środa, 19 sierpnia 2015

Teraz. Część 4

- Dobrze, że jesteś! – Ola wita mnie z ulgą w głosie – bałam się, że wrócisz dopiero jutro a dzwoniła Julia. To chyba coś pilnego.
                Robię w tył zwrot i idę do telefonu. Julka nie dzwoni bez powodu.
- Czy nie macie tam w Krakowie zwyczaju zostawiania telefonu do siebie? – Gdera Julia, bez żadnych wstępów
- Mamy, ale nie pomyślałam o tym. Miałam tyle na głowie i na sobie, – zniżam głos na myśl, kogo miałam na sobie – że całkiem o tym zapomniałam.
- Czy Ty chcesz mi coś powiedzieć? – Julia aż dyszy z ciekawości
- Wysłałam Ci kartkę. – mówię powoli – Spędziłam weekend z Adamem.
- O rany! Kto zaczął, ty czy on? – chyba szybko się nie dowiem, po co dzwoniła
- Ja, ale on chyba na to czekał. Wiesz, że nie chodził z nikim od czasu jak się rozstaliśmy? Umówiliśmy się do kina i na następny weekend u niego… – paplam, jakbym chciała wyrzucić z siebie nadmiar emocji, rozsadzających mi klatkę.
                Julia słucha tego z cierpliwością stoika. Kiedy wreszcie przerywam, aby zaczerpnąć tchu, słyszę jej głębokie westchnienie.
- Co jest? – przypominam sobie, że to ona mnie szukała
- Nie wiem, czy powinnam Ci to mówić w tej chwili, ale i tak w końcu się dowiesz. Popytałam trochę wśród znajomych i wygląda na to, ze Robert naprawdę kupił egzaminy, a w każdym razie jeden na pewno.
- Julka, zostaw to. – nie chcę do tego wracać – Co miałabym zrobić z taką informacją? Nie chcę robić mu krzywdy. Poza tym, jeśli jest tak, jak mówisz, to dalej też będzie miał problemy. Dajmy mu spokój.
- Jak chcesz – chyba jej nie przekonałam – ale jakby co, to tylko mi powiedz.
- Jakby co? Julia, on jest zapatrzony w siebie. Znajdzie sobie inną pannę do tresowania – przewracam oczami, bo wiem, że i tak mnie nie widzi – Już pewnie zapomniał, że jest na mnie obrażony. Poza tym, faktycznie, mogłam mu wcześniej powiedzieć, że od niego odchodzę. Całe wakacje na mnie czekał.
- To, że grzebał w twoich papierach na uczelni i ośmieszył Cię przy rodzicach, już mu wybaczyłaś? – Julia jest wyraźnie zła – Nie mogę uwierzyć, że niczego się nie nauczyłaś. Ja bym mu nie darowała.
- Wiem - ucinam krótko – ale ja, to nie Ty. Jestem teraz szczęśliwa i nie chcę tego zakłócać bezsensowną zemstą. Po prostu odpuść. Proszę.
                Kiedy wracam do pokoju, Ola rzuca się na mnie jak kot na mysz. Mimo, że jestem zmęczona, muszę jej wszystko opowiedzieć. Choć, prawdę powiedziawszy, jak opuszczę pikantne szczegóły, to niewiele zostaje do opowiadania.
- Umówiliśmy się do kina na piątkowy wieczór – kończę.
- Fajnie to brzmi. – Ola chichocze – Na co idziecie?
- Nie wiem. Adam ma coś znaleźć. Muszę przyznać, że trochę się bałam, że nigdzie mnie nie zaprosi – zastanawiam się chwilę, jak to powiedzieć – Mam wrażenie, że on nie do końca wie, co nas łączy… To z jednej strony zrozumiałe, bo wszystko potoczyło się tak szybko, ale z drugiej strony, po co miałabym do niego wracać, gdybym nie chciała z nim być.
- Powiedziałaś mu to? – Ola poważnieje.
- Na razie nie. Zapytał mnie, dlaczego odeszłam, ale nie wiem, co mogę mu powiedzieć. Nie wiem, co do mnie czuje? Wiem tylko, że ja go kocham i chcę z nim być. Nie wiem jak by zareagował, gdybym mu to powiedziała – przygryzam wargę – Niby powiedział, że mu na mnie zależało. Wtedy. Tylko, że nie wiem, czy teraz tak jest? Och, Ola, wszystko byłoby prostsze, gdybym nie usłyszała tamtej rozmowy.
- No, nie wiem – Ola mówi to z wahaniem – Na wszelki wypadek, uważaj co mówisz. Zorientuj się, co on czuje. Przez ten tydzień będzie miał czas na zastanowienie, pogadanie z kolegami.
- Prosiłam go, żeby na razie o nas z nikim nie rozmawiał. Jezu, a jak powie, że jest za późno? – czuję kłębek waty w gardle.
- Nie powie – Ola puka się w czoło – nie miał dziewczyny od waszego rozstania. On! Facet, który zmieniał dziewczyny, jak rękawiczki. Spędziliście razem weekend i co najważniejsze, dostał to, na czym najwyraźniej mu zależało.
                To prawda, wcale nie było tak, jak mówił Gianni. Pewnie będę musiała poczekać na jakieś wyznania z jego strony, ale mam czas… 
---
                Tydzień dłuży mi się niemiłosiernie. Jedynym plusem jest to, że uczę się bez przerwy, żeby nie myśleć o Adamie i nadchodzącym piątku. Kiedy w czwartek wołają mnie do telefonu, czuję, że to on.
- Cześć - Adam jakby się waha – chciałem cię zapytać, czy zamiast kina może być Grechuta? Jest taki kameralny koncert i moglibyśmy pójść…
                 Kiedy wracam do pokoju, minę mam chyba nietęgą, bo Ola natychmiast odkłada książkę.
- Co jest? – pyta krótko.
- Grechuta – jestem kompletnie skołowana – Zamiast kina mamy iść na koncert promujący jakąś nową płytę, a potem na chwilę do Klubu – dodaję.
- To pomysł Artura – Ola marszczy nos, jakby coś śmierdziało – on słucha Grechuty, nawet się o to pokłóciliśmy.
- O, w mordę! Naprawdę? – teraz to dopiero mam problem.
                Ola kiwa głową w zamyśleniu. Więc powiedział Arturowi. Pewnie jeszcze Artur pójdzie z nami. Na pewno nie jest do mnie pozytywnie nastawiony. Co to ma być? Testowanie? Tego się nie spodziewałam. Zakładałam, że będę musiała zawalczyć o Adama, nawet byłam zaskoczona, że tak łatwo poszło, ale nie sądziłam, że będę się boksować z jego kolegami. No cóż, trzeba będzie przejść przyspieszony kurs z twórczości Grechuty. Biorę notes i pióro i robię w tył zwrot.
- Halo? - przytrzymuję słuchawkę ramieniem, żeby mieć obie ręce wolne – tato, słuchałeś na studiach Grechuty?
---
                W piątek po zajęciach Ola z Radkiem komisyjnie oceniają mój strój. Cały czarny: wąskie spodnie, ciężkie kozaki na platformie, obcisła trykotowa bluzka z łódkowym dekoltem i marynarka, którą przywiozłam z Włoch. Najdroższą rzeczą jest apaszka Burberry w charakterystyczną kratkę, prezent pożegnalny od Andrei. Ola wiąże mi ją tak, żeby było widać z boku napis. Niby przypadek, ha, ha, ha. Wiem o co chodzi. Pakuję parę rzeczy do torby.
- No i co? – patrzę na Radka.
- Dla mnie super! – kiwa głową z uznaniem – tylko do klubu, to trochę za bardzo poważne.
- Spoko!
                Zdejmuję marynarkę i odwracam na lewą stronę. Jest czerwona i lekko błyszcząca. Z kieszeni wyjmuję długie złote kolczyki.
- No, teraz OK– Radek unosi kciuk – Jest Twój!
                Zerkam na zegarek. Czas na mnie. Zakładam płaszcz z grubej czarnej wełny. Mama zdobyła go jakimś cudem. Miał być dla Julki, ale biust jej się nie zmieścił. Dostaję jeszcze kopniaka na szczęście od Olki i wychodzę. Czuję się, jak przed egzaminem.
- Pięknie wyglądasz – Adam przygląda mi się z zainteresowaniem – tak inaczej.
                Wsiadamy do samochodu. Zastanawiam się, jak się dowiedzieć, czy to pomysł Artura.
- Idziemy sami? – nie jestem mistrzem impasu.
- Będzie Artur i jego dziewczyna, Daria – Adam przygląda mi się chwilę badawczo, ale musi patrzeć na drogę – Nie znasz jej, jest z czwartego roku prawa. Bardzo inteligentna i wygadana – uśmiecha się lekko.
- Więc rozmawiałeś o nas z Arturem – zawieszam głos.
- Nie rozmawiałem, tylko zaproponował ten występ, a ja powiedziałem, że chcę iść z Tobą, jeśli się zgodzisz. Artur jest moim przyjacielem i potrafi trzymać język za zębami – rzuca mi szybkie spojrzenie znad kierownicy – Ty pewnie też rozmawiałaś z Olą?
- Ale Ty mnie nie prosiłeś, żebym z nikim nie rozmawiała – nie wiem, o co mi chodzi. Właściwie nic się nie stało, ale po tamtej rozmowie nie lubię jego kolegów.
- Przepraszam, masz rację – Adam parkuje na chodniku – Kawałek musimy przejść.
                Idę, udobruchana przeprosinami. Postanawiam nie uprzedzać się do Artura ani do jego dziewczyny. W końcu nie dla niej zostawił Olę. Poza tym, ona jest taka szczęśliwa z Radkiem, że mogę mu wybaczyć. Artura widzę z daleka, jego dziewczynę też. Jest duża. To właściwe słowo. Nie gruba, nie szczupła, tylko duża. Przy Arturze aż tak tego nie widać, ale kiedy staję naprzeciw niej, kontrast jest oczywisty.
- Olu, to jest Daria – Adam uśmiecha się szeroko do dużej Darii – Daria, to Ola.
- Cześć - mówię i czekam, aż wyciągnie rękę.
                Robi to po chwili, przyglądając mi się bacznie. Już widzę, że mnie nie lubi. Nie zna mnie, nic o mnie nie wie, ale mnie nie lubi. Ściskam duże łapsko.
- Cześć Artur – uśmiecham się słodko.
- Jak było we Włoszech? – Artur szybko taksuje mnie wzrokiem.
- Gorąco – odpowiadam, cały czas się uśmiechając – Adam Ci nie mówił?
                Nie zdążyłam opowiedzieć Adamowi zbyt wiele, ale mówiłam mu o Sardynii. Po prostu nie widziałam jeszcze tak pięknego miejsca.
- Nie - szybka wymiana spojrzeń z Adamem, a ja konam ze śmiechu. Oczywiście tylko w myślach.
- Co robiłaś we Włoszech? – Duża Daria, czyli DD, jak ją nazwałam w myślach, patrzy na mnie z zainteresowaniem.
- Takie tam - macham ręką – zdjęcia za pieniądze. Zwiedzałam, uczyłam się robić kawę… – zerkam na Adama.
- Ola pracuje jako modelka – Adam uśmiecha się do mnie ciepło – choć nie wiem, jak znajduje na to czas na medycynie.
- Myślałam, że te ładne nie idą na medycynę – DD uśmiecha się jadowicie – ale jak widzę, zdarzają się wyjątki.
                Mam ochotę powiedzieć, że na prawo też widocznie nie idą, ale tylko wzruszam ramionami. Na szczęście musimy już wchodzić, więc nie mamy okazji kontynuować. Baba mnie nie lubi i kropka! W szatni zdejmujemy płaszcze i o mało nie padam z wrażenia. DD ma na sobie cekinową mini w kolorze śliwki i czarną połyskliwą bluzkę z falbaną z przodu, uwydatniającą jeszcze jej pokaźny biust. No, Bóg ją dzisiaj opuścił, jak patrzyła w lustro. Adam zabiera mój płaszcz, a ja wygładzam włosy.
- Ładnie wyglądasz – Artur podchodzi do mnie, korzystając z tego, że Adam oddaje nasze płaszcze – Lubisz Grechutę?
- Nie wiem – odpowiadam szczerze – ale moi rodzice go słuchają, więc nie może być zły. Jestem otwarta na nową muzykę, a poezję śpiewaną lubię. Słuchałam Stachury i Chodakowskiej… - zawieszam głos, bo podchodzi do nas DD.
                Wtapiam się w tłum, bo większość osób ubrana jest bardzo prosto. Czerń przeważa. DD mierzy mnie wzrokiem, zatrzymuje się na apaszce. Dzięki Olu - myślę ciepło o przyjaciółce. Z tyłu podchodzi Adam i kładzie mi rękę na biodrze. Schodzimy po schodach w dół, na salę. Jest niewielka a przez to przytulna. Szybko wypełnia się widzami i udaje nam się wymienić tylko krótkie opinie na temat urody tego miejsca, kiedy gaśnie światło. Zapowiada  szczupła, blada kobieta w długiej czarnej sukience. Kiedy Marek Grechuta wychodzi na scenę, jestem trochę zaskoczona. Wiem, jak wygląda, ale na żywo jest jakby mniejszy i grubszy, ale kiedy zaczyna mówić, nagle staje się jasne, że to jest KTOŚ. Potem śpiewa swoje piosenki, te starsze, które trochę znam i całkiem nowe. Podoba mi się!
                Kiedy wychodzimy po koncercie z sali widzę, że w szatni można kupić kasety z nagraniem. Idziemy tam z Adamem i wyciągam pieniądze.
- Zostaw – Adam sięga do kieszeni – kupię Ci.
- Dzięki, wystarczy, że płacisz za bilet – podaję sprzedawcy pieniądze – poza tym, to ma być prezent dla Kuby.
- Może podpisać? – mówi ktoś za moimi plecami.
                Odwracam się zaskoczona.
- Mistrzu, jeśli pan może, to bardzo proszę – szybko zrywam folię z kasety i otwieram ją aby mógł się podpisać – to dla mojego brata, Kuby. Tato dał mu posłuchać „Kopciuszka” z pana muzyką.
                Dostaję autograf z dedykacją jako pierwsza, bo natychmiast podchodzą inni. Chowam kasetę do torebki. Adam nachyla się do mnie i całuje za uchem, wciągając zapach moich perfum.
- Spryciula z Ciebie – szepcze mi do ucha – Pięknie pachniesz.
                Mam nadzieję, że to koniec sprawdzianu. Chyba zdałam na piątkę. Zerkam ukradkiem na Artura, ale wydaje się nachmurzony. DD coś mu szepcze do ucha. Możliwość otrzymania autografu sprawiła, że w szatni zostaliśmy tylko my i szatniarka, co skrzętnie wykorzystujemy i po chwili wychodzimy na zewnątrz. Idziemy razem do samochodu Adama i jedziemy do Klubu. Znowu czuję się jak przed egzaminem. Może Bogdana tam nie ma? Nie mam co liczyć na cud, jest piątkowy wieczór. DD patrzy na plakat przed wejściem i na mnie. Tak, to ja! Idę przodem i po drodze do szatni odpinam płaszcz. Kiedy Adam oddaje go do szatni, ja odwracam marynarkę i nakładam kolczyki, apaszkę składam i wsuwam do kieszeni. Zerkam w lustro: dobrze, że Nadia namówiła mnie na dwustronną marynarkę. Muszę do niej napisać. Ciekawe, czy udało jej się zmienić agencję?
- O kurde, Ola! – Adam okręca mnie jak wrzeciono – i dlatego Cię lubię, dziewczyno.
                Wchodzę za Adamem, starając się nie rozglądać. Na scenie dostrzegam saksofon. Ciekawe, kiedy postanowił zagrać, przed moim powrotem, czy po? Siadamy blisko sceny.
- Co wam przynieść, dziewczyny? Może być białe wino, czy wolicie drinka? – Adam czeka, aż się zdecydujemy.
- Wolę drinka. Sam wybierz jakiego. – za barem widzę zaskoczonego moim widokiem barmana.
                Zostajemy przy stoliku same. DD przygląda mi się chwilę.
- Podobno już ze sobą chodziliście? - zerka na Adama – Kto kogo rzucił?
- Trudno powiedzieć, ale niech będzie, że ja jego – odpowiadam wymijająco – To dość skomplikowane. A ty długo jesteś z Arturem?
- Od początku wakacji – kiedy patrzy na Artura, na jej ustach pojawia się lubieżny uśmieszek.
                Chyba wiem, o czym w tej chwili myśli. Artur podchodzi z naszymi drinkami i widząc jej uśmiech, sam się rozpromienia. Zastanawiam się, czy patrzył tak na Olkę? Nie pamiętam. Byłam tak zajęta Adamem, że nie widziałam niczego wokół, aż do tamtego wieczoru.
- Idę coś wam zagrać – Adam muska moje włosy i idzie na scenę, witany radośnie przez pozostałych chłopaków.
                Po chwili zaczynają grać i na sali zapada cisza. Grają „She’s like a wind” z Dirty Dancing. Przymykam oczy i odchylam się lekko do tyłu. Wiem, że Adam gra w tej chwili tylko dla mnie, czuję to…
- Nie wiedziałam, ze Adam tak gra – słyszę zdumiony głos DD i otwieram oczy.
- Bo dawno nie grał – Artur patrzy na mnie bez uśmiechu – nawet nie bardzo miał ochotę tu przychodzić.
                Czuję, jak powietrze między nami robi się gęste i ciężkie. Adam gra z półprzymkniętymi powiekami. Jego usta obejmują ustnik w taki zmysłowy sposób. Z niechęcią odwracam głowę od tego widoku. Wbijam wzrok w Artura, a on we mnie.
- Źle go potraktowałaś – mówi twardo, nie zważając na DD nadstawiającą ciekawie ucha.
- Wiem – przełykam ślinę, nie spuszczając z niego wzroku – ale nie mogłam wtedy zachować się inaczej. Zresztą, trochę się do tego przyczyniłeś.
- Ja? – Artur mruga kilka razy, ale nadal mierzy mnie gniewnym spojrzeniem – chyba nie z powodu Twojej koleżanki? – zerka nerwowo na DD.
                Tu Cię mam! Moje sprawy można omawiać publicznie, a Twoich nie?
- Nie mieszaj do tego Oli, to nie z jej powodu – udaję, że nie widzę miny DD – Kiedyś to wyjaśnię Adamowi, a może wam obu. Na razie to sprawa między mną i Adamem.
- Nie do końca – Artur zaciska szczęki – Po co wróciłaś? Znowu go zostawisz, jak się okaże, że… - zawiesza głos
- Że co? – mówię gniewnie – Powiedz!
                Oddycha szybko. Nagle dociera do nas, że muzyka ucichła. Odwracamy się oboje w stronę sceny. Adam patrzy na nas zaskoczony. Jedyne, co mogę w tej chwili zrobić, to posłać mu całuska. Robię to i uśmiecham się uspokajająco. Składam ręce, jak do modlitwy i głową wskazuję na saksofon. Adam unosi go do góry. Niech jeszcze gra, proszę, niech gra dla mnie. Muzyka sączy się teraz spokojną melodią. Odwracam się powoli w stronę Artura.
- Skrzywdziliśmy się nawzajem, choć nie do końca zdawaliśmy sobie z tego sprawę – mówię to cicho ale dobitnie – Mam nadzieję, że to się da naprawić, bo Adam jest dla mnie ważny. Jeśli możesz, to nam nie przeszkadzaj. Wiem, że jesteście przyjaciółmi, ale wierz mi, że mam pewne argumenty, których Ty nie masz. Nie jestem twoim wrogiem. Na razie to Ci musi wystarczyć.
- Nie ufam Ci – Artur mówi to jednak łagodniejszym tonem – nie odpowiedziałaś mi, dlaczego wróciłaś?
- A czy to nie jest oczywiste? – patrzę na niego z politowaniem – Po co kobieta idzie do mężczyzny? Daria, dlaczego jesteś z Arturem?
                 DD mruga szybko, zaskoczona pytaniem. Nie jest aż taka bystra, jak mówił Adam. Może raczej pewna siebie i momentami bezczelna.
- Już po burzy? – Adam ogarnia mnie ramieniem.
- Muza wróciła? – jeden z chłopaków z zespołu podaje mi rękę – Jak Ci się podobało?
- Jak będziecie chcieli nagrać płytę, to się dorzucę – śmieję się do niego serdecznie – Naprawdę! – dodaję już poważnie – nie jestem ekspertem, ale wydaje mi się, że dobrze gracie.
                Siedzimy jeszcze z godzinę, gadając na neutralne tematy. Czuję w zachowaniu Adama jakąś niepewność. To coś nowego, coś, czego nie było poprzednim razem. Jakby mentalny dystans między nami doszedł do pewnego punktu i nie mógł się zmniejszyć. Czy to wpływ Artura? Tydzień temu nie czułam tego, a może po prostu byłam tak przejęta, że nie zauważyłam? Dobrze, że nie spotkałam tu Bogdana.
                Chyba pomyślałam o tym w złą godzinę, bo kiedy zbieramy się do wyjścia, Bogdan wkracza do Klubu, witając się hałaśliwie z niektórymi z gości. Zatrzymuję się niepewnie na jego widok, ale Adam też go zauważył.
- Idź do szatni, zaraz tam przyjdę – muska mój policzek.
                Idzie do Bogdana i zatrzymuje go w połowie drogi do nas. Zmierzam prosto do szatni, nie patrząc w ich stronę.
- Demony przeszłości? – Artur przechodzi obok mnie i skręca do Bogdana.
                Jezu, o tym też rozmawiali? Chcę już iść. Chcę do domu, do łóżka! Chcę się przytulić i zapomnieć na chwilę o Arturze, Bogdanie, niedomówieniach… Z ulgą stwierdzam, że na Artura i DD czeka taksówka. Już się bałam, że Adam wpadnie na pomysł goszczenia ich u siebie. Żegnamy się szybko, bo na dworze jest strasznie zimno i wsiadamy do zimnego jak lodówka golfa.
- Przepraszam Cię za Artura. Zdaje się, że nie był zbyt miły tego wieczoru? – Adam zerka na mnie znad kierownicy – Nie chciałem zostawiać Cię samej z nim przy stole, ale tak dawno nie grałem w Klubie… -milknie na chwilę – Miałem taką ochotę zagrać dla Ciebie…
- Wiem, czułam to – kładę dłoń w rękawiczce na jego udzie. Jest ciepłe. Zawsze mnie to zaskakuje, jaki jest ciepły.
- Nigdy nie marzniesz? – przesuwam ręką po udzie.
- W tej chwili na pewno nie! – szybki rzut oka w dół.
                Zabieram dłoń, ale Adam kładzie ją sobie powrotem na udzie. Jego dotyk działa na mnie, jak zawsze, jak katalizator. Jest późno, ale zmęczenie ulatuje w jednej chwili. Podróż wyludnionymi ciemnymi ulicami trwa chwilę. Jak różne są nasze miasta od włoskich. Klimat robi swoje, zgoda, ale widać też biedę i zaniedbanie. Wcześniej nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo jesteśmy w tyle. Nawet to mieszkanie, do którego zaraz wejdę, w Rzymie byłoby normalne, tu jest luksusem.
                Wchodzimy cicho, aby nie budzić pani Mai. Ciekawe, jak zareaguje na mój widok? Nie myślałam o tym wszystkim tydzień temu. Zapomniałam, że wokół nas jest pełno ludzi. Ludzi życzliwych Adamowi, którzy będą mnie teraz oceniać, czy tego chcę czy nie.
                Wieszam płaszcz i idę do kuchni. Nic się nie zmieniło od ostatniego razu.
- Nie zdążyłem zrobić zakupów – Adam wyciąga z torby mleko i karton soku, i wkłada do lodówki – mamy tylko płatki na śniadanie. Jutro to naprawię.
- To nawet lepiej – zaglądam do szafki obok lodówki: nie jest tak źle – możemy razem iść na zakupy. Nie musisz mnie żywić. Ja też mogłam przywieźć coś do jedzenia, a nie pomyślałam.
- Jesteś moim gościem, nic nie musisz – Adam przygarnia mnie do siebie.
- A jeśli wolę nie czuć się tu jak gość? – unoszę głowę i patrzę mu w oczy.
                Nie odpowiada, ale widzę coś dziwnego w jego oczach. Nie wiem, co to jest, ale nigdy wcześniej tego nie było. Jakby analizował każdą moją wypowiedź. Nie, po prostu jestem zmęczona. Otrząsam się.
- Idę pod prysznic, dobrze? – zabieram torbę do sypialni – Och!
                Na ścianie sypialni wisi obraz z drzewem czereśniowym, który oglądałam z Julią na Rynku. Więc to Adam go kupił. Był tam i obserwował nas. Był w tylu miejscach, w których i ja bywałam. Jak to możliwe, że kiedy ja szukałam okazji do spotkania, nie mogłam go nigdzie zastać? Od października chodziłam na Rynek, do Zoo, w pobliże Klubu i nic. Gdyby nie ta restauracja wtedy z tatą…
- Podoba Ci się – to nie pytanie lecz stwierdzenie – kupiłem go z myślą o Tobie.
                Adam staje za mną i wtula twarz w moje włosy. Odchylam głowę do tyłu. Wrócił mój Adam. Mój czuły, odgadujący moje pragnienia, po prostu mój. Zamykam oczy.
- Miałem go już oddać mojej mamie, żeby go więcej nie oglądać, ale zobaczyłem Cię w tej restauracji i postanowiłem go zostawić – szepcze to ciepłym niskim głosem - Jest Twój.
- I mogę z nim zrobić, co zechcę?
- Tak
- Więc, niech nadal tu wisi – obejmuję rękami jego ramiona, otaczające moją talię – Będę się nim cieszyć, za każdym razem, kiedy tu przyjdę. Zresztą, kiedy go oglądałam, myślałam, że pasowałby do tego mieszkania. Ten widok przypomniał mi miejsce, które oglądaliśmy razem z okna salonu Alicji.
                Adam porusza się niespokojnie. Jakby moje słowa go poruszyły. Chcę spojrzeć mu w oczy, chcę widzieć jego reakcję. Odwracam się powoli i widzę w jego ciemnych oczach niezdecydowanie. Jakby toczył w sobie wewnętrzną walkę. Spuszcza wzrok, jakby czuł się przyłapany. Znam to uczucie i wiem, że pojawia się wtedy, gdy nie chcemy głośno wrazić swoich myśli. Odsuwam się delikatnie.
- Pójdę pod prysznic – umykam przed jego spojrzeniem.
                Ciepła woda miesza się z moimi łzami. Nie wybaczył mi. Przyjął mnie, ale mi nie wybaczył. Dlatego jest miedzy nami ten dystans. To jak mur, którego nie mogę pokonać. Najdziwniejsze, że mimo to, jest nam dobrze w łóżku. Moje ciało reaguje na niego jak zaprogramowane. Wystarczy jedno dotknięcie, słowo-klucz wypowiedziane odpowiednim tonem i już go pragnę. Czy on też tak ma? W zeszły weekend kochaliśmy się tyle razy, jakby chciał nadrobić stracony czas. Czułam, ze mnie pragnie. Był blisko mnie, dotykał mnie co chwilę, jakby upewniając się, że jestem przy nim. Nie było tego muru! Nie było go, jestem pewna! Czy to znaczy, że żałuje? Nie! Jest skołowany, ale na pewno chce mnie tak samo, jak ja jego. Tak samo? A może chce tylko seksu? Może nie chce, żebym wchodziła do innych części jego życia? Brał pod uwagę, że chciałam od niego tylko seksu, więc to możliwe…
- Mogę wejść? – Adam staje obok prysznica w samych bokserkach.
                Wychodzę na zimną posadzkę. Otulam się miękkim, pachnącym ręcznikiem. Wszystkie rzeczy Adama tak pachną. Teraz uświadamiam sobie, że to musi być zapach jakiegoś płynu albo proszku, bo czasem czułam go we Włoszech. Początkowo szukałam odruchowo źródła tego zapachu. Potem oswoiłam się z nim, ale zawsze przywoływał on wspomnienie Adama. Myję zęby i łykam tabletkę. Z zamyślenia wyrywa mnie dłoń, sunąca po moim odsłoniętym karku. Aż podskakuję.
- Gdzie byłaś? Jesteś taka milcząca - całuje delikatnie miejsce na karku, tuż pod włosami – Tak pięknie mówiłaś o tym obrazie…
- Adam - przerywam mu – czy Ty nie żałujesz tego co się stało?
Zdumienie na jego twarzy wydaje się szczere, bo pojawia się natychmiast po moich słowach.
- Żałuję? Czego miałbym żałować? – na jego twarzy pojawia się nagle smutek - Tego że odeszłaś, żałowałem od chwili, gdy się odwróciłaś. Nie wiem, dlaczego nie próbowałem Cię zatrzymać. Może założyłem, że twoja decyzja jest nieodwołalna?
- Nie o tym mówię, - słowa z trudem przechodzą mi przez gardło – myślałam o ostatnim weekendzie.
- Nie, Ola, nie! – Adam ujmuje moją twarz w dłonie – Jak mógłbym tego żałować? Nawet nie marzyłem, że to się stanie. Nie mogłem uwierzyć, że jesteś! Skąd Ci to przyszło do głowy? – brak mu słów.
- Po prostu jesteś taki inny… - głos mi się łamie.
- Maleńka, nie. Nie jestem inny – przyciąga mnie do piersi i tuli jak dziecko – Po prostu, to się stało tak nagle. Czekałem na Ciebie tyle czasu, a potem już myślałem, że nie mam na co czekać. Jak Cię widziałem, to aż mnie skręcało ze złości. Zacząłem unikać miejsc, w których mogłem Cię spotkać – czuję, jak serce mi przyspiesza – A potem zobaczyłem Cię w tej restauracji. Ola, gdyby nie nasi rodzice…
                Ujmuję jego twarz w dłonie i przyciągam do swojej. Nasze usta stykają się i całuję mojego ukochanego Adama z pasją. Jeśli to nie jest wyznanie miłości, to co nim jest? Stoimy tak objęci i całujemy się, jakby od tego pocałunku zależały losy świata. Naszego świata!
                Tego wieczoru kochamy się delikatnie, długo i czule. Jak para kochanków, którym się nie spieszy, bo wiedzą, że mają przed sobą tyle czasu, ile tylko zapragną. Dochodzimy do samego szczytu i zatrzymujemy się, by za chwilę znów czerpać rozkosz z zespolenia naszych ciał. Nasze oddechy, nasze westchnienia mieszają się w jedno. Kiedy nadchodzi wreszcie nieodwracalny moment największej rozkoszy, jesteśmy zbyt zmęczeni by wydać z siebie choćby jęk. Tylko nasze serca biją oszalałym, nierównym rytmem. Zasypiamy spleceni ze sobą, zespoleni. Wilgotna od naszego potu pościel otula nas chłodem, niosąc ulgę rozgrzanym ciałom…
                Budzę się z głową na piersi Adama. Serce bije mu tak spokojnie. Unoszę głowę i napotykam jego wpatrzony we mnie wzrok.
- Dzień dobry. Jak Ci się spało? – całuje mnie w czoło – Chciałabyś kawę do łóżka?
Przeciągam się, co Adam natychmiast bierze za zachętę do igraszek.
- Przestań – chichoczę – miała być kawa, a nie tortury.
- To są tortury? – łapie mnie za ręce i zakłada mi je za głowę – zaraz zobaczysz jak potrafię torturować!
- Wiem dobrze, co potrafisz – skręcam się ze śmiechu – błagam o litość. Nie łaskocz mnie. Aaaa. Przestań w tej chwili, bo zacznę krzyczeć i pani Maja pomyśli, że kogoś mordujesz!
- Myślę, że się nie przejmie. Słyszała gorsze rzeczy – milknie natychmiast, widząc moją minę – Od kwietnia urzędowali tu Artur i Pawełek – dodaje szybko, ale nastrój do żartów nam mija.
                Wstajemy na śniadanie. Okazuje się, że oprócz płatków i mleka mamy jeszcze konfitury, a w zamrażalniku chleb tostowy, więc śmierć głodowa nam nie grozi.
- Strasznie mało jesz - Adam smaruje sobie kolejną kromkę – mogę Cię żywić. Nie kosztujesz dużo.
- Musi mi zostać na inne wydatki – uśmiecham się, na myśl, po czym ma taki apetyt – odkładam na podróże.
- No, właśnie chciałem pogadać o podróżowaniu – mówi rzeczowym tonem – planowaliśmy całą paczką wyjazd na narty do Czechosłowacji. Wyjazd zaraz po świętach i zostajemy na Sylwestra i jeszcze kilka dni. Pojechałabyś? Możemy jeszcze zmienić rezerwację, nawet dzisiaj.
-  No dobrze, a ile to będzie kosztowało? – Jezu, pojadę, choćby miało kosztować milion.
- Myślę, że w sumie około 500 – 600 tys., ale tym się nie przejmuj. Ja Cię zapraszam, więc ja płacę.
- O nie, nie ma mowy. Jeśli mam gdziekolwiek jechać, to za swoje – kręcę głowa zirytowana - Możesz mi postawić piwo po nartach. Myślisz, że to dobra cena?
- Dobra, ale naprawdę chciałbym przynajmniej częściowo za to zapłacić – nie ustępuje – Trzeba zmienić rezerwację jak najszybciej, bo miejsc w tej cenie jest mało.
- Więc możesz mi pożyczyć dzisiaj, a ja Ci oddam w poniedziałek, OK.?
- Więc pojedziesz? – patrzy wzrokiem uradowanego dziecka.
- Pojadę! – nie mogę zachować powagi, kiedy ma taką minę – Muszę się umyć, jeśli mamy gdziekolwiek iść.
                Zerkam na zegar: dopiero dziesiąta. Mamy czas. Zostawiam Adama z bałaganem w kuchni i idę szybko do łazienki. Spłukuję włosy, kiedy wydaje mi się, że słyszę dzwonek do drzwi. Zakręcam wodę. Odgłos otwieranych drzwi do mieszkania…
- No cześć, miałem nosa, że tu przyszedłem – to głos Pawełka - może jednak dasz się wyciągnąć na tenisa?
- Mam inne plany – głos Adama brzmi swobodnie, jakby nigdy nic.
                Zapada cisza. Wychodzę ostrożnie spod prysznica i szybko się wycieram. Gdzie ten szlafrok?
- No, to daj chociaż kawy – słyszę rozbawienie w głosie Pawełka.
- Nie jestem sam – to Adam, z lekkim zniecierpliwieniem.
- Właśnie widzę – głos Pawełka przemieszcza się w pobliże drzwi łazienki, ale Adam chyba zagradza mu drogę, bo słyszę jego głos tuż obok.
- Chciałeś kawę – wyobrażam sobie, jak gestem zaprasza Pawełka do dużego pokoju – to zapraszam.
                Zawijam włosy w ręcznik i nakładam czarny szlafrok. Wychodzić, czy nie? Artur i tak mu powie, choć Adam mówił, że nie. W sumie, to co mi zależy? Głosy są słabsze, więc przykładam ucho do drzwi.
- Wiedziałem, że kogoś posuwasz – Pawełek rechocze – przyznaj się, kto to jest.
- Nie musisz wszystkiego wiedzieć – chłodny ton Adama, nawet mnie zaskakuje.
- Daj spokój, i tak się dowiem – Pawełka aż skręca ciekawość – Zaraz, już tydzień temu byłeś taki zadowolony. Tę samą pieprzyłeś czy inną? No powiedz, która to? Z prawa? Z prawa! Na pewno tak!
- Nic Ci nie powiem. Pij kawę.
                O rzesz ty! Zerkam w lustro: jest dobrze! Rozchylam lekko szlafrok. Robię trochę hałasu w łazience i cicho otwieram drzwi. Raźnym krokiem wchodzę do pokoju.
- Adam, gdzie masz suszarkę? – udaję zaskoczenie – O, cześć Pawełek.
                Prawie słyszę łoskot, opadającej na podłogę szczęki Pawełka. Wyraz oczu Adama – bezcenny!
- W szafce, druga szuflada. Kawy?
- Z mleczkiem? – oblizuję zmysłowo wargi koniuszkiem języka.
- Z mleczkiem – głos Adama jest niski i aksamitny.
- Przepraszam Was na chwilę - odwracam się.
                Suszę włosy, kiedy Adam wchodzi do łazienki z filiżanką kawy. Strumień ciepłego powietrza wdziera się w gąszcz moich włosów. Delikatne palce suną po moim karku, przyprawiając mnie o dreszcz. Wyginam się i moje pośladki dotykają bioder Adama.
- Zostań w szlafroku – szepcze mi do ucha – zaraz będziemy sami.
                Suszę włosy i popijam kawę, zastanawiając się, co Adam wymyśli tym razem? To oczekiwanie mnie podnieca, aż czuję delikatne drżenie między nogami. W lustrze stoi przede mną dziewczyna z burzą blond włosów i zaróżowionymi policzkami. Patrzę szerokimi źrenicami na swoje odbicie. Ja też nie mogę uwierzyć, że tu jestem. Adam uchyla drzwi i widzę Pawełka zakładającego kurtkę.
- Zostawiam Was samych – szczerzy się do mnie – ale pewnie nie będziecie się nudzić?
- Pewnie nie – uśmiecham się i przenoszę wygłodniały wzrok na Adama.
                Po chwili słyszę zgrzytnięcie przekręcanego w drzwiach zamka i Adam wchodzi do łazienki.
- Jesteśmy sami – oznajmia i już wiem, że nie wyjdziemy tak szybko do miasta.
- Muszę odnieść filiżankę – droczę się, ale nie mogę się już doczekać, kiedy mnie dotknie.
                Ściąga przez głowę koszulkę i w samych dżinsach idzie za mną. Odstawiam filiżankę do zlewu i czuję na biodrach silne dłonie. Adam przyciska mnie do blatu, opierając się o moją pupę.
- Miałem taki sen – chrypi mi do ucha – w którym kochaliśmy się tu w kuchni…
- Pokaż mi, jaki – mruczę.
                Zsuwam z ramion szlafrok, który opada na ziemię. Czuję na plecach niecierpliwe usta i dwie dłonie sięgają do moich piersi, ugniatając je mocno. Jęczę cicho. Moje podniecenie jest prawie namacalne. Pragnę go! Nie chcę czekać, ale nie chcę też psuć mu zabawy, skoro ma być tak, jak w jego śnie. Jęczę znowu, kiedy słyszę odgłos materiału sunącego po ciele i twardy kształt dociska mnie do zimnego blatu.
- Weź mnie tak, jak w tym śnie – jęczę spragniona i niecierpliwa.
- Ola, może być ostro – czy on mnie ostrzega? – jeśli będzie za mocno, to mi natychmiast powiedz.
                O kurde, ale jazda! Czuję, jak cała drżę, a mój mały guziczek wiruje jak oszalały. Nagle do mnie dociera, co powiedział.
- Uderzysz mnie? – chrypię
- Nie - sunie rękami po moich wewnętrznych stronach ud w dół i w górę – ale chciałbym Cię wziąć mocno, jeśli mi pozwolisz… – głos ma nabrzmiały pożądaniem – od tyłu.
- Ale to będzie – waham się chwilę – normalny seks.
- Masz na myśli, że nie analny? – słyszę w jego głosie zaskoczenie i chyba rozbawienie – tak, to będzie normalny seks.
- OK. - dyszę – no to jazda!
                Rozchyla mi uda zdecydowanym ruchem i opiera mi dłonie na plecach, zmuszając do pochylenia się. Kiedy piersi opierają się na zimnym blacie, wstrząsa mną dreszcz. Dwa palce wsuwają się we mnie gwałtownie, aż zapiera mi dech z wrażenia. Druga ręka cały czas przyciska mnie mocno do blatu. Głośnym jękiem daję Adamowi znak, że jestem gotowa. Palce wysuwają się i sięgają do łechtaczki. Krążą wokół niej mocnymi, zdecydowanymi ruchami. Opieram się o wyłożoną płytkami ścianę przede mną i wyginam się w łuk. Jestem mokra! Adam przytrzymuje mnie za biodra i wdziera się we mnie brutalnie, aż krzyczę zaskoczona jego nagłym posunięciem. Opieram się o blat, a on wycofuje się i znów wchodzi we mnie z impetem. Jęczę! Zapieram się rękami z całej siły, ale jego pchnięcia są tak silne, że wbijają mnie w kamienny rant blatu, sprawiając ból. Próbuję wsunąć dłonie między moje biodra i ten nieszczęsny blat. Mój ruch chyba zwrócił jego uwagę, bo wycofuje się, pozostawiając mnie z uczuciem pustki i niespełnienia. Dyszę ciężko.
- Nie ruszaj się – schyla się i wsuwa złożony na pół szlafrok pod moje biodra. – Mogę teraz?
                Kiwam głową i po chwili znów krzyczę z rozkoszy, kiedy wbija się we mnie brutalnie. Rozkładam szeroko ręce w geście oddania. Leżę, płasko przylegając do zimnego kamienia. Szlafrok amortyzuje nieco pchnięcia, ale i tak są mocne, aż do bólu. Dociera do mnie, że Adam jest u kresu, podczas, gdy ja gdzieś w połowie drogi. Niski chrapliwy jęk daje mi znać, że długo to nie potrwa. Wyginam się mocniej i czuję, jak włoski na podbrzuszu Adama łaskoczą mój odbyt, kiedy przywiera do mnie i nieruchomieje. Pulsowanie w moim wnętrzu może oznaczać tylko jedno. Potwierdza to przeciągły niski jęk i wstrząsający Adamem dreszcz. Sprawia mi to taką radość, jakbym sama miała orgazm. Jestem zaskoczona. Ciężar spoczywającego na moich plecach męskiego ciała blokuje mi oddech.
- Chyba jeszcze nie skończyliśmy – Adam unosi się nagle i wysuwa się szybka, a potem odwraca mnie przodem do siebie
- Możemy już skończyć –mówię cicho, drżąc jeszcze z emocji– podobało mi się.
- Jeszcze nie, Mała… – Adam sadza mnie na blacie przodem do siebie i rozsuwa mi nogi – jeszcze nie…
                Wsuwa się we mnie. Jest mniejszy i nie taki twardy, ale i tak jest przyjemnie, bo jego kręcone ostre włoski drażnią mi łechtaczkę. Wpija się mocno w moje usta. Porusza się rytmicznie i szybko twardnieje w moim wnętrzu. Mój mały guziczek jest pod wrażeniem. Pulsuje, oszalały z rozkoszy. Teraz ja jęczę do ust Adama.
- Dalej, chcę Cię usłyszeć – chrypi.
                Silne dłonie przytrzymują moje pośladki. Oplatam go nogami w pasie. Jest teraz głęboko, napina moje wnętrze do granic wytrzymałości. Rozkosz jest we mnie, narasta. Och, już nie wytrzymam dłużej. Niech się stanie! Błagam!
- Mocniej? – Adam uśmiecha się patrząc mi prosto w oczy.
- Nie wiem – dyszę – nie wiem, co robić. Nie… Mogę… Skończyć… – skarżę się żałośnie.
                Schyla się do mojej piersi i łapie zębami twardy sutek. Och! Czuję to na dole! Ooooch! Rozkołysana fala rozkoszy przedziera się do mojej świadomości i zalewa ją całą kaskadą doznań. Adam gryzie mnie w drugi sutek i coś się we mnie przełamuje. Zastygam z otwartymi ustami, bez tchu.
- Oddychaj – Adam wpatruje się we mnie zafascynowany – Ola, oddychaj – dotyka moich ust dłonią.
                Odchylam głowę i zamykam oczy. Płuca proszą o powietrze. Biorę głęboki wdech, jakbym wynurzała się z toni. W skroniach dudni mi krew, niosąca życiodajny tlen, którego rozpaczliwie domaga się teraz mój mózg.
- Opleć mnie nogami – Adam zakłada sobie moje ręce na ramiona – i trzymaj się mocno.
                Niesie mnie do sypialni, trzymając przed sobą, a potem kładzie ostrożnie na łóżku. Leżę na jego piersi, wsłuchując się w coraz spokojniejsze bicie serca, a on gładzi moje włosy i plecy.
- Kiedy Ci się to śniło? – niezłe ma sny.
- Jakoś tak przed wakacjami – odchyla głowę i zerka na mnie spod półprzymkniętych powiek.
- Ooo! - jestem zaskoczona – myślałam, że teraz.
- Teraz mam sen na jawie – uśmiech błądzi po jego pięknej twarzy – zamykam oczy i zasypiam. Nic mi się nie śni. Za to, po przebudzeniu…
- Mocny ten twój sen – przeciągam się powoli, sprawdzając, czy coś mnie boli – mam nadzieję, że nieprędko przyśni Ci się następny. Chociaż - waham się chwilę – podobało mi się. Kiedyś możemy to powtórzyć.
- Uważasz seks analny za nienormalny? – pyta nagle.
- Nie - zaskakuje mnie tym pytaniem – tak mi się powiedziało. Po prostu przez chwilę myślałam, że tego chcesz, a ja chyba nie jestem jeszcze na to gotowa.
- Mmmm - mruczy w zamyśleniu – jeszcze nie. To znaczy, że być może kiedyś tak?
- A Ty byś chciał? – unoszę głowę – Robiłeś to już?
- Bardzo chcesz wiedzieć? – jest trochę zmieszany. O kurde, Adam zmieszany!
- Przecież nie pytam z kim, tylko czy w ogóle? – mam Cię!
- Tak – nie patrzy na mnie – Dasz radę wstać? Powinniśmy naprawdę załatwić dzisiaj ten wyjazd.
                Więc istnieją tematy trudne także dla Adama. No nieźle. Wstaję, ociągając się. Teraz wiem, co Ola miała na myśli, kiedy powiedziała, że czuje się jakby czołg po niej przejechał. Tak się czuję. Zerżnięta! To słowo brzmi tak perwersyjnie. Nadal o nim myślę, kiedy idziemy do samochodu. Wsiadam ostrożnie i ruszamy. Kiedy Adam parkuje na krawężniku, samochód podskakuje i… Ałła! Zerkam na Adama i widzę, jak kąciki ust drgają mu w uśmiechu. Robię się czerwona.
- Uwielbiam to – mówi to z taką satysfakcją, że aż sama zaczynam się śmiać. Och, ta męska próżność.
                Rzeczywiście trzeba się było spieszyć. Bierzemy jedno z ostatnich trzech miejsc. Już spokojni o wyjazd, robimy zakupy. Trochę ciężko zrobić zakupy do mieszkania, które przez cały tydzień stoi puste.
- Wiesz co? – Adam patrzy na zawartość naszego koszyka – chodźmy teraz na faszerowane pieczarki, a wieczorem zjemy większą kolację.
                Dokładam do koszyka tuńczyka, kukurydzę w puszce i majonez. Pomarańcze i tak kupiliśmy, więc można jedną wziąć do sałatki.
                Jedziemy do tej samej knajpki, gdzie zobaczyłam Adama z mamą. Pieczarki są pyszne, ale niezbyt duże.
- Zawsze mi się z Tobą kojarzą – Adam delektuje się lodami truskawkowymi – Mam ochotę Cię pocałować.
- Proszę bardzo – przechylam się przez stół i dostaję buziaka smakującego truskawkami – też dobrze smakujesz.
- Ty lepiej. Wiem, co mówię – Adam znów jest wyluzowany.
                Przekomarzamy się tak przez całą drogę powrotną. W mieszkaniu czeka na nas niespodzianka w postaci kawałka pachnącego ciasta ze śliwkami od pani Mai. Idę jej podziękować, ale rozmawiamy tylko chwilę, bo wybiera się z wizytą do koleżanki.
- Tak się cieszę, że Cię widzę – zapina płaszcz –  martwiłam się o Adama – dodaje i szybko wychodzi.
                Jezu, martwiła się o Adama z mojego powodu? Wracam do mieszkania zrobić sałatkę.
- Po kolacji możemy obejrzeć film. W końcu obiecałem Ci kino – Adam niesie kasetę DVD. – może być James Bond? Zabrałem „Licence to Kill”, „Octopussy” i „The Spy Who Loved Me”. Który chcesz?
- Wow - odstawiam sałatkę i oglądam kasety – najlepiej wszystkie. Uwielbiam Bonda. Może „Licence to Kill”? Kurde, masz oryginalne wersje. Ale super!
- Bałem się, że Ci się nie spodoba – jest naprawdę szczęśliwy – Zwykle dziewczynom przeszkadza to, jak Bond traktuje kobiety. Tobie nie?
- Daj spokój, to przecież bajka, tylko dla dorosłych. Prawdziwy szpieg tak nie wygląda.
- Tak myślisz? To jak powinien wyglądać prawdziwy szpieg? – przygląda mi się.
- Jak zwykły człowiek – wzruszam ramionami – im mniej rzucający się w oczy, tym lepiej. Tak mi się wydaje…
                Adam patrzy na mnie jakoś dziwnie, ale zaraz się uśmiecha.
- No to jemy, a potem kino!
                Jesteśmy tak objedzeni sałatką, że ciasto zabieramy ze sobą na kanapę. Muszę być skupiona, bo mój angielski nie jest aż tak dobry. Siedzę oparta o Adama, z nogami na stoliku. Może nam być ze sobą naprawdę dobrze. Mogłabym mu nawet prać i gotować. Ciekawe czy Julia i Michael też tak spędzają wieczory? Oni przynajmniej wiedzą, że będą razem długo, może na zawsze… Nagle mam straszną ochotę pocałować Adama. Po prostu muszę to zrobić.
- Och, jaka miła śliwkowa Ola – smakuje mój pocałunek – mogę prosić o jeszcze?
                Całujemy się, zerkając co jakiś czas na ekran telewizora. Dobrze, ze film już się kończy. Jestem naprawdę zmęczona, a jeszcze trzeba się umyć. Biorę szybki prysznic i wsuwam się do łóżka. Prawie śpię, kiedy Adam do mnie dołącza.
- Chyba masz na dzisiaj dość, co?
- A Ty nie? – pytam sennie.
- Ja mógłbym się z tobą kochać bez przerwy. Jak tylko kończę, od razu mam ochotę na jeszcze – całuje mnie delikatnie w czoło na granicy włosów – śpij, chyba Cię wykończyłem?
- Pocałuj mnie jeszcze tu – pokazuję na płatek ucha.
                Adam całuje mnie delikatnie, a ja pokazuję na usta. Całujemy się powoli i delikatnie, sennie. Adam sunie ciepłą dłonią po mojej nagiej piersi, krąży wokół niej aż czuję mrowienie wokół sutka. Teraz druga. Motyle w moim brzuchu zaczynają łaskotać przyjemnie. Wciągam głośno powietrze i wypuszczam je z westchnieniem.
- Mam przestać? – słyszę nutkę rozczarowania w jego głosie.
                Kręcę głową nie otwierając oczu i podciągam nogi uginając lekko kolana.
- Zaraz wracam – Adam nurkuje pod kołdrę i za chwilę czuję jego ciepły oddech między nogami.
                Leżę bez ruchu zdana na najcudowniejsze, najdelikatniejsze pieszczoty, jakie mogłabym sobie wymarzyć. Oddycham głęboko i czuję, jak zakończenia nerwowe zaczynają mi płonąć. Zmęczenie mija, kiedy krew w moich żyłach przyspiesza. Czuję jak tętni mi w skroniach, choć nie wykonuję najmniejszego ruchu. Adam ściąga ze mnie kołdrę i mocno rozchyla mi nogi, jak wtedy, gdy kochaliśmy się pierwszy raz. Czuję, jak łydki drżą mi z podniecenia.
- Adam – szepczę – czy mogę już dostać Twojego ptaszka?
- Jesteś słodka, kiedy to mówisz – sunie po moim ciele – zrobimy to powoli, delikatnie…
                Kochamy się długo, z czułością. Adam co chwilę sięga do moich ust, albo szepcze mi czule do ucha. Jego spokojny głos mnie kołysze… Fala rozkoszy krąży wokół nas i doprowadza na szczyt jednocześnie. Jestem taka szczęśliwa, że chce mi się śmiać i płakać jednocześnie. Zakochałam się! To właśnie czuję. Już wcześniej myślałam, że go kocham, ale teraz czuję to, jak huragan, który mnie porywa… Nie panuję nad tym. Nie chcę nad tym panować! Słucham spokojnego, miarowego oddechu. Tak bym chciała wiedzieć, co czujesz do mnie, mój kochany… Jestem ważna, sam mi to powiedziałeś… Na pewno mnie pragniesz i to bardzo, tylko, czy to wystarczy? Zasypiamy wtuleni w siebie.


W podobny sposób spędzamy wszystkie weekendy, aż do wyjazdu na święta. Nie mamy ochoty spotykać się z nikim. Nie potrzebujemy towarzystwa, tylko siebie. Żadne z nas nie porusza tego tematu, ale to umowa mentalna, niewypowiedziana… Adam odprowadza mnie na dworzec i choć wiem, że za kilka dni się spotkamy, chce mi się płakać. Świadomość, że będziemy oddaleni od siebie o tyle kilometrów, jest nie do zniesienia. Przez cały czas trzyma mnie za rękę, jakby chciał się upewnić, że jestem przy nim. Muszę wreszcie wsiąść do pociągu. Wręczam Adamowi dużą sztywną kopertę przewiązaną czerwoną wstążką.
- Ja też chciałabym, abyś to otworzył dopiero pod choinką, OK.? – dotykam znacząco torebki, w której bezpiecznie spoczywa pudełeczko z prezentem od Adama.
- Tylko przyjedź – całuje mnie i ostrożnie chowa kopertę za połę kurtki, podczas gdy ja cofam się w głąb wagonu.
- Przyjadę – mówię już bardziej do siebie niż do niego, bo pociąg powoli rusza.
                Siedzę w przedziale chyba tylko dlatego, że jadę 21 grudnia, i że przyszliśmy dziś na dworzec wyjątkowo wcześnie. Ciekawe, czy Julka już jest w domu? Nie mogę się doczekać, kiedy pozna rodziców Michaela. W ostatnim liście nie rozpisała się za mocno. To znak, że Michael przyjechał do Warszawy. Kiedy są razem, jej listy są tylko trochę dłuższe od telegramu. Droga dłuży mi się niemiłosiernie. Rodzice obiecali mi buty narciarskie na gwiazdkę. Super! Powoli skompletuję wszystko. Dobrze, że Adam wziął na siebie wypożyczenie nart. Muszę się pilnować, bo łatwo się przyzwyczaić, że wszystko załatwia za mnie. Rozleniwiam się, a wcale tego nie chcę. Lubię swoją niezależność. Ciekawe, czy Adam ją lubi? Właściwie, nie mam pojęcia, co we mnie lubi. Podobam mu się, ale czy czuje do mnie choć część tego, co ja do niego? Przecież nie mogę go zapytać. Nie, nie mogę znowu wracać do tych bzdur o wyznaniach, kiedy zbliżam się do domu! Nie teraz!
Dom
- Cześć! -  widzę na peronie moją siostrę – co za niespodzianka. Michael już pojechał?
- Cześć!– Julia mnie obejmuje – Jest problem, tylko się nie denerwuj.
- Jezu, co się stało? – odsuwam ja od siebie. – Coś z Michaelem?
- Nie, z Tobą – Julia pomaga mi z plecakiem – Ta franca, Stawiarska dorwała gdzieś Twoje zdjęcia z Rzymu i tak nagadała mamie, że ta wpadła w furię. W tych zdjęciach nic nie ma, ale mama wie swoje.
- Julia, wiem, że niczego nie ma w żadnych zdjęciach – przewracam oczami – Nie przejmuj się. Myślałam, że to coś poważnego. Na przyszłość mnie nie strasz. A swoją drogą, to dziwię się, że mama nie pogoniła tej baby. Czego ona jeszcze ode mnie chce? Przecież rozstałam się z Robertem w taki sposób, jak radziłaś. On jest przekonany, że mnie zostawił.
- Ta baba to zło wcielone – prycha – naopowiadała mamie, ze Robert Cię zostawił, bo się „źle prowadziłaś” w Rzymie. Dobre sobie. Nawet Gianniemu nie udało się Ciebie zbałamucić.
                Z rozbawieniem słucham tej tyrady. Moja siostra potrafi się rozgadać. Potrafi też walczyć o rodzinę, jak lwica. Najbardziej ubawiła mnie tym bałamuceniem. Wybucham śmiechem na wspomnienie lekcji całowania jakie „pobierałam” u Gianniego.
- Trochę mnie zbałamucił – wzdycham, patrząc na Julię – ale tylko trochę. Mama ma te zdjęcia?
- Tak, to taki katalog sprzedaży wysyłkowej. Są tam też zdjęcia z tej sesji, którą widzieliśmy – teraz Julia przewraca oczami – Oczywiście mi go nie pokazała, więc nic nie mogłam wytłumaczyć. No, ale nadal chowa rzeczy nieprzyzwoite w najniższej szufladzie komody.
                W samochodzie wyciągam z torby katalog, który dostałam dwa dni temu z listem od Nadii.
- To ten? – pokazuję go Julii.
                Zerka znad kierownicy i kiwa głową. Dobrze sobie radzi z samochodem rodziców. To była jedna z niewielu decyzji, które tato podjął wbrew opinii mamy. Po zdaniu egzaminu na prawo jazdy kazał nam jeździć samochodem. Najpierw z nim, a potem same. Na zmianę woziłyśmy ich na imprezy, na zakupy itd. Dzięki temu obie potrafimy prowadzić lepiej niż mama. Chowam katalog z powrotem do torby.
- Nie przejmuj się, poradzę sobie – klepię Julię po ramieniu i wychodzę otworzyć jej garaż.
                Mama wita mnie z kwaśną miną, ale na razie nie porusza tematu. Mam niezły ubaw, słuchając, jak stara się zachować obojętny ton w rozmowie ze mną.
- Cześć tato – rzucam mu się na szyję.
- Cześć, skarbie – patrzy na mnie z troską.
                Och, tato, zaraz wszystko się wyjaśni. Siadamy do obiadu. Pewnie pogadamy po drugim daniu. Nie mylę się.
- Dziewczyny, zróbcie herbaty. Kuba idź do siebie na chwilę – mama idzie do sypialni i wyobrażam sobie, jak odsuwa szufladę.
- O, masz już mój katalog – udaję zaskoczenie – myślałam, że zrobię wam niespodziankę.
- Ładna niespodzianka - mama jest naprawdę zaskoczona, ale nie daje się zbić z tropu – widziałaś to?
- Oczywiście – wzruszam ramionami – nie podoba Ci się?
- Nie o to chodzi, ale tu są zdjęcia w łóżku! – mama nie jest już taka pewna siebie.
- No pewnie, że w łóżku – mówię spokojnie – skoro to reklama piżamy… Jak mamy na sobie sukienki, to jesteśmy na schodach, jak mamy dresy, to siedzimy na dywanie. To chyba logiczne, nie?
- No, wiesz! – mama otwiera katalog na zdjęciu, gdzie siedzę z głową odchyloną do tyłu i wspartą na ramieniu Franco, a on obejmuje mnie ramieniem na wysokości biustu. Wyglądamy, jakbyśmy się właśnie skończyli kochać. Tylko, że mamy na sobie trykotowe piżamy. Jedną sobie nawet przywiozłam.
- Co Ci się nie podoba w tym zdjęciu? – marszczę brwi – siedzimy w ubraniach w łóżku. Wokół nas lata ze dwadzieścia osób z ekipy. Fotograf cały czas wrzeszczy, że mamy wyglądać na wyluzowanych, a panienka z pędzelkiem lata wkoło i cały czas poprawia nam makijaż. Uważasz, że to takie proste?
- Ale on Cię trzyma za biust! – mama jest wyraźnie zakłopotana moją reakcją.
                Zerkam na tatę i widzę, że oboje z Julią świetnie się bawią.
- Było zimno i cały czas sterczały mi brodawki, a to są ubrania dla młodzieży, więc trzeba to było jakoś zasłonić. Zresztą ten chłopak jest gejem, więc dotykanie mnie było dla niego jak dotykanie lodówki – macham ręką – Ja uważam, że naprawdę nieźle wyszły.
- W sumie, jak na nie teraz patrzę, to rzeczywiście są normalne – mama przegląda jeszcze raz katalog – ale Stawiarska tak jakoś to przedstawiła…
- A czego to babsko jeszcze ode mnie chce?
- Chyba nie może przeboleć tego, że rozstaliście się z Robertem – mama sięga po dzbanek.
- Tylko, dlaczego wyżywa się na Olce? – Julia nagle wchodzi do gry – niech gada ze swoim rozpieszczonym synalkiem. Gdyby nie był takim dupkiem, to kto wie? Może pożałowała, że nie będzie miał niańki do pilnowania jego egzaminów?
- Myślę, że po prostu Robert to przeżywa bardziej niż Ola - mama wzrusza ramionami – a matka zawsze bierze stronę dziecka.
                Jak z zwolnionym tempie docierają do mnie słowa mamy. Robi mi się gorąco. Przecież ona nigdy nie bierze naszej strony! Liczy się tylko to, co widać na zewnątrz. Nie wiem jak musiałabym cierpieć, żeby przyszła mnie pocieszyć. Oczywiście zawsze opatrywała nasze skaleczenia i siniaki ale bólu duszy nie koiła nigdy. Czuję, ze gardło zaciska mi jakaś obręcz…
- Ola? – Julia patrzy na mnie ze strachem – co jest?
- Mamo - odwracam się powoli w jej stronę – skąd wiesz, kto przeżywa to bardziej, skoro nie masz pojęcia, co ja czuję?
- Olu, wiemy, że Cię to dotknęło – tato stara się jak zwykle załagodzić sytuację, ale jest za późno.
- Ciebie zaraz dotknie to, co powiem – patrzę tacie prosto w oczy – Robert liczył, że przez małżeństwo ze mną wejdzie do Twojego gabinetu. Dlatego są tacy niezadowoleni. On ledwo ciągnie na tych studiach, a tu miałby zagwarantowana pracę i to u rodziny!
- No, chyba żartujesz! – mama prycha herbatą.
- Myślisz, że mnie to bawi? – patrzę na mamę zimno – Sam mi to powiedział, jak stwierdziłam, że się nie przeniosę do Warszawy, nawet pod groźbą rozstania. Zapewniam Cię, że nie było mi do śmiechu. Podobnie, jak teraz, kiedy zamiast porozmawiać ze mną, gadałaś o tych zdjęciach z obcymi ludźmi. W ogóle zastanowiłaś się, co robisz? – podnoszę głos – Jestem Twoją córką! Jak mogłaś pomyśleć, że zgodziłabym się pozować do TAKICH zdjęć?
                Czuję, że serce wali mi jak młotem. Jak wtedy, gdy zrobiłam awanturę o naprawdę rozbierane zdjęcia, które ten dupek z trzeciego roku pokazywał jako moje. Naprawdę mnie wtedy poniosło. Dałam mu w twarz przy setce ludzi. Nie sądziłam, że jestem do tego zdolna. Najgorsze było to, że pytał wcześniej Ewkę, a ona nie zaprzeczyła. Radek natychmiast powiedział, że to nie ja. Radek! Nawet nie był wtedy z Olą. A moja koleżanka z pokoju? Dlaczego najbardziej ranią nas najbliżsi?
- Oleńko - mama patrzy na mnie wielkimi oczami – ja wcale tak nie pomyślałam.
                Wszyscy nagle zamilkli. Widzę Kubę, który skradał się cicho za naszymi plecami, a teraz zastygł w pół kroku, przestraszony moim wybuchem.
- To dlaczego na nią nie wsiadłaś? – mówię już spokojnie i macham do Kuby, żeby usiadł mi na kolanach – Gdyby ktoś chciał skrzywdzić choćby jednym słowem Julkę albo Ciebie, to skoczyłabym mu do gardła nie pytając, czy słusznie czy nie.
- Ja bym Ciebie też obronił – Kuba wtula nos w mój policzek.
- Wiem, Kubusiu – łzy napływają mi do oczu.
- Nie sądziłam, że aż tak to przeżywasz… - mama też ma wilgotne oczy. Patrzy na tatę, ale on się nie rusza. To sprawa między dwoma kobietami – to wyglądało, jakbyś się go chciała pozbyć. Przynajmniej z naszej perspektywy…
- Bo tak było. Tylko, że ten związek obrósł taką ilością oczekiwań, planów i niewiadomo czego jeszcze, że nie wiedziałam, jak się z niego wyplątać. W ogóle, żałuję, że wtedy w Wielkanoc dałam się zmanipulować. Ciekawe, czy ten list, który dostałam naprawdę napisał w listopadzie? – tak naprawdę, to ciekawa jestem, czy pisał go sam?
- Teraz to już chyba nie ma znaczenia? – Julia przysuwa się do mnie i zaczepia Kubę, który wierci się niemiłosiernie.
                Mój uśmiech chyba mnie zdradza, bo tato przygląda mi się uważnie. Zawsze tak patrzy, kiedy chce sprawdzić, czy mówimy prawdę. Nie umiem kłamać, nie nadawałabym się na aktorkę ani na prawnika. Szczególnie źle idzie mi w sprawach, na których mi zależy. Widzę, że tato nad czymś intensywnie myśli. Już otwiera usta, ale widząc moja minę, rezygnuje. Dzięki tato, wiem o kogo chciałeś mnie zapytać. Patrzę mu w oczy i kiwam głową. To taka nasza tajemnica.
---
                Myślałam, że będę strasznie tęskniła, ale prawda jest taka, że Wigilia wymaga tylu przygotowań, że nie ma czasu na nic, nawet na tęsknotę.  Zresztą, Adam jest pewnie z mamą i też nie ma czasu o mnie myśleć.
                O piątej nadchodzi wreszcie czas na zmianę strojów. Nadchodzi mój ulubiony moment, czyli łamanie się opłatkiem, a właściwie składanie życzeń. Najbardziej lubię, kiedy składamy sobie życzenia z tatą, ale tym razem mam tremę. Tato długo tuli do siebie Julkę, ale wiem dlaczego. Dopiero co, poznał jej Michaela. Kiedy podchodzę do niego, kładzie mi dłonie na ramionach.
- Ty też mi niedługo wyfruniesz z domu? 
- Chyba nie tak szybko - uśmiecham się do niego – ale kiedyś pewnie tak.
- Życzę Ci szczęścia, jakiego udało nam się zaznać z mamą.
- A ja życzę Ci, żeby to Wasze szczęście trwało nadal. Bardzo lubię, jak jesteś szczęśliwy, tato.
                Siadamy do barszczu z uszkami. Obie z Julią możemy teraz chwilę pogadać w kuchni. Jestem taka ciekawa, co tato jej powiedział.
- Och, oczywiście ubolewał, że tak szybko wychodzę z domu, chociaż to nie do końca prawda. Planujemy zaręczyny na Wielkanoc, a o ślubie jeszcze nie myśleliśmy. To znaczy, ja nie myślałam – Julia bierze wazę z barszczem – Michael chciałby w wakacje.
                Ledwie kończymy barszcz, dzwoni telefon i tato idzie odebrać. Dzwoni wujek Olek, czyli brat mamy, z życzeniami i zaproszeniem na śniadanie w drugi dzień świąt. Potem kolejne potrawy i kolejne telefony, jak co roku… Przed ciastami robimy stary numer z podkładaniem prezentów pod choinkę. Tato zabiera Kubę na piętro, żeby sprawdzić, czy przypadkiem nie nadjeżdża Mikołaj, a my upychamy szybko prezenty. Pośród moich paczuszek jest też ta od Adama. Julia też nie otwierała prezentu od Michaela. Obie chcemy mieć niespodziankę. Kiedy wszystko gotowe, wołam Kubę, a Julia otwiera i zamyka drzwi do domu. Niby Mikołaj przyniósł worek z prezentami. Ciekawe, jak długo Kuba pozwoli się tak kiwać?
- Prezenty! – patrzy zachwycony na stertę paczek pod choinką.
                Rozsiadamy się na kanapie i w fotelach, a Kuba odczytuje imiona i roznosi prezenty. Oczywiście, najwięcej paczek wędruje do niego. Kiedy dostaję pudełeczko od Adama, nie mogę się już doczekać i otwieram. W środku są maleńkie złote kolczyki  w kształcie truskawek. Pokazuje je ukradkiem Julii, a ona otwiera podobne pudełeczko z wisiorkiem: konik na złotym łańcuszku.
- Co to znaczy? – Julia ogląda kolczyki.
- Podobno smakuję truskawkami. A Twój?
- Zgadnij – Julia puszcza do mnie oczko – lubię pogalopować… – chichocze.
Po rozdaniu prezentów, Kuba jest tak podekscytowany, że musimy mu pozwolić odpakować swoje paczki. Robię herbatę a Julia kroi makowce. Dzwonią kolejni znajomi, aż wreszcie tato odbiera telefon, po którym nie odkłada słuchawki, tylko woła mnie.
- Adam do Ciebie – mówi, mijając mnie w korytarzu.
- Cześć – mówię niepewnie do słuchawki – nie sądziłam, ze zadzwonisz.
- Nie chciałem Wam przeszkadzać, ale Twój tato powiedział, że już prawie skończyliście. Dziękuję za prezent – mówi tym miękkim tonem, który tak lubię – Obejrzałaś już swój?
- Tak. Jest piękny, dzięki. Szkoda, że nie mogę Ci od razu podziękować – mówię cicho – tęsknię za Tobą.
- Właśnie to chciałem usłyszeć, Maleńka. Teraz wiem, że warto było dzwonić.
- Jak Cię przyjął mój tato?
- Dobrze. Złożyłem mu życzenia.
- A Ty złożyłeś mamie życzenia ode mnie?
- Złożyłem, złożyłem. Bardzo chce Cię poznać - ma taki wesoły głos – A ja bardzo chcę Cię przytulić.
- Za dwa dni – obiecuję.
- Za dwa dni – powtarza za mną Adam. – Czekam na dworcu. Zabiorę Cię od razu do autokaru. Mam nadzieję, że pociąg się nie spóźni.
- Już się nie mogę doczekać – wzdycham.
- Ja też.
                Nie chcę kończyć tej rozmowy. Adam też nie chce, ale w końcu musimy. Wracam niechętnie do pokoju, gdzie wszyscy w najlepsze zajadają się makowcem. To niesamowite, że dopiero skończyli jeść kolację, a znów mają miejsce w żołądkach. Ja raczej nie dam rady niczego przełknąć. Nalewam sobie herbaty do filiżanki i rozglądam się za kawałkiem wolnego miejsca do siedzenia.
- Chodź do mnie – tato klepie się w kolano.
                Siadam ostrożnie, żeby go nie oblać i pociągam mały łyczek. Tato przygląda mi się chwilę.
- Ten Adam to poważna sprawa? – pyta, przekrzywiając głowę jakby chciał lepiej widzieć moją twarz.
- Poważna – kiwam głową – ale nie aż tak, jak u Julii – nagle uświadamiam sobie, że chciałabym, aby to była taka poważna sprawa, jak u niej. Nie, żeby od razu ślub, ale chciałabym mieć pewność, że kiedyś tak będzie.
- Całe szczęście, bo już się martwiłem – tato wzdycha – Jest z Krakowa? Studiuje? Poznamy go?
- Studiuje na AGH. Można powiedzieć, że jest krakusem, bo mieszka u babci. A czy go poznacie? Chyba tak – zastanawiam się, czy mu powiedzieć – Ty to właściwie prawie go poznałeś.
                Tato unosi brwi zdziwiony, ale coś mu  chyba zaczyna świtać.
- Czy przypadkiem nie jest to ten chłopak od kobiety w czerwonej sukience?
- Przypadkiem jest – uśmiecham się do taty – ale nie martw się, mnie się nie spieszy tak, jak Julce.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz