poniedziałek, 3 lutego 2014

Płyta



Nienawidzę poniedziałków! O mało nie zaspałyśmy na to zasrane kolokwium. Dobrze, że nas wpuścili, ale siedziałyśmy w pierwszej ławce. Niby napisałam wszystko na „maxa” i Ola też, ale brzuch mnie boli na myśl o wynikach. Ola wyjeżdża dzień po mnie, więc da mi znać, czy jestem zwolniona. Idę do sklepu z płytami. Jeszcze muszę wrócić na wykład z biologii. Brnę przez nieodśnieżony chodnik do przystanku. Jak wysiądę z tramwaju, znajdę się w części miasta, gdzie istnieje zwyczaj odśnieżania, a nie posypywania chodnika piachem. Czy to się kiedykolwiek zmieni? Przecież to tylko produkcja błota!
                Sklep jest ciasny, ale przez to przytulny. To właściwie sklepik. Sporą część miejsca zajmuje lada i ustawiony na niej gramofon. Można na miejscu przesłuchać płytę albo kasetę. Mają też trochę płyt kompaktowych, ale są zafoliowane i nie da się ich sprawdzić. Poza tym, są drogie. Ja najbardziej lubię półkę z używanymi płytami. Idę właśnie tam, może znajdę coś fajnego? Niestety nie ma nic z jazzem. Idę do gościa za ladą. Jest przeraźliwie chudy i ma szpakowatą brodę i wąsy. Pasuje do tego sklepu. Wygląda jak hipis, który się tu zaszył i przeżył niezmieniony, aż do lat dziewięćdziesiątych. Tłumaczę mu, o co mi chodzi i dodaję, że strasznie mi zależy.
- Mam coś – mówi w końcu – to prawdziwy rarytas, ale właściwie trzymam to dla kogoś.
- A mogę chociaż zobaczyć? – nie ustępuję.
                Wyciąga z szafy za plecami dużą okładkę z płytą w środku. Trzyma ją w dłoniach i czuję, że oczy robią mi się okrągłe. Na czarnej okładce widać czerwony zarys człowieka z saksofonem, „Adam’s Apple” Wayne Shorter. Płyta jest idealna! Składam ręce jak do modlitwy.
- To klasyka – facet kręci głową – oryginał z sześćdziesiątego szóstego.
- Błagam  –szepczę – oddam za tę płytę wszystko, co mam, co do grosza. Mogę posprzątać w sklepie albo ugotuje panu obiad. Błagam!
                Wracam na biologię z płytą w torbie. Faceci jednak nie potrafią odmówić płaczącej dziewczynie. Nie wiem, jak mogłam rozpłakać się na zawołanie? Do tej pory, nigdy mi się to nie udawało. Julka robiła to zawsze, jak chciała coś wyprosić u Taty. U Mamy nawet to nie pomagało. Czuję ciężar w żołądku, kiedy pomyślę, że muszę jej powiedzieć o zdjęciach i umowie z Piotrem. Kurde, przecież nie robię nic złego! Powinnam też powiedzieć Adamowi. On mi nic o sobie nie mówi -buntuję się. Powiem mu. Będzie zadowolony, że ma taką dziewczynę. Z modelką pewnie jeszcze nie chodził. No, z początkującą modelką… Z bardzo początkującą modelką… Wszystko jedno i tak mu powiem. We środę, jak przyjdzie pożegnać się przed wyjazdem na Święta. Dobrze, że musi jechać przede mną. Nie chcę, żeby odwoził mnie na dworzec. Musielibyśmy zabrać Ewkę, a ja wolę przy niej nie gadać z Adamem.
---
- Spakowana? – Ola dogania mnie przed akademikiem – Adam przyjdzie? Chcesz klucz do pokoju?
- Nie, dzięki – idziemy dalej razem – Ewki nie ma do wieczora. Gdzie byłaś?
- Zaglądałam na chemię, ale nic nie ma – kręci głową – Jutro po południu wywieszą listę.
- Boże, żeby tylko nas zwolnili – idziemy obok portierni – Jakby mnie nie było w domu, to powiedz moim Rodzicom tylko jeśli mnie zwolnili. Jeśli nie to nic nie mów, dobra?
- Jest coś do 118? – pytam odruchowo
- Jest – „pani Józia” podaje mi grubą kopertę – jakiś chłopak przyniósł.
                Oglądam kopertę niepewnie. Jest zaklejona, na odwrocie niewyraźna pieczątka „Foto Studio…”. Zdjęcia z sesji!
- Ola, choć do mnie – ciągnę ją za rękę – to moje zdjęcia!
- Pokaż!
- W pokoju! - mówię bez tchu. Ciekawe, jak wyszły?
                Patrzymy na rozłożone na tapczanie zdjęcia. Piękne są. Piotr wybrał po jednym z każdego stroju. Na pewno wybrał najlepsze, więc jest na co popatrzeć. Jest naprawdę świetnym fotografem. Napisał mi karteczkę, że mam wybrać kilka zdjęć i zrobić sobie coś w rodzaju albumu. To będzie moja wizytówka do pracy. Na każdym zdjęciu jestem inna. Czasem seksowna, czasem roześmiana i beztroska. Ola patrzy z zachwytem. Bierze do ręki zdjęcie, na którym siedzę na podłodze z głową wspartą na kolanach. Mam rozmarzone oczy o szerokich źrenicach, usta lekko rozchylone w półuśmiechu.
- Wyglądasz na tym zdjęciu na zakochaną – mówi.
- Bo jestem – taka jest prawda. Zakochałam się i na tym zdjęciu to widać.
                Biorę zdjęcie od Oli i piszę na odwrocie „Myślałam wtedy o Tobie”. To nie pójdzie do albumu.

Skarżysko
                Za 20 minut wysiadamy. Patrzę na Ewę drzemiącą na siedzeniu naprzeciw mnie. Nie jest zła ale okropnie ciekawska i pożycza sobie moje rzeczy bez pytania. Potem przeprasza, ale za kilka dni robi to samo. Najgorsze są rajstopy. Całe szczęście, że nie uznaje pończoch, zwłaszcza samonośnych i ma większy biust niż ja. Moich stringów też nie rusza. Dam jej pospać jeszcze chwilę. Zabalowała przed wyjazdem. Uśmiecham się do swojego odbicia w szybie. Dobrze, że jej nie było jak przyszedł Adam. Na tę myśl robi mi się gorąco. Sięgam do torebki i dotykam pękatej buteleczki z perfumami. „Jesteś moją obsesją” powiedział, kiedy mi ją dawał. Pachną tak obłędnie, tak obsesyjnie. Pewnie są drogie, aż boje się myśleć, ile mogą kosztować perfumy Calvina Kleina. No, ale Adam też dostał prezent. Miałam nadzieję, że płyta mu się spodoba, ale nie sądziłam, że zrobię mu taką frajdę. Wyglądał jak mały chłopiec, który dostał lody. No i opowiedziałam mu o moich planach zawodowych, jeśli tak to można nazwać. Dziwnie zareagował. Myślałam, że się ucieszy. Wzdycham ciężko. Najbardziej martwił się, że mi to będzie przeszkadzało w nauce. Takich argumentów spodziewałam się od rodziców, a nie od niego. Dopiero, kiedy pokazałam mu album ze zdjęciami i dałam to, które wybrałam dla Niego, jakoś się udobruchał. A potem… Potem dziękował mi za prezent. Przeszywa mnie przyjemny dreszcz. Zamykam oczy. Powiedziałam, że Ewa wróci późno i poszłam przekręcić klucz w zamku. Nawet nie zdążyłam się odwrócić, kiedy poczułam, że Adam jest tuż za mną. Kiedy chce, chodzi jak kot. Oparł moje ręce na futrynach drzwi i sięgnął w dół do moich łydek. Specjalnie założyłam dzianinową sukienkę a pod spód tylko stanik i stringi. Jak on to nazwał?  „Czysta prowokacja”. Czuję lekkie drżenie na wspomnienie, jak powoli sunął dłońmi po moich udach do pośladków. Przycisnął mnie do drzwi i z dobrał się do mojego karku. Dobrze, że szybko się przenieśliśmy na tapczan, bo ktoś przechodząc mógłby sobie pomyśleć nie wiadomo co. Prostuję się i czuję, że drżenie się nasila. Och, co on ze mną robił tamtego wieczoru? Błagałam, żeby przestał, a potem błagałam, żeby pieścił mnie dalej... Śmiał się i cieszył, jakby patrzenie na moją rozkosz sprawiało mu największą frajdę. Po jego wyjściu miałam wrażenie, że czuję każdy neuron. Zdaje się, że robię się wilgotna... Muszę nad sobą bardziej panować! Otrząsam się i budzę Ewę. Trzeba się ubierać, bo w pociągu jest niemiłosierny upał i duchota, ale na zewnątrz z -10 stopni!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz