Jedziemy do klubu dwie
godziny wcześniej, niż oficjalne otwarcie. Przed wyjściem dzwonię jeszcze od pani
Mai do Marka. Niech poprosi Elę o zabranie jej „cudownych” smarowideł, które
zawsze zabiera na turnieje. Poobijane kostki i pokiereszowane stopy, to norma
dla tancerki. Może Adama też poratuje? Przed wejściem do klubu doznaję szoku!
Zamiast plakatu, za szkłem, przypięta jest duża biała kartka z napisem:
„Kasę na plakat wydaliśmy na lodówkę. Dzięki
temu dostaniecie przekąski!”
Zerkam
zaskoczona na Adama, ale on tylko wzrusza ramionami. OK., w sumie to dobry
pomysł, tylko co na to Bogdan? Idziemy dalej… W szatni, Adama dopada chyba z
pięć osób i każda czegoś od niego chce. Te Urodziny nas wykończą! Zostawiam go
z ludźmi od jakichś rachunków i dostaw precli, cokolwiek to znaczy, i idę na
salę. Muszę dopaść Marleya! Jednak to on dopada mnie!
- Jak Adam? Może grać? –
pyta z troską.
- Chyba może… - jestem
zaskoczona – to Ty wiesz? Skąd?
- Bolek mi powiedział. On
wszystko widział! – Marley jest strasznie przejęty.
- To Bolek gra w tenisa? –
nic nie rozumiem.
- Jakiego tenisa? – Marley
przygląda mi się, jakbym była niespełna rozumu – O czym Ty mówisz, kobieto?
- Zaraz… – ja chyba
zwariuję! – Bolek, co tu się dzieje? – idę bo baru, za którym barman bez
pośpiechu wyciera szklanki i odstawia je na półkę.
- Ja nic nie wiem – mówi do
mnie obojętnym tonem i wzrusza ramionami, ale kącik ust lekko mu drga, jakby
tłumił uśmiech – spytaj Adama.
- O rany! – Marley ma
wypisane na twarzy wyrzuty sumienia – Chyba nie powinienem Ci mówić…
Odwracam się na pięcie z zamiarem pójścia do szatni,
ale Adam właśnie wchodzi na salę. Nasze oczy się krzyżują… i już wie, że mamy
ze sobą do pogadania. Prawie słyszę, jak wzdycha ciężko.
- Sorry… - Marley robi do
niego głupią minę.
- Nie ma sprawy – Adam
klepie go po ramieniu, a potem odwraca się do mnie – Nie chciałem Cię martwić…
- zaczyna, ale nagle zmienia zdanie – Ola, jeśli się komuś grozi, to trzeba się
liczyć z tym, że on nie dotrzyma umowy. Groźba musi być prawdziwa – dodaje
poważne.
- Tylko mi nie mów, że mu
coś złamałeś – kręcę głową patrząc to na niego, to na Bolka.
- Nie, ale mu wp… przylałem
– spuszcza głowę, ale w jego głosie nie słyszę skruchy.
- Dlaczego? – właściwie
zadaję to pytanie pro forma, brak
plakatu jest dość czytelną wskazówką.
- Należało mu się –
nieoczekiwanie Bolek włącza się do rozmowy – Nie chodzi nawet o ten plakat…
Sięga gdzieś głęboko za bar i wyciąga dwa pomięte
kawałki papieru. To plakat z zeszłego roku, gdzie siedzę na wysokim stołku z
papierosem, ale… na stopach mam czerwone pantofelki! Przydeptuję leżącą na
podłodze chusteczkę z monogramem. Litera „B” jest bardzo wyraźna. To musi być
fotomontaż! Obrzydliwe! Odwracam głowę i przymykam oczy. Nie chcę na to
patrzeć!
- Wyrzuć to! – Adam obejmuje
mnie ramieniem – tylko mu podbiłem oko…
Unoszę głowę z niedowierzaniem. Naprawdę myślał, że
się nie dowiem, czy on to robi z przyzwyczajenia?
- No dobra, powinienem Ci
powiedzieć… Przepraszam – całuje mnie w czoło – Naprawdę, nie było innego
wyjścia – nie brzmi to, jak tłumaczenie. Raczej stwierdza fakt.
- Adam – wzdycham – a jak on
pójdzie z tym na policję?
- Nie pójdzie. Nie pierwszy
raz od kogoś oberwał – mówi z lekceważeniem – poza tym, ja naprawdę byłem na
tenisie z Arturem… On widział plakat. Dlatego tu wpadliśmy, żeby go zdjąć i
spotkaliśmy Bogdana. Byliśmy tylko my – wskazuje głową barmana – ale Artur
stwierdzi, ze graliśmy…
- A ja mam bardzo słaby
wzrok – wtrąca Bolek – Ale roboty to sobie chyba zacznę szukać? – krzywy uśmiech
pojawia się na moment na jego twarzy.
- Jeszcze nie, ale dam Ci
znać – Adam odpowiada mu podobnym uśmiechem.
Kurde! On chce sprzedać swój udział w klubie z mojego
powodu? O, nie! To bez sensu! Przecież ja wcale nie muszę tu przychodzić!
Włożył w to tyle serca i pieniędzy… Nie zgadzam się…
- Porozmawiajmy… - szepczę –
tylko we dwoje…
Posyła mi przeciągłe spojrzenie i w końcu kiwa głową.
Prowadzi mnie do biura, a tam wskazuje fotel. Sam opiera się o biurko naprzeciw
mnie.
- Adam… - zaczynam – przemyśl
to jeszcze…
- Kochanie, już to
przemyślałem – przerywa mi łagodnym tonem – nie wiążę swojego przyszłego życia
z tym klubem. To tak, jak z graniem…
- Ale mówiłeś, że na tym
stracisz… - upieram się, jak dziecko. Szkoda mi tego…
- Nie – uśmiecha się - jeżeli
poczekam cierpliwie, poszukam kupca… - nachyla się i bierze mnie za ręce –
Bogdan będzie mnie musiał wykupić, albo pogodzić się z nowym wspólnikiem. Ja
mam czas…
Wzdycham ciężko, ale wiem, ze on ma rację. Ja kieruję
się emocjami, a on rozumem. Chociaż ostatnio jego też poniosły emocje. Zerkam
na zabandażowany nadgarstek. Nieźle musiał mu przyłożyć… Kręcę głową zrezygnowana.
- Nic mi nie będzie – Adam
przygryza wargę. Kocham tę minę! – kiedy chodzi o Ciebie, nie do końca potrafię
nad sobą zapanować…
- Kocham Cię za to, wiesz? –
szepczę i ujmuję ostrożnie jego dłoń – zmienimy Ci okład, a potem Ela się tym
zajmie. Myślę, że dasz radę zagrać, ale najwyżej jeden, czy dwa utwory…
- Wystarczy! Chcemy tylko
zareklamować kasetę… - przygląda się moim palcom, które gładzą ostrożnie jego
dłoń – Ludzie przychodzą tu, bo lubią muzykę na żywo… dalej chłopaki mogą grać
beze mnie… jakie masz miłe paluszki – unosi głowę, a ja się do niego uśmiecham.
- Posłuchaj – mówię powoli -
To miała być niespodzianka, ale nie dasz rady grać długo, więc musimy zmienić plany…
Uzgadniamy, że po zagranych dwóch utworach, Adam
ogłosi, że jest kaseta do kupienia za jakieś symboliczne pieniądze, albo „ile
kto da” i puszczą „różową panterę”, a my zatańczymy. Jego głowa w tym, żeby chociaż
reszta zespołu miała niespodziankę.
- Słuchaj, a Wy macie jakąś
nazwę? – pytam, kiedy już stoimy w drzwiach.
- Nie – zastanawia się
chwilę – używaliśmy nazwy „Klub Jazzowy”, jak klub… Teraz, to już chłopcy sami
sobie coś wymyślą…
Jakoś mi przykro po tych słowach. Kiwam głową i idę
na salę. Ela i Marek już są, widzę też Artura i DD, a od strony szatni dobiega
głos Bogdana. Jakoś nie robi na mnie wrażenia jego obecność… Ciekawa jestem
tylko, jak wygląda? Dochodzę jednak
do wniosku, że głupio tak stać i czekać, aż wejdzie. Odwracam się szybko do
Eli, która na mój widok unosi w górę swoją czarodziejską kosmetyczkę.
- Och, widzę, że wszystko
gotowe! – Bogdan zwraca się do Adama, jakby nigdy nic – Witaj piękna – to do
mnie.
- Witaj – udaję, że nie
widzę jego podbiegniętego filetem oka – zapowiada się nieźle… - stwierdzam,
rozglądając się po sali.
Jeszcze nie ma ósmej, a połowa stolików już zajęta.
Kątem oka widzę, że Bolek stawia tabliczki rezerwacji na trzech stolikach.
Jeden jest nasz, ale w ostateczności go zwolnimy.
- Przepraszam Was, ale muszę
pogadać z Markiem – mrugam do Adama i idę ustalić szczegóły występu.
Po chwili podchodzi do nas Ania z postawnym, ostrzyżonym
na jeża blondynem. To pewnie jej Wojtek? Niesamowicie wyglądają razem.
Przeciwieństwa się przyciągają, nic innego nie przychodzi mi do głowy, gdy na
nich patrzę.
- Jestem Ola – wyciągam dłoń
do chłopaka. Ma niesamowicie jasne oczy.
- Wojtek – szczerzy się do
mnie.
- Ja Was powinnam
przedstawić… – Ania cmoka mnie w policzek – tylko, że nie chciałam Ci
przeszkadzać – zerka na Marka, ale on już idzie do pozostałych „tancerzy” –
Dzięki! - to pewnie za pokój w akademiku, więc tylko do niej mrugam.
Impreza się rozkręca, niezależnie od nas. Z głośników
sączy się przyjemny „Jazzik”, taki w sam raz na początek. Bogdan omawia coś z
Marleyem i po chwili dowiadujemy się, że będzie pokaz iluzji, a potem muzyka na
żywo. No, to mogę na chwilę przysiąść się do Oli i Radka. Sadzam ich wszystkich
„jak popadnie”, i tak się wszystko wymiesza. Naszego stolika już dawno nie ma.
Zajęła go Alicja z Pawełkiem i Justyna z Maćkiem. Na palcu Justyny połyskuje
spory pierścionek, a może tylko mnie się wydaje, ze jest duży, bo wiem, że to
zaręczynowy? Gwar narasta, a mnie zaczyna się udzielać jakieś wesołe
podniecenie, jakby ktoś rozpylił gaz rozweselający…
O wpół do dziewiątej zjawia się iluzjonista.
Przypomina mi tajemniczego Don Pedro
z „Porwania Baltazara Gąbki”. Jest nawet niezły. Na szczęście nie ma żadnych
gołębi i królików. Za to wciąga do zabawy gości, odgadując bezbłędnie karty,
które wyciągają z talii i dane z ich dokumentów. Nie mam pojęcia, jak to robi,
ale towarzystwo się rozbawiło. Bolek ma pełne ręce roboty z napojami i
drinkami, więc idę za bar, żeby mu pomóc przy ciastkach i preclach… Zerkam na
Adama, bo została już tylko połowa…
- Spoko – Bolek wskazuje mi
dwa ogromne pudła wciśnięte pod bar – tam mamy zapas.
Na półce nad pudłami leży moje przebranie pantery i
buty do tańca. Czarnych sandałków nie zabrałam ze sobą. Będą na wieczór.
Zostaję za barem, żeby nie zwracać na siebie uwagi
przed występem. Bogdan zerka w moją stronę, ale trzyma się z daleka. Widać,
niektórzy uznają tylko TAKIE argumenty. Wreszcie nadchodzi chwila, gdy Marley
zapowiada siebie samego i kolegów… Po pierwszych taktach „pantery” rozlegają
się oklaski. Niechcący nieźle wyszło… lepiej, że nie odwracamy tańcem uwagi od
muzyki! Mogłabym tego słuchać bez przerwy… Mam tylko nadzieję, że ten
„zmrożony” nadgarstek wytrzyma…
Niepotrzebnie się martwię! Jak tylko ludzie przestają
klaskać, słyszę pierwsze takty „She’s like a wind”, a po chwili włącza się
Adam. Kiedy kończy solówkę, patrzy w moim kierunku i posyła mi całusa. Kocham
go! Chłopcy grają dalej, a ja nurkuję za bar. Ostrożnie naciągam sukienkę i
rozsiadam się na podłodze, tuż obok nóg Bolka. Muszę jakoś nałożyć buty.
- Wiesz, jak to będzie
wyglądało, jak ktoś tu zajrzy? – uśmiecha się do mnie szelmowsko.
- Wiem, ale udaję, ze mnie
to nie obchodzi – sapię i odpowiadam mu takim samym uśmiechem. Jeszcze tylko
czarny nosek…
- Kochani! – słyszę Adama
przy mikrofonie - z powodu kontuzji nie
mogę zagrać reszty utworów, ale mamy je „na wynos” – słychać pojedyncze śmiechy
– jednak, żebyście nie kupowali „kota w worku”, odtworzymy Wam coś na próbę!
Znów słyszę „różową panterę”. Zaraz Jacek zacznie
mnie na niby szukać przy stoliku… Poprawiam uszy i sprawdzam, czy ogon się
trzyma… Słyszę oklaski… a wiec tańczą! OK., teraz ja…
Kocim krokiem wysuwam się zza baru… Jacek mnie
„zauważa”… śmiechy i oklaski… kręcę młynka ogonem… Jacek jest tuż, tuż…
Ruszamy! Mijamy Marka i Elę… oni idą za nami… teraz następna para… i oni też
się przyłączają… i jeszcze jedna! Slow Fox jest cholernie trudny, jeśli się go
chce zatańczyć poprawnie, ale wygląda… Super!
Specjalnie odsunęliśmy stoliki od ścian, żeby można
było obejść w parach całą salę. Wyszło nam lepiej, niż się spodziewaliśmy…
oklaskom nie ma końca… Dziękuję wszystkim tancerzom, ale szczególnie Markowi.
Teraz jeszcze tylko kasety…
Marley jest w euforii! Pozostali też, ale on nawet
nie stara się nad sobą panować. Bierzemy z Adamem pudełko kaset i ruszamy
między stoliki. Lecą kolejne utwory. Zaraz po panterze, nagrali „Lily was
here”. Mamy zamiar sprzedać te kasety, więc przy pierwszym stoliku mówię, że
nie ma ceny, każdy daje ile chce… Po jakichś pięciu minutach, nie mamy już ani
jednej sztuki, za to pudełko jest pełne banknotów i muszę obiecać, że za
tydzień w Klubie będzie można dokupić kolejne.
- To Wasze – podaję
chłopakom pudełko z pieniędzmi – tylko nie wydajcie wszystkiego, bo musicie
nagrać jeszcze parę kaset. Ludzie czekają!
Chłopcy
grają dalej, już bez Adama, a my możemy wreszcie spokojnie usiąść przy barze.
Zostaję w kostiumie jeszcze przez jakiś czas…
Impreza trwa w najlepsze! Wciąż przychodzą nowe osoby, a nikt nie
wychodzi… Nie pamiętam już, kiedy tu był taki ścisk.
- Jesteśmy szczęściarzami,
że siedzimy – Wojtek podchodzi do baru po kolejne drinki – świetne miejsce! Jak
to znaleźliście?
- Właściwie to nie
musieliśmy szukać… - Adam pociera policzek – mam tu udziały, od niedawna na
sprzedaż.
- Oooo – Wojtek kiwa głową
zaskoczony – naprawdę chcesz to sprzedać? Mogę pogadać ze znajomymi…
Około północy, zaczynam ziewać przy Adamie i wreszcie
stwierdzam, ze jestem strasznie zmęczona. Poza tym, jego ręka też powinna
odpocząć… Najwyższy czas pomyśleć o
zmianie lokalu na bardziej kameralny!
Adam
Stał pod prysznicem i masował obolały nadgarstek. Nie
było tak źle, ale jego kontuzja wyzwoliła w Oli tyle empatii… I pomyśleć, że
ten dupek śmiał… odetchnął
głębiej. Uderzył, zanim tamten zdążył dokończyć zdanie… „ma takie delikatne
stópki, ciekawe czy wyżej też jest taka…”
- Głupi kutas! – szum
prysznica zagłuszył jego słowa, ale wypowiedziane na głos, przyniosły ulgę.
Ola musiała naprawdę być zmęczona, bo wyszła z
łazienki prawie natychmiast po myciu. Zwykle zostawała jeszcze chwilę… Z
przyjemnością łowił jej ukradkowe spojrzenia… Uwielbiał, kiedy go podglądała
pod prysznicem, myśląc, że tego nie widzi… Szkoda, pomyślał, ale tego wieczoru pewnie
nie da się namówić… Zakręcił wodę i sięgnął po ręcznik. W kuchni coś stuknęło.
Nadstawił ucha, ale dźwięk się nie powtórzył. Wilgotne jeszcze ciało otulił
szlafrokiem… otworzył drzwi…
Pokój tonął w blasku kilku świec rozstawionych na
barku i stoliku, przesuniętym pod ścianę, tak, że środek pokoju stanowił wolną
przestrzeń. Ruszył powoli naprzód… obok barku stała Ola. Nawet widok króliczka
Playboya nie podnieciłby go bardziej. Miała na sobie tę sama sukieneczkę, co w
Klubie, ale teraz chyba na gołe ciało… czarne pończochy z koronką, widoczną na
odsłoniętych udach… i szpilki. Różowe uszka i ogon, którym kręciła jakby od
niechcenia, dodawały całemu strojowi pikanterii… Przełknął głośno ślinę, czując
w podbrzuszu przyjemne drgania.
- Zapraszam na prywatne
przedstawienie… – powiedziała miękko, wskazując kanapę. Kiedy usiadł, nacisnęła
pilota i usłyszał swoją własną muzykę.
- Zatańczysz dla mnie?
- To będzie wersja dla
dorosłych… - zamruczała – tylko się nie ruszaj…
Patrzył zaskoczony, jak staje tyłem i powoli odchyla
głowę, potem porusza nią płynnie na boki… kręci biodrami, raz po raz ukazując
kawałek pośladka z delikatnym rysunkiem koronkowych majteczek… Chyba sam diabeł
wynalazł taką bieliznę, przemknęło mu przez myśl. Ola kręciła biodrami coraz
szybciej… powoli obróciła się i podeszła do framugi drzwi… oparła na niej
dłonie… przykucnęła, rozszerzając kolana i kocim ruchem otarła się o twarde
drewno, odchylając głowę… poczuł, że sztywnieje… jeszcze raz to samo… był
gotów!
Uniosła brwi, zerkając na zarysowujący się nad jego
podbrzuszem frotowy namiocik, a potem powolnym ruchem zaczęła zsuwać ramiączka,
wciąż poruszając biodrami w rytm muzyki… Poruszała się jak tancerka go-go, ale uzmysłowił
sobie, że przecież nie mogła tego widzieć! Robiła to instynktownie? Objęła
dłońmi piersi, okryte tylko cienką czarną koronką i oblizała powoli usta… Nagle
poczuł w krzyżu przyjemny dreszcz, który
przebiegł natychmiast w dół i skupił się gdzieś pod jądrami… jęknął cicho.
W odpowiedzi, Ola opadła na kolana i ruszyła na
czworakach w jego kierunku… poczuł, że jądra przyciskają mu się do ciała… była
blisko… niebezpiecznie blisko… przymknął oczy i odchylił głowę… jej chłodne
dłonie oparły się na jego kolanach i sunęły teraz w górę… Zamruczała cicho… i
po prostu musiał na nią spojrzeć! Uchwyciła jego głodny wzrok i rozchyliła
szlafrok… Potężny wzwód ukazał im się w całej swojej okazałości. Płynnym ruchem
otarła się o niego piersiami, drażniąc go koronką…
- Mała, chcesz mnie zabić? –
wydyszał.
Odpowiedział mu krótki gardłowy śmiech. Ona doskonale
wiedziała, co robi! Oblizała mięsiste wargi różowym języczkiem… poczuł bolesny
skurcz jąder i spojrzał w dół… na czubku gładkiej główki lśniła kropelka gęstej
cieczy… pochyliła się i zlizała ją z cichym pomrukiem, a potem objęła go
ustami… Jęknął głośno… To trwało chwilę,
ale on był już naprawdę podniecony! Ostry ból nadgarstka go otrzeźwił, gdy
nagle zdał sobie sprawę, ze bezwiednie zacisnął palce na brzegu kanapy.
Ola wstała.
Dotarło do niego, że muzyka się zmieniła. Rytm był
ostrzejszy i szybszy, a Ola stała teraz w rozkroku, tyłem do niego i powoli
zsuwała w dół sukienkę… Śledził jej poruszające się łopatki, wygięcie pleców, jędrne
pośladki, przysłonięte ażurowym trójkącikiem majtek… była bardziej rozebrana,
niż ubrana… różowy materiał opadł na podłogę… wyszła z niego półobrotem…
stanęła przodem i uniosła w górę ręce. Podążył wzrokiem za jej dłońmi. Lewa
pozostała w górze, prawa sunęła w dół wzdłuż ramienia, potem szyi, piersi i
boku, aż do złączenia ud… Patrzył zafascynowany, jak pociera delikatnie swoje
wrażliwe miejsce… Co by dał za to, żeby teraz sprawdzić, czy jest wilgotna? Powietrze przeszył jego gardłowy pomruk…
Odpowiedziała mu uśmiechem… Sięgnęła do tyłu i jednym ruchem uwolniła piersi!
Wyskoczyły na wolność, obnażając sterczące brodawki… oblizał się na myśl o ich
smaku… miękkości… zapachu jej skóry… Biodra same uniosły mu się w górę, gdy
poczuł bolesny skurcz w kroczu…
Ola znów pokazała mu swój tył… tym razem pochyliła
się nieco do przodu i wsunęła palce pod paseczki majtek… jej biodra poruszały
się rytmicznie przyprawiając go o zawrót głowy… Miał przed sobą pełną
temperamentu kobietę, świadomą swojego ciała i władzy jaką miała nad nim… Nie
sądził tylko, by była świadoma, jakie wrażenie wywierała na jego… spojrzał w
dół… jeśli natychmiast się w niej nie zanurzy… eksploduje!
Delikatna koronka opadła do jej stóp… schyliła się,
nie uginając kolan… za to widok, jakim go obdarzyła…
- Na co czekasz? - jej lekko
zachrypnięty głos po prostu poderwał go na równe nogi.
Jak w
transie podszedł od tyłu i położył dłonie na nagich pośladkach podkreślonych
koronką pończoch… Z nieludzkim wprost wysiłkiem powstrzymał się, by nie wbić
się między jej wypięte pośladki… wsunął rozpaloną do czerwoności główkę swojego
członka w ten delikatny skrawek ciała, który tak bezwstydnie mu ukazała… Wciąż
była pochylona, więc ujął mocno jej biodra, by nie upadła pod jego naporem, a
potem ruszył powoli do przodu, wypychając biodra… zdawało mu się, że to trwa
wieki, nim dotarł do końca, do samego dna… jęknął głucho, gdy poczuł, że wlewa
w nią całą zawartość obolałych jąder… Przycisnął zdrową ręką jej biodra do
swoich, by się nie rozdzielili i poprowadził ją w kierunku kanapy.
- Uklęknij – wychrypiał, a
kiedy to zrobiła, natarł na jej ciało.
Była śliska i ciepła, a jej obrzmiałe wargi ocierały
go przyjemnie. Poddawała się potężnym pchnięciom, posapując cicho… ale on
chciał ją usłyszeć, chciał, żeby wykrzyczała w ekstazie jego imię! Jedną ręką
przytrzymał jej ramię, a drugą sięgnął do piersi… jęknęła cicho… zaczął ją
ugniatać i drażnić brodawkę, wywołując coraz głośniejsze jęki… po dłuższej
chwili, zmienił dłonie i zajął się druga piersią. Ola jęczała i stękała z
wysiłku, ale odpowiadała dzielnie na pracę jego bioder. Czuł, że fala napięcie
w podbrzuszu znów mu narasta, ale tym razem, najpierw zadba o nią! Sięgnął do
przodu, szukając między delikatnymi jedwabistymi fałdkami, twardego wzgórka.
Kiedy go odnalazł, wiedział, że to nie potrwa długo… wkrótce do muzyki
dołączyły głośne jęki i piski, aż w końcu usłyszał swoje imię, wykrzyczane w
ekstazie, a na członku poczuł zaciskające się mięśnie… Wykonał jeszcze kilka
ruchów biodrami i doszedł z westchnieniem ulgi.
Wysunął się, mimo protestów Oli i położył na kanapie,
gdzie wciąż leżał jego szlafrok. Pociągnął ostrożnie Olę na siebie i ułożył
tak, by miała jego udo między nogami. Uspokajała się powoli, drżąc i oddychając
głośno.
- Odpoczniemy chwilę, bo nie
mam siły zanieść Cię do sypialni – wyszeptał – zabiłaś mnie!
- Nie wyglądasz na martwego
– uniosła głowę i spojrzała mu śmiało w oczy – raczej na zadowolonego.
- Kochanie, obawiam się, że
nie mam takich pieniędzy, żeby wystarczyło na „tipa” za taki występ…
- Możesz mi go dać w naturze
– zachichotała – na raty…
- Oooo… – miał nawet pomysł,
jak to zrealizować – no, to mamy przed sobą długą noc…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz