sobota, 8 marca 2014

materialistka...



                Budzi mnie ciche pukanie do drzwi. Otwieram oczy i widzę głowę Julki wychylająca się zza framugi. Unoszę się na łokciach i po chwili Julia całym ciężarem pada na moje łóżko.
- Jezu! – kulę się – chyba przytyłaś.
- Też Cię kocham – Julia szczerzy zęby –  Długo jeszcze siedzieliście?
                Nagle jej wzrok pada na moje ubranie, rzucone niedbale koło drzwi. Poważnieje w jednej sekundzie.
- Ach to - staram się, aby zabrzmiało to obojętnie – nie chciało mi się składać.
- Co robiliście? – marszczy brwi.
- Nic – robię się czerwona – naprawdę nic!
                Dlaczego ja się tłumaczę? To głupie, przecież Julia jest moją siostrą bliźniaczką, a nie mamą. Poza tym naprawdę nic nie zrobiłam, no prawie nic. No chyba, że jest zazdrosna.
- Słuchaj, Gianni nie jest już Twoim chłopakiem. Tak powiedziałaś, tak? My się tylko całowaliśmy – wyduszam w końcu z siebie.
                Julia wstaje bez słowa i podchodzi do drzwi łączących mój pokój z pokojem Gianniego. O kurde, nie zamknęłam ich wczoraj. Julia naciska klamkę i rzuca mi groźne spojrzenie. O rany, nie założyłam piżamy!
- Gianni! – głos Julki słychać doskonale, mimo, że jest w sąsiednim pokoju – obiecałeś mi coś!
                Wyskakuję z łóżka jak z ukropu. Ubranie! Staram się wyłowić choćby pojedyncze słowa, ale Gianni mówi znacznie ciszej niż Julia.
- Parola? – to Julia.
                Kiedy Julia wraca, myję właśnie zęby. Świetnie się bawi, widząc moje zakłopotanie. Na szczęście wołają nas na śniadanie. Po drodze dołączają do nas chłopcy.
- Jak spałaś? – Gianni posyła mi czarujący uśmiech.
- Dobrze, a Ty? Zdaje się, że miałeś niespodziewaną pobudkę… – zerkam na Julię zajętą kołnierzykiem Michaela.
                Gianni wydaje się być zmieszany moim pytaniem. Jest to dość nieoczekiwane, biorąc pod uwagę jego dotychczasowe zachowanie. Przyspiesza kroku i schodzimy po schodach do jadalni.
                Śniadaniem to ja bym tego nie nazwała, ale biorąc pod uwagę tutejsze zwyczaje i moją obecną dietę, jest OK.
- Buon Giorno – witamy się ze Starą Damą uprzejmie, a ona łaskawie nam odpowiada.
                Gianni całuje ją w policzek i puszcza oko do Giovanny, idącej z tacą pełną filiżanek z Cappuccino. Skubię bez przekonania croissanta. Po wczorajszej kolacji ledwo dosunęłam spodnie, a jutro mam zdjęcia.
- Nie smakuje Ci? – Michael patrzy z troską na moje wymęczone ciastko.
- Nie - uśmiecham się – jest pyszne, ale nie zmieszczę się jutro w ubranie, jeśli to zjem. Jak mnie zobaczy Angela, to mnie ubije.
- Masz zdjęcia? – Julia przerywa konwersację z Giannim -  możemy zobaczyć?
- A wstaniesz na siódmą rano? Mamy pracować na schodach hiszpańskich, ale nie możemy ich zająć, jak będą turyści, a poza tym rano i wieczorem jest najlepsze światło – tłumaczę.
- Wstaniemy – są wyraźnie podekscytowani.
- Nie wiem, czy nie będziecie zawiedzeni – mówię zakłopotana – większość ludzi inaczej wyobraża sobie sesję zdjęciową.
                Po śniadaniu jedziemy obejrzeć akwedukty. Według Gianniego są o wiele ciekawsze, niż zachowane w centrum Rzymu ruiny. Nie można odmówić mu racji. Ogromne kamienne budowle ciągną się poprzez pola i winnice. Otaczająca je zieleń, wydobywa odcienie szarości i bieli kamiennych bloków, z których je zbudowano. Wyciągam aparat i staram się uchwycić choć część tego, co widzę.
- Zrób je szare – mówi miękko Michael.
- Masz na myśli czarno-białe? – poprawiam go.
- Tak - zastanawia się chwilę i dodaje – Jeżeli chcesz robić dobre zdjęcia, nie użyj automatu.
- Nie sądzę, żebym kiedykolwiek nauczyła się robić dobre zdjęcia. Brak mi cierpliwości. Robię zdjęcia, żeby potem łatwiej wracać do wspomnień – przyglądam się Michaelowi z zaciekawieniem - Ty robisz zdjęcia?
- Tak - bierze ode mnie aparat – od dawna. Mój ojciec robi zdjęcia i ja też. To moje hobby.
                Cyka trzy razy, za każdym razem zmieniając kadr. Widać, że jest dumny z tak długiej wypowiedzi. Zastanawiam się, jak Julia z nim komunikuje.
- Mówisz po angielsku? – najprostsze rozwiązania są zwykle najlepsze.
- Tak, ale Julia prosi żebym mówił po polsku – wzdycha – Bardzo ciężko mówić po polsku. Julia uczy się francuskiego, ale krótko – dodaje.
                Julia po raz kolejny mnie zaskakuje. Kiedy była z Giannim, nawet nie próbowała nauczyć się włoskiego. Ona chyba naprawdę zamierza się związać z tym Michaelem. Staram się ją zrozumieć, ale nie do końca mi się to udaje. Na pewno jest przystojny. Nie tak, jak Gianni, ale na pewno może się podobać. Jego małomówność wynika chyba z bariery językowej. Ja też, odkąd tu przyjechałam, mówię zdecydowanie mniej. Niektórzy odnieśli nawet wrażenie, że jestem introwertyczką.
- Idziemy wieczorem do klubu z muzyką na żywo - Julia zwiesza mi się na ramieniu – pójdziesz z nami?
- Raczej nie - wzdycham – muszę się wyspać przed zdjęciami. Zadzwoniłaś do rodziców?
- Tak, wczoraj – Julia patrzy na mnie z politowaniem – Myślałaś, że zapomniałam o wielkiej mistyfikacji? Powiedziałam, że musiałaś gnać na jakieś zdjęcia, a ja dzwonię z baru przed Twoim domem.
                No, to uzgodniłyśmy zeznania.
                Włóczymy się cały dzień po barach, maleńkich sklepikach z antykami i galeriach zajmujących czasami powierzchnię dużego pokoju. Tyle czasu tu mieszkam, a nie miałam pojęcia o istnieniu tych miejsc. Jeden z antykwariatów z płytami przypomina mi krakowski sklepik, w którym kupiłam płytę dla Adama. Wśród różnych szpargałów, znajduję wydanie amerykańskich szlagierów z lat trzydziestych w wykonaniu jakiegoś włoskiego kwartetu. Kosztuje grosze, a jeden z wykonawców gra na saksofonie. Nie targuję się, więc sprzedawca dorzuca mi jeszcze płytę z piosenką z filmu „Pół żartem, pół serio” z kapitalnym zdjęciem na okładce. Jest mocno zniszczona, ale i tak robi wrażenie. Wieczorem, żegnamy się i ku wielkiemu zdziwieniu Starej Damy, udaję się do siebie. Zdecydowanie potrzebuję wypoczynku.
                Po powrocie do mieszkania odkrywam, że słońce przyłapało mnie na twarzy mocniej, niż bym sobie życzyła, więc okładam się plasterkami ogórka. Tak mnie zastaje Nadia.
- Ma szczęście ta Twoja siostra – kwituje moje opowieści – Też bym chciała takiego bogatego narzeczonego.
- Nie wiem, czy Michael jest bogaty – mówię w kierunku, z którego dochodzi głos Nadii – bogaty jest Gianni, ale się rozstali, jak poznała Michaela.
- Zostawiła bogatego Włocha? – Nadia wydaje się być zdruzgotana ta wiadomością – poznaj mnie z nim.
- Jak chcesz, to przyjdź do mnie jutro rano na zdjęcia – mówię bez przekonania – Mają tam przyjechać, żeby popatrzeć.
- Naprawdę? Myślisz, że mu się spodobam? – słyszę podniecenie w głosie Nadii.
                Wzruszam ramionami. Nie wiem czemu, ale wolałabym, żeby Nadia nie spodobała się Gianniemu. Głupio mi się przyznać przed samą sobą, że myśl o Giannim kochającym się z Nadią jest nieprzyjemna. Tylko, że on by się z nią nie kochał, on by ją przeleciał i tyle. Ściągam ogórka z twarzy: guzik pomógł! Ostatnią deską ratunku jest krem, który dała mi Monica. Podobno czyni cuda. Mam nadzieję, że dzisiaj uczyni!
                Ranek jest przyjemnie chłodny. To odmiana po gorących i wilgotnych dniach wśród rzymskich kamieni rozgrzanych słońcem. Nawet noc nie dawała nam wytchnienia, bo rozgrzane bruki parowały, polewane wodą przez właścicieli restauracji i kafejek. Tylko okolice niezliczonych fontann dawały chwilowe ukojenie. Nasze mieszkanie nie ma klimatyzacji, ale na szczęście okna wychodzą na dwie strony budynku, więc przeciąg pozwalał nam choć trochę się przespać. Szybko wciągam na siebie mikro-stringi, jak nazywam majtki składające się z trójkąta i dwóch luźnych gumek. Rozciągnięty dres i T-shirt z grubej bawełny to moje ubranie przed zdjęciami. Podstawowa zasada, którą wpoiła mi Angela, to brak odciśniętych śladów na ciele przed sesją. Porządniejsze ubranie i kosmetyczkę wsuwam do granatowego plecaczka. Może po zdjęciach pójdziemy gdzieś z Julią i chłopakami.
- Nadia, wychodzę – wsuwam głowę do jej pokoju – jak chcesz, to wpadnij tam za godzinkę.
                Mruczy coś pod nosem i odwraca się do ściany, ale jestem pewna, że usłyszała. Idę piechotą. Uwielbiam chodzić, szczególnie rano. Nasza dzielnica jest niezbyt ciekawa. Ot, taka sypialnia. Wstępuję do baru naprzeciwko. Mimmo, stawia przede mną sok wyciśnięty przed chwilą z pomarańczy i wodę. Jestem jedną z pierwszych klientek. Za godzinę będzie tu, jak na rynku, ale w tej chwili możemy delektować się spokojnym szmerem wiatraka, obracającego się leniwie na suficie. Mimmo pije poranną kawę i zatapia zęby w croissancie.
- Lavoro? – zerka na mój z pozoru niedbały strój.
                Jest doskonale zorientowany, kiedy idziemy na zdjęcia, a kiedy po prostu do agencji.  Kiwam głową i upijam trochę wody. Jest chłodna, z lodówki, taka jak lubię, lekko gazowana. Moje ciało domaga się kawy, ale rozsądek nakazuje mi zignorować to żądanie. Zerkam na zegar wiszący nad barem i dopijam sok. Koniec „śniadania”. Kiedy wchodzę do centrum, zwalniam kroku. Uwielbiam patrzeć, jak kelnerzy krzątają się, otwierając bary i kawiarnie. Pierwsi klienci dostają swoje cappuccino albo cafe latte i ciastko. Szeleszczą poranne gazety. Za każdym razem obiecuję sobie, że następnego dnia zabiorę aparat i zrobię zdjęcia, ale oczywiście zapominam. Chyba i tak nie potrafiłabym uchwycić tego czaru. Rzym, ku mojemu zaskoczeniu, okazał się miejscem brudnym, zatłoczonym, pełnym samochodów, wszechobecnych skuterów, turystów i kiczowatych pamiątek. Moje wyobrażenie o tym miejscu było zupełnie inne. Jednak noce i te senne poranki ukazywały niesamowitą urodę i charakter tego miasta. Wchodzę na plac hiszpański i z daleka widzę naszą ekipę. Angela tłumaczy coś dwóm karabinierom zataczając ręką kręgi w kierunku schodów.
- Dobrze, że jesteś – wita mnie, kiedy podchodzę bliżej – tam w przyczepie są jeszcze dwie dziewczyny i Patrik, czekamy na Franco. Idź do malowania. Twoje rzeczy wiszą na wieszaku z lewej strony, jest tam kartka z imieniem.
                Za każdym razem to mówi, choć nie ma takiej potrzeby. Widocznie tak już musi być. Idę do przyczepy zostawić plecak. Dziewczyny są młode, mają może po 15-16 lat. Nie znam ich. Wyglądają na Włoszki. To Andreina i Maria, chyba nie ma bardziej pospolitych imion. Chichoczą głupio przez cały czas, więc szybko idę do charakteryzatorki. Rozstawiła się pod ogromnym parasolem. Od strony ciekawskich odgrodziła się parawanem z grubego płótna. Nie wiem dlaczego te małolaty tak mnie denerwują. Angela bierze coraz młodsze dziewczyny. Tak przynajmniej twierdzi Nadia. Dzisiejszy dzień to potwierdza. Gdybym ja zjawiła się tu w wieku 16 lat, pewnie teraz pracowałabym w Paryżu albo Nowym Yorku. A może nie? Wtedy nie podjęłabym studiów, a już na pewno nie medyczne. Zamykam oczy na polecenie charakteryzatorki i odpływam. To taki przyjemny moment. Chyba najprzyjemniejszy z całej sesji. Nie, przyjemniej jest u fryzjera. Chyba, że szarpie za włosy, ale tu nikt nigdy mnie nie szarpie. Odnoszą się do moich jasnych, delikatnych jak u dziecka włosów, prawie z czcią. Tak, u fryzjera jest jeszcze przyjemniej.
- Gotowa? – Patrik wyrywa mnie z zamyślenia – fryzjer czeka. Dzisiaj Twój ulubieniec.
                Otwieram niechętnie oczy. Patrik ma nową fryzurę. Bardzo młodzieżową, nastroszoną. Wygląda jak małolat.
- Dzieciaku! – uśmiecham się do niego zachwycona.
- Widziałaś te niuńki? – Patrik jest zniesmaczony zawartością przyczepy – mówiłaś, że mają się malować po Tobie?
- Nie, a powinnam? – Angela nic nie mówiła – Zaraz im powiem.
- Idź się czesać. Ja im powiem – Patrik uśmiecha się złośliwie.
                Moim ulubionym fryzjerem jest Carlo. Sam mógłby reklamować kosmetyki do włosów. Ma kasztanowe długie włosy, skręcające się w spirale. Męska twarz z lekkim zarostem i te włosy stanowią odurzającą mieszankę. Wzdychają do niego wszystkie dziewczyny, ale on woli chłopaków. Za to, kiedy dotyka moich włosów, dziękuję Bogu, że jest gejem. Ma jakiś dar, który sprawia, że słuchają go nie tylko włosy. Potrafiłby chyba namówić mnie do ogolenia się na łyso. Wiem jednak, że nigdy tego nie zrobi, bo po prostu kocha moje jasne kosmyki. Rozsiadam się na fotelu, a Carlo zaczyna od porcji komplementów na temat jedwabistości, miękkości i tak dalej i tak dalej, a ja odpływam do krainy szczęścia. Szkoda, że nie mogę spędzić w tym fotelu całego dnia. Po drodze na plan mijam się z jedną z niuniek. Umalowana wygląda na moją rówieśnicę, albo raczej obie wyglądamy na równolatki. Już nie jest taka rozchichotana. Ciekawe, co Patrik jej powiedział?
- Ola! – słyszę gdzieś z boku.
                Odwracam się szybko i widzę Julię i Michaela. Zupełnie zapomniałam powiedzieć Angeli, że mogą przyjść.
- Cześć, Gianniego nie ma? – osłaniam oczy ręką, bo słońce jest już dość wysoko, a nie mogę założyć okularów.
- Jest, gada z twoją szefową – Julia wskazuje głową parasol obok przyczepy.
                Wyglądają, jak para znajomych, pogrążona w przyjemnej pogawędce. Podchodzimy tam wszyscy. Angela wita nas lekkim uśmiechem. Przedstawiam Julię i Michaela.
- Och, mówisz po francusku – Angela zwraca się w tym języku do Michaela.
                Nie wiedziałam, że zna aż tyle języków, ale to chyba jasne, skoro pracowała też we Francji. Jednak nie to zaskakuje mnie najbardziej. Nagle Michael jakby ożywa. Kiedy mówi po francusku z lekko gardłowym „R” to brzmi jak: „Rozłóż nogi, szeroko…”. Słowa, które wypowiada nie mają znaczenia. Ten język jest po prostu stworzony do uwodzenia, a Michael ma tak cudowny głos…
- Urobi ją jak miękką glinę – Julia szczerzy do mnie zęby – Dlatego chcę, żeby w Polsce mówił tak tylko do mnie…
                Gianni idzie szybkim krokiem w kierunku via Dei Condotti i po chwili wraca, a za nim dwóch kelnerów ze stolikami i krzesłami.
- Skąd najlepiej widać? – Julia rozgląda się po planie.
- Chyba na prawo od nas – mówię nie spuszczając wzroku z Angeli zapatrzonej w Michaela – Nie wkurza Cię to? – odwracam się do Julii.
- Niech gadają – macha ręką – Kochaliśmy się całą noc, więc on raczej marzy o kawie, a nie o kobiecie. – chichocze – Wstał tylko dlatego, że bardzo chciał zobaczyć profesjonalną sesję.
- Kim ty jesteś, i co zrobiłaś z Julią? - jestem zdruzgotana postawą mojej siostry.
- Jestem tą samą osobą, tylko odkryłam, że jest świat inny od siermiężnej rzeczywistości, w której żyłam do tej pory. I nie mówię o pieniądzach, choć oczywiście, dobrze je mieć – patrzy teraz poważnie – Nawet w wieku 20 lat można odkryć, że życie mija. Jeśli nie zrobimy czegoś teraz, to może się okazać, że już tego nie zrobimy nigdy. Pociąg odjechał, a następny nie zatrzymuje się na stacji, o którą Ci chodzi.
                Zawsze była bardziej rozsądna niż ja, ale nie podejrzewałam, że jest zdolna do takich przemyśleń. Przecież ma tyle samo lat, co ja. Dlaczego ja na to nie wpadłam?
- Kiedy zaczynałaś pracę, mama była załamana. Bała się, że rzucisz studia – Julia zamyśla się na chwilę – Tato oczywiście wziął stronę mamy. Powiedziałam im wtedy to samo. Wtedy sobie samej to uświadomiłam. Dlatego związałam się z Giannim, choć nie do końca byłam pewna, czy chcę spędzić z nim życie. Po prostu mi się podobał.
- A Michael? – wyrywa mi się.
- To co innego – Julia uśmiecha się ciepło – Kocham go. Mam wrażenie, że zawsze go kochałam, tylko nie wiedziałam, kiedy go spotkam. Wiem, że to Ci się może wydawać sentymentalne, ale tak właśnie było. Zobaczyłam go i on zobaczył mnie. Po prostu podeszliśmy do siebie i wiedzieliśmy, że tak musi być. Nic innego się dla nas nie liczyło. Poszliśmy do łóżka tego samego wieczoru. Myślałam, że Gianni go zabije. Stałam pod drzwiami i płakałam, a oni wrzeszczeli na siebie.              
- A Tobie nic nie powiedział? – aż brak mi tchu.
- Nic – Julia kręci głową – i to było najgorsze. Wolałabym, żeby na mnie krzyczał.
                Andrea woła mnie na schody, więc zostawiam Julię z jej rozważaniami. Stefano i jego dwóch asystentów już się rozstawili ze sprzętem. Trudno się dziwić, że potrzeba aż trzech fotografów, skoro nas jest pięcioro. Formuła jest prosta: piątka przyjaciół na wakacjach dobrze się bawi, a przy okazji  prezentuje stroje. Siadamy na schodach i rozkładamy plan Rzymu. Zdjęcia. Zmiana ustawienia. Zmiana strojów. Poprawki makijażu i fryzur. Biorę Patrika za rękę i pokazuję na okno jednego z apartamentów przy schodach. Zdjęcia. Zmiana ustawienia. Niuńki i Patrik zmieniają stroje, my z Franco udajemy, że oglądamy widoki z perspektywy schodów. Zdjęcia. I tak z godzinę. Andrea zarządza przerwę, więc idę na chwilę do Julii i reszty. Dołączyła do nich Nadia.
- Dacie łyka kawy? – zaglądam do filiżanek.
- Zaraz będzie – Gianni odwraca się i robi gest wychylania filiżanki w stronę kafejki, z której przyniesiono stoliki. Po chwili podnosi w górę obie dłonie z rozstawionymi palcami – wiesz, że pokazywałaś apartament Księcia Karola? – rzuca do mnie.
                Nie miałam pojęcia… Nadia wyłazi ze skóry, żeby zwrócić na siebie uwagę Gianniego. Odchodzę do przyczepy, żeby na to nie patrzeć.
- Poleciałaś na samochód? – Patrik syczy mi do ucha.
                Nie rozumiem, o co mu chodzi. Jednak po chwili wszystko staje się jasne. Nieopodal stoi zaparkowane sportowe auto.
- Nawet nie wiedziałam, że ma samochód. Poza tym, to były chłopak mojej siostry, więc to chyba jasne, że z nim nie sypiam. Michael to jej obecny chłopak, więc też odpada! – odparowuję cios poniżej pasa.
                 Jacy ci faceci są dziwni, wszędzie węszą próbę ustawienia się ich kosztem. Z drugiej strony, jak pomyślę o Alicji… Nadia też chciała poznać Gianniego ze względu na jego pieniądze.
- Kawa! – Julia macha do nas rozpromieniona.
                Andrea nie odstępuje Michaela, który chyba jest już zmęczony tym zainteresowaniem. Gianni ma podobną minę. Piję kawę obserwując to z boku, jakbym oglądała niemy film. Czuję, że burczy mi w brzuchu.
- Czy macie jogurt albo lody? – Angela zwraca się po włosku do kelnera.
- I to i to – uśmiecha się czarująco – zależy, na co ma pani ochotę.
- I na to, i na to.
                Liżę loda ostrożnie, żeby nie pobrudzić sukienki, a Patrik udaje, że też ma ochotę polizać. A może nie udaje?
- Jakby mógł, to by Cię zerżnął tu na ulicy – Patrik znów syczy do mnie jadowicie.
                Łapię drapieżne spojrzenie Gianniego. Aż mi się robi gorąco, pod jego wpływem. Wiem, dlaczego tak patrzy. Wszyscy są pod jego wrażeniem, a ja nie. To go kręci!
                Ze schodów dostrzegam, że Julia z Michaelem gdzieś idą. Przy stolikach zostaje Gianni i Nadia.
- Jak nie przestaniesz – patrzę ze słodkim uśmiechem na Patrika, a Stefano cyka zdjęcia – to zaraz zaliczysz policzek.
                Słońce porządnie praży, kiedy kończymy. Wokół mamy całe tłumy turystów, którzy usiłują też zrobić zdjęcia. Zmywam pospiesznie makijaż i zmieniam ciuchy na luźne lniane spodnie i bawełnianą bluzkę. Jeszcze czapka z daszkiem i można spróbować wtopić się w tłum. Wymykam się z przyczepy i trafiam prosto w objęcia Gianniego.
- Julia z Michaelem czekają – łapie mnie za rękę – pospiesz się!
                Ciągnie mnie za sobą do samochodu i po chwili wyjeżdżamy boczną uliczką. Mam nadzieję, że Patrik tego nie widział. Zerkam na logo na kierownicy.
- To Ferrari??? – aż mnie zatyka ze zdumienia.
- Nie jest moje, jeśli o to chodzi – Gianni wprawnie lawiruje między skuterami – Czy mogę mieć do Ciebie prośbę?
                Odruchowo kiwam głową, zafascynowana dźwiękiem silnika. Jest bosko niski, jakby gardłowy. Coś wyjątkowego.
- Nie swataj mnie! – cedzi przez zęby.
- Oczywiście - nie potrafię ukryć radości – jak sobie życzysz.
                Zdumienie na jego twarzy – bezcenne!
- Strasznie męczące te wasze zdjęcia – Julia wita nas w drzwiach domu starej damy – Jemy arbuza, chcecie trochę? Jedziemy z Michaelem do Florencji, możesz zapewnić nam alibi u rodziców?
- Pod warunkiem, że zostawisz adres hotelu – ziewam.
                Arbuz jest przyjemnie zimny, soczysty i słodki. Popijamy go winem wymieszanym z gassosą, czymś w rodzaju musującej lemoniady. Brakuje nam tylko muzyki. Julia odkrawa nożem najlepsze kawałki arbuza i wsuwa je do ust Michaela. Już mnie nie dziwi, że znów przypomina mi się Adam, podjadający pomidory krojone na śniadanie. Mój własny mózg gra nieczysto przeciwko mnie. Podjęłam nierówną walkę i przegrałam ją. Najgorsza  w tym wszystkim jest świadomość pomyłki. Nie, najgorsza jest świadomość, że trzeba będzie się do niej przyznać. Gianni ma rację, zdradziłam Roberta. Jednak nie zrobiłam tego z nim lecz z Adamem. Robię to nadal, pozwalając mu zakradać się do moich myśli. Każda taka zdrada, zamiast wywoływać poczucie winy, wzbudza we mnie dziwną tkliwość i tęsknotę za czymś co było i minęło bezpowrotnie…
- Dlaczego to robisz? – Gianni siada tuż obok mnie – Prowokujesz mnie, a potem uciekasz myślami gdzieś daleko - ciągnie, widząc moje zdziwienie –i tylko Ty znasz drogę powrotną... To, że się z Tobą nie ożenię, nie oznacza, że mi na Tobie nie zależy. Gdybyś zdecydowała się tu zostać na roczny kontrakt, moglibyśmy naprawdę dobrze się bawić. Potem wrócisz na te twoje studia.
- Twoja szczerość jest rozbrajająca – patrzę na trzydziestoletniego faceta o mentalności chłopca – ale obawiam się, że gdybym podjęła taką decyzję, nie miałabym do czego wracać. Życie, które tu prowadzę jest tak diametralnie różne od tego, które prowadzę w Polsce, że po roku trudno byłoby mi się przestawić. Jednocześnie myśl, że prawdopodobnie nie ma sposobu, abym osiągnęła Twój status materialny, nie wychodząc bogato za mąż, jest dla mnie nieznośna.
- Jesteś aż taką materialistką? – Gianni przygląda mi się uważnie.
- Nie jestem, ale ludzie wokół mnie tacy są. Kolega z pracy myśli, że poluję na Twój majątek, koleżanka ze studiów poluje na mojego byłego chłopaka, bo myśli, że jest bogaty, nawet Nadia… W zasadzie tylko mój obecny chłopak jest zainteresowany mną dla mnie samej – szkoda tylko, że go nie kocham.
                Wyraz rozbawienia pomieszanego z politowaniem na twarzy Gianniego, kompletnie wytrąca mnie z równowagi. Wydaję mu się aż tak naiwna? Łatwo mu mnie oceniać, bo zawsze miał pieniądze. Jednak jest dupkiem! Nieważne, co mówi Julka.
- Zastanów się dobrze - Gianni mówi to głośno, tak by reszta słyszała – czy Ty czasami nie jesteś obiektem polowania?
- Gianni! – Julia patrzy na niego gniewnie - To tylko przypuszczenia – odwraca się do mnie – niczego nie chcę Ci sugerować. Po prostu się zastanawialiśmy. Naprawdę nie ma o czym mówić.
                Dziwnie to brzmi w ustach osoby tak pewnej siebie, jak moja siostra. O czym ona mówi? Nie trzeba jednak szczególnej bystrości umysłu, by się domyśleć. No, ale skoro nawet ona ma wątpliwości? Z drugiej strony, nie mam posagu, więc to całe rozważanie wydaje mi się bez sensu.
- Czy mówicie o chłopaku Oli, który ma być dentystą? - pytanie Michaela pada w kompletnej ciszy i sprawia, że wszyscy aż podskakujemy.
- Potrafisz być bezstronny? – patrzę mu w oczy.
- Jeśli chcesz z nim być, to go zapytaj, a jeśli nie, to jego motywy nie mają znaczenia – tak, Michael potrafi być bezstronny.
                Kiedy tej nocy przewracam się po raz kolejny, nie mogąc zasnąć, dociera do mnie głęboki sens tego, co usłyszałam. Nie chodzi nawet o samo ustalenie powodów, dla których Robert chce się ze mną związać, ale o to, że powinnam rozmawiać. Nie ma co liczyć na telepatię. Nawet z Julią muszę omawiać niektóre kwestie, a co dopiero z obcym facetem. A co, jeśli facet jest skryty i mówi o sobie tylko to, o co konkretnie zapytam? „Pytaj konkretnie” – podpowiada mi mój rozsądek. Jutro muszę konkretnie porozmawiać z Nadią. Jej niepowodzenie z Giannim skrupiło się na mnie. No cóż, łatwiej znieść porażkę, jeśli jej źródło nie tkwi w nas samych. Sen krąży wokół mnie, ale miniony dzień wciąż nie pozwala o sobie zapomnieć. Powiem Nadii, że Gianni ma narzeczoną... To moja ostatnia świadoma myśl…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz