Nienawidzę poniedziałków! O mało
nie zaspałyśmy na to zasrane kolokwium. Dobrze, że nas wpuścili, ale
siedziałyśmy w pierwszej ławce. Niby napisałam wszystko na „maxa” i Ola też,
ale brzuch mnie boli na myśl o wynikach. Ola wyjeżdża dzień po mnie, więc da mi
znać, czy jestem zwolniona. Idę do sklepu z płytami. Jeszcze muszę wrócić na
wykład z biologii. Brnę przez nieodśnieżony chodnik do przystanku. Jak wysiądę
z tramwaju, znajdę się w części miasta, gdzie istnieje zwyczaj odśnieżania, a
nie posypywania chodnika piachem. Czy to się kiedykolwiek zmieni? Przecież to
tylko produkcja błota!
Sklep
jest ciasny, ale przez to przytulny. To właściwie sklepik. Sporą część miejsca
zajmuje lada i ustawiony na niej gramofon. Można na miejscu przesłuchać płytę
albo kasetę. Mają też trochę płyt kompaktowych, ale są zafoliowane i nie da się
ich sprawdzić. Poza tym, są drogie. Ja najbardziej lubię półkę z używanymi
płytami. Idę właśnie tam, może znajdę coś fajnego? Niestety nie ma nic z
jazzem. Idę do gościa za ladą. Jest przeraźliwie chudy i ma szpakowatą brodę i
wąsy. Pasuje do tego sklepu. Wygląda jak hipis, który się tu zaszył i przeżył
niezmieniony, aż do lat dziewięćdziesiątych. Tłumaczę mu, o co mi chodzi i
dodaję, że strasznie mi zależy.
- Mam coś – mówi w końcu – to
prawdziwy rarytas, ale właściwie trzymam to dla kogoś.
- A mogę chociaż zobaczyć? – nie
ustępuję.
Wyciąga
z szafy za plecami dużą okładkę z płytą w środku. Trzyma ją w dłoniach i czuję,
że oczy robią mi się okrągłe. Na czarnej okładce widać czerwony zarys człowieka
z saksofonem, „Adam’s Apple” Wayne Shorter. Płyta jest idealna! Składam ręce
jak do modlitwy.
- To klasyka – facet kręci głową
– oryginał z sześćdziesiątego szóstego.
- Błagam –szepczę – oddam za tę płytę wszystko, co
mam, co do grosza. Mogę posprzątać w sklepie albo ugotuje panu obiad. Błagam!
Wracam
na biologię z płytą w torbie. Faceci jednak nie potrafią odmówić płaczącej
dziewczynie. Nie wiem, jak mogłam rozpłakać się na zawołanie? Do tej pory,
nigdy mi się to nie udawało. Julka robiła to zawsze, jak chciała coś wyprosić u
Taty. U Mamy nawet to nie pomagało. Czuję ciężar w żołądku, kiedy pomyślę, że
muszę jej powiedzieć o zdjęciach i umowie z Piotrem. Kurde, przecież nie robię
nic złego! Powinnam też powiedzieć Adamowi. On mi nic o sobie nie mówi -buntuję
się. Powiem mu. Będzie zadowolony, że ma taką dziewczynę. Z modelką pewnie
jeszcze nie chodził. No, z początkującą modelką… Z bardzo początkującą modelką…
Wszystko jedno i tak mu powiem. We środę, jak przyjdzie pożegnać się przed
wyjazdem na Święta. Dobrze, że musi jechać przede mną. Nie chcę, żeby odwoził
mnie na dworzec. Musielibyśmy zabrać Ewkę, a ja wolę przy niej nie gadać z
Adamem.
---
- Spakowana? – Ola dogania mnie
przed akademikiem – Adam przyjdzie? Chcesz klucz do pokoju?
- Nie, dzięki – idziemy dalej
razem – Ewki nie ma do wieczora. Gdzie byłaś?
- Zaglądałam na chemię, ale nic
nie ma – kręci głową – Jutro po południu wywieszą listę.
- Boże, żeby tylko nas zwolnili –
idziemy obok portierni – Jakby mnie nie było w domu, to powiedz moim Rodzicom
tylko jeśli mnie zwolnili. Jeśli nie to nic nie mów, dobra?
- Jest coś do 118? – pytam
odruchowo
- Jest – „pani Józia” podaje mi
grubą kopertę – jakiś chłopak przyniósł.
Oglądam
kopertę niepewnie. Jest zaklejona, na odwrocie niewyraźna pieczątka „Foto
Studio…”. Zdjęcia z sesji!
- Ola, choć do mnie – ciągnę ją
za rękę – to moje zdjęcia!
- Pokaż!
- W pokoju! - mówię bez tchu.
Ciekawe, jak wyszły?
Patrzymy
na rozłożone na tapczanie zdjęcia. Piękne są. Piotr wybrał po jednym z każdego
stroju. Na pewno wybrał najlepsze, więc jest na co popatrzeć. Jest naprawdę
świetnym fotografem. Napisał mi karteczkę, że mam wybrać kilka zdjęć i zrobić
sobie coś w rodzaju albumu. To będzie moja wizytówka do pracy. Na każdym
zdjęciu jestem inna. Czasem seksowna, czasem roześmiana i beztroska. Ola patrzy
z zachwytem. Bierze do ręki zdjęcie, na którym siedzę na podłodze z głową
wspartą na kolanach. Mam rozmarzone oczy o szerokich źrenicach, usta lekko
rozchylone w półuśmiechu.
- Wyglądasz na tym zdjęciu na
zakochaną – mówi.
- Bo jestem – taka jest prawda.
Zakochałam się i na tym zdjęciu to widać.
Biorę
zdjęcie od Oli i piszę na odwrocie „Myślałam wtedy o Tobie”. To nie pójdzie do
albumu.
Skarżysko
Za
20 minut wysiadamy. Patrzę na Ewę drzemiącą na siedzeniu naprzeciw mnie. Nie
jest zła ale okropnie ciekawska i pożycza sobie moje rzeczy bez pytania. Potem
przeprasza, ale za kilka dni robi to samo. Najgorsze są rajstopy. Całe
szczęście, że nie uznaje pończoch, zwłaszcza samonośnych i ma większy biust niż
ja. Moich stringów też nie rusza. Dam jej pospać jeszcze chwilę. Zabalowała
przed wyjazdem. Uśmiecham się do swojego odbicia w szybie. Dobrze, że jej nie
było jak przyszedł Adam. Na tę myśl robi mi się gorąco. Sięgam do torebki i
dotykam pękatej buteleczki z perfumami. „Jesteś moją obsesją” powiedział, kiedy
mi ją dawał. Pachną tak obłędnie, tak obsesyjnie. Pewnie są drogie, aż boje się
myśleć, ile mogą kosztować perfumy Calvina Kleina. No, ale Adam też dostał
prezent. Miałam nadzieję, że płyta mu się spodoba, ale nie sądziłam, że zrobię
mu taką frajdę. Wyglądał jak mały chłopiec, który dostał lody. No i
opowiedziałam mu o moich planach zawodowych, jeśli tak to można nazwać. Dziwnie
zareagował. Myślałam, że się ucieszy. Wzdycham ciężko. Najbardziej martwił się,
że mi to będzie przeszkadzało w nauce. Takich argumentów spodziewałam się od
rodziców, a nie od niego. Dopiero, kiedy pokazałam mu album ze zdjęciami i
dałam to, które wybrałam dla Niego, jakoś się udobruchał. A potem… Potem
dziękował mi za prezent. Przeszywa mnie przyjemny dreszcz. Zamykam oczy.
Powiedziałam, że Ewa wróci późno i poszłam przekręcić klucz w zamku. Nawet nie
zdążyłam się odwrócić, kiedy poczułam, że Adam jest tuż za mną. Kiedy chce,
chodzi jak kot. Oparł moje ręce na futrynach drzwi i sięgnął w dół do moich
łydek. Specjalnie założyłam dzianinową sukienkę a pod spód tylko stanik i
stringi. Jak on to nazwał? „Czysta
prowokacja”. Czuję lekkie drżenie na wspomnienie, jak powoli sunął dłońmi po
moich udach do pośladków. Przycisnął mnie do drzwi i z dobrał się do mojego
karku. Dobrze, że szybko się przenieśliśmy na tapczan, bo ktoś przechodząc
mógłby sobie pomyśleć nie wiadomo co. Prostuję się i czuję, że drżenie się
nasila. Och, co on ze mną robił tamtego wieczoru? Błagałam, żeby przestał, a
potem błagałam, żeby pieścił mnie dalej... Śmiał się i cieszył, jakby patrzenie
na moją rozkosz sprawiało mu największą frajdę. Po jego wyjściu miałam
wrażenie, że czuję każdy neuron. Zdaje się, że robię się wilgotna... Muszę nad sobą
bardziej panować! Otrząsam się i budzę Ewę. Trzeba się ubierać, bo w pociągu
jest niemiłosierny upał i duchota, ale na zewnątrz z -10 stopni!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz