Siedzimy
z Olą naprzeciw siebie, a przed nami mikroskopy.
- Mam kumpelę w Białymstoku na
lekarskim – szepcze Anka – wiecie, co oni robią ze szkiełkami?
- Co? – nie podnoszę głowy znad
mikroskopu i przerysowuję komórki do zeszytu.
- Rysują, jak wygląda szkiełko – rozgląda
się, czy nie ma w pobliżu któregoś z asystentów – takie malutkie, z boku.
- Po co? – podnoszę głowę – przecież
na „kole” mogą dostać do obejrzenia inne.
- No właśnie, nie! – triumfuje Anka
– bo mają mało szkiełek i polip macicy zawsze wygląda jak tulipanek, a np.
wrzód żołądka jak oponka.
- Uwaga!
Podchodzi
do nas „modliszka”, jak ją nazwaliśmy. Jest adiunktem, ale właściwie, to ona
rządzi w zakładzie. Profesora prawie nigdy nie ma. Jest szczupła, wręcz
zasuszona, około czterdziestki. Zawsze nienagannie ubrana i uczesana. Czarne
farbowane włosy i czerwone usta zaciśnięte w cienką kreskę. Podchodzi i staje za
moimi plecami. Czuję się nieswojo, więc zaczynam poprawiać narysowane przed
chwilą komórki. Mój zeszyt budzi podziw całej grupy. Mam zdolności plastyczne,
ale brak mi warsztatu. Zamiast na rysunki razem z Julką, wolałam biegać na
taniec. Mimo wszystko, moja wizja najbardziej przypomina to, co widać w
mikroskopie.
- Co to jest? – „modliszka”
przekartkowała zeszyt i wskazuje na ostatni rysunek.
- Komórki tuczne – prostuję się
odruchowo.
„Modliszki”
boją się wszyscy. Nigdy nie podnosi głosu, ale kiedy mówi, słychać przelatujące
muchy. Nachyla się nad rysunkiem. Pięknie pachnie, ale bardzo dyskretnie.
Zerkam na nią nieśmiało.
- Chciałam, żeby wyglądały na
nieco wypukłe, ale nie mogę wydobyć refleksu – mówię to szeptem, zadziwiona, że
udało mi się wypowiedzieć całe zdanie mimo, że mnie nie pytała.
- Poproszę gumkę – mówi to
uprzejmie, ale takim tonem, że natychmiast wyciąga się las rąk z gumkami.
Przygląda
się im chwilę, po czym wybiera taką z ostrym rantem. Potem szybkimi ruchami
przesuwa gumką po każdej komórce. Robi to z taką wprawą! Na koniec dmucha na
kartkę i widzę, że rysunek nabrał głębi. Niesamowite! Zerkam zaskoczona na
„modliszkę”. Patrzy na mnie przez chwilę i widzę, że kąciki jej ust drgają
jakby w uśmiechu. Widać też ogniki w jej oczach.
- Dobrze - przesuwa dłonią po
rysunku – bardzo dobrze…
Po chwili
odwraca głowę i znów jest lodowato poważna. Idzie dalej nie oglądając się.
Potrafi być człowiekiem. Zaskakujące. Może prywatnie nie jest taka zła, jak na
zajęciach. Pozory czasem mylą.
- Ale miałaś minę – Ola prawie
biegnie, żeby za mną nadążyć – aha, Radzio dał mi ksero tego wykładu. Odbiłam
też dla Ciebie.
- Skserował Ci wykład? – patrzę
na nią z niedowierzaniem – co mu zrobiłaś?
- Powiedziałam, że postawię mu
piwo – Ola chichocze
- I postawiłaś? – tak się cieszę,
że się śmieje
- No, jeszcze nie. Pójdę do niego
po wykładzie. Mieszka dwa piętra nad nami.
- Ola!
Odwracam
się i widzę Justynę, idącą w moim kierunku. Czego ona może chcieć? Mam
nadzieję, że nie będzie mnie wypytywała o Adama.
-Taaak? – mówię niepewnie.
- Chciałam Cię zapytać… – szuka
słów – Co się właściwie stało? Nie jesteś już z Adamem?
- Nie – Wiedziałam! Wiedziałam!
Wiedziałam! – ale wierz mi, że dla mnie to też nie jest łatwe. Po prostu, nie chcę o tym mówić!
- OK – wycofuje się szybko –
Chciałam Ci jeszcze coś powiedzieć. Ty pracujesz jako modelka, prawda?
Kiwam
głową. O co znowu chodzi?
- Jeśli masz jakieś odłożone
pieniądze, to zamień je szybko na dolary albo jeszcze lepiej na marki niemieckie.
Tylko nikomu nie mów, że Ci powiedziałam, OK.? – Justyna unosi ostrzegawczo
palec ku górze.
- OK. – dlaczego mi to mówi?
Odchodzi
nie oglądając się, a ja doganiam Olę i natychmiast dzielę się z nią informacją.
Ola kiwa głową ze zrozumieniem. Według niej, to ważna wiadomość. Będę musiała dać
cynk Julii.
Wchodzimy
do akademika. W przegródce na listy jest kartka dla mnie. Muszę zadzwonić do
Adama-fotografa. Ciekawe, czego chce?
- Cześć, Ola z tej strony.
Dzwoniłeś.
- Tak. Dzwonili do mnie z tej
poleconej agencji, że chcą Cię mieć na plakacie Klubu – Adam-fotograf chyba nie
jest tym zachwycony.
- Żartujesz? Nie bardzo mi się to
uśmiecha. Ty robisz zdjęcia?
- Ja i mam swoją koncepcję, ale
oni nalegają – mówi to z niechęcią – I dobrze płacą, więc dzwonię.
- Nie muszę się zgadzać – choć
przydałyby się te pieniądze – Jeśli uważasz, że to zły pomysł, to powiedz, że
nie mogę i już.
- Nie mówię, że to zły pomysł,
tylko, że miałem inną koncepcję. Jak chcą Ciebie, to się zgódź.
Nagle
coś mi świta. Klub jest Bogdana, który jest jakimś znajomym Adama. Czy to Adam
nalegał? Kiedy? Przed czy po naszym zerwaniu?
- Słuchaj, a kiedy do Ciebie
dzwonili? – pytam starając się o obojętny ton.
- Dwa dni temu i dzisiaj rano
potwierdzili. Dlaczego pytasz?
- Zastanawiam się, czy bardzo im
zależy? – czyli to raczej nie Adam.
- Chyba tak, bo płacą naprawdę
dobrze. – Adam-fotograf nad czymś się zastanawia – Może zrobimy te zdjęcia 1
maja rano? Nie masz zajęć, prawda?
- Nie mam – nigdzie się nie wybieram,
bo pierwszy jest we środę - No dobra. Mam coś ze sobą zabrać?
- Podam Ci adres tego fryzjera,
który Cię czesał i zabierz jakieś kiecki w stylu lat trzydziestych. Oglądałem
ten klub. Też przyniosę rekwizyty. Kosmetyczka będzie na miejscu, więc się nie
maluj. Zadzwonię do nich i umówię nas na dziesiątą. Może być?
- Jasne – cieszę się, że tak
wcześnie. Nie spotkam Adama. To raczej niemożliwe, żeby tam był.
---
Mamy
w poniedziałek „koło” z anatomii, więc całą sobotę i niedzielę spędzamy nad
książkami. W przerwie przeglądamy szafę Oli szukając czegoś, co nadawałoby się
na plakat do Klubu, ale niczego ciekawego nie znajdujemy. W końcu decyduję się
na prostą sukieneczkę na ramiączkach, którą Julia dała mi za spódnicę z
jedwabiu. Jest z cienkiej dzianiny ale pięknie się układa i ma obłędny kolor
głębokiego granatu, właściwie kobaltowy. Zabieram jeszcze kilka innych rzeczy,
ale tak bardziej dla świętego spokoju. W niedzielę dzwoni mama, żeby mi
powiedzieć, że przyjadą na weekend po pierwszym maja. Kuba chce iść do Zoo.
Wracam do pokoju Oli w fatalnym humorze i widzę Radzia, który idzie do Olki.
Podchodzi do drzwi i nagle zawraca. Cofam się, żeby mnie nie widział. Znowu
robi kilka kroków w stronę pokoju i znowu zawraca. Wychodzę zza rogu udając, że
dopiero teraz go widzę.
- Cześć – mówię głośno – idziesz
do Oli?
- W zasadzie tak – jest
zakłopotany.
- No, to idziemy razem – biorę go
pod rękę.
Wchodzimy
do Olki bez pukania. Akurat robi kanapkę z dżemem malinowym. Patrzy na nas
zaskoczona.
- Zrób dla nas też – wskazuję Radkowi krzesło
–Zjesz kanapkę? Te maliny są bajeczne.
Ola
patrzy na mnie z irytacją, ale się nie przejmuję. Może ten Radek jest
małomówny, ale lepszy taki facet, niż żaden.
- W zasadzie to przyniosłem coś,
co może wam się przydać przed kołem – patrzy na mnie.
No
przecież wiem, że przyniosłeś to dla Oli, ale to transakcja wiązana: albo dwie
Olki, albo żadna.
- Nie mów, że masz pytania – Ola
patrzy z niedowierzaniem.
- Nie, ale zawsze przed kołem
robię listę pytań, które ja bym zadał – Radek przez chwilę się waha, po czym
podaje Oli kartkę.
- Sprawdza się? – patrzę
podejrzliwie na pytania.
- Od 30 do 50% - Radek wzrusza
ramionami.
- Masz – Ola podaje mu kanapkę –
bierzemy to. Zawsze możemy potem przyjść do Ciebie z reklamacją.
Na
korytarzu dzwoni telefon. Wstaję. Dobry pretekst, żeby ich zostawić samych.
- Halo? Z którym pokojem? –
wygłaszam formułkę
- Ola? – słyszę głos Roberta –
Ewa mi powiedziała, że jesteś u koleżanki
- Robert? – dlaczego mnie dziwi
jego telefon? To chyba normalne, że dzwoni.
- Stęskniłem się, Kiciu. Przyjedź
do mnie w środę – mówi to takim błagalnym tonem.
- Nie mogę. Już się zgodziłam na
zdjęcia rano – naprawdę mi przykro – poza tym, to tylko jeden dzień.
- To w sobotę, albo jeszcze
lepiej w piątek za tydzień. – jest zwiedziony
- Moi rodzice przyjeżdżają –
kurde, że też musieli teraz – Ale wiesz co? Za dwa tygodnie są juwenalia. Może
ty przyjedziesz?
- A nie lepiej Ty do mnie? – kusi
– mamy mieszkanie dla siebie.
- Dobra – mruczę – zobaczę, co da
się zrobić.
- Super! – głos mu się
natychmiast zmienia – Widziałem rozkład imprez. Możemy naprawdę zaszaleć.
- Słuchaj – mówię ostrożnie – a
nie masz tyłów do nadrobienia? Bo wiesz, jak coś powalisz, to Twoi rodzice nie
będą tacy mili, jak ostatnio.
- Nic się nie martw – mówi to z
taką pewnością siebie, że mnie uspokaja – moja dziewczyna jest przy mnie i
wszystko mi się udaje.
- Wariat! – prycham, ale jest mi
w tej chwili tak lekko – to znaczy, że mogę przyjechać, bo wszystko jest OK.?
- Tak, jest OK. Kocham Cię i nie
mogę się doczekać, kiedy będę Cię tulił i pieścił. Tak mi Cię brak. Chcę się
obudzić rano i zobaczyć Cię obok siebie.
- Dość – chichoczę – bo nie będę
się mogła uczyć.
- A czego ty się znowu uczysz?
- Anatomii. Jutro mam „koło”.
- Tylko z jakimś facetem się nie
ucz! Jestem okropnie zazdrosny.
- Naprawdę muszę kończyć –
posyłam mu cmoknięcie do słuchawki, choć tak naprawdę chciałabym go słuchać
godzinami
- Też Cię całuję. Wiesz gdzie –
mówi to takim tonem, że robi mi się ciepło.
Widzę,
że Radek wychodzi od Oli, więc odkładam słuchawkę i idę do niej. Mam nadzieję,
że te pytania na coś się przydadzą.
---
Wychodzimy
po kolokwium tak wypluci, że nie chce nam się nawet gadać między sobą. Ola
wyrwała do przodu. Doganiam ją. Jest zła jak osa.
- Co jest? Nie poszło Ci? – nie
było aż tak trudno.
- Nie – macha ręką – szpilki to
nawet napisałam na maxa. Ale teoria!
- A czego nie napisałaś? – przecież
z połowę pytań przerobiłyśmy wczoraj z kartki Radzia.
- Napisałam wszystko – ogląda
się, czy ktoś nie słyszy – tylko ten palant stał cały czas koło mnie
- Ale nie ściągałaś, więc o co
chodzi? – nie rozumiem czym się denerwuje. Asystenci zawsze nas pilnują.
- No tak – mówi gniewnie – tylko
on mi cały czas podpowiadał.
- Co? – ściszam głos i też się
oglądam – podpowiadał Ci?
- Tak – patrzy na mnie ze złością
– a na koniec powiedział, że liczy na wdzięczność.
- Daj spokój – nie mogę uwierzyć
– Może się przesłyszałaś?
- Na pewno, bo jestem, kurwa,
głucha!
Kiedy
Olka przeklina to znaczy, że lepiej jej nie zaczepiać. Idę obok bez słowa i
zastanawiam się, czy ten palant może jej jakoś zaszkodzić. Skoro napisała dobrze
szpilki, a na teorii jej podpowiadał, to powinno być OK. Po kole zmieni się
asystent i sprawa załatwiona. Czym prędzej dzielę się z Olą moimi
przemyśleniami.
Adam
Leżał w pustym
mieszkaniu w kompletnej ciszy. Wtorkowe popołudnie spędził na korcie z Pawełkiem.
Gra mu nie szła. Nic mu nie szło! W poniedziałek oblał kolokwium. Pierwszy raz
w życiu! Podłożył ręce pod głowę. Miał nadzieję, że będą tu razem, że spędzą ze
sobą noc. Przymknął oczy. Kiedy byli sami w akademiku, była taka gotowa na
seks. Czuł, że mógł posunąć się dalej. Mógł złamać obietnicę, a ona nie miałaby
nic przeciwko temu. Przełknął ślinę. Leżała na tej poduszce z wypiętym
tyłeczkiem. Ależ ona ma tyłek, odstający z jędrnymi pośladkami. No i nogi.
Uwielbiał zgrabne nogi. Rozsunęła je szeroko, kiedy poprosił, nie wahała się.
Mógł to wtedy zrobić. Czy to by coś zmieniło? Byłby jej pierwszym kochankiem,
to by ją powstrzymało. Na jak długo? Ale co się stało? Było im tak dobrze. A
potem ona pojechała do domu…
Wszedł
do kuchni i podszedł do Oli. Stała w
jego szlafroku tyłem do niego. Odchylił szlafrok na jej karku i delikatnie wpił
się w niego zębami. Poczuł jej zapach i wciągnął go głęboko do płuc. Poczuł, że
wzbiera w nim pożądanie. Spojrzał w dół, był gotowy. Podniósł głowę i odkrył,
że zsunęła szlafrok i stoi naga. Położył jej rękę na karku i przygiął ją do
kuchennego blatu. Nie stawiała oporu. Położył ręce na jej szczupłych biodrach i
przyciągnął je ku siebie. Wypięła bezwstydnie swój śliczny tyłeczek. „O tak Maleńka,
o tak!” Rozsunął jej nogi kolanem i sięgnął do złączenia ud. Była taka
wilgotna, taka gotowa na niego! Wszedł w nią powoli, delektując się doznaniem.
Usłyszał jęk rozkoszy. Wycofał się i wszedł jeszcze raz. Jęk. „Tak, Maleńka,
będziesz jęczeć dla mnie”. Posuwał ją mocnymi, rytmicznymi pchnięciami. Uderzał
w jej pośladki, a one sprężynowały pod jego naporem. W tej pozycji było coś
zwierzęcego, coś pierwotnego. Czuł, że jest blisko, czuł bolesny skurcz jąder.
Jęczała głośno w takt jego potężnych pchnięć. Dochodził… Opadł na jej nagie
plecy i wtulił twarz w jej włosy. Drżała pod nim. Zaraz! Kochali się, a on nie
nałożył gumki. Jak to, kochali się? To znaczy, że już to robili wcześniej, ale
nie pamiętał jak. Zrobiła to z kim innym? Niemożliwe. Kurwa, o co tu chodzi?
Otworzył oczy.
Leżał w łóżku, a przez okno wlewało się światło poranka. Nie zaciągnął zasłon.
Musiał zasnąć wczoraj w ubraniu. Nadal miał na sobie koszulę i bokserki.
Wyciągnął rękę spod kołdry. Była lepka. Odrzucił kołdrę i uniósł gumkę
bokserek. O, kurwa! Ostatni raz zdarzyło mu się coś takiego, kiedy śniła mu się
Manuela, śliczna mulatka, z którą potem przeżył swój pierwszy raz. Tylko, że
wtedy miał 17 lat! Wstał powoli z łóżka i powlókł się do łazienki. Wszedł pod
prysznic. Co jest grane? Taka małolata! Nawet jej nie przeleciał! A mógł to
wtedy zrobić. Mógł? Zaufała mu, nie chciał tego wykorzystywać. A może właśnie o
to chodziło? Kto te baby zrozumie? Naciągnął szlafrok na mokre ciało i poszedł
do kuchni. Otworzył lodówkę i wyjął puszkę coli. Przesunął ręką po kamiennym
blacie. Nagle ogarnął go niewypowiedziany żal, pomieszany ze złością. Było to
uczucie, którego nigdy jeszcze nie doświadczył. Zwinął dłoń w pięść i z całej
siły walnął nią w blat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz