niedziela, 23 lutego 2014

Ola i Artur



Kraków
                Dojeżdżamy do Krakowa „na styk”. Zostawiam torbę w szatni i pędzę do sali wykładowej. Już się zaczęło, ale jeszcze można wejść. Szukam wzrokiem Oli. Siedzi na samej górze. Wdrapuję się do niej. Jezu! Jak ona wygląda? Oczy podkrążone, zapuchnięte. Nieumalowana. Wiedziałam! Wiedziałam, że coś się stało. Siadam obok bez słowa. Ola patrzy na mnie zbolałym wzrokiem i też nic nie mówi. OK. Jak nie to nie. Powie mi po wykładzie.
- Co jest? – pytam, kiedy tylko wychodzi rząd przed nami.
- Rozstaliśmy się – szepcze przez łzy.
- Boże, dlaczego? – tulę ją do siebie.
                Łka mi w ramię. Ludzie z naszej grupy zerkają na nas, więc macham do nich ręką, żeby sobie poszli i gładzę Olę po głowie. Jeszcze i to. Chyba zwariuję.
- Oleńka – proszę ją cicho, tak jak to robił czasem mój tato – uspokój się. Powiedz, co mam zrobić?
- Nic nie możesz zrobić.
- Ale już tak całkiem się rozstaliście? – nie mogę uwierzyć.
- Całkiem – chlipie.
                Podaję jej chusteczkę. Wyciera nos i trochę się uspokaja. Schodzimy na dół. Po drodze zbieram torbę i idziemy do akademika. Ola pochlipuje, ale na powietrzu jakby jej lepiej.
- O co poszło? – pytam po dłuższej chwili.
- O nic – mówi cicho – Po prostu Artur stwierdził, że jestem dla niego za młoda.
- Co? – po ostatnim weekendzie? – Za młoda na co?
- Nie chodzi o to – chyba zgadła o czym myślałam – tylko o to, że jestem na pierwszym roku i muszę się uczyć. Nie dam rady poświęcać mu tyle czasu ile on chce. Nie mogę na przykład pojechać na tydzień w góry albo na cały weekend nad morze. On zaczyna myśleć o stałym związku, a ja mam dopiero 19 lat, itd. Generalnie był szczery do bólu. Żadnego tam owijania w bawełnę – głos jej się łamie.
                Łzy kapią jej na kurtkę i znów muszę wyciągnąć chusteczkę. List od Roberta wydaje mi się teraz czymś tak mało ważnym i odległym. Wchodzimy do akademika. W mojej przegródce na listy jest karteczka. „Musimy pogadać, jak tylko będziesz miała czas. A.”
                O rany! Nie, tylko nie to! Adam, błagam, chociaż Ty nie dokładaj mi na barki . Obiecuję Oli, że zaraz do niej przyjdę i pędzę do pokoju.
- Cześć Ewa – stawiam torbę koło szafy.
- Cześć – patrzy na mnie jak na żabę – ten twój Adam Cię szukał.
- Wiem – staram się na nią nie patrzeć – idę do Oli.
- Będziesz ją pocieszać? – czy ja słyszę drwinę w jej głosie?
                Patrzę na Ewę wzrokiem bazyliszka. Naprawdę czasami miałabym ochotę ją udusić. Stoję chwilę nad torbą. Wreszcie wyciągam tunikę i idę zadzwonić do Adama.
- Wróciłaś nareszcie! – radość w głosie Adama podnosi mnie trochę na duchu.
- Zostawiłeś mi kartkę – mówię – więc dzwonię.
- A inaczej byś nie zadzwoniła?
- Inaczej – mówię powoli – siedziałabym z Olą i ocierała jej łzy.
                Na dłuższą chwilę zapada cisza.
- Właśnie o tym chciałem pogadać – Adam ma poważny głos
- A o czym tu gadać? – jestem zdrowo wkurzona na Artura.
- Słuchaj – mówi cicho  - nie mamy na to wpływu. Po prostu zostawmy to tak, jak jest.
- Mam po prostu udawać, że nic się nie stało? – nie mogę uwierzyć, że to powiedział.
- Ola – Adam wzdycha ciężko – tak naprawdę, to dla Oli lepiej, że się rozstali. Ona jest za młoda na taki związek. Wiem, że teraz jej ciężko, ale się pozbiera. Jedyne, co Arturowi można zarzucić, to, że pozwolił jej się tak zaangażować uczuciowo. Powinien być mądrzejszy.
                Kiedy tego słucham, robi mi się niedobrze. Jak to, pozwolił się zaangażować? To on się w ogóle nie zaangażował? Po prostu miał dobrą zabawę? Nie, no nie! Kurwa! Co za drań! I jeszcze próbuje mi wmówić, że to dla jej dobra.
- Skąd wiesz – pytam chłodnym tonem – co jest dla niej lepsze?
- Olu – głos Adama staje się miękki i jakiś czuły – nie omawiajmy tego przez telefon. Spotkamy się w sobotę. Przyjdę po Ciebie trochę wcześniej. Dobrze?
- Dobrze – i tak nie mam ochoty o tym rozmawiać w tej chwili – Idę do Oli.
                Idę na górę, aż kipiąc ze złości. Faceci!
- Coś Ci przywiozłam – rozkładam przed Olą tunikę – pasuje do rudych włosów.
                Ola uśmiecha się blado na widok cieniowanego jedwabiu. Jest taka biedna. Siadam obok niej i przytulam ją do siebie. List od Roberta musi poczekać parę dni. Zastanawiam się, czy iść do tego klubu? Ola nie pójdzie, to pewne. Z drugiej strony, muszę pogadać z Adamem. Powoli przechodzi mi złość na niego. Przecież to nie jego wina. Tak nam było fajnie razem we czwórkę. Co ma teraz powiedzieć? Artur to jego kolega. Żal mu Olki, ale co można zrobić? Nie da się nikogo zmusić do miłości. Czuję nieprzyjemne ukłucie koło serca, na myśl o liście, leżącym w mojej torbie. Nie dajmy się zwariować.
- Przymierzysz? – szturcham Olę łokciem.
- OK – wyciera nos i wstaje.
                Naprawdę jej ładnie. Głupi ten Artur. Wyciągam z kieszeni krople od Piotra.
- Siadaj - podsuwam krzesło – zakropię Ci oczy. „Czary mary” i będziesz wyglądała jak nowa.
                Siada i unosi głowę. Wreszcie się uśmiecha.
- Wiesz co? – mruga kilka razy – chcesz dalej mieszkać z Ewą?
- No właśnie, miałam Cię zapytać o to samo?
- To na którym piętrze chcesz mieszkać?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz