Wszystko
wraca do normy, kiedy Julia z Michaelem jadą do Florencji, a Gianni gdzieś znika.
Zdjęcia w trykotach dla młodzieży kończymy bielizną i piżamami. Mamy przy tym
niezły ubaw, bo obie niuńki strasznie się krępują zdjęciami razem z Patrikiem i
Franco. Choć ten ostatni okazuje się gejem. Jest słodki, kiedy przeprasza mnie
za każdym razem, gdy musi mnie objąć albo dotknąć moich piersi. One z kolei
zupełnie nie rozumieją sytuacji i prawie cały czas sterczą na baczność. Wszystko
wraca do normy, aż do sobotniego ranka, kiedy do drzwi puka posłaniec z
bukietem kwiatów. Z bilecika dowiaduję się, że jest dla mnie.
„Pójdziesz ze mną na kolację?
Gianni”
Na odwrocie biletu piszę: „tak”
i oddaję posłańcowi z 10 000 lirów, których nie chce przyjąć. Po 10
minutach Gianni stoi w drzwiach naszego mieszkania.
- Przyjadę
po Ciebie o wpół do ósmej. Zabierz płaskie buty, bo będziemy spacerować po
bruku.
Kiedy wychodzi, odczekuję 10
minut i idę do baru zadzwonić do rodziców.
- Oleńko -
tato sprawia wrażenie zaskoczonego, choć dzwonię w każdą sobotę – przyszły do Ciebie
jakieś papiery z uczelni. Nie chcieliśmy ich otwierać, ale skoro dzwonisz, to
może sprawdzić?
- Jasne! –
nie czekam, na żadne papiery – Robert się odzywał? Wysłałam do niego dwa listy,
ale nie dostałam na razie niczego.
- Nie, nie
odzywał się, ale mama rozmawiała ze Stawiarską i podobno wszystko jest OK – tato szeleści kopertą – Oooo!?
- Tato?
- Zgodzili
się, żebyś odrobiła praktyki wakacyjne w przyszłym roku – prawie widzę, jak
tato przebiega wzrokiem tekst – Co u Julii? Dobrze się bawi?
- Sądzę, że
tak, biorąc pod uwagę, że nie musi pracować. Miała zadzwonić w czwartek.
- Dzwoniła,
ale wiesz jak ja lubię być na bieżąco. Co u niej? Jest z Tobą? – tato jest
czasem nadopiekuńczy.
- Zwiedza
Rzym – odpowiadam szybko – Co Ty masz taki dobry humor? Dlaczego Ty odbierasz
telefon, a nie mama? Nie pracujesz? Zawsze byłeś zajęty w sobotę.
- W zasadzie
tak, ale muszę się przygotować do wykładu – duma go rozpiera – Wszystko Ci
opowiem, jak wrócisz. Nie tylko Wy się rozwijacie. Ja też potrafię Was czymś
zaskoczyć.
- Co u Kuby?
Jest tam gdzieś w pobliżu? – tęsknię za nim.
- Poszedł z
mamą do fryzjera. Chce wyglądać tak, jak ja i wiesz co? – tato ma taki wesoły
głos – powiedział, że będzie dentystą!
- Mam
nadzieję, że nie zmieni zdania – śmieję się – bardzo bym chciała, żeby był
podobny do Ciebie. Pod każdym względem.
- Kocham Cię!
- czuję ciepło bijące z tych słów – Oboje Cię kochamy. Was obie – dodaje.
Płacę za telefon i zamawiam crodino. Mój ulubiony napój. Mimmo nuci
coś pod nosem. Znam tę melodię, ale nie mogę sobie przypomnieć, gdzie ją
słyszałam. Jak to zwykle bywa, przyczepia się do mnie i wychodzi ze mną z baru.
Niby nic, a nucę ją aż do wieczora.
- To aluzja?
– Gianni wsłuchuje się w nuconą przeze mnie melodię. To chyba coś o miłości…?
- Nie, po
prostu się do mnie przyczepiła – wzruszam ramionami – Dziękuję za kwiaty. Co Cię
tak natchnęło?
- Mam
wyrzuty sumienia - Gianni rusza z piskiem opon – obiecałem Julii, że się Tobą
zajmę, ale miałem sporo spraw i jakoś tak wyszło.
- Nie
przejmuj się, pracowałam i nie miałam czasu włóczyć się po Rzymie. Dokąd mnie
zabierasz? – jedziemy szybko w kierunku centrum.
- Zobaczysz
- parkujemy niedaleko Koloseum.
Zagłębiamy się w hałaśliwy tłum
ludzi. Jak inaczej wygląda ta część Rzymu wieczorem. Jaka szkoda, że znowu
zapomniałam aparatu. Chyba nie będę nigdy dobrym fotografem. Oni zawsze mają
sprzęt przy sobie. Gianni toruje nam drogę. W śnieżnobiałej koszuli i czarnych
wąskich spodniach wygląda naprawdę imponująco. Kiedy tłum się przerzedza,
bierze mnie za rękę. Dziwne, że ten gest nie wzbudza we mnie żadnych emocji.
Kiedy Adam wziął mnie za rękę, czułam, jakby przeniknął mnie prąd. Czy
przyjechałby do mnie tutaj, gdybyśmy byli razem?
- Możemy się
pospieszyć? – Gianni zerka na zegarek i przyspiesza kroku.
Idziemy wąską urokliwą uliczką
prowadzącą do Fontany di Trevi. Znam
to miejsce, ale zawsze widziałam je za dnia. Podobno w nocy jest jeszcze
piękniejsze. Właśnie mam powiedzieć Gianniemu, że te opinie są mocno
przesadzone, gdy nagle wokół fontanny zapala się feeria świateł. Aaaach! Wokół
rozlegają się oklaski. Powierzchnia wody, poruszana przez padające krople,
mieni się w blasku podwodnych lamp. Światło jakby tchnęło życie w figury
kamiennych koni. Prawie słyszę ich rżenie…
- Podoba Ci
się? – głos Gianniego dociera do mnie, jakby gdzieś z daleka.
- Bardzo –
szepczę.
Nie sądziłam, że zwykła fontanna
może tak się zmienić pod wpływem światła. OK., niezwykła, ale mimo wszystko w
dzień nie robiąca aż takiego wrażenia.
- Chodźmy,
stolik czeka – Gianni pociąga mnie za rękę i idziemy w kierunku Piazza Navona.
Nie wiem, czy to atmosfera tego
miejsca wpływa tak na mnie, czy jest to
coś innego, ale czuję dziwne napięcie. Gianni nie zrobił najmniejszej aluzji,
właściwie prawie się nie odzywa, a ja czuję, jak powietrze wokół nas gęstnieje.
Siadamy naprzeciw siebie.
- Julia nie
lubi Twojego chłopaka – Gianni wypowiada pierwsze pełne zdanie, poza złożeniem
zamówienia.
- To nic
nowego –wzruszam ramionami – powiedziała mi to otwarcie.
- Poprosiła
mnie, żebym pomógł Ci podjąć decyzję o rozstaniu. Uważam jednak, że to nie w
porządku. Nie powinna wtrącać się aż tak bardzo w Twoje sprawy - Gianni patrzy
mi prosto w oczy – Łatwiej Cię skrzywdzić, niż się wydaje. Jesteście bardzo
różne.
Kelner przynosi nam Fiorentinę z grillowanymi warzywami.
Patrzę podejrzliwie na kawał wołowiny, jak ja to zjem? Słowa Gianniego
przepływają gdzieś obok mnie. Może powinnam mu powiedzieć, że już podjęłam
decyzję?
- Dlaczego
mi to mówisz? – odkrawam kawałek i wolno wkładam do ust. Wspaniałe! Mocno grillowane,
wewnątrz delikatnie różowe.
- Nie chcę,
żebyś miała żal do Julii albo do mnie… – jego wołowina jest krwista.
- Nie
pochlebiaj sobie – wkładam kolejny kawałek do ust, jestem głodna – nie zrobię
nic, czego nie chcę.
- Nie
zamknęłaś drzwi…, ale ja nie wszedłem – je łapczywiej, niż pierwszy kawałek.
- Bo Cię nie
zaprosiłam wystarczająco wyraźnie – kroję z pasją kolejny kęs.
- Zaprosisz
mnie jeszcze? – patrzy zafascynowany, jak wbijam zęby w mięso.
- Nie –
rozkoszuję się smakiem delikatnego mięsa, popijanego ciężkim czerwonym winem –
ale Twoje zaproszenie było przyjemne.
Unosi brwi i głośno przełyka
kęs, który przed chwilą wziął do ust. Sięga po kieliszek.
- Czy to
układ? – upija potężny łyk wina.
- Częściowo
– odkrawam spory plasterek i żuję powoli – pozostaje omówienie warunków.
- Warunków?
– niedowierzanie maluje się na jego twarzy.
- Jeśli się
zgodzisz na moje warunki, nie zamknę dziś drzwi… – nabijam na widelec
przedostatni kawałek wołowiny i wbijam wzrok w Gianniego – wiem, że obiecałeś
coś Julii…
- Nooo, tak…
– wzdycha.
- Czy możemy
udawać, że jesteśmy parą? – mówię z namysłem – Bez zobowiązań i bez seksu?
Zastanawiam się, na ile go znam.
Czy był ktoś po Julii? Czy mogę go zapytać?
- Chciałabyś
być z chłopakiem bez seksu? – wkłada ostatni kawałek mięsa do ust – Naprawdę?
- Nie, ale
jesteś kumplem. Jesteś przystojny, szarmancki, dobrze się przy Tobie czuję… –
upijam łyk wina – Mogę poudawać. Ten jeden wieczór… Jeśli mogę Ci zaufać…
- Co mam
zrobić, żebyś mi zaufała ? – kiwa głową w stronę kelnera.
- Nic, to
nie zależy od Ciebie – kelner dolewa mi wina – To ja zadecyduję, czy Ci ufam.
- W każdej
chwili możesz się wycofać – zamawia dla nas dwa espresso – Deser?
- Nie, tylko
kawa – nie wycofam się. Zbyt dobrze się bawię.
- Dla mnie tiramisu – odcień oczu Gianniego przechodzi
w ciemniejszy, a może tylko mi się wydaje…
Fakt, że wprawiłam go w
zakłopotanie, sprawia mi przyjemność. Nie podnosi na mnie wzroku od chwili, gdy
kelner postawił przed nim deser.
- Mogę
spróbować? – wystawiam koniuszek języka.
Zaskoczony podaje mi łyżeczkę,
ale ja się nie ruszam tylko lekko rozchylam usta. Cofa się i sam wkłada mi łyżeczkę
pełną kremu do ust. Przyjemnie szczypie w język. Mmmm…
- Wiem, co kombinujesz
– mówi, mrużąc oczy – ale niech tak będzie. Udajemy parę!
- Czy możemy
już iść? – kawa jest gęsta i aksamitna, miesza się z krwią i po chwili dociera
do serca, które przyspiesza pobudzone zastrzykiem kofeiny.
Nie kończy deseru, kładzie plik
banknotów na stół, co przywabia do nas kelnera. Dyskretnie odsuwa mi krzesło. Kelner
z pewnością ma swoja teorię na temat tego, dlaczego tak szybko wychodzimy.
Myśl, że wyobraża sobie teraz, co będziemy robić za chwilę, przyprawia mnie o
przyjemny dreszczyk. Łapię jego spojrzenie ufiksowane gdzieś poniżej linii moich
pleców, a on natychmiast spuszcza wzrok.
- Chcę Cię
pocałować – Gianni przyciąga mnie do siebie, gdy wychodzimy na ulicę.
- Tutaj?
- Tutaj –
sięga do moich ust.
Całujemy się namiętnie, co
jednak nie wzbudza większego zainteresowania przechodniów. Więc byłabym gotowa
na zdradę?
Włóczymy się po zaułkach Rzymu
przez pół nocy. Kiedy nie mam już siły chodzić, wracamy do samochodu i Gianni
wozi mnie obłędnym czerwonym Ferrari. Przechodnie przyglądają nam się
zazdrośnie. Przystojny, bogaty Włoch i długonoga blondynka, przemyka mi przez
myśl. Jak z taniego romansu…
- Jaki jest
ten Michael? – pytam, kiedy zatrzymujemy się na światłach.
- To
najporządniejszy facet, jakiego znam – Gianni mruga do mnie z uśmiechem –
niepotrzebnie się martwisz o Julię.
- No, nie
wiem… Ona mówi o małżeństwie! To wszystko jest takie nagłe…
- Zakochali
się. Na co maja czekać?
- A jeśli się
mylą? Jak długo się znają? On ledwo mówi po polsku…
- Co nie
przeszkodziło mu zmienić większości swoich planów na najbliższe lata…
-Jak to? –
jestem zdumiona
- Miał
wrócić jesienią do Francji, a tymczasem zostaje w Warszawie. Szuka mieszkania…
- Nie
wiedziałam… Julia mi nie mówiła…
- Myślę, że
jej nie powiedział, żeby nie miała wyrzutów sumienia. Ojciec chciał żeby
Michael zaczął przejmować ich winiarnię, ale będzie musiał poczekać. Michael
chce, żeby Julia skończyła studia.
Coś mi to przypomina. Nie, nie
mogę o tym myśleć! To beznadziejne!
Droga do domu starej damy
prowadzi wśród starych uliczek, urokliwie oświetlonych o tej porze nocy. Jestem
śpiąca… Nawet Rzym nocą tego nie zmieni. Wchodzimy po schodach i Gianni
prowadzi mnie do pokoju w stylu prowansalskim. Podchodzę do łóżka i odsuwam
kołdrę.
- Nie
zmienili pościeli – patrzę zaskoczona na stojącego w drzwiach Gianniego.
- Miałem
nadzieję, że tu wrócisz… – mówi to cicho, jakoś delikatnie.
Idę do łazienki i odkręcam wodę.
Ciało mam zaróżowione od ciepłej wody i nieco szorstkiego ręcznika. Wychodzę z
łazienki i siadam na łóżku. Co powinnam zrobić? Położyć się? Gaszę światło,
pozostawiając otwarte okiennice, przez które do wnętrza wpada blade światło
księżyca i świateł miasta, które jeszcze długo nie zaśnie.
- Jesteś
delikatna, nawet kiedy ośmielasz się prowokować – ciepły szept pieści moje ucho.
Gianni stoi oparty o framugę. Przypomina mi to kogoś… – Bella, fragile… - szepcze po włosku.
- Posiedzisz
chwilę przy mnie, zanim nie zasnę? – czuje się jakoś nieswojo w tym wielkim
domu. Zamykam oczy i zapadam w
nicość… Tak mi się wydaje, kiedy nagle uświadamiam sobie, że Adam siedzi obok
mnie na łóżku. Wyciągam do niego ręce… czuję jego zapach, jego ciepło… Adam,
mój kochany… Znika… Rozglądam się za nim! Gdzie jesteś? Adam!
- Kim jest
Adam? – Gianni przygląda mi się bacznie. Kąciki ust unoszą mu się w uśmiechu na
widok popłochu w moich oczach. Oczach, które przed chwilą widziały… spały?
- Dlaczego
pytasz? – staram się ukryć zażenowanie.
- Spróbujesz
zgadnąć? – patrzy z lekką drwiną – Wołałaś go, kiedy Cię głaskałem.
- Głaskałeś
mnie? Gianni! - jąkam się w popłochu – Nie sądziłam…
- W porządku
- kręci głową, patrząc na mnie z politowaniem – Głaskałem Cię po włosach, a Ty
mruczałaś jego imię. Nad tym nie da się zapanować.
Wsuwam się mocniej pod kołdrę, a Gianni idzie do siebie. Nawet
wolę, żeby już poszedł. Zastanawiam się, czy poczuł się dotknięty tym, że
wyszeptałam imię Adama. Tym razem zasypiam szybko i głęboko, jakbym nagle
zapadła się w czarną dziurę.
Budzi mnie światło wpadające
przez otwarte okno. Zerkam na zegarek porzucony na szafce nocnej: siódma.
Wstaję i zamykam żaluzje. Leżę, wpatrując się w sufit. Szkoda, że nie mam tu
papieru i czegoś do pisania. Co prawda, rozstania listowne są chyba najgorsze z
możliwych, ale też pozwalają bez skrępowania wyrzucić negatywne emocje,
wyładować je na bezbronnej kartce. Z drugiej strony, za dwa tygodnie wracam do
domu. Patrzę znów na zegarek: wpół do ósmej. A gdybym tak wymknęła się stąd po
cichu. Jest niedziela, na ulicach nie będzie żywej duszy. Wyskakuję z łóżka i
szybko wkładam ubranie. Szkoda czasu na makijaż. Zresztą i tak nie mam czym go
zrobić. Przygładzam palcami włosy. Wymykam się boso. Cały dom jeszcze śpi. Główne
drzwi skrzypią, więc skręcam do kuchni i do bocznych, wychodzących prosto na
ulicę. Na szczęście są otwarte. Pewnie kucharka już wstała. Siadam na progu i
zakładam sandały. Spóźnieni biesiadnicy przemykają się chyłkiem, kryjąc przed
słońcem blade policzki i podkrążone oczy. Powietrze jest przyjemnie chłodne. No,
to chyba wiem, jak smakuje zdrada. Zastanawiam się, jak się czuję? Tak samo,
jak wczoraj. Nic się nie zmieniło. Czego oczekiwałam? Olśnienia? Poczucia winy?
Nie ma ani tego, ani tego...
Wchodzę cicho do mieszkania, ale
niepotrzebnie się staram, bo Nadii nie ma. Nastawiam kawę. W lodówce mamy
głównie światło, ale wygrzebuję jakiś jogurt. Rozsiadam się z nim na
taborecie, kiedy słyszę zgrzyt klucza w
drzwiach.
-Otwarte! –
wołam w kierunku drzwi.
Nadia wchodzi do kuchni, a ja
zamieram.
- Jezu, co Ci
się stało? – patrzę na jej zapłakaną twarz – Gdzieś Ty była?
- Na kolacji
ze śniadaniem – siada ciężko obok mnie – dasz kawy?
Rozlewam nam kawę do obszernych
filiżanek i dolewam ciepłego mleka. Nie wiem, czy to ma sens, ale babcia na
wszystkie nasze dziecięce troski, dawała nam ciepłe mleko z kakao albo z
miodem.
- Dobre –
Nadia chlipie nad filiżanką – moja babcia takie robiła.
- Byłaś z
tym kuzynem Angeli? – podaję jej chusteczkę do nosa – To on Cię skrzywdził?
Kiwa głowa i znowu płacze.
- Jaka ja
jestem głupia! – mówi to z taką złością – Myślałam, że mu na mnie zależy, że
mnie kocha... Poszłam z nim do łóżka. Nie od razu… – podkreśla, wycierając nos
– A wiesz, co on zrobił? - zawiesza głos.
Sądząc z jej stanu, zrobił coś
bardzo złego. Czekam cierpliwie, ale ona milknie i tylko popija małymi łykami
kawę.
- Nadia,
rany boskie - nie mam słów – powiesz wreszcie, co się stało?
- On ma
burdel! – Nadia wyrzuca to z siebie, jak obelgę – Zaproponował mi zamieszkanie
w luksusowym domu dla panów.
-Cooo? –
unoszę brwi – Angela wie?
- Nie wiem,
ale to prawdopodobne – Nadia patrzy na mnie z bólem – Jakie to ma znaczenie? To
jej kuzyn, nic mu nie zrobi. Weźmie jego stronę.
Kurde, ona ma rację. Ten cwaniak
doskonale wiedział, komu zaproponować taką pracę. Nadia jest w moim wieku i nie
zrobiła wielkiej kariery. Nie ma też bogatego narzeczonego, nie studiuje... Jak
straci pracę, wraca do domu, do Mińska.
- Nadia -
zaczynam myśleć logicznie – nie zgodziłaś się, tak?
Kiwa głową.
- Więc
Angela nie musi się na razie dowiadywać – podaję jej kolejną chusteczkę –
zacznij po cichu szukać innej agencji. Zawsze mówiłaś, że chcesz mieszkać w
Paryżu – unoszę dłoń, widząc, że chce mi przerwać – Ja niedługo wyjeżdżam, więc
wspomnę Angeli, że słyszałam coś niecoś o jej kuzynie. Będzie myślała, że od
Gianniego. Zasugeruję to.
Nagle mam jej mokry policzek na
szyi. Jeszcze chwila i sama zacznę płakać. Gładzę ją po włosach. Przecież coś
podobnego mogło się przydarzyć i mnie...