czwartek, 27 lutego 2014

Nie chcesz mnie...



Kraków
                Siedzę na tylnym siedzeniu za Ewą, obok mnie wciśnięta na siłę półka. Dzięki niej, jedziemy samochodem a nie pociągiem. Wciąż przeżywam wczorajszą kłótnię z Julią. Nie pożegnałyśmy się rano, mimo nalegań rodziców. Naprawdę nie wiem, co ją ugryzło? Ja też zachowałam się jak skończona idiotka. Zadzwonię do niej. Nie, rzuci słuchawką! Napiszę. Czeka mnie jeszcze jedna przykra rozmowa, z Adamem. Sto razy próbowałam ułożyć to sobie w głowie. A może napisać list, tak jak to zrobiłam z Robertem? Przez chwilę ta myśl wydaje mi się genialna. No i co z tego wyszło? Mój rozsądek znowu pracuje na pełnych obrotach. Nie, to nie ma sensu. Trzeba raz wszystko wyjaśnić i zakończyć. Pewnie skończy się płaczem albo awanturą, ale nie ma innego wyjścia. Wzdycham. Zastanawiam się, jakie są szanse, że będziemy się przypadkowo widywać? Prawie żadne. Wystarczy, że nie będę chodziła w rejony Adama. Czyli do Zoo, do Klubu, do akademików i klubów AGH, w pobliże AGH, w pobliże św. Anny… Kurde, dużo tego.
- Już niedaleko – tato Ewy wyrywa mnie z zadumy.
- Rzeczywiście – rozglądam się.
                Jak szybko minęła nam ta podróż. Gdybym miała samochód, mogłabym dużo łatwiej poruszać się między Krakowem a Warszawą. Może uda się zarobić na samochód w wakacje? Nie, pewnie Az tyle nie. Nawet razem z tym, co mam nie wystarczy. Poza tym muszę mieć pieniądze na mieszkanie, chyba, że praca będzie w Warszawie. No, to już chyba niemożliwe, ale pomarzyć można. Zajeżdżamy do miasteczka. W oddali nasz akademik. Tato Ewy zanosi nam na górę półkę i część bagażu. Resztę taszczymy razem z Ewą. Jest pora obiadowa.
- Pójdziesz z nami na obiad? – tato Ewy nawet nie zdjął płaszcza.
- Nie, dziękuję. Mam sporo spraw do załatwienia a jutro rano trzeba iść na zajęcia.
                Kiedy wychodzą, idę sprawdzić, czy jest Ola, ale drzwi są zamknięte. Schodzę zadzwonić.
- Halo? – babcia Adama
- Dzień dobry. Nazywam się Ola Jezierska, czy zastałam Adama? - Nagle czuję, że wolałabym, żeby go nie było.
- Jeszcze nie wrócił. Będzie jutro. Może coś mu przekazać? – ma taki miły głos
- Właściwie to nie. Chciałam tylko wiedzieć, czy już jest.
- Powiem na pewno, że pani dzwoniła. Ucieszy się – ostatnie zdanie mówi z takim ciepłem.
- Dziękuję i do widzenia – rozłączam się szybko.
                Nie chcę myśleć o tej miłej starszej pani w kontekście tego, co musze powiedzieć Adamowi. Wracam do pokoju. Trzeba się rozpakować. Nie mam pojęcia, gdzie Ewa chce postawić tę nieszczęsną półkę. Mamy i tak mało miejsca. Wyciągam przywiezione zapasy. Tym razem mięso zawekowane w słoikach. Koniec podbierania mojego żarełka z lodówki w kuchni! Patrzę na półkę Ewy. Mogli jej kupić lodówkę. Zresztą, wszystko jedno i tak się wyprowadzę do Oli.
                Po południu wreszcie przyjeżdża Ola. Siedzę u niej z butelką piwa i patrzę, jak się rozpakowuje. Opowiadam jej o Robercie i naszym spotkaniu na polanie, o kłótni z Julką i jej chłopaku Włochu. Pomijam niektóre szczegóły, bo nie chcę jej przypominać o Arturze. W końcu siada obok mnie i też bierze piwo, które jej przyniosłam.
- Dobrze to przemyślałaś? – pyta w końcu – Adam jest inny niż Artur.
- Ola, wiem co słyszałam.
- Nie o to chodzi – serce mi się kraje, kiedy jest taka smutna – Jesteś pewna, że go nie kochasz?
- Niczego nie jestem pewna – to jest największy problem – Wiem tylko, że Robert czekał na mnie przez te wszystkie miesiące. To jest coś niesamowitego. Takie rzeczy się nie zdarzają. No, może w filmach i to raczej tych romantycznych. Kiedy spotkaliśmy się na tej polanie, to było jak objawienie. Potem ten pokój u niego w domu... Nawet jego rodzice byli tacy mili. Zresztą oni zawsze mnie lubili.
- No i właśnie to mi się nie podoba – Ola kręci głową – Rzuciłaś ich syna, o mało co nie wyleciał przez to ze studiów, a oni są mili. Czy to nie dziwne?
- Ale to ich jedyny syn – nie rozumiem, co jej nie pasuje – zrobiliby dla niego wszystko.
- A Ty?
-Co ja?
- Zrobiłabyś dla niego wszystko? – pociąga łyk piwa – Bo coś mi się zdaje, ze on przywykł dostawać to, czego chce.
                Ta rozmowa nie ma sensu. Mam mętlik w głowie. Trzeba się wyspać, bo jutro biofiza. Dobrze, że dopiero na dziewiątą.
- Wiesz co? – Ola wzdycha ciężko – gdybym ja miała siostrę, to chyba bym ją przeprosiła.
- A myślisz, że co robiłam do Twojego przyjazdu? – patrzę politowaniem – kajałam się w liście. A wiesz, że już się nie przykleja dziesięciu znaczków? Teraz są takie po 500.
- Jezu, to teraz znaczek na list kosztuje 500 zł? Jak tak dalej pójdzie, to moi starsi zbankrutują. I tak zrobili jakieś zamieszanie z pożyczkami i wkładami mieszkaniowymi. Całe święta miałam takie. Nic tylko kasa i kasa – Ola jest sfrustrowana.
- No to jest ktoś, kto miał ciężej ode mnie – oddycham z ulgą.
                Udaje mi się tym wywołać uśmiech na smutnej twarzy Olki. Jutro pewnie ona będzie musiała mnie pocieszać.
---
                Wychodzimy z wykładu z biologii okropnie zmęczeni. Zrobiło się ciepło, więc na sali duchota nie do wytrzymania. Po otwarciu okien, jeszcze gorzej! Ludzie chodzą, gadają, śmieją się a my o dziedziczeniu koloru oczu. Ja dziękuję. Patrzę na moje notatki a raczej na ich brak bo to co zapisałam trudno nazwać wykładem. Zerkam na zeszyt Oli - to samo. Trzeba będzie od kogoś pożyczyć i skserować. Tylko od kogo? Rozglądam się. Dwa rzędy pod nami siedzi Radek z naszej grupy. Pisze cały czas. Tylko, że on nikomu nie daje niczego do skserowania. No, ale ma słabość do Olki.
- Ola! – szturcham ją łokciem – weź wykład od Radzia. Zrobimy sobie ksero.
- Sama weź – syczy Ola.
- Mnie nie da. Ty go poproś.
- Co za różnica? Jak nie da Tobie to i mnie też nie – Ola wzrusza ramionami.
- Tobie da – szczerzę zęby – Wpadłaś mu w oko.
                Ola przewraca oczami, ale patrzy na pochylone plecy Radka. Nawet przygarbiony jest wyższy od większości chłopaków. To góral z Nowego Targu czy z Zakopanego. Przystojny jak cholera, ale strasznie zamknięty w sobie. Nie widziałam go z żadną dziewczyną. Teraz sobie przypominam, że też nie zdawał chemii. Z tego co wiem, to wszystkie koła zalicza na piątki – kujon! No, ale może da nam wykład?
- Ola, mówię poważnie. Idź do niego po wykładzie i weź te notatki – szepczę.
- Dobra, dobra! – Ola patrzy znów na Radka, a potem w okno.
                Chyba wiem, o kim myśli. Ciekawe jak teraz wygląda ogród pani Mai? Odganiam tę myśl. Nie będę tam chodzić! Wykład się kończy i szybko wypycham Olę, żeby się nie rozmyśliła. Gada z Radkiem a ja przemykam obok. Wychodzę z sali i widzę… o cholera! Na końcu korytarza, oparty o ścianę stoi Adam. Wygląda niesamowicie. Ma na sobie czarne dżinsy i ciemnoszarą koszulę. Dżinsową kurtkę przerzucił przez ramię. Stoi w plamie słonecznego światła. Ciemne lekko zmierzwione włosy lśnią w promieniach słońca. Staję jak wryta. Zaskoczył mnie. Pewnie babcia mu powiedziała, że dzwoniłam i przyszedł natychmiast po przyjeździe. Idę powoli w jego stronę ze spuszczoną głową. Serce mi łomocze. Chciałabym mieć to już za sobą. Staję krok przed nim i podnoszę głowę. Przygląda mi się badawczo. On wie! – przemyka mi przez myśl.
- Muszę ci coś powiedzieć – zaczynam, ale głos więźnie mi w gardle.
                Patrzy na mnie ze smutkiem w oczach.
- To nie ma sensu – brnę dalej.
                Czuję, że broda mi się trzęsie. Splatam i rozplatam palce. Moja przygotowana mowa wzięła w łeb! Adam stoi ze spuszczoną głową, nie patrzy na mnie.
- Adam, ja… - łzy płyną mi po policzkach.
- Nie chcesz mnie – to nie jest pytanie, to stwierdzenie. Powiedział to za mnie.
                Kiwam głową, bo nie jestem w stanie wydobyć głosu. Myślałam, że to będzie łatwiejsze po tym co usłyszałam w łazience.
- Nie płacz – Adam patrzy na mnie smutno i ociera mi kciukiem łzy z policzka – nie chcę żebyś płakała przeze mnie.
                Tego już za wiele! Ja mówię, że odchodzę a on mnie pociesza. Odwracam się na pięcie i odchodzę szybko, zbyt szybko. Wpadam na kogoś. Podnoszę głowę i widzę zaskoczony wzrok Radka. Obok niego stoi Ola. Wymijam ich szybko i łkając wybiegam z budynku. Idę przed siebie nie patrząc na przechodniów. Dlaczego to takie trudne? Powinnam czuć ulgę a mam wrażenie, że stało się coś strasznego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz