To najcudowniejsze trzy tygodnie, jakie przeżyłam! Chyba.
No, już sama nie wiem, ale chyba tak. Pierwszy tydzień spędzam na zajęciach,
ale spotykamy się codziennie i od środy spędzamy wieczory i noce razem, drugi
tydzień to już sesja, sesja, której ja nie mam! Potem wreszcie ferie zimowe.
Spotykamy się ze znajomymi, włóczymy się po mieście, alko po knajpkach,
zaglądamy do babci Kasi, a wieczorami do Klubu Jazzowego. No i te wspólne noce…
Z żalem myślę, że jeszcze tylko tydzień i będę musiała wrócić na zajęcia.
Zastanawiam się, czy Adam chciałby, abyśmy zamieszkali razem? Mam szczerą
ochotę się tego dowiedzieć, ale jakoś mi niezręcznie. A co będzie, jak powie
„nie”?
- Co zrobimy z drugim tygodniem ferii? – Adam przyciąga mnie
do siebie, korzystając z tego, że postawiłam już na stole półmisek z mięsem,
który przed chwilą wzięłam od babci Kasi – może wyskoczymy gdzieś na narty?
- Możemy, ale nic nie zaplanowaliśmy – zastanawiam się
głośno – chciałbym też skoczyć na weekend do domu, bo potem są połowinki, a
potem przyjedzie Piotr i chce mi zająć kilka dni, więc będę się musiała trochę
sprężyć z zajęciami.
- OK. – Pociera dłonią brodę. Kocham ten gest! – W takim
razie pogadam z Radkiem. Przecież to góral, to będzie wiedział, gdzie się
zaczepić bez rezerwacji. Mógłbym pożyczyć golfa od Artura – uśmiech pojawia się
na jego twarzy – Właściwie, to jeszcze mojego, bo na razie mi nie zapłacił.
- Przecież go nie ma. Mówiłeś, że pojechał gdzieś z Młodym –
Kurde! Zupełnie o nim zapomniałam.
- Wczoraj wrócili. Zaraz do niego przekręcę – próbuje wstać,
ale babcia Kasia ostudza jego zapały.
- Po drugim daniu, Kochaneczku! – Zabawnie marszczy nos,
wywołując uśmiech na naszych twarzach – Artur nie zając, nie ucieknie, a mięso
jak wystygnie, będzie obrzydliwe!
Zjadamy
w spokoju obiad i dopiero wtedy Adam idzie dzwonić. Gadają dość długo, aż w
końcu wraca, oznajmiając, że na kawę idziemy wszyscy do rodziców Artura. No
tak, przecież oni się wszyscy znają. Pomagam babci zapakować ciasto ze
śliwkami, które dla nas upiekła. Adam wraca ze swojego pokoju z pokaźną torbą
sportową, wypełnioną jakimiś rzeczami. Wydaje mi się, że jest tam rakieta
tenisowa.
Zajeżdżamy
przed znajomy domek jednorodzinny. Wita nas przystojny mężczyzna około
pięćdziesiątki. Są z Arturem tak do siebie podobni, że od razu wiadomo, ze to
ojciec i syn. Młody jest za to zdecydowanie bardziej synkiem mamusi, choć kiedy
stoją razem z Arturem, wiadomo, ze to bracia.
- Marysia! – Babcia Kasia wita się serdecznie z mama Artura
– poznałaś już Olę? – przedstawia mnie.
Witamy
się ciepło, choć pani Maria przygląda mi się uważnie. Jestem pewna, że czytała
artykuł opatrzony naszym zdjęciem. Zerkam na Artura i sądząc po jego minie, mam
rację.
- W porządku! – Adam świetnie się bawi – Ja też to czytałem,
ciociu.
Jego
słowa wyraźnie rozluźniają atmosferę. Okazuje się, że torba jest dla Młodego,
razem z adidasami, które Adam wyciąga ze środka. Jest tam jeszcze pełno innych
prezentów od państwa karskich dla rodziców Artura. Na koniec Adam wyciąga
rakietę tenisową i wręcza ja Arturowi.
- Cudo! – Ogląda rakietę z zachwytem, ale po chwili wyciąga
ręce w stronę Adama - Nie mogę tego przyjąć.
- No to, masz problem, – Adam klepie go przyjaźnie po
ramieniu – bo musisz to powiedzieć mojej mamie, a wiesz, że ona źle znosi takie
fochy.
- Pogadajmy… - Artur nie daje się łatwo przekonać, ale na
razie zatrzymuje rakietę. Dlaczego mam wrażenie, że to ma jakiś związek ze mną?
Nie, chyba mam paranoję!
Wchodzimy
do salonu, gdzie tato Artura usadza nas przy stole, a jego żona znika w kuchni
z ciastem. Kątem oka widzę, że Adam razem z Arturem idą po schodach na górę.
Zastanawiam się, czy nie powinnam raczej pójść z nimi…
- Zostaw ich – babcia Kasia łapie moje spojrzenie – niech
załatwią swoje sprawy w spokoju – wskazuje mi miejsce obok siebie.
- Długo się znacie z Adamem? – tato Artura nalewa nam do
kieliszków białego wina.
- Trochę to skomplikowane – uśmiecham się – W zasadzie to
trzeci rok.
- Słyszałem, że studiujesz medycynę i pracujesz – przygląda
mi się badawczo, ale chyba z sympatią.
- Można to nazwać pracą dorywczą – zerkam na mamę Artura,
która akurat wchodzi z ogromnym szklanym talerzem pełnym ciasta – Nie mam zbyt
wiele czasu na pracę, bo to trudne studia. Poza tym, jestem już trochę za stara
na karierę modelki. – Dlaczego ja się tak tłumaczę? – Właściwie, to robię to,
żeby mieć pieniądze na podróże, chociaż to czasem idzie w parze, bo pracowałam
za granicą.
- Czytaliśmy – mama Artura kiwa głową – Byliśmy ciekawi, ile
w tym artykule prawdy – uśmiecha się, żeby pokryć zakłopotanie – Artur nam nic
nie chciał powiedzieć… - znów mi się przygląda – Nawet się zastanawialiśmy…
Acha,
teraz rozumiem jej zdenerwowanie, jak mnie zobaczyła. Myślała, że między mną a
jej synem coś jest. Mam nadzieję, ze nie ma nic do mnie? Mój rozsądek
natychmiast włącza się do działania i podsuwa mi myśl, że to nie chodzi o mnie,
jako mnie, tylko o ich przyjaźń!
- Oni obaj z Adamem są chyba podobnie otwarci – mówię z
lekkim sarkazmem – W każdym razie Adam nieźle się ubawił, jak mu opowiadałam o
tym zdjęciu i komentarzu. Za to artykuł jest w zasadzie prawdą – zastanawiam
się chwilę, próbując sobie przypomnieć, co mi się w nim najbardziej nie
podobało – Może trochę wyolbrzymili rolę tej agencji „Margo”, bo w zasadzie, to
ja wyjechałam za granicę, nie wiedząc nawet, że oni istnieją, a z nimi
współpracuję dopiero od dwóch miesięcy.
Widzę,
że moje słowa wywołują odprężenie. Gadamy więc dalej, o pobycie w szpitalu
babci, oni opowiadają o świętach… Gdzie ten Adam? Co oni tam tak długo robią?
Zaczyna mnie to denerwować, ale staram się opanować. Wreszcie po półgodzinie,
schodzą na dół. Zerkam na nich z niepokojem, ale wszystko wskazuje na to, że
jest OK. Adam siada obok mnie i trąca mnie pod stołem kolanem. Oddycham z ulga,
widząc, że jest w doskonałym humorze. Artur wygląda na nieco mniej
zachwyconego, ale po chwili się rozchmurza. Pewnie „zalega” mu ta rakieta.
- To, kiedy gracie? – tato Artura opiera dłonie na ramionach
ich obu. Jak to kapitalnie wygląda!
- Może jutro? – Artur nakłada sobie kawałek ciasta i zerka
na Adama. Mam wrażenie, ze unika mojego wzroku, ale może się mylę?
- Może być, chyba, że zdecydujemy się na wyjazd? – kieruje
to pytanie do mnie – Samochód możemy pożyczyć.
- Jak chcesz –
uśmiecham się – Daj mi tylko godzinę na spakowanie się i nie ma sprawy.
- Czyli ideały istnieją! – Młody włącza się nieoczekiwanie
do rozmowy – Naprawdę spakujesz się w godzinę na wyjazd? – pyta z
niedowierzaniem.
- Łatwo nie będzie, ale dam radę – wzruszam ramionami –
Możesz spytać Adama, jak nie wierzysz. On mnie widział w akcji.
- Da radę – Adam ogarnia mnie ramieniem i całuje w policzek.
Czuję się nieswojo, kiedy to robi w ich obecności, ale chyba dla wszystkich to
naturalne, bo żartują z Młodego, nas pozostawiając w spokoju.
Wychodzimy
już dość późnym wieczorem, więc decyzję o ewentualnym wyjeździe pozostawiamy na
następny dzień. Czekamy na taksówkę, robiąc w przedpokoju spore zamieszanie.
Artur korzysta z tego i podchodzi do mnie na chwilę.
- Nie mogłem Cię złapać w akademiku – mówi cicho.
- Jestem cały czas u Adama… – O co mu chodzi?
- Tak myślałem – rzuca szybkie spojrzenie w kierunku Adama –
Zgubiłem spinkę od koszuli. Poszukaj jej w pokoju, bo nie będę przecież prosił
Twoich dziewczyn.
Kiwam
głową i odwracam się szybko. Jasna cholera! Mam nadzieję, że zgubił ją gdzieś
indziej. Koszula na spinki, też coś!
Odwozimy
babcie Kasię i jedziemy do siebie, jak zaczynam nazywać mieszkanie Adama.
- I co? – pytam, kiedy zostajemy w taksówce sami – Dogadaliście
się w sprawie rakiety?
- Co? Tak – mówi z roztargnieniem – Nie wiem, co go ugryzło?
Nigdy nie robił z tego problemu.
- Może to dlatego, że odkupuje od Ciebie samochód? –
Zastanawiam się głośno – Jesteście już prawie po studiach i w ogóle.
- Może…
Zaraz
po wejściu do mieszkania biegnę do łazienki, bo jakoś dziwnie się czuję. No
tak! Miesiączka dwa dni wcześniej. Pewnie dlatego, że to pierwsze opakowanie
tabletek po przerwie. A taką miałam ochotę na jakieś miłe „pukanie”.
- Wpuścisz mnie? – Adam uchyla drzwi do łazienki w chwili,
gdy pospiesznie naciągam majtki, żeby ukryć sznureczek tamponu – Dalej masz z
tym problem? – pyta, rozbawiony moim zmieszaniem – Przecież wiesz, że zupełnie
mi to nie przeszkadza. Chyba, że zabronisz się dotykać – dodaje poważnie.
- Coś wymyślimy – stwierdzam ugodowo. W sumie, to możemy
pieścić się na tyle różnych sposobów!
- To może wypróbujemy ten wibrator? – Dwie ciepłe dłonie
przygarniają mnie i przyciskają do twardniejącego kształtu – Tego jeszcze nie
próbowaliśmy - zawiesza głos.
- Nie chcę! – sprzeciwiam się trochę zbyt gwałtownie – To
nie dla mnie.
-OK., jak wolisz… - w jego głosie słyszę zaskoczenie – Ty
decydujesz.
- To chodź pod prysznic, a potem się Tobą zajmę – ocieram
się o jego klatkę – mam nawet jeden pomysł…
Adam
ujmuje delikatnie moją twarz w dłonie i rozchyla mi językiem usta. Mmm, wiem, o
czym myślisz, kochanie. Ja myślę dokładnie o tym samym. Powoli, leniwie, nasze
języki ocierają się o siebie, jakby chciały sprawdzić, czy w ustach tez
istnieje tarcie. Adam tak dobrze smakuje, tak znajomo i jednocześnie tak
zaskakująco. Wciąż mi go mało. Odrywamy się od siebie powolutku, delikatnie,
przecież nigdzie nam się nie spieszy.
- Możemy się razem umyć, czy będę Ci przeszkadzał? – Adam
zagląda mi w oczy.
- Jeśli Tobie to nie przeszkadza, to możemy razem – mówię z
wahaniem. Z drugiej strony, przecież mam tampon.
- To tylko krew, – uśmiecha się do mnie – nie mdleję na
widok krwi, jeśli o to chodzi.
- Nie – powoli pozbywam się onieśmielenia – to bardziej
kwestia… - szukam odpowiedniego słowa – tabu, czegoś zakazanego.
- Jak seks przedmałżeński? – Unosi jedną brew. Widzę, że
kącik ust lekko mu drga.
- Och, Ty wszystko potrafisz sprowadzić do żartów – wkurzam
się, ale w sumie to zakłopotanie zupełnie mi przeszło – No, niech Ci będzie.
Wchodzimy
razem pod prysznic. Myję się waniliowym płynem, który za każdym razem wprawia
mnie w doskonały nastrój. Adam używa swojego, o męskim zapachu. Uwielbiam go!
Boże, ja przecież uwielbiam wszystko, co jest związane z Adamem. Jestem
beznadziejnie zakochana!
- Jemy coś? – Adam stoi niezdecydowany ze szczoteczką do
zębów.
- Ja nie - sięgam po
swoją – za to napiłabym się wody.
- Da się zrobić – napuszcza nam pastę i kiwa głowa nad
naszymi szczoteczkami – tato byłby z Ciebie dumny.
- Szczerze mówiąc, wątpię – chichoczę. Gdyby nas teraz
przydybał, to nie wiem, co by zrobił? Kurde, przecież ja jestem pełnoletnia,
dociera do mnie komizm sytuacji i zaczynam się śmiać w głos – Może lepiej nie
pytajmy go o zdanie w tej sprawie?
Idę do
sypialni i sadowię się na brzegu łóżka. Gaszę światło i zostawiam tylko mała
lampkę. Adam przynosi mi wodę, ale ja odstawiam ja na stolik koło łóżka.
- Chciałaś pić… - słyszę zdziwienie w jego głosie.
- Potem – szepczę i chwytam pasek od szlafroka Adama. Przyciągam
go do siebie. Już wie… przełyka głośno ślinę. Węzeł jest luźny, więc z
łatwością go rozplątuję. Rozsuwam materiał… jego członek natychmiast staje na
baczność. Kiedy obejmuję go dłonią, dociera do mnie głębokie westchnienie.
Dzisiaj ja sobie posłucham! Rozchylam usta i dotykam wargami gładkiej, ciepłej
główki, pocieram ją ostrożnie. Znów westchnienie… Omiatam ją śmiało językiem i
tym razem słyszę cichy jęk. Dobrze, cieszę się, zaraz będziesz jęczał głośniej!
Obejmuję go ustami i powolutku sunę w dół, jednocześnie wolną ręką sięgam do
napiętego pośladka. Teraz westchnienie jest głębsze. Wiem, jak mu sprawić
przyjemność, przecież już to robiłam. Adam jest naprawdę „dużym chłopcem”, więc
udaje mi się wsunąć go mniej więcej do połowy, ale za to okrążam go językiem.
Czuję wszystkie żyłki i nierówności, a mój ukochany jęczy cicho, kiedy to
robię. Zwiększam tempo i czuję delikatne dotknięcie palców na karku… jeszcze
panuję nad sobą, nie przytrzymuje mi głowy, tylko po prostu mnie dotyka.
Wciągam nosem powietrze i biorę go głębiej. Stęknięcie, jakby z wysiłku i
głębokie westchnienie ulgi, kiedy cofam głowę. Jeszcze raz i jeszcze. Podnieca
mnie myśl, że jestem panią sytuacji, daję mojemu mężczyźnie rozkosz.
- Chryste, Ola… - ma głęboki, ochrypły głos.
Unoszę
głowę i napotykam jego zamglony wzrok. Oblizuje się powoli i widzę, jak oczy mu
się otwierają szerzej w wyrazie zdumienia i zachwytu. Ma lekko rozchylone usta…
Pochylam się znowu. Na czubku ciemnoróżowej główki lśni kropla gęstego płynu…
powiększa się… Zlizuję ją… jest słona. Przeciągły jęk Adama potwierdza moje
przypuszczenie, że to już nie potrwa długo.
- Unieś ręce i załóż na kark – proszę ochrypniętym głosem.
Patrzy na mnie zaskoczony, ale wykonuje polecenie. Wydaje mi się teraz taki
bezbronny, ze sterczącym wzwodem wycelowanym we mnie, błagającym o ulgę.
Obejmuję
go dłonią i ruszam pewnie do celu. Głęboki wdech i czuję go głęboko w gardle.
Pracuję bez wytchnienia, czując, jak ciało pokrywa mi się potem. Do moich uszu
docierają coraz głośniejsze jęki, ale nie zatrzymuję się ani na chwilę. Adam
wypycha biodra, desperacko próbując wedrzeć się we mnie jeszcze głębiej. Brak mi tchu, ale nagle on jakby pęcznieje…
zaciskam dłoń z całej siły. Mocne wypchnięcie bioder! Czuję go naprawdę glęboko…
tętno rozsadza mi skronie.
- A..a..aaaaa! – Adam spina się, ale jeszcze nie pozwalam mu
wystrzelić. Zastyga w bezruchu, a wtedy rozluźniam dłoń i powoli sunę ustami po
jego pulsującym „ptaszku”… w górę i w dół… oddycham przez nos. Adam jęczy głośno,
wypychając biodra krótkimi, gwałtownymi ruchami, jak w konwulsjach. Czuję w
buzi słony smak i przełykam wszystko.
- Połóż się, bo upadniesz… - oblizuję się z uśmiechem i
wstaję. Adam pada na łóżko bez tchu.
Siedzę
obok niego i popijając wodę, obserwuję jego piękną twarz. Po dłuższej chwili
otwiera oczy i widzę w nich zachwyt, rozkosz, i coś jeszcze… miłość? Można to wyrazić
oczami?
- Ola, co Ty mi robisz, dziewczyno? – głos ma taki
aksamitnie miękki.
- Loda? Tak to się nazywa? – W duchu podskakuję z radości.
Jestem wariatką? Odpowiada mi głębokie westchnienie i najpiękniejszy uśmiech
świata.
Odstawiam
szklankę, a wtedy Adam chwyta mnie wpół i pociąga na siebie. Wpija się w moje
usta i po chwili przygniata do materaca całym ciężarem. Poddaję się z rozkoszą,
kiedy dobiera się do moich piersi. Jestem tak podniecona… tak podniecona! Siny
język penetruje moje usta, przypominając, co miałam w nich przed chwilą. To
taka perwersyjna myśl… mam obrzmiałe wargi, ale Adama obchodzi się z nimi
delikatnie, jakby czując, że należy im się odpoczynek. Sunie pocałunkami po
mojej szyi, do piersi. Łapie zębami brodawkę, co witam cichym piśnięciem.
Patrzy na mnie takim wzrokiem, że aż się boję… obejmuje moją pierś dłonią i
ssie mocno! Krzyczę z rozkoszy. Nie wiem, ile to trwa, ale kiedy przestaje, ja
nadal nie mogę się uspokoić… teraz druga pierś i znów krzyczę! Adam sunie po
moim brzuchu, w dół… O nie! Chwytam go za ramiona.
- Nie… - jęczę – tam
nie…
- Pozwól mi – chrypi – proszę. Chcę tylko łechtaczki, nie
sięgnę głębiej, dobrze? – jego słowa mnie obezwładniają, łamią mój opór… drżę z
pożądania, a on patrzy błagalnie… - złącz nogi, jeśli mi nie ufasz…
Cofam
powoli ręce i odchylam głowę, zbliżając do siebie uda. Dwa silne kciuki
uciskają mój wzgórek, obnażając mały drżący guziczek. Czuję tam ciepły oddech,
a potem… smagnięcie językiem. Krzyk! To ja? Och!
- Boli? – niski seksowny głos dociera do mnie z trudem.
- Nie… nie wiem… - to taka wyrafinowana tortura. Jęczysz z
bólu, ale pragniesz jeszcze i jeszcze – jeszcze – dyszę.
Krzyczę
i jęczę, prężąc się i wijąc. Adam trzyma mnie mocno, nie odrywając ode mnie ust
ani na chwilę. Ssie moją łechtaczkę, doprowadzając mnie na krawędź przepaści.
- Zlituj się! – chrypię. Nie wiem już, co ze mną robi i
gdzie mnie dotyka. Jest mi wszystko jedno! Może mnie przelecieć z tamponem, czy
bez, czy w tę dziurkę, czy w tamtą. Pragnę tylko zaspokojenia, ulgi…
Odrywa
usta, a ja zastygam… unoszę głowę. Pomiędzy jego kciukami sterczy w górę mała
bordowa wisienka. Adam patrzy na mnie przeciągle… uśmiecha się, a potem wysuwa
język…
- Aaaaaa!!! – błyskawica przeszywa moje ciało. Już nic nie
wiem.
- Ola, kochanie – Adam tuli mnie w ramionach – maleńka…
- Och, Adam, – szepczę, drżąc na całym ciele – jak mi
dobrze, jak dobrze…
Leżę
przytulona i odpoczywam, wsłuchana w spokojne bicie serca mojego Adama.
- To jednak lubisz trochę nowości – gładzi delikatnie moje
ramię i plecy – może kiedyś posuniemy się dalej?
- A Ty znowu swoje? – śmieję się – Tak Ci na tym zależy?
- Nie – unosi głowę, żeby na mnie spojrzeć, ale po chwili
znów kładzie ją na poduszce – po prostu nie chcę, żeby Ci się znudziło.
- A Tobie? – Jak to znudziło? Nie rozumiem – Ja Ci się nie
nudzę? – Może to o to chodzi?
- Ty mi się nigdy nie znudzisz – całuje mnie w czubek głowy
i przyciąga do siebie mocniej – Zawsze będę miał na ciebie ochotę!
- A jakbym się zrobiła gruba? – Unoszę głowę i wydymam
policzki.
- To będę Cię kochał razem z Twoim dodatkowym ciałkiem –
ściska palcami moje policzki, aż wydaję z siebie głośne prychnięcie.
- A gdyby się okazało, że jestem bardzo niegrzeczną
dziewczynką? – wpada mi do głowy pewien pomysł – To co byś zrobił?
- Niegrzeczną? – mruży oczy –
Bardzo?
- Baardzo – chyba upicie się i
rzyganie przy jego najlepszym kumplu, podchodzi pod „bardzo”, nie wspominając o
reszcie.
- Byłbym smutny, ale pewnie bym Ci
wybaczył, a potem… - Nie wiem, czy mówi to poważnie, czy się podśmiewa? – Tylko
musiałabyś mi obiecać, że to się nie powtórzy! – dostaję lekkiego klapsa w
pupę.
- Ałła! – więc jednak się wygłupia – To mogę
obiecać poprawę i już mnie nie bij, co?
- A narozrabiałaś? – mam wrażenie,
że poważnieje.
- Troszkę… - kulę się w sobie.
Niepotrzebnie zaczynałam te rozmowę – Wiesz… ten poncz Maćka na imprezie u nich
– przełykam głośno ślinę – Artur mnie ostrzegał.
- Ach, tak! Nie mów mi, jeśli Ci
głupio – ma takie miłe ciepło w głosie - I tak Cię kocham! – dodaje sennie.
Zasypiam
spokojna i odprężona, słuchając miarowego głębokiego oddechu.
---
Budzę się sama w łóżku i dopiero
po dłuższej chwili dociera do mnie szum prysznica. Szukam wzrokiem budzika. Po
ósmej, ale pospaliśmy! Przeciągam się leniwie. Mięśnie mam zesztywniałe. Dawno
nie czułam się taka obolała. Ale mnie wykończył ten wczorajszy orgazm! To było
takie nagłe i mocne doznanie, zupełnie inne. Chyba faceci mają podobnie? Krótko
i mocno. Chociaż, Adam też wczoraj dostał coś ekstra! On z kolei miał chyba
podobnie do mnie?
- O, mój śpioch się obudził! – Adam staje w drzwiach
sypialni tylko w ręczniku wokół bioder – zrobić Ci kawę do łóżka?
- Nie, wstanę – uśmiecham się do niego promiennie – Jeśli
chcemy gdzieś się ruszyć, to trzeba trochę przyspieszyć – przypominam sobie, że
mieliśmy postanowić, dokąd jedziemy – Ola z Radkiem nie ruszą się z domu przed
jedenastą, ale lepiej do nich zadzwonić.
Całujemy
się słodko na „dzień dobry” i ruszam do łazienki, a Adam do kuchni. Taki
podział obowiązków strasznie mi się podoba. Nienawidzę szykowania śniadań!
Docieramy
do akademika po dziesiątej. Jedziemy na górę, zastanawiając się głośno, czy
zastaniemy moich współmieszkańców w ubraniach, czy bez. Otwiera nam Radek w
spodniach, ale boso i bez koszuli. Za to Ola ma na sobie chyba tylko koszulę,
bo na nasz widok z piskiem chowa się do pokoju. Padamy ze śmiechu, ale w końcu
udaje nam się jakoś nad sobą zapanować. Rozsiadamy się przy kawie, kiedy z
korytarza dobiega nas dźwięk telefonu. Radek wychodzi, a ja korzystając z
okazji, idę do swojego pokoju. Muszę się rozejrzeć za tą spinką. Jeśli wypadła,
to koło łóżka Anki… Nigdzie jej nie ma. Gdyby Anka ją znalazła, to odłożyłaby
na półkę, ale tam też niczego nie ma. Czyli zgubił ja gdzieś indziej!
Niepotrzebnie panikuje.
- Ola! Jest jakaś przesyłka polecona do Ciebie. Babka z
portierni dzwoniła, żebyś zeszła, bo pamięta, że wchodziłaś.
Zbiegam
na dół po kilka stopni. Ciekawe, co to może być? Nie miałam żadnych zdjęć, bo
najczęściej właśnie one tak przychodzą. Listonosz gawędzi z portierką. Podpisuję
podsuniętą mi kartkę i dostaję dużą białą kopertę. Ze Stanów? Odwracam ją…
Nadawca: Monica Summer „Naturale’a cosmetics & pharmaceutics”. Jestem w
szoku! Pędzę na górę, próbując dobrać się do zawartości listu, ale jest tak
oklejony taśmą, że potrzebuję nożyczek.
- Co to jest? – trzy pary oczu patrzą na mnie z
zaciekawieniem.
- Aż boje się czytać – jąkam się i drżącymi rękami sięgam po
nożyczki.
- Dawaj to, bo się pokaleczysz! – Olka odcina cieniutki
pasek papieru i wysuwa kilka kartek formatu A4.
Trzy urzędowe
pisma i list. Zaczynam od tego.
„Dear Ola…”
„Mam nadzieję, że u Ciebie
wszystko dobrze. Bla, bla, bla
Moja firma ma dla Ciebie propozycję
pracy. Chcemy kontynuować kampanię promocyjną, w której już brałaś udział.
Potrzebny nam stały element”… nie znajduję odpowiedniejszego słowa. Staram
się tłumaczyć na głos, ale kiepsko mi idzie, bo jestem zbyt podniecona,
zwłaszcza, że w międzyczasie Adam mnie rozprasza, szeleszcząc pozostałymi
kartkami.
- Ty czytaj i tłumacz! – wręczam mu list – to w końcu Twój
język!
Bierze
ode mnie kartkę.
„Przesyłamy Ci oficjalne zaproszenie i umowę
o pracę. Wystarczy, że ją podpiszesz i kopię przedstawisz w Ambasadzie Amerykańskiej
razem z podaniem o wizę pracy. Masz tam również pismo, że pokrywamy koszt
pobytu na okres zdjęć i prześlemy Ci bilet w obie strony. Weź pokwitowanie
opłaty za wizę… bla, bla, bla… Pozdrawiam, i mam nadzieję, ze termin zdjęć
będzie Ci odpowiadał”
- Ja chyba śnię? – biorę od Adama list i oglądam go z
niedowierzaniem.
- Chyba mam chody tam – Adam wznosi oczy do sufitu – Przez
cały pobyt w Stanach kombinowałem, jak Cię namówić na wyjazd! Ola, możemy to
połączyć z wakacjami! Jak już będziesz na miejscu, to zatrzymamy się w Nowym
Yorku!
- O rany! – wciąż nie mogę ochłonąć z wrażenia – To cud!
Nagle coś
mi świta. Jak to kombinował? Co kombinował?
- Adam, czy Ty masz z tym coś wspólnego? – nie zważam na
zaskoczone spojrzenia Oli i Radka.
- Ja? – przygląda mi się uważnie – Oczywiście! Codziennie
błagałem, żeby los mnie wysłuchał – stwierdza z uśmiechem – Poza tym, mam
zamiar pomóc Ci z wizą, bo nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, że to nie takie
łatwe!
Odwraca
kota ogonem, czy mi się wydaje? Nieważne! Jadę do Stanów, choćbym miała
zamieszkać w namiocie przed tą ambasadą! Wskakuję na Adama i oplatam go nogami.
Kręcimy się dookoła w szalonym tańcu.
- Ale masz fart! – Olka ogląda zaproszenie, ale nie ma w jej
głosie zazdrości. Cieszy się razem ze mną.
- No, dobrze – Adam zatrzymuje się i uwalniam go z uścisku –
To chyba musimy zmienić strategię – pociera dłonią policzek – odpuścimy narty i
pojedziemy do Warszawy.
- Masz rację – Julka i Michael są na miejscu, więc nie ma
problemu z noclegiem.
- Będziemy potrzebowali wniosku o wizę pracy, paszportu,
chyba zaświadczenia z uczelni, że jesteś na liście studentów… - wylicza.
- Kurde, Adam, czy ja dam radę to załatwić? – dopada mnie
strach – Tu jest napisane, że mam przylecieć na początku lipca do Orlando.
Gdzie to jest?
- Floryda – Adam bierze ode mnie pismo – ja bym wolał
Kalifornię, ale Floryda też jest OK.
- No wiesz? – odbieram mu kartkę i składam wszystko nabożnie
do koperty – Nie wiem, jak ja się tej Monice odwdzięczę? Nie zapomniała o mnie.
Jestem pewna, że jej to zawdzięczam. Czuję to!
- To postarajmy się, żebyś mogła jej podziękować osobiście –
Adam poważnieje – Serio, nie mamy wiele czasu. Jest pierwszy lutego! Jedziemy
jutro. Dzwoń do siostry i skocz do Dziekanatu, a ja jadę do babci. Zadzwonię do
ambasady i wszystkiego się dowiem. Spotkamy się na obiedzie, dobra?
- Dobra – oddycham już prawie normalnie, ale wciąż czuję
się, jak pijana – Jadę do Ameryki – mówię głośno, jakbym chciała się upewnić,
że to prawda.
- Jedziesz! – Adam uśmiecha się szeroko – A ja pojadę z
Tobą. A tak się burzyłaś, jak Cię prosiłem…
- Och, Adam, nie masz pojęcia, jakie miałam wyrzuty
sumienia! – wzruszenie odbiera mi głos – byłam w biurze podróży i starałam się
zorganizować sobie dodatkową pracę, żeby zarobić na bilet.
- Naprawdę – Olka potwierdza wszystko, kiwając głową.
- Mój skarb! – Adam całuje mnie szybko – Widzisz, wszystko
się rozwiązało samo. Tylko pozdawaj ładnie egzaminy, dobrze?
Kiwam
energicznie głową.
- Wiesz co? – Olka zagląda do mnie po wyjściu Adama – może
to nieodpowiedni moment, ale za chwilę połowinki, a Rafał nie ma z kim iść.
Może Ty kogoś znasz?
- Chyba znam… - zastanawiam się chwilę, gdzie wsadziłam
kartkę z numerem Kaśki – muszę tylko sprawdzić, czy jest zainteresowana.
Zaopatrzona
w notes z telefonami i żetony, biegnę na dół do automatu. Ale bym chciała mieć
telefon w pokoju! Ciekawe, czy Adam założyłby w mieszkaniu telefon, gdybyśmy
tam zamieszkali razem? Gdybyśmy… Łatwo powiedzieć! Na razie jest tak fajnie,
ale jak tylko zaczną się zajęcia, pewnie każe mi wracać do akademika. Oczywiście
dla mojego dobra! Drzwi windy rozsuwają się ze zgrzytem. Oba aparaty wolne!
Następny cud, uśmiecham się krzywo. Skończą się ferie, skończy się luz przy
telefonie!
- Halo, Julia? – aż mnie pieką policzki z podniecenia – Muszę
Ci coś powiedzieć!
Moja
siostra jest cudowna! Cieszy się tak samo, jak ja.
- Tylko zadzwoń do rodziców! – upomina mnie – Czekamy na Was
jutro.
Dzwonię
od razu, bo chcę to już mieć za sobą. Spodziewam się trudności, ale o dziwo,
mama jest prawie zachwycona. Ostrożnie informuję ją, że prawdopodobnie Adam
poleci ze mną i będzie chciał pokazać mi Nowy York i pewnie poznam jego tatę…
No i spotkam się z jego mamą, bo ona tam teraz mieszka z mężem…
- To chyba oczywiste, że z Tobą leci! – stwierdza, a ja prawie
siadam z wrażenia na podłodze. Kim jesteś i co zrobiłaś z moja matką, zadaję
sobie w myślach pytanie?
Na
koniec zostaje mi jeszcze jeden telefon.
- Halo, z tej strony Aleksandra Jezierska… - zaczynam.
- Cześć Ola – jest zaskoczona, ale chyba pozytywnie.
- Pamiętasz mnie – cieszę się – chciałabym Cię o coś spytać…
---
- Załatwione! – wołam od samych drzwi – Julia czeka, rodzice
wniebowzięci, a Rafałowi przyprowadzę taka laskę, że mu szczęka opadnie!
- Jesteś boska! – Olka rozsiada się na chwilę na tapczanie
Anki – Słuchaj, Ty na serio myślisz, ze Adam mógł coś takiego załatwić?
- Bo ja wiem? – zastanawiam się przez chwilę – Tak jakoś mi się
skojarzyło. Był w Stanach, chciał żebym pojechała… Nawet chciał mi kupić bilet –
zerkam na Olkę, ale ona nie wygląda na przekonaną – A tu nagle, bach i
zaproszenie – Jak to mówię, to sama zaczynam wątpić.
- A gdyby Ci to załatwił, to nie przywiózłby sam tych
papierów? – unosi jedną brew.
- Chyba masz rację, – kręcę głową – ale sama przyznasz, że
mam podstawy, żeby go podejrzewać, biorąc pod uwagę jego dotychczasowe
zagrania.
- A Ty mu wszystko mówisz? – pyta nagle.
- Ja? Pewnie! – wzruszam ramionami.
Olka
przygląda mi się dziwnie, a potem wyciąga przed siebie zaciśniętą dłoń. Otwiera
ją i widzę… spinkę Artura. Czuję, że krew odpływa mi z twarzy. Co ja mam powiedzieć?
Przez dłuższą chwilę mierzymy się wzrokiem.
- Artur spał tu po sylwestrze – mówię półgłosem, żeby Radek
tego nie słyszał – siedział przy mnie, bo ryczałam prawie do rana, a potem
zasnął na łóżku Anki – zerkam na spinkę - Dzisiaj jej szukałam, bo wczoraj mi
powiedział, że ją zgubił – Nie ma innego wyjścia, nie będę kłamać.
- Masz – Olka bierze moją dłoń i kładzie mi na niej tę przeklętą
spinkę – Adam wie?
- Nie, – kręcę głową – ale myśmy nic złego nie zrobili.
- Uważaj, – patrzy na mnie z dezaprobatą – bo z takich
tajemnic rodzą się problemy, ale Ty to akurat wiesz, nie?
- Powiem mu przy okazji – chowam spinkę do szufladki w mojej
szafce nocnej – Dzięki!
- Od czego są przyjaciele? – mówi udobruchana – Leć, bo Ci zamkną dziekanat!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz