Po wydarzeniu na anatomii, zauważyłam,
że cała nasza mała grupa jakby się zbliżyła do siebie. Natomiast Ewa i Jarek,
którzy odmówili Radkowi pójścia z Olą na kolokwium, są trochę odsunięci. Jakoś
mi ich nie żal. To świństwo, wykorzystywać swoją pozycję do takich celów. Żeby jeszcze Ola go prowokowała!
W
piątek poszliśmy wszyscy na piwo, całą grupką. Po raz pierwszy od początku
roku. Przechodziliśmy obok Klubu i widziałam ich nowy szyld. Teraz trudno go
nie zauważyć. Poniżej jest podświetlana witryna a w niej plakat zrobiony
techniką jakby to był obraz impresjonisty. Na plakacie siedzi jasnowłosa
dziewczyna w kobaltowej sukience z piórami. Ma odchyloną głowę i pali papierosa
w długiej fifce. Wszyscy zwrócili na niego uwagę. Stałam z boku i słuchałam ich
zachwytów, kiedy nagle Radek odwrócił się i spojrzał na mnie.
- Olka, to przecież Ty!
I
rozpętała się prawdziwa burza. Ledwo udało nam się odciągnąć ich z tego
miejsca. Na szczęście Ola powiedziała im, że mogę tam spotkać byłego chłopaka,
a to raczej nie byłoby wskazane. Poszliśmy więc dalej, ale wszyscy stwierdzili,
że na pewno tam zajrzą. Impreza nam się udała, więc dzisiaj mam ból głowy. Ktoś
puka do drzwi w sposób tak natarczywy, że zaraz zwariuję. Ewa nawet nie podnosi
wzroku. Nie odzywa się do mnie od dwóch dni. Wlokę się do drzwi.
- No nareszcie! – Julka
wtarabania się do naszego pokoju.
- Julka? – patrzę osłupiała – co
Ty tu robisz?
- Ja też Cię kocham – Julka
obejmuje mnie za szyję – Ooo, widzę, że wczoraj była impreza.
Przygląda
mi się badawczo.
- Lepiej się ogarnij – dodaje po
chwili – bo zaraz tu będzie Robert.
- Co? – to dopiero niespodzianka
– skąd wiesz?
- Jechaliśmy tym samym pociągiem,
tylko ja wzięłam taksówkę, a on poszedł na przystanek – Julia uśmiecha się
złośliwie.
- Nie mogliście jechać razem? –
Wiem, że go nie lubi, ale to już przesada.
- Chyba żartujesz, będę go
musiała znosić cały weekend – w jej głosie dominuje sarkazm.
- Cześć Ewa – Julia raczyła
zauważyć Ewę – co u Ciebie?
Julia, nie zwracając na mnie uwagi przenosi
się na moje łóżko i zagaduje Ewkę. Szybki rzut oka do lusterka. O kurde, szybko,
makijaż! Odrobina różu i tusz na rzęsy muszą wystarczyć. Zrzucam rozciągniętą
bluzę, nakładam biały T-shirt i wciągam dżinsy. OK., jestem gotowa. Wychodzę z
pokoju i powoli idę do schodów. Wejdzie schodami czy przyjedzie windą? Stoję.
Nie chcę powitania przy Julce. Ktoś idzie po schodach. Wychylam się.
- Cześć! – mówię, kiedy upewniam
się, że to Robert.
Fajnie wygląda
w dżinsowej bluzie i zamszowych butach.
- Co tu robisz, Kiciu? – uśmiecha
się do mnie.
- Czekam na Ciebie – szepczę i zarzucam mu ręce na szyję.
Robert
zdejmuje z ramienia torbę i staje na półpiętrze naprzeciw mnie. Bierze mnie za
ręce i przyciąga do siebie. Całuje mnie w policzek, a potem sięga do ust. Czuję
jego ciepły język sunący wzdłuż mojego. Łaskocze i zaczynam się śmiać. Łapie
zębami moją dolną wargę i lekko przygryza. Au! Boli, ale jest też przyjemne.
Puszcza moją wargę i wtula się w moje włosy.
- Stęskniłem się za Tobą – mruczy
mi do ucha – Za Twoim ślicznym tyłeczkiem też.
Czerwienię
się. On zawsze potrafi powiedzieć coś takiego, co przyprawia mnie o
podniecający dreszczyk. Ja tak nie potrafię. Robert podnosi torbę i patrzy
wyczekująco. Biorę go za rękę i idziemy do pokoju. Muszę mu powiedzieć o Julce.
- Julka jest u mnie – mówię po
prostu – i czekam na jego reakcję.
- Aha – w głosie Roberta słychać
wyraźnie niezadowolenie.
Nic
na to nie poradzę, że się nie lubią. Julka przyjechała niezapowiedziana i
Robert zrobił to samo. Powinni pomyśleć, jak ja się czuję, zanim wezmą się za
łby. Wzdycham tylko i otwieram drzwi do pokoju.
- Cześć – Robert kładzie torbę na
krześle, a potem wita się z Ewą i Julką. Ewa robi się czerwona jak burak, kiedy
podaje rękę Robertowi. Ale numer, on jej się podoba! Widzę, że Julka obserwuje
tę scenę z rozbawieniem. Trzeba ich czymś zająć.
- Jesteście głodni? Zrobię
śniadanie – mówię szybko – Julia, pomożesz mi?
- Dobre posunięcie – Julia
uśmiecha się, podchodząc do mnie – może Ci go odbije?
Wiem,
że ma na myśli Ewkę, ale wiem też, że to raczej niemożliwe. Ona nie jest w jego
typie. Zastanawiam się nad typem kobiety dla Roberta. Oczywiście szczupła
blondynka, taka jak ja. Tylko oczy trzeba by zmienić. Zastanawiam się, na
jakie? Może czarne? O nie, tylko nie czarne!
- Ziemia do Oli – Julka przerywa
moje rozważania – Masz więcej talerzy?
- Tak, wyżej – wracam do
rzeczywistości.
Idę
do lodówki po szynkę i żółty ser. Kiedy wracam, okazuje się, że Julka
posmarowała masłem wszystkie kromki i można robić kanapki. Odsuwamy trochę
stolik, tak żeby zmieściły się cztery osoby. Jemy śniadanie w milczeniu. W
końcu mam tego dość.
- Może pójdziemy gdzieś na
spacer? – patrzę za okno – Przecież nie będziemy tu siedzieć.
Ola
pojechała dziś rano do domu, Radek też, ale w trójkę albo czwórkę, jeśli Ewa
pójdzie, też może być fajnie.
- Ja chętnie – mówi natychmiast
Julia – chcę iść na rynek. Najlepiej go zapamiętałam z ostatniego pobytu. No i
są tam malarze – szczerzy zęby.
- Będziesz oglądać malarzy? –
droczę się – myślisz, że warto?
- Nie, będę sprawdzać czy lepsi
są Ci z Krakowskiego Przedmieścia czy ci z Krakowa – Julia ma taki filuterny
uśmieszek na twarzy.
- Ciekawe, jak to zrobisz? – Ewa
patrzy na Julkę z powątpiewaniem.
- Zapewniam Cię - mówię chłodno –
że z nas wszystkich, Julia ma największe pojęcie o malarstwie i o warsztacie.
- Tylko, czy będzie bezstronna? –
Robert mówi to ze złośliwym uśmieszkiem.
- Tylko w jednym przypadku nie
potrafię być bezstronna – ton głosu Julii jest lodowaty – ani obiektywna.
Mierzą
się przez chwilę wzrokiem. Zapada kłopotliwe milczenie.
- No, to ja posprzątam – mówię
ugodowo – a wy się trochę ogarnijcie.
Zbieram
naczynia. Po chwili Julia podchodzi do mnie.
- Ewa Ci nie pomaga? – pyta
szeptem.
- Jesteście moimi gośćmi - mówię
- nie musi.
- Jak uważasz – podnosi miskę, a
ja wkładam do niej talerze.
Właściwie,
to jak przyjechał brat Ewy, wszystko szykowałyśmy razem. Inna sprawa, że to, co
naszykuje Ewa, nie zawsze nadaje się do jedzenia. Lepiej, żebym ja gotowała,
ale zmywać by mogła częściej. Prać też! Zerkam na niedomkniętą szafę. Rzeczy
Ewy są skotłowane na dnie szafy. Czyste razem z przybrudzonymi. Całkiem brudne
ma w tapczanie, w torbie. Zawiezie je do domu, żeby mama jej uprała. Dobrze, że
chociaż bieliznę pierze, bo musiałybyśmy mieć nie tylko dodatkową półkę, ale i
dodatkową szafę. Jak można mieć tyle ubrań? Idę myć naczynia do kuchni. Julia
robi porządek w „części jadalnej” pokoju. Po chwili przychodzi do mnie Robert.
Staje oparty o parapet i przez chwilę się przygląda, jak mi idzie. Doszłam do
niezłej wprawy.
- Dobry z Ciebie materiał na żonę
– mówi z uśmiechem.
- Co? – jestem zaskoczona.
- Mówię tylko, że nie wyglądałaś
na tak zorganizowaną - przygląda mi się
uważnie.
- A na jaką wyglądałam? –
zamieniam się w słuch.
- No wiesz, ta decyzja o
wyjeździe do Krakowa była taka szalona. Zbiłaś mnie tym z tropu. Zawsze
myślałem, że jesteś rozsądną osobą. Zresztą, moja mama też tak uważała – Robert
zastanawia się chwilę – Potem tak się uparłaś, że nie wiedzieliśmy co myśleć?
- My? – o czym on mówi?
- Rozmawialiśmy o tym z mamą –
Robert patrzy na mnie zdziwiony – nie wiedziałem, co robić? Zrozum, musiałem
komuś się zwierzyć. Ty byłaś taka inna…
- I co ona na to? – nie mogę
uwierzyć, że gadał z mamą o nas. Z drugiej strony, to znaczy, że to faktycznie
było dla niego ważne.
- No, nie była zachwycona Twoim
pomysłem, ale potem stwierdziła, że może lepiej, jak jesteśmy daleko od siebie
na pierwszym roku – wzrusza ramionami – Łatwiej skupić się wtedy na nauce.
- Chyba nie do końca – wyrywa mi
się.
- Ty sobie poradziłaś… – w głosie
Roberta pobrzmiewa coś nieprzyjemnego.
Zazdrość?
Kurde!
Czego on mi zazdrości? Prawie nie mam własnego życia. Idę na zajęcia, potem się
uczę, w przerwach jem, śpię i znowu się uczę. Żeby zarobić dodatkową kasę,
kombinuję, kosztem wolnego czasu, odrabiam zajęcia, zarywam noce. Dziwne, że
jeszcze się nie rozchorowałam. Mieszkam w obskurnym akademiku, a jedyne piękne
chwile jakie przeżyłam, przepadły pewnego wieczoru… czuję pod powiekami łzy.
Mrugam szybko.
- Coś mi wpadło do oka – trę oko
wierzchem mokrej dłoni.
- Kiedy mnie zostawiłaś, nie było
mi łatwo – Robert robi smutną minę – nie mogłem się uczyć. Nic mi nie
wychodziło.
- A teraz? – pytam – Mój powrót
to zmienił?
- Oczywiście! Wydaje mi się, że
mogę wszystko! Kocham Cię i jesteś ze mną. To wszystko zmienia.
- No dobrze – mówię ostrożnie –
ale czy już zliczyłeś to, co oblałeś, jak odeszłam?
Mam
niejasne przeczucie, że nie. Niedługo sesja. Powinnam siedzieć teraz nad
książkami, a przecież nie mam żadnych zaległości. Planuję przynajmniej jeden
termin zerowy, a on zamiast się uczyć, przyjeżdża do mnie. Cieszę się, że
przyjechał, ale co powiedzą jego rodzice, jak wyleci ze studiów. No i jest
wojsko. Jak wyleci, to wezmą go do wojska! Kurde, o tym nie pomyślałam. A czy
on o tym pomyślał?
- Prawie – odpowiada po dłuższej
chwili na moje pytanie – Ale to nieważne. My jesteśmy ważni.
-
Robert – odkładam ostatni widelec do miski – Co ty zamierzasz robić po
studiach?
- Daj spokój - patrzy zaskoczony
– będę dentystą. A co miałbym robić?
- No, nie wiem – naprawdę nie
takie rozmowy chciałam z nim prowadzić – Jak Cię wywalą ze studiów, to
pójdziesz w kamasze i co wtedy?
- No, coś ty? – śmieje się –
rodzice załatwili mi zaświadczenie, że jestem chory. Poza tym, nie wywalą mnie.
W razie czego można załatwić zdanie egzaminu.
- A jak to się wyda? - jakoś nie
jestem przekonana do tego, co mówi.
Zaraz,
jak to załatwić egzamin? Chyba nie zamierza zapłacić? Patrzę na niego zdumiona.
- No, żartowałem! – mówi ugodowo
i całuje mnie w policzek – zimową sesję mam zdaną.
Oddycham
z ulgą. Czasem wydaje mi się, że on nigdy nie dorośnie. Urodził się pół roku
przede mną, a mentalnie jest czasem na poziomie Kuby. W ogóle nie myśli
racjonalnie. To podobno cecha jedynaków. Zaraz, jakich ja znam jedynaków? Adam,
ale on jest kompletnie inny. Taki odpowiedzialny. Chociaż nie angażuje się
uczuciowo, ale w pewnym sensie dba tylko o swoje przyjemności. Czyżby? Czy
gdyby dbał tylko o siebie, nie wykorzystałby okazji w akademiku? Wiesz dobrze,
że właściwie mu się oddałaś! Tylko od niego zależało, co będzie. Mój rozsądek
jest bezlitosny.
- Chyba wiem o czym myślisz –
Robert obejmuje mnie w pasie i muska nosem moją szyję – Też mam na to ochotę.
To
dotknięcie nie jest przyjemne. Jestem tym zaskoczona. Czuję się przyłapana. Na
szczęście, nie mam napisane na czole, o czym myślę. Lepiej, kochanie, żebyś się
nigdy nie dowiedział, co mi w tej chwili chodziło po głowie. Odsuwam się od
Roberta i zabieram miskę z naczyniami. Idziemy do pokoju. Robert otwiera mi
drzwi. Julia wita mnie zaskoczonym wzrokiem. Patrzy wymownie na miskę i na
Roberta. No dobra, nie pomógł mi, ale go nie prosiłam. Wielkie mi co!
Wolałabym
nie iść na Rynek, ale Julii nie da się odwieść od raz powziętej decyzji. Idziemy
więc całą czwórką. Robert cały czas trzyma mnie za rękę, albo otacza ramieniem
moją szyję. Zawsze to lubiłam, ale teraz czuje się nieswojo. To chyba ze
względu na Julkę, która co jakiś czas spogląda na nas bez cienia sympatii. Na
szczęście na Rynku jest sporo ludzi i trzymamy się tylko za ręce. Julia robi
rzut oka na rozstawione sztalugi pełne obrazów, a ja rozglądam się dyskretnie
dookoła. Mam chyba jakąś obsesję na punkcie Adama. Dlaczego obchodzi mnie to,
czy nas zobaczy? Co on w ogóle mnie obchodzi! Julia kiwa na nas ręką. Stoi
przed stojakiem z dużą akwarelą, a właściwie czarno-białym obrazem wykonanym
techniką akwareli. Kiedy podchodzę bliżej, staję jak wryta. Znam ten pejzaż! Po
prawej stronie dwie brzozy, potem teren się obniża, w dole sad, chyba kwitnący.
Obraz jest oszczędny w formie, ale ma zachwycająco dobrane proporcje między
drzewami na pierwszym planie i tymi w dole. Zaraz, coś się nie zgadza. Aha, na
dole jest czereśnia, której tam nie było. Ma charakterystyczny układ gałęzi.
Chciałabym go mieć. Patrzę na cenę i aż mnie zatyka. Drogo!
- Zainteresowani?
Podchodzi do
nas wysoki blondyn z zarostem połyskującym rudawymi refleksami. Ma na sobie
bawełniany rozciągnięty sweter na gołe ciało i postrzępione u dołu dżinsy.
Drogi zegarek na ręce zdradza, że ten strój nie wynika z braku pieniędzy. Ma
niesamowite oczy: jedno niebieskie, a drugie brązowe.
- Ten pejzaż istnieje? – pyta
Julia oglądając obraz ze znawstwem.
- Nie – odpowiada malarz.
- Tak – równocześnie z nim mówię
ja.
- Naprawdę? - gość patrzy na mnie
zaskoczony - Widziałaś to?
- Jasne, z okna salonu znajomej –
patrzę w jego niesamowite oczy – tylko na dole nie było tej czereśni.
- To wiśnia – poprawia mnie.
- Nie – kręcę głową – to jest
czereśnia. Jestem pewna. Wiśnia jest mniejsza i bardziej wiotka.
- To będę musiał inaczej go
zatytułować. Nazwałem go „wiśniowy sad” jak u Czechowa – malarz patrzy na mnie
z sympatią.
Jestem
z siebie dumna. Zerkam na Roberta. Stoi z boku wyraźnie znudzony, nawet nie
próbuje tego ukryć. Czuję nieprzyjemne ukłucie zawodu.
- „Wiśniowy sad” może zostać –
mówię po chwili – tylko to jedno drzewo jest czereśniowe.
- To nazwę go „czereśnia” –
malarz uśmiecha się szeroko – kupujecie?
- Zastanawiam się – liczę w
głowie, ile mam przy sobie – trochę drogo, jak na studencką kieszeń.
- Chyba żartujesz? – Robert nagle
się zainteresował – Chcesz to kupić? Za tyle kasy?
Odwracamy
się w jego stronę. Patrzy na nas zdumiony.
- Bardzo mi się podoba – mówię
cicho, zaskoczona jego reakcją. – Nie mam tyle przy sobie, ale jak mi pożyczycie,
to w akademiku wam oddam.
- Przecież to do niczego nie
będzie pasowało. Lepiej kup jakieś kwiaty albo owoce – wskazuje głową na
sąsiednie stojaki.
- Wiesz co? – Julia patrzy na
Roberta, jak na coś obrzydliwego – z Twoim gustem, to lepiej nie inwestuj w
sztukę. Przepraszamy na chwilę - zwraca się do malarza.
Odciąga
mnie na bok. Robert i Ewa, chcąc nie chcąc, idą za nami.
- Uważam, że Robert ma rację –
mówi nagle Ewa – ten obraz wyglądałby dziwnie w akademiku. On naprawdę nie
pasuje.
No
pewnie, że nie - myślę z goryczą. Do kwiecistych zasłonek i dywaników w turecki
wzór, w mieszkaniu Roberta, na pewno nie. Do zagraconego pokoju w akademiku też
nie. Wiem doskonale, gdzie by pasował, ale tego akurat nie mogę powiedzieć. Nie
powinnam nawet o tym pomyśleć. Czuję, że trzęsie mi się broda. Czuję się
dziwnie, jakby ktoś mnie obserwował. Rozglądam się nerwowo, ale nie dostrzegam
nikogo znajomego. To jakaś paranoja!
- Jeśli chcesz, to Ci pożyczę –
Julia kładzie mi dłonie na ramionach – Ten obraz jest naprawdę dobry.
- Jeszcze to przemyślę – mówię
cicho – chodźmy do Sukiennic.
Kiwam
głową malarzowi i odchodzimy. Znów mam to uczucie, że ktoś na mnie patrzy, ale
nikogo nie dostrzegam. Robert podchodzi do mnie po chwili i bierze mnie za
rękę.
- Jak Ci tak zależy, to kup ten
obraz – Robert ściska moją dłoń – Przecież wiesz, że Cię kocham i nie chcę Ci
robić przykrości.
- Jak będzie chciała, to go kupi
– Julia ogląda biżuterię z bursztynami – Nie musi Cię pytać o zdanie.
Ostatnie
słowa wypowiada takim tonem, jakby wbijała sztylet. Ona naprawdę nie lubi
Roberta. Widzę, że on już otwiera usta, żeby jej odparować.
- Przestańcie – mówię stanowczym
tonem – nie muszę mieć tego obrazu. Jak będę miała mieszkanie, to je pomaluję
na biało i wtedy – zwracam się do Julii - poproszę Cię, żebyś mi namalowała
podobny. Zgoda?
- Zgoda! – Julia wzdycha – to
muszę jeszcze raz rzucić na niego okiem.
Chodzimy
jeszcze trochę po Sukiennicach. Julia jest zafascynowana ich architekturą. Robi
nam wykład na temat sklepień. Robert znów się nudzi, więc biorę go za rękę i
prowadzę do wyjścia.
- Julia – proszę – idź obejrzeć
ten obraz. Ja już się nie chcę pokazywać temu malarzowi. Spotkamy się pod
Kościołem Mariackim.
Głupio
mi przed tym gościem. Zerkam na Roberta. Co mu się stało? Dlaczego tak się zmienił?
Zastanawiam się dłuższą chwilę. A może on wcale się nie zmienił, tylko ja tego
wcześniej nie widziałam? Zawsze rozmawialiśmy o motorach, muzyce, którą się
fascynował albo książce, którą ostatnio czytał. Nigdy nie rozmawialiśmy o
malarstwie, tańcu, zwierzętach czy kwiatach. Z drugiej strony, nigdy mi to nie
przeszkadzało… Dlaczego teraz mi przeszkadza? Kiedy jesteśmy prawie pod
drzwiami kościoła, dogania nas Julia.
- Sprzedał się! – mówi – Mówiłam,
że był dobry. Ktoś się na nim poznał i go kupił. Miałam zapytać kto, ale
podeszli jacyś Niemcy i facet się nimi zajął.
Idziemy
na naleśniki do małego baru, który odkryłyśmy z Olą w zeszłym tygodniu. Okazało
się, że sporo studentów tam chodzi. Naleśniki są pyszne, a ceny do przyjęcia.
Nawet udaje nam się złapać stolik. Idziemy z Robertem do baru. Dziewczyny
zostają przy stoliku. Zamawiamy naleśniki z serem i z jabłkami. W sumie 10
sztuk. Nagle zauważam na ścianie znajomy plakat. Jest trochę mniejszy niż ten w
witrynie, ale poza tym bez zmian, tylko pod spodem jest napis „zapraszamy na
nasze drugie urodziny 25.05.1991”. Na ladzie leżą jeszcze małe ulotki z moim
zdjęciem, jak patrzę prosto w obiektyw. Biorę kilka i trącam Roberta.
- Poznajesz? – wskazuję głową
plakat.
- Och, to Ty! – patrzy zaskoczony
– Z papierosem?
- Tylko do zdjęcia – wzruszam
ramionami – to Klub Jazzowy.
- Może tam pójdziemy wieczorem? –
Robert też bierze kilka ulotek.
- Raczej nie! – nawet o tym nie
myśl – Wieczorem się pouczymy.
Robert
patrzy na mnie z niedowierzaniem, ale właśnie podają nam naleśniki, więc nic
nie mówi. Wracamy do stolika i pokazuję dziewczynom ulotki. Julia natychmiast
bierze trzy i idzie oglądać plakat. Wraca zadowolona.
- Podoba mi się – mówi – dobry
fotograf i dobra modelka.
Nawet
Ewie się podoba. Jestem zaskoczona, bo przecież przez dwa tygodnie się do mnie
nie odzywała. Robert przygląda się zdjęciom uważnie.
- Wyglądasz na nich inaczej –
mówi w końcu.
- Na tym polega praca modelki –
wzruszam ramionami – nie mam być sobą, tylko tym, czego potrzebuje zleceniodawca.
Chociaż, podobno osobowość też się liczy.
- Ale do bardziej rozebranych
zdjęć nie pozujesz? – upewnia się.
- Na razie nie! – śmieję się –
Czy to znaczy, że jesteś zazdrosny?
- Oczywiście, że tak! A co w tym
dziwnego? Nie ma miłości bez zazdrości.
- A w drugą stronę też to działa?
– Julia patrzy na Roberta wyczekująco.
- Chyba tak – mówi po
zastanowieniu – nie można być zazdrosnym o kogoś, kogo się nie kocha.
Jakoś
nie mam ochoty tego słuchać. Ogarnia mnie dziwny niepokój, jakbym czegoś
zapomniała i nie mogła sobie przypomnieć, czego. Trzeba wracać. Jeśli za
tydzień mamy się spotkać na juwenaliach, to lepiej nie robić sobie tyłów.
---
Siedzimy
we czwórkę w pokoju. Julia wyciągnęła skrypt z masą rysunków budynków, dachów i
sklepień. Teraz wiem, dlaczego zrobiła nam taki świetny wykład na temat
Sukiennic. Ja, Ewa i Robert powtarzamy biologię. Szybko orientuję się, że tak
naprawdę, to Robert niewiele umie. Najgorsze jest to, że to nie są braki z
pierwszego semestru. Staram się zadawać mu jak najprostsze pytania, ale w końcu
mam tego dość. Przerzucamy się na biofizykę, ale jest niewiele lepiej. Czuję
się okropnie, kiedy po raz kolejny gada bzdury i jeszcze się upiera, że ma
rację, a ta głupia Ewka go broni.
- Dość tego – zarządzam –
kolacja, myjemy się i spać. Jutro skończymy.
- Wreszcie! – Julia zamyka z
trzaskiem książkę – ja śpię z Tobą.
- Ty śpisz u chłopaków w 220 –
mówię do Roberta – to piętro wyżej, ale pod prysznic możemy iść wszyscy tutaj.
Julia i Ewa
idą pod prysznic, a my z Robertem mamy naszykować kolację. Kiedy tylko
dziewczyny wychodzą, Robert natychmiast odkłada chleb, który miał pokroić.
Podchodzi do mnie i wtula się w moje włosy. Jestem na niego taka zła, że
najchętniej odepchnęłabym go od siebie.
- Robert - warczę – nie uczysz
się wcale. Dlaczego kłamiesz, że wszystko nadrobiłeś? Nie chcę, żebyś
przyjeżdżał do mnie, zamiast się uczyć. Wyrzucą Cię, zobaczysz!
- Nic mi nie zrobią – szuka moich
ust – nie martw się . Pójdziesz ze mną pod prysznic? Zobaczysz jak będzie
fajnie.
- Lepiej mnie nie prowokuj –
jestem naprawdę wkurzona – nie zasłużyłeś na wspólny prysznic.
- A czy mogę dostać coś na
kredyt? – patrzy na mnie wzrokiem proszącego psa.
Nie
można się na niego długo gniewać. Jest rozbrajający, kiedy robi taką minę. Uśmiecham
się, rozchylam usta i przymykam oczy. Robert przyciąga mnie do siebie i
delikatnie chwyta zębami moje wargi. Potem obejmuje moje usta i czuję jak wsuwa
mi język. Jest zachłanny, krąży językiem po wszystkich zakamarkach. Kładzie mi
ręce na pośladkach i przyciąga je do siebie. Czuję, że jest podniecony.
- Możemy się trochę pobawić pod
prysznicem – kusi.
- To się zobaczy – mówię groźnie,
ale powoli mięknę pod jego pożądliwym wzrokiem.
- Przyjechałem, żeby pobyć z Tobą
– Robert nagle poważnieje – nie mów mi, że zrobiłem to niepotrzebnie. I tak nie
dałbym rady się uczyć, a tak przynajmniej zrobiliśmy powtórkę.
- Słaba ta powtórka – wzdycham.
Zostawiam
Roberta z krojeniem chleba i idę po serki do smarowania i wędlinę. Dla siebie
przynoszę jogurt. Kiedy wracam, dziewczyny już są. Siadamy do kolacji, kiedy
słyszę telefon na korytarzu. Iść, czy nie iść?
- Jezierska, telefon do Ciebie!
Rodzice?
Podchodzę do telefonu.
- Ola Jezierska, słucham.
- Cześć – Piotr ma wesoły głos –
co robisz w przyszłą sobotę?
- Jestem w Warszawie na
Juwenaliach.
- No to super! – jest naprawdę w
świetnym humorze – Mam dla Ciebie propozycję.
Wracam
do pokoju z nadzieją, że Julka z Robertem się nie pozabijali. Na szczęście
dorwali się do konfitur babci i jakoś pod ich wpływem złagodnieli.
- Musimy trochę zweryfikować
nasze plany na przyszły weekend – mówię powoli – mam ważne zdjęcia w sobotę.
---
Idę
pod prysznic, a za mną Robert. Nadal się boczy o te zdjęcia. Wchodzę pod jeden
z pryszniców i zaciągam zasłonkę. Nawet, gdybym tego nie zrobiła, to i tak mnie
nie widać, bo to prysznic rogowy. Myślałam, że Robert wejdzie razem ze mną, ale
teraz to już nie wiadomo. Zdejmuję szlafrok, wieszam za zasłonką i odkręcam
wodę. Powoli się odprężam. Woda silnym strumieniem drażni moje brodawki. Tak
dawno nikt ich nie dotykał. Tęsknię za dotykiem, teraz to sobie uświadamiam.
Nigdy tak bardzo nie pragnęłam pieszczot. Nagle czuję, jak dwie ciepłe dłonie
opierają mi się na biodrach, a potem suną w górę do moich piersi. Więc jednak
do mnie przyszedł. Wciągam głęboko powietrze. Robert przywiera do mnie całym
ciałem i czuję jego erekcję na pośladkach. Dłonie suną w dół do mojego
podbrzusza. Łaskocze! Zaczynam chichotać i odwracam się tak, że stoimy teraz
twarzą w twarz. Robert sięga do moich ust. Woda płynie strugami po moich
plecach i ramionach, spływa na piersi i wciska się małymi figlarnymi strużkami
między nasze ciała. Zaraz poczuję znajome motyle w brzuchu, zaraz się obudza i
spłyną łagodnie w dół, już zaraz… Całujemy się dłuższą chwilę i czuję, że Robert
zaczyna napierać na mnie mocniej, tak, że tracę równowagę. Odsuwam się na
chwilę i odwracam tyłem.
- Pocałuj mnie na karku – mruczę.
To
jest przyjemne, ale nie czuję tego skurczu rozkoszy, na który tak czekam. Może
to przez świadomość, że w każdej chwili ktoś może wejść? Nie, nikt tu nie
wejdzie. Prawie wszyscy z naszego korytarza pojechali do domów przed
juwenaliami. Poza tym, nawet gdyby ktoś wszedł, to i tak nas nie zobaczy ani
nie usłyszy, jesteśmy w samym kącie i słychać tylko prysznic. Robert sunie
ustami po moim karku, ale moje ciało się buntuje. Odruchowo odchylam głowę.
- Nie dotykaj tych ścian – mówię
z rozdrażnieniem – nie wiadomo co na nich siedzi.
Robert
przestaje mnie całować i powoli obraca przodem do siebie.
- Co jest? – patrzy zaskoczony.
- Nie wiem - spuszczam wzrok – to
przez to miejsce. Ktoś może wejść, a poza tym głupio mi, że dziewczyny na nas
czekają.
Coraz
lepiej mi idzie. Kłamię już prawie tak dobrze, jak Julia. W każdym razie
Roberta jestem w stanie omamić. Patrzy z odraza na beżowe kafelki, noszące
ślady dawno nie mytego osadu z twardej wapiennej wody.
- To miejsce jest obskurne –
zgadza się ze mną – nie rozumiem, jak możesz tu mieszkać? I Ty to nazywasz
swoim miejscem na Ziemi?
- To tymczasowe – bronię się –
zamierzam zmienić akademik. Na pierwszym roku nie ma się wielkiego
doświadczenia. Dostajesz adres w rektoracie i już.
- Jeszcze o tym pogadamy – mówi
łagodnie i nachyla się do mnie.
- Zaczyna mi być zimno – znowu
kłamię – umyjmy się i wracajmy do pokoju. Nie chcę jutro kichać.
Robert
przygląda mi się chwilę, ale widząc moją gęsią skórkę, daje za wygraną.
Przechodzi do sąsiedniej kabiny. Zostaję sama z moimi myślami. Przesuwam
delikatnie po piersi, zataczam kółko wokół brodawki. Reaguje natychmiast.
Jestem podniecona, ale nie tak bardzo, jak oczekiwałam. Moje ciało domaga się
rozpaczliwie spełnienia, a kiedy pojawia się taka możliwość, nagle stawia
zaporę. Co jest ze mną nie tak? A może to przez Roberta? Nie, zawsze mnie tak
dotykał i było dobrze. Tak, idiotko, było dobrze, ale nigdy tak, jak z Adamem.
Sam jego zapach powodował, że miałam mokro między nogami! Przez chwilę
delektuję się tą myślą. Czuję delikatne drgania między udami. O rany! Co ja
robię? Sięgam po mydło i energicznie wcieram je w ciało. Przestań, przestań,
przestań! Moja podświadomość krzyczy do mnie, ale ją ignoruję. Nie wolno mi o
tym myśleć, to jest porąbane! Spłukuję się szybko i zakręcam wodę. Sięgam po
ręcznik. Robert już skończył i czeka na mnie obok kabiny. Wycieram się szybko.
- Odprowadzić Cię? – pytam nie
patrząc mu w oczy.
- Nie , trafię sam – całuje mnie
w policzek – idź do pokoju bo zmarzniesz.
- Dobranoc – mówię łagodnie.
- Dobranoc, kochanie.
Mam
wyrzuty sumienia. Z drugiej strony, co ja mogę na to poradzić? Gdybym nie
spotkała Adama, pewnie nawet bym nie wiedziała, że można czuć coś takiego.
Wchodzę do pokoju, dziewczyny już leżą w łóżkach. Ewa posapuje miarowo, a Julia
coś czyta.
- Co wyście tam robili? – Julia
podnosi wzrok znad książki.
- Nie to, co myślisz! – mówię
rozdrażniona.
Zakładam
piżamkę i wślizguję się do Julii.
- Posuń się, zaraz spadnę –
gderam.
- Ale masz humor – Julia szczerzy
zęby – Nie było fajnie?
- Nie!
- Szkoda, a tak się ładnie
zapowiadało – sarkazm w jej głosie powoduje, że kąciki ust zaczynają mi drgać.
- Ty go naprawdę nie lubisz, co?
– patrzę na nią bezradnie.
- A za co mam go lubić? – Julia
unosi brwi – To samolubny dupek, który Cię wykorzystuje, a ty jesteś w niego
wpatrzona, jak pensjonarka.
Nie
chcę o tym rozmawiać. Nie dzisiaj, nie po tym co się stało.
- Jaki jest ten twój Włoch? –
pytam.
Julia
odkłada książkę i gasi światło. Nic nie mówi, tylko układa się na wznak i
bierze głęboki wdech.
- Tego się nie da opowiedzieć
słowami – mówi wreszcie – nie wyobrażasz sobie, co ten facet potrafi ze mną
zrobić. To już nie chodzi o to, że zna się na muzyce klasycznej, że świetnie
tańczy, że każda impreza z nim to bajka, że zna się na kinie, że świetnie
gotuje… On jest po prostu boski!
- No, a te inne sprawy? – pytam
ostrożnie – Mówisz, że nie o to chodzi.
- Och, Ola, on jest taki
delikatny, kiedy jesteśmy tylko we dwoje. Taki cierpliwy – głos Julii się
zmienia – Kiedy mu powiedziałam, że jestem dziewicą, najpierw się zdziwił a
potem powiedział, że będzie czekał, aż będę gotowa i pokazał mi sto sposobów na
to, jak odczuwać przyjemność.
- Aż sto sposobów? – czuję dziwny
ciężar w żołądku – więc jeszcze się nie zdecydowałaś?
- Oczywiście, że się zdecydowałam
– Julia wzdycha – Gdybym nie przyjechała do Ciebie…
- Julka! – szepczę – Kochasz go?
- Chyba go kocham – Julia wciąga
głośno powietrze – jest między nami taka chemia, że to musi być miłość. Po
prostu nie mogę bez niego wytrzymać. Wystarczy, że mnie dotknie, a ja jestem
gotowa. Nigdy czegoś takiego nie czułam. Ty pewnie lepiej ode mnie wiesz, jak
to jest.
- Wiem, – szepczę – wiem…
Długo
nie mogę zasnąć tej nocy. Leżę bez ruchu, żeby nie obudzić Julii. Jest
szczęśliwa. To szczęście z niej emanuje. A co, jeśli ten facet ją zostawi?
Znajdzie innego, tak jak ty, jak Ola... Mój rozsądek jest bezlitosny. Może znów
będzie szczęśliwa, a może nie… Tylko dlaczego miałby ją zostawić? Mnie nikt nie
zostawił, sama się zostawiłam. Przymykam oczy. Zasnąć wreszcie! Nie myśleć!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz