Przysługa
Uwielbiam
organizować imprezy, jeśli nie muszę tego robić u siebie w domu. Co prawda
połapanie wszystkich i wyegzekwowanie składkowej kasy graniczy z cudem, ale to
na szczęście zadanie Adama. Wyjątkiem jest Ola z Radkiem i jeszcze kilku moich
znajomych. On ich po prostu nie zna.
Połowę drogi z
Liptowskiego Mikulosza do Krakowa, przesiedziałam rozmyślając, jak mogę zemścić
się na Alicji, ale niestety nic mądrego nie przyszło mi do głowy. Chyba nie mam
charakteru mściciela. Gdyby tak można było zaangażować Julię. Ona to by dopiero
wysmażyła zemstę. Niestety, moja siostra jest kompletnie nie do użytku. To
zaskakujące, jak z tej pewnej siebie, złośliwej i momentami nawet oschłej i
bezczelnej dziewczyny nagle powstała delikatna, pełna empatii i ciepła kobieta.
Można tak powiedzieć: powstała. Michael
wyzwolił w niej cechy, których istnienia nikt z nas nawet nie
podejrzewał. Bardzo mi żal, że nie przyjedzie na naszą imprezę, ale goszczenie
mamy chłopaka jest dla mnie wystarczającym wytłumaczeniem. Mam nadzieję, że
Julia przypadnie jej do gustu. Sprawdzam po raz kolejny listę spraw do
załatwienia:
1.
Gorące danie – sztuk dwie na osobę – jest!
2.
Półmiski kanapek z naszej stołówki – sztuk sześć
- jest
3.
Ciasta produkcji Hortex – sztuk sześć – jest!
4.
Napoje + woda – na miejscu
5.
Kawa, herbata – na miejscu
6.
Owoce - ? - Kurde, zapomniałam o owocach.
Supermarket odpada: drogo i byle jakie. Pojedziemy w sobotę przed treningiem na
halę i kupimy pomarańcze i winogrona.
7.
Talerze - ? – muszę zapytać, czy przywiozą
talerze, czy mam kupić plastikowe. Sztućce też.
Mogę zadzwonić, ale lepiej
pogadać osobiście, bo wolałabym, żeby przywieźli swoje. Plastikowe talerze
kosztują, a budżet trzeszczy. Mam do
zajęć jeszcze ponad godzinę, zdążę. Wchodząc do restauracji, która przygotuje
nam posiłki, wpadam na Rafała. Na mój widok oczy mu się rozświetlają, jak
lampki na choince.
- Ola, ale fajnie, że Cię widzę.
Musisz mi pomóc.
- Jezu, Rafał, muszę iść do
kierowniczki, pogadać o talerzach. Jak chcesz, to poczekaj na mnie. Pójdziemy
razem na fizjologię - zupełnie zapomniałam, że wiszę mu przysługę. Że też teraz
sobie przypomniał.
Wychodzę
od kierowniczki w lepszym nastroju, bo dała się przekonać do przywiezienia
zastawy. Rafał czeka przy barze, popijając kawę.
- Zamówić Ci? Dają taką pyszną
kawę z pianką, posypaną cynamonem – oblizuje się, a ja prawie czuję zapach
cynamonu – mamy czas.
- Dobra, dawaj tę kawę. Czego ode
mnie chcesz?
- Słuchaj - Rafał ścisza głos i
rozgląda się niepewnie dokoła – chodzi o mojego ojca. Tylko nie myśl, że jestem
stuknięty. On myśli, że jestem gejem - Rafał wyrzuca to z siebie, jakby go to
uwierało gdzieś wewnątrz a teraz wreszcie się tego pozbył.
- A jesteś? – coś mi zaczyna
świtać.
- Sam nie wiem, ale właśnie
dlatego chcę Cię prosić o pomoc – mówi to takim tonem, jakby zamierzał mnie
prosić, żebym skoczyła z mostu
- Słuchaj, lubię Cię, ale bez
przesady – nie mogę uwierzyć, że prosi mnie o coś takiego – ja Ci nie pomogę
się przekonać, czy wolisz dziewczyny czy chłopaków.
- Nie, nie! – Rafał mruga oczami,
zaskoczony - Pójdziesz ze mną tylko na kolację w piątek wieczorem.
- Tylko tyle? – patrzę podejrzliwie
– taką w knajpie czy u Ciebie?
- W knajpie, znaczy w restauracji
– Rafał wyraźnie się odpręża – tylko musi tak wyglądać, że jesteśmy parą.
- Co? Chyba zgłupiałeś? Jestem z
Adamem, wszyscy wiedzą – patrzę z niedowierzaniem – Nie mam zamiaru całować się
z Tobą publicznie. Zresztą niepublicznie też nie!
- Nie, ja też nie chcę się z Tobą
całować – patrzy na mnie z przerażeniem – Chodzi tylko o mojego ojca. Nikt inny
nie musi wiedzieć. Po prostu on tam będzie z kolegami, a my będziemy siedzieć
razem i udawać, że jesteśmy zakochani. Szeptać, trzymać się za ręce i takie
tam.
- Wiesz co? To jest popieprzone.
Muszę powiedzieć Adamowi, tak na wszelki wypadek – dodaję, widząc minę Rafała –
jakby ktoś nas zobaczył.
- Nie! Nie mów nikomu! Nawet
Adamowi – łapie mnie za rękę i ściska kurczowo – On się kumpluje z tym
Pawełkiem i to jego ojciec coś tam mówił, że Pawełek mnie podejrzewa.
- Dobra, jak chcesz – jestem
zaskoczona jego reakcją – ale czy nie prościej po prostu porozmawiać z Twoim
ojcem? – Aha, już sobie wyobrażam reakcję np. mojej mamy, gdybym powiedziała,
że jestem lesbijką.
- Nie ma mowy! – Rafał płaci za
nasze kawy i zbieramy się do wyjścia. – tylko ubierz się tak … wystrzałowo.
Nie
podoba mi się ten pomysł z kolacją, ale obietnica jest obietnicą. No i to
udawanie zakochanych i ubranie się „wystrzałowo”. Rafał ma swoje powody, OK.,
ale nadal uważam, że to głupi pomysł . Tak czy inaczej, już się zgodziłam.
Tylko, co ja powiem Adamowi?
- Wiesz co, Adam? – dzwonię do
niego w czwartek wieczorem – możesz wziąć z akademika moją torbę, bo ja mam do
załatwienia jeszcze jedną sprawę i przyjadę do Ciebie wieczorem.
- Mogę po Ciebie przyjechać,
żebyś nie błąkała się po nocy. To jakieś zdjęcia? – jest słodki, kiedy mówi do
mnie z taką troską.
- Niezupełnie, ale to jedno
zobowiązanie z zeszłego roku. Odwiozą mnie pod wskazany adres, nie bój się o
mnie. Poza tym, nie wiem dokładnie, ile to zajmie czasu.
- No, dobrze – zgadza się
niechętnie – zrobię Ci coś dobrego na kolację.
---
W
Piątek pakuję do torby rzeczy na sobotę i dodatkowo buty i strój do tańca. Mamy
trening w sobotę. To się chyba nazywa ”Prawo Marfiego”, jak wszystko się
kumuluje, w najmniej odpowiednim momencie. Ola przygląda mi się z
zaciekawieniem.
- Zachowujesz się, jak przed
egzaminem – mówi wreszcie z miną wyrażającą dezaprobatę.
Mam
ochotę powiedzieć jaj, że będzie miała jutro taki sam humor przed spotkaniem z
Arturem, ale gryzę się w język. Jeszcze gotowa zrezygnować.
- Bo to jest coś w rodzaju
egzaminu – wzdycham i zasuwam torbę – daj to Adamowi i nie zapomnij o sukience,
bo będę musiała pójść w dżinsach.
Najgorsze
jest to, że Oli też nie mogę nic powiedzieć, a przecież mam się ubrać
„wystrzałowo”. Wciągam więc dżinsy, a do torebki chowam spódniczkę z
elastycznego „rękawa”. Bluzka nie wzbudza podejrzeń, a jak podepnę włosy i
założę kolczyki, będzie dobrze.
- To do jutra! – Obdarzam Olę
promiennym uśmiechem i już mnie nie ma. Przez chwilę rozważam, czy nie przebrać
się w taksówce, ale w końcu wchodzę do ubikacji na parterze akademika i szybko
zamieniam spodnie na spódniczkę. Dżinsy chowam do reklamówki. Co za cudowny
wynalazek. Wszędzie się zmieści i jest taka pojemna. Przywiozłam z Włoch całą
masę kolorowych reklamówek, teraz jednak wzięłam czarną z Wranglera, żeby nie
rzucała się w oczy.
- Już myślałem, że nie
przyjdziesz – Rafał czeka na mnie przy szatni – Ładnie wyglądasz.
- Dzięki, mam nadzieję, że wystarczająco
„wystrzałowo” – mimo wszystko, przyjemnie usłyszeć komplement – Już są?
- Jeszcze nie, ale zaraz przyjdą.
– Rafał zerka na zegarek – słyszałem jak ojciec zamawiał stolik na szóstą.
Siadamy
przy stoliku na samym środku.
Przypuszczam, że Rafał specjalnie taki wybrał, żeby dobrze nas było
widać.
- Wiesz co, zakochani nie
usiedliby w takim miejscu. Dowiedz się, gdzie ma rezerwację twój ojciec i
usiądźmy gdzieś niedaleko, ale pod ścianą – rozglądam się i widzę dwie
rezerwacje, możemy usiąść pomiędzy nimi.
- Masz rację – Rafał kręci się na
krześle – po prostu nie pomyślałem. To dla mnie też jest głupia sytuacja, ale
nic mądrzejszego nie przyszło mi do głowy. Zamówmy coś.
- Dobrze, dla mnie jakieś warzywa
i kawałek kurczaka. Coś małego, bo Adam szykuje mi kolację – do restauracji
wchodzą czterej panowie w średnim wieku. Rozpoznaję jednego z moich
wykładowców. Któryś z nich jest ojcem Rafała, ale nie jest podobny do żadnego,
więc nie wiem, który. Rafał też ich zauważył i przechylił się przez stół w moją
stronę, ujmując mnie przy tym za rękę.
- Ten w marynarce ze złotymi
guzikami, to mój ojciec. Ten w szarym, to ojciec Pawełka, Zaleskiego znasz, a
ten czwarty, to nie wiem dokładnie, ale chyba ktoś z rolniczej – ściska mnie
przy tym tak mocno, że zaraz połamie mi palce. Na szczęście kelner przynosi nam
zamówienie i Rafał siada spokojnie na swoim miejscu.
- Musimy o czymś gadać, żeby
wyglądało normalnie, więc może opowiedz mi o sobie. No, wiesz, o dziewczynach i
chłopakach. Może wcale nie jest takie pewne, że jesteś gejem? Może jesteś „Bi”?
– staram się uśmiechać, ale czuję się głupio – spałeś z jakąś dziewczyną?
Przepraszam, że pytam, ale nie z ciekawości, tylko dlatego, że to może być
ważne.
- Możesz pytać. Przecież sam Cię
w to wciągnąłem – Rafał drapie się po brodzie zakłopotany – Byłem z dziewczyną,
nawet z dwoma, ale jakoś nie bardzo mi to wychodziło. Lubię dziewczyny, ale w
łóżku jakoś nie czułem się dobrze. Po prostu nie pociągało mnie to. Najpierw myślałem,
że może z nimi jest coś nie tak, albo, że nie były w moim typie…
- To możliwe. Miałam coś
podobnego. Wydawało mi się, że kocham chłopaka, który mnie nie podniecał. Po
prostu nie chciałam iść z nim do łóżka. Im bardziej on naciskał, tym bardziej
ja nie mogłam.
- To nie to samo – Rafał kręci
głową w zamyśleniu – ja chciałem, ale mi nie wychodziło, rozumiesz?
- No, ale z Wami jest inaczej –
upieram się – u was wszystko widać, a nam łatwiej oszukiwać. Myślisz, że
dziewczynom zawsze wychodzi?
- Tylko, że ja byłem też nie z
dziewczyną i wtedy mi wyszło – mówi to cicho, nie patrząc na mnie. Nagle robi
mi się go żal. Prawdopodobnie jestem pierwszą i może jedyną osobą, której się
zwierzył.
- Uwaga - Rafał kiwa głową w
stronę stolika za moimi plecami – chyba powinniśmy do nich podejść. Tylko mnie
nie wsyp, błagam.
Co
za kretynizm! Gapią się na mnie, jakby chcieli sprawdzić, czy mam pod spódnicą
fiutka. Albo wyobraźnia płata mi figla. W każdym razie, czuję się jak
idiotka.
- Dobry wieczór – dygam lekko i
zerkam na Rafała, który otacza mnie ramieniem. Mam ochotę wyjść.
- Dobry wieczór. To Ola
Jezierska, moja koleżanka – Rafał uśmiecha się znacząco.
- Dobry wieczór – wyciągają po
kolei ręce. Na końcu ojciec Pawełka. Ma taki sam świdrujący wzrok i działa na
mnie tak samo odpychająco jak jego synalek. Mam nadzieję, że Alicja da mu
popalić.
- To my nie będziemy przeszkadzać
– Rafał bierze mnie za rękę – poza tym jedzenie nam stygnie.
- Ależ nie przeszkadzacie – jego ojciec uśmiecha się szeroko –
gruchajcie sobie.
- Zdajesz sobie sprawę, że będę
musiała powiedzieć Adamowi o tej kolacji – mówię, kiedy siadamy przy swoim
stoliku. Nie dam rady przełknąć niczego więcej – Przedstawiłeś mnie, a ta szuja
od Pawełka na pewno mu opowie, kogo spotkał.
- Tylko mu nie mów, dlaczego tu
przyszłaś – do Rafała dociera, że popełnił błąd, którego nie da się już naprawić
– jak cokolwiek z tego, co Ci powiedziałem dotrze do Pawełka…
- Za kogo Ty mnie masz?
Przysięgam, że nic nie dotrze do Pawełka. Nie powiedziałabym temu draniowi
nawet jaki rozmiar buta nosisz, a co dopiero takie rzeczy. Powiem Adamowi
najmniej, jak się da i tylko wtedy, jeśli nie będzie innego wyjścia. Poza tym,
on potrafi dochować tajemnicy, wierz mi.
- Przepraszam, po prostu nie wiem
co robić.
- Mów jak najmniej i rób swoje –
głaszczę go po policzku. Nie na pokaz, tylko dlatego, że czuję taką wewnętrzną
potrzebę. Nie mam sumienia powiedzieć mu, że nie czuję w nim ani odrobiny
faceta. Jest gejem, ale chyba chciałabym mieć takiego kumpla – Wiesz co?
Organizujemy imprezę w Klubie Jazzowym. Wiem, że to trochę późno, ale zapraszam
Cię. Będzie Ola z Radziem i Anka, i jeszcze kilka osób z naszej grupy. Będzie
też Pawełek z Alicją, ale o niego się nie martw.
- Dzięki. Może przyjdę –
przytrzymuje moją dłoń – Zjesz deser?
- Nie, ale weź mi kawę, a ja
zaraz wrócę – czuję, że pęcherz mam pełny jak balon, więc szybko lokalizuję
toaletę.
Co
za ulga! Poprawiam jeszcze szminkę, kiedy drzwi się otwierają i staje w nich
Bogdan.
- To damski! – warczę.
- Zostaw tego dzieciaka i zajmij
się prawdziwym facetem – ignoruje moje słowa.
- Masz na myśli Adama, jak sądzę.
- Mam na myśli siebie.
- Chyba kpisz! – próbuję go
wyminąć. Od jak dawna tu jest? Co widział?
- Załatwiasz sobie dobre stopnie?
Sprytnie. Podoba mi się twoje podejście. Ja też mogę Ci coś załatwić.
Wystarczy, że ładnie poprosisz – uśmiecha się obleśnie.
- Nie Twoja sprawa, co załatwiam.
O nic Cię nie poproszę, a już na pewno nie „ładnie”!
-Szkoda, bo mam coś, na czym
Twojemu kochasiowi bardzo zależy… . A jak się zmartwi, że panienka go kiwa na
boku…
- Skąd wiesz, ze mnie tu nie
przysłał? – uśmiecham się słodko.
- A przysłał?
Czuję,
że żołądek podchodzi mi do gardła.
- Tak myślałem – Bogdan triumfuje
– nie bój się, nie powiem mu. Zresztą, on też nie jest z Tobą szczery. Przemyśl
moją propozycję. Ja nie jestem zaborczy. Interesuje mnie jeden numerek. Nikt
się nie dowie, a Ty dasz Adasiowi coś takiego, że może się nawet z tobą ożeni.
Cofa
się i drzwi się zamykają. Ogarnia mnie dziwne uczucie, jakby wszystko wokół
mnie poruszało się w różnych kierunkach. Muszę się przytrzymać umywalki, żeby
nie upaść. Chcę wracać do domu. Natychmiast.
- Nie chcesz kawy? – Rafał patrzy
na mnie zdumiony – co tak zbladłaś?
- Zakręciło mi się w głowie.
Wolałabym już wyjść. Czy mógłbyś mnie odwieźć, nie chcę jechać sama.
- Jasne, chodź.
Kiedy
podaję adres, Rafał unosi brwi ze zdziwienia.
- Jadę do Adama – wyjaśniam –
dlatego pewnie będę musiała mu powiedzieć.
Rafał
wzdycha tylko i nic nie mówi. Zastanawiam się, czy nie żałuje, że mnie
zaprosił. Dobrze, że nie był świadkiem mojego spotkania z Bogdanem. Nagle
uświadamiam sobie, ze nadal mam na sobie kusą spódniczkę.
- Posuń się – warczę i ściągam buty. Nie
zważając na Rafała, wciągam spodnie wyginając się niemiłosiernie na tylnym
siedzeniu. Na koniec ściągam spódnicę. – Nie wiem jak ludzie uprawiają seks na
tylnym siedzeniu. To chyba jakaś ściema – burczę.
- Zdziwiłaby się pani –
taksówkarz szczerzy zęby.
- Przyjdź jutro, będzie fajnie –
mówię na pożegnanie i zostawiam oniemiałego Rafała w taksówce.
Ku
mojemu zaskoczeniu, zarówno drzwi wejściowe, jak i te do mieszkania, są
otwarte. W dużym pokoju widzę Adama i Artura, rozpartych na kanapie, a przed
nimi dwie butelki czystej. Jedna pusta, a duga w połowie. Na stole jakieś
resztki kanapek i ogórki. Na mój widok, cieszą się jak dzieci. Upili się. Może
to i lepiej?
- No pięknie – biorę się pod boki
– tylko Cię spuścić z oka – udaję zagniewaną.
- Chodź do nas, Ola – Artur jest
jakby w lepszej kondycji – napij się z nami.
- A gdzie moja kolacja? – patrzę
na Adama.
- W lodówce – mówi z dumą.
Faktycznie,
zostawili mi dwie kanapki. Wyjmuję je i dosiadam się do chłopaków.
- No, to nalejcie – zerkam na
Adama z uśmiechem.
Zadziwiająco
pewnym ruchem napełnia mój kieliszek.
- Na zdrowie – wychylam go szybko
i czekam aż wypiją.
Po
dwóch kolejkach Adam nie jest w stanie opanować senności.
- Od której pijecie? – pytam
Artura rozbawiona.
- Chyba od czwartej.
- Przenocujesz tu? Chyba nie
będziesz wracał do domu w takim stanie?
- Chyba nie – mówi niepewnie.
- Adam, chodź spać – potrząsam go
za ramię. Patrzy na mnie nieprzytomnie – pomogę Ci, ale nie dam rady Cię
zanieść – burczę.
Wstaje
i idzie zadziwiająco pewnym krokiem. Pada na łóżko natychmiast po wejściu do
sypialni. Odpinam mu spodnie i ściągam je nie bez trudu. Odpinam koszulę i
próbuję ją zdjąć. Jest ciężki i bezwładny.
- Pomóż mi, Adam – sapię i powoli
przekręcam go na bok. Kiedy wreszcie udaje mi się zdjąć mu koszulę, otulam go
kołdrą i całuję delikatnie w policzek. Pachnie alkoholem, ale jakoś mi to nie
przeszkadza. Wsuwam mu palce we włosy i targam je pieszczotliwie.
- Ty go chyba naprawdę kochasz? –
Artur stoi oparty o framugę drzwi, w pozie, którą tak lubię u Adama.
- A coś Ty myślał? – syczę – Idź
spać. Sprzątnę tylko ze stołu i rozłożę Ci łóżko.
- Poradzę sobie – zatacza się i
mało nie pada w przedpokoju.
- Właśnie widzę!
Uprzątam
szybko stolik i wyciągam pościel ze schowka. Pod kołdrą leży białe pudełko
podobne do tego z butami od Bogdana. Uchylam przykrywkę i szybko ją zamykam.
Nie jest podobne. To jest TO pudełko. Odwracam się szybko, ale Artur właśnie
wychodzi z łazienki, więc nic nie widział. Ciekawe, co Bogdan miał na myśli,
mówiąc, że Adam nie jest ze mną szczery?
--- cz 5
Rano
czuję, że Adam się kręci, ale nie chce mi się wstać.
- Śpij jeszcze – mruczę sennie i
przytulam się do jego ciepłych pleców.
- Chyba zasnąłem na kanapie –
chrypi.
- Owszem.
- Ale jestem w łóżku…
- Przyholowałam Cię.
- O Jezu, chyba się upiłem –
odwraca się do mnie.
- Zgadza się.
- Boże, Ola, przepraszam – ma
minę zbitego psa.
- Nie ma sprawy. Dzięki za
kolację – dodaję z lekkim rozbawieniem – kanapki były w porządku.
- Rozebrałaś mnie?
- Zgadza się, byłeś bardzo
grzeczny.
- Ale my chyba nie…?
- Nie. Przecież mówię, że byłeś
grzeczny – chce mi się śmiać – Artur nie dostał takiego serwisu.
- Gdzie on jest?
- Myślę, że na kanapie.
Przynajmniej tam go wczoraj zostawiłam. Spoko – dodaję, widząc, że próbuje
wstać – pościeliłam mu, tylko go nie rozbierałam. Masz kaca?
- Chyba tak.
- W lodówce jest woda z ogórków i
sok, ale nie wiem jak bardzo Artur się rozebrał, więc może Ty idź.
Śmiesznie
to wygląda, kiedy próbuje z nonszalancją przejść przez pokój, z trudem utrzymując
równowagę. Udaję, że nie widzę jak przytrzymuje się framugi.
-Ola! Możesz przyjść? – woła z
kuchni.
Artur
śpi jak zabity. Spodnie i koszula wiszą na jednym ze stołków barowych. Wygląda
ładnie. Śpi jak dziecko, na wznak, z rękami za głową i lekko rozchylonymi
ustami.
- Podoba Ci się? – Adam przygląda
mi się znad szklanki soku.
- Chyba nie jesteś zazdrosny?
Nie
odpowiada od razu. Przenosi wzrok na Artura i przygląda mu się dłuższą chwilę.
Zastanawiam się, o czym w tej chwili myśli? Pomiędzy brwiami pojawia mu się
mała zmarszczka.
- Chyba nie jestem – powtarza za
mną, jak echo. Nie brzmi to zbyt przekonująco.
- Dajmy mu pospać. Tak słodko
śpi. Ty pewnie i tak nic nie zjesz, a ja mogę zjeść płatki w sypialni – idę do
lodówki po mleko, kiedy słyszę niski pomruk za plecami. Artur przygląda nam
się, mrugając oczami.
- Cześć, już wstaliście?
- Jest po dziewiątej, więc „już”
wstaliśmy – mówię z rozbawieniem – chcesz soku? Mam też wodę po ogórkach.
- Może być ta woda. Podasz mi? –
patrzy na mnie zaskoczony – Nie jesteś zła?
- A powinnam być?
Teraz
obaj patrzą na mnie trochę zdziwieni.
- Pierwszy raz jestem w takiej
sytuacji, więc nie wiem, jak powinnam zareagować. Jeśli chcecie, to mogę zrobić
awanturę – podaję Arturowi szklankę z lekko mętnym płynem.
- Nie, tak jest dobrze – Adam
odstawia szklankę na blat.
Sadowię
się na wolnym stołku z miską płatków z mlekiem. Artur odrzuca kołdrę,
przeciągając się jednocześnie. Ma na sobie obcisłe bokserki, które pozwalają
dostrzec, że natura hojnie go obdarzyła. Unoszę brwi, ale szybko odwracam
wzrok, kiedy łapie spojrzenie Adama.
– Ogarnij się! – Adam warczy na Artura. Jednak jest trochę
zazdrosny.
Pół
godziny później wychodzimy z mieszkania.
- Daj mi kluczyki – wyciągam rękę
w stronę Adama.
- Po co?
- Nie pozwolę Ci prowadzić w
takim stanie. Widziałam rano, jak chodzisz – dodaję cicho, tak aby Artur nie
usłyszał.
- Dobra – niechętnie podaje mi
kluczyki – zakładam, że masz prawo jazdy?
- Owszem – mówię z wyższością.
Mam
tremę, bo nigdy nie jeździłam zagranicznym samochodem, ale okazuje się, że
jazda golfem nie różni się wiele od jazdy fiatem czy polonezem. Odwozimy
najpierw Artura. Mieszka niedaleko, w ładnym domu jednorodzinnym ze spadzistym
dachem i dużą przeszkloną werandą.
- Musimy kupić owoce na wieczór.
Pomóż mi dojechać do hali.
- Dobra. Skręć teraz w prawo – Adam
pochyla się lekko do przodu, jakby sam prowadził. Widać, że nie jeździ jako
pasażer – Zawieziemy to od razu do klubu?
- Tak. Potem muszę jechać na
trening. Zastanawiam się, czy będziesz już mógł wrócić samochodem do
mieszkania?
- A mogę pójść z Tobą? Chciałbym
zobaczyć jak ćwiczysz. Tango już widziałem.
- Jeśli chcesz? Myślę, że reszta
nie będzie miała nic przeciwko.
Zakupy
poszły nam zadziwiająco szybko. Jazda do Klubu też, zwłaszcza, że oswoiłam się
już z samochodem Adama. W duchu dziękuję tacie za to, że pozwalał mi jeździć
zawsze, kiedy tylko była taka okazja. Parkuję zgrabnie na krawężniku, najbliżej
jak się da, bo torby z owocami ważą chyba tonę.
- Kurde, zdążymy to
poprzestawiać? – sala wygląda jak zawsze. Stoliki trzeba będzie pozsuwać razem.
- Biorąc pod uwagę, że o tej
porze i tak prawie nikt tu nie zagląda, możemy poprosić, żeby już to
przestawili – Adam idzie do baru. – Bolek, poprzestawiajmy stoły, bo potem nie
zdążymy ze wszystkim.
- A co mam powiedzieć Bogdanowi,
jak przyjdzie? – barman bierze ode mnie torbę pomarańczy.
- Ja idę do samochodu po banany,
a wy się dogadajcie – odwracam się na pięcie.
- Strasznie tego dużo – Adam
dołącza do mnie po chwili.
- Ludzi też będzie dużo – sapię z
wysiłku – jakieś 60–65 osób. Jak Ty to robisz, że masz dwie takie siatki, jak
moja jedna i niesiesz je bez wysiłku?
- Bo jestem facetem. My mamy
mięśnie, a wy macie głowy do tego jak je wykorzystać – podśmiewa się.
- Miałam pewien pomysł, ale nie
bardzo się nadawałeś rano.
- Nie dręcz mnie, błagam, i tak mam
strasznego kaca moralnego – Adam kręci głową - wynagrodzę Ci to.
- Zobaczymy…
Pomagamy
zestawić resztę stołów w rzędy. Barman wyciąga pakunek owinięty w szary papier.
- Co to jest? – Adam pomaga mi
odwijać.
- Obrusy.
-Skąd je wytrzasnęłaś?
- Wypożyczyłam z akademika.
- Zastawa też będzie?
- Pewnie! Przywiozą razem z
daniami i odbiorą w niedzielę.
- A ciasta?
- Już tu są – odpowiada za mnie
barman i prowadzi nas do drzwi obok baru. Wchodzimy do pokoju z szafami i
biurkiem, zastawionym kartonowymi pudełkami – Bogdan będzie wściekły jak to
zobaczy – szczerzy zęby w uśmiechu.
- Sam jest sobie winny – wzruszam
ramionami – gdyby była tu porządna lodówka, nie zajęłabym mu biurka. Tak
nawiasem mówiąc, ten Klub sporo by zyskał, gdyby można było tu coś zjeść, a nie
tylko wypić drinka albo piwo.
- Tak myślisz? – Adam zastanawia
się chwilę – Może masz rację. Kurcze, wszystko zorganizowałaś! Mam nadzieję, że
nie kosztem nauki?
- Nie, ale lekko nie było…
Musimy
się spieszyć, jeśli chcemy zdążyć na mój trening. Tak jak myślałam, Marek nie
ma nic przeciwko obecności Adama. Tańczymy dziś nowy układ paso doble w
formacji. Każda para ma krótką solówkę i nasza jest dość „soczysta”. Na
rozgrzewkę tańczymy cza-cza i salsę. Adam przygląda nam się z zaciekawieniem.
- Nauczyłabyś go salsy – Marek
szczerzy się do mnie.
- Mówisz o Adamie? Po co? Dobrze
tańczy, ale standard to nie dla niego – prycham.
- Jak chcesz. No dobra dzieci,
zabieramy się do roboty! – woła do nas i faktycznie zaczyna się orka. Zaczynamy
razem cały układ i tańczymy go aż do solówek, potem tańczymy razem ostatnią
część. Przerwa na złapanie tchu.
- Podoba Ci się? – podchodzę do
Adama z butelką wody – chcesz trochę?
- Tak i tak – pociąga spoty łyk –
Chciałabyś, żebym nauczył się tańczyć?
- Przecież umiesz tańczyć.
- Chodzi o taki taniec. Chcesz
żebym ćwiczył razem z Tobą?
- Nie obraź się, ale na to, to
już trochę za późno. Jak nie zacząłeś w wieku szkolnym, to nie ma to wielkiego
sensu. Poza tym to dla mnie trening, tak jak dla Ciebie tenis.
- Jeśli chcesz, to możemy grać
razem w tenisa. Nauczę Cię.
- Ale ja wcale nie chcę. Nie
musimy uprawiać tej samej dyscypliny sportu.
Muszę
wracać na parkiet. Zostawiam wiec Adama z butelką wody i trochę zawiedzioną
miną. Teraz ćwiczymy solówki. Marek krąży wokół nas i poprawia nasze błędy.
- Jacek, okaż trochę uczucia! Ten
taniec to pasja: kochasz ją i nienawidzisz. Przyciągnij ją do siebie, jakbyś
chciał pocałować, a potem odepchnij!
Mój
partner wykonuje polecenie, ale zdecydowanie nie czuję w nim pasji. Za to za
chwilę Marek tej pasji dostanie.
- Kurde, chłopie, masz do
czynienia z kobietą, a nie z manekinem. Popatrz – staje ze mną w parze.
Tańczymy kilka taktów i Marek przyciąga mnie do siebie powoli, płynnym ruchem,
pochyla lekko głowę, a ja wyciągam szyję i przenoszę ciężar ciała z nogi na
nogę, kołysząc biodrami. Nagle Marek odpycha mnie od siebie gwałtownie.
Odrzucam głowę, jakby wymierzył mi policzek.
- Widziałeś? – pyta Jacka.
Wszyscy wokół
stoją bez ruchu, jakby zastygli. Marek jest naprawdę dobry, nawet ja jestem
zaskoczona. Adam patrzy jak urzeczony. Podchodzimy do siebie z Jackiem.
Chciałabym mu jakoś pomóc.
- Wiesz co? – szepczę mu do ucha
– wyobraź sobie, że jesteś ze swoja dziewczyną. Jak Ci to pomoże, to zamknij na
chwilę oczy, ja Cię przytrzymam.
Powtarzamy
nasza solówkę kilka razy i jest zdecydowanie lepiej, ale scenki z Markiem nie
udaje nam się przebić.
- Dobre to było – mówi Adam,
kiedy wychodzimy po treningu – chciałbym umieć tak wyrazić uczucia ruchem.
- Potrafisz wyrazić więcej, niż Ci
się wydaje – uśmiecham się tajemniczo. Przecież tańczyliśmy tamtego wieczoru,
kiedy zaprosił mnie do wanny. Czułam doskonale, że jest miedzy nami chemia,
jakiej nie czułam z nikim innym.
- Skoro tak mówisz…
Wstępujemy
po drodze na pierogi, a potem jedziemy do mieszkania, żeby się wreszcie
ogarnąć. Czuję przyjemne podniecenie na myśl o dzisiejszym wieczorze. Wymyśliliśmy,
że można będzie dedykować piosenki swoim ukochanym albo przyjaciołom. Dedykacje
nie będą imienne, czyli nie będzie wiadomo, kto komu dedykował piosenkę.
Dedykujący może podnieść rękę i wskazać obdarowanego albo tylko dać
obdarowanemu bilecik z dedykacją. Mam nadzieję, że to będzie niezła zabawa. To
miała być tajemnica, ale musiałam powiedzieć Oli. Ciekawe, jaką piosenkę
wybrała dla Radka? Muszę wyrównać szanse jej i Artura. No, ale z DD to Ola
wygrywa w przedbiegach, przynajmniej, jeśli chodzi o wygląd.
Idę pod
prysznic zrzucając po drodze ubranie.
- Idę do Ciebie – Adam ściąga
koszulę przez głowę. Patrzę na jego nagi tors…
- Nie. Będziesz mi przeszkadzał,
a muszę umyć głowę.
- Nie chcesz mnie? Dlatego, że
się wczoraj upiłem?
- Nie, nie dlatego, ale musisz
obiecać, że nie będziesz mnie zaczepiał. Mamy mało czasu, a musimy być
wcześniej – potrzebuję z godzinę, żeby wszystkiego dopilnować. Ola obiecała, że
będzie wcześniej, ale i tak mam kupę roboty.
- No dobra, myj się sama – zawód
w jego głosie nie mija.
- Powiedz mi lepiej z jakiej
okazji tak się wczoraj załatwiliście?
- Musieliśmy pogadać. Jakoś tak
samo wyszło – wzrusza ramionami.
- Pogadać, mówisz? O mnie też? –
zakręcam prysznic i nakładam na włosy odżywkę.
- O Tobie też – przyznaje
zakłopotany.
- Ciekawe… - zawieszam głos i
odkręcam wodę. Co oni znowu kombinują? Co ten Artur wymyślił? – doszliście do
jakichś wniosków, o których powinnam wiedzieć? – wychodzę spod prysznica.
- Artur był zainteresowany zabawą
w dwie pary – Adam otula mnie ręcznikiem i przyciąga do siebie.
- Co takiego? Ja chyba śnię!
- Nie ma tematu. Powiedziałem, że
się nie zgadzamy – Adam nachyla się do mojej mokrej szyi i zbiera ustami krople
wody.
- Nie pytając mnie wcześniej o
zdanie? – i tak bym się nie zgodziła, ale mógł zapytać.
- No wiesz? Chciałabyś się kochać
z Arturem? – nie mogę wyczuć, czy jest naprawdę zszokowany, czy tylko udaje.
- Aaaa, to o to chodzi? Myślałam,
ze tylko mielibyśmy się kochać w tym samym pokoju – ciekawa jestem jego reakcji.
- No tak, ale potem wchodzi w grę
zamiana – powoli zsuwa mi ręcznik, obnażając piersi.
- Artur to pestka, ale nie chcę
żebyś się kochał z tą jego brombą – wydymam usta.
- Jak to, pestka? Mogłabyś się z
nim kochać?
- A dlaczego nie? Jest przystojny
– zanurzam palce we włosy Adama i przyciągam jego głowę do piersi.
- Zaskakujesz mnie! – odsuwa się
na chwilę i ręcznik opada na podłogę – Czy prowokujesz?
- Dość! Jeszcze chwila i zamiast
szykować się na imprezę, wylądujemy w łóżku, albo tu na podłodze.
- Ja jestem gotowy – zsuwa dżinsy
i widzę, że nie kłamie – Chodź, szybki numerek, proszę.
- O nie, nic z tego – mój opór słabnie,
ale rozsądek bierze górę - Idź się myć!
Suszę
włosy, zerkając ukradkiem na Adama, stojącego w strugach wody. Uwielbiam
patrzeć, jak się myje. Gdyby wiedział, jak to na mnie działa, chyba nie wypuściłby
mnie z łazienki. Odwracam się do lustra, bo czuję falę gorącej krwi, która
spływa mi do złączenia ud. Rany, chyba upuszczę suszarkę! Woda przestaje
szumieć. Adam wychodzi spod prysznica cały mokry. Mam ochotę go wytrzeć.
- To co, nadal Ci Artur w głowie?
– bezczelnie stoi z ręcznikiem przerzuconym przez ramię.
- Wiesz, gdyby nadal był z Olą,
to może nawet wzięłybyśmy to pod uwagę, ale skoro się rozstali… - rozkładam
ręce.
- Tak prawdę powiedziawszy, to ta
Twoja Ola chodzi mu nadal po głowie – Adam uśmiecha się kącikiem ust. Mnie za
to, zupełnie nie jest do śmiechu.
- Jeśli się do niej zbliży, to
pożałuje. Mówię poważnie! Nie dam jej skrzywdzić. Są z Radkiem naprawdę
zakochani i szczęśliwi. Jak ten drań spróbuje jakichś sztuczek, to będzie miał
we mnie wroga na śmierć i życie – aż mi zasycha w gardle.
- Spokojnie – jest zaskoczony
moim wybuchem – Artur to naprawdę porządny gość. Poza tym, jest moim
przyjacielem.
- A Ola jest moją przyjaciółką i
musiałam patrzeć, jak płacze przez tego „porządnego gościa”. Nie chcę tego
więcej oglądać! Zresztą, na nas też to miało wpływ. Kto wie, czy nie byłoby
inaczej, gdyby Artur nie zostawił Oli w taki sposób?
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Tylko to, co powiedziałam!
- To znaczy, że o NAS decyduje
ktoś inny niż Ty i ja?
- Nie. Tak nie uważam, ale kiedyś
mogło tak być. Nie wiesz wszystkiego i nie zamierzam teraz Ci tego tłumaczyć.
Po prostu przyjmij do wiadomości, że Ola jest dla mnie jak siostra i jeśli
stanie jej się krzywda, to nie będzie miało dla mnie znaczenia, czy to Twój
przyjaciel i czy Ci się to podoba! – dyszę ze złości.
Nagle
dociera do mnie, że jest mi zimno. Stoimy oboje nadzy w łazience i wrzeszczymy
na siebie. Nastrój diabli wzięli. No i dobrze! Niech sobie nie wyobraża, że
będę stała i patrzyła, jak Artur pogrywa sobie na uczuciach Oli. Mnie szkoli z
empatii, a sam, co robi?
- Chodźmy się szykować – Adam
mówi cicho i dziwnie spokojnie – w końcu jesteśmy gospodarzami, nie?
Zakładam
krótką czarną sukieneczkę ze srebrnymi suwakami pod szyją i na rękawach. Mocno
opina figurę. Cudnie by do niej pasowały te szpilki, które Adam schował w
kanapie (te od Bogdana), ale nie mam odwagi o nie zapytać. Zresztą, sukienka
wisiała na drzwiach sypialni od rana, więc, gdyby uznał, że warto mi je dać, to
pewnie by to zrobił. Z drugiej strony, jeśli Bogdan tam przyjdzie, a tego nie
da się wykluczyć, to wolę go nie prowokować.
Jedziemy
do klubu taksówką. Prawie nie rozmawiamy, nie licząc wymiany poglądów na temat
dań i muzyki. W końcu mam tego dość.
- Słuchaj, ten chłopak, który
dzisiaj gra, no ten, na którego mówicie Marley, jak on ma właściwie na imię?
- Zbyszek, ale nie mów nikomu.
Chyba by mnie zabił, jakby wiedział, że Ci powiedziałem – Adam patrzy przed
siebie zamyślony. Co ja bym dała za to, żeby wiedzieć, o czym teraz myśli? Mam
ochotę przytulić go i powiedzieć, że mi przykro i że nie chcę się kłócić...
Kocham go. Taksówka zatrzymuje się gwałtownie i Adam sięga po pieniądze. Wysiadamy
przed samym klubem. Całe szczęście, bo zimno jest niemiłosierne. Luty daje nam
w kość. Nawet do zoo nie chce nam się wyjść przez ten ziąb.
Klub wita nas
przyjemnym ciepłem i cudownym zapachem ciasta. Nakrywamy obrusami resztę
stolików. Za pół godziny powinni przywieźć kanapki i gorące dania. Na razie
rozstawiam szklanki z paluszkami i miseczki wypełnione orzeszkami ziemnymi i
drobnymi ciasteczkami. Barman, nazwany przez Adama Bolkiem, rozstawia sprawnie
szkło i talerze.
- Ola, ale super!
Odwracam
się i widzę Olkę z Radkiem rozglądających się po klubie. Dopiero, co weszli.
Ola wygląda olśniewająco. Ubrała się w połyskującą sukienkę w kolorze wina,
która jest jakby tłem do jej świeżo ufarbowanych płomiennie-rudych włosów. Jednak większe wrażenie robi na mnie Radek. W
ciemnogranatowych dżinsach i białej koszuli niedbale rozpiętej pod szyją, z
narzuconą na ramię marynarką w jaśniejszym odcieniu granatu, wygląda
niesamowicie. Twarz ma ogorzałą od słońca, a włosy obcięte zupełnie inaczej niż
zwykle, wygolone na karku i dłuższe na czubku.
- Wiesz, że się gapisz na mojego
chłopaka? – Ola marszczy brwi, udając zagniewaną.
- Radek, nie poznaję Cię! –
zarzucam mu ręce na szyję, nie zwracając uwagi na Olkę – Co to za fryzura?
- Ola lubi, jak mam odsłonięty
kark, a wiesz, że ja nie potrafię jej niczego odmówić – szczerzy białe zęby w
szerokim uśmiechu.
To
zadziwiające, jak ten łagodny olbrzym zmienił się przy Oli. Aż nie mogę
uwierzyć, że jest naszym rówieśnikiem. Taki pewny siebie, a jednocześnie
uprzejmy, emanujący jakąś siłą, która budzi respekt. Ale najważniejsze, że jest
zakochany w Oli do szaleństwa. Zastanawiam się, czy Olka odwzajemnia mu choć w
połowie te uczucia.
- Dość tego obściskiwania! – Adam
wyciąga ręce do Oli, a ona całuje go w policzek.
- No to jesteśmy kwita – odsuwam
się od Radka. Nagle moją uwagę przykuwa gruby rzemyk na jego szyi, a na nim coś
połyskującego.
- Co to jest? – staję na palcach,
żeby zajrzeć w rozchyloną koszulę na jego torsie.
- Pół mojego serca – mówi
poważnie i rozchyla koszulę, ukazując jakby pękniętą połówkę serduszka. Jest ze
srebra, gładka, oksydowana – drugą połowę ma Ola.
Dopiero
teraz widzę, że faktycznie Ola ma na szyi podobny rzemyk z połówką serca. Jej
połówka jest bardziej lśniąca, wypolerowana i ma maleńką cyrkonię, połyskująca
przy każdym ruchu.
- Ja dostałam tę lepszą połówkę –
uśmiecha się do Radka tak, że coś chwyta mnie za serce. Czuję ucisk w gardle.
- Gdzieś Ty to wypatrzył? - Adam
ogląda obie połówki z zaciekawieniem.
- Zamówiłem u złotnika w
Zakopanem, jak byliśmy z Olą na nartach.
- A nie smutno im osobno? –
porównuję obie połówki, czy rzeczywiście pasują do siebie.
- Och, spotykają się dość często
– Ola chichocze – Dzięki wam, co weekend.
- No, czasem nawet częściej –
Radek przesuwa dłonią po kręgosłupie Oli, mrużąc przy tym oczy, jak kot.
Kim
on jest i co zrobił z Radkiem, którego znałam? To facet z krwi i kości!
Niepotrzebnie się zdenerwowałam Arturem. Jeśli zrobi krok w stronę Oli, to
Radek go zabije. Łapię spojrzenie Adama i widzę, że on chyba myśli o tym samym.
- No co jest? Co tak zamilkliście? – Ola
delikatnie potrząsa mnie za ramię – Do roboty!
- To my idziemy ogarnąć w biurze,
a wy z Radkiem przygotujcie ze dwa stoliki koło baru na termosy z barszczem i
gorącymi daniami. Coś mi się wydaje, że właśnie przyjechali – ruszam w kierunku
szatni.
Jakimś
cudem udaje nam się wszystko dopiąć na ostatni guzik przed pierwszymi gośćmi. Idę
jeszcze do Marleya, nie chcę ryzykować, że ktoś mnie uprzedzi z piosenką. Ola
właśnie schowała karnecik do torebki.
- Radek coś zamówił, ale Marley
nie chce mi zdradzić tytułu – marszczy nos.
- I dobrze! Takie są zasady –
rozkładam ręce – Może zamówił coś dla innej dziewczyny, a nie dla Ciebie?
- Jeszcze czego! Niech tylko
spróbuje!
Powoli
schodzą się goście. Na razie ludzie, których nie znam. Adam nas sobie
przedstawia, ale nie sądzę, żebym była w stanie zapamiętać więcej, niż kilka
imion. Wreszcie jest Justyna z Maćkiem, a zaraz za nimi Artur i DD. Na
szczęście robi się tłok, bo właśnie przyszła połowa mojej grupy i nie mamy
okazji zbyt długo gadać. Nie cierpię tej baby, nic na to nie poradzę. Rozglądam
się za Rafałem, mam nadzieję, że przyjdzie. Jest!
- Cześć, tak się cieszę, że
jesteś! – nie muszę udawać radości na jego widok – Nie rozmawiałam z Adamem.
Może w ogóle nie będzie trzeba – szepczę mu do ucha. Całuje mnie w policzek.
Jest słodki, kiedy to robi. Przypomina mi Kubę.
Marley
zaczyna nam grać. Jest mistrzem świata w dobieraniu piosenek. Zazdroszczę mu
wiedzy na temat muzyki. Adam gada z Pawełkiem. Alicja i DD wyglądają razem jak
dwie wiedźmy. Zerkam na Artura i widzę,
że obserwuje Olę i Radka. Muszę się dowiedzieć, co zamówił u Marleya. Mam nadzieję,
że mi powie.
- Witaj, najpiękniejsza! – słyszę
za plecami i już wiem, że Bogdan jednak postanowił mnie dzisiaj podenerwować.
- Witaj – uśmiecham się uprzejmie
– co Cię sprowadza?
- Idę sprawdzić, czy jeszcze mam
biuro. Podobno urządziłaś tam ciastkarnię – taksuje mnie wzrokiem – Ładnie
wyglądasz. Szkoda, że nie mam już tych sandałków. Pasowałyby idealnie! Namyśliłaś
się? – dodaje szeptem.
- Cześć Boguś – Adam wybawia mnie
z opresji – chodź do nas. Ola ma urwanie głowy, nie przeszkadzaj jej.
Ostatni
są Marek z Elą i jeszcze dwie pary, z którymi tańczę. Teraz wreszcie mogę się
zająć swoimi sprawami.
- Hej, Marley, mam do Ciebie
sprawę – przymilam się – Jak zamówienia? Dasz radę?
- Jasne! Mam prawie wszystko,
czego ludzie chcieli. Jak nie miałem, to brali coś innego z mojej kolekcji.
Zobacz listę – pokazuje mi zabazgraną kartkę.
- Muszę Cię o coś zapytać –
wzdycham.
- Nie powiem Ci, czy Adam coś
zamówił – ostrzega od razu.
- Nie o niego mi chodzi – śledzę
listę utworów – Chcę wiedzieć, co zamówił Artur.
- Nie mogę Ci powiedzieć. Taka
była umowa – patrzy zaskoczony – dlaczego akurat on?
- A jak zgadnę, to mi powiesz,
albo kiwniesz głową? – pytam nagle.
-OK.
Wskazuję na „Slave To
Love” Bryana Ferry, a Marley kiwa nieznacznie głową.
- To drań! – syczę – zamówił to dla Darii?
- Dla swojej dziewczyny – Marley jest
podekscytowany moją reakcją – Powiedz mi o co chodzi, błagam! Uwielbiam takie
smaczki.
- Dobra, ale zawrzemy układ – mówię z namysłem
– przed tą piosenką puścisz coś, co znam, żebym mogła wyjść.
- Ale mi powiesz? – upewnia się.
- Tak- OK., puszczę Witney „Wanna Dance…” Teraz mów.
Oględnie
opowiadam mu o Oli i Arturze i o tym, że razem oglądaliśmy film, a teraz ona
jest szczęśliwa, a Artur może to popsuć. W końcu przeciągam Marleya na swoją
stronę.
-
Mamy pierwszą dedykację – woła Marley, kiedy odchodzę – czy dowiemy się, kto
to? Zaśpiewa nam Paul Young –„ Every Time You Go Away”!
Słucham słów z bijącym sercem. Czy to dla mnie?
”Every time you go away,
you take a piece of me with you...”
you take a piece of me with you...”
Adam spokojnie rozmawia z Pawełkiem. Nie, to
nie on zamówił. Czuję ukłucie zawodu, kiedy jakiś chłopak, którego nie znam,
podnosi rękę i prowadzi na parkiet dziewczynę w kremowej sukience. Tańczą przez
chwilę sami, a potem dołączają się inni. Piękne słowa, oddają wiele z tego, co
nam się przydarzyło. Siadam obok Adama.
- Jadłaś coś? – przygląda mi się jakoś dziwnie.
- Jeszcze nie – nakładam sobie kanapkę – a Wy
jedliście? Jak wam smakowało?
- Dobre. Naprawdę sama to zorganizowałaś? – DD
patrzy na mnie z niedowierzaniem.
- No, prawie – uśmiecham się do Adama – ale
gorące dania i ciasta to faktycznie ja. Będzie jeszcze barszczyk i paszteciki,
ale później – dodaję.
- Chodźmy zatańczyć – Adam wstaje i podaje mi rękę
– chyba, że wolisz posiedzieć i odpocząć.
- Nie! Tańczmy póki Marley tak pięknie nam gra.
Rzeczywiście, muzyka jest
niesamowita. "It Must Have Been Love" – Roxette, a zaraz potem Stevie Wonder i “I Just Called To Say I Love You”. Adam jest jakiś zamyślony. Może ta muzyka tak na niego
działa? Kiedyś słyszałam, że ludzie wykształceni muzycznie, wykazują w tym
względzie większą wrażliwość. I wtedy Marley ogłasza „Paris, Paris” Malcolma McLarena.
“Buy this album!
I feel love, Paris Paris
Love to love, Paris Paris
Feelings so close to my heart …”
I feel love, Paris Paris
Love to love, Paris Paris
Feelings so close to my heart …”
Kiedy
rozlegają się pierwsze słowa, słyszę przeciągły pisk radości i widzę Elę w
objęciach Marka. Po prostu wskoczyła na niego i oplotła udami jego biodra. Co
się dzieje?
- Jadą do Paryża na konkurs
tańca. Właśnie jej powiedział, że się zakwalifikowali – Asia z naszego zespołu
tanecznego przekazuje mi informacje z wypiekami na twarzy.
- Rany! Ale fajnie – zerkam na
Marleya. Jest w siódmym niebie. Po prostu uwielbia takie sceny – Ela, Marek! –
wołam – Gratulacje!
- Tak, kochani, gratulujemy Wam z
całego serca, a dla tych, którzy jeszcze nie słyszeli nowiny podaję, że Marek i
Ela zakwalifikowali się do konkursu w Paryżu w tańcu towarzyskim. Posłuchajmy
jak Catrin mówi o Paryżu – Marley zerka na mnie – a za chwilę Witney i "I Wanna Dance With Somebody”.
- Wiesz co, Adam, podamy coś. Kanapki prawie
poszły, a barszcz będzie za jakieś dwie godziny.
- Pomóc Ci?
- Nie, poproszę Olę. Obiecała, że będzie się
udzielać. Idź zabawiać gości, gospodarzu – podśmiewam się – Bogdan chyba się
szykuje do wyjścia. Pożegnaj go ode mnie.
Witney
śpiewa, a ja zgarniam Olę do „gabinetu” Bogdana. Rozkładamy wędliny na półmiski
i duże talerze przywiezione z mieszkania Adama, kiedy rozlegają się pierwsze
takty „Slave To Love”. Ola słucha przez chwilę i
odwraca się do mnie.
- Specjalnie mnie tu wyciągnęłaś? – przygląda mi
się z półuśmiechem na ustach.
- Nie chciałam żebyś tego słuchała przy Arturze – bąkam – mam nadzieję, że nie jesteś zła. On
to zamówił.
- Olu – zarzuca mi ręce na szyję – jesteś
kochana, ale niepotrzebnie się martwisz. Jestem taka szczęśliwa. Mam faceta o
jakim każda kobieta marzy.
- Widzę, tylko bałam się, że… - szukam słów – no
wiesz, było wam tak dobrze w łóżku.
- Jest mi sto razy lepiej – szepcze.
- Boże, dzięki Ci! – oddycham z ulgą – chodźmy z
tymi półmiskami.
Wołam
do pomocy Bolka i po kilku minutach wszystko wędruje bezpiecznie na stoły.
Szukam wzrokiem Adama, ale nigdzie go nie ma. Pewnie odprawia Bogdana w szatni.
Widzę za to Rafała przeciskającego się do nas między ludźmi.
- Teraz tajemnicza dedykacja, która brzmi niewinnie, ale kto wie? – Marley zniża głos - Zespół Queen
i “Friends will be Friends “! - To dla Ciebie, ale chyba wolisz dyskrecję – Rafał wręcza mi karnecik.
- Naprawdę, pomyślałeś o mnie? – wzruszenie odbiera mi głos. Zarzucam mu ręce na szyję nie zważając na zdumioną minę Oli.
- Jesteś jedyną osobą, z którą nie boję się rozmawiać o sobie. Kocham Cię za to – szepcze mi do ucha – jak siostrę – dodaje jeszcze ciszej.
- Chyba powinniśmy porozmawiać – Adam wyrasta jak spod ziemi. Lodowate spojrzenie jego ciemnych oczu powoduje, że odskakujemy od siebie natychmiast.
- OK., porozmawiajmy – Rafał przełyka ślinę.
- Nie! – ucinam patrząc na Adama – Ja to załatwię.
- Proszę państwa Jennifer Rush i “The Power Of Love” – Marley znowu zniża głos – zadedykowała to
kobieta. Czy
wiemy komu?
“The whispers in the morning
of lovers sleeping tight…”
of lovers sleeping tight…”
- Wybaczcie, ale musze iść – widzę panikę w oczach Oli.
Podnosi w górę rękę
- Idź! – popycham ją w stronę Radka – Wszystko w porządku.
Jennifer śpiewa mocnym głosem:
“…I hold on to your body
and feel each move you make
Your voice is warm and tender
A love that I could not forsake
'Cause I am your lady
and you are my man
Whenever you reach for me,
I'll do all that I can…”
Patrzę chwilę na Radka i
Olę zapatrzonych w siebie, jakby świat wokół nich przestał istnieć. Wzdycham
ciężko i odwracam się powoli do Adama.
- Więc to prawda – warczy, mrużąc oczy i robiąc krok w
stronę Rafała.
- Owszem, byliśmy na kolacji – staję pomiędzy nimi – Rafał,
zostaw nas samych, bardzo Cię proszę.
- Na pewno? – Rafał jest blady jak ściana.
Kiwam
głową w jego stronę i patrzę, jak powoli idzie do stołu, oglądając się co
chwilę za siebie.
- Co teraz będzie? Znowu
odejdziesz? – Adam przygląda mi sie w napięciu.
- Dlaczego tak sadzisz? Bo
poszłam z kolegą na kolację? Ty chodzisz z kolegami na wódkę, na tenisa albo na
obiad i ja nie robię z tego sprawy.
- Wiesz dobrze, o co mi chodzi! –
wybucha – Od jak dawna się spotykacie? To nie była zwykła kolacja. Nie
powiedziałaś mi, dokąd idziesz. Od jak dawna mnie oszukujesz? Po prostu mi
powiedz – jego głos łagodnieje – proszę. Chcę tylko wiedzieć.
- Nie oszukuję Cię. Ale masz
rację, to nie była zwykła kolacja – widzę, jak jego twarz się mieni pod wpływem
moich słów – to było pewne zobowiązanie. Rafał pomógł mi w zeszłym roku i
wisiałam mu przysługę. Teraz poprosił, żebym poszła z nim na kolację, ale nie
mogłam nikomu o tym powiedzieć. Taki był układ.
- I ja mam w to uwierzyć? –
oddycha szybko, ale stara się nad sobą panować – Kochasz się ze mną, a za
chwilę idziesz na romantyczna kolację i wmawiasz mi, że to układ? Zadedykował Ci
piosenkę. Kochałaś się z nim?
- Trochę przesadziłeś – teraz we
mnie wzbiera gniew – ale dobrze, powiem Ci! Tylko przysięgnij, że nikomu nie
powiesz.
- Co?
- Przysięgnij!
- Przysięgam – wzrusza ramionami.
- Rafał jest
gejem. Chciał pokazać się ojcu i jego kolegom z laską. Dlatego musiałam
obiecać, że nikomu nie powiem i musiałam udawać, że jestem jego dziewczyną –
patrzę z satysfakcją, jakie to na nim robi wrażenie – Ty akurat powinieneś
zrozumieć, co to znaczy dochować tajemnicy, prawda?
Patrzy na mnie w milczeniu. To
trwa chyba wieki.
- Kochani, teraz jedna z najpiękniejszych
piosenek o miłości, jakie kiedykolwiek powstały. Diana Ross i Lionel Richie zaśpiewają
nam „Endless Love”. To również moja ulubiona piosenka: Moja miłości, w
moim życiu jesteś tylko Ty!, Jest to jedyna właściwa rzecz. Moja pierwsza
miłości, jesteś każdym moim oddechem. Każdym krokiem jaki zrobię – cytuje nam z
pamięci Marley.
Kątem
oka widzę, jak Radek podnosi w górę obie dłonie. Czuję, jak łzy zbierają mi się
pod powiekami, kiedy Ola podchodzi i
ujmuje jego twarz w dłonie. Staje na palcach, a on pochyla się i całują się
namiętnie, nie zważając na innych. Ale nikomu to nie przeszkadza. Może poza
Arturem, który siedzi nachmurzony.
- Co ja mam z Tobą zrobić? – Adam
wzdycha ciężko – Nigdy nie jestem pewien, co zrobisz. Nie powiedziałaś mi wtedy,
a teraz mogłaś?
- Tak, bo Rafał wiedział, że to się wyda i że będę miała przez to kłopoty.
Zobacz, co mi zadedykował – pokazuję Adamowi karnecik - A tak na
marginesie, Bogdan nas widział. To on Ci powiedział?
- Nie. On doskonale wie, że jesteśmy razem – patrzy na mnie ze zbolałym
wyrazem twarzy – Źle go oceniasz. Pewnie nie powiedział mi, żeby Ci nie robić
kłopotów. Wiem od Pawełka.
- Jasne – wydymam usta – żeby mi nie robić kłopotów. Wiesz, dlaczego Ci nie powiedział? – prycham
- Bo chciał, żebym z nim poszła do łóżka w zamian za coś, na czym Ci bardzo
zależy.
-Cooo? – brak
mu tchu - A co Ty na to?
- A co ja
mogę odpowiedzieć na takie zaczepki? To Twój kolega, nie mój! Powiedział mi
jeszcze, że nie powinnam mieć skrupułów, bo Ty też nie jesteś ze mną szczery.
Fajny kolega, nie ma co!
Dociera do nas cudowny
głos Barbry Streisand:
“Life is a moment in space,
when the dream is gone
it's a lonelier place…”
when the dream is gone
it's a lonelier place…”
- Tej pani nie muszę przedstawiać, – Marley wzdycha tęsknie do mikrofonu
– po prostu „Woman In Love”. Czy dowiemy się, komu tak śpiewa?
- Ola - Adam ujmuje moją twarz w dłonie – myślałem, że oszaleję, jak
Pawełek mi powiedział. Nie mogłem uwierzyć, ale bałem się, że będzie jak
poprzednio. Jeszcze po tej rozmowie dziś rano. Nie wiedziałem, co myśleć...
- No to teraz wiesz – mówię ze łzami w oczach – To dedykacja dla Ciebie –
dodaję, kiedy Barbra śpiewa:
“I am a woman in love
and I'd do anything
to get you into my world,
and hold you within.
It's a right I defend
over and over again.
What do I do?”
Patrzy
na mnie ze zdumieniem. Po chwili przyciąga mnie do siebie i powoli kołyszemy
się w tańcu. Nie potrzebujemy słów. Wystarczą nam słowa piosenki, które
zapadają w nas i koją rany, które sobie zadaliśmy. Jak cudownie wiedzieć, że
wszystko między nami jest już w porządku. Jestem pewna, że w tej chwili,
jeszcze co najmniej trzy osoby oddychają z ulgą, widząc nas splecionych w
tańcu. Chciałabym tak tańczyć bez końca.
- Moi drodzy, lista życzeń jest
jeszcze długa. Teraz Paul Young i
“Come Back And Stay”!
Spoglądam
Adamowi w oczy, ale kręci przecząco głową. Może był na mnie zły i w ogóle nie
chciał niczego dla mnie zamówić? Lepsze to, niż „Broken Glass”, pocieszam się w myślach. Tańczymy przytuleni do
siebie, kiedy obok nas pojawia się Ola z Radkiem.
- W porządku? – Ola zagląda mi w
oczy, a ja szybko kiwam głową.
- Przepraszam Was. To wszystko
przez moje głupie pomysły – Rafał ostrożnie wychyla się zza Radka.
- Nie ma sprawy – Adamowi chyba
jest głupio – Po prostu, kiedy chodzi o Olę, reaguję trochę nerwowo -
przygarnia mnie ramieniem i zagląda mi w oczy.
- Ja to rozumiem – Radek obejmuje swoją Olkę w
pasie – Jak się kogoś kocha, to człowiek jest zazdrosny i nie myśli logicznie –
zerka na Rafała z uśmiechem – ja bym tam najpierw gościowi przylał. Tak na
wszelki wypadek.
- Na szczęście łączą nas z Rafałem
wyłącznie stosunki koleżeńskie – mówię szybko i zerkam na Adama. Znów ma ten
wyraz twarzy, jakby błądził myślami gdzieś daleko. Chyba mówienie o uczuciach w
obecności tylu osób, wprawia go w zakłopotanie.
- Siądźmy na chwilę albo zamówmy
po drinku – wskazuję głową bar – ja stawiam.
- Zaraz przyjdę – Adam zostawia
nas na chwilę.
- Naprawdę przepraszam. Głupio
wyszło – Rafał ma zbolałą minę.
- Daj spokój. Gdyby nie ta papla-Pawełek
i jego tatuś, nic by się nie stało – patrzę na plecy Pawełka z takim
obrzydzeniem, jakby to była ropucha – Inna sprawa, że mogłam powiedzieć Adamowi
dzisiaj rano, ale jakoś nie było okazji. Najważniejsze, że jest już dobrze.
- To co, udobruchałaś lwa? –
słyszę za sobą drwiący głosik Alicji.
- Jak widzisz – uśmiecham się z
przesadną słodyczą.
- Piękna deklaracja uczuć: Woman
In Love, no, no. Kto by pomyślał? – dołącza do nas Pawełek.
- Szkoda, że taka jednostronna –
Alicja z nagłym zainteresowaniem ogląda nasze drinki – ale drapieżniki lubią
niezależność. Trudno je oswoić.
- Jednak niektórym się udaje –
Olka opiera się niedbale o bar.
- Co to za zgromadzenie? – Adam
uśmiecha się do nas, nieświadomy, że jest przedmiotem rozmowy. Bierze mnie za
rękę i pociąga w swoją stronę.
- Następna dedykacja! Terence Trent D'Arby i “Sign your name” – Marley uśmiecha się do nas szeroko
“Sign your name
Across my heart
I want you to be my baby
Sign your name
Across my heart
I want you to be my lady…”
Across my heart
I want you to be my baby
Sign your name
Across my heart
I want you to be my lady…”
- To dla Ciebie, moja Maleńka
– Adam szepcze mi do ucha i kładzie sobie moją dłoń tam, gdzie uderza koniuszek
serca .
- Jest tam? – nie wiem, jakim sposobem udaje
mi się wydobyć głos ze ściśniętego gardła.
- Co?
- Moje imię.
- Nie czujesz go? Mogę je wytatuować, jeśli chcesz.
- Nie! Wystarczy, że ja będę wiedziała, że tam jest.
- Jest na pewno. Ja je czuję.
Czuję
ucisk w gardle, ale tak mi dobrze... Tańczymy przytuleni do końca piosenki, a
potem do końca następnej, i następnej… Wreszcie Marley podkręca tempo i
schodzimy z parkietu. Radek puszcza do mnie oczko znad szklanki, więc idę w
jego kierunku. Adam skręca do baru po nasze drinki.
- Szkoda, że nie widziałaś miny Alicji – Radek cmoka z
uznaniem, patrząc na Olkę.
- Co jej zrobiłaś? – pytam szybko, zanim wróci Adam.
- Powiedziałam, że lew to też kot
i można go oswoić, ale trzeba wiedzieć, gdzie go podrapać. Koty lubią
pieszczoty, no nie?
- Co tam knujecie, Oleńki? – Adam
wręcza mi drinka, przyjemnie grzechoczącego lodem.
- Zastanawiamy się z Olą, czy
wiem, jak Ci sprawić przyjemność? – patrzę na niego z powagą.
- Niech pomyślę – pociera
kciukiem brodę i udaje, że się zastanawia – jest parę rzeczy, których nie
robiłaś, ale jak do tej pory, nie narzekam – śmieje się radośnie, jak dziecko,
widząc moją minę. Uwielbiam, kiedy jest taki.
Siedzimy
i gawędzimy z Olą i Radkiem, kiedy czuję na sobie uporczywe spojrzenie. Kiedy
podnoszę głowę, łapię Artura, który mi się przygląda. Wstaje powoli i podchodzi
do nas.
- Porwę Ci na chwilę Olę – mówi
do Adama i nie czekając na odpowiedź bierze mnie za rękę.
- Fajnie to zorganizowałaś. Nie
wyglądasz na taką gospodynię – okręca mnie i przyciąga do siebie – Adam wie, co
dobre.
- Chyba przesadzasz – oponuję,
ale komplement sprawia mi przyjemność – bez Adama nie dałabym rady!
- Olka się chyba dobrze bawi?
Wygląda na szczęśliwą – patrzy mi w oczy – jak myślisz, mogę z nią zatańczyć?
- Chyba lepiej nie – mówię szybko
– Radek jest strasznie zazdrosny, a nie darzy Cię wielką sympatią. Może odpuść
sobie tym razem? – odchylam się lekko, aby spojrzeć mu w oczy – Daria już Ci
się znudziła?
- Nie - mówi niechętnie - ale to chyba nie to. Kurde,
dlaczego ja Ci to mówię?
- To zostanie między nami – nachylam
się do jego ucha – ale zostaw Olę w spokoju, proszę. Nie zawsze da się naprawić
to, co zepsujemy. Nie kosztem szczęścia drugiej strony.
Nic
nie mówi. Marley przerzucił się na szybsze kawałki. Gra jakąś piosenkę Modern
Talking, której nie jestem w stanie zidentyfikować. Wszystkie brzmią dla mnie
podobnie. Artur dobrze tańczy, skubany! Okręca mnie kilka razy i przechyla tak,
że prawie dotykam włosami podłogi. Prostuję się ze śmiechem. Lubię tak tańczyć!
Bawimy się świetnie.
- Dobrze tańczysz – mówię z
uznaniem.
- Mam dobrą partnerkę – czaruje
mnie uroczym uśmiechem. Potrafi zawrócić w głowie, tego jestem pewna. Znów mnie
okręca, a potem przyciąga do siebie, tak że opieram się o niego całym ciałem.
Nasze twarze naprzeciw siebie i oczy… Mierzymy się wzrokiem, ale bez wrogości,
której się spodziewałam. Jego oczy są szare, inne niż oczy Adama. Nie ma w nich
tej głębi, albo ja nie potrafię jej dostrzec.
- Oddasz mi moją dziewczynę? –
Adam łagodnie zdejmuje moją rękę z ramienia Artura.
- Jasne! – Artur uśmiecha się,
jakby trochę zmieszany. A może tylko tak mi się wydaje?
- O czym tak gadaliście? – Adam
zakłada sobie moje ramię na szyję.
- Oczywiście o Tobie, zazdrośniku
– patrzę mu w oczy. Są ciemne, z rozszerzonymi źrenicami, pełne ciepła i
jakiejś melancholii. Uwielbiam to spojrzenie – Zawarliśmy rozejm.
- To dobrze, bo już myślałem, że
Cię podrywa.
- Artur? Mnie? Dobre sobie!
- Myślisz, że mu się nie
podobałaś? Tylko, że ja Cię pierwszy wypatrzyłem.
- Cha, cha, cha! Bardzo śmieszne!
– prycham - Jemu ciągle Ola w głowie. Mam nadzieję, że dotarło do niego to, co
mu powiedziałam.
- Och, ty strażniku szczęścia
innych – kręci głową – zatroszcz się też o mnie.
Wygląda
na zmęczonego. Chyba dwie noce z rzędu, to dla niego trochę za wiele. Wypiliśmy
tyle, że gdyby nie to, że tańczymy, pewnie ciężko byłoby nam utrzymać
równowagę.
- Chcesz już
wracać? – pytam.
- Tylko, jeśli Ty
chcesz. Część ludzi już poszła. Nie musimy siedzieć do rana. Bolek pozamyka, a
jutro rano przyjdą ludzie do sprzątania.
- No to możemy
iść. Talerze zabierzemy jutro. Która godzina? – straciłam rachubę czasu.
- W pól do trzeciej.
Tańczymy jeszcze kilka minut. Ola z Radkiem też się zbierają. Rafał już
dawno odpadł. W tle "It Must Have Been
Love", ale niewiele osób tańczy. Idziemy do Bolka, upewnić się, że zadba o
wszystko i możemy iść. Po drodze do domu prawie zasypiam w taksówce. Dopiero
teraz czuję, jaka jestem zmęczona. Wystarcza mi jeszcze siły na szybki prysznic
i zmycie makijażu. Padam do łóżka i zasypiam, zanim Adam wraca z łazienki.
Siadam na
łóżku i rozglądam się za Adamem. Nigdzie go nie ma. Nagle czuję coś ciepłego i
miłego na kolanach. Boże, to lew! Kładzie głowę na moich udach, łasi się, a ja
wsuwam dłonie w jego miękką grzywę. Mruczy jak kot, nie boję się go. Unoszę
jego głowę i wpatruję się w złociste oczy, które zaczynają ciemnieć, aż stają
się czarne i pełne głębi. Zamiast lwa mam przed sobą… Adama! Jak to możliwe?
Aha, to mi się śni! Ale fajny sen. Niech jeszcze trwa. Adam bierze moją dłoń i
kładzie ją sobie na sercu. Czuję, jak robi się ciepła. Parzy! Odrywam dłoń od
jego ciała. Na skórze pozostaje czerwony ślad, jakby tatuaż. Przyglądam mu się
uważnie, a on zaczyna się układać w litery: „Aleksandra”. Jezu, to moje imię!
- Nie boli Cię to? - dotykam
liter opuszkami palców, a one zaczynają płonąć.
Krzywi
się, ale po chwili uśmiecha i kręci głową. Litery płoną coraz mocniej. Nie chcę
tego! Chcę się obudzić! Nagle ten obraz znika i znów mam na kolanach płową
grzywę lwa. Łasi się do moich kolan. I znów czuję przy sobie Adama. Ciepła dłoń
wsuwa się pewnym ruchem między moje uda. Ale przyjemnie…
- Śpisz? – Adam mruczy mi do
ucha.
- Nie, ale miałam sen… -
przeciągam się.
- Tak? Co ci się śniło? –
czuję w sobie jego palce.
- Że byłeś lwem, ale
oswojonym… - mruczę sennie.
- Mmmm, podoba mi się –
gryzie delikatnie moją dolną wargę i rozchyla mi usta językiem. Całujemy się powoli,
leniwie. Wyciąga palce z mojej szparki i układa się na mnie, nie przestając
całować. Obejmuję go udami i przyjmuję jego twardy członek z głębokim
westchnieniem. Kochamy się powoli, bez pośpiechu. Nasze ciała, rozleniwione
snem, pomału dopasowują się do siebie, a nasze oddechy mieszają się między
pocałunkami. Rój motyli, który czuję w dole brzucha, wiruje ciężko i sunie niżej,
do miejsca, które mój ukochany wypełnia sobą. Adam splata swoje dłonie z moimi
i przenosi mi je za głowę. Wyciągam się pod nim i rozkładam szeroko uda. Chyba
mu się to podoba, bo spina się mocniej, kiedy we mnie wchodzi. Jęczę z
rozkoszy.
- Jeszcze – błagam, czując,
że jego oddech staje się ciężki i urywany.
- Ile tylko chcesz… –
wchodzi we mnie i na chwilę nieruchomieje.
Czuję gorącą falę, która zatacza krąg wokół mojej
rozciągniętej szparki i tworzy wir. Brak mi tchu. Patrzę na jego rozchylone
usta i tonę w ciemnych oczach. Odrywam stopy od materaca i obejmuję go w pasie
nogami. To poczucie całkowitego oddania się, jest tak samo przyjemne jak to, co
mi robi.
- Weź mnie – jęczę – O tak,
weź mnie teraz…
Adam bierze głęboki oddech, ale już nie może powstrzymać
tego, co nadchodzi. Głęboki pomruk wyrywa się z jego gardła i już wiem, że
właśnie w tej chwili wypełnia mnie po brzegi. Fala rozkoszy płynie leniwie
przez moje ciało. Uwielbiam, kiedy udaje nam się to razem, ale wtedy nie mogę
obserwować jego reakcji, a to jest takie… fascynujące.
- Ile tylko chcę? – szepczę
rozbawiona, kiedy oparty na łokciach, wtula głowę w moje włosy.
- Maleńka, nie dam rady,
kiedy tak do mnie mówisz… - głos ma miękki, pełen skruchy – chciałaś jeszcze?
- Żartowałam – chichoczę –
było mi bardzo dobrze.
- Ale może chcesz jeszcze?
- A Ty chcesz?
- Od tygodnia nie miałem
kobiety – brzmi to jak skarga. Sunie ustami po mojej szyi do obojczyka, a potem
do piersi. Szczypie je delikatnie, potem mocniej, wreszcie łapie zębami za
sutek.
- Au! To boli.
- Wiem, ale jestem
drapieżnikiem, zapomniałaś?
- Spróbuję Cię oswoić – przekręcam
go na plecy i klękam nad nim.
- O tak, oswój mnie –
przyciąga moje biodra do swoich, a ja znów przyjmuję go do swego wnętrza –
uwielbiam, jak mnie tak oswajasz…
Pochylam się i delikatnie głaszczę i całuję jego
klatkę piersiową. Ma maleńkie, ciemne sutki, które pod moim językiem robią się
twarde. Adam mruczy jak kot. Kręcę biodrami, opierając się na dłoniach, a potem
zaczynam go ujeżdżać. Podrzuca mnie, unosząc biodra, a ja zaśmiewam się, bo to
naprawdę przypomina jazdę konno. Kiedy mam dość, zaczynamy się turlać po łóżku,
nie rozłączając się ze sobą. Raz ja jestem na górze, a raz on. Kiedy prawie
dochodzę, Adam zaczyna mnie łaskotać! Wszystko się zatrzymuje… Chcę jeszcze!
Łapię jego dłonie i unieruchamiam na chwilę. Znów go ujeżdżam, a kiedy prawie…
prawie jestem… On przytrzymuje moje biodra i nie pozwala mi dojść! Sunie
opuszkami palców po moim brzuchu… Śmieje się do mnie… On. Się. Bawi! Wreszcie szczytujemy
razem, śmiejąc się i jęcząc z rozkoszy. Padam na niego wykończona.
- Nie wiedziałem, że seks
może być taki radosny – Adam gładzi delikatnie moje plecy – poczułem się jak w
sklepie z zabawkami.
- Radosny? To chyba powinno
sprawiać przyjemność – uśmiecham się do jego rozbawionych oczu - Czy czujesz
się oswojony?
- Chyba tak, ale musisz mnie
jeszcze tak oswajać, żebym znowu nie zdziczał.
Leżymy jeszcze chwilę przytuleni. To był naprawdę
radosny seks. Wreszcie głód wygania nas do kuchni. Siadamy naprzeciw siebie z
kanapkami i kawą. Jemy w milczeniu, delektując się naszym szczęściem.
- Czy możesz mi dokładnie
powtórzyć to, co powiedział Ci Bogdan? – Adam zadaje mi ostatnie pytanie,
jakiego mogłabym się spodziewać.
- Wiesz co? Nie chcę o tym
mówić. Chyba, że naprawdę Ci zależy.
- Przepraszam, że Cię o to
proszę – mówi cicho, nie patrząc na mnie – ale naprawdę mi zależy.
Muszę się chwilę zastanowić, żeby dobrze przypomnieć
sobie całą rozmowę. Staram się powtórzyć wszystko wiernie. Opuszczam tylko to o
ślubie. Kiedy kończę, Adam wpatruje się we mnie uważnie. W jego ciemnych oczach
czai się coś, co budzi lęk. Siedzi
chwilę bez ruchu, po czym pociera dłonią czoło i wzdycha.
- Czy możesz mi wyjaśnić, o
czym on mówił? Jeśli to nie jest kolejna tajemnica rodzinna.
- Chodzi o pewien dokument,
który dotyczy mojego ojca – Adam mówi to z namysłem, jakby niechętnie – Nie
miałem nawet pewności, że on istnieje. Aż do wczoraj, kiedy mi powtórzyłaś
słowa Bogdana. Prosiłem go kiedyś o pomoc w jego odszukaniu, ale nie przyznał
się, że go ma – kręci głową z dezaprobatą – Musiałaś mu nieźle zajść za skórę,
że Ci to zaproponował.
- A ja myślę, że postradał
rozum – mówię z oburzeniem – Chyba nie sądził, że Ci nie powiem?
- Chyba właśnie sądził, że
to zrobisz, a ja Cię poproszę, żebyś go dla mnie zdobyła – wyraz jego oczu jest
teraz lodowaty – Nie mów mu, że mi powiedziałaś i nie próbuj z nim dyskutować
na ten temat. Najlepiej powiedz, że Cię to w ogóle nie interesuje. Nie Twój
papier, nie Twój interes, OK.?
- Ale skoro Ci na nim
zależy? Może niech mi pokaże ten dokument. Przynajmniej będziesz miał pewność,
że on istnieje – szepczę po namyśle.
- Ola, to cwaniak! Nie chcę,
żebyś się z nim spotykała inaczej, niż w mojej obecności – to nie jest prośba –
Nie ma innej opcji!
- A właściwie, czego dotyczy
ten papier? Jeśli wolno spytać.
- Kiedyś mój ojciec został
posądzony o przekazanie pewnych tajnych informacji, tylko, że te informacje nie
były tajne, kiedy je przekazywał – Adam ukrywa na chwilę twarz w dłoniach – Nie
mogę w to uwierzyć! Jeśli ten drań ma go w rękach, to znaczy tylko jedno: chce
go sprzedać. Kurwa!
Chyba naprawdę zależy mu na tym dokumencie. Gdybym
mogła coś zrobić. Ale Bogdan zażyczył sobie ceny, której nie zapłacę. Niestety,
takiej opcji też nie ma.
- Nie myśl o tym – Adam
gładzi moje włosy z czułością – teraz kiedy wiem, że Bogdan to ma, wymyślę
sposób, żeby go zdobyć – uśmiecha się – chcesz kawy?
- Jasne! – marzę o kawie – Skoro
już poruszyliśmy poważne tematy, to za dwa tygodnie w sobotę mam zdjęcia w
Warszawie. Czy miałbyś ochotę pojechać ze mną? Mogę poprosić Julię, żeby nam
kupiła bilety na „Metro”.
- Super! Znam fajny hotelik
na Mariensztacie…
- No, coś Ty! Przenocujemy u
Michaela i Julii. Chyba powinieneś poznać moją siostrę.
- Taak - Adam pociera dłonią
brodę – Ty też powinnaś kogoś poznać. W przyszłą sobotę idziemy na obiad.
- Tylko mi nie mów, że
przyjeżdża Twoja mama – mam lekką panikę w głosie.
- Nie, ale na miejscu jest
moja babcia.
No tak, zapomniałam o babci. To chyba jeszcze
trudniejsze, niż mama. Babcie są zwykle zakochane we wnukach. Wyobrażam sobie,
jak taki jedynak, jak Adam musi być ważny dla swojej babci.
- Nie panikuj – Adam bierze
mnie za ręce – ona jest fajna, zobaczysz.
- Dla Ciebie tak – ciekawe
jak przyjmie dziewczynę wnuka? Ciekawe czy Adam jej o mnie opowiadał? Jezu,
przecież ona wie, dlaczego Adam spędza weekendy w tym mieszkaniu! Wie, co
robimy! Ja się chyba spalę ze wstydu! – A jaka była dla innych? Nie
przeszkadzało jej, że spędzałeś z nimi czas tutaj, no wiesz jak…?
- Nie było innych – całuje
mnie we wnętrze dłoni – Nigdy nie przyprowadziłem na obiad dziewczyny.
- Żartujesz, żeby mnie
podnieść na duchu?
- Nie, mówię poważnie.
Kiedy wieczorem opowiadam o tym Oli, ma minę, jakby nie rozumiała, co do
niej mówię.
- Wiesz co, kup duży bukiet kwiatów i już. Nic mądrzejszego nie wymyślimy –
Ola patrzy na mnie z politowaniem – Czym Ty się przejmujesz?
- Julia powiedziała mi to samo godzinę temu, ale jakoś mi to nie pomogło –
lamentuję – Łatwo jej mówić, ale jak przyjechała mama Michaela, to wyłaziła ze
skóry, żeby jej się przypodobać.
- To zupełnie inna sprawa – Ola poważnieje – ona wychodzi za Michaela i ta
kobieta będzie jej teściową. Poza tym mama Adama już Cię widziała, podarowała Ci
swoją kurtkę, na pewno rozmawiały ze sobą na twój temat. Masz idealną sytuację…
- Ale wiedzą, jak spędzamy czas w tym mieszkaniu – przerywam te wywody. –
To starsza pani, a ja uprawiam przedmałżeński seks z jej wnukiem – czuję, że
się czerwienię.
- Ola, jesteście dorośli! – Olka potrząsa mnie za ramiona – Poza tym,
powinny Ci obie podziękować. Z tego, co słyszałam, to Adam sporo imprezował,
zanim Cię poznał. Wszystko wskazuje na to, że ostatni rok był najspokojniejszy
w jego studenckiej karierze.
-Jakbym słyszała Julię – mówię z przekąsem.
- Skoro dwie osoby, które dobrze Ci życzą, mówią to samo, to tak jest – Ola
wzrusza ramionami – Po co komplikować sobie życie? Kup kwiaty i idź na obiad.
Daję za wygraną i
biorę się za biochemię. Obiad obiadem, a ćwiczenia trzeba pozaliczać. Zwłaszcza, że za dwa tygodnie też się za wiele
nie pouczę. Ciekawe, co Piotr zorganizował? Mówił, że sesja potrwa kilka
godzin.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz