Uwielbiam takie poranki, kiedy budzę się otulona silnymi
ramionami. Zawsze mnie zadziwia, że Adam nawet przez sen nigdy mnie nie
przygniata, ani nie spycha z łóżka. Przeciągam się ostrożnie, ale i tak się
budzi.
- Moja przytulanka – mruczę, ocierając się o niego.
- Ja? – jego oczy śmieją się do mnie – to Ty jesteś
przytulanką i to w dodatku cieplutką – sięga dłonią do mojego pośladka.
- Adam, jest widno – moją uwagę przykuwa smuga światła,
sączącego się przez przerwę w zasłonach – Sprawdźmy godzinę, zanim się do mnie
dobierzesz.
- O kurde, prawie dziewiąta – patrzy z niedowierzaniem na
zegarek – Zaspaliśmy!
Musimy
wstać trochę szybciej, niż planowaliśmy, bo spotkanie Adama nie może czekać, a
ja też chcę mieć tę nieprzyjemną rozmowę z głowy. Pospiesznie spłukuję z siebie
ślady naszych wieczornych igraszek i biegnę do kuchni, robiąc w myślach
remanent zabranych ze sobą ubrań. Już czeka na mnie kawa z mleczkiem i kanapki.
- Kiedy Ty to zrobiłeś? – zachwycam się śniadaniem.
- To moja tajemnica – patrzy na mnie jakoś tak inaczej, niż
zwykle – jedz, bo jest sobota i mamy połowę autobusów. Chyba, że zadzwonię po
taxi.
- Nie przesadzaj – przewracam oczami – ja jestem studentką,
a Ty bez pracy – żartuję – pooszczędzajmy trochę. Mmm, pycha te Twoje kanapki -
na sałacie położył szynkę i cieniutki plasterek żółtego sera, a na wierzchu kawałki
pomidora - poproszę częściej takie rarytasy z samego rana. Od Anki mogę
najwyżej dostać kromkę z dżemem.
- Ty chyba nie lubisz robić śniadań, co? – sięga po kolejną
kanapkę.
- Jestem śpiochem – przyznaję ze skruchą – ale mogę się
postarać – dodaję natychmiast. Nie chcę, żeby myślał, że zawsze będę
przychodzić na gotowe.
- Nie musisz – chyba go rozbawiła moja odpowiedź – przez
cały tydzień musisz wcześnie wstawać, a ja się wysypiam.
- Słuchaj, a co Ty właściwie robisz po całych dniach? –
teraz sobie uświadamiam, że przecież nie chodzi na zajęcia.
- Piszę albo rysuję – odchyla się na stołku, jakby nagle
poczuł się znużony – muszę za sześć tygodni złożyć pracę do recenzenta, a
został mi jeszcze kawałek wstępu i dyskusja. Profesor chce jeszcze dodatkowe
schematy, a to trzeba odpowiednio narysować…
- Myślałam, że robiłeś to w Stanach? – zaglądam do
filiżanki, ale został tam już tylko osad z kawy.
- Tam zbierałem materiały, czyli owszem, robiłem notatki,
rysowałem, albo kopiowałem schematy, ale nie pisałem pracy, czyli tekstu –
tłumaczy – to muszę zrobić teraz – sięga po kaffetierę i wlewa mi do filiżanki resztkę
kawy, potem dodaje mleka – Zaletą jest brak stałych godzin pracy, czyli mogę
się wyspać.
- No tak – dociera do mnie, że nasz rozkład dnia zasadniczo
się różni. Trudno by to było pogodzić.
Robię
pospiesznie delikatny makijaż i zakładam dżinsy i dwie bluzki, jedną na drugą,
tak, żeby było widać obie. Szybki rzut oka i mogę iść. Dobiegamy do autobusu w
ostatniej chwili, ale za to nie musimy stać na przystanku.
- Ty zawsze potrafisz znaleźć jakiś pozytyw – Adam patrzy na
mnie z uśmiechem – musimy gdzieś się umówić. Długo Ci zejdzie?
- Nie wiem, bo się nie umawiałam, ale Margo zwykle jest w
soboty. A Tobie? – nie mam ochoty iść do klubu.
- Nie mam pojęcia. Po tej Waszej akcji z Michaelem było
jeszcze dwóch zainteresowanych i chyba Bogdan zmiękł, więc pewnie będziemy się
targować o cenę – marszczy brwi i zaciska usta.
- Wiesz co? – waham się, czy mówić mu o wujku Wojtka, ale
dochodzę do wniosku, że to jeszcze nic pewnego – Tylko się nie daj! – pokazuję
mu zaciśnięte kciuki.
- I Ty też! – mówi z powagą – Serio, jak będzie jakiś
problem, to mi powiesz, tak? – upewnia się.
- Tak – przyrzekam – obok są dwa sklepy z ciuchami, wiec jak
skończysz, a nie będzie mnie u Margo, to znaczy, że jestem w jednym z nich.
Wysiadam pierwsza i muszę przejść
jeszcze jakieś sto metrów. Z daleka widzę kilka dziewczyn stojących przed
witryną. Obok zdjęć Margo pojawiły się moje, to, które zostawiłam i te z gazet.
Kaśka chyba miała rację. Mijam dziewczyny i wchodzę do środka. Przy szklanej ladzie stoi jakaś pani z córką,
a na fotelach w rogu jeszcze jedna podobna para.
- Cześć Kama – uśmiecham się do asystentki ubranej w
krzykliwie niebieską garsonkę – jest Margo?
- Nie – na mój widok robi się czerwona, jak piwonia – będzie
za godzinę… - słyszę w jej głosie zakłopotanie.
- Poczekam – zdejmuję płaszcz i rozsiadam się w fotelu
naprzeciw szczupłej, mocno umalowanej blondynki i jej pucołowatej córki. Może
nie jest pucołowata, ale ma okrągła buzię, mimo, że ma chyba 18 lat. Na pewno
matka jest dużo ładniejsza od córki.
Obie
zerkają na mnie, jakby się zastanawiały, skąd mnie znają. Mam z tego dobrą zabawę.
Sięgam po jedna z gazet, leżących na stoliku i zaczynam się przysłuchiwać
rozmowie Kamy i jej interesantek.
- Jak mówiłam, najpierw podpisujemy umowę na szkolenie, a
potem ewentualnie kontrakt na pracę – Kama jest wyraźnie spięta.
- Jak to ewentualnie? – „mama” wydaje się zdziwiona –
wcześniej mówiła pani, że to jest jakby ustalone.
- No, właściwie tak, ale nigdy nie można wykluczyć, że
dziewczyna może zmienić zdanie, albo okaże się, że zupełnie się nie nadaje do
takiej pracy – wije się Kama.
Opuszczam
gazetę na kolana i przyglądam się „córce”, stojącej przy ladzie. Mocno
zbudowana, ale zgrabna, chociaż trudno ocenić, bo jest dość grubo ubrana. Twarz
przeciętna, jak dla mnie, ale nie jestem fotografem. Tylko, że Kama też nie!
- Ale mówiła pani, że ta praca za granicą jest pewna – w
głosie „mamy” daje się wyczuć irytację.
No,
coraz lepiej, myślę sobie, łapiąc zaniepokojone spojrzenie Kamy. Ciekawe, co
jeszcze im obiecują? Składam gazetę i teraz już otwarcie się przysłuchuję.
- To będę pracować za tom granicom, czy nie? – „córka”
zabiera głos i od razu staje się jasne, po co tu przyszła. Z drugiej strony,
myślę sobie, modelka nie mówi, więc nawet jakby sepleniła, to nie problem. Za
to determinacja i odrobina bezczelności jej nie zaszkodzi.
- Na tym etapie, nie mogę tego obiecać – wydusza z siebie
Kama – musiałybyście ustalić to z Margo – zerka na mnie z niepokojem.
- Przepraszam – blondynka, siedząca naprzeciw mnie uśmiecha
się karminowymi ustami, ukazując drobne białe ząbki – czy pani jest tą modelką
ze zdjęć w oknie?
- Tak, to ja – odpowiadam uśmiechem, wciąż starając się
słuchać coraz mniej uprzejmej wymiany zdań miedzy Kamą i jej rozmówczyniami.
- Widzisz misiaczku – zwraca się do córki – możemy
porozmawiać z panią i wszystkiego się dowiedzieć.
Misiaczku?
Przyglądam się dziewczynie w osłupieniu. Ona się godzi, żeby tak do niej mówić
publicznie? Blondynka chyba zauważyła moje zdziwienie, bo gładzi z czułością
córkę po policzku.
- Tak mówiliśmy do Anetki, jak była mała i tak zostało –
znów ukazuje w uśmiechu ząbki.
- A ile Anetka ma lat? – staram się nie śmiać.
- Dziewiętnaście, ale jest taka nieśmiała, że wszędzie z nią
chodzę – pewnie ma dobre intencje, ale coraz trudniej mi zachować powagę.
- Ale zdaje sobie pani sprawę, że modelka musi współpracować
z fotografem i spełniać polecenia. Nie może być nieśmiała i wycofana. To rodzaj
ekshibicjonizmu – mówię poważnie – ciało jest warsztatem, ale trzeba też umieć
pokazać emocje, a to nie jest łatwe.
Blondynka
słucha mnie uważnie, ale chyba nie do końca rozumie, o czym mówię. „Mamusia” z
„Córeczką” zaczynają regularna pyskówkę z Kamą, która jest bliska płaczu. Żal
mi jej. W końcu mam dość!
- Przepraszam – wstaję i podchodzę do lady – jeśli chce pani
gwarancji, to od razu pani mówię, że nikt pani takiej nie da. To jest ryzyko!
Albo córka się spodoba, albo nie. Decyduje fotograf i zlecający zdjęcia.
- A pani to kto? – „mamusia” kieruje teraz swoją agresję do
mnie.
- To ta modelka, mamo! – „córka” szarpie ją za ramię – ta ze
zdjęcia w gazecie.
„Mamusia”
ogląda mnie od stóp do głów, ale się nie odzywa. Zaplatam ręce przed sobą i
czekam spokojnie. Kama cała się trzęsie.
- Pani się jakoś udało… - zaczyna już mniej pewnym tonem
„mamusia”.
- Owszem, ale nikt mi nigdy nie dawał gwarancji – mówię
spokojnie – niech panie to sobie przemyślą i wrócą porozmawiać z Margo. Ona Wam
to wyjaśni.
Mam
nadzieję, że mnie też wyjaśni parę kwestii, dodaję w duchu, ale ze względu na
Kamę, nie mówię tego głośno. Chyba do nich dociera, że nic więcej nie załatwią,
bo mrucząc coś pod nosem, zaczynają się zbierać do wyjścia. Blondynka z foteli
podchodzi do mnie, pozostawiając swojego „misiaczka” na miejscu.
- Proszę mi powiedzieć, czy te kursy tutaj pomagają? Chodzi
mi o to, czy one uczą, jak nabrać takich umiejętności – cały czas się uśmiecha.
Zastanawiam się, czy potrafi mówić bez uśmiechu, ale przynajmniej jest
uprzejma.
- Szczerze mówiąc, nie wiem, ba ja trafiłam tu niedawno –
mówię zgodnie z prawdą, choć zdaję sobie sprawę, że Kama oczekuje ode mnie
czegoś innego. Może robię to specjalnie?
- Ach tak – blondynka wydaje się zaskoczona – to jak pani
trafiła do tej pracy?
- Zupełnie przypadkiem – uśmiecham się na wspomnienie
imprezy u Piotra – pewien fotograf zrobił mi zdjęcia, jak tańczyłam i tak się
spodobałam, że zaproponował mi pracę.
- I on panią wysłał za granicę?
- Można tak powiedzieć – zastanawiam się – przesłał moje
zdjęcia i też im się spodobały, ale wcześniej pracowałam w Polsce. Tam już
głównie ode mnie wymagali, ale zawsze czegoś nowego się uczyłam –
zaznaczam.
- A czy możemy dostać telefon tego fotografa? – Blondynka
jest konkretna i zdeterminowana. Przypomina mi kobietę, którą spotkałam w
Berlinie.
- Nie – Piotr dopiero by mnie objechał – ale może pani
zostawić mi swój telefon i zdjęcia córki. Jeśli on będzie zainteresowany to
zadzwoni - Tyle mogę zrobić.
- Czyli, nie chce nam pani pomóc? – teraz ton jej głosu robi
się płaczliwy.
- Nie rozumie pani – nie dam się wziąć na takie cyrki – On
się nie zajmuje rekrutacją i nie życzy sobie telefonów od nieznajomych. Proszę mi
dać swój numer i zdjęcia dziewczyny. To i tak dużo, bo powinnam powiedzieć, że
pani nie pomogę i tyle.
- Nie mamy jeszcze żadnych zdjęć – mówi obrażonym tonem.
- Kama, może wytłumaczysz pani, co to jest port-folio,
zamiast obiecywać niestworzone rzeczy? – teraz już naprawdę moja cierpliwość
się skończyła.
Siadam
w fotelu i sięgam po gazetę, a Kama drżącym głosem rozmawia z blondynką. Anetka- misiaczek przez cały ten czas nie
zabrała głosu. Powodzenia, myślę,
patrząc na jej minę „przepraszam, że żyję”. Dobra, ja jestem naiwna i
łatwowierna, ale jakoś przeżyłam. To dziewczę nie ma szans!
Dochodzi
wpół do dwunastej, kiedy zjawia się Margo. Na mój widok natychmiast szeroko się
uśmiecha.
- Witaj, dlaczego nie zadzwoniłaś? – pyta słodkim głosikiem
– Kama, podaj zaraz coś do picia – warczy do asystentki.
- Nie miała czasu, bo musiała się tłumaczyć interesantkom –
stwierdzam z przekąsem – ale już im rozjaśniłam w głowach – z satysfakcją
obserwuję efekt, jaki wywołują moje słowa.
- No, wiesz – Margo zaczyna nerwowo poprawiać włosy – nie
łatwo znaleźć teraz interesującą dziewczynę.
- Taaak – przytakuję. Zwłaszcza, jak się jej nie szuka, dodaję
w myślach. Z Kaśki miałaby pożytek, gdyby tylko chciała faktycznie pracować z
modelkami, a nie robić kasę na fikcyjnych szkoleniach – Właściwie, to przyszłam
rozwiązać umowę.
- No, chyba żartujesz! – Margo się tego z pewnością nie
spodziewała – Ale co się stało? Przecież nie obciążamy Cię zdjęciami. Możesz
sobie spokojnie studiować.
- No właśnie, o to chodzi – mówię spokojnym, chłodnym tonem
– Nie dostałam ani jednego zlecenia, więc uważam, że nasza współpraca nie ma
sensu. Niepracująca modelka wypada z rynku.
- Jeśli chcesz, to Ci coś znajdę – teraz zaczyna naprawdę
panikować.
- Margo, obie wiemy, że potrzebowałaś mojej osoby do
rozkręcenia interesu, a nie jesteś zainteresowana mną, jako modelką, więc
powtarzam jeszcze raz: Rozwiązujemy umowę dziś i przestajesz mnie używać, jako
przynęty, a ja nie daję do gazety sprostowania odnośnie mojej „kariery”.
Uważam, że to uczciwa propozycja – zastanawiam się, czy nie powinnam zadzwonić
wcześniej do wujka Olka.
- Zaczekaj – Margo ma chyba w tej chwili stan przedzawałowy
– Chyba mnie tak nie zostawisz?
- Nigdy tak naprawdę nie współpracowałyśmy, więc Cię nie
zostawiam – sama się dziwię, że jestem w stanie tak spokojnie to powiedzieć –
Kama, podaj mi kartkę.
Piszę
odręcznie, że z dniem 27 lutego 1993 roku rozwiązujemy umowę, bez podania
przyczyn.
- Podpisz to – podsuwam Margo papier pod nos.
Robi to
z ociąganiem, ale w końcu oddaje mi podpisany dokument. Chowam go do torebki.
- Miłego dnia – zakładam płaszcz i już mam wyjść, kiedy
przypominam sobie o zdjęciu w oknie. Zdejmuję to, które zostawiłam,
pozostawiając tylko wycinki z gazet – już Wam nie będzie potrzebne – dodaję i
wychodzę.
Jestem
okropna, wiem, ale im też nic nie brakuje. Dopiero teraz widzę, że dziewczyny
stojące przed wystawą, przyglądają mi się z zaciekawieniem. Odwracam się i
otulam szczelnie szalem. Adama jeszcze nie widać, więc wchodzę do pierwszego z
brzegu sklepu. Zdążam przerzucić kilka wieszaków, kiedy słyszę dzwonek przy
drzwiach. Adam? Nie, te dziewczyny.
Przyglądają mi się uważnie. Co ja mam zrobić? Biorę pierwszą z brzegu bluzkę.
- Mogę przymierzyć? – chowam się w przymierzalni. Bluzka
jest brzydka, ale ją zakładam. Znów dzwonek przy drzwiach. Pewnie wyszły, uff.
Wychylam się zza zasłonki.
- Tu jestem – macham do rozglądającego się po sklepie Adama.
- Chcesz to kupić? – patrzy, lekko skonsternowany.
- Nie – ściągam szybko bluzkę – tak mnie coś zaćmiło.
Wychodzimy,
odprowadzani chichotami dziewczyn.
- Co jest? - Adam
przygląda mi się podejrzliwie.
- Nie odwracaj się – syczę - Widziały mnie, jak zdejmowałam
zdjęcie z wystawy Margo – przyznaję niechętnie.
- Och, moja celebrity –
podśmiewa się.
- Przestań, bo Ci przyłożę – nie jestem w nastroju do żartów.
Opowiadam mu w skrócie, jak się rozstałam z Margo. Nie wydaje się zmartwiony,
wręcz przeciwnie – Powiedz mi lepiej, co Ty załatwiłeś?
- Chyba się dogadamy – mówi powoli – powiem szczerze, że
nawet się nie spodziewałem, że tak łatwo pójdzie. Wiesz, że on jest przekonany,
że Michael chciał to kupić?
- Nie wątpię – na samo wspomnienie, humor mi się poprawia –
co robimy?
- Babcia jest na obiedzie u koleżanki, wiec albo do nas,
albo na mieście – zastanawia się głośno.
- Myślałam, żeby przejechać się do Zoo, albo gdzieś się
przejść… - on chyba potrzebuje więcej jedzenia, niż ja – ale możemy do Rynku i
na kawkę.
- I na lody truskawkowe – wpada mi w słowo – do pewnej
kawiarenki…
Idziemy
objęci, aż do knajpki, gdzie byliśmy na pierwszej randce. Rany, ile się
pozmieniało od tamtego czasu. Olka była z Arturem, Anki nie znałam, Julka nawet
nie była z Giannim, a o Michaelu nikt nie słyszał, wyliczam w myślach. Alicja…
chodziła z Jackiem, Pawełek…
- O czym tak myślisz – Adam ujmuje moją rękę w swoje ciepłe
dłonie.
- Och, znów są ciepłe – zachwycam się jego dotykiem – O czym
myślę? Przypominam sobie, kto z kim był, jak zaczynaliśmy ze sobą chodzić.
- I co? – Zagląda mi w oczy zupełnie jak wtedy - Jakieś
wnioski?
- Wiesz, że chyba tylko Justyna z Maćkiem i my jesteśmy
razem? – Sama jestem zaskoczona swoim odkryciem – innym się porozpadało i
pozmieniało.
- Masz rację… - zamyśla się – zamówię nam coś – odwraca się,
szukając wzrokiem kelnerki.
Bierzemy
dwie kawy i oczywiście lody truskawkowe. Adam wpatruje się w moje usta z taką
uwagą, że aż trudno mi jeść.
- Mam straszną ochotę Cię pocałować – nachyla się przez
maleńki stolik i chwyta moja dolną wargę – mmm, mój ulubiony smak – koniuszek
jego języka łaskocze mnie przyjemnie.
- Wiesz, że mnie tym prowokujesz? – Odrywam się od niego i
oblizuję zmysłowo.
- Mam nadzieję – robi minę, którą uwielbiam. Unosi jedną
brew i uśmiecha się w taki specjalny sposób… jest taki pociągający, kiedy to
robi. Nie mogłabym mu się oprzeć.
Patrzymy
tak na siebie i mam wrażenie, że czas się cofnął. Przymykam oczy i przypominam
sobie nasz spacer do Zoo i stado jeleni… dałam im potem wyżywienie na całą
zimę! Z powodu Bogdana. Przed oczami pojawiają mi się obrazy, których nie chcę
pamiętać. Otwieram oczy.
- Co się stało? – Adam przygląda mi się uważnie – zmieniłaś
się na twarzy.
- Bo przypomniał mi się Bogdan – wzdycham – mam nadzieję, że
niedługo się go pozbędziemy z naszego życia.
- Jak ładnie to powiedziałaś – gładzi moją dłoń opuszkami
palców – Dałem mu czas do końca marca. Jak wrócę, to ma mi zapłacić, albo idę
do kupca.
- Ale nie do Michaela? – upewniam się.
- Nie – śmieje się – jest jeszcze jeden facet, który ma już
bar, ale mały i w kiepskiej okolicy. Za to ma kasę i chce kupić za gotówkę, a
dla mnie to idealny układ.
- To, czemu od razu mu nie sprzedasz? Chyba nie przejmujesz
się Bogdanem? – nie wiem, po co on się tak cacka z tym draniem?
- Bo potrzebna mi jedna informacja, którą ma Bogdan – mówi,
nie patrząc na mnie. Cholera! Znowu tamta sprawa.
- Adam, wstrzymaj się – stawiam wszystko na jedną kartę –
może nie będziesz musiał się z nim układać.
- Mała! – nie lubię, kiedy mówi do mnie takim tonem – Co Ty
znowu kombinujesz?
- No, dobra, powiem Ci – już wiem, że z tajemnic rodzą się
tylko kłopoty. Opowiadam mu o wujku Wojtka i mojej prośbie, o odnalezienie
dokumentów – Tylko błagam Cię, nie złość się na mnie i nikomu o tym nie mów –
proszę na koniec i składam ręce, jak do modlitwy.
- Głuptasie! – patrzy na mnie, jakby nie mógł uwierzyć w to,
co usłyszał – Jak mógłbym się na Ciebie złościć o coś takiego? Jeśli to by się
udało… Och, jesteś niesamowita! Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałaś?
- Przez telefon? Zgłupiałeś? – pukam się w czoło – sam
mówiłeś, że trzeba uważać, co się mówi, i komu, a przez telefon ktoś może
podsłuchać nawet przez przypadek. Wujek Olek, ten adwokat, opowiadał nam kiedyś
takie rzeczy o podsłuchach, że szok! No, a potem niby mogłam, ale jeszcze nic
nie wiadomo. Tylko teraz zacząłeś gadać z Bogdanem, więc musiałam Ci
powiedzieć.
- Wydoroślałaś – mówi z uśmiechem i kręci głową – jak
wyjeżdżałem, to byłaś moją małą słodką Olą, a jak wróciłem, to zastałem kobietę.
- Już nie jestem Twoją małą Olą? – chyba jestem trochę
zawiedziona jego słowami.
- W niektórych sytuacjach jesteś – mruży oczy – ale tak
ogólnie, to jesteś bardziej kobietą niż takim dziewczątkiem, jak kiedyś.
- Dziewczątkiem? – nie jestem w stanie utrzymać powagi – Co
to za określenie? Chociaż, może i ładne? Lubię być Twoim dziewczątkiem.
- To będziesz nim dzisiaj wieczorem – błyska drapieżnie
zębami, a mnie dziwnie miękną nogi – Pamiętasz, jak się umawialiśmy parami?
Byłaś się taka nieśmiała i delikatna…
Czuję,
jak pod wpływem jego słów i tego, o czym mówi, na policzki wypełza mi delikatny
rumieniec.
- Ale nadal się rumienisz, jak mówię o seksie – przesuwa
kciukiem po dolnej wardze – uwielbiam to – dodaje z niekłamanym zachwytem.
- O rany, ale to były czasy – chowam twarz w dłonie na
wspomnienie, jak nie wiedział, że jestem dziewicą i chciał się ze mną kochać, a
ja się bałam. Olka mi opowiadała o swoim pierwszym razie i o Arturze… -
Słuchaj, zawsze tak szukaliście sobie dziewczyn? Ty i Artur.
- To znaczy, jak? – pyta podejrzliwie.
- No, równocześnie.
- Chyba tak, chociaż… - zastanawia się chwilę – Z Darią było
inaczej.
- Ooo, a jak? – może dowiem się czegoś, co przyda się Kasi.
- Ja nie miałem ochoty nikogo szukać – spogląda na mnie
poważnie. Chyba wiem, co chce mi powiedzieć – A Artur? – zastanawia się – To
chyba ona zaczepiła jego.
- Tak? – zawsze myślałam, że obaj z Adamem są takimi
„łowcami”, chociaż Adama chyba udało mi się udomowić, a przynajmniej oswoić,
mam nadzieję – A teraz jest z kimś?
- Artur? – W oczach Adama pojawia się jakiś niepokój, ale
zaraz znika. A może mi się tylko wydawało? – Z tego, co wiem, to nie. Dlaczego
o to pytasz?
- Bez powodu – wybieram z pucharka resztkę rozpuszczonych
lodów – po prostu wydaje mi się dziwne, że tak długo jest sam. Z tego, co pamiętam,
to on miał spore… - szukam słowa – potrzeby? Gadaliśmy o tym, pamiętasz? Po
prostu jestem ciekawa, czy już sobie kogoś znalazł… – kurde, chciałam tylko
wiedzieć, czy jest sam, żeby nie wkopać Kaśki – Bo, jak byłeś w Stanach, to mi
powiedział, że już mu się nie chce szukać i poczeka, aż dziewczyna sama się
znajdzie… - O cholera, faktycznie tak powiedział. To może być szansa! Czeka na
dziewczynę, więc to może być ona.
- Widzę, że strasznie Cię to zajmuje – mówi, mrużąc oczy.
- Chyba nie jesteś zazdrosny? – prycham.
- A powinienem? – pyta zbyt poważnie, jak na mój gust.
- Myślę, że nie – całuję go szybko w usta – Teraz Ty też
smakujesz truskawkami – Dość tego, wiem już wszystko.
- Co teraz? – Adam ma na twarzy taki blady uśmiech.
- Teraz idziemy kupić kawałek mięsa na obiad i wracamy –
zarządzam – ja będę gotować, a Ty… - zastanawiam się chwilę – Ty zrobisz taką
sałatę z ziołami.
Przemieszczanie
się po mieście autobusami i tramwajami jest wygodne, ale niestety czasochłonne.
Rezygnuję z wołowiny na rzecz indyka, bo inaczej obiad byłby na kolację.
- Weźmy tę wołowinę – Adam ogląda odłożone przeze mnie mięso
– Może coś z niej zrobię?
- Mówiłeś, że jutro mamy iść do babci Kasi – zastanawiam się
– Chyba, że ją zamrozimy – Nie jestem ekspertem, ale wiem, że nie łatwo kupić
dobrą wołowinę.
- A może zaproszę Cię na obiad w poniedziałek? – Adam wkłada
mięso do koszyka.
- W poniedziałek? – powtarzam z niedowierzaniem – Anka by
się ucieszyła, że ma spokój, bo we środę ma następne koło – mówię ostrożnie.
- Czyli zostałabyś do połowy tygodnia – Czy ja śnię? On mnie
pyta, czy chcę z nim zostać dłużej w mieszkaniu.
- Mogłabym – czuję, jak serce mi podskakuje – gdybyś chciał…
- Chciałbym – Mówi to niezbyt pewnie, ale spokojnie i patrzy
mi w oczy, jakby szukając w nich pewności. Stoimy obok lodówki, ale wydaje mi
się, że jest strasznie gorąco.
- Przepraszam! – głośny, kobiecy głos sprawia, że oboje
podskakujemy z wrażenia.
Śmiejemy
się do siebie. Może tak jest lepiej? Bez wielkich słów o wspólnym zamieszkaniu,
itd. On po prostu nie potrafi mówić o takich rzeczach, robi je i już. Och, jaka
jestem podekscytowana. Ciekawe, czy Adam też tak to czuje? Pewnie nie, bo on
jest taki opanowany. Czasem się zastanawiam, jak udaje mu się tak kontrolować
emocje? Ja się staram, ale przychodzi mi to z wielkim trudem.
Jemy na
obiad zwykły kawałek indyka z ryżem i surówką (OK., surówka nie jest zwykła),
ale wydaje mi się, że w życiu mi tak nie smakowało. Po obiedzie „ogarniam”
kuchnię i rozsiadamy się z książkami i kubkami z kawą. To dziwne, bo myślałam,
że nie dam rady się skupić na nauce, a tymczasem siedzimy obok siebie na
kanapie i jakoś sobie nie przeszkadzamy. Wieczór zapada niepostrzeżenie,
zwłaszcza, że cały czas siedzimy przy sztucznym świetle. Czuję, że mięśnie mi
zdrętwiały, więc przeciągam się i zerkam na Adama. Też wygląda na znużonego.
- Idę zrobić kolację – zapowiadam i maszeruję do kuchni.
Szykuję
nam zapiekanki z żółtym serem i szynką, a do tego różne dodatki: pomidory,
ogórki konserwowe i gruszki w occie. Zawsze je przywożę z domu, bo to
specjalność mojej babci. Łapię takie miłe spojrzenie Adama.
- Lubisz, jak się krzątam koło jedzenia? – przechylam się
przez bufet, który rozdziela kuchnię i pokój.
- Lubię Cię w kuchni – mówi powoli, a jego wzrok sprawia, że
o mało nie upuszczam kubków na herbatę.
- Najpierw zjedzmy – odwracam się w stronę piekarnika i
oceniam grzanki – zaraz będą gotowe.
- Niech się lepiej pospieszą, bo jestem strasznie głodny –
wstaje z kanapy i po chwili mam go tuż za sobą. Czuję delikatne ugryzienie na
karku – mmm, dobrze smakujesz.
- Wariat – prycham, ale odchylam głowę i przytulam się do
niego plecami – jak będziesz mi przeszkadzał, to z kolacji nici!
- To będzie kara! – dwa silne ramiona oplatają mnie i przyciągają
do siebie.
- Taaak? – droczę się – A jaka? Umieram z ciekawości –
drwię.
- Lubisz klapsy? - Gryzie mnie w ucho.
Dalszą
rozmowę przerywa nam zapach wydobywający się z piekarnika. Uwalniam się i
szybko wyciągam zapiekanki. W ostatniej chwili! Ser skwierczy wesoło, ale ma już
gdzieniegdzie brązowy kolor. Adam chyba naprawdę jest głodny, bo na widok
jedzenia uśmiecha się radośnie, jak dziecko, które dostało prezent. Gotowanie
dla niego to prawdziwa przyjemność. Zwłaszcza, że nie zachwyca się wszystkim,
tak jak Radek. O nie, on jest wybredny. Babcia przyzwyczaiła go do dobrego
jedzenia. Tym bardziej się cieszę, widząc, jak sięga po kolejną zapiekankę.
Dobrze, że tak dużo zrobiłam.
- Ale mam kobietę – wzdycha z zadowoleniem – Nie dość, że
piękna, to jeszcze gotuje!
- Masz kobietę? – podoba mi się takie określenie.
- A nie mam? – Nachyla się do moich ust. Sięga ręką do mojej
szyi i przyciąga do siebie, „smakując” pocałunek – Chodź do mnie - Odwraca
stołek w swoją stronę i bez wstępów sięga dłonią do moich spodni.
- Tak bez pytania? – zarzucam mu ręce na szyję i rozchylam
uda. Podnieca mnie taka gra.
- Daj mi deser, kobieto – chyba wyczuł, że tego chcę. Ściąga
mnie ze stołka i po chwili moje spodnie suną w dół – muszę wprowadzić zakaz
chodzenia po domu w spodniach – mruczy, siłując się z nogawkami obcisłych
dżinsów.
- Tylko dla mnie, czy dla nas obojga? – podśmiewam się, ale
zaraz mi przechodzi, bo dostaję lekkiego klapsa – Ałła, naprawdę chcesz mnie
zbić?
- Nie, ale jak mnie będziesz prowokować… - grozi. Odwraca
mnie tyłam do siebie i ociera się o mój tyłek wybrzuszeniem spodni – powiedz,
że nie chcesz, to więcej tego nie zrobię – szepcze mi niskim seksownym głosem
do ucha. Czuję, że odpina spodnie i po chwili ciepły podłużny kształt dotyka
mnie między pośladkami – To jak? Będziesz dzisiaj posłuszna kobietą, czy nie?
- Będę… - to może być nawet ciekawe – będę trochę nieposłuszna.
- Lubisz te majtki? – ciepła dłoń wsuwa mi się między nogi i
po chwili dwa palce wnikają we mnie bez przeszkód, witane głośnym westchnieniem
– jaka jesteś wilgotna – szepcze z zachwytem.
- Trochę je lubię – Zerkam w dół. Dlaczego pyta? Drugą
dłonią zbiera materiał na moich pośladkach. Gumka opina się na jego
przedramieniu i moich biodrach, wrzyna mi się w skórę – Au! – sięgam do majtek
i próbuję je zsunąć.
- Zostaw – ciche warknięcie i klaps, ale puszcza majtki i
zsuwa je w dół. Palce wchodzą głębiej i czuję, że moja wilgoć płynie po udzie –
Bądź grzeczna – gryzie mnie delikatnie w kark – szerzej! – rozsuwa mi udem
nogi.
Wykonuję
polecenia, drżąc z emocji. Podoba mi się, że jest taki władczy, chociaż wiem,
że to tylko gra. A może nie? On chyba tak woli… lubi czuć, że ma nade mną
władzę. Gładka główka jego członka sunie miedzy moimi pośladkami i powoli
zmierza do mojej ociekającej sokami szparki. Wyginam się, szukam go.
- Jeszcze nie – drażni się ze mną, pocierając wejście do
mojego spragnionego wnętrza – musisz poczekać - Rozpina mi stanik, nie
zdejmując bluzki i sięga do uwolnionych piersi.
Ugniata je i masuje, a ja bezskutecznie próbuję wchłonąć w siebie jego
twardy wzwód.
- Daj mi go – jęczę i wypinam się, próbując pomóc sobie ręką
– daj mi go… teraz.
- Nie Ty rządzisz… – tembr jego głosu obniża się i
przechodzi w gardłowy pomruk – w łóżku.
- Nie jesteśmy w łóżku – buntuję się i nagle… ostry ból –
Och! - Tym razem klaps był silniejszy, ale Adam natychmiast gładzi delikatnie
to miejsce i całuje moje plecy. Przywiera do mnie podbrzuszem, czuję jego ostre
włoski na pośladkach i… wchodzi we mnie gładko. Wyginam się i pozwalam, by mnie
wziął od tyłu mocno, tak jak lubi. Rozluźniam mięśnie na tyle, na ile pozwala
mi podniecenie i opieram dłonie o kamienny blat. Odsuwam leżące na nim
drobiazgi, bo czuję, że za chwilę już nie będę w stanie tego zrobić. Mam w
sobie twardy, potężny tłok, który posuwa mnie mocno, aż do końca. Silna dłoń
ląduje na moich plecach, zmuszając do pochylenia się. Jęczę, rozkoszując się ulgą
i przyjemnością, jaka płynie z tego wypełnienia.
- Moja kobieta – chrapliwy głos dociera do mnie i potęguje
podniecenie – moja kobieta – powtarza to kilka razy, jakby się upajając. Nawet nie
wie, jak mnie to podkręca! Chwyta moje biodra i przytrzymuje je, wchodząc
jeszcze mocniej. Krzyczę, ale to nie z bólu, choć to także odczuwam. Ekstaza
jest blisko… bardzo blisko. Wspinam się… wspinam… Nagle on nieruchomieje. O
nie! Jeszcze! Próbuję się poruszyć, ale mnie unieruchamia.
- Jeszcze – błagam, dysząc – jeszcze…
- Po… cze… kaj… - stęka z wysiłkiem. Trzyma mnie tak na
granicy. Czuję się, jak zawieszona. Moje wnętrze płonie, drży… chcę jeszcze…
pragnę! Muszę się poddać, bo nie mam szans z jego siłą. Drżenie przenosi się na
moje uda. Stoję taka bezbronna, na jego łasce… Nagle czuję, jak znów się porusza.
Wycofuje się i wchodzi… cofa i wchodzi… i znów. To już nie jest seks, to jest jakieś
szaleństwo! Staję na palcach, a moje mięśnie naciągają się aż do granic… Ogarnia
mnie euforia.
- Adaaam – wykrzykuję jego imię. Głowa opada mi na
przedramiona. Kilka potężnych pchnięć i słyszę przeciągły jęk. Konwulsyjnie
drga, napierając na mnie jeszcze przez dłuższą chwilę. Wreszcie opiera się
policzkiem o moje plecy – och, Adam… - dyszę.
- Moja kobieta – śmieje się, dysząc ciężko – uwielbiam Twój
tyłek, zjadłbym go…
Śmieję
się razem z nim. Jak mi dobrze. Jeśli miałabym powiedzieć, co to jest
szczęście, to dla mnie jest to ta chwila. To poczucie przynależenia i jednocześnie
pewności, że on też do mnie należy. I takiej bliskości…
- Zabierz swoją kobietę do łazienki – szepczę – a potem
przytulaj długo…
- Nawet całą noc i cały dzień – ciepłe dłonie obejmują mnie i przytulają z czułością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz