Narty
Podróż
do Czechosłowacji wydaje mi się czymś nierealnym. Całą drogę balujemy w
autokarze. Okazuje się, że jadą prawie sami studenci. Jestem najmłodsza ze
wszystkich, ale staram się nie odstawać od grupy. Wreszcie Adam zgarnia mnie
dość obcesowo i zarządza, że mam iść spać.
- Tak, mamo – chichoczę – już idę
spać.
- Jeszcze mi podziękujesz -
krzywi się – Zobaczysz jutro!
Zasypiam
natychmiast. Kiedy Adam budzi mnie rano, wydaje mi się, że dopiero co,
zamknęłam oczy. Jestem obolała. Pół nocy przespałam zwinięta w kłębek na
siedzeniu. Jednak jestem w lepszym stanie, niż większość naszej ekipy. Wszyscy
mają kaca, a za dwie godziny dojedziemy do hotelu.
Liptovski
Mikulosz jest brzydkim, przemysłowym miastem. Na szczęście hotel jest położony
daleko za miastem. Chyba tylko na potrzeby reklamy, funkcjonuje jako hotel
miejski. W sumie, to nawet chyba nie jest hotel, tylko ośrodek wypoczynkowy.
Jestem tak sponiewierana, że marzę już tylko o łóżku. Niestety, okazuje się, że
mimo zmęczenia, wszyscy chcą iść na spacer.
- Załóż spodnie narciarskie i to
– Adam wyciąga ze swojej torby puchaty polar i kurtkę narciarską w rozmiarze
zdecydowanie zbyt małym dla niego.
- Skąd to masz? – patrzę
zaskoczona – chyba nie kupiłeś tego specjalnie dla mnie?
- Nie, ale możesz to spokojnie
zatrzymać – wręcza mi kurtkę. Jest w cudownym błękitnym kolorze ze
śnieżnobiałymi i granatowymi paskami na ramionach. – Powinna pasować. Jesteś
trochę szczuplejsza od mojej mamy, ale twierdziła, że na nią jest za ciasna.
- To kurtka Twojej mamy? –
oglądam ją ostrożnie. Pachnie świeżością. To „Rossignol” – Nie mogę jej
zatrzymać.
- Nie podoba Ci się?
- Jest cudna! – zachwycam się – Ale
na pewno jest droga.
- To prezent od mojej mamy.
Używała jej przez tydzień, kiedy byli z ojcem na nartach dwa lata temu, ale ona
nie lubi jeździć na nartach – Adam mówi to z jakąś irytacją, której nie
rozumiem.
- Powinnam za nią zapłacić –
zakładam kurtkę. Oczywiście leży, jak ulał – jaka ciepła i lekka.
- Nie możesz po prostu
powiedzieć: dziękuję? – słyszę w jego głosie zniecierpliwienie.
- Dziękuję – zarzucam mu ręce na
szyję – bardzo dziękuję.
- Tak lepiej – mruczy i całuje
mnie w usta.
- Idziecie? – Artur otwiera bez
pukania drzwi do naszego pokoju.
Ubieramy
się szybko. Polar jest jeszcze fajniejszy od kurtki, szary, miękki i puszysty.
Wychodzimy wszyscy razem. Dziewczyny zerkają na moją kurtkę. Czuję się dziwnie,
kiedy pomyślę, że jeździła w niej mama Adama, ale jeszcze dziwniejsze jest dla
mnie to, że mi ją podarowała. Przecież nawet mnie nie zna. Pewnie Adam ją
poprosił, ale i tak jestem tym trochę onieśmielona.
- Fajną masz kurtkę. Nowa? –
Justyna podchodzi do mnie i przygląda się kurtce – Jutro jedziemy na Chopok. Jak
Ci idzie jazda na nartach?
- Można powiedzieć, że nowa.
Dostałam ją właśnie – mówię szybko – Jeżdżę chyba lepiej niż w zeszłym roku,
ale wezmę instruktora, żebyście nie musieli ciągle na mnie czekać. Dwie godziny
dziennie chyba wystarczą?
- A Adam nie może Cię pouczyć?
- Pewnie tak, ale jemu też się
coś od życia należy – mówię ze śmiechem, widząc zdziwienie Justyny.
W
okolicy naszego ośrodka właściwie nie ma niczego interesującego do oglądania. W
oddali widać ośnieżoną płaszczyznę obrośnięta dookoła bezlistnymi krzakami i
niskimi drzewkami. Wygląda to, jak zamarznięte jezioro i pewnie nim właśnie
jest. Jeszcze dalej jakieś zabudowania, ale ciężko powiedzieć, co to jest.
Wszyscy jesteśmy zmęczeni i nie chce nam się ze sobą gadać. Śnieg chrzęści nam
pod stopami. Chyba jest naprawdę zimno, bo nasze oddechy zamieniają się w kłęby
białej pary.
- Nie zimno Ci? – Adam wyrywa
mnie z zadumy.
- W tej kurtce? – uśmiecham się
do niego, a on do mnie.
Otacza
mnie ramieniem i idziemy dalej przytuleni. Zataczamy koło i zaczynamy powoli
wracać. Dzisiaj na szczęście nie jeździmy na nartach. Nikt przy zdrowych
zmysłach nie wybrałby się na stok po takiej nocy.
Adam
Pierwszy
dzień nart zawsze był niewiadomą, na którą czekał z utęsknieniem i jednocześnie
niepokojem. Tym razem niepokój był jeszcze większy niż zwykle, bo nie wiadomo
było jak Ola poradzi sobie z jazdą. Ku jego zdumieniu, oświadczyła, że bierze
instruktora na dwie godziny dziennie. Podejrzewał, że zrobiła to ze względu na
niego, żeby nie musiał stale na nią uważać. Jednak tego dnia instruktora nie
było, więc przemieszczali się całą grupą. Wszyscy potrzebowali jednego dnia,
żeby się rozruszać. Stanął na szczycie i patrzył jak, Ola powoli zjeżdża w dół.
Jechała ostrożnie, ale ładnie. Poprzedni instruktor wpoił jej prawidłową
sylwetkę, tak, że nie „woziła się” jak większość początkujących dziewczyn. Odczuł
coś w rodzaju dumy, kiedy to sobie uświadomił. Uśmiechnął się sam do siebie,
kiedy przypomniał sobie rozmowę z mamą.
- Żeglować też ją nauczysz? –
spytała, kiedy pakował do torby jej kurtkę i polar.
- Jeśli będzie chciała, to tak –
odpowiedział bez namysłu.
- To chyba poważna sprawa? –
przyjrzała mu się z uśmiechem – A co zrobisz, jak nie zechce?
- Nie wiem – nie zastanawiał się
nad tym – Będę się wtedy martwił – uniósł głowę – wolałbym, żeby jej się
spodobało pływanie. Szczerze mówiąc, liczę na to.
- Adam, to, że mamy z Twoim ojcem
różne zainteresowania, nie znaczy, że nie jesteśmy ze sobą szczęśliwi –
patrzyła na niego z troską – Jeśli ona jest dla Ciebie ważna, to wspólne
zainteresowania tracą na znaczeniu.
- Tylko, że ja nie wyobrażam
sobie takiego spędzania wakacji, jak u Was – potarł ręką czoło – Nie macie
rozwodu, a zachowujecie się, jakbyście mieli. To bez sensu, ja tak nie chcę.
- A pytałeś, jak ona wyobraża
sobie Wasze wspólne wakacje?
- Nie, ale na to jeszcze za
wcześnie – nie pomyślał o tym - Na razie
jest dobrze, tak jak jest.
- Henryk oszaleje z radości…
- Nie mów nic ojcu – zmarszczył
brwi – na razie. To tylko dziewczyna…
Ruszył
z miejsca, kiedy Ola zniknęła mu z pola widzenia. Zamyślił się i teraz musiał
ją dogonić, przed dolną stacją wyciągu. Czuł mroźny powiew wiatru na twarzy.
Powinni wejść do jakiegoś schroniska i trochę się ogrzać. Pozostali chyba mieli
podobne przemyślenia, bo dyskutowali o czymś zawzięcie.
- Idziemy na grzańca – Pawełek
wskazał drewnianą chałupę poniżej stacji – Zimno jak na Syberii.
Kiedy
weszli do środka, uderzył ich zapach przypalonego oleju pomieszany z kwaśnym
odorem grzanego wina i piwa. Po chwili przywykli do niego na tyle, że zaczęli
rozglądać się za miejscem do siedzenia. W samym rogu właśnie zwalniały się
miejsca przy ciężkim drewnianym stole otoczonym ławkami. Ola i Justyna
natychmiast przecisnęły się obok wychodzących i usiadły, rozkładając rękawiczki
i czapki na ławkach. Adam zamówił dwa grzane wina i paczkę grubych paluszków z
solą. Podszedł do Oli i zobaczył, że rozciera zaczerwienione dłonie. Były zimne
jak lód. Niewiele się zastanawiając, wsunął je sobie pod polar, aby się ogrzały
na jego brzuchu.
- Wyziębię Cię – lamentowała nad
nim, próbując zabrać dłonie. Przytrzymał je i nachylił się do jej ust. Pocałowała
go delikatnie – Fajny masz ten brzuszek – połaskotała go opuszkami palców.
- Fajne masz te paluszki.
Cieplej?
Kiwnęła
głową i przytuliła się do niego. Poczuł się jak Staś, który uratował swoją małą
Nel od febry. Tak go ta myśl ubawiła, że roześmiał się w głos.
- Siadacie, czy nie? – Alicja
spojrzała na nich gniewnie, przeciskając się obok.
Sylwester
Nie
rozumiem, dlaczego Alicja jest tak źle do mnie nastawiona? DD nie lubiła mnie od
pierwszej chwili, Justyna ma pewnie pretensje z tego samego powodu, co Artur,
ale Alicja?
- Napijesz się ze mną? –
przysiadam się do Justyny, korzystając z tego, że siedzi sama.
- Jasne - jest już odrobinę
wstawiona – za co pijemy?
- Za kobiecą solidarność –
nalewam nam do kieliszków czystej.
- A jest taka? – Justyna patrzy
na mnie z drwiącym uśmiechem.
- Zaraz się przekonamy - chytrze
się uśmiecham - Dlaczego Alicja mnie nie lubi? Przecież lubiłyśmy się, jak
chodziłam na siatkę.
- To raczej nie jest dziwne –
Justyna chichocze – Miała ochotę na Adama, zwłaszcza jak jej naopowiadałaś, ile
ma kasy. Zabrała się za niego, a on nic – znów chichocze – No a teraz, przywozi
na narty Ciebie.
- Przecież jest z Pawełkiem – aż
mnie zatyka z wrażenia.
- To nie tajemnica, że lubi
pieniądze, a Pawełek to profesorskie dziecko – Justyna mruga do mnie
porozumiewawczo – kasę też ma, ale Adam to Adam – podnosi kieliszek.
Wypijamy
toast. Więc nie myliłam się, nie ma kobiecej solidarności!
- Zabrała się za Adama – uśmiecham
się i znów nalewam nam po kieliszku – to znaczy?
- No wiesz, ciągnęła go do łóżka
– Justyna nagle robi się czujna – Zapytaj Adama.
- No coś ty? – podnoszę kieliszek
– to było przedtem. Jak będzie chciał, to sam mi powie – usypiam jej czujność –
mówisz, że to ja jej powiedziałam, ze Adam ma pieniądze…
- No, tak mówiła, że ma kamienicę
w Rynku i mieszkanie… – Justyna opiera brodę na dłoni – No a teraz wróciłaś.
Lubisz pieniądze?
- Wiesz co? – nie wytrzymuję – To
Alicja mnie wypytywała. Ona mi powiedziała o kamienicy. Zresztą nie wiadomo,
czy to prawda, a ja mam to w dupie! Nie obchodzi mnie, co ma i czego nie ma Adam. Gdyby zależało mi na
pieniądzach, to przyjęłabym je od Bogdana. O tym pewnie też wiesz, bo jak widzę
wszyscy są świetnie poinformowani…
Co?– patrzy gdzieś nad moją głową – Alicja? Chodź do nas, pijemy za
kobiecą solidarność.
- A jest taka? – Alicja uśmiecha
się drwiąco, patrząc na mnie.
Udaję
pijaną, ale tak naprawdę wytrzeźwiałam w chwili, gdy Justyna zaczęła mówić. Na
szczęście mam mocną głowę, zwłaszcza do czystej.
- To zależy – mówię chichocząc
głupio – Jak tam Pawełek?
- Dobrze się dogadujemy - lekko
się chwieje, więc wskazuję jej krzesło obok mnie – po tym jak Adam wolał Ciebie
- podnosi kieliszek w moją stronę – co mi pozostało?
- Nie znam się na tym, ale Ty już
pewnie dobrze wiesz, ile kamienic odziedziczy Pawełek – uśmiecham się do Alicji
i stukam w jej kieliszek.
Wypijamy.
Mogę iść, dowiedziałam się wszystkiego, czego chciałam. Więc oni wszyscy
uważają, że poleciałam na pieniądze Adama. Zarabiam więcej niż on! Mój ojciec
nie pracuje na zachodzie, ale jest stomatologiem, więc z głodu nie umrę! Moja
siostra wyjdzie za mąż za Michaela…
Chyba jednak
nie mam aż tak mocnej głowy, jak mi się wydawało, skoro myślę o takich
bzdurach.
- Zostało 10 minut – Artur
podnosi butelkę szampana w górę – kieliszki, proszę państwa!
Adam
podchodzi do mnie i obejmuje mnie ramieniem. Czy on także uważa, że wróciłam ze
względu na pieniądze? Nie chcę o tym myśleć, ale to silniejsze ode mnie.
Idziemy do stołu po kieliszki, podczas gdy kelnerzy przygotowują szampany.
Czuję, jak puls mi przyspiesza. Wszystko zaczyna się układać w jedną całość.
- 10, 9, 8, 7…
Alkohol
krąży w moich żyłach i zaczyna palić mnie żywym ogniem…
- 6,5,4…
Adam
był z Alicją a teraz ona mówi, że ja wróciłam z powodu pieniędzy…
- 3,2,1! Mamy 1992 rok!
- Wszystkiego najlepszego –
patrzę na Adama, ale nie potrafię
przywołać uśmiechu – masz jakieś życzenia co do nadchodzącego roku?
- Wszystkiego najlepszego –
patrzy mi głęboko w oczy – Chciałbym,
żebyśmy byli ze sobą szczerzy.
- Uważasz, że nie jestem z tobą
szczera?
- Mam nadzieję, że tak, ale nie
jestem pewien. Nie wiem, co myśleć…
- Jestem. Zawsze. – szepczę –
przekonaj się. Pytaj o co chcesz. Dziś odpowiem Ci na każde pytanie.
- Dlaczego do mnie wróciłaś? –
napięcie w jego głosie przyprawia mnie o ból.
- Ponieważ nie mogłam o Tobie
zapomnieć – czuję ucisk w gardle - Czy ja też mogę Cię o coś zapytać? - szepczę
- Tak – to prawie bezgłośny ruch
warg – pytaj.
- Byłeś tylko z Alicją, czy z
innymi też?
Widzę
dwoje szeroko otwartych ze zdumienia oczu.
- Tylko z Alicją, jeden raz. Nie
byłem wtedy z Tobą… Niczego jej nie obiecywałem. To było bez znaczenia… - mówi
to szybko, jakby chciał to z siebie wyrzucić.
Mnie
też niczego nie obiecywałeś. Czy to znaczy, że to też jest bez znaczenia? Nie wiesz, co myśleć? Nie wiesz, czy jestem z
Tobą szczera? Patrzę na niego w milczeniu przez długą, bardzo długą chwilę…
- Byłem z Justyną na samym
początku studiów – mówi z wysiłkiem – bardzo krótko. To była pomyłka.
Nie,
niech on przestanie. Kręcę głową. Niech mi nie mówi, że z DD też był.
- Ognie sztuczne! Idziemy! –
Maciek zagarnia Justynę i macha do nas.
Idę
na taras hotelu. Nie czuję zimna, mimo, że dokoła leży śnieg. Dlaczego nie
zapytałam, czy uważa mnie za materialistkę? Ktoś narzuca mi marynarkę na gołe
ramiona. Byłby z nią, gdybym nie poszła do niego? Pierwszy wybuch nad naszymi
głowami zaskakuje mnie tak, że podskakuję z wrażenia. Silne ramię przytrzymuje
mnie mocno.
- Jestem przy Tobie – czuję
znajomy zapach – nie zimno Ci?
Adam
stoi obok w samej koszuli. Nad nami sztuczne ognie wybuchają kolorowymi
pióropuszami. Mam taki zamęt w głowie. Przez następne półtorej godziny nie
jestem sobą. Tańczę i śmieję się, odpowiadam na pytania, a moje myśli płyną
niezależnie od tego, co dzieje się wokół mnie. Wreszcie mam dość.
- Jestem zmęczona – nikt nawet
nie zauważy, że zniknęłam – idę się położyć.
Kiedy
chłodna woda leje się strumieniami po moim ciele, wraca rozsądek. Jestem pijana
i nie myślę logicznie! Jutro wszystko nabierze sensu. Nie wolno mi się poddać.
Alicji właśnie o to chodzi. Nastawiła przeciw mnie Artura i Justynę. Sprawiła,
że Adam mi nie ufa. Szorstki ręcznik pobudza krążenie. Jak mógł pomyśleć, że
skusiły mnie pieniądze? Mówił, że czekał na mnie, że pragnie tylko mnie…
- Już gotowa? – Adam rzuca
marynarkę na krzesło i przyciąga mnie do siebie za poły szlafroka.
- Idę spać – odsuwam się
delikatnie – dzisiaj nie będziemy się kochać.
- Myślałem, że po to Cię tu
zabrałem – Adam wydyma usta jak dziecko i przekrzywia zabawnie głowę.
- Sama się tu zabrałam – patrzę
poważnie – Ty mnie tylko zaprosiłeś.
Wymijam
go i idę do łóżka. Patrzę chwilę, jak stoi osłupiały i odwracam się
plecami. Leżę z zamkniętymi oczami.
- Jesteś zła o Alicję? – Adam
siada na brzegu łóżka.
- Nie jestem zła, tylko mi
przykro - nie patrzę na niego – Porozmawiamy jutro. Dzisiaj chcę spać.
Zapadam
w niespokojny, męczący sen. Nie wiem, czy Adam położył się spać, czy wrócił na
salę. Budzę się z bólem głowy. Chce mi się pić. Głowę mam mocną, ale kaca
takiego samego jak inni. Leżę chwilę bez ruchu, próbując przypomnieć sobie
wszystkie zdarzenia ostatniej nocy. Adam oddycha miarowo obok mnie. Ręką
przytrzymuje moje biodro, jakby chciał mieć pewność, że się nie oddalę. Jest
dla mnie zagadką. Czasem czuję, że należy do mnie całym sobą, a czasem mam
wrażenie, że jest między nami mur nie do pokonania. Dlaczego ja nie mogłam się
zakochać od pierwszego wejrzenia, tak jak Julia i Michael? Zakochałam się tak, ale zanim dotarło to do
mnie, pozwoliłam się zwieść pięknym słówkom bez pokrycia. Nic dziwnego, że Adam
mi teraz nie ufa. Wstaję ostrożnie i idę do łazienki wziąć prysznic. Kiedy
wracam, w pokoju jest Justyna.
- Dzięki – pokazuje mi aspirynę i
szybko wychodzi.
- Śniadanie za 20 minut, zdążysz?
– Adam przygląda mi się w napięciu.
Kiwam
głową, szczęśliwa, że nie ma teraz czasu na rozmowy.
Jemy
śniadanie, jakby w zwolnionym tempie, mimo, że jest dziesiąta. Kelner patrzy z
niedowierzaniem na nasze stroje narciarskie. Kto przy zdrowych zmysłach idzie
na narty po balu? My jednak idziemy. Adam całuje mnie w policzek.
- Zobaczymy się za dwie godziny –
mówię bezbarwnym głosem.
Kiwa
głową, a ja idę do budynku obok dolnej stacji wyciągu. Sprawdzam jeszcze raz na
zegarku, czy jestem o odpowiedniej porze, kiedy uświadamiam sobie, że jest
pierwszy stycznia i mój instruktor ma wolne. Idę sama do wyciągu. Jechać za
pozostałymi? Nie, mam ich dość! Szkoda, że mojej Olki z nami nie ma. Nie
potrzebuję nikogo! Zjeżdżam starając się pamiętać o postawie i kijach. Sama nie
wiem, kiedy mija pół godziny. Mroźne powietrze działa na mnie oczyszczająco.
Trzeba rozmawiać. Jeśli pozwolę, aby narosła między nami nieufność, to już
przegrałam.
- Ola! – Adam hamuje efektownie
obok mnie – dlaczego jeździsz sama?
- Jest pierwszy stycznia –
wzruszam ramionami – to wolny dzień. Poza tym, mam chwilowo dość tego Twojego
towarzystwa. Wolę być sama, wtedy nie muszę się przejmować tym, co o mnie
myślą. Szkoda, że Olki tu nie ma. Przynajmniej miałabym z kim porozmawiać…
- Rozmawiaj ze mną – Adam szeroko
rozstawia narty i podjeżdża tak, że stoimy twarzą w twarz – Widzę, że nie
bawisz się tu najlepiej. Żałujesz, że przyjechałaś?
- Nie, ale żałuję, że nie
wiedziałam wcześniej o Tobie i Alicji, i że ona tu będzie – patrzę z wyrzutem –
Teraz przynajmniej wiem, dlaczego Artur i Justyna są do mnie źle nastawieni –
biorę głęboki wdech - To straszne, że wszyscy jesteście takimi materialistami.
- My materialistami? – w oczach
Adama widać bezgraniczne zdumienie – Ja materialistą? O czym Ty mówisz?
- O tym, że jest mi obojętne, czy
Twoja babcia ma kamienicę czy nie. Zresztą wiem, ile kosztuje utrzymanie
takiego dużego mieszkania – mówię ze złością - O tym, że uważam za głupotę,
wydawanie ciężko zarobionych w wakacje pieniędzy, na wynajmowanie mieszkania, z
którego korzysta się tylko w weekend. Chociaż, dzięki temu możemy spędzać razem
czas – napotykam rozbawiony wzrok Adama, co jeszcze bardziej mnie wkurza – Nie
wiem czy zdajesz sobie sprawę, ze na tym korzystają głównie Twoi koledzy
„niematerialiści”?! – sapię ze złości - Przypominam Ci też, że bardzo możliwe,
że zarabiam więcej od Ciebie. Choć ciężko to stwierdzić, bo nie zniżyłabym się
do ustalania Twojego majątku, tak jak Alicja. Tylko, ja nie szastam pieniędzmi!
Nie ma się z czego śmiać!
Ostatnie
zdanie prawie wykrzykuję, bo Adam unosi głowę i śmieje się w głos. Próbuję
tupnąć, zapominając, że mam na nogach buty z nartami. Tracę równowagę i oboje
podamy na ziemię, przy czym Adam nie przestaje się śmiać.
- Naprawdę, nie rozumiem, co Cię
tak śmieszy? – próbuję się wyplątać z objęć Adama i plątaniny naszych kijków –
Ty też uważasz mnie za materialistkę, choć nie przyjęłam pieniędzy od Bogdana –
zbiera mi się na płacz – myślałam, że jesteś mądrzejszy.
Adam
przestaje się śmiać. Uwalnia się szybko od kijków i ściąga rękawiczki. Ujmuje
moją twarz w dłonie i całuje mnie namiętnie w usta. Potem całuje moje mokre od
łez policzki i oczy.
- Moja maleńka – szepcze – moja
śliczna, wybacz mi. Naprawdę, powinienem być mądrzejszy. Powinienem Cię chronić
przed takimi, jak Bogdan. Wybacz, proszę.
Tulę
się do jego szyi, ale już nie jestem w stanie powstrzymać łkania. Tak bardzo
czuję się skrzywdzona opinią, na którą nie zasłużyłam.
- Uwierzyłeś Alicji, a nie mnie…
- szepczę z wyrzutem.
- Nie, Ola, nie – Adam odchyla
moją głowę i znów mnie całuje – nikomu nie uwierzyłem. Po prostu bałem się
komukolwiek zaufać. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego odeszłaś i dlaczego
wróciłaś, dlatego bałem się, że znowu
odejdziesz… - mówi cicho.
- Nigdzie się nie wybieram –
pociągam nosem – chociaż naprawdę mnie wczoraj wkurzyłeś. Co Ty sobie
wyobrażasz? Zabierasz mnie z towarzystwem, gdzie spałeś z połową dziewczyn i
nie mówisz mi o tym?
- A powinienem? – patrzy teraz na
mnie poważnie – Nikomu nie mówię o tym, z kim śpię.
- No, ale jak z kimś jesteś, to i
tak wszyscy wiedzą, że nie żyjecie w celibacie – nie daję się zbyć byle czym.
- To co innego. Poza tym nie
zawsze sypiałem z dziewczynami z którymi byłem. To znaczy, nie chodziłem z nimi.
Tylko seks. To było zanim Cię poznałem – zaznacza.
- Ale nie z prostytutkami? –
gryzę się w język.
- Nie! – jego reakcja jest
gwałtowna.
Spuszczam
głowę. Teraz to już naprawdę nie wiem, na czym stoję. Chodzimy ze sobą czy nie?
Adam milczy i tylko patrzy na mnie uważnie. Szukam drgania kącików ust, ale ich
nie ma.
- A ze mną? – szukam słów – Ze
mną chodzisz?
- Z Tobą to nawet jeżdżę –
nachyla się znowu do moich ust.
- Adam, ja mówię poważnie. Chodzimy
ze sobą, czy to dla Ciebie tylko seks? – Jezu, nie wierzę, że to powiedziałam.
- A co byś wolała?
- Chodzenie! – odpowiadam bez
namysłu.
- To załatwione – Adam całuje
mnie szybko w usta i wypina nam narty przy pomocy kijka – ale seks też w to
wchodzi? – teraz głos ma swobodniejszy, jakby odczuwał ulgę.
Wstaję
opierając się o niego niezdarnie. Dopiero teraz czuję, że jest mi zimno. Musimy
jeszcze wrócić do tej rozmowy, ale na razie trzeba się ruszyć, bo spędzę resztę
ferii z chustkami do nosa i termoforem. Otrzepuję się właśnie ze śniegu, kiedy
podjeżdżają do nas pozostali.
- Wywalili się! – Pawełek
szczerzy zęby – zimno i szałas na stoku jest zamknięty. Chyba się dziś zwiniemy. Może pojechać na
basen? W Mikulovie jest podobno taki z saunami.
- Można – Adam wpina się zgrabnie
w narty.
Patrzy
na mnie pytająco. Wzruszam ramionami. Wszystko mi jedno, gdzie pojedziemy. Łapię
ponury wzrok Alicji. Jeszcze Ci się dostanie za te intrygi! - przyrzekam sobie
i ruszam powoli.
- Jeżdżę najwolniej, więc już
ruszę! – rzucam przez ramię i jadę wkładając w to całą duszę.
Mam
świadomość, że na mnie patrzą. Mięśnie ud są zimne i odpowiadają buntem, kiedy
staram się zachować prawidłową sylwetkę. Wiem, że przestałyby boleć, gdybym
odchyliła się do tyłu ale „pozycja sedesowa” to obciach! Robię częste zwroty,
żeby się rozgrzać. Wkrótce dojeżdżają inni i już razem zmierzamy w dół. Ku
mojemu zadowoleniu, stwierdzam, że dotrzymuję im tempa.
- Sporo się nauczyłaś od
ostatniego razu – uznanie Justyny sprawia mi prawdziwą przyjemność.
To
pierwsze miłe słowa, jakie od niej słyszę, odkąd tu przyjechałam. Nie wiem, czy
pamięta naszą rozmowę, czy Adam jej coś powiedział, ale nie czuję już niechęci
w jej głosie.
- Wiesz co? – Adam pomaga mi
złożyć narty – zrezygnuj z tych lekcji. Przecież jesteśmy tu, żeby spędzać czas
razem.
- Ale ja nie jeżdżę tak szybko,
jak Ty. Będziesz się ze mną męczył – protestuję, choć mam wielką ochotę się
zgodzić.
- Już się najeździłem. Poza tym
dobrze sobie radzisz – sięga po moje narty.
- „Każdy narciarz sam sobie nosi
narty”. Pamiętasz? – zarzucam sobie narty na ramię.
Kręci
głową, patrząc jak uginam się pod ciężarem,
jednak nie zamierza robić przedstawienia. I dobrze, bo ambicja nie
pozwala mi zignorować opinii jaką wygłosił trzy dni temu, na temat
wykorzystywania chłopaka jako tragarza. Decyzja zapadła, jedziemy na basen.
Pływam
średnio, ale lubię wodę, więc ochoczo wskakuję do basenu. To akurat potrafię.
Tato zdążył mnie nauczyć skakać na główkę, zanim wyjechałam na studia. To druga
rzecz, obok paznokci, których Julia mi zazdrości. Ona nie może się przemóc.
- Ładny skok – Artur idzie brzegiem
basenu – idę na wieżę. Skoczysz stamtąd?
- Z takiej wysokiej jeszcze nie
skakałam – ma chyba z pięć metrów, nasza w Skarżysku ma trzy i pół.
- Jak skakałaś już kiedyś, to
sobie poradzisz, chodź! – Artur wyciąga do mnie rękę – Adam gada z Pawełkiem,
zaraz przyjdzie – mówi, widząc, że się rozglądam.
Wysoko!
Przełykam ślinę, ale za nic się nie wycofam. DD i Alicja obserwują nas z dołu.
Artur idzie przede mną i tłumaczy jak mam skakać. Właściwie, niczego nowego mi
nie powiedział.
- Słuchaj, a jak mnie przekręci?
– zatrzymuję się nagle.
- Nie przekręci. Odbij się i
skocz.
- Na nogi? W życiu! Wolę na
główkę – stoimy już na szczycie – nigdy nie skakałam z wieży na nogi, zawsze na
głowę.
- Jak chcesz – Artur staje
pierwszy.
Skacze
z rozłożonymi ramionami i w ostatniej chwili wchodzi rękami w wodę. Pięknie.
Dziewczyny biją brawo. Stoję na krawędzi. Boję się trochę, bo jest wysoko, ale
Artur macha do mnie z dołu, żebym skakała. Więc odbijam się. Od razu prostuje
ręce przed sobą i mocno trzymam dłonie razem, żeby woda ich nie rozdzieliła.
Uderzenie o taflę jest mocne, ale wchodzę ładnym łukiem pod wodę. Czuję, że
woda zsunęła mi majtki, więc zamiast się wynurzyć, nurkuję głębiej i naciągam
je na miejsce. Już ubrana wynurzam się daleko od miejsca, gdzie skoczyłam.
Odgarniam z oczu włosy i nagle coś wpada obok mnie z pluskiem.
- Jezu, Ola! – Adam łapie mnie
wpół i unosi nad wodę – wszystko w porządku? Tak długo nie wypływałaś.
- Spokojnie – prycham wodą –
poprawiałam kostium. Nic mi nie jest.
- Jesteś nienormalny! – Adam
warczy na Artura stojącego z głupią miną – gdyby coś jej się stało…
Nie
kończy, tylko odwraca się do mnie gwałtownie.
- Nie sądziłem, że skoczy – Artur
patrzy na mnie skonsternowany – myślałem, że jak spojrzy z góry, to się
przestraszy.
- Adam, ja już skakałam z wieży,
z tatą. Nie jestem wielką pływaczką, ale skakać umiem – otaczam ramieniem jego
szyję – Nic mi nie jest. Nie skoczyłabym, gdybym nie była pewna, że potrafię.
- Nie strasz mnie tak więcej –
dyszy mi do ucha – wszedłem w momencie, jak się odbiłaś. Myślałem, że umrę!
Boczy się na
mnie przez pół godziny, wywołując głupawe uśmieszki dziewczyn i Pawełka.
Dopiero wspólny pobyt w saunie poprawia mu humor. Nie lubię mokrej sauny, ale
nikt jej nie lubi, więc mamy ją do własnej dyspozycji.
- Czy Ty nigdy nie skakałeś do
wody? – staram się zrozumieć jego reakcję, choć tak naprawdę chcę jeszcze raz
poczuć, że się o mnie troszczy.
- Nie o to chodzi – wyraźnie
słyszę wahanie w jego głosie – po prostu nie chcę, żebyś Ty skakała. Nie tylko
z wieży. Obiecaj mi, że nie będziesz skakać ze spadochronem ani na Bangi, OK.?
- O spadochron możesz się nie
martwić, to nie moja bajka. Co to jest Bangi?
- Taka elastyczna lina. Skacze
się z mostu albo z wysięgnika – Adam poważnieje – Obiecaj mi!
- Jeśli Ci na tym zależy, to mogę
obiecać. Zwłaszcza, że raczej nie brzmi to zachęcająco. Ty z tego skakałeś?
Kiwa
głową w zamyśleniu. Nadal nie rozumiem jego reakcji. To tylko skok do wody.
Kręcę głową z dezaprobatą. Było mi przyjemnie, że się o mnie bał, ale równie
dobrze mógł się bać, że złamię nogę na nartach albo wpadnę pod samochód.
Wpatruję się w swoje stopy sunące po mokrej podłodze w kierunku stóp Adama.
Kiedy nasze palce stykają się, Adam nagle pochyla się i bierze mnie za ręce.
Zaskoczona podnoszę głowę.
- Moja kuzynka rzuciła się z okna
– mówi cicho – kiedy Cię zobaczyłem na wieży, zamarłem…
- Boże! - zakrywam dłonią usta –
zginęła? Kiedy to było?
- Zginęła. Miałem wtedy 14 lat.
Wychowywaliśmy się jak rodzeństwo, bo była tylko 4 lata starsza ode mnie. Nie
mogłem się po tym pozbierać.
- Widziałeś to? – ściskam
odruchowo jego dłonie. Kiedy o tym mówi, jest zupełnie inny niż zwykle. Zamiast
seksownego, pewnego siebie mężczyzny, widzę czternastoletniego, chłopca załamanego
po utracie bliskiej osoby. Nie wyobrażam sobie, co bym zrobiła, gdyby to się
stało Julii albo Kubie, a on musiał przez to przejść. Przecież ta dziewczyna
miała tylko 18 lat! Adam patrzy na mnie oczami pełnymi smutku.
- Nie, nie widziałem, ale wiesz
jak to jest, ludzie gadali o tym w kółko. Niby starali się nie poruszać tego
tematu przy mnie, ale słyszałem urywki rozmów, no i były jeszcze gazety.
Opisali wszystko ze szczegółami. To było nawet gorsze, niż gdybym tam był.
Wyobrażałem sobie, jak to było, na podstawie opisów. Śniło mi się to wiele
razy. W końcu bałem się zasnąć. Gdybyśmy wtedy nie wyjechali z mamą do ojca, to
pewnie bym zwariował - zwiesza głowę, a ja mam ochotę wziąć go w ramiona, tak
jak wiele razy tuliłam Kubę, kiedy było mu smutno.
- Wiesz, dlaczego to zrobiła? –
przesiadam się na miejsce obok Adama i przysuwam bliżej, tak, że nasze uda
stykają się ze sobą. Odwraca do mnie głowę zasępiony.
- Wtedy nie wiedziałem. Mama
powiedziała mi tylko, że ktoś ją skrzywdził, a ona nie wiedziała, jak poprosić
nas o pomoc. Kilka lat później, jak wyjeżdżałem na studia, pokazała mi list
pożegnalny Anki. Powód wydawał się banalny. Zakochała się i zaszła w ciążę, a
chłopak wszystkiego się wyparł i kazał jej zrobić skrobankę. Zanim ktokolwiek
się zorientował, co się dzieje, było po wszystkim – chowa twarz w dłoniach, a
ja obejmuję go ramieniem i gładzę po włosach i policzku. Czuję się głupio.
Wcale nie musiałam skakać z tej cholernej wieży. Chciałam pokazać Arturowi, że
się nie boję. A może jemu właśnie o to chodziło?
- Przepraszam. Nie będę nigdy
skakać w Twojej obecności. W ogóle nie będę tego robić! Strasznie mi przykro,
że Ci to przypomniałam, ale naprawdę nie miałam pojęcia... – dotykam czołem do
jego skroni – Artur nie powinien mnie zachęcać, wiedząc jak jest…
- On nie wie – słowa więzną mu w
gardle – nikt nie wie.
Teraz
dopiero dociera do mnie znaczenie tego, co usłyszałam. Nie mówię już nic
więcej. Nie ma słów, którymi mogłabym opisać to, co czuję w tej chwili. Po
prostu siedzę i tulę do siebie dużego, smutnego chłopca, który powierzył mi
swoją tajemnicę. Nie wiem, jak długo tak siedzimy, ale czas jakby przestał dla
nas istnieć. W końcu jednak gorąco i para wodna zmuszają nas do opuszczenia
tego miejsca. Nie pada już ani jedno słowo, wiemy jednak oboje, że pozostanie
to między nami, niezależnie od tego, co się wydarzy w przyszłości. Idziemy
ochłodzić się w basenie akurat w chwili, gdy cała reszta powoli zbiera się do
wyjścia.
- Chyba wystarczy na dziś? –
Justyna stoi obok drabinki, po której zgrabnie zsuwam się do wody.
- Trzy minuty! Ochłodzę się po
saunie i wychodzimy – Adam kładzie się na wodzie obok mnie.
- Strasznie Was ta sauna zmęczyła
– Artur przygląda nam się podejrzliwie, ale ignorujemy go oboje.
Wracamy
do ośrodka głodni, jak wilki i idziemy prosto na obiadokolację, nie zawracając
sobie głowy torbami pełnymi mokrych rzeczy.
- Daj spróbować kurczaka – Adam
zerka w mój talerz znad swojej wołowiny – ładnie wygląda.
Nabijam
kawałek na widelec z zamiarem podania mu go, ale on nie wyciąga ręki, tylko
otwiera usta więc podaję mu kawałek mięsa, który łapie zębami i zaczyna żuć ze
smakiem.
- Smakuje lepiej niż moje. Dasz
jeszcze trochę? – rozchyla usta ukazując zęby.
Podaję mu
kolejny kawałek, a on przytrzymuje mój widelec przez chwilę. Mam ochotę podać
mu kolejny kęs zębami. Adam odkrawa kawałek swojego sznycla i podaje mi prosto
do ust. Biorę go powoli, jakbym brała coś zupełnie innego i powoli żuję,
patrząc mu w oczy.
- Mnie smakuje. Mogę dostać
jeszcze kawałek? – rozchylam usta.
- Dlaczego się po prostu nie
zamienicie talerzami? - Artur patrzy na nas zirytowany.
- Po co? Tak smakuje lepiej –
Adam wzrusza ramionami i podaje mi kolejny kawałek wołowiny. Nie jestem jej
fanką, ale w tej chwili zjadłabym wszystko, co mi poda. To publiczne karmienie
się nawzajem, sprawia mi perwersyjną przyjemność. Czuję, że moje podniecenie
narasta w miarę, jak z naszych talerzy znikają kolejne kawałki mięsa. Reakcja
Artura tylko dolewa oliwy do ognia, który płonie w moich trzewiach… Nie dam
rady więcej zjeść. Mam świadomość, że jesteśmy obserwowani przez resztę
towarzystwa, ale o dziwo, zupełnie mi to nie przeszkadza. Kelnerka zabiera
nasze talerze i podaje szarlotkę na małych szklanych talerzykach. Cukier puder na
wierzchu przypomina pierwszy śnieg, który co prawda nie przykrywa wszystkiego,
co leży pod spodem, ale daje wrażenie świeżości. Patrzę zafascynowana, jak
skrzy się w sztucznym świetle jarzeniówki. Prawie nie jadam słodyczy, ale lubię
je oglądać. Różnorodność kształtów i kolorów obiecuje niesamowite wrażenia
smakowe. Prawda jest jednak taka, że głównie chodzi o słodycz, której wszyscy
tak pragną. Nie słyszałam, żeby ktoś jadał słodycze dla zdrowia. Wręcz
przeciwnie, dla zdrowia powinniśmy ich unikać. Jednak słodki smak jest jak
narkotyk. Spróbujesz i musisz do niego powrócić, wcześniej czy później…
- Jemy? – Adam podnosi kawałek
szarlotki do ust.
- Ja chyba nie dam rady – patrzę
jak drobiny cukru osiadają na jego wardze i mam ochotę je zlizać. Nie wiem, co
się ze mną dzieje, ale myślę już tylko o tym, żeby mnie dotknął. Uda drżą mi
pod stołem.
- Nie jesz szarlotki? – Justyna
wyrywa mnie z zamyślenia, a ja mechanicznie podaję jej mój talerzyk, który
przyjmuje z szerokim uśmiechem.
- Wystarczy mi sama świadomość,
że mogę ją zjeść – mówię, patrząc z żalem jak Adam oblizuje koniuszkiem języka
cukier z górnej wargi. Pamiętam jak patrzył na mnie, kiedy pierwszy raz
jedliśmy lody i zdaję sobie sprawę, że teraz ja muszę mieć ten sam wygłodniały
wyraz twarzy. Tak bym chciała go pocałować… Dlaczego nie? Nachylam się w jego
kierunku, a on odgadując moje intencje podaje mi swoje rozchylone usta, gotowe
do pieszczoty. Zapiera mi dech. Ten pocałunek jest delikatny, prawie nieśmiały,
ale przyprawia mnie o zawrót głowy. Adam smakuje słodko-kwaśnym jabłkiem i
cynamonem. Czuję się jak pijana.
Nie
wiem jak docieramy do pokoju ani do ciasnej kabiny prysznicowej, ale wiem,
że mam ochotę na coś naprawdę
wyjątkowego, niegrzecznego. Nasze dłonie, śliskie od żelu wędrują bez
skrępowania po najbardziej intymnych zakamarkach naszych ciał. Staję za Adamem
i przywieram do jego pleców, sięgając jednocześnie do nabrzmiałego członka.
Pozwala mi go myć znacznie dłużej i dokładniej niż potrzeba, a ja korzystam z
okazji. Zaskakuje mnie różnica między twardym napiętym członkiem pokrytym
plątaniną nabrzmiałych żyłek, a delikatną aksamitną moszną. Sięgam głębiej i
sunę po kroczu, gdy nagle Adam przyciska moją dłoń i wydaje chrapliwy jęk.
Wiem, ucisnęłam takie wrażliwe miejsce... Wracam do sterczącego pionowo w górę
członka. Mam pomysł na dzisiejszy wieczór.
- Poczekaj na mnie w łóżku, ja
muszę wytrzeć włosy – szepczę Adamowi do ucha.
Kiedy
wchodzę do pokoju, leży nagi na łóżku z ugiętym lewym kolanem i łokciem pod
głową. Mięśnie brzucha ma lekko napięte, a poniżej wspaniały sterczący członek
z ciemnoróżową główką. Tak wyobrażam sobie herosów, odpoczywających w cieniu
gajów oliwnych. Spod półprzymkniętych powiek śledzi każdy mój ruch. Jest
świadomy wrażenia, jakie na mnie robi. Kąciki ust unosi w uśmiechu, gdy łapie
moje łakome spojrzenie na swojej męskości. Pozwalam opaść swobodnie ręcznikowi,
którym jestem owinięta i powoli podchodzę, by złożyć gorący pocałunek na
spragnionych ustach mojego mężczyzny. Sunę powoli w dół na szyję, klatkę, łapię
delikatnie zębami za maleńki sutek, który natychmiast twardnieje. Adam oddycha
szybciej i głębiej, jego brzuch zaczyna napinać się mocniej, kiedy składam
powoli pocałunki, zmierzając do pępka. Klękam między jego nogami i ustami
muskam sterczący członek, co wita głębokim westchnieniem. Zwilżam wargi
językiem i widzę szeroko otwarte oczy wpatrzone we mnie z niedowierzaniem.
Biorę go najpierw płytko, aby się przyzwyczaić. Pachnie żelem i Adamem. Uff,
jest naprawdę gruby i dłuższy niż myślałam. Kiedy to do mnie dociera, czuję
drżenie między nogami. Nie, najpierw chcę mu sprawić przyjemność, tylko jemu.
Owijam język wokół członka, choć nie jest to proste, biorąc pod uwagę, jak
bardzo mnie wypełnia. Obejmuję go dłonią u nasady i słyszę cichy jęk. Ruszam
naprzód i po chwili czuję, jak uderza mnie w podniebienie, wywołując coś
podobnego do odruchu wymiotnego, ale cofam się i to ustępuje. Powtarzam ten
ruch i za każdym razem odruch jest coraz słabszy. Adam kilkakrotnie sięga do
mojej głowy, jakby chciał ją przytrzymać, ale natychmiast cofa rękę. Wiem, że
chciałby wejść głębiej, ale boi się mojej reakcji. Oddycham głęboko i
desperackim ruchem sunę w dół, przełamując własny opór i strach. W oczach mam
łzy, ale wynagradza mi to niski jęk rozkoszy, który dociera do moich uszu. Daję
chwilę odpoczynku mojemu gardłu i biorę głęboki wdech. Tym razem Adam nie cofa
ręki i przytrzymuje mnie, jednocześnie wypychając biodra. Wciągam rozpaczliwie
powietrze nosem i cofam głowę.
- Usiądź na mnie – Adam chrypi, a
ja dyszę jak oszalała, ale nie tego chcę. Jakaś cząstka mnie pragnie, żeby mnie
właśnie w ten sposób przeleciał, w usta. Kręcę głową i znów się nad nim
pochylam. Robię to płycej i szybciej, owijając się wokół niego językiem. Jednak
instynktownie czuję, że on chce więcej. Biorę głęboki wdech i czuję na głowie
dłoń, jestem gotowa. Walczę o każdy oddech pomiędzy pchnięciami. Ze zdumieniem
odkrywam, że mnie to podnieca. Fakt, że czuję się zniewolona, mimo mojej zgody
na to, co się dzieje, jest dla mnie szokiem. Adam jęczy, a jego pchnięcia są
coraz szybsze i mocniejsze, wreszcie pulsuje w moich ustach… Rany, nie
kochaliśmy się wczoraj, będzie tego dużo! W ostatniej chwili ogarnia mnie
panika, ale jest za późno. Przełykam wszystko z niemałym trudem, łapiąc płytkie
oddechy i drżąc na całym ciele. Adam zastyga bez ruchu z rozchylonymi ustami i
wyrazem bezgranicznego szczęścia na twarzy. Leży tak dłuższą chwilę, śledząc
spod półprzymkniętych powiek jak oblizuję obolałe usta.
- Umarłem i jestem w niebie? –
patrzy na mnie wzrokiem, od którego robię się mokra – Chodź do mnie – popycha
mnie lekko, tak, że padam na plecy i zakłada sobie moje nogi na ramiona.
Sama
nie wiem, czego chcę w tej chwili. Jestem zmęczona, ale nadal podniecona tym co
zrobiłam. Czuję gorący oddech na udzie, a po chwili Adam wpija się w mój mały
guziczek. To będzie długa noc. Długa i upojna…
Adam
Obudził
się rano zadziwiająco rześki i wypoczęty. Zaskoczyło go to, bo kochali się
naprawdę długo. Ola spała głębokim, spokojnym snem. Burza jasnych włosów i
zaróżowione policzki przywodziły na myśl figurki aniołów sprzedawane w
Sukiennicach. Tylko usta były większe niż u nich, lekko spękane i intensywnie
czerwone. Wyciągnął rękę, by ich dotknąć, ale cofnął się w ostatniej chwili.
Ola uśmiechała się przez sen. Patrzył jak urzeczony. Nigdy wcześniej nie
pragnął tak żadnej dziewczyny. Nie chodziło tylko o seks. Był już z kilkoma
naprawdę dobrymi dziewczynami. On pragnął jej całej i wszystkiego, co było z
nią związane.
Artur
się myli. Ola nie przyszła do niego z powodu pieniędzy. Tęskniła za nim! Nie
mogła być wyrachowana, kiedy wykrzyczała mu w twarz, że jest materialistą. Była
naprawdę wkurzona. Spojrzał na śpiącą spokojnie dziewczynę. Westchnęła głęboko
i poruszyła się, odsłaniając nagą pierś. Zalała go fala czułości i ciepła. Miał
ochotę tulić ją i pieścić delikatnie, i całować. Miała takie słodkie usta. Na
myśl, że obejmowała go tymi ustami, że wszedł w nie głęboko, poczuł, że mu
staje. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Podniecała go, jak wszyscy diabli,
miał ochotę pieprzyć ją na sto sposobów, a jednocześnie budziła w nim dziwną
tkliwość. Kiedy w nocy usiadł na krześle i posadził ją na sobie, kochali się
delikatnie, z czułością i było mu tak samo dobrze, jak wtedy w kuchni, kiedy
krzyczała z bólu i rozkoszy.
Niech
sobie Artur myśli, co chce. To nie miało znaczenia. Tylko ona się liczyła. Zdał
sobie z tego sprawę, kiedy zobaczył ją na tej pieprzonej wieży. Przez myśl mu
nie przeszło, że tak to odczuje. Gdyby coś się stało, gdyby ją stracił… Drugi
raz by tego nie wytrzymał. A
jeśli ona znowu odejdzie? Nie! Dlaczego miałaby to zrobić? Jest im tak dobrze
ze sobą... jest zakochana?
Poprzednio
też był przekonany, że jest zakochana a mimo to, odeszła do tamtego. Tu nie
mógł odmówić Arturowi racji: ciężko było to zrozumieć. Nie było w tym żadnej
logiki, żadnego sensownego wytłumaczenia. On zrozumiał, że ją kocha w chwili,
gdy powiedziała, że odchodzi. Kochał ją już wcześniej, może nawet od chwili,
gdy ją pocałował? Nie chciał o tym rozmawiać. Z nikim! Nawet z Arturem. Wyrażanie
uczuć nigdy nie przychodziło mu łatwo.
Spojrzał
na zegarek. Jeśli mają zdążyć na śniadanie, to trzeba powoli wstawać.
Przeciągnął się i spojrzał w stronę okna. Coś mignęło w wąskiej przerwie między
zasłonami. Podszedł bliżej, ale nie zauważył nikogo. Mógłby przysiąc, że ktoś
tam jednak był. Już miał się odwrócić, kiedy jego wzrok padł na szare lastryko
tarasu, przyprószone lekko śniegiem. Wyraźnie odcisnęły się na nim ślady
dużych, ciężkich butów. Poznał je od razu i uśmiechnął się, na myśl, że z tego
miejsca doskonale widać lustrzane drzwi szafy. W nocy siedział tyłem do okna i
patrzył na odbicie kołyszącego się nad nim tyłeczka.
- Mmmm, dzień dobry – Ola
przeciągała się jak kot, odsłaniając drugą pierś i kawałek brzucha.
- Dzień dobry, śpiochu. Masz siłę
na narty? – podszedł, by ją pocałować, ale w tej chwili odsunęła kołdrę i
opuściła jedną nogę na podłogę, rozchylając uda. Jeśli podejdzie, nie pójdą ani
na śniadanie, ani na narty. Odwrócił się szybko i pomaszerował do łazienki.
Po
śniadaniu zebrali się szybko do wyjścia. Pogoda zapowiadała się wyjątkowo
dobrze. Ola czerwieniła się lekko za każdym razem, kiedy próbował nawiązać do
wydarzeń ostatniej nocy, co wprawiało go w doskonały nastrój. Czuł się panem
sytuacji. Po raz kolejny oddała mu się z pełnym zaufaniem. Przełamała swój
wewnętrzny opór dla niego. Jednocześnie czuł, że jego uczucia do niej zaczynają
wchodzić w fazę, której nigdy jeszcze nie osiągnął. To było nowe doświadczenie,
ale, mimo wcześniejszych obaw, okazało się przyjemne. Nie, nie przyjemne, ale
wręcz fascynujące.
Zatrzymał się
na szczycie góry i patrzył jak Ola zjeżdża w dół. Rzeczywiście zrobiła postępy
i najwyraźniej jazda sprawiała jej przyjemność. Bardzo się bał, że nie zechce
jeździć na nartach. Teraz jeszcze trzeba będzie zorganizować wypad na Mazury.
Ruszył w dół, kiedy Ola zniknęła za kępą drzew na zakręcie. Obok niego
przemknęła Daria i Artur. Daria jeździła pewnie i szybko, ale niezbyt stylowo.
Artur, jak zwykle elegancko, bez zbędnych ruchów. Adam zdał sobie w tej chwili
sprawę, że Artur prawdopodobnie widział ich w nocy, wywabiony na balkon ich
jękami. Może byli tam oboje z Darią? Nie przyjrzał się dokładnie śladom, poznał
tylko buty Artura. Sam mu je przywiózł z Dusseldorfu. Mógł ich widzieć, kiedy
siedzieli na krześle, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Łączyła ich wyjątkowa
męska przyjaźń. Taka, która pozwoliła im nawet na seks w tym samym pokoju.
Artur przyprowadził wtedy dwie dziewczyny. Najpierw kochali się w osobnych
pokojach, nie zamykając drzwi a potem miała być zmiana partnerów, ale wszyscy
spotkali się w salonie i dziewczyny ułożyły się na kanapie. To był najbardziej
perwersyjny numer, jaki zrobili. Przez dłuższy czas nie rozmawiali o tym. Z
dziewczynami też się więcej nie spotkali.
Adam
wyprzedził Olę i znów się zatrzymał, aby pozwolić jej się wyprzedzić. Taki
sposób jazdy mu odpowiadał. Byli razem, nie męczył się powolną jazdą równolegle
z nią, ale zjeżdżała na tyle szybko, że jego postoje były za krótkie, by
zmarznąć. Artur z Darią prawie dojeżdżali do wyciągu, kiedy Artur odwrócił się
i Adamowi wydawało się, że śledzi zjazd Oli. Mógł ich widzieć, mógł widzieć Olę
w chwili uniesienia. To nie fair! Ona na pewno by tego nie chciała. Nagle
dotarło do niego, że on także nie chce dzielić się tym widokiem. Uwielbiał moment,
kiedy Ola zastygała z rozchylonymi ustami i przymglonym spojrzeniem spod
półprzymkniętych powiek. Ten obraz wywołał przyjemne drganie w kroczu. Wypchnął
głośno powietrze z płuc i ruszył w dół.
---
- Tylko dziś mnie nie karm –
chichoczę popijając kanapkę piwem. Wyobrażam sobie moje nowe spodnie zalane
piwem.
- Nie ma sprawy – Adam sadowi się
obok mnie na ławeczce po oknem – nakarmię Cię wieczorem.
Mam
oczywiste skojarzenia i czuję, że rumieniec wypełza mi na twarz, niczym podstępny
jaszczur. Staram się ze wszystkich sił, ale łapię uśmieszek Adama i… koniec!
- Zrobilibyście jakąś imprezę w
karnawale – wzdycha Pawełek, a ja jestem wdzięczna, że skupił na sobie uwagę
całej reszty – moi starzy się nie zgodzą na balety w domu, a nigdzie w tym roku
nie wyjeżdżają, wiec u mnie odpada.
Adam
patrzy na mnie pytająco. Czy ja mam wyrazić zgodę? O kurcze, zrobimy to razem!
Chcę zaprosić Olę. Zgodzi się, jeśli będzie tam Artur? Musi, nie ma innej
opcji. Będzie też Alicja. Może wymyślę coś specjalnie dla niej?
- Pomogę Ci, jeśli o to chodzi –
uśmiecham się szeroko.
- Niezupełnie – Adam przechyla
głowę i pociera w zamyśleniu podbródek – zastanawiam się, czy to nasze
mieszkanko pomieści tyle osób. Może lepiej zorganizować coś w Klubie?
Nasze?
Znaczy Twoje i moje? Otwieram szeroko oczy. Zresztą, nie tylko ja.
Zadziwiające, jakie wrażenie może zrobić jeden przymiotnik, użyty w określonym
kontekście.
- Myślisz? – staram się nadać
mojemu głosowi obojętny ton – Mogłabym zaprosić też Julię i Michaela. Wreszcie
poznasz ją osobiście.
- Super! Co Wy na to? – Adam
świetnie się bawi – może być w Klubie?
Kiedy
siedzimy na krzesełku, oddaleni od pozostałych mam ochotę zadać Adamowi milion
pytań. Czy on mi wysyła sygnały na swój specyficzny sposób? Co miało oznaczać
to „Nasze mieszkanko”? Czuję, że jest przy mnie blisko, nawet kiedy oddzielają
nas od siebie kilometry. Powierzył mi tajemnicę, o której nie wie nawet jego
najbliższy przyjaciel, a jednocześnie nawet słowem nie wspomina, co do mnie
czuje. Może sam jeszcze nie potrafi tego nazwać? Może nie jest pewien? Czy
powinnam jakoś dać mu znać? Powiedzieć, że go kocham? A jeśli przestraszy się,
że chcę stałego związku, takiego z pierścionkiem i ślubem? Jeśli się wycofa? Co
ja o nim wiem? Co ja wiem o jego rodzicach, poza tym, że mama mieszka w
Niemczech, a tato w Stanach? Nawet nie wiem, czy nie są przypadkiem
rozwiedzieni. A jeśli są, a on boi się przez to angażować?
Zamiast
zadać te wszystkie pytania, opieram głowę na ramieniu Adama. Mnie się nie spieszy.
Poczekam, aż sam mi wszystko opowiesz, kochanie. Mogę być z tobą na każdych
warunkach. Właściwie, to nawet nie myślałam o ślubie, dopóki Robert nie zaczął
o tym mówić. Perspektywa rychłego zamążpójścia Julii, nawet mnie trochę
przeraża.
- Nie zasypiaj – Adam daje mi
szybkiego całusa i zsiadamy.
- Wiesz co? Muszę koniecznie
poznać Cię z Julką i Michaelem. Chyba się polubicie. Zwłaszcza, że Michael mówi
tyle samo o sobie, co Ty.
- To już go lubię – mruknął do
mnie i zjechał kilka metrów w dół – Jazda, na co czekasz?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz