Podróż do Skarżyska upływa mi na
nauce. Nie ma lepszego sposobu na uśpienie się, niż mikrobiologia. Wszystko mi się miesza, ale
nie odpuszczam! W sąsiednim przedziale siedzi Ewka. Od czasu, gdy postanowiłam
zamieszkać z Olą, miedzy nami nastąpiło zdecydowane ochłodzenie stosunków.
Trochę mi z tego powodu przykro, ale ja wsiadłam pierwsza, więc, gdyby miała
ochotę zagadać, to mogła się przysiąść… Dziwna jest. Skoro Robert jej się
podobał, to powinna być zadowolona, że się rozstaliśmy i mogła się koło niego
zakręcić… Pewnie jego rodzice byliby bardziej zadowoleni z takiej synowej.
Za
oknem migają mi znajome zabudowania. Chyba dojeżdżamy do dworca. Za chwilę
zobaczę szary obdrapany budynek jakiegoś magazynu i zacznę się ubierać do
wyjścia…
Na
peronie dostrzegam błękitny szal, tym razem zamotany na szyi mojej siostry.
Nawet to zabrała Michaelowi. Ten chłopak jest niesamowity! Oddałby jej chyba
swoją duszę, gdyby własna przestała Julii wystarczać… Z drugiej strony, wygląda
na to, że taki rozkład sił im obojgu odpowiada.
- Olka! – Julia jak zwykle wita
mnie tak, jakbyśmy się nie widziały od stu lat. Uwielbiam to! Gdyby mnie
przywitała inaczej, chyba by mi czegoś brakowało.
- Od dawna jesteście? – muskam
policzek Michaela, który natychmiast nadstawia drugi. Zawsze to robi, a ja
zawsze zapominam, że mam go cmoknąć z obu stron. To tak, jak z powitaniem
Julii, nasz mały rytuał.
- Od rana – Julia wzdycha – już
zaliczyliśmy sprzątanie grobów i spacer z Kubą. Tobie zostało naprawdę niewiele…
W
domu okazuje się, że faktycznie Julia z Michaelem wyręczyli mamę w większości
spraw. Za to ją zastaję nad jakimś projektem. Jestem w szoku! Julia wyjaśnia mi
w kuchni, że w firmie mamy odbywa się restrukturyzacja, cokolwiek to znaczy, i
zwolnili dwie osoby. Oczywiście pracy jest tyle samo, więc pozostałe musiały
się podzielić dodatkową robotą. To jakaś nowość! Do tej pory nie słyszałam,
żeby zwolnili kogoś raz przyjętego. No, chyba, że przechodził do innej pracy…
Do
kolacji siadamy wszyscy razem. Nasz stół fajnie teraz wygląda z tatą i
Michaelem. Kuba też wydaje mi się większy… poszedł do szkoły i czuje się
strasznie ważny. Wszyscy gadają, jak nakręceni. Od razu widać, że dawno się nie
widzieliśmy.
- Ola, możemy Cię odwiedzić pod
koniec listopada? – pyta Julia, kiedy reszta zawzięcie o czymś dyskutuje –
Michael musi się spotkać z jakimś facetem z Krakowa w sprawie wina. Mógłby to
zrobić w sobotę przed południem, a potem byśmy się gdzieś wypuścili.
- Super! – mogłabym ich zaprosić
do mieszkania Adama. Nie bywam tam częstym gościem – macie jakieś życzenia?
- Chyba nie, chociaż Michael
chciał zobaczyć ten klub…
- Zobaczymy, co się da zrobić… -
dobrze, że mówi mi teraz. Chyba poproszę Artura, żeby z nami poszedł… szkoda,
że Adama nie ma…
- Brak Ci go? – głos Julii wyrywa
mnie z zamyślenia.
- Bardzo…
- Kiedy wraca?
- Powiedział, że po świętach.
Mamy ustalić, gdzie pójdziemy na sylwestra…
Julia
tylko kiwa głową. Przynajmniej ona nie próbuje mi wmawiać, że to szybko minie.
Wciąż
o tym myślę, kiedy już późnym wieczorem idę się wykąpać. Julia z Michaelem idą
spać, a ja mogę zająć łazienkę na tak długo, jak zechcę. Rozsiadam się w wannie
pełnej ciepłej wody. Ale dobrze byłoby wziąć taką kąpiel razem… muszę to jakoś
zorganizować, jak już Adam przyjedzie. Wanna
u jego babci raczej odpada… poza tym, i tak jest za mała na nas dwoje… Dotykam
kciukiem ust i próbuję przypomnieć sobie smak Adama… smak jego ust… języka…
Jego dłonie na moim ciele… dotyk… delikatny, ale zdecydowany. Sunę opuszkami
palców po dekolcie, do piersi… niedobrze! Więcej czuję palcami, niż skórą.
Biorę gąbkę, teraz lepiej. Zamykam oczy… krążę wokół brodawki… teraz drugiej…
Adam robił to ostatni raz, kiedy byliśmy we Francji… klęczał przede mną… między
moimi udami… byłam taka podniecona… jestem podniecona… sunę gąbką w dół… dobrze
mi… odchylam głowę… nie! Nie chcę robić tego sama, nie w ten sposób. Myśl, że
nie mogę go dotknąć, prawie boli. Chcę Adama! Chcę bardzo!
Przemykam
się cicho do swojego pokoju i wskakuję do łóżka. Kulę się pod kołdrą,
nakrywając nawet głowę. Mam ochotę ukryć się przed całym światem. Tak mi źle
samej… Niech mi się chociaż przyśni… proszę…
Rano
budzę się późno. Ciężko mi podnieść głowę, mimo, że słyszę na dole krzątaninę.
Zawsze ją lubiłam, ale teraz jest mi obojętne, kto wstał i kiedy. Dopiero,
kiedy Kuba zagląda do mojego pokoju, siadam i przywołuję go do siebie. Miłe,
ciepłe rączki oplatają moją szyję.
- Źle się czujesz? – zagląda mi w
oczy – jak chcesz, to Ci przyniosę kanapkę.
- Nie, Kubusiu, zejdę do Was –
całuję go w pulchny policzek – byłam tylko bardzo zmęczona i zaspałam.
- Dlaczego Adam z Tobą nie
przyjechał? – mój kochany mały braciszek jest po prostu zauroczony Adamem.
- Musiał lecieć do Ameryki, do
taty. Pracuje tam i pisze bardzo ważną pracę. Gdyby mógł, to na pewno wolałby
być tutaj – tłumaczę mu, ale chyba nie jest przekonany, co do słuszności moich
słów. No, ale skoro nawet ja nie jestem…
Schodzimy
razem na śniadanie. Wszyscy już zasiedli do stołu. Trochę mi głupio, bo jestem
w szlafroku, ale przynajmniej nie musieli czekać. Ku mojemu zdumieniu,
odkrywam, że mają włączony telewizor! Nigdy nam nie pozwalali oglądać telewizji
podczas jedzenia. Julia i Michael chyba nawet nie kupili telewizora… Teraz
stoją wpatrzeni… Na ekranie zdjęcia z byłej Jugosławii. Spalone budynki i ulice
upstrzone na wpół spalonymi samochodami. Na jednym ze zdjęć dziewczynka wygląda
zza węgła domu. Obok niej chyba matka… w jej oczach widać strach. Pamiętam
opowieści o snajperach z Sarajewa, to pewnie stamtąd... Kolejne obrazy pokazują
obozy koncentracyjne w Bośni. Pierwsze informacje pojawiły się, kiedy byliśmy
we Francji… nie, jeszcze w Polsce. Oglądam razem z innymi… Jest coś strasznego
w tych zdjęciach. Nie chodzi nawet o to, co pokazują, bo nie ma krwi, ani
zabitych, ale sam fakt, że to się dzieje teraz, kilkaset kilometrów od nas… Dlaczego
nikt nic nie robi?! Coraz więcej mówi się o połączeniu państw europejskich, o
wspólnej polityce i gospodarce, a oni chcą się za wszelką cenę podzielić… Po
co? Przecież do Jugosławii jeździło się, jak do oazy dobrobytu.
- Część z tych zdjęć mógł zrobić
Piotr – mówi nagle Julia – szkoda, że nie podali nazwisk autorów.
- Piotr? Nasz Piotr? – nie mogę
uwierzyć, że tam pojechał.
- Nasz Piotr – Michael kiwa głową
– Pojechał z dziennikarzami jeszcze w sierpniu. Trochę się martwimy, bo od
miesiąca nie mamy żadnych wiadomości, a tam nadal nie jest bezpiecznie.
- A ten chłopak, który z nim
mieszka? – przypominam sobie cichego blondynka w okularach. Początkowo
myślałam, że jest asystentem, ale potem okazało się, że są z Piotrem parą – Nie
możecie zapytać jego?
- Maciek pod koniec września
pojechał do Bośni za Piotrem – wzdycha Julia – powiedział, że nie wytrzyma tu
sam…
- Prosiłem, żeby się do nas
odzywał od czasu do czasu, ale ostatni raz rozmawialiśmy piątego października –
Michael kręci głową – wiem tylko, że Maciek doleciał szczęśliwie, i że
planowali zobaczyć Dubrownik…
Kurczę,
pojechał za Piotrem do miejsca, gdzie toczy się wojna, bo nie mógł wytrzymać
sam, a ja nawet nie chciałam rozmawiać z Adamem o przylocie do Ameryki… Ale, że
Piotr się zdecydował na taki krok? Zawsze mi się wydawało, że jest zbyt
wygodny, żeby uprawiać fotografię dziennikarską. To dlatego się do mnie nie
odzywał! A ja myślałam, że się obraził. Najpierw kazał mi szybko przesłać
zdjęcia, zrobione przez tę okropną babę w Berlinie, a potem… cisza.
- Siadajmy do śniadania – mama
sprowadza nas na ziemię.
Siadam
na swoim stałym miejscu, blisko kuchni. Kuba sadowi się obok mnie. Powinnam
porozmawiać z Adamem o tej Ameryce. Bilet kosztuje pewnie straszne pieniądze,
ale… przynajmniej dowiem się, jak dostać wizę… podobno w kolejce stoi się pół
roku i co tydzień trzeba podpisywać jakąś listę, ale mogłabym poprosić Julię… a
może Gianni zna kogoś z ambasady amerykańskiej? W końcu oni wszyscy się znają.
Nie, musiałby prosić ojca, to on jest dyplomatą, a nie Gianni… no i ten bilet…
- Ola! – Julia dotyka mojego
ramienia – ale się zamyśliłaś! Chodź, zrobimy kawę, a Michael przyniesie albumy
ze zdjęciami. Zrobiliśmy po jednym dla Ciebie, dla Kuby i dla rodziców.
Pozostali dostaną takie mniejsze, jednakowe…
Sprzątamy
ze stołu i idziemy do kuchni.
- Słuchaj – nachylam się do
siostry tak, żeby pozostali nie słyszeli – gdybym potrzebowała się dostać do
amerykańskiej ambasady? Mieszkacie niedaleko…
- W sensie: po wizę? – Julia
zastanawia się chwilę – tam są dzikie tłumy ludzi – wzdycha – Popytam, jak to
załatwić. Myślałaś, żeby polecieć do Adama?
- Tak się tylko zastanawiam… jak
ostatnio rozmawialiśmy, to mówił coś o zaproszeniu – nie patrzę na nią. Co mam
powiedzieć, że szkoda mi pieniędzy, które uskładałam?
- Bilet? – Julii nie da się
oszukać. Kiwam głową - Mogłabyś poprosić, żeby Ci znalazł jakąś pracę na trzy
miesiące, „na czarno”. Masa ludzi tak robi. Mogłabyś pracować z barze, albo
pilnować dzieci…
To
jest jakiś pomysł. Takie wakacje nawet mogłyby być fajne. No i odpracowałabym
ten nieszczęsny bilet… Uczepiam się tej myśli, jak czegoś pozytywnego i
przyjemnego… Jakoś mi lżej. Dopiero w drodze na cmentarz uświadamiam sobie, że
to niczego nie zmienia. Nadal muszę czekać do Nowego Roku, żeby zobaczyć się z
Adamem. Przecież teraz nie polecę, bo po pierwsze nie mam wizy, po drugie jest
środek roku akademickiego!
Niosę
do stołu tacę zastawioną filiżankami z kawą. Michael przynosi kilka albumów.
Jeden jest bardzo duży, kremowy, na okładce widać niewielkie zdjęcie dwóch
gołębi. Na pewno zrobił je Michael. Oglądamy powoli kolejne strony. Zaczyna się
od przygotowań do ślubu cywilnego u nas w domu, potem ślub w urzędzie. Julia w
błękitnej marynarce z koronkowymi rękawami i śnieżnobiałej sukieneczce. Wygląda
jak dziewczynka… Żywa gardenia we włosach… potem nasze zdjęcia w winnicy i w
piwnicy, pośród beczek i butelek z winem… przygotowania do ślubu… Długa kremowa
suknia z gorsetem wyszywanym jedwabiem i gładką spódnicą… Julia wyglądała jak
księżniczka! Michael w garniturze z dłuższą marynarką. Myślałam, że padnę z
wrażenia, jak go zobaczyłam. No i welon, delikatny, do łopatek, upięty do
zaczesanych gładko włosów. Zdjęcie, gdzie Michael go odsłania, żeby pocałować
żonę, jest po prostu boskie! Zrobił je, zresztą, jak i pozostałe wujek
Michaela, Jean-Claude - malarz. Dobrze, że nie chciał zostać w winnicy i
produkować wina. Podarował Julii jej portret… jest naprawdę dobrym malarzem.
Potem są jeszcze zdjęcia z podróży poślubnej. Na większości jest Julia, ale ona
też zrobiła kilka fotek Michaelowi. Na końcu jest niesamowita fotografia, gdzie
siedzą oboje na walizkach, na peronie dworcowym, w tle idący gdzieś ludzie, a
oni patrzą na siebie, trzymając się za ręce. Czeka ich wspólna podróż…
- Ten jest dla Ciebie – Michael
podaje mi mniejszy album, też kremowy, ale ze zdjęciem dwóch kiści winogron,
ciemnej i jasnej.
Zaczyna
się od zdjęć ze ślubu cywilnego. Widać, jaka jestem przejęta, kiedy tak stoję
obok Julii. Moja ciemnoniebieska sukienka jest jakby skromniejszym odbiciem
tego, co ma na sobie panna młoda. Ściskam mocno bukiecik z kolorowych kwiatków.
Gianni wygląda na wyluzowanego… Potem wszystko w tej samej kolejności, co w
albumie Julii i Michaela, ale wybrali zdjęcia moje i Adama. Jesteśmy jakby na
pierwszym planie. Najbardziej podoba mi się takie, gdzie Adam posadził mnie na
beczce, a sam stoi z zadartą głową i przygląda mi się z dołu, dłonie trzyma na
moich biodrach, jakby się bał, że spadnę… Odwracam kolejne strony… w kościele
nie stoimy razem, bo ja jestem świadkiem, ale Jean-Claude uchwycił Adama, który
przygląda mi się z boku… Unoszę głowę i napotykam wzrok Michaela. Uśmiecha się
do mnie i mruga porozumiewawczo. Nie wiedziałam, że tak na mnie patrzył, byłam
zbyt przejęta… to chyba w czasie przysięgi… Boże, jak ja za nim tęsknię!
Oglądam
jeszcze kilka zdjęć Kuby. Jest taki dumny, że dostał swój własny album. Jest
niebieski i ma na okładce zdjęcie samochodu, którym państwo młodzi pojechali do
urzędu w Skarżysku. I znowu wszystko po kolei, ale na zdjęciach jest głównie
Kuba, trochę my i rodzice… no i oczywiście Ann Marie, młodsza siostra Michaela.
Istne szaleństwo, zabawy i wygłupy rozbawionych dzieciaków. W kościele oboje
poważni i przejęci… Ann Marie w różowej sukience z koronki i Kuba w garniturze
i krawacie. Na ostatnim zdjęciu jest Kuba, Michael, Adam i Pierre, chłopak
siostry Michaela. Stoją na tle stołów ustawionych pod drewnianą pergolą
obrośniętą pnączami, Kuba na krzesełku, żeby nie wydawał się najmniejszy… Muszę to obejrzeć jeszcze raz, po powrocie z
cmentarza.
- Strasznie jesteś zamyślona –
tato otacza mnie ramieniem, kiedy idziemy spacerkiem alejką miedzy grobami – Co
Cię tak nastroiło? Ten kolega fotograf, czy Adam?
- I jedno, i drugie – wzdycham.
Nie mogę mu teraz powiedzieć, że chciałabym polecieć do Stanów. Pamiętam, ile
było gadania o wizycie u mamy Adama – trochę tęsknię…
- Nadal jest w Stanach? – tato
zagląda mi w oczy. Kiwam głowa w odpowiedzi.
- Ma wrócić na sylwestra – mówię
powoli – prosił, żebym wybrała, gdzie chcemy go spędzić…
- Dużo podróżuje – tato przygląda
mi się badawczo – do Marsylii też przyleciał z Ameryki. Kogo tam ma? Tatę? –
pyta, a ja znów kiwam głową – A co on robi?
- Nie wiem dokładnie, ale chyba
zajmuje się sprzedażą kosmetyków. To znaczy, tak mi powiedział Adam, jak
zapytałam… - właściwie, to nie mam zielonego pojęcia, co on tam robi.
- Adam sporo wydaje na bilety… -
tato zawiesza na chwilę głos – ile razy w roku jest u ojca?
- Dwa… Wydaje mi się, że mama
Adama to finansuje. Jej strasznie zależy, żeby on miał dobry kontakt z ojcem –
teraz uświadamiam sobie, że tato ma rację. To musi naprawdę dużo kosztować.
- A wiza? – chyba postanowił
zebrać dokładny wywiad.
- Nie potrzebuje jej. On się tam
urodził – mówię niechętnie. Nie wiem, dlaczego, ale nie mam ochoty o tym
rozmawiać.
Tato
wydaje się zaskoczony tą informacją. Trudno się dziwić, ja też się
zastanawiałam, dlaczego ktoś, kto może mieszkać w Niemczech albo w Stanach,
wybiera Polskę. Tęsknotę do kraju rozumiem, jeśli chodzi o jego ojca, ale on
nie wygląda na kogoś, kto łatwo poddaje się wpływom, a poziom życia tam i tu,
jest nieporównywalny. Kiedy o tym pomyślę, to sama zadaję sobie pytania, które
pewnie chciałby mi zadać tato. Adam jest bardzo dobrym studentem. Mógłby
skończyć któryś z uniwersytetów w Ameryce…
- Myślisz, że Adam planuje swoje
dalsze życie w Polsce? – tato zadaje nagle najprostsze i jednocześnie
najtrudniejsze pytanie.
- Chyba tak… - mój głos nie brzmi
jednak pewnie.
- Kiedy tak patrzę na Was oboje,
to wydajcie się tacy szczęśliwi i zakochani, ale jesteście młodzi… - czuję, że
chce mi coś powiedzieć, ale chyba nie bardzo wie, jak.
- Tato, skoro Adam powiedział, że
wróci po świętach, to wróci. Ja mu wierzę…
- Kochanie, nie mówię, że tego
nie zrobi – tato całuje mnie w czubek głowy – chodzi o to, co dalej?
- Daj spokój – wydymam usta –
dopiero co narzekałeś, że Julia wychodzi za mąż, a teraz chcesz mnie wyswatać?
- Po prostu nie chcę, żebyś się
zawiodła – tato wyrzuca z siebie te słowa, jakby mu ciążyły – jesteś zakochana
i wielu rzeczy nie widzisz, ale my z mamą tak…
Ach,
więc to tak! Mama maczała w tym palce. Powinnam się domyśleć, że tato nie
zacząłby takiej rozmowy z własnej inicjatywy. Ciekawe, czego oczekują? Deklaracji?
Tego, że Adam mi się oświadczy? Musieli o tym rozmawiać już wcześniej, skoro
Julia się ze mną założyła, że n Niemczech Adam da mi pierścionek… Przegrała…
- Na razie i tak niczego nie
ustalimy, bo go nie ma – ucinam naszą rozmowę – pogadamy w przyszłym roku –
uśmiecham się do taty – to przecież za dwa miesiące.
Robi
się chłodno, a samochody mamy dość daleko, wiec przyspieszamy kroku.
W
domu wpadam w ciąg rutynowych czynności, jak obiad, poobiednia herbata z
ciastem, czytanie na głos książki Kubie. Około dziewiątej dzwoni telefon.
- Adam? – czułam, że to on. Już
nie mogłam się doczekać.
- Zdziwiona? – ma taki miły,
ciepły głos – przecież obiecałem, że zadzwonię.
- Wiem, ale zawsze mnie
zaskakuje, że słyszę Cię tak blisko… tak bardzo chciałabym Cię dotknąć…
- Jesteś słodka, kiedy to mówisz,
wiesz? – prawie czuję jego ciepły oddech przy uchu – Kocham Cię bardzo…
Rozkoszuję
się przez chwilę słowami, które wypowiada swoim niskim aksamitnym głosem.
- Julia i Michael Cię
pozdrawiają. Jak przyjedziesz, to pokażę Ci, jaki zrobili cudowny album z
naszymi zdjęciami… - wzdycham – chcieli mnie odwiedzić w Krakowie i pomyślałam,
że mogliby spać w Twoim mieszkaniu…
- Naszym – Adam natychmiast mnie
poprawia – Jasne, że tak. Przecież zostawiłem Ci klucz. Możesz tam gościć, kogo
zechcesz.
Gadamy
o nieważnych rzeczach, ale wydaje nam się, że nigdy nie będzie nam dość.
- Mała, nie wiem, jak ja
wytrzymam bez Ciebie jeszcze dwa miesiące… - głos Adama wydaje mi się jakby
niższy i bardziej seksowny – ten twój tyłeczek śni mi się po nocach…
- Gdybyś nie był taki uparty, to
teraz mógłbyś się nim pobawić… - wchodzę do gry. Odpowiada mi niski pomruk.
- Pozwoliłabyś mi?
- Jeszcze nie wiem… - Ty głupku,
pozwoliłabym Ci na wszystko, gdybyś tylko się tu zjawił! – siedzisz w pokoju,
czy w miejscu publicznym? – pytam szybko.
- W pokoju…
- To dobrze, bo chcę, żebyś
pomyślał o mnie… - mówię cicho do słuchawki – wyobraź sobie szpilki, czarną
koronkową bieliznę i różowe uszka… pamiętasz różową panterę?
- Ola, chcesz mnie zabić? –
chrapliwy głos jest dokładnie taki, jakiego się spodziewałam.
- Nie. Chcę, żebyś wiedział, co
zostawiłeś… - mruczę – czuję, że na samą myśl o Twoim ptaszku, robi mi się
miękko, wiesz gdzie…
- Mmmm, Maleńka, ale mam na
Ciebie ochotę…
- Wiem, ja też mam ochotę na
Ciebie. Kiedy mi smutno, wyciągam zdjęcie zrobione w Zoo, dotykam Twoich pleców
i wyobrażam sobie, że za chwilę się do nich przytulę… Tak mi brakuje Twojego
ciepła, Twojego zapachu… Chciałabym mieć Cię koło siebie… blisko… - chyba się
rozpłaczę.
- Kochanie, już niedługo będziesz
mnie miała tak blisko, jak tylko się da. Obiecuję! – z jego głosu bije takie
ciepło – wiesz, co narobiłaś? Zaraz mi pękną spodnie…
- Biedactwo – podśmiewam się –
pomyśl, że ja jestem wilgotna i mógłbyś… - zawieszam głos i rozkoszuję się cichym
pomrukiem, który dociera do moich uszu.
Kiedy
kończymy rozmowę, idę prosto do łazienki i odkręcam wodę. Sięgam dłonią do
mojego małego guziczka. Jest taki tkliwy… język Adama krążyłby teraz wokół
niego… mój palec musi wystarczyć… oddycham głęboko… nie zasnę, jeśli nie zaznam
zaspokojenia! Zastanawiam się, co on widzi, kiedy jest za mną? Rozbieram się i
staję tyłem do lustra. Mam zaróżowione pośladki. Wypinam pupę… ładnie to
wygląda… Pochylam się i sięgam palcami do mojej szparki… rozchylam delikatne
ciało… ukazuje mi się różowe, lśniące wnętrze… to może podniecać.
Siadam
naprzeciw lustra i rozchylam nogi. Nigdy mi nie przyszło do głowy, żeby się
oglądać w ten sposób, ale Adam tak często mówi, że ładnie wyglądam… tam. Nie
umiem ocenić, ale on ma większe doświadczenie… wolę to słowo, niż „porównanie”.
Zakręcam wodę i ściągam bluzkę i stanik. Piersi mi nie zmalały, mimo, że
odstawiłam tabletki. Może już takie zostaną? Fajnie by było… Do Julii mi
daleko, ale dobre i to. Dotykam sterczących brodawek… natychmiast twardnieją.
Ależ mam ochotę… wzdycham i sięgam w dół. Wróci do mnie na pewno i będzie mnie
kochał… tak, jak nigdy dotąd… z całych sił… aż do utraty tchu… odchylam głowę i
przymykam oczy… będzie mi dobrze… w jego ramionach… oddech mi się rwie… będę
czuła to wypełnienie… aż do bólu… do końca… fala rozkoszy rozlewa się leniwie
od mojego wrażliwego miejsca, aż do opuszków palców… co za ulga.
Wsuwam
się do wanny pełnej wody i piany. Będę czekać. Nie mam innego wyjścia, ale
potem będziemy razem… Tato się myli, ja się nie rozczaruję! Adam mnie nie
zostawi! To nic, że o tym nie rozmawiamy… nie musimy… ja czuję, że on jest mój…
mój na zawsze!
Rano
Julia zagląda do mojego pokoju, a kiedy odkrywa, że nie śpię, wskakuje do mojego
łóżka.
- To co? Możemy przyjechać? –
pyta.
- To chyba oczywiste! –
przewracam oczami – tak się składa, że dysponuję kluczem do mieszkania Adama…
- Super! Tyle się o nim
nasłuchałam, że chętnie je zobaczę – Julia jest wyraźnie podniecona – a co z
tym klubem? Będziemy mogli tam zajrzeć?
- Myślę, że tak… - zapomniałam
powiedzieć o tym Adamowi, ale to chyba nie problem – poproszę Artura, żeby z
nami poszedł. Zresztą, przecież Bogdan mnie nie zje – śmieję się – doskonale
wie, jakie mam o nim zdanie i pewnie nawet nie podejdzie.
- Tato rozmawiał z Tobą o Adamie?
– Julia zmienia nagle temat.
- Taak… ale mam wrażenie, że był
tylko rzecznikiem mamy – przyznaję niechętnie – a co? Ty już wszystko wiesz? Z
Tobą też gadali?
- Nie, ale mama próbowała coś ze
mnie wyciągnąć, więc pomyślałam, że to tylko kwestia czasu… - Julia robi minę
pt. „daliby sobie spokój”.
- Oczekują „deklaracji” – mówię z
przekąsem – wyobrażasz to sobie?
- Szczerze? – Julia przygląda mi
się uważnie – Wyobrażam sobie.
Patrzę
na nią zaskoczona. I Ty przeciwko mnie?
- Myśleli, że się pobierzecie z
Robertem – mówi powoli – potem się rozstaliście z powodu Adama. Jesteście ze
sobą rok… a właściwie, dłużej… poznał Cię ze swoją matką… To wygląda poważnie.
- Julka, to jest poważne, ale my
się nie spieszymy. Poza tym, ja nie chcę robić niczego „dla świętego spokoju” –
no, to może akurat nie jest do końca prawda. Gdybym dostała pierścionek, to na
pewno byłabym szczęśliwa…
- Nie o to chodzi – Julia kręci
głową – oni wpadli w panikę, jak się zorientowali, że Adam może sobie wyjechać
w każdej chwili…
- Nie rozumiem…
- Oni się boją, że Ty się
zaangażujesz, a on jest tu tylko tymczasowo – Julia zawsze potrafiła nazwać
rzeczy po imieniu.
- Ty też tak myślisz? – czuję, że
mam sucho w gardle.
- Nie.
Patrzę
w oczy mojej siostry i widzę, że mówi prawdę. Jest po mojej stronie… jak zawsze!
- Nie rozmawialiśmy więcej o
wyjeździe na wakacje, ale sprawdź mi tę wizę… - mówię powoli.
- Jak już będziecie razem, to z
nim pogadaj – Julia odgarnia niesforny kosmyk z mojej twarzy – zaręczyny, to
nie ślub, ale jednak inaczej to wygląda. Rodzice nie są głupi i wiedzą, że ze
sobą sypiacie, tylko udają, że nie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz