Adam
Od
dwóch godzin Alicja kręciła się koło niego. W końcu podeszła i wskazała głową
na schody.
-Przejdziesz się ze mną?
–spytała, przechylając się w tył i prowokacyjnie wypinając bujny biust.
Spojrzał
na jej zaczerwienioną twarz. Sporo wypiła tego wieczoru i zrobiła się odważna-
pomyślał. Dlaczego nie miałby z nią pójść? Jej intencje były jasne, a on od
dawna nie uprawiał seksu. Obejrzał się na Artura. Ten spojrzał na niego
znacząco. OK, pamiętał! Wiedział, że Alicja zaprosiła Artura tylko ze względu
na niego. Sam by tu nie przyszedł. Połechtało to jego męską próżność. Spojrzał
na Alicję, stojąca na schodach i poszedł za nią. Przeszli przez korytarz na
piętrze obok pokoju, w którym spał z Olą i poszli na koniec korytarza. Alicja
otworzyła drzwi z ciemnego drewna i weszli do obszernej sypialni z dużym
łóżkiem na środku. Uchylone drzwi na bocznej ścianie ukazywały małą łazienkę.
- Niezły „kopulodrom” –
powiedział, rozglądając się.
Alicja
odwróciła się do niego oparta o łóżko i zarzuciła mu ręce na szyję. Łapczywie
wpiła się w jego usta. Zaskoczyła go, ale odpowiedział na pocałunek, zataczając
językiem kręgi wokół jej zębów. Poczuł smak alkoholu pomieszanego z sokiem
pomarańczowym. Sięgnął w dół pod marszczoną spódnicę i ku swojemu zaskoczeniu
odkrył, że zdjęła majtki. Popchnął ją na łóżko i sięgnął do kieszeni, potem do
drugiej. Niestety były puste. No tak, od czasu rozstania z Olą przestał nosić
gumki.
- Nie potrzebujemy ich, biorę
tabletki – zamruczała zmysłowo Alicja, unosząc spódnicę i rozchylając uda.
Przypomniały
mu się słowa Artura: „Uważaj, ona rozłoży nogi, jak poczuje u Ciebie kasę, ale wiesz,
na co Cię złapie…”. Pokręcił głową, aż tak pijany nie był. Zresztą gdyby był,
Artur dawno by go stąd wyprowadził. Sorry, bez gumek nic z tego.
- W najwyższej szufladzie! –
rzuciła niechętnie, rozchylając koszulę.
Podszedł
do komody i odsunął szufladę: bananowe, truskawkowe, … Nie miał ochoty na
banany. Wziął czerwone pudełeczko i wyciągnął foliową torebeczkę. Rozerwał ją
zębami i poczuł zapach truskawek. Szybko się uporał i wrócił do Alicji. Zsunęła
stanik ukazując mu duże piersi ze sterczącymi ciemnymi brodawkami. Wszedł w nią
gwałtownie, na co odpowiedziała głośnym jękiem, najwyraźniej jej to odpowiadało...
Patrzył na jej duże piersi podskakujące w rytm jego pchnięć. Alicja jęczała
coraz głośniej, ale nie mogła dojść. Tak to jest, jak się za dużo wypiło –
pomyślał. Zrobiło mu się jej żal. Zmienił strategię. Poruszał się teraz wolniej
i sięgnął ręką w dół. Po chwili twarz Alicja rozjaśnił błogi uśmiech. Teraz
nadeszła kolej na niego. Przymknął oczy i przywołał wspomnienie burzy jasnych
włosów, linii pleców zakończonych seksownym wygięciem i lekko zaróżowionych
pośladków. Poczuł przyjemny skurcz gdzieś na dole. Otaczający go zewsząd zapach
truskawek spowodował, że poczuł ich smak na podniebieniu. OLA SMAKUJE, JAK LODY
TRUSKAWKOWE! Doszedł z cichym jękiem.
Otworzył
oczy i natychmiast się wycofał. Gumowy balonik zawiązał na supeł. Podciągnął
spodnie.
- Wiedziałam, że jesteśmy dla
siebie stworzeni… – Alicja śledziła każdy jego ruch.
- Nie sądzę – odparł obojętnym
tonem.
Pociągnął
za brzeg jej spódnicy, przysłaniając nadal rozchylone uda. Odwrócił się i
ruszył do drzwi.
- Ty draniu! – usłyszał jeszcze,
zanim drzwi się zamknęły.
Szybko
schodził ze schodów. Na dole czekał na niego Artur oparty o poręcz.
- Spadamy! – powiedział do niego
krótko – Zadzwonię po taxi.
- Już dzwoniłem – Artur spojrzał
na zegarek – za 5 minut będzie na nas czekać u wylotu ulicy.
Wyszli,
żegnając się tylko z Justyną i Maćkiem.
- A gdzie Alicja? – Justyna
rozejrzała się wokół – pożegnać ją od Was?
- Raczej nie – Artur uśmiechnął
się złośliwie – Adam przekazał jej pozdrowienia od Jacka. Chyba nie jest
zadowolona.
Szli
uliczką obok pojemników na śmieci. Zatrzymał się na chwilę, wyciągnął z kieszeni
prezerwatywę i cisnął ją ze złością do pojemnika. Nie był z siebie dumny. Nie
przekazywał żadnych pozdrowień! Po prostu uległ chwili, pod wpływem kilku
kieliszków. Alicja nawet mu się specjalnie nie podobała. Właściwie nie
wiedział, dlaczego to zrobił. Z zemsty? Na kim? Za co? Podeszli do taksówki.
Wszedł
do mieszkania i już miał iść do pokoju, kiedy zauważył sporą kartkę obok
telefonu. Otworzył ją i zamarł.
„Dzwoniła Ola Jezierska. Chciała koniecznie z
Tobą rozmawiać, bo jutro wyjeżdża.”
Patrzył
w osłupieniu na równe litery nakreślone przez jego babcię. Czekał na ten
telefon tyle czasu, a teraz, kiedy wreszcie do niego zadzwoniła, on był gdzie
indziej. I to gdzie! Spojrzał na zegarek: druga w nocy, za późno, żeby
zadzwonić. Rano! Zadzwoni rano. Odetchnął głęboko. Nagle poczuł się strasznie
zmęczony. W pokoju zdjął tylko ubranie i rzucił się na łóżko. Zasnął
natychmiast głębokim, niespokojnym snem.
Warszawa
- Robert, zrozum, że nie mogę
zostać z Tobą dłużej – po raz kolejny tłumaczę mu sytuację – moi rodzice już jadą
do Warszawy.
- Gdybyś tu mieszkała, to nie
byłoby takiego problemu – mówi z wyrzutem.
- I tak, i nie – kręcę głową –
przecież nie zgodziliby się na to, żebym z Tobą zamieszkała. Musiałabym
mieszkać w akademiku, przynajmniej oficjalnie. Zresztą o czym my mówimy? Ja się
nigdzie nie przenoszę.
- Jeszcze o tym pogadamy.
Przecież związek na odległość to fikcja! – maszeruje przede mną jak żołnierz.
- Usiądź koło mnie – klepię ławkę
– kręci mi się w głowie od tego chodzenia. Przyszliśmy do Łazienek dla
przyjemności, a Ty wszystko psujesz. Przecież wiedziałeś, że się nie przeniosę
do Warszawy, jak pisałeś do mnie list, a w każdym razie, jak go wysyłałeś.
Żyjesz z dnia na dzień, nie zastanawiasz się nad przyszłością, a nie potrafisz
cieszyć się z tego, co masz dzisiaj.
Staje
przede mną z kwaśną miną.
- Moi rodzice liczyli… - zaczyna.
- Nie chcę wiedzieć, na co
liczyli Twoi rodzice – ucinam – Interesuje mnie wyłącznie to, na co Ty
liczyłeś. Niestety nie jestem w stanie zrobić więcej. Wygrałam los na loterii i
nie zamierzam go zmarnować. Ile moich koleżanek wyjechało do legalnej pracy na
zachód?
Wzrusza
ramionami.
- No właśnie, nie wiesz – kiwam
głową – Ja też Cię o coś prosiłam. Chciałam, żebyś zdał egzamin, a Ty co
zrobiłeś, żeby spełnić moją prośbę?
- Masz strasznie praktyczne podejście
do życia – Robert wreszcie siada obok mnie – zawsze tak było?
- Zawsze - mówię z przekonaniem –
Jak się ma rodzeństwo, to człowiek musi się wcześnie nauczyć dbać o swoje
sprawy. Poza tym, tak się składa, że marzę o tym, aby ktoś za mnie troszczył się
o przyziemne sprawy, ale niestety nie ma kogoś takiego przy mnie. Ty kompletnie
nie myślisz o pracy, pieniądzach i przyszłości.
- Tak uważasz? To po co jadę
zbierać owoce? – Robert jest wyraźnie urażony moimi słowami – Dlaczego
proponowałem Ci zamieszkanie u siebie? To nie jest praktyczne podejście?
- A ile wydałeś na imprezy? –
zadaję cios poniżej pasa – Myślisz, że jak jestem w Krakowie, to nie wiem, że
zamiast się uczyć, łazisz po klubach? Możesz kiwać rodziców, ale ja się nie
nabiorę. Wiem, dlaczego nie zdałeś biologii!
- Julia? – oczy Roberta zwężają
się do cienkich szparek.
- Nie Julia – kręcę głową –
chociaż byłaby szczęśliwa, mogąc mi opowiedzieć o tym, jak się bawisz. Jestem o
tym przekonana – mówię z przekąsem.
- Kto Ci powiedział? – nachyla
się do mnie z groźną miną.
- Nie ma znaczenia, kto mi
powiedział – nie miałam pewności, ale z kilku informacji od Ewy skleiłam
całość. Jego wybuch potwierdził moje przypuszczenia – tylko, że miał co
opowiadać!
Zastanawiam
się, czy on się tak zmienił, czy ja nie chciałam widzieć, jaki jest naprawdę?
- Jesteś zupełnie odmieniona –
Robert patrzy na mnie z niechęcią – zachowujesz się, jak moja mama. Myślałem,
że mnie kochasz.
- Nie mieszaj to tego Twojej
mamy. Za każdym razem będziesz mnie do niej porównywał? Obawiam się, że nie
wytrzymam konkurencji.
- Nie bądź złośliwa!
- Złośliwość jest cechą ludzi
inteligentnych – syczę.
- Uważaj, bo te inteligentne
zostają na koniec same. Nawet te najładniejsze!
Rzym
Kiedy
siedzę w samolocie do Rzymu i wspominam tamtą rozmowę, nadal czuję złość. Pogodziliśmy
się po tej kłótni, ale niesmak pozostał. Słowa wypowiedziane w gniewie, są
zwykle szczere. Chyba wtedy dotarło do mnie, że Robert nie był zainteresowany
tym, co mówię. Słuchał mnie, ale to w żaden sposób nie wpływało na jego
postępowanie. Nawet nie zadawał sobie trudu, żeby ze mną dyskutować. Ja mówiłam,
a on robił swoje. Miałam ochotę powiedzieć mu, że to nie ma sensu… Tylko, jak
to zrobić, kiedy on ma na głowie egzaminy. Liczył na moje wsparcie, a ja mu
odmówiłam… No, ale, co miałam zrobić? Nawet nie marzyłam, że pojadę do
zachodniego świata, do legalnej pracy…
Gdyby to spotkało Roberta, to skakałabym z radości, ciesząc się z nim!
Zerkam
przez okienko i widzę skłębione, jak bita śmietana chmury, oświetlone promieniami
słońca. Tato mówił mi, że to tak wygląda, ale jego słowa nie oddawały tego, co
mogę teraz sama zobaczyć. Byli oboje tacy podekscytowani moim wyjazdem i
jednocześnie tacy zatroskani. Cieszę się, że przyjechali do Warszawy. To były
trzy cudowne dni. Jakbyśmy mieli rodzinne wakacje. Trzy dni zwiedzania, jadania
w restauracjach i hotel. Nie wiem ile zapłacili za noclegi w Forum, ale
poczułam się wspaniale. Kuba rano wpakowywał się do naszego pokoju. Po raz
pierwszy wolałam spać w jednym łóżku z Julią, a nie z Robertem.
Jak
tylko wylądujemy, muszę do nich zadzwonić. Powinni już być w domu. Sprawdzam na
wszelki wypadek adres agencji. Ktoś ma po mnie wyjść, ale lepiej być
przygotowanym. Czuję ucisk podniecenia w gardle. Samolot leci teraz nad
postrzępionymi chmurami, przez które od czasu do czasu można zobaczyć odległą
ziemię. Jak tam będzie? Julia mówiła, że to niewielka, ale dobra agencja.
Dobrze, że ma tego Gianniego. Chmury zniknęły i teraz widać ośnieżone szczyty.
Alpy? Tu są najlepsze w Europie stoki narciarskie. Chciałabym kiedyś przyjechać
tu na narty. Czuję, że zaraz moje myśli powędrują w stronę kogoś, o kim wolę
teraz nie myśleć. Na szczęście pilot właśnie ogłasza, że mamy zapiąć pasy, bo
niedługo lądujemy. Ośnieżone szczyty zniknęły, a wraz z nimi myśli o nartach.
Przede mną przygoda, oby szczęśliwa. Podchodzimy do lądowania.
Zanim
zdążam ściągnąć walizkę z taśmy, jakiś barczysty chłopak zdejmuje ją, jak
piórko.
- Dzięki – bąkam.
- Di niente – odpowiada z uśmiechem.
Idę
do kontroli paszportowej, ale nawet nie patrzą na mój paszport, tylko każą iść
dalej. Samolot to jednak był świetny pomysł. Jak pomyślę o staniu na granicach
w upale. Dzięki Piotr!
Za
barierką, w pewnej odległości od innych stoi pulchna dziewczyna z burzą
czarnych włosów i kartką z moim nazwiskiem. Przygląda się przechodzącym uważnie,
a kiedy jej wzrok pada na mnie, uśmiecha się szeroko. Podchodzę do niej .
- Angela? – pytam.
- Nie, jestem Simona, asystentka
Angeli – odpowiada po angielsku z okropnym akcentem – jedziemy do agencji, tam
jest Angela.
No
pewnie, co za idiotka ze mnie. Angela była kiedyś modelką, a ta dziewczyna z
pewnością nie ma więcej niż 25 lat i 160 cm wzrostu. Za to, od razu wzbudza
moją sympatię. Bierze ode mnie walizkę i ciągnie ją do wyjścia. Idzie szybko i
pewnie, tak, że ledwo za nią nadążam. Gada nieprzerwanie przez całą drogę,
pokazując mijane budynki i opowiadając o agencji. Od czasu do czasu wtrąca
włoskie słowa, bo prawdopodobnie nie zna angielskich. Głowę mam jak balon,
kiedy wysiadamy z taksówki przed ścianą z ogromnymi oknami przysłoniętymi
pasiastymi markizami. Nad nimi czarno-biały szyld: „Angela’s studio”.
Angela
okazuje się bardzo miłą, ale konkretną kobietą około czterdziestki. Jest nadal
bardzo ładna i świetnie ubrana.
Szybko poznaje mnie z moją sublokatorką, Nadią, modelką z Rosji. Dostaję umowę,
którą mam przeczytać i podpisać. Do tego załącznik z planem pracy na przyszły
tydzień. Do końca tego tygodnia mam wolne, na aklimatyzowanie się. Cztery dni
to dużo czasu. No i załatwione.
- Czy mogę stąd zadzwonić do
domu? – pytam niepewnie – Dzwoniłam z lotniska, ale nikt nie odbierał.
Angela
wskazuje mi telefon i kartkę na ścianie. Nadia, która ma się mną na razie
zajmować, tłumaczy, że mam zapisać datę i godzinę, kiedy dzwonię. Potem oddam
pieniądze za rozmowę na podstawie bilingu.
- Cześć, jestem już w agencji.
Dzwoniłam z lotniska, ale nie odbieraliście – mówię jednym tchem.
- Tak myślałam, że to Ty – mama
oddycha z ulgą – mamy chyba z 10 nieodebranych połączeń, ale bez nagrań na
sekretarkę. Chyba się zepsuła. Jak się czujesz, wszystko dobrze? – pyta z
niepokojem.
- Wszystko dobrze, mamo – patrzę
na Nadię, która uśmiecha się do mnie ciepło – poznałam moją współlokatorkę,
Nadię i pojedziemy teraz do mieszkania. Zadzwonię do Was w niedzielę. Napiszę
list.
- Całujemy Cię, kochanie – mama
prawie nigdy tak do mnie nie mówi. Musi się strasznie o mnie martwić.
- Nie martw się, OK.? Kocham Was.
Mieszkanie
jest niewielkie, dwie sypialnie i aneks z wnęką kuchenną. No ale nikt nie
zamierza tu gotować obiadów. Zamiast szafy mam stojący wieszak z drążkiem na
ubrania, prawdopodobnie zabrany z jakiegoś pokazu albo sesji. Zaglądam do
łazienki. Prysznic, umywalka, kibelek. Nic szczególnego. Za to kosmetyków, jest
tam więcej niż w drogerii. Nadia pokazuje mi jeszcze sprytny wynalazek, jakim
są sznury rozciągnięte między naszymi oknami. Naciągnięto je na bloczki, więc
pociąga się je i pranie podjeżdża pod okno. Super!
Idziemy
razem do baru naprzeciwko. Stamtąd można dzwonić i Mimmo, czyli Domenico, właściciel,
przyjmuje wiadomości do nas, gdyby zadzwonił np. ktoś z agencji. Dostaję na
powitanie Cappuccino, jakiego w życiu nie piłam. To będzie mój ulubiony bar.
---
Leżę już drugą
godzinę i nie mogę zasnąć. Dobrze, że jutro niedziela i nie muszę wstawać rano.
Co się ze mną dzieje? Coraz częściej myślę o Adamie. Przecież odeszłam od
niego. Nikt mi nie kazał, sama podjęłam taką decyzję. A jeśli decyzja była zła?
Odeszłam, bo byłam święcie przekonana, że on mnie nie kocha. Co się zmieniło?
Przecież nie usłyszałam tych słów z jego ust. Więc czemu wciąż nie mogę o nim
zapomnieć? Przecież zostawiłam go dla Roberta, który wciąż mówi, że mnie kocha…
Słyszałam to od niego setki razy. Od Adama chciałam to usłyszeć jeden jedyny
raz. Czego ja właściwie chcę? Roberta, który zaczyna mnie irytować, kiedy gada
o wspólnej przyszłości i o tym, że jestem miłością jego życia, czy Adama,
którego jedno dotkniecie sprawiało, że płonęłam, a który nie mówił nigdy o
uczuciach? Zerkam na zegarek, jest pierwsza w nocy. Nadia dawno śpi. Przeciągam
się i moje ręce natrafiają na pręty łóżka. Przypomina mi się ten wieczór, gdy
Robert mnie związał. Boże, ale mnie wystraszył. Prawdę powiedziawszy, to nie
wierzę, że mógłby mnie skrzywdzić, ale żart był nie na miejscu. Duszno w tym
pokoju i głowa zaczyna mnie boleć. Nie pamiętam, gdzie leżą tabletki. Powinnam
wstać i ich poszukać…
… chcę wstać, ale nie mogę.
Otwieram oczy i widzę, że jestem przywiązana do łóżka. Ktoś zapala świecę.
Adam? Odwracam głowę i widzę mężczyznę, ale w słabym świetle nie rozpoznaję go.
Co on tu robi? Chcę krzyknąć, ale nie mogę. Och, jestem zakneblowana. Oddycham
z trudem. Mężczyzna podchodzi bliżej i widzę, że to Robert. Jest nagi, klęka
między moimi nogami, a ja staram się uwolnić. Szarpię się, ale to nic nie daje.
Ktoś wchodzi. Adam? Pomóż mi, błagam! Robert dotyka mnie między udami, a ja
staram się uciec od tego dotyku. Odwracam głowę, obok łóżka stoi Pawełek i
rozpina spodnie. „Potem moja kolej” - rechocze. Czuję ucisk w dole brzucha.
Szarpię się z całych sił. Błagam, niech mi ktoś pomoże! Adam, pomóż mi proszę,
proszę! Robert kładzie się na mnie i sięga ręką w dół do moich ud. Czuję ból.
Co on robi? O rany! Czuję jeszcze większy ból w dole brzucha. Jestem
przerażona. Nie chcę! Nie, nie, nie!
- Ola, Ola! – ktoś szarpie mnie
za ramię – Ty gridała…
Nadia
siedzi na moim łóżku i patrzy przestraszona. Siadam. Jest jasno, a ja jestem
zlana potem. Boże, to był tylko sen. Zły sen. Czuję ból, który czułam we śnie.
Zaglądam pod kołdrę i sięgam ręką do złączenia ud.
- O, nie! – patrzę na Nadię
załamana – dostałam okresu cztery dni wcześniej, a pojutrze mamy zdjęcia w
kostiumach kąpielowych. Przecież nie mogę iść w podpasce.
Idę
do łazienki. Patrzę na paczuszkę tamponów Nadii. Ta to się nie przejmuje. Nagle
coś mi przychodzi do głowy.
- Nadia - wychylam się z łazienki
– pójdziesz ze mną do ginekologa? Nie znam na tyle włoskiego, a muszę się
dowiedzieć, czy mogę używać tamponów.
- Możesz wziąć moje – Nadia nie
rozumie, w czym problem.
- Nie o to chodzi - kręcę – Nie
jestem pewna, czy to bezpieczne. Wiesz, tyle się mówi o bakteriach i w ogóle…
Nadia
patrzy na mnie, jak na kosmitę. Nagle, coś jej zaczyna świtać. Widzę to w jej
oczach.
- Ty nie…? – zaczyna, ale nie
kończy zdania, tylko przygląda mi się z zaciekawieniem. Dwudziestoletnia
dziewica to chyba nie jest tu powszechne zjawisko, jak wnioskuję.
- Nie! – wyrzucam z siebie i
czuję, że robię się czerwona, jak burak.
- Dobrze – mówi w końcu – pójdę z
Tobą, tylko trzeba rano umówić wizytę.
- Dzięki Nadiu – szukam tabletki
przeciwbólowej – tylko nikomu nie mów, OK.?
Kręci
głową i dalej patrzy na mnie dziwnie. Czuję się okropnie.
Adam
Kiedy
podszedł do wyjścia z samolotu, uderzył go upał wdzierający się do wnętrza.
Oślepiony promieniami słońca, zamrugał, ale to niewiele pomogło. Schodził na
płytę lotniska, gdzie już czekał autokar. Zawsze podstawiali samolot do rękawa,
dziś jednak było inaczej... Wszystko było inaczej. Zawsze się cieszył, widząc
to lotnisko. Wiedział, że ma przed sobą ponad dwa miesiące w kraju, który dawał
nieograniczone możliwości takim, jak on. Zawsze, gdy witał to lotnisko, miał
nadzieję, że tym razem usłyszy, że nie musi wracać do Polski. Jednak, tym razem,
było inaczej. Jego myśli krążyły gdzieś w nieokreślonej przestrzeni. Dwa
tygodnie wcześniej zadzwonił do ojca i poinformował go o dacie przylotu. Na
pewno czeka już na niego niecierpliwie. Nie widzieli się od Bożego Narodzenia.
Tyle się wydarzyło od tamtej pory… Westchnął zrezygnowany. Autokar zaparkował
przed wejściem. Poszedł razem z innymi po bagaż.
„I give her
all my love
That’s all I do
And
if you saw my love
You’d love her too
Because I love her…”
Rozpoznał Mc Cartney’a. Zamyślił się, kiedy
dotarły do niego słowa, dobiegające z głośników. Sam nie wyraziłby tego lepiej.
Minęły ponad trzy miesiące, a on miał wrażenie, że ktoś odciął mu zasilanie.
Nigdy wcześniej nie odczuł rozstania tak boleśnie. Owszem, chodził przez kilka
dni przybity, ale potem po prostu szukał kolejnej dziewczyny. Teraz nie chciał
kolejnej dziewczyny. Dopiero teraz uświadomił sobie, że to go irytuje bardziej,
niż cokolwiek innego na świecie. Nadal jednak nie miał pojęcia, co z tym
zrobić. Nie zatrzymał jej, nawet nie próbował! Tylko czy to by coś zmieniło?
Podjęła decyzję sama. Nie chciała go! Na pewno? Była w nim zakochana, czuł to.
Więc, co się stało? Potem ten telefon i pustka! Zniknęła! Oddała klucze od
pokoju, zanim zdążył ją złapać. Gdyby wtedy babcia obudziła go na czas… Nie
mógł mieć do niej pretensji, skąd miała wiedzieć, że dzwoniła najważniejsza
dziewczyna na świecie. Nigdy nie rozmawiał z nią o dziewczynach. Chciał
zadzwonić do jej rodziców. W końcu, ilu dentystów Jezierskich może być w takim
Skarżysku? I co? Automatyczna sekretarka przez dwa dni. Co miał nagrać? Nagrać… co to za nagranie?
“…Vogue, vogue, vogue
Look around everywhere you turn is heartache
It's everywhere that you go [look around]
You try everything you can to escape
The pain of life that you know…”
Look around everywhere you turn is heartache
It's everywhere that you go [look around]
You try everything you can to escape
The pain of life that you know…”
Musi zadzwonić pilnie do Justyny, a potem poprosi o pomoc siostrę ojca,
podobno wybierała się do Europy. Musi przynajmniej spróbować. Wszystko mu
jedno, czy ma to sens, czy nie. Musi coś zrobić, bo inaczej eksploduje. Będzie
to i tak lepsze, niż bierne czekanie, aż coś się wydarzy. Tak, teraz miał
pomysł. Uśmiechnął się do siebie i podniósł głowę. Jakieś dziesięć kroków przed
nim, za barierką stał ojciec z uniesioną w geście powitalnym ręką.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz