ust, a potem oblizuje się ze smakiem.
- To dziwne – mówi - jemy
winogrona, a Ty dalej smakujesz mi truskawkami.
Uśmiecham
się do niego. Oczy mi się kleją, ale Adam wygląda na rześkiego.
- To różnica czasu – wzdycha –
podobno nie ma innej rady, tylko trzeba jak najszybciej dopasować się do nowego
rytmu.
- A która jest? – rozglądam się
za zegarkiem - O rany, prawie północ. To idziemy spać.
Przenosimy
się do sypialni i układamy w łóżku, przytuleni do siebie. Jak dawno tak nie
zasypiałam. Wciągam zapach Adama do płuc.
- Wiesz, że jak mieszkałam przez
chwilę w Twoim pokoju, to spałam z Twoją koszulką? – mówię sennie.
- Naprawdę? – całuje mnie w
czubek głowy – i co?
- I dzięki temu, łatwiej mi było
zasnąć – mruczę, a ciepła dłoń gładzi moje plecy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz