Nie lubię tych świąt. Siedzimy za
stołem i jemy. Potem zmywanie i znowu zastawiamy do stołu. Gdyby nie to, że
mogę spędzić je z całą rodziną, nie chciałoby mi się przyjeżdżać. Całe
szczęście, że jest lany poniedziałek. Odkąd jest z nami Kuba, wszyscy wyłażą ze
skóry, żeby zrobić mu frajdę. W tym roku jest już na tyle duży, że tato kupił
mu na targu pistolet na wodę. Zrobił
mnie i Julce prysznic w łóżkach. Oczywiście nie spałyśmy, ale żadna z nas nie
wstała póki Kuba nas nie polał. Jak łatwo sprawić mu przyjemność. Po południu
zbieram się do wyjścia. Julka wchodzi do mojego pokoju.
- Idziesz do Roberta? – marszczy
brwi.
- Tak – wiem, że go nie lubi –
idę do nich do domu.
- Zastanowiłaś się dobrze? –
Julka przygląda mi się z dezaprobatą.
- Słuchaj - nie mam teraz czasu
na tłumaczenia – nie da się przekreślić dwóch lat.
Kiwa
tylko głową i wychodzi. Wiem, że jej nie przekonałam. Ona to ma dobrze. Z nikim
się nie musiała rozstawać przed wyjazdem. Za nikim nie tęskniła. Wychodzę. Jak
mnie przyjmą? Idę szybkim krokiem. Za blisko żeby jechać samochodem, ale
wystarczająco daleko, żeby się zmęczyć. Kiedy zostaje mi jakieś sto metrów,
zwalniam. Nie chcę mieć zadyszki. Naciskam dzwonek przy furtce. Prawie
natychmiast Robert wychodzi do mnie i prowadzi do domu. Nigdy tak nie robił.
Zawsze czekał przy drzwiach. Pomaga mi się rozebrać z płaszcza. Wchodzimy do
pokoju z fotelami. Rodzice Roberta witają mnie, jakbym była jakimś gościem
honorowym. O co tu chodzi?
- Czego się napijesz? – pan
Stawiarski otwiera barek – może winko?
- Nie, dziękuję – patrzę
wypłoszona na Roberta – może kawy.
- To ja zrobię – pani Stawiarska
idzie do kuchni.
- Jak tam studia? – jednak
dostaję kieliszek wina.
- Dziękuję, jakoś sobie radzę –
odpowiadam wymijająco.
Robert
napisał, że o mało nie wywalili go ze studiów, więc lepiej nie chwalić się
zwolnieniem z egzaminu.
- Tato, mówiłem Ci, że Ola jest
świetna – bierze mnie za rękę.
Nieswojo
się czuję, kiedy okazuje mi uczucia przy rodzicach. Aż tak bardzo się nie
znamy. Nasze mamy pracują razem, ale nie bywają u siebie na imieninach.
- Nie dość, że dobrze się uczy,
to jeszcze pracuje jako modelka – mówi to z taką dumą, że aż się rumienię.
- Naprawdę? – pan Stawiarski
patrzy na mnie z zainteresowaniem – Jak to można pogodzić na takich studiach?
- Też się zastanawiam – pani
Stawiarska podaje mi filiżankę kawy.
- No cóż - waham się przez chwilę
– jak człowiek jest zdeterminowany…
- Jesteś dobrze zorganizowana –
uśmiecha się do mnie Robert.
- Na szczęście nie mam wielu
zleceń – wzruszam ramionami – biorę te, które nie kolidują mi ze studiami. Tak
naprawdę, to robię to dla pieniędzy. Chciałabym podróżować. Jakoś mi głupio
prosić rodziców o pieniądze na fanaberie.
Nagle
spostrzegam, że wszyscy troje przyglądają mi się badawczo. Milknę zakłopotana
ich zainteresowaniem. Dlaczego czuję się, jak na przesłuchaniu? Przecież mnie zaprosili.
Nie, głupia, Robert Cię zaprosił! Ale są życzliwi, lubią mnie. Po prostu dla
jedynego syna zrobiliby wszystko. Mój rozsądek znów dał o sobie znać.
- A jak tam u taty? – pani
Stawiarska nadal się uśmiecha – Twoja mama mówi, że dużo pracuje.
- Sporo – wzdycham –ale dzięki
temu spłaca kredyty. No i my możemy studiować.
- A ty nie myślisz o
przeniesieniu się na stomatologię? – jest bardzo dociekliwa.
- Mamo! – Robert wstaje – Chodź,
coś Ci pokażę – gestem zaprasza mnie do wyjścia.
- Przepraszam –wstaję i idę za
nim do jego pokoju.
Robert
bezceremonialnie zamyka drzwi i podchodzi do mnie. Obejmuje mnie w pasie i
przyciąga do siebie.
- Robert - próbuję się odsunąć –
nie jesteśmy sami.
- No to co? – wtula się w moje
włosy – Są zachwyceni, że tu jesteś.
- Ale mnie jest głupio. Możesz
otworzyć drzwi?
- A będziesz się całować przy
otwartych?
- Nie!
- Więc ich nie otworzę.
- No dobra - chichoczę – ale
potem otworzysz?
- Tak.
Zarzucam
mu ręce na szyję i unoszę głowę. Ma spragnione usta. Nasze języki splatają się
ze sobą. Jak dobrze znam ten smak i ten dotyk. To, jakbym wróciła z bardzo
dalekiej podróży w znajome miejsce. Rozpoznaję je natychmiast. Jednak coś jest
inaczej… Jeszcze nie wiem, co, ale jestem tego pewna. Całujemy się aż do utraty
tchu. Robert pozwala mi dojść do siebie i otwiera drzwi. Siadam na kanapie, a
Robert obok mnie. Tak dobrze znam ten pokój. Wspomnienia spędzonych tu wspólnie
chwil wywołują rumieniec na mojej twarzy.
-Wspominasz? – Robert siada po
turecku przodem do mnie.
Podciągam
nogi pod brodę i kiwam głową.
- To może zamknę te drzwi? –
patrzy z nadzieją.
- O, nie! Na to musisz trochę
poczekać.
---
Robert
zatrzymuje samochód ojca na końcu naszej uliczki. Przechyla się w moją stronę i
całuje mnie na pożegnanie. Jutro jadę z Ewą i jej tatą do Krakowa. Siedzimy
jeszcze przez chwilę. Zobaczymy się prawdopodobnie dopiero koło 10 maja, jak
pojadę na zdjęcia do Warszawy. Tak nie chcemy się rozstawać. W końcu niechętnie
wysiadam. Robert czeka, aż dojdę do furtki i dopiero wtedy rusza. Kiedy
otwieram furtkę, z mroku wyłania się Julka. Az podskakuję z wrażenia.
- Czy ja widziałam samochód
Stawiarskich? – głos ma ostry.
- Owszem, Robert mnie odwiózł! –
mówię prowokacyjnie.
- Szybko Ci poszło! – mówi z
przekąsem – Trzy dni temu byłaś na dnie rozpaczy, a dzisiaj rzucasz się w
objęcia tego dupka.
- Nie jest dupkiem! – mówię ze
złością – Kocha mnie!
- Czyżby? – drwina w jej głosie
doprowadza mnie do szału.
- Lepsze to, niż polecieć na
nadzianego pół-włocha! – podnoszę głos. A co?
Słyszę
w ciemności gniewne sapanie i po chwili Julka odwraca się na pięcie. Idzie bez
słowa do domu, ale wiem, że kipi ze złości. Przed samymi drzwiami zatrzymuje
się i odwraca do mnie. Stoi w kręgu światła z gniewną miną.
- Jak zmądrzejesz, to zadzwoń! –
krzyczy i wbiega do domu.
Stoję
jak osłupiała. Co to miało być? Kim ona jest, żeby mi mówić, co mam robić? To,
że jesteśmy bliźniaczkami, nie oznacza, że może mnie pouczać! Idę wściekła do
swojego pokoju i zaczynam się pakować. Wyciągam z szafy szary prochowiec i
rzucam na łóżko. Czy ja nie zasługuję na miłość? Wyciągam kolejne cienkie
bluzki i ciskam nimi o podłogę. W ślad za nimi idą sandały. Do pokoju wchodzi
mama i staje jak wryta.
- Co ty wyprawiasz?
- Pakuję się! – nawet nie staram
się ukryć złości.
- Pokłóciłyście się z Julką? –
mówi ostrym tonem – Jesteście tylko we dwie, powinnyście trzymać się razem, a
nie drzeć koty!
- Mamy jeszcze brata –
przypominam jej, ignorując ostatnią uwagę.
- Jaki dajecie mu przykład? –
mama schyla się po leżące na podłodze bluzki.
W
drzwiach ukazuje się Julka z moją spódnicą.
- To chyba twoje! – rzuca
spódnicą przez cały pokój.
- Julia! – mama opuszcza
bezradnie ręce i wychodzi – Piotr, porozmawiaj z tymi dziewczynami!
Pakuję
plecak, łykając łzy złości. Tato wchodzi do pokoju, ciągnąc za rękę opierającą
się Julię.
- W tej chwili powiedzcie, o co
chodzi – tato mówi cicho, ale stanowczo.
- O to, że moja siostra pakuje
się w kłopoty i nie chce słuchać dobrych rad! – Julka jest blada ze złości.
- A niby Ty, jesteś ekspertem w
kwestii kłopotów? – cedzę przez zaciśnięte zęby.
- Tylko nie przychodź potem do
mnie wypłakiwać swoich żali! – Julia próbuje wyswobodzić się z uścisku taty.
- Dziewczyny - tato patrzy na nas
zdumiony – nigdy się tak nie zachowywałyście. Co się dzieje? Jakie kłopoty?
- Moja siostra ma urojenia –
mówię lodowatym tonem.
- A mojej, amputowali mózg! –
Julia wyswabadza wreszcie rękę z uścisku taty i wychodzi.
- Nie możecie się pogodzić? –
tato patrzy na mnie bezradnie.
- Nie! – mówię głośno.
- Nie! – słyszę gniewny głos z
korytarza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz