Bibice
Dom
jest duży, nawet bardzo duży. Rodzice Alicji mają hodowlę norek. Stać ich na
naprawdę duży dom. Jestem zaskoczona ilością ludzi. Impreza jak w klubie
studenckim, chyba ze trzydzieści osób. Znam Alicję z treningów siatkówki, jest
z czwartego roku stomatologii. Nie jest wysoka, ale bardzo dynamiczna. Krząta
się teraz w kuchni komenderując dziewczynami. Idziemy do niej z Adamem i po
drodze wpadamy na jej chłopaka, Jacka. Jacek mieszka w naszym akademiku. Jest
starostą czwartego roku lekarskiego. Zabiera ze sobą Adama i idą rozstawiać w
salonie sprzęt grający. W kuchni panuje straszny rozgardiasz, ale czuję się w
nim jak w swoim żywiole. Rozglądam się ciekawie. Właściwie to salon kuchenny z
solidnymi meblami na wymiar w kolorze rustykalnego dębu, blaty z kamienia w
kolorze kawy z mlekiem. Dwie kuchenki z piekarnikami, ogromny dwukomorowy zlew
pod oknem, w oknach mocno udrapowane firany. Solidna tradycyjna kuchnia. Alicja
stawia mnie przy jednym z kamiennych blatów i daje do krojenia mięsa. Pomaga mi
Justyna. Właściwie, to ona kroi a ja układam. Powinnam dostać sprawność z
układania jedzenia na półmiskach, bo w domu zwykle ja to robię na wszystkich
przyjęciach, świętach, urodzinach itp.
- Fajnie, że jesteś – Justyna
trąca mnie biodrem – słyszałam, że jedziecie z Olą do Zwardonia razem z nami.
- Jedziemy – szczerzę zęby –
Szkoda, że Oli nie będzie tu dzisiaj.
- Może to i lepiej – szepcze
Justyna – Alicja nie za bardzo się lubi z Arturem.
- A wiadomo dlaczego? – zwijam w
ruloniki szynkę i układam na półmiskach.
- Chodzili ze sobą na pierwszym
roku, a potem się rozstali – Justyna ogląda się przez ramię, czy ktoś nie
podsłuchuje.
- No, to raczej nie dziwne, że
się nie lubią. – dopycham ostatnie kawałki mięs. Ile oni tego naszykowali?
Zaraz, a czy ja też nie powinnam czegoś przywieźć? Adam nic mi nie powiedział.
-
- Tylko, że nie od razu się
znielubili – Justyna wzrusza ramionami.
- Słuchaj – marszczę brwi – kto
to wszystko kupił?
- Chyba Ali rodzice – Justyna
odkłada nóż – zrzutka była. Chyba skończyłyśmy – Ala!
- O, jak ładnie poukładane. –
Alicja lustruje półmiski – Ola, to ozdób jeszcze sałatki, co?
Kończymy
i idziemy się ubierać. Nie wiem, czy moja sukienka będzie odpowiednia do tych
wnętrz. Wszystko jest takie ciężkie i szykowne. Kryształowe żyrandole i meble
na wysoki połysk w jadalni. Szukam Adama, bo nie wiem gdzie mogę się przebrać.
Nigdzie go nie ma, więc idę do Jacka i on prowadzi mnie na piętro. Mamy pokój
obok dużej łazienki z prysznicem, naprzeciw nas mieszka Justyna z Maćkiem. To
chyba pokój gościnny, bo ma tylko komodę, niewielka szafę i ogromne łóżko na
środku pokoju. Czuję się dziwnie, myśląc, że mamy tu spać oboje z Adamem.
Pierwszy raz mamy ze sobą spać. Dobrze, że już mu powiedziałam o kochaniu się a
właściwie o nie kochaniu się na razie. Wyciągam sukienkę i rozkładam na łóżku. Możemy
się przecież przytulać. Nad komodą jest duże lustro, więc makijaż robię w
pokoju. Zakładam czarne koronkowe rajstopy i wsuwam się w sukienkę. To lśniąca
krótka sukienka bez ramiączek. Przeszyłyśmy ją z Julką z sukienki Mamy. Do
gorsetu doszyłyśmy od spodu czarny stanik bardotkę z odciętymi ramiączkami.
Dzięki temu mi nie spadnie. Mocuję się z zamkiem. Kurde, co za uparty drań.
Nagle czuję znajomy dotyk na ramieniu. Chce się odwrócić.
- Stój spokojnie. – Adam dosuwa
zamek i dopiero wtedy się odwracam. Patrzy na mnie z zachwytem – No, nieźle!
Jakby
nigdy nic zakładam szpilki i idę do lustra. Biorę szminkę i zaczynam malować
usta. Adam przygląda mi się zadowolony. Uwielbiam, kiedy tak patrzy.
- Zostańmy tu – przygarnia mnie
do siebie.
- Uważaj, bo pobrudzę Cię
szminką! – odchylam głowę a on natychmiast to wykorzystuje i zaczyna muskać
ustami moją szyję.
- Chcę, żebyś mnie pobrudziła
szminką. – mruczy – Wszędzie. Wszędzie, gdzie tylko chcesz.
- Już ja wiem, gdzie Ty byś
chciał, żebym Cię pobrudziła – śmieję się, żeby ukryć, że ta myśl mnie podnieca.
- Masz takie usta – głośno
przełyka ślinę – Po prostu nie mogę o tym nie myśleć, kiedy na nie patrzę.
- Przestań – piszczę – kiedy
sięga ustami do moich piersi.
- Dosyć, dzieciaki! – Justyna bez
pukania wchodzi do pokoju – Najpierw idziemy pojeść i potańczyć.
Schodzimy na
dół. Niezła impreza! W tle śpiewa Madonna i niektórzy już tańczą. Adam zna
prawie wszystkich i przedstawia mnie kolejnym ludziom. Staram się zapamiętać
jak najwięcej imion. Jednej pary nie znamy oboje. Dziewczyna ma rude włosy i
wygląda jak Ania z zielonego wzgórza, ale na imię ma Ela. Chłopak to wysoki,
obłędnie zbudowany blondyn, Marek. Oboje są z IV roku Wychowania Fizycznego.
Już chyba wszyscy. Patrzę jak ludzie tańczą. Ci nowi są naprawdę dobrzy, widać,
że gdzieś trenują.
- Zjemy coś, jestem głodny jak
wilk – Adam prowadzi mnie do jadalni.
Widok
jest imponujący. Długi stół przesunięto pod ścianę. To, co nie zmieściło się na
stole, stoi na szerokich parapetach. Biorę z półmiska kanapeczkę z wędlina i
kiszonym ogórkiem i ide do okna. Mam przed sobą niesamowity widok na zaśnieżoną
dolinę. Rzeczywiście tutaj jest jakby więcej śniegu. Adam staje obok mnie i
podaje mi drinka.
- Piękne co? – patrzy w dal.
- Bardzo… – wzdycham – Jest tyle
pięknych miejsc.
- Lubisz zwiedzać? – Adam patrzy
na mnie z zaciekawieniem.
- Strasznie! – uśmiecham się –
Postanowiłam, że wszystko, co zarobię na zdjęciach, przeznaczę na podróże. No,
może prawie wszystko.
- A gdzie najbardziej chciałabyś
pojechać? – dlaczego On ciągle mnie pyta a nigdy nie mówi o sobie?
-Wszędzie – zastanawiam się
chwilę – Do Australii, do Afryki, do Gran Chaco …
- Czytałaś „Tomka”? – Adam unosi
brwi – Całego?
- Pewnie! – co w tym dziwnego? –
Wolałam to od „Ani z Zielonego wzgórza”.
- Niesamowita jesteś – kręci
głową – to książki dla chłopaków.
- Nieprawda! – zaperzam się –
Julka też je czytała. Zresztą większość książek czytałyśmy razem. Niektóre
nawet z podziałem na role. Np. „Dziewczynę i chłopaka”. Tylko obie chciałyśmy
być Tosią, a żadna nie chciała być Tomkiem.
- Nie znam tego – marszczy brwi –
o czym to jest?
- Nie znasz „Dziewczyny i
chłopaka”? – patrzę zaskoczona – Filmu też nie? Jak Ty się uchowałeś?
- Musiało mi umknąć – zmienia
szybko temat – Chodźmy tańczyć.
Nie
wiem dlaczego, ale byłam pewna, że Adam dobrze tańczy. Nie pomyliłam się. Ma
świetne wyczucie rytmu, jak każdy, kto gra na jakimś instrumencie. Nie uczył
się tańca, to się czuje, ale prowadzi fantastycznie. Po kilku tańcach
wyczuliśmy się nawzajem na tyle, że możemy się powygłupiać. Adam przechyla mnie
w tańcu, a ja chwytam kolanami jego kolano.
- Nie prowokuj mnie! – ma wesołe
ogniki w oczach.
- Dobrze – uśmiecham się
czarująco – więcej tego nie zrobię.
Znów
mnie przechyla i tym razem wysuwam nogę do przodu, między nogi Adama i
przytrzymuję się jego szyi. Nasze twarze zbliżają się mocno, kiedy wracam do
pionu.
- Zaraz Cię zaciągnę na górę –
Adam grozi mi palcem.
- Spróbuj! – śmieję się i
odwracam tyłem.
Rytm
przypomina sambę, więc wykonuję kilka kroków trzęsąc biodrami. Po chwili czuję
Adama tuż za sobą. Na szczęście muzyka się urywa i nie ponoszę konsekwencji
mojego zachowania. Adam musi iść i nastawić muzykę.
- Tańczysz gdzieś? – Marek
podchodzi do mnie. Obok staje Ela i przygląda mi się uważnie.
- Teraz nie – wzruszam ramionami
– Tańczyłam 5 lat w klubie, przestałam
jakieś 3 miesiące przed maturą.
- Zatańczcie – Ela robi krok do
tyłu – Co nastawić? – patrzy na mnie pytająco
- Może tango? – uśmiecham się.
- Ambitna jesteś! – Marek też się
uśmiecha – Może walc angielski i cha-cha?
- Może być – wzruszam ramionami i
szukam wzrokiem Adama.
Patrzy
na mnie pytająco, ale już podchodzi do niego Ela i coś mu tłumaczy. Chwilę
grzebią przy sprzęcie, a my w tym czasie ustalamy mniej więcej układy. Same
podstawy, bez napinania się.
- Proszę państwa – Marek unosi
ręce nad głowę – poprosimy o miejsce na 5 minut!
Prowadzi
niesamowicie! Taki taniec to przyjemność. Udaje nam się nawet dość
skomplikowana promenada w cha-chy. Czuję się wspaniale, choć miałam opory, gdy
stanęliśmy sami na pustym parkiecie. Ukłon na koniec i brawa. Podchodzi Adam.
Patrzy na mnie zaskoczony.
- Z tej strony Cię nie znałem –
mówi z uznaniem.
- A z jakiej mnie znałeś? –
uśmiecham się filuternie. Zaskoczyłam go.
- Chciałabyś tańczyć z nami w
klubie? – Ela od razu przechodzi do konkretów.
- Nie wiem, czy starczy mi czasu
– jestem zaskoczona propozycją – ale bardzo bym chciała.
- Rozumiem – Marek kiwa głową – a
w ramach w-f?
- Nie chodzę na w-f, trenuję
siatkówkę. – przypominam sobie gderanie Piotra nad moimi siniakami - Choć
prawdę powiedziawszy, to urazowość tego sportu bardzo mi utrudnia życie.
- A chciałabyś zamienić siatkówkę
na taniec? – Ela nie daje za wygraną – brakuje nam jednej partnerki, a ty byś
się nadawała. Marek, jak myślisz? – odwraca głowę do swojego chłopaka.
- Nie sądzę, żeby moja trenerka
się zgodziła – kręcę głową z powątpiewaniem.
- Jeśli tylko o to chodzi to
załatwione! – Marek uśmiecha się szeroko – Jeśli jesteś na medycynie, to masz
treningi z moją mamą.
- OK. – jestem pod wrażeniem –
byłoby fajnie.
- No, to załatwione – oboje są
bardzo z siebie zadowoleni. Ja w sumie też.
- To już mogę zabrać z powrotem moją
partnerkę? – Adam szczerzy się do mnie.
Tańczymy
teraz wolniejsze tańce, więc możemy pogadać. Czuję się taka szczęśliwa. Sama
nie wiem jak, ale wszystko mi się udaje. Aż boję się myśleć, że jest tak
cudownie. Niech to trwa. Niech to trwa jak najdłużej. Najlepiej niech tak
będzie zawsze. Uśmiecham się.
- Pięknie się uśmiechasz – Adam
delikatnie całuje mnie w usta. – Masz takie zmysłowe usta.
- Masz nieprzyzwoite myśli –
mrużę oczy i patrzę na niego podejrzliwie.
- Żebyś wiedziała, jak bardzo
nieprzyzwoite – oblizuje się, a mnie robi się gorąco.
On
na mnie działa jak katalizator. Jak tak dalej pójdzie, to wylądujemy w łóżku
szybciej niż myślałam.
- Uwaga! – Jacek podnosi w górę
butelkę szampana – za 10 minut nowy rok!
Idziemy
z dziewczynami po kieliszki a chłopcy przygotowują szampany.
- 10,9,8,7 – liczymy głośno –
3,2,1, już!!!
Strzelają
korki i szampan leje się do podstawionych kieliszków.
- Szczęśliwego 1991 roku – Adam
stuka mój kieliszek swoim i upijamy łyk.
- Chciałabym, żeby był dla NAS
szczęśliwy – patrzę na Adama, a on nachyla się i całuje mnie w usta.
- Będzie – mówi cicho – zobaczysz…
Potem
wszyscy zaczynamy składać sobie nawzajem życzenia.
- Samych zdanych egzaminów! –
woła Justyna
- Najlepiej na piątki! – dodaje
głośno Alicja i wszyscy zaczynają się śmiać i przekrzykiwać z życzeniami.
Nie słuchamy
ich. Tańczymy przytuleni. Tak mi dobrze.
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz