Chciałam załatwić tyle spraw, a dni przeciekają mi przez
palce. Adam zna już na pamięć mój rozkład zajęć, bo odprowadza mnie po
zajęciach do akademika. Anka ma teraz ciężki okres, bo zbiegły jej się jakieś
dwa pamięciowe przedmioty i z obu ma kolokwia. Chodzimy koło niej na palcach,
żeby się mogła uczyć. Nawet na trening idę sama. Po powrocie zastaję na
portierni kartkę od Piotra. Nareszcie!
- Będę w Krakowie u Adama – komunikuje mi – robimy większy
folder dla firmy kosmetycznej. Pomyślałem o Tobie, bo masz doświadczenie.
- Wchodzę w to – zgadzam się bez namysłu – Piotr, a mogłabym
przyprowadzić jedną dziewczynę? Może byłaby z niej modelka, albo popracowałybyśmy
razem…
- Przyprowadź – zgadza się – przywiozę Ci album, który
zrobiłem w Bośni.
- Tylko z dedykacją! – upominam się.
- Jak sobie życzysz – chyba jest z niego bardzo dumny –
widzimy się w sobotę rano za tydzień.
Teraz
tylko zgrać wszystko ze sobą i upieczemy dwie pieczenie przy jednym ogniu. Mam
gotowy plan, jak pozbyć się spinki, poznać Kaśkę z Arturem i jeszcze wkręcić ją
do pracy. To nawet trzy! Po odbyciu wszystkich telefonów nie mam już ani
jednego żetonu. Że też nie mogą u nas wprowadzić takich plastikowych kart, jak
w Niemczech! Albo monet! Tylko, że u nas nie ma monet, przychodzi mi na myśl.
Trzeba by wtykać do automatu banknoty. To jakiś kosmos!
W
piątek, jak zwykle zbieram swoje rzeczy, żeby się przenieść do Adama. Anka leży
na łóżku, wpatrując się w sufit. Wygląda okropnie, a przed nią jeszcze trzy dni
nauki.
- Może wyciągniemy Cię na jakiś spacer w sobotę? –
przysiadam się do niej na chwilę.
- Lepiej pobądźcie ze sobą, – patrzy na mnie zmęczonym
wzrokiem – a ja chyba bardziej potrzebuję snu i spokoju, niż spacerów. Zresztą,
jeszcze się przeziębię, a w poniedziałek mam jedno koło, a w środę następne.
- Wojtek nie przyjedzie – bardziej stwierdzam niż pytam. W
odpowiedzi kreci głową – A ten jego wujek? Nie odzywał się? – pytam, ale znów
kręci głową i przymyka oczy.
Chyba
naprawdę powinna się wyspać. Wstaję powoli, kiedy kładzie mi rękę na udzie.
- Ola? – przygląda mi się jakoś dziwnie – wszystko u Was w
porządku?
- Tak, a czemu pytasz? – zaskoczyła mnie.
- Jesteś jakaś zamyślona i smutna… jeszcze bardziej, niż
przed połowinkami – ujmuje mój nadgarstek i przygląda się bransoletce – Piękna,
uwielbiam białe złoto.
- To białe złoto? – przyglądam się bransoletce – Myślałam,
że jest ze srebra.
- Niemożliwe – Anka unosi głowę i wpatruje się w zapięcie –
Ma próbę dla złota.
Zupełnie
zapomniałam, że ona się na tym zna o wiele lepiej niż ja, bo przecież Wojtek
jest złotnikiem. Czy ja się lepiej znam na technice, dlatego, że mój chłopak
jest inżynierem? Chyba nie… Cholera! Oglądam bransoletkę.
- Wiesz co? Strasznie się zachowałam, jak mi ją dał, ale
myślałam, że to coś innego… - spuszczam głowę – byłam trochę zawiedziona i Adam
to zauważył.
- Zdarza się – Anka uśmiecha się w zamyśleniu – chyba się
trochę pogubiliście – stwierdza nagle – Ty ciągle zajęta, a on, takie nie
wiadomo, co! Ni to student, ni to pracownik. Ciężko mu, tak jak mojemu Wojtkowi
– wzdycha – musi zdać egzamin mistrzowski i wtedy ojciec przepisze mu połowę
zakładu.
- Nie wiedziałam, że zdaje się takie egzaminy – przyznaję –
A teraz jest tylko pracownikiem?
- Jakby tak – zakłada ręce pod głowę – Ale mam nadzieję, że
to zda! Moglibyśmy się wtedy zaręczyć.
- Już? Jesteś na drugim roku!
- No to co? Kochamy się, chcemy być razem. Na co mamy
czekać? – patrzy na mnie, jakby nie rozumiała, czemu się dziwię – Nie planujemy
na razie dzieci, tylko chcemy przestać się kryć przed rodzicami. Ty o tym nie
myślisz?
Tu mnie
przyłapała. Oglądam połyskujące, bladoniebieskie oczka na moim nadgarstku.
Czekałam na pierścionek, nie wyprę się tego.
- No właśnie! – Anka mówi to niby do siebie, ale ja i tak
wiem, ze mnie rozszyfrowała.
Dalsze
dyskusje przerywa nam Adam, który wpada, jak po ogień, bo zostawił na dole
czekającą taksówkę. Już w trakcie jazdy stwierdzam, ze jest w dresie i ma ze
sobą torbę z rakietą.
- Graliśmy z Arturem, Pawełkiem i Młodym – pociąga nosem –
Ale nie śmierdzę?
- Nie – uśmiecham się – Ala puściła Pawełka na tenis?
- Jest w szpitalu. Pewnie niedługo urodzi…
- To on nie jest z nią? – może faktycznie poród rodzinny to
nie dla nich.
- Nie gadajmy o tym. – kręci głową – Mieszkają pod jednym
dachem, a czasem mam wrażenie, że każde żyje własnym życiem.
- A skoro już jesteśmy przy mieszkaniu – opieram brodę na
jego ramieniu i próbuję zajrzeć mu w oczy – chciałabym zostać do poniedziałku,
bo Anka potrzebuje spokoju…
- A zajęcia? – marszczy brwi, ale na ustach błąka mu się
delikatny uśmiech.
- Wstanę wcześniej – mówię obojętnym tonem i wzruszam
ramionami – autobus jedzie prawie spod domu – akurat mijamy przystanek i po
chwili taksówka staje.
- Właściwie, to masz rację - Adam zabiera nasze torby z
bagażnika – Przydałby się samochód – mówi nagle – jeszcze miesiąc i będzie –
dodaje.
- Samochód? – gdyby nie to, że stoimy w korytarzu, to
usiadłabym z wrażenia – Jaki?
- Pamiętasz samochód mojej mamy? – uśmiecha się do mnie
tajemniczo.
- To BMW? – jestem w szoku – Nie mów, że Ci je da?
- Odsprzeda po atrakcyjnej cenie – jego mina przywodzi mi na
myśl Kubę. Oni jednak nigdy nie dorastają tak w 100% - trochę będę musiał
odpracować, jak będziemy w Stanach.
- Jak będziemy… - wspomnienie tego, że czekam na decyzję, aż
mnie paraliżuje.
- Będziemy, skarbie – przytula mnie natychmiast – zobaczysz!
- Oby – wzdycham, ale zaraz wracam myślami do samochodu – A
jak go zabierzesz? Pewnie jest w Dusseldorfie?
- Miałem prosić Artura, żeby ze mną pojechał, ale mama musi
tam jeszcze coś załatwić, więc umówiliśmy się na Wielkanoc. Zabiorę też babcię…
- zamyśla się – Może ojciec będzie mógł przylecieć? Tak myślałem, że może
rodzice pozwoliliby Ci pojechać ze mną…?
- Nie sądzę… - och, byłoby fantastycznie – Zrobię dyskretny
wywiad, co?
- Kocham Cię – wtula się w moje włosy, ale po chwili odsuwa
się ode mnie – Idę pod prysznic!
- Idź czyścioszku, a ja nam coś przygotuję – Czym ja się
martwię? Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej!
Idę do
kuchni podśpiewując z radości. Wszystko wygląda tu zupełnie inaczej, niż na
początku. Lodówka jest pełna jedzenia, a ja mam wszystko poukładane po swojemu.
Sałatka, czy kanapki, zastanawiam się. Sałatka! Otwieram puszkę z kukurydzą i
sięgam po tuńczyka.
- Co to będzie? – Adam wchodzi do kuchni i natychmiast
zaczyna mi przeszkadzać.
- Jak nie przestaniesz, to nic! – chichoczę pod wpływem jego
zaczepek – sałatka – wyduszam z siebie w końcu.
Z
pewnymi trudnościami, ale udaje nam się usiąść do kolacji.
- Słuchaj, muszę
jutro przed południem pogadać z Bogdanem – Adam nakłada sobie na talerz resztę
sałatki. Ależ ma apetyt!
- To się dobrze składa, bo ja chcę pogadać z Margo –
zaczynam składać brudne talerze.
- Zostaw – Adam wyjmuje mi wszystko z rąk – musi być jakiś
podział. Ty robiłaś kolację, ja zmywam.
- To ja idę pod prysznic – opieram się o Adama, siedzącego
wciąż na stołku – a potem…
- Potem będziemy omawiać dalszy podział obowiązków… - kończy
takim tonem, że mam ochotę pominąć prysznic.
Spotykamy
się w sypialni i od razu wiemy, po co tu przyszliśmy. Bez słów pozbywamy się
szlafroków. Przywieram do Adama całym ciałem i szukam jego ust. Tak dobrze znam
jego dotyk, a mimo to nigdy mi się nie nudzi. Zawsze czekam na ten dreszczyk
emocji, kiedy sunie palcami po moich nagich plecach. Odginam się i odchylam
głowę… ciepły oddech wędruje po mojej szyi…
- Ale jesteś słodka – obejmuje dłonią moją obrzmiałą pierś –
moja maleńka – sunie ciałem po moim ciele. Czuję delikatne pocałunki coraz niżej
i niżej.
- Adam – szepczę – zaraz upadnę.
- Nieee – mówi do mnie aksamitnie brzmiącym głosem – nie
pozwolę na to… przytrzymam Cię.
Ciepły
język wędruje po mojej skórze, jakby szukając sobie najsłodszego miejsca.
Wreszcie dociera, och, do mojego guziczka, do mojej słodziutkiej wisienki.
Głośnym jękiem witam pierwsze liźnięcie i słyszę w odpowiedzi niski pomruk.
- Lubię Cię słuchać – mówię z trudem.
- A ja lubię słuchać Ciebie – chrypi i po chwili wydobywa ze
mnie całą gamę jęków i popiskiwań. Trzyma mnie w żelaznym uścisku, poruszając
moimi biodrami w przód i w tył.
- Adam, dość – błagam – pozwól mi złapać oddech.
- Chcesz mnie? – przerywa pieszczoty i unosi głowę – Chcesz
mnie do środka? – wpatruje się we mnie intensywnie – Powiedz, że mnie chcesz.
- Chcę – szepczę – Chcę Cię!
- Tylko mnie! – jego niski seksowny głos mnie hipnotyzuje.
- Tylko Ciebie – mówię bez tchu – Chcę tylko Ciebie… i
nikogo więcej!
Siada
na łóżku i przyciąga mnie, sadzając na sobie okrakiem. Czuję go miedzy nogami i
po chwili sunę w dół, wypełniając się powoli. Dociskam się do końca, do samych
jąder, jęcząc i drżąc z podniecenia.
- Patrz na mnie – układa sobie moje ręce na ramionach –
patrz na mnie, kiedy się kochamy.
Poruszam
się na nim jak w transie, tonę w czarnych głębinach jego oczu. Czai się w nich
jakiś niepokój, jakiś żar, którego nie znam. Ten wzrok mnie zabija, ale nie
mogę oderwać oczu… zapiera mi dech, ale nie przestaję… jestem mokra! Tam i na
całym ciele. Umęczone mięśnie zaczynają się buntować.
- A…dam – stękam z wysiłku – pomórz… błagam…
Silne
palce zaciskają się na moich biodrach i podkręcają rytm. Nasze przyspieszone
oddechy mieszają się ze sobą. Już nie mam tchu, odchylam głowę i przymykam
oczy.
- Nie zamykaj oczu! Patrz na mnie!
Ostatkiem
sił zmuszam się, żeby wykonać polecenie. Dwie ogromne źrenice odbijają mój
obraz, przeglądam się w nich, zanurzam się… Płonę! Żar, spomiędzy nóg rozpływa
mi się po całym ciele. Walczę z chęcią zaciśnięcia powiek. Wreszcie przyciskam
się do Adama z całej siły i nie pozwalam się oderwać. Czuję go gdzieś w głębi,
czuję rozpieranie, pulsowanie, rozkosz… Ma takie szerokie źrenice… takie
czarne… nawet nie mrugnie…
- Och, Ola… - chrapliwy jęk wyrywa się z jego piersi i
padamy oboje na łóżko.
Nie mam
siły, by się ruszyć, nie mam siły, by cokolwiek powiedzieć, jakby patrzenie
podczas seksu wymagało dodatkowej porcji energii.
- Dlaczego chciałeś, żebym patrzyła? – pytam cicho, kiedy
udaje mi się wreszcie złapać oddech. Nie odpowiada od razu, jakby się namyślał.
- Chciałem zobaczyć, co czujesz, kiedy się ze mną kochasz –
szepcze w końcu – Chciałem, żebyś Ty też widziała, co ja czuję.
Mój
kochany Adam, mój jedyny. Co ja widziałam w tych Twoich oczach? Coś dziwnego,
innego, jakby niepokój, aż przeszywa mnie dreszcz, kiedy o tym pomyślę.
- Zimno Ci – przytula mnie i okrywa nas kołdrą – Choć do
mnie, ułóż się tak, jak lubisz.
Kładę
mu głowę na ramieniu i zarzucam nogę na udo. Jego szorstkie włoski łaskoczą
mnie w podbrzusze. Jest taki miękki i ciepły… Czuję, jak oczy mi się kleją…
Adam
Leżał,
słuchając miarowego oddechu Oli. Jej miękkie włosy opadały na policzek i na
jego pierś, łaskocząc przyjemnie. Czekał na sen, ale on nie chciał nadejść.
Zwykle czuł się po seksie odprężony, ale teraz nadal miał w sobie jakiś
niepokój. To pewnie z powodu rozmowy, jaką odbył rano z babcią. Spróbował ją
sobie przypomnieć.
- Adam – babcia położyła szczupłą, niegdyś z pewnością
piękną dłoń, na jego ramieniu – czy Ty nie powinieneś pomyśleć o
przeprowadzeniu się na stałe do siebie?
- To nie masz nic przeciwko temu? - Spojrzał na nią
zaskoczony. Jeszcze w zeszłym roku narzekała, że znika na całe weekendy, choć
musiał obiektywnie przyznać, że odkąd poznała Olę, robiła to niezwykle rzadko.
– Za moich czasów to się nazywało garsoniera – stwierdziła z
przekąsem - Myślisz, że nie wiem, co wyprawialiście w tym mieszkaniu na
początku? Nie podobało mi się to, ale się nie wtrącałam, bo Basia uważała, że
musisz się wyszumieć – wzruszyła ramionami – Za to teraz, bardzo chętnie będę
gotować i mogę zrobić większe pranie, ale to już chyba najwyższa pora zrobić z
tym jakiś porządek – uniosła brwi i spojrzała na niego poważnie.
- Z tym? – czy on dobrze zrozumiał?
- No, z Wami! Nie udawaj, ze nie wiesz, o czym mówię –
cofnęła dłoń i zaplotła ręce na piersi – Ta dziewczyna też świata poza Tobą nie
widzi, jeśli jeszcze nie zauważyłeś. Na co Ty czekasz?
- Prawdę mówiąc, to myślałem o zamieszkaniu razem… - spojrzał
na babcię, ale ona cierpliwie czekała na dalszy ciąg – nawet, wydaje mi się, że
Ola by tego chciała… - mówienie o sobie nigdy nie przychodziło mu łatwo.
- To, co Cię powstrzymuje? – babcia znowu uniosła brwi – To
ja, stara, mam Ci mówić takie rzeczy?
- Nie jesteś stara! – obruszył się i próbował ją przytulić,
ale kategorycznym gestem wskazała mu krzesło – masz „młodsze” poglądy, niż
większość rodziców moich znajomych – dodał ugodowo. Nie przypominał sobie, żeby
tak kiedykolwiek rozmawiali.
- Posłuchaj mnie dobrze, bo nie lubię się powtarzać – ton
jej głosu zrobił się poważny – kochasz tę Olę i ona kocha Ciebie, ale młodość
to taki głupi wiek, kiedy człowiek jest niecierpliwy i popełnia dużo błędów –
uniosła rękę, widząc, że chce jej przerwać – takie Wasze prawo, ale jeśli
jesteś przekonany, że to ta jedyna, to nie odkładaj wszystkiego na czas
nieokreślony. Chyba, że nie jesteś pewien, to jej nie zawracaj głowy!
- Babciu! – jej słowa kompletnie go zaskoczyły.
- Babciu, babciu – prychnęła – To jest kobieta, a kobiety
chcą wiedzieć, na czym stoją. Co innego chodzenie przez dwa miesiące, a co
innego, przez dwa lata! – fuknęła gniewnie – Jesteś moim wnukiem, a jakbyś był
z innej gliny! Chociaż, jak się tak zastanowię, to może bliżej Ci do dziadka
Tomka – pokiwała głową - Teraz to nawet macie lepiej, bo możecie sobie
zamieszkać i nikt nie wiesza na dziewczynie psów, a myśmy musieli się z tym
kryć!
- No właśnie o to chodzi, że to nie jest takie proste –
potarł policzek zakłopotany – jej rodzice wcale nie są tacy postępowi. Wiesz,
co by się stało, jakby się dowiedzieli?
- Owszem, ale jest na to sposób… - zawiesiła głos i
spojrzała na niego z politowaniem – To też Ci mam wyłożyć? Poza tym, zdaje się,
że wybieracie się do Stanów. Nie rozmawiałeś z Jezierskimi o zaproszeniu ich
córki do Twoich obojga rodziców?
- Nie rozmawiałem – za to TA rozmowa zaczynała go męczyć –
na razie myślałem o tym, żeby zaprosić ją na Wielkanoc do Dusseldorfu… chyba,
że ojciec nie przyleci.
- A w jakim charakterze ją zaprosisz? – w jej tonie
pobrzmiewała nutka złośliwości, czy zniecierpliwienia. Nie mógł tego odgadnąć –
Skoro są konserwatywni, a są, to nie przypuszczam, żeby się zgodzili.
- Babciu, nie dręcz
mnie – zakrył dłońmi twarz – Powiedz po prostu, o co Ci chodzi?
- O to, że jeśli nie będziesz dbał o to uczucie tak, jak
należy – rzuciła gniewnie - to ktoś może Ci wejść w paradę!
- Co? – przełknął głośno ślinę – o czym Ty mówisz?
- Albo Ty jesteś ślepy, albo ja mam paranoję – opuściła
ramiona z rezygnacją – Nie widziałeś, jak Artur na nią patrzył, jak byliśmy u
nich? Nie przeszkadza Ci to?
- Artur? – powtórzył z niedowierzaniem – Nie, no daj spokój.
To przyjaciel, to prawie brat…
- Obyś miał rację, ale pamiętaj, że raz nasze rodziny już
się o mało nie pokłóciły o kobietę – prychnęła znowu – Historii o Troi nikt nie
wymyślił z niczego. Tam gdzie jest miłość, przyjaźń się nie liczy. Nie mówię,
że coś miedzy nimi jest, ale może być… Adam, Artur to dobre dziecko, ale to Ty
jesteś moim wnukiem.
- Nie wierzę, żeby Ola była zdolna do czegoś takiego – na
samą myśl, zrobiło mu się gorąco – po prostu nie wierzę!
- To dobrze, bo to znaczy, że jest miedzy Wami zaufanie, ale
pilnuj tego, jak mężczyzna w Twoim wieku, a nie, jak szczeniak.
Jak
szczeniak, pomyślał z uśmiechem, ale mu się dostało i to od rodzonej babki!
Idąc na tenis miał ochotę zagadać
do Artura, ale im był bliżej hali, tym więcej dopadało go wątpliwości. O co
miał zapytać? Czy Arturowi podoba się Ola? No pewnie, że tak. Od samego
początku uważał, że jest ładna. Czy się w niej zakochał? Nawet jeśli, to nigdy by się nie przyznał.
Czy zrobił coś…? Nie, o to nie mógł zapytać! Po prostu nie! Już prędzej
zapytałby Olę, ale gdyby coś się stało, to sama by mu powiedziała. Więc, czemu
od dwóch tygodni jest taka inna? Od chwili, kiedy pojechali do jej domu… Już w
pociągu była taka milcząca, taka nieobecna.
Wrócił
myślami do rozmowy z babcią. Właściwie miał już wychodzić, ale zawrócił i zajrzał
do kuchni.
- Babciu, czy Ty chcesz, żebym się ożenił? – nie mógł
uwierzyć, że o to jej chodzi.
- A co w tym złego? – odpowiedziała mu pytaniem – Nie chcesz
się ożenić?
- No, w ogóle tak, ale jeszcze nie teraz – jakoś nie
odczuwał potrzeby zawracania sobie tym głowy, chociaż na ślubie Julii i Michaela
był taki moment…
- A rozmawiasz czasem z Olą o przyszłości i o swoich
planach? – przyglądała mu się w sposób, którego nie lubił. Jakby stał w
promieniach Roentgena.
- Raczej nie… - po co miał jej mącić w głowie? Miała do
zdania egzaminy, jeszcze trzy lata studiów, zresztą sama powiedziała, że na
razie o tym nie myśli, a może tylko tak mówi…
Ola
poruszyła się niespokojnie przez sen, ale po chwili westchnęła głęboko i ugięła
mocniej kolano przytulając się mięciutkim ciałem do jego uda. Uśmiechnął się do
siebie. Jak to było? Jeśli to ta jedyna…
- Jedyna i moja! – powiedział na głos, jakby cieszył się własnymi
słowami – Moja – powtórzył.
Ogarniała
go coraz większa senność i jakiś spokój. Do świąt niedaleko, a potem mogą
spróbować pomieszkać na próbę. Oby tylko pozdawała wszystko i dostała wizę. A
rodzice? No cóż, trzeba będzie zaryzykować…
Do
cichego posapywania Oli wkrótce dołączył głęboki spokojny oddech Adama.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz