Pięć
lat później.
Adam
podszedł do okna i spojrzał na panoramę Manhattanu. Apartament na
ostatnim piętrze był najdroższy, ale oferował widok zapierający
dech w piersiach. Dwie bliźniacze wieże World Trade Center odbijały
promienie słońca i refleksy światła, odbite od innych drapaczy
chmur. Nawet Ola uważała, że to magiczne miejsce, choć źle
znosiła mieszkanie w dużym mieście. W ogóle miał wrażenie,
że coraz gorzej radziła sobie ze stresem. Westchnął ciężko.
Ostatnie dwa miesiące były prawdziwą próbą dla ich
małżeństwa. Rodzice podjęli wreszcie decyzję o wyjeździe do
Polski. Henryk zostawił sobie sporą część udziałów i nie
musiał się martwić o dochody. Poza tym, cały czas był do
dyspozycji, kiedy chodziło o ważne decyzje, ale fizycznie go nie
było. Wyjeżdżając, pozostawił synowi cześć obowiązków,
powierzając mu stanowisko dyrektora technicznego, a tym samym
uczynił Adama prawą ręką Steewa. Dogadywali się świetnie, ale
to nie zmniejszało ilości obowiązków i nie ograniczały
czasu pracy. Ola kontynuowała naukę, przygotowując się do
prowadzenia badań klinicznych w ramach rozszerzania działalności
firmy. Pochłaniało jej to mnóstwo czasu, tak, że czasem
widywali się praktycznie w weekendy, bo w tygodniu on wracał, kiedy
ona już spała, a ona wychodziła na zajęcia, kiedy on jeszcze
spał.
Odwrócił
się i przeczesał włosy palcami. Lubił, kiedy Ola to robiła, ale
już nie pamiętał, kiedy po raz ostatni czuł na skórze jej
palce. Ten weekend miał być inny. Wyszedł z pracy o czasie i
zrobił zakupy. Tak dawno nie gotował dla żony, a przecież kiedyś
była to dla nich prawie gra wstępna. Spojrzał na zegarek i
podszedł do lodówki, żeby wyjąć stamtąd butelkę białego
wina, które zamierzał podać do kolacji. Nim zdążył to
zrobić, odezwał się cichy sygnał telefonu.
-
Cześć Adam, jest z Tobą Ola? - w głosie Moniki brzmiała troska –
Nie odbiera telefonu.
-
Jeszcze nie wróciła – spojrzał na zegar – Nie dzwoniłem
do niej. Szykuję kolację.
-
Ale super! - prawie zobaczył jej uśmiech – Potrzebuje tego.
-
Chyba tak... - westchnął.
Rozłączyli
się i spróbował się znowu skupić na gotowaniu. Świadomość,
że Ola powinna już wrócić, a wciąż jej nie było,
zaczynała go denerwować. Odstawił na bok rondelek z krewetkami i
sięgnął po telefon.
-
Abonent jest poza zasięgiem – poinformował go po angielsku miły
kobiecy głos.
-
Po co komuś komórka, skoro i tak wiecznie jest nieosiągalny!
- stwierdził gniewnie i odłożył telefon.
Wszystko
było właściwie gotowe, więc ściągnął przez głowę koszulkę
i ruszył pod prysznic. Po chwili otoczył go szum wody i nie
usłyszał już dzwonka telefonu. Wycierał się powoli, pogrążony
w myślach. Przechodząc do kuchni, spojrzał na wyświetlacz
telefonu i natychmiast oddzwonił.
-
Cześć Kochanie, gdzie jesteś? - rzucił, kiedy tylko uzyskał
połączenie.
-
Prawie pod domem – Ola miała zmęczony głos – będę za
kwadrans.
Z
niecierpliwością czekał na odgłos windy, zbliżającej się do
ich apartamentu.
-
Gdzieś Ty była? - wziął żonę w ramiona, kiedy tylko stanęła w
drzwiach.
-
Przepraszam... - odparła z roztargnieniem – ostatnio wracam do
pustego domu, więc się nie spieszyłam.
Nie
było w jej głosie wyrzutu, raczej smutek. Spojrzała na
przygotowany do kolacji stół, a potem na niego.
-
Przygotowałeś kolację? - spytała z niedowierzaniem – Jest jakaś
specjalna okazja?
-
Kocham Cię i mam wyrzuty sumienia, że spędzamy ze sobą tak mało
czasu – wciąż trzymał ją w objęciach – Jesteś zmęczona?
-
Nie bardzo... – wsunęła palce w jego wilgotne włosy – Brałeś
prysznic? - przytuliła się do niego, wciągając głośno powietrze
do płuc – Może ja też powinnam? Powietrze aż się lepi!
-
To idź. Od razu lepiej się poczujesz – pocałował ją w czubek
głowy – Przyniosę Ci drinka.
-
Nie, daj mi tylko wodę z lodem – rzuciła przez ramię i ruszyła
do łazienki.
Zasiedli
do kolacji w szlafrokach, jak za dawnych czasów. Milczeli
oboje, rozkoszując się muzyką, sączącą się leniwie z
głośników, rozmieszczonych w rogach jadalni.
-
Czym pachniesz? - Adam wciągnął do płuc delikatny zapach bijący
od Oli.
-
Nie pamiętam, jak się nazywają te perfumy, ale spodobała mi się
butelka. Taka laleczka w czerwonej bluzeczce i czarnej spódniczce...
- zawiesiła głos – postanowiłam zrobić sobie prezent na koniec
stażu. Odebrałam dziś papiery.
- O
kurde, Ola, przepraszam! – z rozmachem uderzył się dłonią w
czoło, robiąc błyskawiczny rachunek sumienia. Jak mógł to
przeoczyć?
-
Nie przepraszaj – spojrzała na niego zaskoczona – nie mogłeś
wiedzieć... kiedy mi przedwczoraj powiedzieli, nie byłam pewna...
miałam skończyć za tydzień.
-
Tak, czy inaczej, przepraszam - ujął jej dłoń w swoje i uniósł
ją do ust – Powinienem poświęcić Ci więcej uwagi... Wszystko
przez ten wyjazd ojca. Nie cierpię zarządzania ludźmi.
-
Bzdura! Świetnie sobie radzisz, a ludzie Cię cenią – spojrzała
na niego ciepło – W każdym razie Steew jest z Ciebie zadowolony.
-
Rozmawiałaś o tym ze Steewem? - Nie jest dobrze, pomyślał, skoro
jego własna żona musi szukać powierników poza domem.
-
Nie, ale gadałam z Moniką – westchnęła – Wiesz, nie mam tu
zbyt wielu przyjaciół. W zasadzie, odkąd Kaśka z Arturem
wyjechali, to została mi tylko Monika – uśmiechnęła się ze
smutkiem – Ludzie z pracy są mili, ale z nimi nie da się pogadać
tak naprawdę, a przez telefon z Julką czy Olką, to nie to samo.
-
Brak Ci ich – bardziej stwierdził, niż spytał. Tak samo było z
jego mamą, a przynajmniej tak to wyglądało w opowieściach ojca –
Chyba powinniśmy o tym poważnie porozmawiać.
-
Szczerze mówiąc miałam taką nadzieję – znów
westchnęła, ale tym razem jej twarz rozjaśnił blady uśmiech –
Nie mówię, że mamy natychmiast wyjeżdżać, ale mam już
trochę dość życia w zawieszeniu. Powiedz mi, ile czasu
potrzebujesz, a ja spróbuję jakoś to sobie poukładać. Ta
filia w Polsce to prawda, czy mówiłeś o tym tylko po to,
żeby mi było łatwiej znieść pobyt tutaj?
-
Ola... - zaskoczył go spokój, z jakim to powiedziała.
Jeszcze trzy miesiące temu wydawała się kłębkiem nerwów.
Przypomniał sobie, jak zareagowała w czasie śniadania
wielkanocnego na pytanie o dzieci. Nawet nie chciała słyszeć o
powiększeniu rodziny, póki nie ustabilizują swojej sytuacji
mieszkaniowej, czyli, jak rozumiał, nie wrócą do Krakowa. A
teraz pytała go, kiedy planował ewentualny wyjazd. Czyżby chciała
wrócić do tamtej rozmowy? Zdał sobie sprawę, że ona
musiała już to przemyśleć i teraz chciała tylko poznać jego
stanowisko. Od tego, co odpowie, może zależeć ich dalsze życie...
A jeśli postawi mu ultimatum? Wracamy, albo ona wraca sama. Jak
szybko byłby w stanie zamknąć wszystkie sprawy firmy? Znaleźć
nową pracę? Zorganizować filię w Polsce? Nie był jeszcze gotów,
ale... - Potrzebuję trochę czasu, żeby się zorganizować, ale
ojciec naprawdę zakłada filię. Chyba prowadzi w tej chwili
pertraktacje z Arturem... - zaczął ostrożnie.
-
No dobrze, wierzę Ci – spojrzała mu w oczy z ufnością –
Wrócimy do tego potem, a na razie pozwól mi się
nacieszyć jedzeniem.
Rzeczywiście,
było czym! Sałata z krewetkami i ziarnami granatu, przyprawiona
octem balsamicznym, mozzarella z pomidorami i bazylią oraz wędzony
łosoś z kaparami i plasterkami limonki, stanowiły nie tylko piękny
widok, ale też mogły zadowolić nawet najbardziej wymagające
podniebienie.
-
Spróbuj tego – Adam nabił kawałek łososia na widelec i
podsunął Oli, a ona bez pośpiechu zsunęła go zębami, mrucząc
zmysłowo i przepiła odrobiną wina.
-
Pyszny – spojrzała na niego spod półprzymkniętych powiek
– poproszę jeszcze.
Karmił
ją z prawdziwą przyjemnością, czego wkrótce nie dało się
już ukryć. Kiedy zaspokoili pierwszy głód, Ola nagle wstała
i podeszła do niego. Usadowiła się na kolanach męża i ujęła
jego twarz w dłonie, sięgając ustami do jego ust. Westchnął z
ulgą, czując na piersi jej sterczące brodawki. Pragnęła go
nadal, czuł to. Sięgnął śmiało językiem do jej podniebienia,
przyciskając jednocześnie jej biodra do swojego twardego wzwodu.
Jęknęła cicho i poddała mu się, ocierając się i tuląc do
niego. Całowali się długo, aż do utraty tchu. Dopiero kiedy
poczuł, że Ola delikatnie odpycha jego język, uwolnił jej usta.
Chwytała z trudem powietrze, wpatrując się w niego szerokimi
źrenicami.
-
Kochaj się ze mną – wyszeptała.
Nie
musiała mu tego dwa razy powtarzać. Wstał, a ona zarzuciła mu
ramiona na szyję i oplotła go nogami. Poniósł ją do
sypialni i ostrożnie ułożył na łóżku. Śledziła uważnie
każdy jego ruch, kiedy ściągał koszulkę i spodenki. Rozchyliła
szlafrok, ukazując mu obrzmiałe piersi i smukłe uda, schodzące
się w mały przystrzyżony trójkącik. Ukląkł nad nią i
zaczął powoli muskać ustami delikatną skórę na brzuchu,
sprawiając, że zaczęła chichotać i kręcić się na łóżku.
Musnął językiem pępek i podążył w górę.
-
Ale masz piękne piersi – westchnął z zachwytem i objął ustami
sterczącą brodawkę razem z aureolą. Delikatne ciało poddało
się, kiedy zaczął je ssać, okrążając językiem. Jęki Oli
stały się głośniejsze i niższe, a kiedy objął dłonią drugą
pierś, przybrały jeszcze na sile. Zawsze miała wrażliwe piersi,
ale tym razem wyjątkowo mocno reagowała na jego pieszczoty. Zmienił
pierś i znów do jego uszu dotarł przeciągły jęk, kiedy
wpił się zębami w stwardniały sutek. Dłonią sięgnął w dół,
i rozchylił drżące uda, nie napotykając oporu. Przesunął
palcami po obrzmiałych wargach sromowych, rozchylił je delikatnie
palcem wskazującym i kciukiem, a potem wsunął dwa palce do
ciepłego miękkiego wnętrza. Ola westchnęła głęboko, a on
poczuł przyjemny ucisk pod jądrami. Miał taką ochotę wejść w
to miękkie ciało... wedrzeć się w głąb... poczuć opór i
przełamać go. Porzucił pierś z cichym mlaśnięciem i podążył
w dół. Nie wyjmując palców z wilgotnej szparki,
skupił się na małym, twardym guziczku otoczonym delikatnym miękkim
ciałkiem. Wpił się w niego chciwie, sprawiając, że Ola wyprężyła
się i wydała nieartykułowany okrzyk. Poczuł, że wsuwa mu palce
we włosy i przyciąga go bezwiednie do siebie. Uwielbiał, kiedy tak
robiła! Gdyby nie to, że miał zajęte usta, śmiałby się w głos.
Coraz głośniejsze jęki i piski działały na niego, jak płachta
na byka. Jak to możliwe, że nie robili tego prawie od miesiąca?
Nic dziwnego, że nie chciała dalej tak żyć. On też nie chciał.
Uniósł głowę i ujrzał zamglony wzrok, zaróżowione
policzki i pełne usta rozchylone, jakby w wyrazie zdziwienia.
Zapragnął tych ust... hipnotyzowały go, przyciągały... Nie, to
jej dłonie ciągnęły go w górę. Rozłożyła szerzej uda,
zapraszając go... zanim sięgnął ust, naparł boleśnie pulsującym
członkiem na jej delikatne ciało. Usłyszał głębokie
westchnienie ulgi, kiedy zagłębił się w jej wilgotne otchłanie.
-
Tęskniłam – wyszeptała, a jemu omal nie pękło serca. Co
wieczór miał ją przy sobie. Każdego ranka budził się,
obejmując jej szczupłą talię albo pełną pierś, a ona tęskniła
za jego dotykiem, jego pieszczotami. Przecież nie musiało tak być.
-
Maleńka – zamruczał do jej ust – już nie będziesz tęsknić,
obiecuję. Będę Cię kochał i tulił każdego wieczoru, każdego
ranka... Mój skarbie.
Odjął
ustami jej usta i sięgnął głębiej, kosztując ambrozji. Czuł,
jak jądra przyciskają mu się do ciała, a u podstawy kręgosłupa
narasta jakaś siła, zmuszająca go do zgięcia się w pałąk. Ola
przesunęła dłońmi po jego włosach na kark, a potem na plecy,
sunąc paznokciami po skórze... jęknął, czując, jak
wzbiera w nim rozkosz. Odetchnął głęboko i zwiększył tempo,
nacierając miarowymi posuwistymi ruchami. Patrzył jak urzeczony na
półprzymknięte powieki swojej żony, na obrzmiałe od
pocałunków, pokryte drobnymi spękaniami usta, na jej
podskakujące w rytm pchnięć piersi. Miał wrażenie, że widzi
każdy najmniejszy szczegół, najmniejszą żyłkę... wygięła
się w łuk, oddech jej się rwał... jeszcze chwila i będzie mógł
przestać nad sobą panować, pomyślał.
-
Adaaam... – Ola wpiła się paznokciami w jego ramiona i
znieruchomiała z wyrazem uniesienia na twarzy. Teraz i on mógł
zaznać ulgi w jej ciele. Poruszał się szybko, czując narastające
w jądrach napięcie. Eksplodował niespodzianie, bez ostrzeżenia.
Najpierw poczuł bolesny skurcz, który stopniowo przeszedł w
uczucie błogiej rozkoszy i odprężenia. Oparł czoło o jej drobne
ramię, starając się uspokoić oddech.
-
Jak mi dobrze... – westchnęła i otoczyła ramieniem jego szyję.
-
Muszę częściej to robić – uśmiechnął się i przekręcił na
bok, pociągając na siebie żonę – Kocham Cię bardzo.
-
Wiem, głuptasie – przytuliła policzek do jego ramienia –
przecież nie mam do Ciebie pretensji, że tyle pracujesz. Wiem, za
kogo wyszłam za mąż. Rozumiem, że to wyjątkowa sytuacja. Po
prostu jest mi ciężko, bo czuję się tu obco – w głosie Oli
znów dało się słyszeć smutek - Naprawdę się staram, ale
jest gorzej, niż dwa lata temu, kiedy przyjechaliśmy. Gdybyś mógł
choć trochę mniej pracować, tak żebyśmy spędzali razem weekendy
i na przykład jedno popołudnie w tygodniu? - uniosła głowę i
spojrzała na męża z nadzieją.
- W
poniedziałek pogadam ze Steewem, obiecuję – uniósł jej
brodę i wyciągnął szyję, by dotknąć obrzmiałych od pocałunków
ust. Ciepła twarda pierś oparła się o jego klatkę. Spojrzał w
dół i sięgnął do niej dłonią – Ale ładna! –
pogładził ją z miłością – Jak to się teraz nazywa? Bzykanie?
Musimy częściej się bzykać, bo jeszcze uwierzysz w te bzdury o
spadku pożądania po ślubie. Może zamiast zwykłej rocznicy,
urządzimy sobie powtórkę miesiąca miodowego?
- O
tym też musimy porozmawiać – wsparła się na łokciu i założyła
nogę na jego udo – Może polecimy do Julki i Michaela? Moglibyśmy
za miesiąc, jak urodzi się Jean.
-
Za miesiąc...? - Przeleciał w pamięci rozkład zajęć na
najbliższe tygodnie. Zdecydowanie odpowiedniejszy byłby termin
bliżej ich rzeczywistej rocznicy, czyli za dwa- nawet trzy miesiące
– A nie wolałabyś zobaczyć go, jak już trochę przybierze na
wadze? Zaraz po porodzie będzie miała Twoich rodziców i w
ogóle... - zauważył wyraz rozczarowania na twarzy żony i
natychmiast pożałował swoich słów. Wolałby, żeby zaczęła
się awanturować, ale ona po prostu spuściła wzrok – Hej, Mała!
- wsunął dłoń w jej włosy i zmusił, by spojrzała mu w oczy –
Co jest? Czemu tak Ci zależy?
-
Bo za jakiś czas to może się okazać trudne... - zaróżowiła
się lekko – Jestem w ciąży.
Gdyby
powiedziała, że właśnie lądują na ich tarasie kosmici, nie
zrobiłoby to na nim takiego wrażenia. Szczęka mu opadła i po
prostu zaniemówił.
-
Wiem, że to chyba nie najlepszy moment, ale zmieniałam tabletki i
źle się po nich czułam – mówiła cicho, jakby zawstydzona
- i musiałam je odstawić, ale tak rzadko się kochaliśmy...
-
Skarbie! - przerwał jej i przygarnął do siebie – Kochanie moje –
tulił ją i głaskał, nie wiedząc, co jeszcze ma powiedzieć.
Nagle go olśniło – Będę ojcem – powiedział cicho – Będę
ojcem! – powtórzył głośniej i roześmiał się wesoło –
Kocham Cię, Ola! - poczuł dziwny ucisk w gardle, jak wtedy, gdy
odwrócili się do siebie i ujęli za ręce przed złożeniem
przysięgi. Zamrugał szybko – O, boże! Na pewno?
-
Mhm – pokiwała głową i też zaczęła intensywnie mrugać – na
pewno... - wyszeptała drżącymi wargami. To już osiem tygodni...
-
Chryste, Ola! - poczuł zawrót głowy – Wiesz od dwóch
miesięcy? Dlaczego mi nie powiedziałaś?
-
Niezupełnie od dwóch... - unikała jego wzroku – mówiłam
Ci, że musiałam odstawić tabletki i czekałam na okres, żeby
zacząć nowe opakowanie... ginekolog powiedział, że może mi się
wszystko wydłużyć, więc czekałam. Potem zrobiłam test, ale po
doświadczeniach Moniki, wolałam się upewnić – powiedziała
miękko i spojrzała spod rzęs – Wczoraj byłam na badaniu, ale
wróciłeś późno i pomyślałam, że powiem Ci dziś...
-
Maleńka, to najpiękniejsza niespodzianka, jaką mogłaś mi zrobić
– sięgnął do jej ust i rozchylił je delikatnie językiem –
mmm... - zamruczał zmysłowo i odruchowo sięgnął dłonią do jej
pośladka, ale po chwili cofnął się i spojrzał na żonę uważnie
– Słuchaj, a my możemy się tak kochać? Nie zrobię mu krzywdy,
albo Tobie?
-
Nie – zachichotała – doktor powiedział, że dobrze się
trzymają...
-
Trzymają?! - chyba się przesłyszał.
-
No właśnie chciałam Ci powiedzieć – spojrzała na niego z
nieśmiałym uśmiechem – są dwa pęcherzyki...
-
Bliźniaki? - nie wiedział, czy to dobrze, czy źle, ale poczuł coś
w rodzaju dumy, choć nawet nie miał świadomości, że kochając
się robi dziecko, a właściwie dwoje. Ola pokiwała twierdząco
głową.
-
Cieszysz się - wyszeptała – Miałam nadzieję, że tak będzie.
Spojrzał
na nią, jakby nie rozumiejąc, co mówi. Nagle wydało mu się,
że świat jest piękny, że przepełnia go szczęście, i że mógłby
przenosić góry.
-
Możemy jutro zjeść obiad z Moniką, Steew'em i Kate – powoli
odzyskiwał równowagę – zadzwonimy do wszystkich po kolei,
Ty do swoich, ja do moich. Ciekawe, co powie mój... - zawahał
się – mój tato? – dokończył. Nagle przyszło mu go
głowy, że nie chciałby być dla swoich dzieci ojcem.
-
Nareszcie! - popatrzyła na niego ciepło – Jeśli będzie choć w
połowie tak szczęśliwy, jak Ty, to dla mnie bomba.
-
To dlatego tak mnie wypytywałaś, jakie mam plany – domyślił się
powodów jej nagłej ciekawości – Jeśli Ci na tym zależy,
to możemy zacząć organizować nasz powrót do kraju. Rodzice
mają zamiar kupić od pani Mai dom, ale w tej sytuacji pewnie nam go
oddadzą?
-
Nie tak prędko, kochanie – musnęła jego policzek ustami –
pomyślałam, że mogłyby się urodzić tutaj, tak jak ich tato, ale
potem faktycznie chyba przyda nam się ten dom...
Adam
nie potrafił przestać się uśmiechać, kiedy Ola ujęła jego dłoń
i położyła ją sobie na brzuchu. Po chwili otarła się delikatnie
o jego udo.
-
Czy zanim urosną na tyle, żeby mi utrudniać dostęp do Ciebie,
mógłbyś się jeszcze mną zająć? - wyszeptała zmysłowo.
-
Wszystko, czego sobie życzysz, księżniczko!
Super, super, super! Wpisałam tu już komentarz, ale coś mi go zjadło. To opowiadanie jest boskie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Katka