---
O
wpół do szóstej jestem spakowana i po raz kolejny sprawdzam, jak wyglądam w dżinsach
i luźnym swetrze na gołe ciało. Trochę gryzie, ale pewnie szybko go zdejmę.
Nie, trzeba założyć pod spód koszulkę. Idę do szafy. Ola leży na brzuchu na
swoim tapczanie i śledzi mnie wzrokiem. Ma niezły ubaw.
- Więc mam do jutra wolną chatę?
– upewnia się.
- Tak mi się wydaje – podnieca
mnie myśl, gdzie spędzę noc i następny dzień – mogę zadzwonić przed wyjściem.
- Nie – macha ręką – przed
wieczorem nie wrócisz.
Muszę
już iść. Zakładam kurtkę i buty. Wszystko mam: kosmetyczka, bielizna, dres i
bluza, płócienne balerinki, skrypt z fizjologii. Jestem tak podniecona, że nie
mogę zebrać myśli.
- Sernik! – woła za mną Ola.
Wracam
do lodówki po pudełko z kawałkiem sernika mamy. Jest naprawdę pyszny. Zbiegam
po schodach. Adam czeka na mnie przed wejściem. Całuje mnie w policzek i bierze
moją torbę. Szybko biegniemy do samochodu, bo zaczyna kropić.
- Jak się czujesz? – pyta wreszcie,
kiedy już prawie dojeżdżamy.
- Dobrze - czerwienię się lekko –
tylko trochę obolała. Jak po treningu...
- To dobrze – uśmiecha się szelmowsko
– bałem się, że boli Cię coś innego.
Patrzy
wymownie na moje uda, a ja czuję, jak rój motyli zaczyna zataczać kręgi wokół
moich bioder. Wjeżdżamy przez bramę. Odwracam się do tyłu po torbę i napotykam
spragnione usta, które wpijają się we mnie. Zaskoczona cofam głowę, ale Adam
napiera na mnie mocniej. Ale całuje! Kręci mi się w głowie. Nagle odrywa się
ode mnie i sam sięga po torbę. Idziemy szybko na górę. Czuję, że mam mokra
bieliznę. O rany, już? Zdejmujemy kurtki
i buty.
- Chcesz coś do picia albo do
jedzenia? – Adam bierze moją torbę z podłogi.
- Nie - mówię z wysiłkiem – chcę
Ciebie.
Upuszcza
torbę i już jest przy mnie. Wpija się we mnie ustami, ciągnąc za sobą w
kierunku swojego pokoju. Tam zrzucamy z siebie pospiesznie ubranie, nie
przerywając pocałunków. Wciągam głęboko powietrze, kiedy zsuwa bokserki i czuję
na podbrzuszu twardy wzwód. Krew gotuje mi się w żyłach. Pragnę go! Niech we
mnie wejdzie! Teraz! Ujmuję gruby członek w rękę i słyszę cichy jęk. Tyłem
zbliżam się do łóżka, a on napiera na mnie. Sięga ręką do mojej szparki. Witam
jego palec lekkim wypchnięciem bioder. Czuję jak palce ślizgają się po moim
kroczu.
- Jaka jesteś gotowa – dyszy
zachwycony.
Padamy oboje w
miękką pościel. Bez żadnych wstępów wchodzi we mnie cały. Jęczę głośno. Posuwa
mnie mocno, rytmicznie. Czuję jak sklepienie wewnątrz mnie napina się pod jego
naporem. Kładę dłonie na jędrnych pośladkach, spinających się przy każdym
pchnięciu. To go jeszcze pobudza. Och! Wypycham biodra na spotkanie twardego
członka, wdzierającego się we mnie. Rozkosz miesza się z czymś, jakby ból… nie,
to nie ból… Ależ jest ogromny! Jeszcze raz, i jeszcze, i jeszcze… Jęczymy
głośno oboje. To bardziej przypomina walkę, niż kochanie się. Wbijamy się w
siebie nawzajem. Narasta we mnie fala dzikiej, nieokiełznanej rozkoszy. Już
tego nie powstrzymam, już jestem u szczytu! Aaaaaa! Jakby gdzieś z daleka, dociera
do mnie mój własny urywany krzyk. Opadam na poduszkę. Krew pulsuje mi w
skroniach. Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że doszliśmy razem, bo Adam leży
na mnie bez tchu. Powoli wysuwa się ze mnie i poda na wznak obok mnie.
- Dziewczyno - mówi, łapiąc z trudem
oddech – ale Ty się kochasz…
Sztywnieję
cała. O rany, straciłam kontrolę na sobą. Co on sobie o mnie pomyśli? Zakrywam
twarz dłońmi. Czuję jak policzki zaczynają mnie piec.
- Daj spokój, było super! – jest
ubawiony moim zażenowaniem.
Dzwoni
telefon. Adam niechętnie wstaje i idzie nago przez pokój. Ale jest zbudowany,
same mięśnie, ale nie takie okropne, jak u kulturystów. Jak jest ubrany, to
tego nie widać, ale teraz wiem, dlaczego jest taki silny. Słyszę urywki
rozmowy, a właściwie tego co mówi Adam:
- Dzięki mamo, naprawdę! – śmieje
się - nie martw się, nic mi nie będzie…
Odbiorę babcię i odstawię do domu… tak, wszystko jest w porządku – znowu się
śmieje - … to dlatego, że dostałem właśnie prezent niespodziankę… - cisza –
nie, nie powiem Ci, co to jest, ale strasznie mi się podoba!
Czy
on mówi o tym, o czym ja myślę? O rany, podobało mu się!
- Też Cię całuję – ma takie
ciepło w głosie, kiedy rozmawia z mamą.
Zaraz,
składają mu życzenia. Dzisiaj 23 listopada. O kurde, ma urodziny, a ja nie mam
prezentu. Mogłam zabrać tę płytę z Włoch. Przypominam sobie o serniku w torbie
i wyskakuję z łóżka. Trzeba go włożyć do lodówki. W pionie czuję się niepewnie.
Uff, było naprawdę ostro. Podnoszę z podłogi ubranie.
- Nie ubieraj się – Adam stoi
oparty o framugę i patrzy na mnie wzrokiem, pod którym topnieję jak wosk.
- Chciałam schować sernik do
lodówki… – bąkam zmieszana – jest w mojej torbie.
Odsuwa
się i zaprasza gestem do holu. Idę powoli, odprowadzana spojrzeniem ciemnych
oczu. Serce mi łomocze. Napięcie między nami znów rośnie. Adam idzie za mną,
podnosi torbę i idziemy do kuchni. Jest nagi, jak ja, ale czuje się
zdecydowanie swobodniej ode mnie. Dlaczego czuję się skrępowana? Przecież
widział mnie nago.
- Wiesz co? – Adam patrzy na
pudełko z sernikiem – zjedzmy go. Zgłodniałem.
Po
chwili rozsiadamy się w łóżku z sernikiem i dwoma widelcami. Robert by mnie
zabił, gdybym przyniosła jedzenie do łóżka. Adam wkłada kawałek sernika do ust
i mruczy z zadowoleniem.
- Umiesz taki upiec? – pyta po
chwili, oblizując usta.
- Pewnie – wzruszam ramionami –
zamiast polewy robię galaretkę z owocami, ale do transportu, tak jest lepiej.
Zdaje się, że masz dziś urodziny. Przepraszam, ale nie wiedziałam i nie mam
prezentu…
- Dałaś mi prezent – dotyka
czołem do mojego czoła – najpiękniejszy, jaki kiedykolwiek dostałem.
Nie
jestem w stanie wyksztusić słowa. Trącam go tylko nosem i całuję w usta
najdelikatniej jak potrafię. Jest nam tak dobrze w tej chwili… Czuję
przepełniające mnie szczęście w czystej postaci.
- Nie sądziłam, że tak Ci na tym
zależało… – mówię wreszcie, nie patrząc mu w oczy.
- Na tym, żeby być tym pierwszym?
Kiwam
głową.
- Początkowo, to nie miało
znaczenia, ale kiedy mi powiedziałaś, że jesteś dziewicą, to jakoś tak
naturalnie myślałem, że to będę ja… Polubiłem tę myśl… - milknie na chwilę –
zabolało mnie, jak sobie uświadomiłem, że ktoś mi to odebrał!
- Przecież wiesz, że nie…
- Teraz wiem, ale wtedy nie
wiedziałem.
- Usłyszałam gdzieś, że mężczyźni
tego nie lubią… - mówię cicho.
- Mnie się podobało! – śmieje się
do mnie – To był też trochę mój pierwszy raz…
Unosi
moją brodę i dostaję słodkiego buziaka. Zabieramy się za sernik. Jestem głodna,
ale słodkie ciasto wkrótce mnie zasyca. Nie dam rady więcej.
- Jeszcze kawałek – Adam podsuwa
mi widelec z sernikiem pod nos – Nie bój się, zaraz to spalimy.
Czuję
lekki ucisk w dole brzucha, kiedy tak mówi. Wsuwa mi sernik do ust.
Przytrzymuję widelec zębami. Adam patrzy jak jem i przełyka ślinę.
- Masz usta stworzone do miłości
– mruczy – muszę Cię pocałować.
Przełykam
szybko sernik, bo widzę, że odkłada pudełko i zabiera mój widelec. Zerkam w
dół. O kurcze, znowu?
- Chciałbym jeszcze raz – Adam
szepcze do moich ust – dasz radę?
- Tak - mówię bez tchu – ale
delikatniej.
- Siądziesz na mnie i zrobisz to
tak, jak będziesz chciała.
Adam
kładzie się z poduszką pod głową, tak żeby mnie widzieć. Mam usiąść na tym
palu? Przygryzam dolną wargę zakłopotana, ale powoli klękam nad nim i obsuwam
się w dół. Adam wpatruje się w moją twarz, przytrzymuje za biodra i ściąga w
dół. Uff! Uśmiech pojawia się na jego twarzy.
-
Jesteś do tego stworzona – mówi niskim seksownym głosem – to
niesamowite, że wczoraj jeszcze nie wiedziałaś, że to potrafisz.
Unoszę się w
górę i znów powoli osuwam. Mięśnie zaciskają się wokół twardego wzwodu. Opieram
dłonie na jego klatce piersiowej…
Kiedy jest po
wszystkim, czuję się tak wykończona, że nawet nie mam siły wstać i umyć zębów.
Przykro mi tato, ale tym chyba najmniej byś się przejmował, widząc mnie teraz.
Zasypiam wtulona w Adama. Słyszę spokojne bicie jego serca i powoli odpływam…
Światło dnia
przebija się z trudem przez moje powieki. Gorąco mi. Acha, to dlatego, że za
plecami mam Adama, który ciasno przylega do moich pleców. To się chyba nazywa:
łyżeczki. Śpi wtulony w moje włosy. Jego ciepły oddech łaskocze mnie w kark.
Czuję na pośladkach twardy wzwód. No, przynajmniej tym razem to fizjologia, a
nie pożądanie. Uśmiecham się do siebie: ale wczoraj była jazda! Nie wiedziałam,
że tak potrafię. Przeciągam się ostrożnie, nadal czuję się obolała, ale to
takie rozkoszne uczucie…
-Mmmm – Adam też się przeciąga i
mocniej przyciąga do siebie – nie śpisz?
To dobrze.
Sięga
dłonią do mojej szparki. Ooooch! Wciągam głośno powietrze. Znowu, tak od rana?
- Jaka jesteś ciepła – mruczy mi
do ucha i delikatnie gryzie w szyję – mam ochotę Cię przelecieć.
Silna
dłoń wędruje na moje biodro i pociąga je do siebie. Nie protestuję, też mam
ochotę. Czuję twardy kształt, torujący sobie drogę między moimi udami. Wsuwa
się powoli, wypełniając mnie aż do sklepienia. Ufff, czuję go zupełnie inaczej.
Wyginam się i podciągam kolana. Adam sięga dłonią do mojej piersi. Mam obolałe
brodawki po wczorajszej „jeździe”. Miał wolne ręce i nieograniczony dostęp do
mnie. Ujmuję dłoń zaciskającą się na mojej piersi i przyciągam ją do ust. Łapię
zębami za kciuk i zaczynam go ssać. Słyszę głośny jęk za plecami i pchnięcia
robią się mocniejsze. Teraz kolejny palec. Wsuwam go sobie głęboko do ust. Adam
odbija się od moich pośladków, jego jądra uderzają mnie przy każdym pchnięciu.
Jęczę, ale nie przestaję go ssać. Adam odrzuca kołdrę i odchyla się do tyłu,
nie przestając wbijać się we mnie. Nagle dostaję lekkiego klapsa i puszczam
palec. Och, jestem zaskoczona, ale mnie to podnieca. Czy widok mojej pupy tak go
pobudził? Posuwa mnie mocno, jakby chciał przebić. Jęczę głośno po każdym
pchnięciu.
- Jak mocno – jęczę – Adam, jak
mocno…
- Boli? – chrypi.
- Nie - jestem bez tchu – ale za
mocno…
-
Uwielbiam – pchnięcie – Twoją – pchnięcie – Pupę – pchnięcie.
- Aaaaaa! – jęczymy głośno oboje
i zanurzamy się w rozkoszy.
Leżymy
przytuleni, spoceni, drżący… Co za przebudzenie. Mam ochotę zostać w łóżku do
wieczora. Czuję Adama za sobą i w sobie. Chyba powinnam zrobić śniadanie, ale
tak mi się nie chce…
- Adam, możemy tak zostać? –
mruczę.
- Możemy – gryzie mnie w kark –
jak długo zechcesz…
- Strasznie mnie sponiewierałeś
od samego rana – wzdycham.
- Sorry, ale jak widzę taki
tyłeczek, to nie mogę się powstrzymać – łapie mnie za pośladek.
- Ałła, to boli – śmieję się.
- Zaraz Cię zaboli - przywiera do
mnie mocniej – jak się za Ciebie wezmę…
- O nie, dość! – Ile razy tak
może?
Kiedy
wreszcie udaje nam się dotrzeć do kuchni, jest dziesiąta. Adam smaży boczek i
robi sadzone jajka. Kroję chleb i robię sałatkę z pomidorów, kiszonych ogórków,
które znalazłam w lodówce i cebulki.
- Chcesz iść na obiad, czy
zostajemy tutaj? – Adam odkłada część jajek na swój talerz, a resztę podsmaża
dla mnie.
- Zapamiętałeś jaką jajecznicę
lubię? – patrzę zaskoczona.
- Zapamiętałem wszystko, co Ciebie
dotyczy – Adam nakłada mi na talerz jajka i siada – to co z obiadem?
- Jak masz coś do jedzenia, to
zostajemy – decyduję.
Adam
szpera w zamrażalniku i wyjmuje dwa pudełka.
- Pierogi czy zrazy? – zastanawia
się chwilę – Wolałbym zrazy, tylko nie wiem czy mam ziemniaki.
- A nie masz kaszy gryczanej? –
rozglądam się po kuchni.
- Nie wiem – uśmiecha się
zakłopotany – Babcia pewnie gdzieś ją ma.
- A mogę poszukać? – przecież to
żadem problem.
Kiwa
głową i wkłada jedno pudełko do zlewu, a drugie z powrotem do zamrażalnika.
Teraz wreszcie możemy spokojnie zjeść. Dobrze, że po prysznicu założyliśmy
ubrania, bo zaglądanie do szafek z gołą pupą mi się nie uśmiecha. Ciekawe,
gdzie może być kasza? Nad zlewem nie, obok kuchenki też nie, bo tam się raczej
trzyma garnki… Raczej na dole niż na górze, bo kasza jest ciężka. Odkładam
talerz do zlewu i otwieram szafkę koło okna.
- Znalazłam! – wyciągam szklany
słój z kaszą gryczaną.
Adam
patrzy zaskoczony, jak otwieram kolejną szafkę i wyciągam garnek.
- Czuj się jak u siebie – mówi z
uśmiechem – Wy to układacie wszystkie według jakiegoś schematu?
- Kiedyś Ci to wyjaśnię – stawiam
garnek na kuchence i sięgam do pojemnika z solą – podaj masło.
Przygląda mi
się przez chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Dlaczego odeszłaś ode mnie? –
pyta w końcu, a mnie serce podchodzi do gardła – Z powodu tego chłopaka?
- Chłopaka? – powtarzam
mechanicznie.
- Tego, który Cię witał na
lotnisku – przygląda mi się bacznie. A więc, był na lotnisku… Przeczucie mnie
nie myliło. Widział nas. Wiedziałam, że ta chwila nadejdzie, ale nie sądziłam,
że już. Zastanawiam się, co mu odpowiedzieć. W końcu dochodzę do wniosku, że
najlepiej prawdę.
- I tak, i nie – mówię z namysłem
– To, że do niego wróciłam było konsekwencją pewnych wydarzeń, o których
wolałabym teraz nie mówić.
- On wie, że tu jesteś? – pyta z
poważną miną.
- Nie sądzę, żeby go to
interesowało – Jezu! Co on sobie myśli? – Rozstaliśmy się następnego dnia po spotkaniu
na lotnisku.
Wydaje
mi się, czy kącik ust drgnął mu, kiedy to powiedziałam? Nie był pewien, co
zamierzam? Kurde, zakładałam, że będziemy razem, ale on, chyba nie do końca…
Kasza się gotuje! Dobrze, że mogę się odwrócić od badawczego spojrzenia Adama.
Przykręcam gaz.
- Potrzebna mi ściereczka, albo
ręcznik i gazeta – mówię mieszając zawzięcie w garnku. Dostaję wszystko i
szybko zawijam garnek najpierw w papier, a potem w ręcznik. Idę schować to pod
kołdrę w pokoju Adama.
- Kawy? – Adam zmywa talerze w
kuchni.
- Chętnie – wołam z pokoju.
Wracam
do kuchni zrezygnowana. Nie ucieknę od tej rozmowy. Siadam nad filiżanką
pachnącej kawy. Zrobił ją po włosku z kaffetiery. Ciekawe, gdzie się tego
nauczył?
- Mmm, pyszna – cudowny aromat –
gdzie się nauczyłeś robić włoską kawę?
- We włoskiej knajpie – uśmiecha
się tajemniczo – zarabiałem w wakacje pieniądze w pizzerii.
No
tak, mogłam się tego spodziewać. Przecież to „chodzący ideał”. Jak mogłam
pomyśleć, że wydaje pieniądze rodziców?
- Jak jeździsz do mamy? Tam
spędzasz wakacje?
- Część tak, ale czasem jeżdżę
też do ojca. Tam też pracuję. Można powiedzieć, odpoczywam na studiach – śmieje
się – A Ty? Nadal pracujesz jako modelka?
- Tak, ale niezbyt często. Nie
bardzo mam kiedy. Poza tym, trzeba by jeździć po Polsce, a ja nie mam jak. W
wakacje nie zawsze jest praca dla modelek. Zresztą, robię to tylko dla
pieniędzy. To praca bez przyszłości, przynajmniej dla mnie – macham ręką.
- Więc miewasz wolny czas w
trakcie roku?
- W weekendy zwykle tak –
odpowiadam ostrożnie.
Kiwa
głową i znów się zamyśla. Patrzę za okno, deszcz przestał padać i słońce z
trudem przebija się przez chmury.
- Chcesz się przejść? – Adam
podąża za moim wzrokiem.
- Bardzo! – uwielbiam Rynek.
Idziemy
obok siebie. Kiedy ostatni raz tak szliśmy? Nie pamiętam. Adam ujmuje moją dłoń
i wkłada ją sobie do kieszeni kurtki. Rany, jakie to fajne. Na Rynku siedzi
kilka kwiaciarek opatulonych w kożuchy. Wyślę kartkę do Julki. Rozglądam się za
sklepem z pamiątkami.
- Zaraz przyjdę – mówię do Adama
i wyciągam rękę z jego kieszeni.
Patrzy
zaskoczony jak biegnę do sklepiku. Na szczęście mają kartki, tylko nie ma
takiej z czerwoną różą. Biorę taką z bukietem i znaczek. Pożyczonym długopisem
wypisuję adres i „Adam” tam, gdzie jest miejsce na tekst. Potem rysuję kółko
wokół czerwonej róży z bukietu. Skrzynka jest dwa sklepy dalej. Adam czeka
przed sklepem i kiedy wychodzę, wręcza mi czerwoną różę.
- Dziękuję – jestem naprawdę
zaskoczona.
- Co tam masz? – spogląda
ciekawie na kartkę.
- Kartkę do siostry –Czuję się,
jak przyłapana na podjadaniu słodyczy.
- Ma imieniny? – słyszę
rozbawienie w jego głosie.
- Nie, ale muszę pilnie jej to
wysłać – im szybciej ją wrzucę do skrzynki, tym lepiej.
- To jakiś kod? – stara się nie
śmiać, ale widzę, że skrzydełka nosa mu drgają. Marszczę nos i pokazuję mu
koniuszek języka. Robię krok w tył, kiedy próbuje mi zabrać kartkę.
- Nie jest do Ciebie! – robię
kolejny krok w tył i chowam kartkę za plecami – Czytanie cudzej korespondencji
jest teraz zabronione. Koniec cenzury! Odwracam się i dopadam do skrzynki.
Szybko wrzucam kartkę. Adam łapie mnie wpół, ale jest za późno. Zaśmiewamy się
oboje.
- Połamiesz mojego kwiatka! –
próbuję ochronić różę.
- Kupię Ci drugą – łapie mnie
zębami za ucho.
- Ałła! Nie chcę drugiej – bronię
się słabo – tylko tę.
Przekomarzamy
się tak chwilę, a potem skręcamy we Floriańską. Mimo niedzieli i niezłej
pogody, widać niewiele osób. Na wystawach już Boże Narodzenie. Mniej więcej rok
temu się poznaliśmy… Patrzę na profil Adama. Znów trzyma moją dłoń w swojej
kieszeni i patrzy gdzieś w dal. Jak by to było, gdybym wtedy nie odeszła? Jak
będzie teraz? A może powinnam zapytać, czy będzie teraz? Słońce gdzieś
się schowało i robi się zimno.
- Wracamy – Adam okręca mnie
wokół siebie i zawraca – Nie zimno Ci?
- Trochę, ale możemy iść szybciej,
to się rozgrzeję.
- Mam lepszy pomysł – Adam skręca
do kafejki po drugiej stronie ulicy – ogrzejemy się.
Wchodzimy
do ciasnego wnętrza z okrągłymi stolikami i taboretami zamiast krzeseł. Siadamy
pod ścianą i zamawiamy dwie białe kawy. Idę umyć ręce w ciepłej wodzie i po
drodze do łazienki natykam się na Ewkę. Nadal się na mnie boczy, ale odpowiada
na przywitanie.
- Ta Twoja koleżanka chyba Cię
nie lubi – Adam wskazuje głową Ewę – patrzy na ciebie z okropną miną.
- Trudno się dziwić – wzruszam
ramionami – nie chciałam z nią mieszkać, a poza tym, jest wielbicielką mojego
byłego. Sam rozumiesz, że nie może darzyć mnie sympatią. Zwłaszcza, widząc mnie
tu z Tobą.
- Taaak, – Adam przeciąga
kciukiem po swoich ustach – to może damy jej powód do jeszcze większego
niezadowolenia.
Bierze
moją dłoń i delikatnie całuje każdy palec. Patrzę zafascynowana jak przymyka
przy tym oczy, jakby sprawiało mu to rozkosz. To zaraźliwe, bo czuję, że krew
zaczyna mi szybciej krążyć.
- Adam - szepczę – to, co robisz,
jest nieprzyzwoite.
- Wiem – łaskocze wnętrze mojej
dłoni palcem – ale nie mogę się powstrzymać, kiedy widzę taką delikatną dłoń.
Zastanawiam się, czy tak samo będziesz reagowała na masaż stóp?
Czuję,
że robi mi się gorąco, a najbardziej w dolnych partiach ciała. Chcę wracać,
chcę masażu stóp, chcę Adama, znowu! Biorę głęboki oddech.
- Ja też chcę wracać do domu –
Adam kładzie na stoliku pieniądze i sięga po nasze kurtki.
Chłodne
powietrze na zewnątrz sprowadza mnie na ziemię. Przez szybę widzę Ewę, która
przygląda nam się z otwartą buzią. Mam ochotę pokazać jej język, ale to chyba
nie jest dobry pomysł. Dobrze, że nie musimy iść daleko, bo jest naprawdę
zimno. Rozlega się hejnał i dopiero teraz zauważam, że jest trzecia. Jak ten
czas szybko nam zleciał!
- Obiad? – Adam wydyma usta –
myślałem, że zjem Ciebie na przystawkę.
- Nie - idę zdecydowanym krokiem
do kuchni – ktoś musi zachować rozsądek.
Adam
uparł się, żebyśmy zjedli w jadalni, choć kuchnia zupełnie by mi wystarczyła.
Kiedy wkraczam tam z półmiskiem z kaszą i roladami, widzę pięknie nakryty stół.
Zapalił nawet świece w kryształowych świecznikach.
-
Ten dres kiepsko się będzie komponował z taką zastawą – jestem pod
wrażeniem.
- To go zdejmij – mówi to tym
swoim niskim aksamitnym głosem.
- Jeszcze słowo i nie będę w
stanie przełknąć ani kęsa – stawiam półmisek na stół.
Unosi
dłonie w górę i siada grzecznie za stołem. Wołowina z kaszą i czerwonym winem
smakuje wspaniale.
- Twoja babcia naprawdę dobrze
gotuje – pociągam łyk wina.
- To prawda – Adam dolewa mi wina
– napisała nawet książkę kucharską, oczywiście pod pseudonimem.
- Naprawdę? – patrzę, jak Adam
odstawia butelkę – a sobie nie dolewasz?
- Jeszcze będę jeździł
samochodem, kieliszek wystarczy. Chyba, że odwiozę Cię rano na zajęcia – mruży
oczy.
- Nie - nagle uświadamiam sobie,
że niedługo muszę wrócić do akademika – powinnam wracać dzisiaj. Dlaczego to
takie oczywiste, że wydała książkę pod pseudonimem? – odpędzam myśli o
powrocie.
- No wiesz - Adam wydaje się
zakłopotany – stara się unikać rozgłosu. Zresztą, jak większość osób w mojej
rodzinie… Takie przyjęli zasady i jakoś to działa. Mnie to właściwie też
odpowiada, choć nie mam nic przeciwko reklamie.
Wiem,
o co mu chodzi. Przecież ja robię wszystko dokładnie odwrotnie. Pamiętam
zamieszanie po wywieszeniu plakatu Klubu Jazzowego. Nie zastanawiałam się nad
tym, kiedy zaczynałam, ale od czasu do czasu gdzieś pojawia się moje zdjęcie.
Niewiele pracuję, ale też w Polsce nie ma aż tylu modelek, co na zachodzie,
więc twarze szybko stają się rozpoznawalne.
Jeszcze z rok czy dwa i koniec. Jak zacznę kliniki, to nie będzie mowy o
odrabianiu ćwiczeń. Poza tym, w agencji coraz częściej narzekają na mój brak
czasu. Pewnie niedługo przestaną dzwonić. Trudno, trzeba będzie żyć ze
stypendium i pieniędzy z domu. Wzdycham do swoich myśli.
- Pokażesz mi tę książkę? – pytam
zbierając talerze.
Adam
zabiera sztućce i idzie do kuchni. Wyjmuje z szafki koło okna książkę w twardej
okładce: „Małopolskie przysmaki”.
- Znam tę książkę! – patrzę
zaskoczona – moja mama ją ma.
- No widzisz – uśmiecha się –
świat jest mały.
Podchodzi
bliżej i zaczyna gładzić moją szyję i dekolt. Odchylam głowę. Adam wyjmuje mi
książkę z rąk i odkłada ją na blat. Sadza mnie na kuchenny stół i rozsuwa mi
nogi. Zakładam mu ręce na szyję, a on powoli ściąga mi bluzkę przez głowę.
Potem robi to samo ze swoją. Patrzy zafascynowany na mój koronkowy stanik.
- Masz taką piękną bieliznę –
gładzi delikatną miseczkę, tak, że sutki mi twardnieją – idealna oprawa do
takiego ciała – mruczy.
Kładzie
mi dłonie na pośladkach i przyciąga do siebie. Czuję, że jest gotowy.
Dotknięcie twardego członka, nawet przez materiał, wywołuje we mnie dreszcz
pożądania. Wciągam zapach Adama do płuc
i już jestem wilgotna. Oplatam go nogami.
- Zastanawiam się, czy nie wziąć
Cię tu na stole? – Adam wsuwa mi dłoń pod dres – tylko nie wiem, czy
przełknąłbym śniadanie następnego dnia, na wspomnienie tego, co zaraz zrobię…
Oddycham
szybko, kiedy odpina mi stanik i uwalnia sterczące piersi. Pieści je mocno,
tak, że jęczę głośno. Rozsuwam rozporek jego dżinsów i zsuwam je w dół. Ściąga
je razem ze skarpetkami i znów mnie do siebie przygarnia.
- Obejmij mnie nogami – rozkazuje
i łapie mnie za pupę.
Niesie
mnie do swojego pokoju, jakbym nic nie ważyła. Po chwili ściąga mi spodnie i
skarpetki.
- Masz stopy równie piękne, jak
dłonie - mruczy i zaczyna je gładzić
palcem idąc powoli w górę, aż do złączenia ud – Jakie delikatne majteczki,
kiedyś je z Ciebie zedrę.
Obietnica
działa na mnie jak afrodyzjak. Uginam lekko kolana, a Adam powoli zsuwa ze mnie
ostatni kawałek materiału, dzielący go od mojej mokrej szparki. Rozsuwa mi
kolana i patrzy w dół.
- Zaraz będziesz moja – głos ma
niski, lekko zachrypnięty – tylko moja!
Przesuwa
palcami po moim udzie, zbliżając się do pachwiny, ale nie sięga dalej. Za to
cały czas do mnie mówi.
- Przelecę Cię tak, że będziesz
wzywała pomocy. Będziesz błagała, żebym przestał…
Cała
drżę. Nie mogę się opanować. Jęczę cicho. Co się dzieje? Nawet mnie nie dotknął!
- Chcesz, żebym Cię pieprzył? –
znów sunie po moim udzie ręką – Chcesz mojego ptaka w Tobie?
- Chcę – jęczę – chcę!
- Powiedz to jeszcze raz –
rozkazuje niskim seksownym głosem – głośno!
- Chcę!
- Czego chcesz? – nachyla się
nade mną – Powiedz mi.
- Chcę Ciebie – dyszę ciężko.
- Jak mam to zrobić? – teraz
palec sunie od pępka w dół.
- Jak chcesz – cała jestem jednym
wielkim pragnieniem - ale już mnie nie dręcz!
- O nie, Maleńka – delikatnie
muska mój nabrzmiały guziczek – musisz poczekać, aż będziesz gotowa. Potem będę
Cię pieprzył mocno, bardzo mocno! Aż będziesz krzyczeć.
Zaraz
zacznę krzyczeć! Między nogami mam gorące, nabrzmiałe miejsce, które błaga o
dotyk. Domaga się pieszczoty! Adam rozsuwa mi nogi szerzej, a ja odruchowo
wysuwam do przodu biodra. Zsuwa bokserki i uwalnia wzwód, który sterczy pionowo
nad moim kroczem. Mam ochotę wziąć go do ust. Ta myśl mnie zaskakuje. Nigdy
czegoś takiego nie czułam. Próbuję usiąść, ale Adam popycha nie z powrotem na poduszki.
- Bądź grzeczna – grozi mi palcem
– możesz tylko patrzeć. Zaraz w Ciebie wejdzie, obiecuję. Muszę tylko sprawdzić,
czy jesteś gotowa. Potem Cię nabiję. Chcesz?
Kiwam
słabo głową i czuję, jak przesuwa palcem od łechtaczki do krocza. Jestem mokra,
bardzo mokra…
- Tak, teraz jesteś gotowa – Adam
oblizuje wargi – Uważaj, bo wejdę w ciebie naprawdę mocno, tak żebyś mnie
pamiętała, jak się jutro obudzisz.
To,
co się dzieje potem jest nie do opisania. Wiję się z rozkoszy jeszcze długo po
tym, jak Adam szczytuje z chrapliwym jękiem. Czuję pulsowanie jego członka
wewnątrz mojego udręczonego ciała. Wydaje mi się, że zużyłam wszystkie siły.
Jestem zachrypnięta i obolała, ale to najwspanialszy weekend jaki przeżyłam.
---
Nie mam ochoty
wysiąść z tego samochodu. Adam unosi moją brodę i całuje mnie w usta.
- Pójdziesz ze mną do kina w
piątek? – pyta nagle.
- Jasne, a na co?
- Jeszcze nie wiem, ale coś
znajdę – waha się chwilę – Moglibyśmy
potem zjeść u mnie kolację.
Kurcze,
ale to niesamowite. Kochaliśmy się cały weekend, a on mnie pyta, czy zostanę u
niego na noc. Czy to znaczy, że „chodzimy” ze sobą? Jakoś mu nie przeszkadza
seks na pierwszej randce. Chce, żebym została na noc czy na weekend?
- Zgoda – odpowiadam powoli – A
babcia nie będzie miała nic przeciw temu, że wybywasz z domu?
- Będzie mnie miała dla siebie
cały następny tydzień – odpowiada z taką radością, że już wiem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz