Kraków
Siedzę na
tylnym siedzeniu za Ewą, obok mnie wciśnięta na siłę półka. Dzięki niej,
jedziemy samochodem a nie pociągiem. Wciąż przeżywam wczorajszą kłótnię z
Julią. Nie pożegnałyśmy się rano, mimo nalegań rodziców. Naprawdę nie wiem, co
ją ugryzło? Ja też zachowałam się jak skończona idiotka. Zadzwonię do niej.
Nie, rzuci słuchawką! Napiszę. Czeka mnie jeszcze jedna przykra rozmowa, z
Adamem. Sto razy próbowałam ułożyć to sobie w głowie. A może napisać list, tak
jak to zrobiłam z Robertem? Przez chwilę ta myśl wydaje mi się genialna. No i
co z tego wyszło? Mój rozsądek znowu pracuje na pełnych obrotach. Nie, to nie
ma sensu. Trzeba raz wszystko wyjaśnić i zakończyć. Pewnie skończy się płaczem
albo awanturą, ale nie ma innego wyjścia. Wzdycham. Zastanawiam się, jakie są
szanse, że będziemy się przypadkowo widywać? Prawie żadne. Wystarczy, że nie
będę chodziła w rejony Adama. Czyli do Zoo, do Klubu, do akademików i klubów
AGH, w pobliże AGH, w pobliże św. Anny… Kurde, dużo tego.
- Już niedaleko – tato Ewy wyrywa
mnie z zadumy.
- Rzeczywiście – rozglądam się.
Jak
szybko minęła nam ta podróż. Gdybym miała samochód, mogłabym dużo łatwiej
poruszać się między Krakowem a Warszawą. Może uda się zarobić na samochód w
wakacje? Nie, pewnie Az tyle nie. Nawet razem z tym, co mam nie wystarczy. Poza
tym muszę mieć pieniądze na mieszkanie, chyba, że praca będzie w Warszawie. No,
to już chyba niemożliwe, ale pomarzyć można. Zajeżdżamy do miasteczka. W oddali
nasz akademik. Tato Ewy zanosi nam na górę półkę i część bagażu. Resztę
taszczymy razem z Ewą. Jest pora obiadowa.
- Pójdziesz z nami na obiad? –
tato Ewy nawet nie zdjął płaszcza.
- Nie, dziękuję. Mam sporo spraw
do załatwienia a jutro rano trzeba iść na zajęcia.
Kiedy
wychodzą, idę sprawdzić, czy jest Ola, ale drzwi są zamknięte. Schodzę
zadzwonić.
- Halo? – babcia Adama
- Dzień dobry. Nazywam się Ola
Jezierska, czy zastałam Adama? - Nagle czuję, że wolałabym, żeby go nie było.
- Jeszcze nie wrócił. Będzie
jutro. Może coś mu przekazać? – ma taki miły głos
- Właściwie to nie. Chciałam
tylko wiedzieć, czy już jest.
- Powiem na pewno, że pani
dzwoniła. Ucieszy się – ostatnie zdanie mówi z takim ciepłem.
- Dziękuję i do widzenia –
rozłączam się szybko.
Nie
chcę myśleć o tej miłej starszej pani w kontekście tego, co musze powiedzieć
Adamowi. Wracam do pokoju. Trzeba się rozpakować. Nie mam pojęcia, gdzie Ewa
chce postawić tę nieszczęsną półkę. Mamy i tak mało miejsca. Wyciągam
przywiezione zapasy. Tym razem mięso zawekowane w słoikach. Koniec podbierania
mojego żarełka z lodówki w kuchni! Patrzę na półkę Ewy. Mogli jej kupić
lodówkę. Zresztą, wszystko jedno i tak się wyprowadzę do Oli.
Po
południu wreszcie przyjeżdża Ola. Siedzę u niej z butelką piwa i patrzę, jak
się rozpakowuje. Opowiadam jej o Robercie i naszym spotkaniu na polanie, o kłótni
z Julką i jej chłopaku Włochu. Pomijam niektóre szczegóły, bo nie chcę jej
przypominać o Arturze. W końcu siada obok mnie i też bierze piwo, które jej
przyniosłam.
- Dobrze to przemyślałaś? – pyta
w końcu – Adam jest inny niż Artur.
- Ola, wiem co słyszałam.
- Nie o to chodzi – serce mi się
kraje, kiedy jest taka smutna – Jesteś pewna, że go nie kochasz?
- Niczego nie jestem pewna – to
jest największy problem – Wiem tylko, że Robert czekał na mnie przez te
wszystkie miesiące. To jest coś niesamowitego. Takie rzeczy się nie zdarzają.
No, może w filmach i to raczej tych romantycznych. Kiedy spotkaliśmy się na tej
polanie, to było jak objawienie. Potem ten pokój u niego w domu... Nawet jego
rodzice byli tacy mili. Zresztą oni zawsze mnie lubili.
- No i właśnie to mi się nie
podoba – Ola kręci głową – Rzuciłaś ich syna, o mało co nie wyleciał przez to
ze studiów, a oni są mili. Czy to nie dziwne?
- Ale to ich jedyny syn – nie
rozumiem, co jej nie pasuje – zrobiliby dla niego wszystko.
- A Ty?
-Co ja?
- Zrobiłabyś dla niego wszystko?
– pociąga łyk piwa – Bo coś mi się zdaje, ze on przywykł dostawać to, czego
chce.
Ta
rozmowa nie ma sensu. Mam mętlik w głowie. Trzeba się wyspać, bo jutro biofiza.
Dobrze, że dopiero na dziewiątą.
- Wiesz co? – Ola wzdycha ciężko
– gdybym ja miała siostrę, to chyba bym ją przeprosiła.
- A myślisz, że co robiłam do Twojego
przyjazdu? – patrzę politowaniem – kajałam się w liście. A wiesz, że już się
nie przykleja dziesięciu znaczków? Teraz są takie po 500.
- Jezu, to teraz znaczek na list
kosztuje 500 zł? Jak tak dalej pójdzie, to moi starsi zbankrutują. I tak
zrobili jakieś zamieszanie z pożyczkami i wkładami mieszkaniowymi. Całe święta
miałam takie. Nic tylko kasa i kasa – Ola jest sfrustrowana.
- No to jest ktoś, kto miał
ciężej ode mnie – oddycham z ulgą.
Udaje
mi się tym wywołać uśmiech na smutnej twarzy Olki. Jutro pewnie ona będzie
musiała mnie pocieszać.
---
Wychodzimy
z wykładu z biologii okropnie zmęczeni. Zrobiło się ciepło, więc na sali
duchota nie do wytrzymania. Po otwarciu okien, jeszcze gorzej! Ludzie chodzą,
gadają, śmieją się a my o dziedziczeniu koloru oczu. Ja dziękuję. Patrzę na
moje notatki a raczej na ich brak bo to co zapisałam trudno nazwać wykładem.
Zerkam na zeszyt Oli - to samo. Trzeba będzie od kogoś pożyczyć i skserować.
Tylko od kogo? Rozglądam się. Dwa rzędy pod nami siedzi Radek z naszej grupy.
Pisze cały czas. Tylko, że on nikomu nie daje niczego do skserowania. No, ale
ma słabość do Olki.
- Ola! – szturcham ją łokciem –
weź wykład od Radzia. Zrobimy sobie ksero.
- Sama weź – syczy Ola.
- Mnie nie da. Ty go poproś.
- Co za różnica? Jak nie da Tobie
to i mnie też nie – Ola wzrusza ramionami.
- Tobie da – szczerzę zęby –
Wpadłaś mu w oko.
Ola
przewraca oczami, ale patrzy na pochylone plecy Radka. Nawet przygarbiony jest
wyższy od większości chłopaków. To góral z Nowego Targu czy z Zakopanego.
Przystojny jak cholera, ale strasznie zamknięty w sobie. Nie widziałam go z
żadną dziewczyną. Teraz sobie przypominam, że też nie zdawał chemii. Z tego co
wiem, to wszystkie koła zalicza na piątki – kujon! No, ale może da nam wykład?
- Ola, mówię poważnie. Idź do
niego po wykładzie i weź te notatki – szepczę.
- Dobra, dobra! – Ola patrzy znów
na Radka, a potem w okno.
Chyba
wiem, o kim myśli. Ciekawe jak teraz wygląda ogród pani Mai? Odganiam tę myśl.
Nie będę tam chodzić! Wykład się kończy i szybko wypycham Olę, żeby się nie
rozmyśliła. Gada z Radkiem a ja przemykam obok. Wychodzę z sali i widzę… o
cholera! Na końcu korytarza, oparty o ścianę stoi Adam. Wygląda niesamowicie.
Ma na sobie czarne dżinsy i ciemnoszarą koszulę. Dżinsową kurtkę przerzucił
przez ramię. Stoi w plamie słonecznego światła. Ciemne lekko zmierzwione włosy
lśnią w promieniach słońca. Staję jak wryta. Zaskoczył mnie. Pewnie babcia mu
powiedziała, że dzwoniłam i przyszedł natychmiast po przyjeździe. Idę powoli w
jego stronę ze spuszczoną głową. Serce mi łomocze. Chciałabym mieć to już za
sobą. Staję krok przed nim i podnoszę głowę. Przygląda mi się badawczo. On wie!
– przemyka mi przez myśl.
- Muszę ci coś powiedzieć –
zaczynam, ale głos więźnie mi w gardle.
Patrzy
na mnie ze smutkiem w oczach.
- To nie ma sensu – brnę dalej.
Czuję,
że broda mi się trzęsie. Splatam i rozplatam palce. Moja przygotowana mowa
wzięła w łeb! Adam stoi ze spuszczoną głową, nie patrzy na mnie.
- Adam, ja… - łzy płyną mi po
policzkach.
- Nie chcesz mnie – to nie jest
pytanie, to stwierdzenie. Powiedział to za mnie.
Kiwam
głową, bo nie jestem w stanie wydobyć głosu. Myślałam, że to będzie łatwiejsze
po tym co usłyszałam w łazience.
- Nie płacz – Adam patrzy na mnie
smutno i ociera mi kciukiem łzy z policzka – nie chcę żebyś płakała przeze
mnie.
Tego
już za wiele! Ja mówię, że odchodzę a on mnie pociesza. Odwracam się na pięcie
i odchodzę szybko, zbyt szybko. Wpadam na kogoś. Podnoszę głowę i widzę
zaskoczony wzrok Radka. Obok niego stoi Ola. Wymijam ich szybko i łkając
wybiegam z budynku. Idę przed siebie nie patrząc na przechodniów. Dlaczego to
takie trudne? Powinnam czuć ulgę a mam wrażenie, że stało się coś strasznego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz