Siedzę
na ćwiczeniach, obserwowana bacznie przez Olkę i Radka. Wpadłam w
ostatniej chwili. Nie spóźniłam się, ale nie było jak
pogadać. Wiem, że dopadną mnie na przerwie. Rzeczywiście, ledwie
nasza asystentka zarządza piętnaście minut na „kawkę”, już
mam ich przy sobie.
-
Jak było? - Olka umiera z ciekawości, bo przez telefon powiedziałam
jej tylko, że zostaję u Adama i pogadamy później – Jednak
zamieszkacie razem?
-
Po kolei – śmieję się – Było jak u mamy. W niedzielę
wieczorem kazał mi się umyć i iść wcześnie spać!
-
Żadnego hm, hm? – Radek wykonuje ruch, który dość
jednoznacznie się kojarzy.
-
No, troszkę tak, ale bardzo spokojnie i krótko – chichoczę
– Jezu, Radek, o co Ty mnie wypytujesz?
-
No przecież wiesz, o co – szczerzy się – a dzisiaj gdzie śpisz?
-
U Adama, tylko muszę sobie zabrać parę rzeczy – im szybciej
pozbędę się tej głupiej spinki, tym lepiej, myślę i ustalam
sobie, co jeszcze mam zabrać z pokoju.
Po
zajęciach wpadam do akademika, jak po ogień. Musze się nieźle
zwijać, żeby zdążyć na spotkanie z Adamem. Jeszcze gotowi wpaść
na siebie beze mnie. To by nie było takie złe, ale co będzie, jak
się rozminą? Nie, muszę się sprężyć! Adam chyba naprawdę coś
gotuje, więc lepiej nie wystawiać go na próbę cierpliwości.
-
Ola – Anka łapie mnie prawie w drzwiach – Wojtek widział się z
wujkiem… - zaczyna i wskazuje mi głową pokój. Chcąc nie
chcąc, zawracam.
-
No nareszcie! Dobre wieści? – nie mogę się już doczekać.
-
No właśnie, nie za bardzo – robi kwaśną minę – wygląda na
to, ze tych dokumentów nie ma.
-
Jak to nie ma? Przecież je widziałam… - nic nie rozumiem. Czyżby
Bogdan mnie nabrał? Ale Adam też uważa, że są – Ale nie ma, bo
nie ma, czy ktoś je zabrał?
-
Chyba były, ale zniknęły – Anka pociera czoło w zakłopotaniu –
podobno jest jakaś teczka, ale prawie nic tam nie ma, a w każdym
razie nic z tego, czego szukasz.
-
Cholera! – siadam na tapczanie – Liczyłam, że da się to
zdobyć. Akurat trafił się Adamowi kupiec i mógłby olać
Bogdana… – wzdycham ciężko – Ty, a to możliwe, że Bogdan je
zabrał? – wpada mi nagle do głowy.
-
Też o tym pomyśleliśmy, to znaczy Wojtek pomyślał, ale to
podobno niemożliwe, a w każdym razie nieprawdopodobne. Ten Bogdan
musiałby znać kogoś naprawdę ważnego – mam wrażenie, że Anka
jest naprawdę zmartwiona – Powiedział jeszcze coś…, - waha się
– że lepiej tego nie szukać - dodaje.
-
Co? Dlaczego? – skoro ich nie ma, a były, to ktoś je jednak
znalazł i zabrał.
-
Nie wiem, ale on twierdzi, że jak takie dokumenty znikają, to
lepiej ich nie szukać.
Nic
tu po mnie, myślę ze smutkiem. Idę na spotkanie z Arturem i Kaśką.
Mam nadzieję, że chociaż z tym pójdzie mi lepiej. Artur już
na mnie czeka przy stoliku koło okna. Wybrałam taką małą kafejkę
niedaleko przystanku, z którego odjeżdża mój autobus.
-
Cześć, dawno Cię nie widziałem – Artur wstaje na mój
widok.
-
Część – siadam naprzeciw niego – schowaj to, bo potem zapomnę
– wyciągam z torby spinkę - Miałam Ci ją oddać przez Adama,
ale pomyślałam, że jak zacznę mu tłumaczyć skąd ją mam… -
macham ręką.
-
Nie powiedziałaś mu – kiwa głową.
-
Powiedziałam, że narozrabiałam po imprezie. Śmiał się, jak się
przyznałam, że piłam ten poncz – uśmiecham się z
zakłopotaniem.
-
Wypijemy jakąś kawę? – Artur rozgląda się za kelnerką – O
kurde!
-
To moje alibi – Uśmiecham się na widok Kaśki, która
właśnie pojawia się w drzwiach. Przyszła za wcześnie, ale
przynajmniej się postarała! – Jakby nas ktoś zobaczył, to Wy
jesteście razem, a ja Was spotkałam przypadkiem – uśmiecham się
pod nosem na widok miny Artura.
-
To ta dziewczyna z konkursu – Artur wydaje się trochę zaskoczony
– Cześć!
-
Cześć – Kaśka posyła mu uśmiech, a mnie całuje w policzek.
Mam wrażenie, że Artur też miałby ochotę nadstawić swój.
-
Pamiętasz Artura? – wskazuję jej krzesło miedzy naszymi – bo
on Cię pamięta.
-
Jasne! – mówi to z nadmiernym entuzjazmem, ale niech tam!
-
Artur, załatw nam tę kawę, co? – przymilam się – My musimy
omówić jedną sprawę…
Mam niesamowity ubaw, patrząc jak Artur się pręży. I pomyśleć,
że niedawno prawie mi powiedział, że jest we mnie zakochany.
Opowiadam Kasi o Piotrze i o zdjęciach w sobotę.
-
Słuchaj, nie mogę Ci na razie niczego obiecać, ale ja zaczęłam
dzięki niemu, więc może i Tobie się uda? On ma oko, powie Ci... -
urywam, bo zbliża się do nas Artur z tacą – ale mamy kelnera! -
mrugam do Kaśki.
-
Jezu, Ola, i tak robisz dla mnie więcej niż mogłam się spodziewać
– przygląda mi się takim dziwnym wzrokiem – Szczerze mówiąc,
jak się poznałyśmy, to nie darzyłam Cię wielką sympatią... -
dodaje trochę zakłopotana.
No
cóż, chyba jestem w stanie to zrozumieć. Myślała, że
jestem z facetem, który wpadł jej w oko i byłam jednym z
członków jury. Ale, żeby tak po prostu mi to powiedzieć,
no, no. Trzeba przyznać, że „ma jaja”!
-
To dla Was, dziewczyny – dostajemy od Artura po małej czerwonej
różyczce.
-
Och, dzięki! Z jakiej to okazji? - biorę mojego kwiatuszka.
-
Dnia kobiet? - Kaśka jest zachwycona.
No
jasne! Cholera, powinnam wracać.
-
To co, jesteśmy umówione na sobotę? - wręczam Kasi
karteczkę z adresem studia – posiedźcie jeszcze, jak macie
ochotę, ale ja muszę zmykać – kładę Arturowi dłoń na
ramieniu, bo widzę, że ma zamiar wstać.
-
Odwiozę Cię... – proponuje natychmiast, ale moja mina go
powstrzymuje. Wolę, żeby został z Kaśką z co najmniej dwóch
powodów.
Żegnamy
się serdecznie i pędzę na przystanek. Muszę się sprężyć, bo
autobus jest tuż tuż! W sumie, to mam szczęście, bo zaczyna
kropić deszcz. Zupełnie zapomniałam, że dzisiaj 8 marca. Ciekawe,
co Adam ugotował?
Cudowny
zapach unosi się w powietrzu już przed wejściem. Umyślnie grzebię
się z kluczem. Otwieram wreszcie drzwi i mam przed nosem bukiet
czerwonych róż.
-
Och! - to jedyne, co jestem w stanie wykrztusić. Jest ich... dużo!
-
Czy to znaczy, że Ci się podobają? - Adam ma minę małego
uradowanego chłopca.
-
Podobają? - zanurzam twarz w chłodnych, pachnących płatkach –
to nie jest odpowiednie słowo! - Ogarniam rękami kwiaty.
Dopiero
po cudownie długim i czułym pocałunku idę włożyć kwiaty do
wazonu. Musiał go kupić razem z kwiatami, bo wcześniej go nie
było. Grube ciężkie dno krośnieńskiego szkła zabezpiecza bukiet
przed upadkiem.
-
A to? - Adam zerka na małą różyczkę, którą
położyłam na torbie – od kogo?
-
To? Od kolegi – mówię bez zastanowienia. Wkładam różyczkę
do wysokiej szklanki. Przydałyby się jakieś doniczki z kwiatami,
myślę, kiedy stawiam ją na oknie – Co tak pachnie? - próbuję
zajrzeć do garnka, ale Adam zagradza mi drogę do kuchni.
-
Umyj grzecznie rączki, a ja Ci dziś podaję do stołu – dopiero
teraz dostrzegam, że ma na sobie białą koszulę i ścierkę
zawiązaną w pasie, jak fartuch.
Nie
wiem, jak to zrobił, ale podejrzewam, że maczała w tym palce
babcia Kasia, bo na obiad jest gulasz wołowy przyprawiony tak, że
mógłby to podać nawet w „Wierzynku”. Rozsiadam się
wygodnie. Raz już serwował mi jedzenie w tym „lokalu”. Na samo
wspomnienie robi mi się tak jakoś miękko w kolanach.
-
Jak pani smakowała... – ocenia mój talerz – moja
specjalność zakładu?
-
Chyba dostanie pan porządny napiwek – przyciągam go do siebie za
pasek od spodni. Usta mam lekko obrzmiałe, bo gulasz był pikantny,
ale mimo to czuję go wspaniale. Szybko robię w myślach kontrolę
rozkładu zajęć. Muszę się pouczyć! Przed, czy po?
-
Co się dzieje? - Adam zagląda mi w oczy.
-
Zastanawiam się, czy muszę się przygotowywać na jutro... -
krzywię się.
-
Musisz? - pyta, a ja kiwam głową - Odłożymy napiwek na inny dzień
- przygarnia mnie do siebie i unosi moją brodę – Hej! Nie
denerwuj się, nie chcę, żebyś narobiła sobie zaległości. Ja
też mam czasem jakieś obowiązki, albo plany. Nie musimy się
kochać codziennie – całuje mnie delikatnie.
-
No wiem... - Zerkam w dół, na wybrzuszenie jego spodni,
zarysowujące się pod ściereczką-fartuszkiem – ale chciałam Ci
podziękować... te róże są cudne!
-
Już mi trochę podziękowałaś, a resztę sobie odbiorę w weekend
– jest w jego głosie coś, co sprawia, że mi smutno - Alicja
urodziła córkę – mówi nagle.
-
I dopiero teraz mi to mówisz? - O rany, maleńka dziewczynka –
Jak będzie miała na imię?
-
Nie wiem... – Adam patrzy na mnie zaskoczony – Faktycznie,
Pawełek mi nie powiedział. Dzisiaj miała być pępkówka,
ale ją przełożyliśmy.
-
Z powodu dnia kobiet? - pocieram nosem jego szorstki policzek.
-
Mhm... - wsuwa mi dłoń na kark i całuje miękko w usta.
-
Ale mnie utulisz wieczorem? - upewniam się.
-
Utulę i pomasuję Ci plecy, – odsuwa się ode mnie – ale nie
zabieram Cię do Pawełka, żeby była jasność!
Udaję
zawiedzioną, ale nie poszłabym tam, nawet gdyby błagał. Rozsiadam
się na kanapie naprzeciw bukietu róż. Muszę się bardzo
starać, żeby wciąż na nie nie zerkać. Jestem zmęczona i ciężko
mi idzie ułożenie sobie wszystkich reakcji zachodzących w
wątrobie, w jakiś logiczny ciąg. Około jedenastej Adam robi mi
herbatę, bo na jedzenie nie mam ochoty, ani siły.
-
Daj mi to – bierze ode mnie wykłady – przepytam Cię.
Robi
to zupełnie inaczej, niż Ola czy Radek, tak konkretnie,
„matematycznie”, jakby przepytywał mnie ze wzorów. Muszę
jeszcze raz to powtórzyć! O północy postanawiam, że
już umiem i idę pod prysznic, a potem do łóżka, gdzie
czeka na mnie Adam.
-
Masaż też musimy przełożyć – mruczę i przytulam się do
niego. Jest taki ciepły i pachnie tak miło, że zasypiam prawie
natychmiast.
---
„Mieszkamy
razem”, jak to ładnie brzmi, myślę, składając zeszyty na
ostatnich zajęciach w piątkowe popołudnie. Ktoś mógłby
pomyśleć, że pieprzymy się jak wariaci co wieczór, a
czasem jeszcze rano. Nic z tych rzeczy! W poniedziałek nauka do
nocy, we wtorek Adam poszedł na pępkówkę i wrócił w
środę rano, jak już byłam na zajęciach. Zresztą i tak źle się
czuł. Trudno się dziwić, po takiej nocy z kolegami. W czwartek ja
znów musiałam się uczyć i tak w kółko. Dobrze, że
chociaż poszliśmy razem na naleśniki przed wykładami, bo po
południu musiał iść na spotkanie ze swoim promotorem. Za to
dzisiaj jest piątek, myślę z nadzieją. Nie wytrzymam dłużej! Na
samą myśl o seksie, mam ochotę zedrzeć z Adama ubranie i to
zębami!
-
Ola, cześć – tuż obok wyjścia z sali czeka na mnie Kaśka.
-
Cześć, co tu robisz? - mam nadzieję, że się nie rozmyśliła -
Kurczę, powinnam do Ciebie zadzwonić i zapytać o Artura, ale jakoś
tak zeszło...
-
No właśnie dlatego do Ciebie przyszłam... - ma w glosie jakąś
niepewność – miałam niedaleko zajęcia i pomyślałam, że Cię
tu spotkam...
-
Mów – widzę, że jej nie idzie – Nic z tego nie wyszło?
-
Trudno powiedzieć, bo niby było OK – wzdycha ciężko – Jak
poszłaś, to jeszcze gadaliśmy i odwiózł mnie na wykład,
ale nawet nie chciał telefonu, tylko powiedział „do zobaczenia”
i tyle – spuszcza wzrok i z uporem wpatruje się w swoje buty.
-
No to, rzeczywiście trochę dziwnie – kurde,a byłam przekonana,
że mu się spodobała – Wiesz co, pogadam z Adamem, byli ostatnio
na męskiej popijawie, to może Artur coś mówił? Spoko –
widzę, że mój pomysł nie przypadł jej do gustu – nie
powiem, że chodzi o Ciebie, a poza tym, on umie trzymać język za
zębami – klepię ją po plecach.
Wracam
do akademika, żeby zabrać trochę czystych rzeczy. Dziś już mi
się nie chce, ale w sobotę zrobię pranie! Mam wyjątkowy fart, bo
tato dzwoni akurat wtedy, gdy upycham rzeczy do torby. A już się
zastanawiałam, co będzie jak mnie nie zastaną kilka razy z rzędu?
Niby nic, ale zawsze to niepotrzebny stres i komplikacje.
Okazuje
się, że Julia z Michaelem jadą do Francji, więc będziemy sami. W
tej sytuacji nie mam serca mówić o Dusseldorfie. Kątem oka
widzę Radka, jak leci na trening. Macham mu i powoli wracam do
pokoju. A może podpytać Olkę, skoro Radka nie ma?
-
Ty, co masz taką minę, jakbyś siedem wsi spaliła i o ósmej
myślała? - Olka chyba chce mnie rozbawić, ale jakoś kiepsko jej
idzie.
-
A, bo wszystko jest nie tak! - wybucham – myślałam, że jak
zamieszkamy razem, to będzie tak fantastycznie, a tymczasem... -
macham ręką ze złością – do dupy!
-
E, no to całkiem nieźle – Olka robi minę, która ma chyba
wyrażać zadowolenie.
-
Przestań pajacować – prycham gniewnie – Ja do Ciebie z
problemami, a Ty się wygłupiasz – mówię z wyrzutem.
-
Sorry – Olka natychmiast poważnieje – co jest?
-
Właściwie to dwie sprawy – zamykam drzwi od pokoju – nie chodzi
o to, że nie jest fajnie mieszkać razem, tylko my wcale nie mamy
dla siebie czasu, a przecież Adam nie pracuje... No, przez ten
tydzień, to właściwie wszystko było tak, jakbym dalej mieszkała
tutaj – rozkładam ręce, wskazując pokój.
-
Znaczy, nie kochaliście się – Olka przygląda mi się, mrużąc
oczy.
-
Znaczy, nie – przytakuję skwapliwie – Nie, żebym nie chciała,
ale po prostu nie było jak!
-
Ale Adam się o to nie wkurza? - pyta, zastanawiając się nad czymś.
-
Nie – kręcę głową – nawet, powiem Ci, że jakoś podejrzanie
łatwo odpuścił.
-
Co Ty? Myślisz, że nie ma ochoty? - Olka otwiera szeroko oczy –
Ciesz się, że ma rozum w głowie, a nie w rozporku! - fuka na mnie
gniewnie – Myślisz, że dlaczego nam nie wyszło z Arturem? Nie
obchodziło go, ze ja mam kupę nauki! To znaczy, owszem, obchodziło,
ale nie chciał rezygnować ze swoich potrzeb – wygląda na
naprawdę wkurzoną. Głupio mi, przecież to dopiero tydzień.
-
No i dochodzimy do drugiej sprawy – walczę z zakłopotaniem –
pamiętasz tę Kaśkę? - pytam, a kiedy kiwa głową, ciągnę dalej
– Chciałam ich umówić, bo on jej się strasznie podoba,
ale jakoś to nie gra. Ślinił się na jej widok, a potem nawet nie
wziął od niej telefonu.
-
Widocznie mu nie spasowała – wzrusza ramionami – nic na to nie
poradzisz.
-
No tak, ale ona jest strasznie napalona i będę się z nią widziała
w sobotę... - nienawidzę takich sytuacji. Ja to się zawsze w coś
dam wmanewrować!
-
Wiesz co? - patrzy na mnie z dezaprobatą – Asertywność: zero!
-
Wiem, ale mi jej żal – robię oczy spaniela – Nie wiesz, jak to
jest, jak się człowiek zakocha?
-
Wiem – prycha – a wiesz, że „w tym cały jest ambaras...” -
zaczyna, ale nie kończy – Napuść na niego Adama, niech go
wybada, albo sama go podpytaj, tak niby przypadkiem.
-
Już sama na to wpadłam – oddycham z ulgą - ale chciałam się
upewnić, bo ostatnio mam taką passę... - urywam, bo ktoś głośno
puka do drzwi.
Adam
zagląda do naszego przedpokoju. Ma na sobie sportowy strój,
ale nie widzę torby.
-
Cześć Olki! – rzuca od drzwi - Gotowa? - to do mnie - Artur nas
podrzuci, bo leje.
Posyłam
Oli spojrzenie pt. „trzymaj za mnie kciuki” i zabieram torbę, a
właściwie wskazuję ją Adamowi. Znajomy golf stoi przed wejściem,
więc nawet nie potrzebujemy parasola.
-
Cześć - Wsiadam do tyłu i zerkam w lusterko. Artur rzuca szybkie
spojrzenie w kierunku Adama kręcącego się przy bagażniku.
-
Czy możesz mi dać numer tej Kaśki? - pyta szybko.
-
Włożę do kieszeni za siedzeniem – odpowiadam równie
szybko i oddycham z ulgą. Nie muszę nic kombinować! – jutro
wybieramy się na zdjęcia, mógłbyś tam wpaść koło
pierwszej – dodaję jeszcze od niechcenia, zanim Adam usadawia się
obok Artura.
-
Nie chciałaś do przodu? - spogląda na mnie przez ramię.
Marszczę
tylko nos i zaczynam szperać w torbie, w poszukiwaniu jakiejś
kartki. To ciekawe, ale Artur chyba się trochę kryje z tym, że
Kaśka mu się jednak spodobała, bo inaczej mógłby zapytać
przy Adamie. W ogóle mam wrażenie, że ich układy jakoś się
ostatnio zmieniły. Wsuwam ukradkiem karteczkę z numerem telefonu i
adresem studia, gdzie będą zdjęcia, do kieszeni za siedzeniem
Artura.
-
Wejdziesz na piwo? - to do Artura – Ola, mamy piwo w lodówce?
- to do mnie.
-
Powinny być dwa... - zastanawiam się – jak wczoraj nie wypiłeś,
to są.
-
Kurde, to jednak zamieszkaliście razem – szare oczy Artura patrzą
na mnie ze wstecznego lusterka.
-
Tak pomieszkujemy – Staram się, żeby mój głos zabrzmiał
lekceważąco. Nie chcę przypierać Adama do muru – Chciałam dać
Ance trochę spokoju – tłumaczę się.
Kiwa
głową, jakby w zamyśleniu. Za to Adam ma dziwny wyraz twarzy.
-
Dzięki, ale pojadę się opłukać – Artur klepie Adama po
ramieniu.
Właściwie,
to się cieszę, że nie poszedł z nami. Jestem naprawdę w
potrzebie! Już w przedpokoju mam ochotę go objąć, ale wiem, że
po treningu potrzebuje prysznica bardziej, niż czegokolwiek innego.
To też w nim lubię.
-
Idę nam coś przygotować! – wołam wesoło, zostawiając Adama
przed drzwiami do łazienki.
Lodówka
daje mi prawie nieograniczony wybór, ale w tej chwili
podstawowym kryterium jest czas. Nie chcę zwlekać ani chwili
dłużej. Układam szynkę i ser na mały półmiseczek.
Chwila wahania... i nakrywam to drugim. Szum prysznica działa na
mnie, jak syreni śpiew. Klamka ustępuje pod naciskiem mojej
niecierpliwej dłoni. Mam najpiękniejszy widok w tej szerokości
geograficznej. Adam stoi tyłem z rękami uniesionymi nad głową i
twarzą skierowaną wprost pod strumyczki wody. Zaparowana szyba
zaciera szczegóły, ale i tak widzę jego napięte mięśnie,
układające się pod skórą w niesamowity obraz wzniesień i
zagłębień. Światło igra ze mną, zmieniając mi widok z każdym
poruszeniem męskiego ciała. Mogłabym go oglądać tak, jak ludzie
oglądają dzieła sztuki. Ławeczkę poproszę!
Adam
powoli odwraca się bokiem, zbierając dłońmi wodę, spływającą
mu na twarz z mokrych kosmyków. Odrzuca je gwałtownym ruchem
do tyłu i otwiera oczy. Czuję ten wzrok. Nawet gdybym nie stała
teraz wpatrzona w niego, poczułabym to spojrzenie.
-
Idę do Ciebie – moje usta szepczą, ale głos pozostaje gdzieś we
mnie – przyjmiesz mnie?
Uchyla
odrobinę drzwi kabiny, a ja ze zdumieniem odkrywam, że mam na sobie
ubranie! Dlaczego ono po prostu nie zniknie? Te dwie minuty, które
zabiera mi zrzucenie garderoby, wydają mi się wiecznością.
Wchodzę w nasiąknięte wilgocią i gorzkawym zapachem powietrze.
Natychmiast otaczają mnie ciepłe, mokre dłonie i nagle mój
świat zwęża się do tej przestrzeni.
-
Tęskniłam – szepczę do jego ust i przytulam policzek do jego
szorstkiego policzka.
-
Kochanie... - niski miękki głos pieści moje ucho. Na samą myśl,
że przylegam teraz do ciała które przed chwilą podziwiałam,
mam motyle w brzuchu. Ocieram się o Adama, jak kot i po raz kolejny
nie mogę się nadziwić, że ta plątanina sprężystych mięśni
jest pokryta tak aksamitnie miękką skórą.
-
Weź mnie – proszę i sięgam w dół. Nigdy mnie nie
zawodzi! - weź mnie...
-
Już? - zaskoczenie walczy w jego głosie z zachwytem.
-
Już! - pozostawiam tylko cienki strumyk wody, żeby nam nie
przeszkadzała i unoszę w górę kolano, otwierając się na
twardy kształt wycelowany wprost na mnie.
To
chyba najprzyjemniejszy moment, kiedy witam go u wejścia wilgocią i
przyjemnym drżeniem. Sunie powoli, wypełniając mnie rozkosznie.
Tak długo czekałam, tak długo... Zarzucam mu ramiona na szyję,
żeby nie stracić równowagi, ale niepotrzebnie się boję, bo
Adam ujmuje w dłonie moje biodra i nadaje naszym ruchom zgodny rytm.
Rój motyli w moim brzuchu przyspiesza, szaleje... Chciwe usta
suną po mojej szyi, zęby delikatnie szczypią skórę...
zęby!
-
Nie gryź – jęczę – nie gryź mnie!
-
Boli? - delikatnie całuje to miejsce.
-
Nie, nawet przyjemne, ale jutro mam zdjęcia – przywieram do niego
bez ruchu - zostawiasz mi ślady, a Piotr tego nie lubi.
-
To może pojadę z Tobą i wytłumaczę mu, że to taki tatuaż –
mruczy mi do ucha, ale już nie gryzie.
-
Mowy nie ma – jeszcze by mi zestresował Kaśkę. Mam nadzieję, że
Artur, jeśli się pokaże, to po zdjęciach, tak jak mu
powiedziałam.
Czuję,
że Adam staje się dziwnie miękki, jakby było po. Chcę na niego
spojrzeć, ale przygarnia mnie do siebie i zaczyna się powoli
poruszać. Jest lepiej... och, jeszcze, proszę... Przyspieszam, ale
nagle wysuwa się ze mnie. Och!
-
Kochanie, zabieram Kaśkę. To jej pierwszy raz na planie i nie chcę
żeby się zestresowała – Aż tak się przejął, że nie chcę go
zabrać ze sobą? - Mówiłam Ci, że będzie Piotr, przecież
go znasz.
-
Przepraszam – patrzy w dół skonsternowany – to moja wina.
-
Głuptasie – tulę się do niego i całuję go delikatnie – to
nie jest żadna wina. To się zdarza. Jesteś po treningu – Co za
idiotka ze mnie! Powinnam dać mu chwilę odpocząć – daj mi się
umyć i zjemy kolację, a potem się poprzytulamy i może nam się
znowu zachce?
-
Kocham Cię – jest w tych słowach wszystko, co chciałby mi
powiedzieć w tej chwili, a co na pewno byłoby dla niego stresujące,
więc wyganiam go spod prysznica i odkręcam wodę. Mam w dole
brzucha dziwny ciężar, jakby rój motyli skupił się i
kłębił, bezskutecznie próbując się uwolnić. Tak dawno
tego nie czułam, że już prawie zapomniałam, co to jest
niespełnienie. Sięgam dłonią w dół, moja obrzmiała,
śliska szparka zaprasza palce do swojego ciepłego wnętrza... Nie!
Myję się szybko i wychodzę spod prysznica, zanim Adam opuszcza
łazienkę. Otula mnie ręcznikiem, unikając mojego wzroku.
-
Wstaw wodę, mam taką ochotę na gorącą herbatę – staram się
skierować jego myśli na działanie – taką z nalewką. Może mamy
jeszcze trochę?
Kolacja
upływa nam przyjemnie, jakby nigdy nic. Adam się odpręża pod
wpływem rozluźniającego wpływu „góralskiej herbaty”.
Dobrze, że mieliśmy jeszcze wiśniówkę.
-
Jak chcesz, to po mnie przyjedź – gładzę delikatnie silne udo,
wychylające się spod czarnej froty szlafroka – zaczynamy o
dziesiątej, więc koło pierwszej powinniśmy skończyć.
-
To może pójdziemy gdzieś na obiad, żeby nie siedzieć w
domu? - przyciska moją dłoń do uda.
-
To może wyciągniemy gdzieś babcię Kasię? - zaglądam mu w oczy –
Ciągle dla nas gotuje, to może damy jej odetchnąć w sobotę?
-
Wiesz co? - szuka moich ust – muszę sprawdzić, czy nie masz tam
na plecach takich małych pierzastych skrzydełek, a tu – wsuwa mi
palce we włosy i masuje czubek głowy – takiego złotego kółeczka?
-
Chyba małych spiczastych różków? - chichoczę, ale
ogarnia mnie radość – To co? Masz ochotę na słodycze?
-
A jakie? - unosi jedną brew, a moje motyle prężą skrzydła,
gotowe do lotu, jak prawdziwa eskadra myśliwców.
-
A co byś powiedział na loda? - rozchylam mu powoli szlafrok – Ale
umawiamy się na deser w łóżku – Muszę go mieć
odprężonego i do swojej dyspozycji. Już ja się postaram, żeby
dał mi to, czego chcę! Odpowiada mi pomruk zadowolenia.
---
To
tylko zmęczenie, oddycham z ulgą, patrząc na śpiącego obok mnie
Adama. Zawsze, kiedy mam zdjęcia, budzę się wcześnie z lekkim
podnieceniem, które przyjemnie łaskocze mnie gdzieś koło
pępka. Każdy przeżywa tremę inaczej,a ja właśnie tak. Zależy
mi dzisiaj wyjątkowo! Nie tylko ze względu na Kaśkę, ale dlatego,
że to Piotr, i że miałam taką długą przerwę. Adam oddycha tak
spokojnie i głęboko. Taki był wczoraj biedny. OK, mnie też było
z tym źle, ale jemu chyba gorzej. Za to po kolacji... Przeciągam
się ostrożnie. Mam obolałe mięśnie, ale ciepły prysznic
powinien załatwić sprawę. Wysuwam się ostrożnie spod kołdry.
-
Już wstajesz? - silne ramię wciąga mnie z powrotem i czuję na
plecach ciepły oddech.
-
Śpij jeszcze – odchylam głowę, mrucząc – potrzebuję
prysznica.
Siłujemy
się przez chwilę, ale nie mam szans. Wykupuję się długim
pocałunkiem i obietnicą, że wieczorem będę bardzo chętna.
Uwielbiam go takiego!
Po
prysznicu mam jeszcze czas na rozpakowanie torby. Postanawiam
zasiedlić komodę i moja bielizna wędruje do najwyższej szuflady.
Kulki i wibrator upycham w głębi, a napoczęte pudełeczko gumek,
po namyśle przekładam do torby. Ja ich nie lubię, ale wyrzucić
szkoda.
-
Widzę, że wprowadzasz się na dobre – Adam zaskakuje mnie w
chwili, gdy układam ostatni stanik.
-
Nie strasz mnie – łapię się za serce i przewracam oczami – w
tej torbie niczego nie mogłam znaleźć.
-
Przydałaby się szafa i półka na książki – głośno się
zastanawia, patrząc na stosy naszych podręczników, zajmujące
większą część biurka – zajmę się tym po świętach –
wzdycha.
W
pośpiechu jem śniadanie, ale i tak bardziej robię to z rozsądku,
niż z głodu. Docieram na miejsce przed czasem i zastaję Kaśkę
„na posterunku”.
-
Zestresowana? - pamiętam, jaka ja byłam na początku.
-
Jak cholera! - Stara się uśmiechać, ale wychodzi jej nerwowy
grymas – Ola, Artur zadzwonił – mówi i nagle jej twarz
się rozpromienia – Dzięki!
-
Sam mnie poprosił o numer – mówię z uśmiechem. Jest
zakochana! Widzę to w jej oczach i aż mam ochotę ją przytulić.
To takie cudowne uczucie, jakby się mogło latać!
Wchodzimy
obskurną klatką schodową do studia. Muzykę było słychać już
na dole. To klasyka, Piotr tu jest i rządzi po swojemu!
-
Piotr? - wołam głośno.
-
Jestem! - zza ściany wyłania się znajoma postać.
-
O rany, ale schudłeś! - wpadam w rozłożone ręce i po chwili moje
stopy odrywają się od podłogi. Wiruję wokół Piotra, który
kreci się, jak bąk. Jestem zdumiona, nigdy nie był aż tak wylewny
– Dobrze, że wróciłeś – mówię, przyglądając
mu się uważnie, kiedy wreszcie stawia mnie na ziemi.
-
Też się cieszę – przygląda mi się z uśmiechem – dobrze
wyglądasz. Kogo mi przyprowadziłaś? - wychyla się przez moje
ramię.
-
To jest Kaśka. Startowała w Dziewczynie Miesiąca, ale nie miałam
decydującego głosu w jury – mrugam do Piotra porozumiewawczo –
Chciałam Cię prosić, żebyś ją sprawdził, tak jak mnie.
-
Nie sprawdzałem Cię – wciska mi palec w mostek – a te wszystkie
konkursy to gówno! Polityka i układy.
-
Od kiedy używasz takich słów? - jestem w szoku.
-
Od kiedy widziałem Piekło – mówi poważnie – Pokaż to
cudo – dodaje.
Gadamy
chwilę, żeby się poznać, po czym Piotr każe nam iść się
malować. Z zadowoleniem odkrywam, że czeka na nas moja dobra
znajoma, „Raszpla”. Ogląda Kaśkę krzywiąc się okropnie, ale
ona znosi to cierpliwie, uprzedzona przeze mnie, że tak to właśnie
wygląda. Ja nie miałam tego komfortu, musiałam wszystkiego
doświadczyć na własnej skórze. Z zachwytem patrzę, jak pod
wpływem sprawnych palców „Raszpli”, z ładnej dziewczyny,
Kaśka zmienia się w piękność- wampa. W międzyczasie,
sympatyczna, gadająca bez przerwy fryzjerka, robi mi na głowie
„pogniecione” loki. Zamieniamy się miejscami i widzę, jak
krótka fryzurka mojej koleżanki przeistacza się w „irokeza”.
Wychodzimy
na plan i tu czeka nas niespodzianka. W czasie, kiedy my się
poddawałyśmy upiększaniu, Adam-fotograf i Piotr urządzili w
studiu dżunglę. W tle dali gigantyczne zdjęcie, a na pierwszym
planie ustawili pień drzewa i donice z monsterami i jakimiś
pnączami. W wazonie obok widzę bukiet orchidei. Nieźle! Zerkam na
Kaśkę. Jest w kompletnym szoku.
-
Pięknie! - Piotr ogląda nas z zadowoleniem – Ty zakładasz to –
podaje Kasi obszarpany strój – a Ty to – ja dostaję coś
w stylu „Indiana Jones”, ale w wersji podkasanej – Reklamujemy
dezodoranty dla kobiet – oznajmia nam.
No
i zaczyna się! „Stój tak, w lewo, w prawo, noga wyżej!
Napnij mięśnie, gdzie masz brzuch? Pokaż, że go masz! Jesteś na
polowaniu, szukasz zwierzyny! Nawet tam masz być atrakcyjna,
drapieżna. Drapieżna!”
Obserwuję,
jak Kaśka sobie radzi. Piotr chyba celowo zaczął z nią, żeby nie
miała możliwości mnie podglądać. Jest niecierpliwa, ale wydaje
mi się, że ma to „coś”.
Teraz
ja. „Idziesz przez dżunglę, jesteś skonana, ale mimo to
pachniesz!”. Daję z siebie tyle, ile mogę. Kaśka obserwuje, jak
pracujemy z Piotrem. Nawet, kiedy się przebiera, podgląda co chwilę
zza parawanu. Kiedy nadchodzi jej kolej, okazuje się, że wygląda,
jak indiańska boginka. Ma na głowie, jakieś pióra, a na
szyi sznury koralików. „Raszpla” namalowała jej na ciele
coś, co wygląda, jak rytualne tatuaże. Tym razem idzie jej dużo
lepiej. Nieskromnie powiem, że jest bystrym obserwatorem.
Idę
się przebrać w mokrą koszulę i postrzępioną spódnicę,
rozerwaną na boku prawie do pasa. Kiedy staję w rozkroku, widać mi
całe udo. „Raszpla” smaruje je czymś połyskliwym, tak samo
dekolt. Za uchem zatykam jedną z orchidei.
-
Kasia, sięgasz po te kwiaty, bo jesteś nimi zachwycona – Piotr
fantastycznie tłumaczy, czego od nas chce – pokaż mi, że jesteś
zachwycona.
Próbują,
ale im nie idzie.
-
Ola – odwraca się do mnie – zrób to, o co proszę.
Podchodzę
do pnia, na którym przypięli kwiaty. Zastanawiam się chwilę,
po czym przywołuję w myślach obraz Adama pod prysznicem. Sięgam
po kwiat i odwracam, wpatrując się w obiektyw.
-
Bosko! - Piotr idzie zmienić film.
-
Wyobraź sobie Artura bez koszulki – szepczę do Kaśki – albo
najlepiej, bez niczego. Nie musisz widzieć kwiatków, żeby
wyrazić zachwyt.
-
A Ty tak robisz? - oczy robią jej się okrągłe.
-
To taka mała tajemnica – mówię półgłosem – taki
trick!
Tym
razem robi to „bez pudła”. Nawet ja wiem, że jest dobrze.
Kończymy zdjęcia ujęciami w mokrej bluzce. Dobrze, że mogę się
potem ubrać, bo wilgotny materiał ziębi nieprzyjemnie.
-
Dobrze, że nie każą nam wejść do Wisły – żartuję, kiedy się
przebieramy.
-
Ola, to dla Ciebie – Piotr wręcza mi album.
Na
okładce widać spalone miasto. Przepiękne zdjęcie, choć
przygnębiające. Otwieram pierwszą stronę: „Kiedy obserwujesz
świat oczami, uczysz się go, kiedy obserwujesz go obiektywem
aparatu, pomagasz innym się go nauczyć. Oli, mojemu odkryciu,
Piotr”.
-
Boże, Piotr, dziękuję Ci – jestem wzruszona – pięknie to
napisałeś.
-
Sam to wymyśliłem – mówi z dumą.
Dostajemy
wynagrodzenie w podpisanych kopertach, jak zwykle. Kaśka patrzy na
mnie zaskoczona.
-
Podziękuj Piotrowi – wzruszam ramionami – nie umawiałam się z
nim na kasę dla Ciebie, więc to chyba oznacza, że jest zadowolony.
-
Zostaw adres i telefon mojej asystentce – uśmiecha się do niej –
Podpiszemy umowę, jeśli chcesz ze mną pracować. Dzisiaj, to tylko
premia.
-
Ola, ja chyba śnię – Kaśka rzuca mi się na szyję, gdy tylko
wychodzimy na klatkę schodową.
-
Zostaw sobie trochę energii dla innych – wskazuję jej
zaparkowanego na placyku przed budynkiem golfa – No, idź, nie
czekaj na mnie. Umówiłam się z Adamem – dodaję, widząc,
że nie rusza się z miejsca – Idź – popycham ją lekko i mrugam
do niej.
Chyba
robię się sentymentalna, bo pozostaję przy oknie i obserwuję całą
scenkę z daleka. Drzwi od samochodu otwierają się i Artur wychodzi
na spotkanie. Robi kilka kroków i staje. Wiatr porusza jego
dżinsową kurtką, odsłaniając raz po raz jasną koszulkę z
jakimś nadrukiem. Z tej odległości nie widzę, co to jest, ale
chyba jakieś litery. Kaśka podchodzi i przesuwa dłonią po
koszulce, Artur opuszcza głowę. Jestem pewna, że śledzi ruch jej
dłoni, a może jest zaskoczony jej śmiałością? Sięga ręką w
górę i gdyby nie to, że plecy Kaśki zasłaniają mi widok,
pewnie zobaczyłabym, jak przyciska jej dłoń do swojej klatki. Nie!
Kaśka zarzuca mu ręce na szyję. Nie do wiary! Jeden rzut oka w ich
kierunku i widzę, że się całują. Tak po prostu, nie zważając
na to, że stoją prawie na środku parkingu. No, to go zbiła z
tropu, myślę z satysfakcją. Trafiła kosa na kamień. Schodzę
powoli po schodach, zerkając od czasu do czasu na całującą się
parę. Dłoń Artura sunie po plecach Kaśki i zatrzymuje się
zdecydowanie niżej, niż nakazuje przyzwoitość. Chyba im trochę
zazdroszczę. Taki początek związku jest niesamowity, podniecający
i jedyny w swoim rodzaju. Potem też jest dobrze, ale to, co się
dzieje z ludźmi, kiedy całują się i dotykają pierwszy raz, jest
niepowtarzalne! Kiedy dochodzę do parteru, Kaśka i Artur wsiadają
do samochodu. Przegapiłam moment, kiedy patrzą na siebie zdyszani i
szczęśliwi. Chyba się wzruszyłam?
-
O cholera! - tuż przed wyjściem orientuję się, że zostawiłam
album na stoliku koło wyjścia. Robię w tył zwrot i pędzę po
schodach w górę – Piotr, to tylko ja – wołam od drzwi –
zapomniałam albumu! - na szczęście leży tam, gdzie go zostawiłam.
Kiedy
dochodzę do połowy schodów, zauważam, że na parking
wjeżdża taksówka. Czyżby Adam? A jakże! Wysiada i rozgląda
się wokoło. Przyspieszam kroku i po chwili jestem na przy drzwiach.
Kiedy je otwieram, zaskakuje mnie ciepło, jakie panuje na zewnątrz.
-
Chyba mamy wreszcie wiosnę – mówię z entuzjazmem,
podchodząc do Adama.
-
Chyba tak – przygląda mi się uważnie.
-
Ach, to – dotykam palcami policzka – zmyłam makijaż i mam na
twarzy krem. Zaraz się wchłonie.
Kiwa
głową w zamyśleniu i ogarnia mnie ramieniem.
-
Jedziemy – otwiera mi drzwi do taksówki.
Kiedy
już siedzę w środku, zerkam na miejsce, gdzie niedawno stał
zaparkowany golf, a obok niego dwie splecione postaci i ogarnia mnie
dziwna tęsknota.
---
Ostatni
weekend przed wyjazdem Adama do Dusseldorfu wreszcie nadszedł.
Najpierw błagałam w myślach, żeby ten tydzień trwał jak
najdłużej, bo Adam znów jedzie daleko ode mnie, a potem nie
mogłam się doczekać, żeby wreszcie się skończył. Teraz dla
odmiany drżę na myśl o spotkaniu z moim ukochanym. Drżę z
niepokoju...
-
Co Ci jest? - Olka przysuwa się do mnie na przerwie.
-
Chyba przeniosę się z powrotem do nas, to znaczy do akademika –
mówię nie patrząc na nią – w niedzielę Adam wyjeżdża
na święta...
-
Ale po świętach wracasz do niego? - czuję jej dłoń na ramieniu.
-
Chyba nie – nie mogę się przemóc, żeby na nią spojrzeć,
ale w końcu unoszę głowę – Pomyliłam się. On nie jest jeszcze
gotowy na taki związek, jakiego chciałam. No, wiesz, na
zamieszkanie razem. To kompletnie nie działa.
-
No, coś Ty?! - w głosie Oli słychać szczere zdumienie –
Przecież wszystko jest OK. Nie spóźniasz się, z nauką bez
problemów, nawet masz czasem kanapkę albo jabłko – próbuje
mnie rozbawić.
-
Nie o to chodzi – wzdycham ciężko – Mnie jest dobrze, ale Adam
stał się taki inny, milczący i jakiś zamyślony... - nie mogę
jej przecież powiedzieć, że w łóżku też nie jest dobrze
– jak nie on.
-
Myślisz, że to dlatego, że mieszkacie razem? - Ola poważnieje –
nas kryzys dopadł dopiero po paru miesiącach.
-
Tak, ale wyście chcieli ze sobą zamieszkać. Oboje – załamuję
ręce – a u nas jest inaczej. Mam wrażenie, że Adam zrobił to
dla mnie wbrew swojej woli.
-
Nie, Ola, nie mów tak – ściska delikatnie moje ramię –
To dorosły facet. Skoro podjął taką decyzję, to pewnie ją
przemyślał. Może jest po prostu zestresowany? Niedługo ma się
bronić, sama mówiłaś... Pogadaj z nim.
-
No właśnie mam zamiar to zrobić – wzdycham – Nie chcę, żeby
się stresował przed obroną. Wrócimy do tego, co nam
wychodziło dobrze, czyli wspólne weekendy.
-
Może to jest dobre wyjście? - zastanawia się nad czymś –
przecież to nie rozstanie, tylko jakby krok w tył.
-
Ładnie to nazwałaś – uśmiecham się – brzmi lepiej niż
porażka – kiwam głową - No, ale jedna rzecz mi się udała.
Gadałam wczoraj z Kaśką. Pytała, czy nie pożyczyłabym jej
klucza od mieszkania, jak wyjadę na święta do domu. Tylko ani
słowa, OK?
-
Jasne – Olka szczerzy do mnie zęby – to już rozumiem, dlaczego
Artur chodzi taki uchachany. Widziałam go przedwczoraj. Szybko idą
– dodaje, a ja mam wrażenie, że słyszę w jej głosie uznanie.
-
A co im żałować, jak mają ochotę i możliwości – mówię,
starając się, żeby to nie zabrzmiało jak zazdrość.
Po
zajęciach schodzę na dół do holu. Z daleka widzę Adama,
czekającego na mnie obok kraty używanej do zamykania szatni. Stoi
oparty o ścianę, w pozie, którą tak lubię. Pamiętam, że
tak właśnie stał, kiedy Olka umawiała się z Arturem. Podeszłam
wtedy i zapytałam, czy ma jeszcze ochotę na kawę. To był impuls,
ale zadecydował o całym moim życiu.
-
Masz jeszcze ochotę na kawę? - podchodzę bliżej, niż potrzeba,
ale chcę się poczuć, jak wtedy. Chcę motyli w brzuchu, tego
dreszczyku emocji...
Przygląda
mi się uważnie, zaglądając mi w oczy. Jest w jego spojrzeniu coś
pociągającego i jednocześnie smutnego, a może to tylko takie
wrażenie? Może takie ciemne oczy zawsze mają w sobie odrobinę
melancholii? Tak przynajmniej mówił Gianni, ale pewnie miał
na myśli Włochów...
-
Z Tobą zawsze – pochyla się i całuje mnie delikatnie koło ucha
– Jest ciepło, przejdziemy się? - szepcze.
Jest!
Jest mój dreszczyk i małe łaskotki w brzuchu. Kocham to
uczucie i kocham tego, który potrafi je wywołać. Wychodzimy
na ulicę, ale zaraz za rogiem skręcamy na przystanek i wskakujemy
do pierwszego z brzegu tramwaju. Dwa przystanki i możemy iść na
Planty. Jest naprawdę ciepło. Drzewa pokryły się soczystymi
młodymi listkami, a trawa wygląda jak miękki puszysty dywan.
Jeszcze tydzień temu trawniki były szarawe i miejscami przeświecała
wydeptana ziemia, a na gałązkach widać było tylko nabrzmiałe
pąki. Krzaki forsycji całe obsypane są podłużnymi żółtymi
koralikami pąków kwiatowych. To koniec marca, a wydaje mi
się, że za chwilę będzie maj. Idziemy obok siebie w milczeniu,
pogrążeni w swoich myślach. Rozglądam się za wolną ławką, ale
w takie ciepłe piątkowe popołudnie jest to zdecydowanie
nieosiągalny luksus.
-
Adam, muszę Ci coś powiedzieć – zaczynam w końcu. Dłużej nie
wytrzymam tej presji. Pal licho ławkę, mogę stać.
-
Tak – rzuca przed siebie, wpatrzony gdzieś daleko, unikając
mojego wzroku. Jakby czekał na moje słowa od dawna.
-
Wrócę pojutrze do akademika – Nie mogę uwierzyć, że tak
strasznie chciałam z nim zamieszkać, a teraz tak po prostu z tego
rezygnuję.
-
Nie chcesz być sama, jak wyjadę, czy tak w ogóle się
wyprowadzasz? – Słyszę w jego głosie napięcie.
-
Tak chyba będzie lepiej... - słowa grzęzną mi w gardle –
Będziemy się spotykać w weekendy, jak dawniej – dodaję cichym
głosem. Trudno mi się z tym pogodzić, ale skoro nie jest gotowy,
to nie ma sensu tego ciągnąć.
Adam
odwraca się do mnie gwałtownie i wbija we mnie wzrok. Ma w oczach
jakiś żar, który mnie przeraża.
-
Ola, ja się z tym pogodzę. Poradzę sobie, tylko daj mi więcej
czasu – opiera dłonie na moich ramionach i zaciska palce – Liczy
się tylko to, że chcesz być ze mną, że mnie kochasz! - potrząsa
mną – Kochasz mnie, prawda?
-
Chryste, Adam! - nic nie rozumiem – Pewnie, że Cię kocham.
Myślałam, że umrę z rozpaczy, jak nie dzwoniłeś!
-
To dlaczego...? - urywa w połowie i odwraca głowę, jakby zmienił
zdanie – albo...nie chcę wiedzieć.
-
Czego nie chcesz wiedzieć? - krew chyba przestała mi krążyć pod
wpływem jego ucisku – puść mnie i odpowiedz! Na litość boską,
o czym Ty mówisz?
Adam
jest blady jak ściana. Nie pamiętam, kiedy go ostatnio takim
widziałam, o ile w ogóle? Widzę, że jest zdenerwowany, nie,
nie zdenerwowany, on jest kłębkiem nerwów. Na pozór
wygląda normalnie, ale mnie nie oszuka. Wbijam w niego wzrok. Musi
mi odpowiedzieć!
-
O Tobie i Arturze – wyrzuca z siebie jednym tchem.
-
Cooo? Adam, co on Ci o nas powiedział? - czuję, że nogi się pode
mną uginają, a w głowie wiruje mi, jakbym nagle straciła dwa
litry krwi – Mów, co Ci powiedział? - Przez myśl
przelatuje mi tysiąc sposobów na możliwie najstraszniejszy
rodzaj śmierci dla tego gada.
-
Nic – Adam cedzi to przez zaciśnięte szczęki – Powiedział, że
jak chcę wiedzieć, to mam zapytać Ciebie.
-
Więc mnie zapytaj! - Ty głupi! Myślałeś, że Cię zdradziłam? -
Zapytaj mnie! - prawie krzyczę, nie zaważając na przechodzących
opodal ludzi .
-
Nie chcę – spuszcza głowę i zwiesza bezwładnie ramiona,
uwalniając mnie od uścisku – Nie mam prawa Cię o nic pytać. Nie
pytałem, podejmując decyzję o wyjeździe... - głos mu się łamie
- Kocham Cię i puki Ty mnie kochasz, nic innego się nie liczy.
Ty
głupi, kołacze mi w głowie, Ty myślisz, że ja nie wiem, czy chcę
być z Tobą, czy z Twoim przyjacielem? Walczysz o mnie, choć wcale
nie musisz?
-
Jesteś idiotą – mówię w końcu i odwracam się na pięcie
– obaj jesteście kompletnymi idiotami! - dorzucam przez ramię.
Nie
wierzę własnym uszom, po prostu nie wierzę. Obaj są tak pokręceni
z tym dotrzymywaniem obietnic, z tym zachowywaniem tajemnic... Nie
mówię, żeby robić tak, jak Pawełek, ale to już przechodzi
ludzkie pojecie! Idę przed siebie szybko, nie patrząc dokąd. To ja
umieram z niepewności, wyrzucam sobie, że go zmuszam... a on po
prostu boi się zapytać. Kurwa! Skąd mu to przyszło do głowy?
-
Ola, zaczekaj – zrównuje się ze mną, a po chwili zagradza
mi głowę – proszę...
-
Nie mów mi, że nas podejrzewasz, bo zwariuję, albo Cię
zabiję – cedzę przez zęby.
-
Nie podejrzewam, tylko... - waha się, szukając słów –
myślałem... Ola, jak powiedziałaś, że narozrabiałaś wtedy po
imprezie, to zaczepiłem panią Maję... płaciłem jej za mieszkanie
i tak mimochodem powiedziała, że Artur nocował... Nie wypytywałem
jej! - dodaje, chyba na widok mojej miny – A potem już było coraz
gorzej. Myślałem, że mam paranoję, ale nawet babcia zauważyła,
że Artur coś do Ciebie ma... Nie mówiłaś mi, że się z
nim spotykasz... po kryjomu... Tłumaczyłem sobie, że nic nie było,
ale na tej pępkówce zaczęliśmy gadać o wierności i takie
tam... zapytałem Artura, a on się zaciął... byliśmy pijani...
-
To dlaczego mnie nie zapytałeś? - przerywam mu – Myślałam, że
już się nauczyłeś, jak ze mną rozmawiać. Tyle mi o sobie
opowiedziałeś, a nie potrafiłeś zadać prostego pytania? Adam,
tak nie można żyć!
-
Chciałem i bałem się. Miałem do siebie pretensje, że w ogóle
doprowadziłem do takiej sytuacji...
-
Kochanie, ale przecież Ci powiedziałam, że będę czekać – nie
wiem, czy bardziej jestem zła, czy załamana.
-
Myślałaś, że Cię zostawiłem... byłaś pijana... oboje
byliście... - mówi to z trudem – nie wiedziałem, jak
zapytać. Nie wiedziałem, czy chcę pytać! Już prawie się
pozbierałem, a wtedy schowałaś te gumki...
-
O boże! - zakrywam twarz dłońmi – Czy naprawdę myślisz, że
gdybym coś takiego zrobiła, to zostawiłabym prezerwatywy w
szufladzie?
-
Ola, ja nie myślałem... To jest jak trucizna, rozum mówi Ci
jedno, a ten jad skądś się sączy i dopada Cię, w najmniej
odpowiednich momentach. Ja Ci ufam, ale to gdzieś we mnie tkwiło. I
jeszcze Artur zrobił się taki tajemniczy i... On się chyba
zakochał... Ola, on jest dla mnie ważny, ale Ty jesteś
ważniejsza... Ty jesteś wszystkim. Nie chcę, żebyś się
wyprowadzała - patrzy na mnie błagalnie
I
co ja mam zrobić? Łzy płyną mi po policzkach i kapią na chodnik.
Nie mogę się ruszyć z miejsca, choć i tak nie mam pojęcia, dokąd
miałabym iść.
-
Jedyne, co zrobiłam źle, to pocałowałam go na dworcu, bo
myślałam, że robisz mi kawał i byłam na Ciebie zła – mówię
przez ściśnięte gardło – Tylko tyle i aż tyle, bo to go chyba
sprowokowało, ale nic więcej nie było. Żeby była jasność, to
spał jeszcze w moim pokoju w akademiku, a właściwie siedział i
głaskał mnie po głowie, a ja szlochałam w poduszkę. Spędziliśmy
naprawdę romantyczną noc – mówię z sarkazmem – A teraz
jest zakochany, ale w Kasi! - wyrzucam mu prosto w twarz i patrzę,
jak się zmienia pod wpływem moich słów. W miejsce napięcia
pojawia się ulga i spokój.
– Wybacz
mi – szepcze – proszę... – dodaje półgłosem i osuwa
się na kolana. Nagle mam jego głowę na wysokości pasa. Unosi ją
i wpatruje się we mnie z nadzieją – Jestem zazdrosny i nic na to
nie poradzę - Kompletnie mnie tym stwierdzeniem rozbraja. Obraz mi
się zamazuje coraz bardziej.
-
Bierz go panienko, nie zastanawiaj się – drżący głos dobiega
gdzieś z bliska. Odwracam głowę i widzę pomarszczoną twarz z
dwojgiem szarych dobrych oczu – ja bym brała – uśmiecha się do
mnie.
-
Już sama nie wiem... - broda mi się trzęsie – Wstawaj wariacie!
- wsuwam palce w kędzierzawe włosy – Nie rób
przedstawienia – chlipię – w domu się policzymy!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz