W czwartek idę tylko na zajęcia z
samego rana, potem szybko do akademika i na dworzec autobusowy. W drzwiach
akademika mijam się z listonoszem. Zerkam na kilka listów, jest jeden do mnie.
Wrzucam go do torby i pędzę na dworzec. Wsiadam w ostatniej chwili i przechodzę
przez prawie cały autobus, żeby znaleźć wolne miejsce. Kiedy wreszcie siadam,
przypomina mi się list. Wyciągam go i zamieram. Poznaję pismo Roberta. Przez
chwilę zastanawiam się, czy chcę go otworzyć? Przypomina mi się spotkanie z
jego mamą. Jednak ciekawość bierze górę. W kopercie są dwie kartki: jedna mała,
druga duża, złożona na cztery. Zerkam na małą kartkę:
„ Wiem, że jest już za późno na to żeby
zmienić to, co się stało, ale muszę spróbować.
Napisałem do Ciebie wiele listów, ale wszystkie zniszczyłem. Został
tylko ten. Błagam, przeczytaj go.
Robert”
Czytam
jeszcze raz. Serce mi wali jak oszalałe. Ostrożnie rozkładam dużą kartkę. Jest
pomięta. Została przedarta na pół i sklejona przezroczystą taśmą. Czy powinnam
ją przeczytać?
„Kochanie!
…”
Boże,
nikt od dawna tak do mnie nie powiedział. Czuję, że zasycha mi w gardle.
„Kochanie!
Dostałem Twój list i nie mogę znaleźć sobie miejsca. Dlaczego mi to
robisz? Dlaczego sprawiasz mi taki ból?...”
Opuszczam
kartkę na kolana. To list z listopada albo grudnia. Nie ma na nim daty, ale to
wtedy napisałam Robertowi, że nasz związek nie ma sensu, że powinniśmy się
rozstać.
„… Czy naprawdę było Ci ze mną aż tak źle,
że wbijasz mi w serce nóż?”
No
nie, przesadza! Prawie go nakryłam, a on o nożu…
„Mogę wszystko wyjaśnić. Nocowaliśmy we
trójkę: ja, Iwona i Marek z mojej grupy. Wróciliśmy pijani z imprezy i spaliśmy
razem. Nic nie pamiętam, ale jestem pewien, że między nami do niczego nie
doszło. Po Twoim telefonie wpadłem w panikę.”
Brak
mi tchu. Kurde!
„ Bałem się, że Cię stracę, że nie
zrozumiesz. Powinienem bardziej Ci ufać.”
Powinieneś,
dupku!
„Gdybym mógł cofnąć czas. Gdybym mógł Cię
przekonać, żebyś dała nam szansę.”
Nie!
To bez sensu. Czasu nie da się cofnąć. Ja nie chce się cofać. Opuszczam kartkę
na kolana. Gdybym dostała ten list trzy miesiące temu… Ale nie dostałam!
„Z kim pojadę na naszą polanę na poziomki?
Kto pokaże mi wiosną konwalie?”
Czuję,
że broda mi drży. No nie, nie będę płakać!
Czytam
dalej i czuję, że mam wokół serca zaciskający się węzeł. Dochodzę prawie do
końca:
„Jesteś moją pierwszą i jedyną miłością.
Zawsze będę Cię kochał.”
Czuję,
jak po policzkach płyną mi łzy. Ocieram je szybko. Zerkam w bok. Kobieta koło
mnie drzemie. Czytam dalej.
„Nic tego nie zmieni. Mój świat się zawalił.
Nie wiem, czy nie skreślą mnie z listy studentów? Nie mogę się uczyć, nie mogę
jeść, nie mogę oddychać…”
Zawsze
mówił, że mnie kocha, ale to najpiękniejsze wyznanie, jakie kiedykolwiek
słyszałam. Łzy płyną i skapują mi na list. Ależ go skrzywdziłam!
„Kiedy odeszłaś, słońce dla mnie zaszło.
Twój na zawsze,
Robert”
Siedzę
oniemiała. Co ja zrobiłam? Mam nadzieję, że nie wyrzucą go ze studiów z mojego
powodu. Teraz rozumiem, dlaczego jego mama chciała ze mną rozmawiać. Za oknem
migają drzewa i domy. Wszystko mi się zamazuje przez łzy, które wciąż płyną i
skapują mi na bluzkę. Wyjmuję chusteczkę i wycieram nos. Węzeł wokół serca
uwiera boleśnie. Nie napisał ani słowa o pożądaniu, o seksie. Czyste uczucia!
Czytam jeszcze raz cały list. Czy można kochać bardziej? Siedzę bezmyślnie i
wpatruję się w oparcie fotela przede mną. Wreszcie powoli składam list na pół.
Na odwrocie jest jakiś dopisek.
„Nie mam prawa o nic Cię prosić, ale błagam,
daj mi znak, że nie masz do mnie żalu. Nie mogę znieść myśli, że źle o mnie
myślisz.”
Co
ja mam z tym zrobić?
Wracam
myślami do ostatniego weekendu. Było nam z Adamem tak dobrze. Jednak nie
powiedział, że mnie kocha. Nigdy tego nie powiedział. Nie, nie, nie! Nie chcę
się nad tym zastanawiać! Żadnych porównań! Wycieram nos i chowam list do
koperty. Żadnych porównań! Patrzę za okno. Wjeżdżamy na przedmieścia Łodzi. Chowam
list i szperam w torbie w poszukiwaniu karteczki z adresem hotelu.
Piotr
wchodzi do mojego pokoju hotelowego i staje jak wryty.
-Jak ty wyglądasz? – patrzy na
moje czerwone oczy.
Próbowałam
wszystkiego. Zimnej wody, okładów z torebek z herbatą. Jestem bezradna. Piotr
kręci głową, po chwili wraca z buteleczką niebieskich kropli do oczu.
- Masz, to Mibalin. Po jednej
kropli do oka – przygląda mi się chwilę – Coś się stało?
- Nic takiego – macham ręką – Już
w porządku – kłamię
- Za dwie godziny widzimy się na
dole. Pojedziemy razem na zdjęcia.
Te
krople czynią cuda. Po godzinie wyglądam, jakbym dopiero co wstała. Oczy mam
lśniące, ani jednej zaczerwienionej żyłki. Zakrapiam po jeszcze jednej kropli i
dzwonię do Julki. Dawno z nią nie gadałam. Muszę jej powiedzieć, że jestem w
Łodzi.
- Dzwoniłam do Ciebie – mówi nie
zważając na mnie – Ewa powiedziała, ż pojechałaś do Łodzi na zdjęcia.
-No właśnie dzwonię z Łodzi –
mówię.
Jest
czymś zaaferowana.
- Poznałam niesamowitego faceta!
– jest cała w skowronkach – pracuje we włoskiej ambasadzie.
- Julka! – w co ona się pakuje? –
Ile on ma lat?
- Niecałe trzydzieści – słyszę w
jej głosie urazę.
- Proszę Cię, uważaj! – gdzie się
podział jej zdrowy rozsądek? – to o dziesięć lat więcej niż u Ciebie. Tacy
faceci mają swoje potrzeby.
- A co ty możesz o tym wiedzieć?
– jest lekko wkurzona.
- Niewiele - zmieniam strategię –
ale się o Ciebie martwię. Kocham cię.
Gadamy
jeszcze chwilę, ale jakoś mnie nie uspokaja ta rozmowa. Julia się zakochała i
to do szaleństwa. Dzwonię do Oli, ale nikogo nie ma u nich w pokoju. Trudno,
zadzwonię jutro. Zastanawiam się, czy nie zadzwonić do Adama, ale postanawiam
zrobić to dopiero po zdjęciach. Jeszcze znów zacznę płakać.
Schodzę
na dół do holu i po chwili jedziemy do jakichś zakładów odzieżowych. Myślałam,
że zobaczymy szwalnię a tym czasem idziemy do ogromnego biurowca. Sala
konferencyjna została zamieniona w studio fotograficzne. Jest nas strasznie
dużo i ciężko się skupić, ale dla mnie to lepiej. Nie mam czasu na
roztkliwianie się nad sobą. Pod ścianą stoi chyba z pięć wieszaków pełnych
ubrań. Najpiękniejsze są sukienki i spódnice z jedwabiu. Dlaczego nie ma takich
w sklepach?
- Jutro to dopiero będzie bal –
mówi Piotr widząc mój zachwyt – suknie ślubne!
- Oooch! – dziewczyny wokół klaszczą
w ręce.
Zdjęcia
idą sprawnie, ale i tak będziemy kończyć w piątek rano. Potem obiad i po
południu suknie ślubne. I tak do niedzieli wieczorem. Wyjazd w poniedziałek
rano. Okazuje się, że jest tu też Adam - fotograf i mogę wrócić do Krakowa
samochodem z jego ekipą. Wieczorem próbuję zadzwonić do Oli. Nadal nie mogę się
z nią skontaktować. Dzwonię do Adama i mówię mu, żeby nie czekał na mnie na
dworcu. Okazuje się, że Ola jest z Arturem u niego w mieszkaniu. Co ona
wyprawia? Jutro piątek, trzeba iść na zajęcia.
Zdjęcia
w sukniach ślubnych okazały się okropne! Uczesali nas beznadziejnie. Mój kok
wyglądał jeszcze jako tako, ale „bezy” na głowach innych dziewczyn były
koszmarne. Suknie były szyte na grubsze panny młode, więc trzeba je było spinać
szpilkami na plecach. Cała jestem pokłuta, jak po stosunku z jeżem! Wieczorem
znowu nie udaje mi się dodzwonić ani do Julki ani do Oli. Idę się dotlenić.
Ulica Piotrkowska, przy której jest nasz hotel, wygląda podobnie jak w „Ziemi
obiecanej”. Idę i rozmyślam, zamiast oglądać zabytkowe kamienice. Patrzę na
wystawę księgarni. Głównie albumy ze zdjęciami i przewodniki. W środku widać
stojak z kartkami. Na samej górze kartki pocztowe z różami. Podobne do tych,
jakie dostałam od nieznanego nadawcy. Ciekawe, czy to przypadkiem nie Robert?
Oglądam kartki ze stojaka, w końcu wybieram taką z konwaliami. Jest
wystarczająco neutralna, żeby nie robić nadziei ale na tyle sympatyczna, że
postanawiam ją wysłać. Wracam do hotelu. Wyciągam z torby ten nieszczęsny list
i znowu go czytam. Tym razem nie płaczę, ale czuję się tak okropnie, kiedy
pomyślę jaki Robert jest nieszczęśliwy. Adresuję kartkę. Może wysłać ją bez
żadnego tekstu? Chodzę po pokoju w tę i z powrotem. W końcu piszę: „Nie mam żalu. Nie myślę o Tobie źle”. Idę
do Recepcji na dole i wrzucam kartkę do skrzynki przy wejściu. Prawda jest
taka, że prawie w ogóle nie myślałam o Robercie. Przy Adamie zapomniałam o
bożym świecie. Jakie to dziwne, że ktoś tak bardzo mnie kocha i wciąż o mnie
myśli, a ja nic o tym nie wiedziałam. Myślałam, że Robert mnie skrzywdził, a
tymczasem to ja skrzywdziłam jego. Tak czy inaczej nie da się tego naprawić. Co
się stało, to się nie odstanie. Idę spać z bólem głowy.
Rano
budzę się zmęczona bardziej, niż byłam wczoraj. Głowa mi pęka. Łykam polopirynę
i idę na śniadanie. Dzisiaj kolejne zdjęcia. Wszystko mi się zlewa w jeden
ciąg. Zastanawiam się, czy to robota dla mnie. Gdybym nie studiowała, to ta
praca byłaby dla mnie okropnie frustrująca. Biorę ze sobą zeszyt z
angielskiego, może coś uda mi się wtłoczyć do głowy między zdjęciami. Jeszcze
dwa dni i wracam do Krakowa. Przed wyjazdem na Wielkanoc jeszcze mamy iść z
Adamem do klubu AGH. Jeszcze tam nie byłam. Przydałaby się jakaś sukienka, albo
chociaż spódnica. Muszę zapytać, czy można kupić coś z tych rzeczy które nosimy
na zdjęciach.
Wieczorem
udaje mi się dodzwonić do Julki. Jest wniebowzięta. Facet zaprasza ją do
restauracji i generalnie wydaje mi się, że szpanuje strasznie kasą. Na
szczęście Julka sprawia wrażenie trochę bardziej opanowanej niż ostatnio.
Chociaż tyle.
Niedziela
wykończyła mnie do reszty. Nie dość, że przyjechała jakaś pani projektantka z
kolekcją sukni, które nazwałyśmy z dziewczynami „kupy liści” to jeszcze okazało
się, że trzeba powtórzyć część zdjęć z czwartku, bo prześwietliły się dwie
klisze. Jedynym plusem jest to, że jako rozliczenie za dodatkowy czas możemy
wybrać sobie kilka strojów. Oczywiście głównie bierzemy te cudne sukienki i
spódnice z jedwabiu. Wybieram jeszcze przepiękną ciemnozieloną cieniowaną
tunikę. Wieczorem dzwonię do Oli nawet nie licząc, że odbierze, ale się mylę.
Odbiera, tylko głos ma jakiś zmieniony.
- Coś się stało? – naprawdę
jestem przejęta.
- Nie, trochę się przeziębiłam w
weekend – jakoś jej nie wierzę.
- Ola, proszę – coś jest nie tak
- powiedz mi.
- Wszystko OK – kaszel – jak
przyjedziesz, to pogadamy. Gardło mnie boli.
Idę
spać kompletnie rozbita. Budzę się tradycyjnie niewyspana i zła. Pakuję torbę i
schodzę z nią na śniadanie. Wyjeżdżamy wcześnie. Jak będzie dobra droga, to
może zdążę na wykład z anatomii. Piotr wręcza nam koperty z wypłatą. Zdjęcia
dostaniemy pocztą. Mój album trochę się pogrubi, bo na razie jest dość mizerny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz