Dni mijają mi strasznie szybko.
Jeden jest podobny do drugiego, wypełniony zajęciami i nauką. Coraz bardziej
dociera do mnie, że mam jakby dwa różne życia. Jedno trwa od poniedziałkowego
poranka do piątkowego popołudnia i jest niewyobrażalnie nudne, z chwilami
ostrego stresu przed zaliczeniami i kolokwiami. Drugie to weekendy z Adamem,
które są tak cudowne, że aż nierealne. To mieszanka romantycznych spacerów,
wesołej zabawy i niesamowitego seksu.
W piątek po zajęciach pędzę do akademika jak na
skrzydłach. Mam kilka minut na przebranie się i już widzę, jak z taksówki,
która zatrzymała się przed akademikiem wysiada Adam. Macham mu przez okno,
posyłam buziaka Oli i pędzę po schodach w dół. Wybraliśmy pociąg, bo jazda
samochodem w piątek po południu to koszmar.
- Kupiłem bilety, żeby nie
tracić czasu – Adam zabiera moją torbę.
Oczywiście siedzimy w pierwszej klasie. Kiedy tylko
pociąg rusza, Adam natychmiast kładzie mi głowę na ramieniu i zasypia ze zmęczenia.
Patrzę na przesuwający się za oknem krajobraz i odbicie jego twarzy w szybie. Gdybym
miała teraz aparat, mogłabym zrobić niesamowite zdjęcie. Praca modelki, oprócz
wymiernej korzyści, jaką są pieniądze, dała mi jeszcze umiejętność postrzegania
rzeczywistości w nieco innym wymiarze. Pozując, trzeba się zastanowić, co widzi
fotograf. Oglądając pejzaże, czy ludzi, sama staję się jakby fotografem.
Nieważne, czy mam w ręce aparat. Głowa Adama ciąży mi na ramieniu, ale boję się
go obudzić, więc tylko delikatnie ją poprawiam, żeby się nie zsuwała. Adam
mruczy przez sen, jak kot. Mój oswojony drapieżnik… Starszy pan w szarym
garniturze, siedzący naprzeciw nas patrzy na nas zamyślony. Uśmiecham się do
niego przyjaźnie. Może kiedyś też tak spał na ramieniu swojej kobiety?
Odpowiada mi uśmiechem i sięga po gazetę.
- Spałem? – Adam otwiera
oczy, kiedy pociąg zatrzymuje się na Dworcu Zachodnim.
- Jak suseł – śmieję się i
rozcieram zdrętwiałe ramię – ale teraz już nie zasypiaj, bo zaraz wysiadamy.
- Trzeba mnie było przesunąć
albo szturchnąć – patrzy z poczuciem winy jak rozprostowuję palce.
- Za nic w świecie! – chichoczę
– Wiesz, że mówisz przez sen?
- Naprawdę? – ma panikę w
oczach.
- Żartowałam – całuję go w
policzek.
Kiedy starszy pan wychodzi z przedziału, Adam daje mi
lekkiego klapsa i gryzie mnie w ucho.
- Nie żartuj sobie ze mnie,
łobuzie! – ma na ustach mój ulubiony chłopięcy uśmiech.
Wysiadamy na Dworcu Centralnym z całym tłumem ludzi.
Na sąsiednim peronie stoi pociąg, do którego pospiesznie wsiadają ostatni
pasażerowie. W tym zamieszaniu trudno mi zlokalizować Julię i Michaela. Nagle
zauważam jasną czuprynę, a pod nią szafirowy szalik zaplątany na szyi w
fantazyjny sposób. To musi być Michael! Patrzy w druga stronę, więc nas nie
widzi. Wskazuję go ręką Adamowi. Kiedy podchodzimy bliżej, odwraca się.
- Michael! – wołam, a on
rozkłada szeroko ręce i po chwili ląduję w jego objęciach. – Julii nie ma?
- Gotuje – Michael całuje
mnie w oba policzki i dopiero teraz zauważa Adama, stojącego spokojnie z boku.
- Adam, to jest Michael –
robię krok w tył – Michael, poznaj Adama, mojego chłopaka.
- Cześć – mówią to równocześnie
i zaczynają się śmiać.
Jedziemy peugeotem Michaela. Siadam z tyłu, a chłopcy
całą drogę gadają o samochodach i tenisie. Zupełnie zapomnieli o mnie. Dobrze,
że znalazłam za siedzeniem jakiś francuski magazyn modowy. Z drugiej strony,
strasznie mi zależało, żeby się polubili, więc z przyjemnością ich słucham.
Kiedy schodzą na tematy sportowe, zachowują się trochę, jak chłopcy, tylko
więksi.
- Długo jeszcze? – odkładam
gazetę.
- Nie, już niedaleko –
Michael zerka we wsteczne lusterko i puszcza do mnie oczko.
Rzeczywiście, mijamy budynek Ambasady Amerykańskiej i
po chwili skręcamy w Filtrową.
- To tu – Michael parkuje na
chodniku przed jedną z kamienic.
Rozglądam się z zaciekawieniem. Zupełnie nie znam tej
części Warszawy.
- Dobra dzielnica – Adam
cmoka z uznaniem i patrzy w górę na okna wskazane przez Michaela – kupiłeś, czy
wynająłeś?
- Kupiłem – Michael otwiera
bagażnik.
Idziemy po stromych schodach. Kiedy na piętrze
otwierają się drzwi, klatka wypełnia się cudownym zapachem jedzenia. Dopiero
teraz czuję, że jestem strasznie głodna.
- Ola! – Julia zarzuca mi
ręce na szyję, jakby mnie nie widziała sto lat.
- Puść mnie, wariatko! –
śmiejąc się, wyswabadzam się z jej uścisku – poznaj Adama. Adam, to moja
siostra, ale pewnie to wiesz.
- Teraz rozumiem, dlaczego
Gianni nie miał szans – Julia wyciąga do Adama rękę i szeroko się uśmiecha.
- Julka! – karcę ją zmieszana.
Ku mojemu zaskoczeniu, Adam całuje ją w rękę, a potem
w policzek, który Julia mu podstawia. Michael przeciska się koło nas z moją
torbą i natychmiast znika w kuchni.
- Mam nadzieję, że niczego
nie przypaliłaś – gdera, a Julia odpowiada mu coś po francusku. Sądząc z tonu,
jakieś przekleństwo.
Patrzę na nią ubawiona.
- No co? Uczę się tego
przeklętego języka – wzdycha ciężko.
- Za to Michael mówi
naprawdę dobrze. Nie ma porównania z tym, co było w Rzymie – odwracam się w
stronę kuchni – Michael, jestem pod wrażeniem Twoich postępów językowych!
- Dobra, dobra – Julia
popycha mnie w stronę łazienki – ogarnijcie się po podróży, a my nakryjemy do
stołu. Pewnie jesteście głodni.
- Jak wilki! – Adam patrzy
na Julię z sympatią.
Łazienka jest po remoncie, ale zostawili większość
starych urządzeń: mosiężne krany, umywalkę i wannę na nóżkach. Tylko sedes i
bidet są nowe. Mam wrażenie, że kafelki też są stare, ale okazuje się, że nie.
Ich kremowy odcień i spękana powierzchnia są zamierzonym efektem. Ręczniki mają
kolor lawendy, a na umywalce leży ręcznie robione lawendowe mydło. Łazienka
jest bardzo francuska. Podobnie kuchnia, która jest osobnym przestronnym
pomieszczeniem ze stołem wyglądającym na stary i krzesłami z rattanu pokrytymi
poduszkami z naturalnego lnu, zawiązanymi z tyłu na kokardę. Podłoga wyłożona
jest terakotą w jasnym odcieniu. Kuchnia przypomina mi kuchnię we włoskim domu
Gianniego, a właściwie jego ciotki. Blaty i fronty obłożone są kafelkami podobnymi
do tych w łazience, tylko drobniejszymi. Drzwiczki są drewniane, przetarte
bielą i miętową zielenią. Kremowa płyta kuchenna i piekarnik w stylu
rustykalnym doskonale pasują do tego wnętrza. Czuję tu rękę Julii. Ciekawa
jestem, jak wygląda reszta mieszkania, ale muszę odłożyć zwiedzanie, bo wszyscy
są głodni. Okazuje się, że Michael gotuje co najmniej tak dobrze, jak Julia.
Serwują nam wyśmienitą tartę z warzywami i serem. Oczywiście z butelką
francuskiego wina. Adam jest pod wrażeniem. Ja zresztą też.
- Jak nie znajdziecie pracy
w zawodzie, zawsze możecie otworzyć francuską knajpę – Adam pociąga łyk wina -
czy mogę państwu postawić kawę po takim królewskim daniu?
- Poczekaj na deser – Julia
jest wyraźnie zadowolona z komplementu, kawa też się u nas znajdzie.
Jednak
Adam nie daje za wygraną. Znika na chwilę w przedpokoju, po czym wraca z
niewielką reklamówką.
- Nie odważyłem się
przywieźć wina, ale Ola mówiła kiedyś, że lubicie włoską kawę – wyciąga z
torebki podwójne opakowanie Illy.
- O rany, gdzie ją zdobyłeś?
– Michael patrzy zaskoczony – szukałem jej wszędzie, ale w Polsce nie można jej
kupić.
- Mam swoje źródła – Adam
lubi być tajemniczy.
Pewnie kupił ją, jak był u mamy. Jednak największe
wrażenie robi na mnie to, że tak dokładnie słuchał, co mu opowiadałam o
wakacjach. Dociera do mnie, że on zawsze mnie słucha i zapamiętuje to, co
mówię. To niespotykane, zwłaszcza u mężczyzny. On jest po prostu wyjątkowy. Ma
swoje wady, jak każdy, ale ma też mnóstwo zalet. I to jakich!
- Dzięki! – Julia ogląda
kawę z uśmiechem – naprawdę sprawiłeś nam dużą frajdę.
- Czy przed deserem możemy
zobaczyć resztę mieszkania? – czuję, że w tej chwili nie przełknę już ani kęsa,
a deser pewnie jest pyszny.
Salon jest większy, niż w mieszkaniu Adama. Jedna
ściana została pozbawiona tynku i widać czerwoną cegłę z szarawą zaprawą na
łączeniach. Kiedy jej dotykam, orientuję się, że czymś ją zabezpieczono, tak,
że cegły nie kruszą się i nie brudzą. Na środku stoją dwie niewielkie kanapy w
lnianym obiciu w biało-granatowe szerokie pasy. Pomiędzy nimi niski stolik z
drewnianej ramy pomalowanej na biało i przetartej tak, ze wygląda na starą.
Przykryta jest blatem z grubego szkła, sprawiając wrażenie lekkości. W oknach
rzymskie zasłony z lnu drukowanego w delikatny ciemnoniebieski roślinny motyw.
Z sufitu zwiesza się stary żyrandol z weneckiego szkła. Pod ścianą przeciwległą
do ceglanej, piętrzą się równe stosy książek i magazynów wnętrzarskich. Pokaźna
część z nich to podręczniki Julii.
- Przeprowadzasz się tu? –
patrzę na nią zaskoczona.
- Właściwie, to mieszkam tu
od dwóch miesięcy – uśmiecha się przepraszająco – Przepraszam, że Ci nie
powiedziałam. Mieliśmy tu remont. Trzeba było wszystko zaprojektować.
- Rodzice wiedzą? – zdaję
sobie sprawę, ze to głupie pytanie, dopiero kiedy je wypowiadam. To oczywiste,
że nie wiedzą.
- Chodźcie obejrzeć
sypialnię – Julia unika odpowiedzi, a Michael wzdycha ciężko.
Zerkam przelotnie na Adama, ale z jego twarzy niczego
nie da się wyczytać. Idziemy za Julią do sypialni. Kiedy wchodzę, zapiera mi
dech z wrażenia. Julia jest naprawdę dobra! Ściany mają ciepło-szary odcień, podłoga pokryta jest
starym jesionowym parkietem w jodełkę, który zabezpieczono lakierem,
pozostawiając oznaki zużycia. Meble z drewna pomalowano kilkoma warstwami farby
w różnych kolorach, a następnie przetarto, tak, że widać biel, miętę, lawendowy
fiolet, a miejscami jasne drewno. Narzuta z grubego pikowanego lnu haftowana
ręcznie w róże i jakieś dzwonki robi niesamowite wrażenie. Z podobnego materiału
wykonana jest rzymska roleta, przysłaniająca do połowy okno wychodzące na tyły
kamienicy. Przy biurku stoi krzesło, które wygląda jak ze szkła, ale kiedy go
dotykam okazuje się, ze jest z plastiku.
- Jest droższe niż te meble
– Julia wzdycha ciężko i wskazuje łóżko i komodę – to prezent od rodziców
Michaela na moje urodziny.
- Podobało Ci się – Michael
patrzy na nią, jakby nie rozumiał, o co jej chodzi.
- Uwielbiam je, ale jak
pomyślę, ile kosztowało…
- Skądś to znam – Adam
szczerzy do niej zęby – Gdyby nie mogli sobie na nie pozwolić, to dostałabyś
kwiatki.
- Widzisz? – Michael jest
zachwycony argumentacją Adama – ja też tak uważam.
Rozglądam się po sypialni. Wszędzie białe dodatki:
lampki, wazony i ramki czarno-białych zdjęć. Na jednym z nich siedzimy na
tarasie domu ciotki Gianniego: Michael i my z Julią po obu jego stronach.
Zapomniałam, że Gianni zrobił nam to zdjęcie. Adam przygląda mu się z uwagą.
- Mamy jeszcze kilka –
Michael odsuwa górną szufladę komody i wyciąga album – chcecie zobaczyć?
- Chętnie – Adam wyciąga
rękę po album, a ja zerkam niespokojnie na Julię, ale ona mruga do mnie wesoło.
Wracamy do salonu i rozsiadamy się na kanapach. Michael
otwiera album mniej więcej w połowie. Na zdjęciach jest Rzym i akwedukty.
Michael zrobił nam przepiękne zdjęcia na tle włoskich pejzaży. Na jednym z nich,
stoję z Giannim na brzegu wysokiego muru. Wyglądamy jakbyśmy chcieli skoczyć.
Na kolejnych jesteśmy wszyscy razem. Czasem zdjęcia robił Michael, a czasem
któreś z nas.
- Przystojny ten Gianni –
Adam przygląda mu się uważnie.
- Nawet bardzo – Julia
chichocze patrząc na moją minę.
- Nie kusiło Cię? – Adam
podnosi wzrok znad albumu i patrzy na mnie przenikliwie.
- Kusiło – odpowiadam
zaczepnie.
- Gianniego też kusiło –
Michael pociera dłonią policzek i kąt żuchwy.
- I co, nic? – Adam patrzy
na nas z niedowierzaniem.
- Całowaliśmy się – mówię,
patrząc na Adama prowokacyjnie.
- Mhm – mruczy do siebie z gniewną
miną.
- Nie byliśmy wtedy ze sobą
– używam jego słów i rozkładam ręce z rozbrajającym uśmiechem.
- Ty wiedźmo! – Julia grozi
mi palcem, ale też się śmieje.
- Daj spokój, Adam! – biorę
jego twarz w dłonie – Gianni to niebieski ptak. Nie interesują mnie tacy
faceci. Poza tym, myślałam wtedy o kimś zupełnie innym – dodaję, patrząc mu w
oczy.
- Gianni to mój kumpel. Tak
to się chyba u Was mówi - Michael nagle przychodzi mi z pomocą –To on mnie
poznał z Julią, ale Ola ma rację. Gianni sam mi powiedział, że Ola go nie chce.
- Deser! – Julia wola nas do
kuchni.
Czekaja na nas lody waniliowe, polane czymś
ciemnozielonym. Mają ciekawy orzechowy smak. Jeszcze czegoś takiego nie jadłam.
Michael stawia na kuchence kaffeterię.
- Co to jest? – oblizuję
łyżeczkę.
- Zgadnij – Julia patrzy na
mnie mrużąc oczy.
- Olej z orzechów? – Adam
wącha lody – nie, nie pachnie orzechami, choć nimi smakuje.
- Blisko, blisko – Julia
świetnie się bawi.
- No powiedz, nie zgadniemy
– próbuję jeszcze raz, ale nadal nic nie przychodzi mi do głowy – na pewno nie
jest z orzechów, bo ma zielony kolor. Z pistacji?
- Olej z pestek dyni!
Oboje jesteśmy zaskoczeni. Lody przyprawione w ten
sposób mają niesamowity smak.
- Chłopak mojej siostry mi
to pokazał - Michael podaje nam kawę –
Dobre?
- Pycha! – mówię z uznaniem
– To znaczy, bardzo dobre – dodaję, widząc, że mnie nie zrozumiał.
Zaczynam zapominać, że on tylko w połowie jest
Polakiem. Jestem pod wrażeniem, jak bardzo zależy mu na Julii. Widać, że są
zakochani, ale Michael po prostu nie widzi świata poza nią. Zresztą, najlepiej
świadczy o tym jego decyzja.
- Już zaplanowaliście, kiedy
Twoi rodzice przyjadą do Skarżyska? – pytam cicho Michaela – Julia mówiła coś o
Wielkanocy.
- Tak – Michael uśmiecha się
szeroko – przyjadą w Wielkanoc i oficjalnie się zaręczymy. Już to ustaliliśmy.
Chcemy mieć ślub po wakacjach.
- W tym roku? – Adam jest
nieco zaskoczony ich tempem – Od jak dawna się znacie?
- Prawie rok – Julia staje
naprzeciw Adama – Wiem, że wydaje Ci się to nieprawdopodobne, ale to naprawdę
miłość od pierwszego wejrzenia. Poza tym, nasi rodzice nigdy by się nie
zgodzili, żebym zamieszkała z Michaelem bez ślubu. Próbowałam im delikatnie
powiedzieć, że jego siostra mieszka z chłopakiem od dwóch lat, ale to nie
pomogło, a wręcz przysporzyło nam problemów.
- Julia, ja chcę ślubu – Michael przyciąga ją do siebie – Zrobię, co
trzeba, żeby było dobrze. Jak trzeba ślubu, to będzie ślub. Chcę tylko ciebie.
- Pobieracie się ze względu
na rodziców? – dlaczego o to pytam? Przecież to oczywiste, że muszą się pobrać,
bo inaczej ciągle będą musieli udawać, że mieszkają osobno – A co na to Twoi
rodzice, Michael?
- Mój ojciec szanuje moje
decyzje. Mama rozumie lepiej. Ona jest Polką z tradycyjnej rodziny. Takiej jak
Wasza.
- Ale córce pozwoliła
zamieszkać z chłopakiem – mówię bez przekonania i zerkam ukradkiem na Adama.
- We Francji jest inaczej. Dominique
mieszka w Paryżu. To duże miasto, dużo ludzi, młodych ludzi… – Michael wzrusza
ramionami – Ja mogę mieszkać bez ślubu albo ze ślubem. Kocham Julię i chcę,
żeby była szczęśliwa.
- Tylko, że ślub jest mi
potrzebny nie do szczęścia, tylko dla świętego spokoju! – Julia mówi to z
krzywym uśmiechem - Szczęście już mam –
zarzuca ramiona na szyję Michaela i przywiera do jego ust w gorącym pocałunku.
Czuję na sobie wzrok Adama, ale nie mogę się przemóc,
by na niego spojrzeć. Przecież nie domagam się pierścionka. Ja, to nie Julia!
Nie wiem nawet, czy chciałabym teraz wyjść za mąż. Nawet za niego. Poza tym,
kiedy Julia opowiadała mi o swoim spotkaniu z Michaelem… to jest miłość od
pierwszego wejrzenia! Ona nie potrzebowała czasu, by się przekonać. On nie czekał,
żeby jej powiedzieć, że ją kocha.
- O czym myślisz? – Adam
dotyka mego ramienia, aż podskakuję z wrażenia.
- O nich – wskazuję głową
całującą się parę, która zapomniała zupełnie o nas i o całym świecie wokół.
- Zazdrościsz im?
- Nie, ale ich miłość daje
nadzieję wszystkim, którzy jeszcze szukają – mówię cicho.
Te słowa chyba zabrzmiały smutno, bo Adam unosi
dłonią moją brodę i wpatruje się we mnie badawczo. Nie mogę znieść jego wzroku.
Wyciągam szyję, by go pocałować. Ma miękkie, wilgotne usta i smakuje lodami.
Odpowiada nieśmiało na mój pocałunek. Jakby czuł się winny mojego smutku.
- Głuptasie – szepczę do
jego ust – ja też mam swoje szczęście,
tylko inne.
- Wiecie co? – Julia wreszcie
odrywa się od Michaela – jest taki fajny koncert. Może pójdziemy?
- Jak chcecie, to idźcie,
ale ja mam jutro o wpół do dziewiątej być u Piotra, a wiesz jak on reaguje na
spóźnialskich – patrzę na Julię i nie mogę oderwać od niej oczu. Ma zaróżowione
policzki i szerokie źrenice. Michael też patrzy na nią jak urzeczony. No, ale
to nie nowina.
Wracamy do salonu. Jedna z kanap będzie dzisiaj
naszym łóżkiem, ale na razie służy nam za siedziska. Wracam do albumu. Za
zdjęciami na tarasie, pojawiają się zdjęcia Rzymu zrobione wcześnie rano.
Kelnerzy rozstawiający stoliki i spłukujący bruk w wąskich uliczkach i placach.
Stragany ze skrzynkami odpadków z poprzedniego dnia, których jeszcze nie
sprzątnięto a teraz ucztują tam koty i gołębie. Tłum ludzi w garniturach z
rogalikami w rekach, spieszący do pracy.
- Boże, Michael! – patrzę z
zachwytem – zrobiłeś zdjęcia, o których myślałam tyle razy, ale nigdy nie
zabrałam ze sobą aparatu. Są wspaniałe!
- Nie myślałeś o wystawie? –
Adam przypatruje się uważnie zdjęciom – niektóre są naprawdę dobre.
- Nie widzieliście jego
zdjęć z Paryża – Julia przynosi nam kolejny album – Jak nie będzie dobrym importerem
win, to będziemy żyć z fotografii.
Wieczór
spędzamy na oglądaniu zdjęć przy muzyce. Moja siostra i Michael nie odczuwają
potrzeby posiadania telewizora, ale okazuje się, że nikomu z nas go nie
brakuje. Po dziewiątej zaganiam wszystkich do snu.
- Nie musicie wstawać ze
mną. Zostawcie mi tylko płatki do mleka i powiedzcie, gdzie jest postój
taksówek. Wrócę tu po zdjęciach. Zajmijcie się tylko Adamem.
- Ja pojadę z tobą – Adam unosi głowę znad
albumu – mam tu jedną sprawę do załatwienia. Potem cię odbiorę i przyjedziemy
tutaj, albo umówimy się gdzieś w mieście, pojedziemy po ciebie i pójdziemy na
obiad.
- Druga opcja odpada, bo na
obiad pójdziemy tu niedaleko. Po prostu ją przywieź, skoro chcesz cos załatwiać
w międzyczasie - Julia stara się ukryć ziewanie. – Ola, chodź pod prysznic,
poplotkujemy o chłopakach.
Idę za nią, odprowadzana zdziwionymi spojrzeniami
Adama i Michaela.
- Fajny ten twój Adam –
Julia zrzuca ubranie i odkręca wodę – taki tajemniczy.
- Czasem aż za bardzo –
wzdycham – ale powoli, powoli…
- Pobierzecie się?
- Na pewno nie w takim
tempie, jak Wy!
- Ale kiedyś?
- Nie wiem. Kocham go, ale
czasem się zastanawiam…
- Nad czym? Ty znowu swoje!
Musisz mieć wszystko skomplikowane?
- Nie o to chodzi. Po
prostu, on mi nie mówi wszystkiego. Jest jakiś problem z jego ojcem, ale nie
mogę się dowiedzieć, o co chodzi. Myślę, że to bardzo rzutuje na jego sposób
wyrażania uczuć, a właściwie na jego brak.
- A mama, babcia?
- Babcia jest świetna!
Bardziej postępowa od naszej, no bo, że od mamy, to wiadomo! Mama Adama chyba też jest OK. Nie wiem, czy jego
rodzice nie są przypadkiem po rozwodzie.
- Poczekaj cierpliwie. Sam Ci
powie.
- Właśnie czekam – wzdycham
i wchodzę pod prysznic.
Julia z Michaelem znikają w sypialni i zostajemy
sami. Adam sunie po mojej szyi palcem, a potem robi kółko wokół piersi.
- Nie ruszaj ich. Mogą być
jutro potrzebne do zdjęcia. Nie mogę mieć śladów! – ostrzegam.
- Jak to do zdjęcia? - Adam aż siada na łóżku z wrażenia.
- Cicho! Nie całe, tylko
dekolt – uspokajam go.
- No dobrze – mruczy – ale
to nie będzie Ci potrzebne – i nurkuje pod kołdrę.
Chciałam iść spać, ale pod wpływem tego, co robi,
zmieniam zdanie.
- Nie sądzę, żeby było
potrzebne – sapię.
Zasypiamy dopiero po jakiejś godzinie, kiedy opadają nam
emocje i kiedy cichną jęki dobiegające nas zza ściany. Oni przynajmniej pośpią
rano, myślę z zazdrością, wtulając się w Adama.
Budzę się jednak wypoczęta i pełna energii. Biorę
szybki prysznic, aby zmyć ślady pozostawione przez mojego kochanka. Przez chwilę
zastanawiam się, czy nie umyć głowy. Dochodzę jednak do wniosku, że co prawda
jest koniec marca, ale rano może być zimno, a nie wiadomo, czy od razu
znajdziemy taksówkę. Po wczorajszej kolacji nie jesteśmy zbyt głodni, ale rozsądek
podpowiada nam, że powinniśmy zjeść chociaż płatki. Przed wyjściem zaglądam
ukradkiem do sypialni. Jeśli śpią, to trzeba zamknąć drzwi. Zaskakuje mnie to,
co widzę. Julia śpi na wznak z rękami za głową, a Michael na boku, wtulony w
jej włosy, obejmując ręką jedną z pełnych piersi. Śpią odwrotnie niż my! Wychodzimy
cicho i zamykamy drzwi na klucz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz