środa, 19 sierpnia 2015

Teraz. Część 5



Narty
                Podróż do Czechosłowacji wydaje mi się czymś nierealnym. Całą drogę balujemy w autokarze. Okazuje się, że jadą prawie sami studenci. Jestem najmłodsza ze wszystkich, ale staram się nie odstawać od grupy. Wreszcie Adam zgarnia mnie dość obcesowo i zarządza, że mam iść spać.
- Tak, mamo – chichoczę – już idę spać.
- Jeszcze mi podziękujesz - krzywi się – Zobaczysz jutro!
                Zasypiam natychmiast. Kiedy Adam budzi mnie rano, wydaje mi się, że dopiero co, zamknęłam oczy. Jestem obolała. Pół nocy przespałam zwinięta w kłębek na siedzeniu. Jednak jestem w lepszym stanie, niż większość naszej ekipy. Wszyscy mają kaca, a za dwie godziny dojedziemy do hotelu.
                Liptovski Mikulosz jest brzydkim, przemysłowym miastem. Na szczęście hotel jest położony daleko za miastem. Chyba tylko na potrzeby reklamy, funkcjonuje jako hotel miejski. W sumie, to nawet chyba nie jest hotel, tylko ośrodek wypoczynkowy. Jestem tak sponiewierana, że marzę już tylko o łóżku. Niestety, okazuje się, że mimo zmęczenia, wszyscy chcą iść na spacer.
- Załóż spodnie narciarskie i to – Adam wyciąga ze swojej torby puchaty polar i kurtkę narciarską w rozmiarze zdecydowanie zbyt małym dla niego.
- Skąd to masz? – patrzę zaskoczona – chyba nie kupiłeś tego specjalnie dla mnie?
- Nie, ale możesz to spokojnie zatrzymać – wręcza mi kurtkę. Jest w cudownym błękitnym kolorze ze śnieżnobiałymi i granatowymi paskami na ramionach. – Powinna pasować. Jesteś trochę szczuplejsza od mojej mamy, ale twierdziła, że na nią jest za ciasna.
- To kurtka Twojej mamy? – oglądam ją ostrożnie. Pachnie świeżością. To „Rossignol” – Nie mogę jej zatrzymać.
- Nie podoba Ci się?
- Jest cudna! – zachwycam się – Ale na pewno jest droga.
- To prezent od mojej mamy. Używała jej przez tydzień, kiedy byli z ojcem na nartach dwa lata temu, ale ona nie lubi jeździć na nartach – Adam mówi to z jakąś irytacją, której nie rozumiem.
- Powinnam za nią zapłacić – zakładam kurtkę. Oczywiście leży, jak ulał – jaka ciepła i lekka.
- Nie możesz po prostu powiedzieć: dziękuję? – słyszę w jego głosie zniecierpliwienie.
- Dziękuję – zarzucam mu ręce na szyję – bardzo dziękuję.
- Tak lepiej – mruczy i całuje mnie w usta.
- Idziecie? – Artur otwiera bez pukania drzwi do naszego pokoju.
                Ubieramy się szybko. Polar jest jeszcze fajniejszy od kurtki, szary, miękki i puszysty. Wychodzimy wszyscy razem. Dziewczyny zerkają na moją kurtkę. Czuję się dziwnie, kiedy pomyślę, że jeździła w niej mama Adama, ale jeszcze dziwniejsze jest dla mnie to, że mi ją podarowała. Przecież nawet mnie nie zna. Pewnie Adam ją poprosił, ale i tak jestem tym trochę onieśmielona.
- Fajną masz kurtkę. Nowa? – Justyna podchodzi do mnie i przygląda się kurtce – Jutro jedziemy na Chopok. Jak Ci idzie jazda na nartach?
- Można powiedzieć, że nowa. Dostałam ją właśnie – mówię szybko – Jeżdżę chyba lepiej niż w zeszłym roku, ale wezmę instruktora, żebyście nie musieli ciągle na mnie czekać. Dwie godziny dziennie chyba wystarczą?
- A Adam nie może Cię pouczyć?
- Pewnie tak, ale jemu też się coś od życia należy – mówię ze śmiechem, widząc zdziwienie Justyny.
                W okolicy naszego ośrodka właściwie nie ma niczego interesującego do oglądania. W oddali widać ośnieżoną płaszczyznę obrośnięta dookoła bezlistnymi krzakami i niskimi drzewkami. Wygląda to, jak zamarznięte jezioro i pewnie nim właśnie jest. Jeszcze dalej jakieś zabudowania, ale ciężko powiedzieć, co to jest. Wszyscy jesteśmy zmęczeni i nie chce nam się ze sobą gadać. Śnieg chrzęści nam pod stopami. Chyba jest naprawdę zimno, bo nasze oddechy zamieniają się w kłęby białej pary.
- Nie zimno Ci? – Adam wyrywa mnie z zadumy.
- W tej kurtce? – uśmiecham się do niego, a on do mnie.
                Otacza mnie ramieniem i idziemy dalej przytuleni. Zataczamy koło i zaczynamy powoli wracać. Dzisiaj na szczęście nie jeździmy na nartach. Nikt przy zdrowych zmysłach nie wybrałby się na stok po takiej nocy.
Adam
                Pierwszy dzień nart zawsze był niewiadomą, na którą czekał z utęsknieniem i jednocześnie niepokojem. Tym razem niepokój był jeszcze większy niż zwykle, bo nie wiadomo było jak Ola poradzi sobie z jazdą. Ku jego zdumieniu, oświadczyła, że bierze instruktora na dwie godziny dziennie. Podejrzewał, że zrobiła to ze względu na niego, żeby nie musiał stale na nią uważać. Jednak tego dnia instruktora nie było, więc przemieszczali się całą grupą. Wszyscy potrzebowali jednego dnia, żeby się rozruszać. Stanął na szczycie i patrzył jak, Ola powoli zjeżdża w dół. Jechała ostrożnie, ale ładnie. Poprzedni instruktor wpoił jej prawidłową sylwetkę, tak, że nie „woziła się” jak większość początkujących dziewczyn. Odczuł coś w rodzaju dumy, kiedy to sobie uświadomił. Uśmiechnął się sam do siebie, kiedy przypomniał sobie rozmowę z mamą.
- Żeglować też ją nauczysz? – spytała, kiedy pakował do torby jej kurtkę i polar.
- Jeśli będzie chciała, to tak – odpowiedział bez namysłu.
- To chyba poważna sprawa? – przyjrzała mu się z uśmiechem – A co zrobisz, jak nie zechce?
- Nie wiem – nie zastanawiał się nad tym – Będę się wtedy martwił – uniósł głowę – wolałbym, żeby jej się spodobało pływanie. Szczerze mówiąc, liczę na to.
- Adam, to, że mamy z Twoim ojcem różne zainteresowania, nie znaczy, że nie jesteśmy ze sobą szczęśliwi – patrzyła na niego z troską – Jeśli ona jest dla Ciebie ważna, to wspólne zainteresowania tracą na znaczeniu.
- Tylko, że ja nie wyobrażam sobie takiego spędzania wakacji, jak u Was – potarł ręką czoło – Nie macie rozwodu, a zachowujecie się, jakbyście mieli. To bez sensu, ja tak nie chcę.
- A pytałeś, jak ona wyobraża sobie Wasze wspólne wakacje?
- Nie, ale na to jeszcze za wcześnie – nie pomyślał o tym -  Na razie jest dobrze, tak jak jest.
- Henryk oszaleje z radości…
- Nie mów nic ojcu – zmarszczył brwi – na razie. To tylko dziewczyna…
                Ruszył z miejsca, kiedy Ola zniknęła mu z pola widzenia. Zamyślił się i teraz musiał ją dogonić, przed dolną stacją wyciągu. Czuł mroźny powiew wiatru na twarzy. Powinni wejść do jakiegoś schroniska i trochę się ogrzać. Pozostali chyba mieli podobne przemyślenia, bo dyskutowali o czymś zawzięcie.
- Idziemy na grzańca – Pawełek wskazał drewnianą chałupę poniżej stacji – Zimno jak na Syberii.
                Kiedy weszli do środka, uderzył ich zapach przypalonego oleju pomieszany z kwaśnym odorem grzanego wina i piwa. Po chwili przywykli do niego na tyle, że zaczęli rozglądać się za miejscem do siedzenia. W samym rogu właśnie zwalniały się miejsca przy ciężkim drewnianym stole otoczonym ławkami. Ola i Justyna natychmiast przecisnęły się obok wychodzących i usiadły, rozkładając rękawiczki i czapki na ławkach. Adam zamówił dwa grzane wina i paczkę grubych paluszków z solą. Podszedł do Oli i zobaczył, że rozciera zaczerwienione dłonie. Były zimne jak lód. Niewiele się zastanawiając, wsunął je sobie pod polar, aby się ogrzały na jego brzuchu.
- Wyziębię Cię – lamentowała nad nim, próbując zabrać dłonie. Przytrzymał je i nachylił się do jej ust. Pocałowała go delikatnie – Fajny masz ten brzuszek – połaskotała go opuszkami palców.
- Fajne masz te paluszki. Cieplej?
                Kiwnęła głową i przytuliła się do niego. Poczuł się jak Staś, który uratował swoją małą Nel od febry. Tak go ta myśl ubawiła, że roześmiał się w głos.
- Siadacie, czy nie? – Alicja spojrzała na nich gniewnie, przeciskając się obok.
Sylwester
                Nie rozumiem, dlaczego Alicja jest tak źle do mnie nastawiona? DD nie lubiła mnie od pierwszej chwili, Justyna ma pewnie pretensje z tego samego powodu, co Artur, ale Alicja?
- Napijesz się ze mną? – przysiadam się do Justyny, korzystając z tego, że siedzi sama.
- Jasne - jest już odrobinę wstawiona – za co pijemy?
- Za kobiecą solidarność – nalewam nam do kieliszków czystej.
- A jest taka? – Justyna patrzy na mnie z drwiącym uśmiechem.
- Zaraz się przekonamy - chytrze się uśmiecham - Dlaczego Alicja mnie nie lubi? Przecież lubiłyśmy się, jak chodziłam na siatkę.
- To raczej nie jest dziwne – Justyna chichocze – Miała ochotę na Adama, zwłaszcza jak jej naopowiadałaś, ile ma kasy. Zabrała się za niego, a on nic – znów chichocze – No a teraz, przywozi na narty Ciebie.
- Przecież jest z Pawełkiem – aż mnie zatyka z wrażenia.
- To nie tajemnica, że lubi pieniądze, a Pawełek to profesorskie dziecko – Justyna mruga do mnie porozumiewawczo – kasę też ma, ale Adam to Adam – podnosi kieliszek.
                Wypijamy toast. Więc nie myliłam się, nie ma kobiecej solidarności!
- Zabrała się za Adama – uśmiecham się i znów nalewam nam po kieliszku – to znaczy?
- No wiesz, ciągnęła go do łóżka – Justyna nagle robi się czujna – Zapytaj Adama.
- No coś ty? – podnoszę kieliszek – to było przedtem. Jak będzie chciał, to sam mi powie – usypiam jej czujność – mówisz, że to ja jej powiedziałam, ze Adam ma pieniądze…
- No, tak mówiła, że ma kamienicę w Rynku i mieszkanie… – Justyna opiera brodę na dłoni – No a teraz wróciłaś. Lubisz pieniądze?
- Wiesz co? – nie wytrzymuję – To Alicja mnie wypytywała. Ona mi powiedziała o kamienicy. Zresztą nie wiadomo, czy to prawda, a ja mam to w dupie! Nie obchodzi mnie, co ma  i czego nie ma Adam. Gdyby zależało mi na pieniądzach, to przyjęłabym je od Bogdana. O tym pewnie też wiesz, bo jak widzę wszyscy są świetnie poinformowani…
Co?– patrzy gdzieś nad  moją głową – Alicja? Chodź do nas, pijemy za kobiecą solidarność.
- A jest taka? – Alicja uśmiecha się drwiąco, patrząc na mnie.
                Udaję pijaną, ale tak naprawdę wytrzeźwiałam w chwili, gdy Justyna zaczęła mówić. Na szczęście mam mocną głowę, zwłaszcza do czystej.
- To zależy – mówię chichocząc głupio – Jak tam Pawełek?
- Dobrze się dogadujemy - lekko się chwieje, więc wskazuję jej krzesło obok mnie – po tym jak Adam wolał Ciebie - podnosi kieliszek w moją stronę – co mi pozostało?
- Nie znam się na tym, ale Ty już pewnie dobrze wiesz, ile kamienic odziedziczy Pawełek – uśmiecham się do Alicji i stukam w jej kieliszek.
                Wypijamy. Mogę iść, dowiedziałam się wszystkiego, czego chciałam. Więc oni wszyscy uważają, że poleciałam na pieniądze Adama. Zarabiam więcej niż on! Mój ojciec nie pracuje na zachodzie, ale jest stomatologiem, więc z głodu nie umrę! Moja siostra wyjdzie za mąż za Michaela…
Chyba jednak nie mam aż tak mocnej głowy, jak mi się wydawało, skoro myślę o takich bzdurach.
- Zostało 10 minut – Artur podnosi butelkę szampana w górę – kieliszki, proszę państwa!
                Adam podchodzi do mnie i obejmuje mnie ramieniem. Czy on także uważa, że wróciłam ze względu na pieniądze? Nie chcę o tym myśleć, ale to silniejsze ode mnie. Idziemy do stołu po kieliszki, podczas gdy kelnerzy przygotowują szampany. Czuję, jak puls mi przyspiesza. Wszystko zaczyna się układać w jedną całość.
- 10, 9, 8, 7…
                Alkohol krąży w moich żyłach i zaczyna palić mnie żywym ogniem…
- 6,5,4…
                Adam był z Alicją a teraz ona mówi, że ja wróciłam z powodu pieniędzy…
- 3,2,1! Mamy 1992 rok!
- Wszystkiego najlepszego – patrzę na  Adama, ale nie potrafię przywołać uśmiechu – masz jakieś życzenia co do nadchodzącego roku?
- Wszystkiego najlepszego – patrzy mi głęboko w oczy –  Chciałbym, żebyśmy byli ze sobą szczerzy.
- Uważasz, że nie jestem z tobą szczera?
- Mam nadzieję, że tak, ale nie jestem pewien. Nie wiem, co myśleć…
- Jestem. Zawsze. – szepczę – przekonaj się. Pytaj o co chcesz. Dziś odpowiem Ci na każde pytanie.
- Dlaczego do mnie wróciłaś? – napięcie w jego głosie przyprawia mnie o ból.
- Ponieważ nie mogłam o Tobie zapomnieć – czuję ucisk w gardle - Czy ja też mogę Cię o coś zapytać? - szepczę
- Tak – to prawie bezgłośny ruch warg – pytaj.
- Byłeś tylko z Alicją, czy z innymi też?
                Widzę dwoje szeroko otwartych ze zdumienia oczu.
- Tylko z Alicją, jeden raz. Nie byłem wtedy z Tobą… Niczego jej nie obiecywałem. To było bez znaczenia… - mówi to szybko, jakby chciał to z siebie wyrzucić.
                Mnie też niczego nie obiecywałeś. Czy to znaczy, że to też jest bez znaczenia?  Nie wiesz, co myśleć? Nie wiesz, czy jestem z Tobą szczera? Patrzę na niego w milczeniu przez długą, bardzo długą chwilę…
- Byłem z Justyną na samym początku studiów – mówi z wysiłkiem – bardzo krótko. To była pomyłka.
                Nie, niech on przestanie. Kręcę głową. Niech mi nie mówi, że z DD też był.
- Ognie sztuczne! Idziemy! – Maciek zagarnia Justynę i macha do nas.
                Idę na taras hotelu. Nie czuję zimna, mimo, że dokoła leży śnieg. Dlaczego nie zapytałam, czy uważa mnie za materialistkę? Ktoś narzuca mi marynarkę na gołe ramiona. Byłby z nią, gdybym nie poszła do niego? Pierwszy wybuch nad naszymi głowami zaskakuje mnie tak, że podskakuję z wrażenia. Silne ramię przytrzymuje mnie mocno.
- Jestem przy Tobie – czuję znajomy zapach – nie zimno Ci?
                Adam stoi obok w samej koszuli. Nad nami sztuczne ognie wybuchają kolorowymi pióropuszami. Mam taki zamęt w głowie. Przez następne półtorej godziny nie jestem sobą. Tańczę i śmieję się, odpowiadam na pytania, a moje myśli płyną niezależnie od tego, co dzieje się wokół mnie. Wreszcie mam dość.
- Jestem zmęczona – nikt nawet nie zauważy, że zniknęłam – idę się położyć.
                Kiedy chłodna woda leje się strumieniami po moim ciele, wraca rozsądek. Jestem pijana i nie myślę logicznie! Jutro wszystko nabierze sensu. Nie wolno mi się poddać. Alicji właśnie o to chodzi. Nastawiła przeciw mnie Artura i Justynę. Sprawiła, że Adam mi nie ufa. Szorstki ręcznik pobudza krążenie. Jak mógł pomyśleć, że skusiły mnie pieniądze? Mówił, że czekał na mnie, że pragnie tylko mnie…
- Już gotowa? – Adam rzuca marynarkę na krzesło i przyciąga mnie do siebie za poły szlafroka.
- Idę spać – odsuwam się delikatnie – dzisiaj nie będziemy się kochać.
- Myślałem, że po to Cię tu zabrałem – Adam wydyma usta jak dziecko i przekrzywia zabawnie głowę.
- Sama się tu zabrałam – patrzę poważnie – Ty mnie tylko zaprosiłeś.
                Wymijam go i idę do łóżka. Patrzę chwilę, jak stoi osłupiały i odwracam się plecami.  Leżę z zamkniętymi oczami.
- Jesteś zła o Alicję? – Adam siada na brzegu łóżka.
- Nie jestem zła, tylko mi przykro - nie patrzę na niego – Porozmawiamy jutro. Dzisiaj chcę spać.
                Zapadam w niespokojny, męczący sen. Nie wiem, czy Adam położył się spać, czy wrócił na salę. Budzę się z bólem głowy. Chce mi się pić. Głowę mam mocną, ale kaca takiego samego jak inni. Leżę chwilę bez ruchu, próbując przypomnieć sobie wszystkie zdarzenia ostatniej nocy. Adam oddycha miarowo obok mnie. Ręką przytrzymuje moje biodro, jakby chciał mieć pewność, że się nie oddalę. Jest dla mnie zagadką. Czasem czuję, że należy do mnie całym sobą, a czasem mam wrażenie, że jest między nami mur nie do pokonania. Dlaczego ja nie mogłam się zakochać od pierwszego wejrzenia, tak jak Julia i Michael?  Zakochałam się tak, ale zanim dotarło to do mnie, pozwoliłam się zwieść pięknym słówkom bez pokrycia. Nic dziwnego, że Adam mi teraz nie ufa. Wstaję ostrożnie i idę do łazienki wziąć prysznic. Kiedy wracam, w pokoju jest Justyna.
- Dzięki – pokazuje mi aspirynę i szybko wychodzi.
- Śniadanie za 20 minut, zdążysz? – Adam przygląda mi się w napięciu.
                Kiwam głową, szczęśliwa, że nie ma teraz czasu na rozmowy.
                Jemy śniadanie, jakby w zwolnionym tempie, mimo, że jest dziesiąta. Kelner patrzy z niedowierzaniem na nasze stroje narciarskie. Kto przy zdrowych zmysłach idzie na narty po balu? My jednak idziemy. Adam całuje mnie w policzek.
- Zobaczymy się za dwie godziny – mówię bezbarwnym głosem.
                Kiwa głową, a ja idę do budynku obok dolnej stacji wyciągu. Sprawdzam jeszcze raz na zegarku, czy jestem o odpowiedniej porze, kiedy uświadamiam sobie, że jest pierwszy stycznia i mój instruktor ma wolne. Idę sama do wyciągu. Jechać za pozostałymi? Nie, mam ich dość! Szkoda, że mojej Olki z nami nie ma. Nie potrzebuję nikogo! Zjeżdżam starając się pamiętać o postawie i kijach. Sama nie wiem, kiedy mija pół godziny. Mroźne powietrze działa na mnie oczyszczająco. Trzeba rozmawiać. Jeśli pozwolę, aby narosła między nami nieufność, to już przegrałam.
- Ola! – Adam hamuje efektownie obok mnie – dlaczego jeździsz sama?
- Jest pierwszy stycznia – wzruszam ramionami – to wolny dzień. Poza tym, mam chwilowo dość tego Twojego towarzystwa. Wolę być sama, wtedy nie muszę się przejmować tym, co o mnie myślą. Szkoda, że Olki tu nie ma. Przynajmniej miałabym z kim porozmawiać…
- Rozmawiaj ze mną – Adam szeroko rozstawia narty i podjeżdża tak, że stoimy twarzą w twarz – Widzę, że nie bawisz się tu najlepiej. Żałujesz, że przyjechałaś?
- Nie, ale żałuję, że nie wiedziałam wcześniej o Tobie i Alicji, i że ona tu będzie – patrzę z wyrzutem – Teraz przynajmniej wiem, dlaczego Artur i Justyna są do mnie źle nastawieni – biorę głęboki wdech - To straszne, że wszyscy jesteście takimi materialistami.
- My materialistami? – w oczach Adama widać bezgraniczne zdumienie – Ja materialistą? O czym Ty mówisz?
- O tym, że jest mi obojętne, czy Twoja babcia ma kamienicę czy nie. Zresztą wiem, ile kosztuje utrzymanie takiego dużego mieszkania – mówię ze złością - O tym, że uważam za głupotę, wydawanie ciężko zarobionych w wakacje pieniędzy, na wynajmowanie mieszkania, z którego korzysta się tylko w weekend. Chociaż, dzięki temu możemy spędzać razem czas – napotykam rozbawiony wzrok Adama, co jeszcze bardziej mnie wkurza – Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ze na tym korzystają głównie Twoi koledzy „niematerialiści”?! – sapię ze złości - Przypominam Ci też, że bardzo możliwe, że zarabiam więcej od Ciebie. Choć ciężko to stwierdzić, bo nie zniżyłabym się do ustalania Twojego majątku, tak jak Alicja. Tylko, ja nie szastam pieniędzmi! Nie ma się z czego śmiać!
                Ostatnie zdanie prawie wykrzykuję, bo Adam unosi głowę i śmieje się w głos. Próbuję tupnąć, zapominając, że mam na nogach buty z nartami. Tracę równowagę i oboje podamy na ziemię, przy czym Adam nie przestaje się śmiać.
- Naprawdę, nie rozumiem, co Cię tak śmieszy? – próbuję się wyplątać z objęć Adama i plątaniny naszych kijków – Ty też uważasz mnie za materialistkę, choć nie przyjęłam pieniędzy od Bogdana – zbiera mi się na płacz – myślałam, że jesteś mądrzejszy.
                Adam przestaje się śmiać. Uwalnia się szybko od kijków i ściąga rękawiczki. Ujmuje moją twarz w dłonie i całuje mnie namiętnie w usta. Potem całuje moje mokre od łez policzki i oczy.
- Moja maleńka – szepcze – moja śliczna, wybacz mi. Naprawdę, powinienem być mądrzejszy. Powinienem Cię chronić przed takimi, jak Bogdan. Wybacz, proszę.
                Tulę się do jego szyi, ale już nie jestem w stanie powstrzymać łkania. Tak bardzo czuję się skrzywdzona opinią, na którą nie zasłużyłam.
- Uwierzyłeś Alicji, a nie mnie… - szepczę z wyrzutem.
- Nie, Ola, nie – Adam odchyla moją głowę i znów mnie całuje – nikomu nie uwierzyłem. Po prostu bałem się komukolwiek zaufać. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego odeszłaś i dlaczego wróciłaś, dlatego   bałem się, że znowu odejdziesz… - mówi cicho.
- Nigdzie się nie wybieram – pociągam nosem – chociaż naprawdę mnie wczoraj wkurzyłeś. Co Ty sobie wyobrażasz? Zabierasz mnie z towarzystwem, gdzie spałeś z połową dziewczyn i nie mówisz mi o tym?
- A powinienem? – patrzy teraz na mnie poważnie – Nikomu nie mówię o tym, z kim śpię.
- No, ale jak z kimś jesteś, to i tak wszyscy wiedzą, że nie żyjecie w celibacie – nie daję się zbyć byle czym.
- To co innego. Poza tym nie zawsze sypiałem z dziewczynami z którymi byłem. To znaczy, nie chodziłem z nimi. Tylko seks. To było zanim Cię poznałem – zaznacza.
- Ale nie z prostytutkami? – gryzę się w język.
- Nie! – jego reakcja jest gwałtowna.
                Spuszczam głowę. Teraz to już naprawdę nie wiem, na czym stoję. Chodzimy ze sobą czy nie? Adam milczy i tylko patrzy na mnie uważnie. Szukam drgania kącików ust, ale ich nie ma.
- A ze mną? – szukam słów – Ze mną chodzisz?
- Z Tobą to nawet jeżdżę – nachyla się znowu do moich ust.
- Adam, ja mówię poważnie. Chodzimy ze sobą, czy to dla Ciebie tylko seks? – Jezu, nie wierzę, że to powiedziałam.
- A co byś wolała?
- Chodzenie! – odpowiadam bez namysłu.
- To załatwione – Adam całuje mnie szybko w usta i wypina nam narty przy pomocy kijka – ale seks też w to wchodzi? – teraz głos ma swobodniejszy, jakby odczuwał ulgę.
                Wstaję opierając się o niego niezdarnie. Dopiero teraz czuję, że jest mi zimno. Musimy jeszcze wrócić do tej rozmowy, ale na razie trzeba się ruszyć, bo spędzę resztę ferii z chustkami do nosa i termoforem. Otrzepuję się właśnie ze śniegu, kiedy podjeżdżają do nas pozostali.
- Wywalili się! – Pawełek szczerzy zęby – zimno i szałas na stoku jest zamknięty.  Chyba się dziś zwiniemy. Może pojechać na basen? W Mikulovie jest podobno taki z saunami.
- Można – Adam wpina się zgrabnie w narty.
                Patrzy na mnie pytająco. Wzruszam ramionami. Wszystko mi jedno, gdzie pojedziemy. Łapię ponury wzrok Alicji. Jeszcze Ci się dostanie za te intrygi! - przyrzekam sobie i ruszam powoli.
- Jeżdżę najwolniej, więc już ruszę! – rzucam przez ramię i jadę wkładając w to całą duszę.
                Mam świadomość, że na mnie patrzą. Mięśnie ud są zimne i odpowiadają buntem, kiedy staram się zachować prawidłową sylwetkę. Wiem, że przestałyby boleć, gdybym odchyliła się do tyłu ale „pozycja sedesowa” to obciach! Robię częste zwroty, żeby się rozgrzać. Wkrótce dojeżdżają inni i już razem zmierzamy w dół. Ku mojemu zadowoleniu, stwierdzam, że dotrzymuję im tempa.
- Sporo się nauczyłaś od ostatniego razu – uznanie Justyny sprawia mi prawdziwą przyjemność.
                To pierwsze miłe słowa, jakie od niej słyszę, odkąd tu przyjechałam. Nie wiem, czy pamięta naszą rozmowę, czy Adam jej coś powiedział, ale nie czuję już niechęci w jej głosie.
- Wiesz co? – Adam pomaga mi złożyć narty – zrezygnuj z tych lekcji. Przecież jesteśmy tu, żeby spędzać czas razem.
- Ale ja nie jeżdżę tak szybko, jak Ty. Będziesz się ze mną męczył – protestuję, choć mam wielką ochotę się zgodzić.
- Już się najeździłem. Poza tym dobrze sobie radzisz – sięga po moje narty.
- „Każdy narciarz sam sobie nosi narty”. Pamiętasz? – zarzucam sobie narty na ramię.
                Kręci głową, patrząc jak uginam się pod ciężarem,  jednak nie zamierza robić przedstawienia. I dobrze, bo ambicja nie pozwala mi zignorować opinii jaką wygłosił trzy dni temu, na temat wykorzystywania chłopaka jako tragarza. Decyzja zapadła, jedziemy na basen.
                Pływam średnio, ale lubię wodę, więc ochoczo wskakuję do basenu. To akurat potrafię. Tato zdążył mnie nauczyć skakać na główkę, zanim wyjechałam na studia. To druga rzecz, obok paznokci, których Julia mi zazdrości. Ona nie może się przemóc.
- Ładny skok – Artur idzie brzegiem basenu – idę na wieżę. Skoczysz stamtąd?
- Z takiej wysokiej jeszcze nie skakałam – ma chyba z pięć metrów, nasza w Skarżysku  ma trzy i pół.
- Jak skakałaś już kiedyś, to sobie poradzisz, chodź! – Artur wyciąga do mnie rękę – Adam gada z Pawełkiem, zaraz przyjdzie – mówi, widząc, że się rozglądam.
                Wysoko! Przełykam ślinę, ale za nic się nie wycofam. DD i Alicja obserwują nas z dołu. Artur idzie przede mną i tłumaczy jak mam skakać. Właściwie, niczego nowego mi nie powiedział.
- Słuchaj, a jak mnie przekręci? – zatrzymuję się nagle.
- Nie przekręci. Odbij się i skocz.
- Na nogi? W życiu! Wolę na główkę – stoimy już na szczycie – nigdy nie skakałam z wieży na nogi, zawsze na głowę.
- Jak chcesz – Artur staje pierwszy.
                Skacze z rozłożonymi ramionami i w ostatniej chwili wchodzi rękami w wodę. Pięknie. Dziewczyny biją brawo. Stoję na krawędzi. Boję się trochę, bo jest wysoko, ale Artur macha do mnie z dołu, żebym skakała. Więc odbijam się. Od razu prostuje ręce przed sobą i mocno trzymam dłonie razem, żeby woda ich nie rozdzieliła. Uderzenie o taflę jest mocne, ale wchodzę ładnym łukiem pod wodę. Czuję, że woda zsunęła mi majtki, więc zamiast się wynurzyć, nurkuję głębiej i naciągam je na miejsce. Już ubrana wynurzam się daleko od miejsca, gdzie skoczyłam. Odgarniam z oczu włosy i nagle coś wpada obok mnie z pluskiem.
- Jezu, Ola! – Adam łapie mnie wpół i unosi nad wodę – wszystko w porządku? Tak długo nie wypływałaś.
- Spokojnie – prycham wodą – poprawiałam kostium. Nic mi nie jest.
- Jesteś nienormalny! – Adam warczy na Artura stojącego z głupią miną – gdyby coś jej się stało…
                Nie kończy, tylko odwraca się do mnie gwałtownie.
- Nie sądziłem, że skoczy – Artur patrzy na mnie skonsternowany – myślałem, że jak spojrzy z góry, to się przestraszy.
- Adam, ja już skakałam z wieży, z tatą. Nie jestem wielką pływaczką, ale skakać umiem – otaczam ramieniem jego szyję – Nic mi nie jest. Nie skoczyłabym, gdybym nie była pewna, że potrafię.
- Nie strasz mnie tak więcej – dyszy mi do ucha – wszedłem w momencie, jak się odbiłaś. Myślałem, że umrę!
Boczy się na mnie przez pół godziny, wywołując głupawe uśmieszki dziewczyn i Pawełka. Dopiero wspólny pobyt w saunie poprawia mu humor. Nie lubię mokrej sauny, ale nikt jej nie lubi, więc mamy ją do własnej dyspozycji.
- Czy Ty nigdy nie skakałeś do wody? – staram się zrozumieć jego reakcję, choć tak naprawdę chcę jeszcze raz poczuć, że się o mnie troszczy.
- Nie o to chodzi – wyraźnie słyszę wahanie w jego głosie – po prostu nie chcę, żebyś Ty skakała. Nie tylko z wieży. Obiecaj mi, że nie będziesz skakać ze spadochronem ani na Bangi, OK.?
- O spadochron możesz się nie martwić, to nie moja bajka. Co to jest Bangi?
- Taka elastyczna lina. Skacze się z mostu albo z wysięgnika – Adam poważnieje – Obiecaj mi!
- Jeśli Ci na tym zależy, to mogę obiecać. Zwłaszcza, że raczej nie brzmi to zachęcająco. Ty z tego skakałeś?
                Kiwa głową w zamyśleniu. Nadal nie rozumiem jego reakcji. To tylko skok do wody. Kręcę głową z dezaprobatą. Było mi przyjemnie, że się o mnie bał, ale równie dobrze mógł się bać, że złamię nogę na nartach albo wpadnę pod samochód. Wpatruję się w swoje stopy sunące po mokrej podłodze w kierunku stóp Adama. Kiedy nasze palce stykają się, Adam nagle pochyla się i bierze mnie za ręce. Zaskoczona podnoszę głowę.
- Moja kuzynka rzuciła się z okna – mówi cicho – kiedy Cię zobaczyłem na wieży, zamarłem…
- Boże! - zakrywam dłonią usta – zginęła? Kiedy to było?
- Zginęła. Miałem wtedy 14 lat. Wychowywaliśmy się jak rodzeństwo, bo była tylko 4 lata starsza ode mnie. Nie mogłem się po tym pozbierać.
- Widziałeś to? – ściskam odruchowo jego dłonie. Kiedy o tym mówi, jest zupełnie inny niż zwykle. Zamiast seksownego, pewnego siebie mężczyzny, widzę czternastoletniego, chłopca załamanego po utracie bliskiej osoby. Nie wyobrażam sobie, co bym zrobiła, gdyby to się stało Julii albo Kubie, a on musiał przez to przejść. Przecież ta dziewczyna miała tylko 18 lat! Adam patrzy na mnie oczami pełnymi smutku.
- Nie, nie widziałem, ale wiesz jak to jest, ludzie gadali o tym w kółko. Niby starali się nie poruszać tego tematu przy mnie, ale słyszałem urywki rozmów, no i były jeszcze gazety. Opisali wszystko ze szczegółami. To było nawet gorsze, niż gdybym tam był. Wyobrażałem sobie, jak to było, na podstawie opisów. Śniło mi się to wiele razy. W końcu bałem się zasnąć. Gdybyśmy wtedy nie wyjechali z mamą do ojca, to pewnie bym zwariował - zwiesza głowę, a ja mam ochotę wziąć go w ramiona, tak jak wiele razy tuliłam Kubę, kiedy było mu smutno.
- Wiesz, dlaczego to zrobiła? – przesiadam się na miejsce obok Adama i przysuwam bliżej, tak, że nasze uda stykają się ze sobą. Odwraca do mnie głowę zasępiony.
- Wtedy nie wiedziałem. Mama powiedziała mi tylko, że ktoś ją skrzywdził, a ona nie wiedziała, jak poprosić nas o pomoc. Kilka lat później, jak wyjeżdżałem na studia, pokazała mi list pożegnalny Anki. Powód wydawał się banalny. Zakochała się i zaszła w ciążę, a chłopak wszystkiego się wyparł i kazał jej zrobić skrobankę. Zanim ktokolwiek się zorientował, co się dzieje, było po wszystkim – chowa twarz w dłoniach, a ja obejmuję go ramieniem i gładzę po włosach i policzku. Czuję się głupio. Wcale nie musiałam skakać z tej cholernej wieży. Chciałam pokazać Arturowi, że się nie boję. A może jemu właśnie o to chodziło?
- Przepraszam. Nie będę nigdy skakać w Twojej obecności. W ogóle nie będę tego robić! Strasznie mi przykro, że Ci to przypomniałam, ale naprawdę nie miałam pojęcia... – dotykam czołem do jego skroni – Artur nie powinien mnie zachęcać, wiedząc jak jest…
- On nie wie – słowa więzną mu w gardle – nikt nie wie.
                Teraz dopiero dociera do mnie znaczenie tego, co usłyszałam. Nie mówię już nic więcej. Nie ma słów, którymi mogłabym opisać to, co czuję w tej chwili. Po prostu siedzę i tulę do siebie dużego, smutnego chłopca, który powierzył mi swoją tajemnicę. Nie wiem, jak długo tak siedzimy, ale czas jakby przestał dla nas istnieć. W końcu jednak gorąco i para wodna zmuszają nas do opuszczenia tego miejsca. Nie pada już ani jedno słowo, wiemy jednak oboje, że pozostanie to między nami, niezależnie od tego, co się wydarzy w przyszłości. Idziemy ochłodzić się w basenie akurat w chwili, gdy cała reszta powoli zbiera się do wyjścia.
- Chyba wystarczy na dziś? – Justyna stoi obok drabinki, po której zgrabnie zsuwam się do wody.
- Trzy minuty! Ochłodzę się po saunie i wychodzimy – Adam kładzie się na wodzie obok mnie.
- Strasznie Was ta sauna zmęczyła – Artur przygląda nam się podejrzliwie, ale ignorujemy go oboje.
                Wracamy do ośrodka głodni, jak wilki i idziemy prosto na obiadokolację, nie zawracając sobie głowy torbami pełnymi mokrych rzeczy.
- Daj spróbować kurczaka – Adam zerka w mój talerz znad swojej wołowiny – ładnie wygląda.
                Nabijam kawałek na widelec z zamiarem podania mu go, ale on nie wyciąga ręki, tylko otwiera usta więc podaję mu kawałek mięsa, który łapie zębami i zaczyna żuć ze smakiem.
- Smakuje lepiej niż moje. Dasz jeszcze trochę? – rozchyla usta ukazując zęby.
Podaję mu kolejny kawałek, a on przytrzymuje mój widelec przez chwilę. Mam ochotę podać mu kolejny kęs zębami. Adam odkrawa kawałek swojego sznycla i podaje mi prosto do ust. Biorę go powoli, jakbym brała coś zupełnie innego i powoli żuję, patrząc mu w oczy.
- Mnie smakuje. Mogę dostać jeszcze kawałek? – rozchylam usta.
- Dlaczego się po prostu nie zamienicie talerzami? - Artur patrzy na nas zirytowany.
- Po co? Tak smakuje lepiej – Adam wzrusza ramionami i podaje mi kolejny kawałek wołowiny. Nie jestem jej fanką, ale w tej chwili zjadłabym wszystko, co mi poda. To publiczne karmienie się nawzajem, sprawia mi perwersyjną przyjemność. Czuję, że moje podniecenie narasta w miarę, jak z naszych talerzy znikają kolejne kawałki mięsa. Reakcja Artura tylko dolewa oliwy do ognia, który płonie w moich trzewiach… Nie dam rady więcej zjeść. Mam świadomość, że jesteśmy obserwowani przez resztę towarzystwa, ale o dziwo, zupełnie mi to nie przeszkadza. Kelnerka zabiera nasze talerze i podaje szarlotkę na małych szklanych talerzykach. Cukier puder na wierzchu przypomina pierwszy śnieg, który co prawda nie przykrywa wszystkiego, co leży pod spodem, ale daje wrażenie świeżości. Patrzę zafascynowana, jak skrzy się w sztucznym świetle jarzeniówki. Prawie nie jadam słodyczy, ale lubię je oglądać. Różnorodność kształtów i kolorów obiecuje niesamowite wrażenia smakowe. Prawda jest jednak taka, że głównie chodzi o słodycz, której wszyscy tak pragną. Nie słyszałam, żeby ktoś jadał słodycze dla zdrowia. Wręcz przeciwnie, dla zdrowia powinniśmy ich unikać. Jednak słodki smak jest jak narkotyk. Spróbujesz i musisz do niego powrócić, wcześniej czy później…
- Jemy? – Adam podnosi kawałek szarlotki do ust.
- Ja chyba nie dam rady – patrzę jak drobiny cukru osiadają na jego wardze i mam ochotę je zlizać. Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale myślę już tylko o tym, żeby mnie dotknął. Uda drżą mi pod stołem.
- Nie jesz szarlotki? – Justyna wyrywa mnie z zamyślenia, a ja mechanicznie podaję jej mój talerzyk, który przyjmuje z szerokim uśmiechem.
- Wystarczy mi sama świadomość, że mogę ją zjeść – mówię, patrząc z żalem jak Adam oblizuje koniuszkiem języka cukier z górnej wargi. Pamiętam jak patrzył na mnie, kiedy pierwszy raz jedliśmy lody i zdaję sobie sprawę, że teraz ja muszę mieć ten sam wygłodniały wyraz twarzy. Tak bym chciała go pocałować… Dlaczego nie? Nachylam się w jego kierunku, a on odgadując moje intencje podaje mi swoje rozchylone usta, gotowe do pieszczoty. Zapiera mi dech. Ten pocałunek jest delikatny, prawie nieśmiały, ale przyprawia mnie o zawrót głowy. Adam smakuje słodko-kwaśnym jabłkiem i cynamonem. Czuję się jak pijana.
                Nie wiem jak docieramy do pokoju ani do ciasnej kabiny prysznicowej, ale wiem, że  mam ochotę na coś naprawdę wyjątkowego, niegrzecznego. Nasze dłonie, śliskie od żelu wędrują bez skrępowania po najbardziej intymnych zakamarkach naszych ciał. Staję za Adamem i przywieram do jego pleców, sięgając jednocześnie do nabrzmiałego członka. Pozwala mi go myć znacznie dłużej i dokładniej niż potrzeba, a ja korzystam z okazji. Zaskakuje mnie różnica między twardym napiętym członkiem pokrytym plątaniną nabrzmiałych żyłek, a delikatną aksamitną moszną. Sięgam głębiej i sunę po kroczu, gdy nagle Adam przyciska moją dłoń i wydaje chrapliwy jęk. Wiem, ucisnęłam takie wrażliwe miejsce... Wracam do sterczącego pionowo w górę członka. Mam pomysł na dzisiejszy wieczór.
- Poczekaj na mnie w łóżku, ja muszę wytrzeć włosy – szepczę Adamowi do ucha.
                Kiedy wchodzę do pokoju, leży nagi na łóżku z ugiętym lewym kolanem i łokciem pod głową. Mięśnie brzucha ma lekko napięte, a poniżej wspaniały sterczący członek z ciemnoróżową główką. Tak wyobrażam sobie herosów, odpoczywających w cieniu gajów oliwnych. Spod półprzymkniętych powiek śledzi każdy mój ruch. Jest świadomy wrażenia, jakie na mnie robi. Kąciki ust unosi w uśmiechu, gdy łapie moje łakome spojrzenie na swojej męskości. Pozwalam opaść swobodnie ręcznikowi, którym jestem owinięta i powoli podchodzę, by złożyć gorący pocałunek na spragnionych ustach mojego mężczyzny. Sunę powoli w dół na szyję, klatkę, łapię delikatnie zębami za maleńki sutek, który natychmiast twardnieje. Adam oddycha szybciej i głębiej, jego brzuch zaczyna napinać się mocniej, kiedy składam powoli pocałunki, zmierzając do pępka. Klękam między jego nogami i ustami muskam sterczący członek, co wita głębokim westchnieniem. Zwilżam wargi językiem i widzę szeroko otwarte oczy wpatrzone we mnie z niedowierzaniem. Biorę go najpierw płytko, aby się przyzwyczaić. Pachnie żelem i Adamem. Uff, jest naprawdę gruby i dłuższy niż myślałam. Kiedy to do mnie dociera, czuję drżenie między nogami. Nie, najpierw chcę mu sprawić przyjemność, tylko jemu. Owijam język wokół członka, choć nie jest to proste, biorąc pod uwagę, jak bardzo mnie wypełnia. Obejmuję go dłonią u nasady i słyszę cichy jęk. Ruszam naprzód i po chwili czuję, jak uderza mnie w podniebienie, wywołując coś podobnego do odruchu wymiotnego, ale cofam się i to ustępuje. Powtarzam ten ruch i za każdym razem odruch jest coraz słabszy. Adam kilkakrotnie sięga do mojej głowy, jakby chciał ją przytrzymać, ale natychmiast cofa rękę. Wiem, że chciałby wejść głębiej, ale boi się mojej reakcji. Oddycham głęboko i desperackim ruchem sunę w dół, przełamując własny opór i strach. W oczach mam łzy, ale wynagradza mi to niski jęk rozkoszy, który dociera do moich uszu. Daję chwilę odpoczynku mojemu gardłu i biorę głęboki wdech. Tym razem Adam nie cofa ręki i przytrzymuje mnie, jednocześnie wypychając biodra. Wciągam rozpaczliwie powietrze nosem i cofam głowę.
- Usiądź na mnie – Adam chrypi, a ja dyszę jak oszalała, ale nie tego chcę. Jakaś cząstka mnie pragnie, żeby mnie właśnie w ten sposób przeleciał, w usta. Kręcę głową i znów się nad nim pochylam. Robię to płycej i szybciej, owijając się wokół niego językiem. Jednak instynktownie czuję, że on chce więcej. Biorę głęboki wdech i czuję na głowie dłoń, jestem gotowa. Walczę o każdy oddech pomiędzy pchnięciami. Ze zdumieniem odkrywam, że mnie to podnieca. Fakt, że czuję się zniewolona, mimo mojej zgody na to, co się dzieje, jest dla mnie szokiem. Adam jęczy, a jego pchnięcia są coraz szybsze i mocniejsze, wreszcie pulsuje w moich ustach… Rany, nie kochaliśmy się wczoraj, będzie tego dużo! W ostatniej chwili ogarnia mnie panika, ale jest za późno. Przełykam wszystko z niemałym trudem, łapiąc płytkie oddechy i drżąc na całym ciele. Adam zastyga bez ruchu z rozchylonymi ustami i wyrazem bezgranicznego szczęścia na twarzy. Leży tak dłuższą chwilę, śledząc spod półprzymkniętych powiek jak oblizuję obolałe usta.
- Umarłem i jestem w niebie? – patrzy na mnie wzrokiem, od którego robię się mokra – Chodź do mnie – popycha mnie lekko, tak, że padam na plecy i zakłada sobie moje nogi na ramiona.
                Sama nie wiem, czego chcę w tej chwili. Jestem zmęczona, ale nadal podniecona tym co zrobiłam. Czuję gorący oddech na udzie, a po chwili Adam wpija się w mój mały guziczek. To będzie długa noc. Długa i upojna…

Adam
                Obudził się rano zadziwiająco rześki i wypoczęty. Zaskoczyło go to, bo kochali się naprawdę długo. Ola spała głębokim, spokojnym snem. Burza jasnych włosów i zaróżowione policzki przywodziły na myśl figurki aniołów sprzedawane w Sukiennicach. Tylko usta były większe niż u nich, lekko spękane i intensywnie czerwone. Wyciągnął rękę, by ich dotknąć, ale cofnął się w ostatniej chwili. Ola uśmiechała się przez sen. Patrzył jak urzeczony. Nigdy wcześniej nie pragnął tak żadnej dziewczyny. Nie chodziło tylko o seks. Był już z kilkoma naprawdę dobrymi dziewczynami. On pragnął jej całej i wszystkiego, co było z nią związane.
                Artur się myli. Ola nie przyszła do niego z powodu pieniędzy. Tęskniła za nim! Nie mogła być wyrachowana, kiedy wykrzyczała mu w twarz, że jest materialistą. Była naprawdę wkurzona. Spojrzał na śpiącą spokojnie dziewczynę. Westchnęła głęboko i poruszyła się, odsłaniając nagą pierś. Zalała go fala czułości i ciepła. Miał ochotę tulić ją i pieścić delikatnie, i całować. Miała takie słodkie usta. Na myśl, że obejmowała go tymi ustami, że wszedł w nie głęboko, poczuł, że mu staje. Nie wiedział, co się z nim dzieje. Podniecała go, jak wszyscy diabli, miał ochotę pieprzyć ją na sto sposobów, a jednocześnie budziła w nim dziwną tkliwość. Kiedy w nocy usiadł na krześle i posadził ją na sobie, kochali się delikatnie, z czułością i było mu tak samo dobrze, jak wtedy w kuchni, kiedy krzyczała z bólu i rozkoszy.
                Niech sobie Artur myśli, co chce. To nie miało znaczenia. Tylko ona się liczyła. Zdał sobie z tego sprawę, kiedy zobaczył ją na tej pieprzonej wieży. Przez myśl mu nie przeszło, że tak to odczuje. Gdyby coś się stało, gdyby ją stracił… Drugi raz by tego nie wytrzymał.             A jeśli ona znowu odejdzie? Nie! Dlaczego miałaby to zrobić? Jest im tak dobrze ze sobą... jest zakochana?
                Poprzednio też był przekonany, że jest zakochana a mimo to, odeszła do tamtego. Tu nie mógł odmówić Arturowi racji: ciężko było to zrozumieć. Nie było w tym żadnej logiki, żadnego sensownego wytłumaczenia. On zrozumiał, że ją kocha w chwili, gdy powiedziała, że odchodzi. Kochał ją już wcześniej, może nawet od chwili, gdy ją pocałował? Nie chciał o tym rozmawiać. Z nikim! Nawet z Arturem. Wyrażanie uczuć nigdy nie przychodziło mu łatwo.
                Spojrzał na zegarek. Jeśli mają zdążyć na śniadanie, to trzeba powoli wstawać. Przeciągnął się i spojrzał w stronę okna. Coś mignęło w wąskiej przerwie między zasłonami. Podszedł bliżej, ale nie zauważył nikogo. Mógłby przysiąc, że ktoś tam jednak był. Już miał się odwrócić, kiedy jego wzrok padł na szare lastryko tarasu, przyprószone lekko śniegiem. Wyraźnie odcisnęły się na nim ślady dużych, ciężkich butów. Poznał je od razu i uśmiechnął się, na myśl, że z tego miejsca doskonale widać lustrzane drzwi szafy. W nocy siedział tyłem do okna i patrzył na odbicie kołyszącego się nad nim tyłeczka.
- Mmmm, dzień dobry – Ola przeciągała się jak kot, odsłaniając drugą pierś i kawałek brzucha.
- Dzień dobry, śpiochu. Masz siłę na narty? – podszedł, by ją pocałować, ale w tej chwili odsunęła kołdrę i opuściła jedną nogę na podłogę, rozchylając uda. Jeśli podejdzie, nie pójdą ani na śniadanie, ani na narty. Odwrócił się szybko i pomaszerował do łazienki.
                Po śniadaniu zebrali się szybko do wyjścia. Pogoda zapowiadała się wyjątkowo dobrze. Ola czerwieniła się lekko za każdym razem, kiedy próbował nawiązać do wydarzeń ostatniej nocy, co wprawiało go w doskonały nastrój. Czuł się panem sytuacji. Po raz kolejny oddała mu się z pełnym zaufaniem. Przełamała swój wewnętrzny opór dla niego. Jednocześnie czuł, że jego uczucia do niej zaczynają wchodzić w fazę, której nigdy jeszcze nie osiągnął. To było nowe doświadczenie, ale, mimo wcześniejszych obaw, okazało się przyjemne. Nie, nie przyjemne, ale wręcz fascynujące.
Zatrzymał się na szczycie góry i patrzył jak Ola zjeżdża w dół. Rzeczywiście zrobiła postępy i najwyraźniej jazda sprawiała jej przyjemność. Bardzo się bał, że nie zechce jeździć na nartach. Teraz jeszcze trzeba będzie zorganizować wypad na Mazury. Ruszył w dół, kiedy Ola zniknęła za kępą drzew na zakręcie. Obok niego przemknęła Daria i Artur. Daria jeździła pewnie i szybko, ale niezbyt stylowo. Artur, jak zwykle elegancko, bez zbędnych ruchów. Adam zdał sobie w tej chwili sprawę, że Artur prawdopodobnie widział ich w nocy, wywabiony na balkon ich jękami. Może byli tam oboje z Darią? Nie przyjrzał się dokładnie śladom, poznał tylko buty Artura. Sam mu je przywiózł z Dusseldorfu. Mógł ich widzieć, kiedy siedzieli na krześle, ale wcale mu to nie przeszkadzało. Łączyła ich wyjątkowa męska przyjaźń. Taka, która pozwoliła im nawet na seks w tym samym pokoju. Artur przyprowadził wtedy dwie dziewczyny. Najpierw kochali się w osobnych pokojach, nie zamykając drzwi a potem miała być zmiana partnerów, ale wszyscy spotkali się w salonie i dziewczyny ułożyły się na kanapie. To był najbardziej perwersyjny numer, jaki zrobili. Przez dłuższy czas nie rozmawiali o tym. Z dziewczynami też się więcej nie spotkali.
Adam wyprzedził Olę i znów się zatrzymał, aby pozwolić jej się wyprzedzić. Taki sposób jazdy mu odpowiadał. Byli razem, nie męczył się powolną jazdą równolegle z nią, ale zjeżdżała na tyle szybko, że jego postoje były za krótkie, by zmarznąć. Artur z Darią prawie dojeżdżali do wyciągu, kiedy Artur odwrócił się i Adamowi wydawało się, że śledzi zjazd Oli. Mógł ich widzieć, mógł widzieć Olę w chwili uniesienia. To nie fair! Ona na pewno by tego nie chciała. Nagle dotarło do niego, że on także nie chce dzielić się tym widokiem. Uwielbiał moment, kiedy Ola zastygała z rozchylonymi ustami i przymglonym spojrzeniem spod półprzymkniętych powiek. Ten obraz wywołał przyjemne drganie w kroczu. Wypchnął głośno powietrze z płuc i ruszył w dół.
---
- Tylko dziś mnie nie karm – chichoczę popijając kanapkę piwem. Wyobrażam sobie moje nowe spodnie zalane piwem.
- Nie ma sprawy – Adam sadowi się obok mnie na ławeczce po oknem – nakarmię Cię wieczorem.
                Mam oczywiste skojarzenia i czuję, że rumieniec wypełza mi na twarz, niczym podstępny jaszczur. Staram się ze wszystkich sił, ale łapię uśmieszek Adama i… koniec!
- Zrobilibyście jakąś imprezę w karnawale – wzdycha Pawełek, a ja jestem wdzięczna, że skupił na sobie uwagę całej reszty – moi starzy się nie zgodzą na balety w domu, a nigdzie w tym roku nie wyjeżdżają, wiec u mnie odpada.
                Adam patrzy na mnie pytająco. Czy ja mam wyrazić zgodę? O kurcze, zrobimy to razem! Chcę zaprosić Olę. Zgodzi się, jeśli będzie tam Artur? Musi, nie ma innej opcji. Będzie też Alicja. Może wymyślę coś specjalnie dla niej?
- Pomogę Ci, jeśli o to chodzi – uśmiecham się szeroko.
- Niezupełnie – Adam przechyla głowę i pociera w zamyśleniu podbródek – zastanawiam się, czy to nasze mieszkanko pomieści tyle osób. Może lepiej zorganizować coś w Klubie?
                Nasze? Znaczy Twoje i moje? Otwieram szeroko oczy. Zresztą, nie tylko ja. Zadziwiające, jakie wrażenie może zrobić jeden przymiotnik, użyty w określonym kontekście.
- Myślisz? – staram się nadać mojemu głosowi obojętny ton – Mogłabym zaprosić też Julię i Michaela. Wreszcie poznasz ją osobiście.
- Super! Co Wy na to? – Adam świetnie się bawi – może być w Klubie?
                Kiedy siedzimy na krzesełku, oddaleni od pozostałych mam ochotę zadać Adamowi milion pytań. Czy on mi wysyła sygnały na swój specyficzny sposób? Co miało oznaczać to „Nasze mieszkanko”? Czuję, że jest przy mnie blisko, nawet kiedy oddzielają nas od siebie kilometry. Powierzył mi tajemnicę, o której nie wie nawet jego najbliższy przyjaciel, a jednocześnie nawet słowem nie wspomina, co do mnie czuje. Może sam jeszcze nie potrafi tego nazwać? Może nie jest pewien? Czy powinnam jakoś dać mu znać? Powiedzieć, że go kocham? A jeśli przestraszy się, że chcę stałego związku, takiego z pierścionkiem i ślubem? Jeśli się wycofa? Co ja o nim wiem? Co ja wiem o jego rodzicach, poza tym, że mama mieszka w Niemczech, a tato w Stanach? Nawet nie wiem, czy nie są przypadkiem rozwiedzieni. A jeśli są, a on boi się przez to angażować?
                Zamiast zadać te wszystkie pytania, opieram głowę na ramieniu Adama. Mnie się nie spieszy. Poczekam, aż sam mi wszystko opowiesz, kochanie. Mogę być z tobą na każdych warunkach. Właściwie, to nawet nie myślałam o ślubie, dopóki Robert nie zaczął o tym mówić. Perspektywa rychłego zamążpójścia Julii, nawet mnie trochę przeraża.
- Nie zasypiaj – Adam daje mi szybkiego całusa i zsiadamy.
- Wiesz co? Muszę koniecznie poznać Cię z Julką i Michaelem. Chyba się polubicie. Zwłaszcza, że Michael mówi tyle samo o sobie, co Ty.
- To już go lubię – mruknął do mnie i zjechał kilka metrów w dół – Jazda, na co czekasz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz