czwartek, 6 marca 2014

kocha, nie kocha...



Adam
                Od dwóch godzin Alicja kręciła się koło niego. W końcu podeszła i wskazała głową na schody.
-Przejdziesz się ze mną? –spytała, przechylając się w tył i prowokacyjnie wypinając bujny biust.
                Spojrzał na jej zaczerwienioną twarz. Sporo wypiła tego wieczoru i zrobiła się odważna- pomyślał. Dlaczego nie miałby z nią pójść? Jej intencje były jasne, a on od dawna nie uprawiał seksu. Obejrzał się na Artura. Ten spojrzał na niego znacząco. OK, pamiętał! Wiedział, że Alicja zaprosiła Artura tylko ze względu na niego. Sam by tu nie przyszedł. Połechtało to jego męską próżność. Spojrzał na Alicję, stojąca na schodach i poszedł za nią. Przeszli przez korytarz na piętrze obok pokoju, w którym spał z Olą i poszli na koniec korytarza. Alicja otworzyła drzwi z ciemnego drewna i weszli do obszernej sypialni z dużym łóżkiem na środku. Uchylone drzwi na bocznej ścianie ukazywały małą łazienkę.
- Niezły „kopulodrom” – powiedział, rozglądając się.
                Alicja odwróciła się do niego oparta o łóżko i zarzuciła mu ręce na szyję. Łapczywie wpiła się w jego usta. Zaskoczyła go, ale odpowiedział na pocałunek, zataczając językiem kręgi wokół jej zębów. Poczuł smak alkoholu pomieszanego z sokiem pomarańczowym. Sięgnął w dół pod marszczoną spódnicę i ku swojemu zaskoczeniu odkrył, że zdjęła majtki. Popchnął ją na łóżko i sięgnął do kieszeni, potem do drugiej. Niestety były puste. No tak, od czasu rozstania z Olą przestał nosić gumki.
- Nie potrzebujemy ich, biorę tabletki – zamruczała zmysłowo Alicja, unosząc spódnicę i rozchylając uda.
                Przypomniały mu się słowa Artura: „Uważaj, ona rozłoży nogi, jak poczuje u Ciebie kasę, ale wiesz, na co Cię złapie…”. Pokręcił głową, aż tak pijany nie był. Zresztą gdyby był, Artur dawno by go stąd wyprowadził. Sorry, bez gumek nic z tego.
- W najwyższej szufladzie! – rzuciła niechętnie, rozchylając koszulę.
                Podszedł do komody i odsunął szufladę: bananowe, truskawkowe, … Nie miał ochoty na banany. Wziął czerwone pudełeczko i wyciągnął foliową torebeczkę. Rozerwał ją zębami i poczuł zapach truskawek. Szybko się uporał i wrócił do Alicji. Zsunęła stanik ukazując mu duże piersi ze sterczącymi ciemnymi brodawkami. Wszedł w nią gwałtownie, na co odpowiedziała głośnym jękiem, najwyraźniej jej to odpowiadało... Patrzył na jej duże piersi podskakujące w rytm jego pchnięć. Alicja jęczała coraz głośniej, ale nie mogła dojść. Tak to jest, jak się za dużo wypiło – pomyślał. Zrobiło mu się jej żal. Zmienił strategię. Poruszał się teraz wolniej i sięgnął ręką w dół. Po chwili twarz Alicja rozjaśnił błogi uśmiech. Teraz nadeszła kolej na niego. Przymknął oczy i przywołał wspomnienie burzy jasnych włosów, linii pleców zakończonych seksownym wygięciem i lekko zaróżowionych pośladków. Poczuł przyjemny skurcz gdzieś na dole. Otaczający go zewsząd zapach truskawek spowodował, że poczuł ich smak na podniebieniu. OLA SMAKUJE, JAK LODY TRUSKAWKOWE! Doszedł z cichym jękiem.
                Otworzył oczy i natychmiast się wycofał. Gumowy balonik zawiązał na supeł. Podciągnął spodnie.
- Wiedziałam, że jesteśmy dla siebie stworzeni… – Alicja śledziła każdy jego ruch.
- Nie sądzę – odparł obojętnym tonem.
                Pociągnął za brzeg jej spódnicy, przysłaniając nadal rozchylone uda. Odwrócił się i ruszył do drzwi.
- Ty draniu! – usłyszał jeszcze, zanim drzwi się zamknęły.
                Szybko schodził ze schodów. Na dole czekał na niego Artur oparty o poręcz.
- Spadamy! – powiedział do niego krótko – Zadzwonię po taxi.
- Już dzwoniłem – Artur spojrzał na zegarek – za 5 minut będzie na nas czekać u wylotu ulicy.
                Wyszli, żegnając się tylko z Justyną i Maćkiem.
- A gdzie Alicja? – Justyna rozejrzała się wokół – pożegnać ją od Was?
- Raczej nie – Artur uśmiechnął się złośliwie – Adam przekazał jej pozdrowienia od Jacka. Chyba nie jest zadowolona.
                Szli uliczką obok pojemników na śmieci. Zatrzymał się na chwilę, wyciągnął z kieszeni prezerwatywę i cisnął ją ze złością do pojemnika. Nie był z siebie dumny. Nie przekazywał żadnych pozdrowień! Po prostu uległ chwili, pod wpływem kilku kieliszków. Alicja nawet mu się specjalnie nie podobała. Właściwie nie wiedział, dlaczego to zrobił. Z zemsty? Na kim? Za co? Podeszli do taksówki.
                Wszedł do mieszkania i już miał iść do pokoju, kiedy zauważył sporą kartkę obok telefonu. Otworzył ją i zamarł.
                Dzwoniła Ola Jezierska. Chciała koniecznie z Tobą rozmawiać, bo jutro wyjeżdża.”
                Patrzył w osłupieniu na równe litery nakreślone przez jego babcię. Czekał na ten telefon tyle czasu, a teraz, kiedy wreszcie do niego zadzwoniła, on był gdzie indziej. I to gdzie! Spojrzał na zegarek: druga w nocy, za późno, żeby zadzwonić. Rano! Zadzwoni rano. Odetchnął głęboko. Nagle poczuł się strasznie zmęczony. W pokoju zdjął tylko ubranie i rzucił się na łóżko. Zasnął natychmiast głębokim, niespokojnym snem.

Warszawa         
- Robert, zrozum, że nie mogę zostać z Tobą dłużej – po raz kolejny tłumaczę mu sytuację – moi rodzice już jadą do Warszawy.
- Gdybyś tu mieszkała, to nie byłoby takiego problemu – mówi z wyrzutem.
- I tak, i nie – kręcę głową – przecież nie zgodziliby się na to, żebym z Tobą zamieszkała. Musiałabym mieszkać w akademiku, przynajmniej oficjalnie. Zresztą o czym my mówimy? Ja się nigdzie nie przenoszę.
- Jeszcze o tym pogadamy. Przecież związek na odległość to fikcja! – maszeruje przede mną jak żołnierz.
- Usiądź koło mnie – klepię ławkę – kręci mi się w głowie od tego chodzenia. Przyszliśmy do Łazienek dla przyjemności, a Ty wszystko psujesz. Przecież wiedziałeś, że się nie przeniosę do Warszawy, jak pisałeś do mnie list, a w każdym razie, jak go wysyłałeś. Żyjesz z dnia na dzień, nie zastanawiasz się nad przyszłością, a nie potrafisz cieszyć się z tego, co masz dzisiaj.
                Staje przede mną z kwaśną miną.
- Moi rodzice liczyli… - zaczyna.
- Nie chcę wiedzieć, na co liczyli Twoi rodzice – ucinam – Interesuje mnie wyłącznie to, na co Ty liczyłeś. Niestety nie jestem w stanie zrobić więcej. Wygrałam los na loterii i nie zamierzam go zmarnować. Ile moich koleżanek wyjechało do legalnej pracy na zachód?
                Wzrusza ramionami.
- No właśnie, nie wiesz – kiwam głową – Ja też Cię o coś prosiłam. Chciałam, żebyś zdał egzamin, a Ty co zrobiłeś, żeby spełnić moją prośbę?
- Masz strasznie praktyczne podejście do życia – Robert wreszcie siada obok mnie – zawsze tak było?
- Zawsze - mówię z przekonaniem – Jak się ma rodzeństwo, to człowiek musi się wcześnie nauczyć dbać o swoje sprawy. Poza tym, tak się składa, że marzę o tym, aby ktoś za mnie troszczył się o przyziemne sprawy, ale niestety nie ma kogoś takiego przy mnie. Ty kompletnie nie myślisz o pracy, pieniądzach i przyszłości.
- Tak uważasz? To po co jadę zbierać owoce? – Robert jest wyraźnie urażony moimi słowami – Dlaczego proponowałem Ci zamieszkanie u siebie? To nie jest praktyczne podejście?
- A ile wydałeś na imprezy? – zadaję cios poniżej pasa – Myślisz, że jak jestem w Krakowie, to nie wiem, że zamiast się uczyć, łazisz po klubach? Możesz kiwać rodziców, ale ja się nie nabiorę. Wiem, dlaczego nie zdałeś biologii!
- Julia? – oczy Roberta zwężają się do cienkich szparek.
- Nie Julia – kręcę głową – chociaż byłaby szczęśliwa, mogąc mi opowiedzieć o tym, jak się bawisz. Jestem o tym przekonana – mówię z przekąsem.
- Kto Ci powiedział? – nachyla się do mnie z groźną miną.
- Nie ma znaczenia, kto mi powiedział – nie miałam pewności, ale z kilku informacji od Ewy skleiłam całość. Jego wybuch potwierdził moje przypuszczenia – tylko, że miał co opowiadać!
                Zastanawiam się, czy on się tak zmienił, czy ja nie chciałam widzieć, jaki jest naprawdę?
- Jesteś zupełnie odmieniona – Robert patrzy na mnie z niechęcią – zachowujesz się, jak moja mama. Myślałem, że mnie kochasz.
- Nie mieszaj to tego Twojej mamy. Za każdym razem będziesz mnie do niej porównywał? Obawiam się, że nie wytrzymam konkurencji.
- Nie bądź złośliwa!
- Złośliwość jest cechą ludzi inteligentnych – syczę.
- Uważaj, bo te inteligentne zostają na koniec same. Nawet te najładniejsze!

  
Rzym
                Kiedy siedzę w samolocie do Rzymu i wspominam tamtą rozmowę, nadal czuję złość. Pogodziliśmy się po tej kłótni, ale niesmak pozostał. Słowa wypowiedziane w gniewie, są zwykle szczere. Chyba wtedy dotarło do mnie, że Robert nie był zainteresowany tym, co mówię. Słuchał mnie, ale to w żaden sposób nie wpływało na jego postępowanie. Nawet nie zadawał sobie trudu, żeby ze mną dyskutować. Ja mówiłam, a on robił swoje. Miałam ochotę powiedzieć mu, że to nie ma sensu… Tylko, jak to zrobić, kiedy on ma na głowie egzaminy. Liczył na moje wsparcie, a ja mu odmówiłam… No, ale, co miałam zrobić? Nawet nie marzyłam, że pojadę do zachodniego świata, do legalnej pracy…  Gdyby to spotkało Roberta, to skakałabym z radości, ciesząc się z nim!
                Zerkam przez okienko i widzę skłębione, jak bita śmietana chmury, oświetlone promieniami słońca. Tato mówił mi, że to tak wygląda, ale jego słowa nie oddawały tego, co mogę teraz sama zobaczyć. Byli oboje tacy podekscytowani moim wyjazdem i jednocześnie tacy zatroskani. Cieszę się, że przyjechali do Warszawy. To były trzy cudowne dni. Jakbyśmy mieli rodzinne wakacje. Trzy dni zwiedzania, jadania w restauracjach i hotel. Nie wiem ile zapłacili za noclegi w Forum, ale poczułam się wspaniale. Kuba rano wpakowywał się do naszego pokoju. Po raz pierwszy wolałam spać w jednym łóżku z Julią, a nie z Robertem.
                Jak tylko wylądujemy, muszę do nich zadzwonić. Powinni już być w domu. Sprawdzam na wszelki wypadek adres agencji. Ktoś ma po mnie wyjść, ale lepiej być przygotowanym. Czuję ucisk podniecenia w gardle. Samolot leci teraz nad postrzępionymi chmurami, przez które od czasu do czasu można zobaczyć odległą ziemię. Jak tam będzie? Julia mówiła, że to niewielka, ale dobra agencja. Dobrze, że ma tego Gianniego. Chmury zniknęły i teraz widać ośnieżone szczyty. Alpy? Tu są najlepsze w Europie stoki narciarskie. Chciałabym kiedyś przyjechać tu na narty. Czuję, że zaraz moje myśli powędrują w stronę kogoś, o kim wolę teraz nie myśleć. Na szczęście pilot właśnie ogłasza, że mamy zapiąć pasy, bo niedługo lądujemy. Ośnieżone szczyty zniknęły, a wraz z nimi myśli o nartach. Przede mną przygoda, oby szczęśliwa. Podchodzimy do lądowania.
                Zanim zdążam ściągnąć walizkę z taśmy, jakiś barczysty chłopak zdejmuje ją, jak piórko.
- Dzięki – bąkam.
- Di niente – odpowiada z uśmiechem.
                Idę do kontroli paszportowej, ale nawet nie patrzą na mój paszport, tylko każą iść dalej. Samolot to jednak był świetny pomysł. Jak pomyślę o staniu na granicach w upale. Dzięki Piotr!
                Za barierką, w pewnej odległości od innych stoi pulchna dziewczyna z burzą czarnych włosów i kartką z moim nazwiskiem. Przygląda się przechodzącym uważnie, a kiedy jej wzrok pada na mnie, uśmiecha się szeroko. Podchodzę do niej .
- Angela? – pytam.
- Nie, jestem Simona, asystentka Angeli – odpowiada po angielsku z okropnym akcentem – jedziemy do agencji, tam jest Angela.
                No pewnie, co za idiotka ze mnie. Angela była kiedyś modelką, a ta dziewczyna z pewnością nie ma więcej niż 25 lat i 160 cm wzrostu. Za to, od razu wzbudza moją sympatię. Bierze ode mnie walizkę i ciągnie ją do wyjścia. Idzie szybko i pewnie, tak, że ledwo za nią nadążam. Gada nieprzerwanie przez całą drogę, pokazując mijane budynki i opowiadając o agencji. Od czasu do czasu wtrąca włoskie słowa, bo prawdopodobnie nie zna angielskich. Głowę mam jak balon, kiedy wysiadamy z taksówki przed ścianą z ogromnymi oknami przysłoniętymi pasiastymi markizami. Nad nimi czarno-biały szyld: „Angela’s studio”.
                Angela okazuje się bardzo miłą, ale konkretną kobietą około czterdziestki. Jest nadal bardzo ładna i świetnie ubrana. Szybko poznaje mnie z moją sublokatorką, Nadią, modelką z Rosji. Dostaję umowę, którą mam przeczytać i podpisać. Do tego załącznik z planem pracy na przyszły tydzień. Do końca tego tygodnia mam wolne, na aklimatyzowanie się. Cztery dni to dużo czasu. No i załatwione.
- Czy mogę stąd zadzwonić do domu? – pytam niepewnie – Dzwoniłam z lotniska, ale nikt nie odbierał.
                Angela wskazuje mi telefon i kartkę na ścianie. Nadia, która ma się mną na razie zajmować, tłumaczy, że mam zapisać datę i godzinę, kiedy dzwonię. Potem oddam pieniądze za rozmowę na podstawie bilingu.
- Cześć, jestem już w agencji. Dzwoniłam z lotniska, ale nie odbieraliście – mówię jednym tchem.
- Tak myślałam, że to Ty – mama oddycha z ulgą – mamy chyba z 10 nieodebranych połączeń, ale bez nagrań na sekretarkę. Chyba się zepsuła. Jak się czujesz, wszystko dobrze? – pyta z niepokojem.
- Wszystko dobrze, mamo – patrzę na Nadię, która uśmiecha się do mnie ciepło – poznałam moją współlokatorkę, Nadię i pojedziemy teraz do mieszkania. Zadzwonię do Was w niedzielę. Napiszę list.
- Całujemy Cię, kochanie – mama prawie nigdy tak do mnie nie mówi. Musi się strasznie o mnie martwić.
- Nie martw się, OK.? Kocham Was.      
                Mieszkanie jest niewielkie, dwie sypialnie i aneks z wnęką kuchenną. No ale nikt nie zamierza tu gotować obiadów. Zamiast szafy mam stojący wieszak z drążkiem na ubrania, prawdopodobnie zabrany z jakiegoś pokazu albo sesji. Zaglądam do łazienki. Prysznic, umywalka, kibelek. Nic szczególnego. Za to kosmetyków, jest tam więcej niż w drogerii. Nadia pokazuje mi jeszcze sprytny wynalazek, jakim są sznury rozciągnięte między naszymi oknami. Naciągnięto je na bloczki, więc pociąga się je i pranie podjeżdża pod okno. Super!
                Idziemy razem do baru naprzeciwko. Stamtąd można dzwonić i Mimmo, czyli Domenico, właściciel, przyjmuje wiadomości do nas, gdyby zadzwonił np. ktoś z agencji. Dostaję na powitanie Cappuccino, jakiego w życiu nie piłam. To będzie mój ulubiony bar.

---
                Leżę już drugą godzinę i nie mogę zasnąć. Dobrze, że jutro niedziela i nie muszę wstawać rano. Co się ze mną dzieje? Coraz częściej myślę o Adamie. Przecież odeszłam od niego. Nikt mi nie kazał, sama podjęłam taką decyzję. A jeśli decyzja była zła? Odeszłam, bo byłam święcie przekonana, że on mnie nie kocha. Co się zmieniło? Przecież nie usłyszałam tych słów z jego ust. Więc czemu wciąż nie mogę o nim zapomnieć? Przecież zostawiłam go dla Roberta, który wciąż mówi, że mnie kocha… Słyszałam to od niego setki razy. Od Adama chciałam to usłyszeć jeden jedyny raz. Czego ja właściwie chcę? Roberta, który zaczyna mnie irytować, kiedy gada o wspólnej przyszłości i o tym, że jestem miłością jego życia, czy Adama, którego jedno dotkniecie sprawiało, że płonęłam, a który nie mówił nigdy o uczuciach? Zerkam na zegarek, jest pierwsza w nocy. Nadia dawno śpi. Przeciągam się i moje ręce natrafiają na pręty łóżka. Przypomina mi się ten wieczór, gdy Robert mnie związał. Boże, ale mnie wystraszył. Prawdę powiedziawszy, to nie wierzę, że mógłby mnie skrzywdzić, ale żart był nie na miejscu. Duszno w tym pokoju i głowa zaczyna mnie boleć. Nie pamiętam, gdzie leżą tabletki. Powinnam wstać i ich poszukać…
… chcę wstać, ale nie mogę. Otwieram oczy i widzę, że jestem przywiązana do łóżka. Ktoś zapala świecę. Adam? Odwracam głowę i widzę mężczyznę, ale w słabym świetle nie rozpoznaję go. Co on tu robi? Chcę krzyknąć, ale nie mogę. Och, jestem zakneblowana. Oddycham z trudem. Mężczyzna podchodzi bliżej i widzę, że to Robert. Jest nagi, klęka między moimi nogami, a ja staram się uwolnić. Szarpię się, ale to nic nie daje. Ktoś wchodzi. Adam? Pomóż mi, błagam! Robert dotyka mnie między udami, a ja staram się uciec od tego dotyku. Odwracam głowę, obok łóżka stoi Pawełek i rozpina spodnie. „Potem moja kolej” - rechocze. Czuję ucisk w dole brzucha. Szarpię się z całych sił. Błagam, niech mi ktoś pomoże! Adam, pomóż mi proszę, proszę! Robert kładzie się na mnie i sięga ręką w dół do moich ud. Czuję ból. Co on robi? O rany! Czuję jeszcze większy ból w dole brzucha. Jestem przerażona. Nie chcę! Nie, nie, nie!
- Ola, Ola! – ktoś szarpie mnie za ramię – Ty gridała
                Nadia siedzi na moim łóżku i patrzy przestraszona. Siadam. Jest jasno, a ja jestem zlana potem. Boże, to był tylko sen. Zły sen. Czuję ból, który czułam we śnie. Zaglądam pod kołdrę i sięgam ręką do złączenia ud.
- O, nie! – patrzę na Nadię załamana – dostałam okresu cztery dni wcześniej, a pojutrze mamy zdjęcia w kostiumach kąpielowych. Przecież nie mogę iść w podpasce.
                Idę do łazienki. Patrzę na paczuszkę tamponów Nadii. Ta to się nie przejmuje. Nagle coś mi przychodzi do głowy.
- Nadia - wychylam się z łazienki – pójdziesz ze mną do ginekologa? Nie znam na tyle włoskiego, a muszę się dowiedzieć, czy mogę używać tamponów.
- Możesz wziąć moje – Nadia nie rozumie, w czym problem.
- Nie o to chodzi - kręcę – Nie jestem pewna, czy to bezpieczne. Wiesz, tyle się mówi o bakteriach i w ogóle…
                Nadia patrzy na mnie, jak na kosmitę. Nagle, coś jej zaczyna świtać. Widzę to w jej oczach.
- Ty nie…? – zaczyna, ale nie kończy zdania, tylko przygląda mi się z zaciekawieniem. Dwudziestoletnia dziewica to chyba nie jest tu powszechne zjawisko, jak wnioskuję.
- Nie! – wyrzucam z siebie i czuję, że robię się czerwona, jak burak.
- Dobrze – mówi w końcu – pójdę z Tobą, tylko trzeba rano umówić wizytę.
- Dzięki Nadiu – szukam tabletki przeciwbólowej – tylko nikomu nie mów, OK.?
                Kręci głową i dalej patrzy na mnie dziwnie. Czuję się okropnie.

Adam
                Kiedy podszedł do wyjścia z samolotu, uderzył go upał wdzierający się do wnętrza. Oślepiony promieniami słońca, zamrugał, ale to niewiele pomogło. Schodził na płytę lotniska, gdzie już czekał autokar. Zawsze podstawiali samolot do rękawa, dziś jednak było inaczej... Wszystko było inaczej. Zawsze się cieszył, widząc to lotnisko. Wiedział, że ma przed sobą ponad dwa miesiące w kraju, który dawał nieograniczone możliwości takim, jak on. Zawsze, gdy witał to lotnisko, miał nadzieję, że tym razem usłyszy, że nie musi wracać do Polski. Jednak, tym razem, było inaczej. Jego myśli krążyły gdzieś w nieokreślonej przestrzeni. Dwa tygodnie wcześniej zadzwonił do ojca i poinformował go o dacie przylotu. Na pewno czeka już na niego niecierpliwie. Nie widzieli się od Bożego Narodzenia. Tyle się wydarzyło od tamtej pory… Westchnął zrezygnowany. Autokar zaparkował przed wejściem. Poszedł razem z innymi po bagaż.
                                               „I give her all my love
                                               That’s all I do
                                               And if you saw my love
You’d love her too
Because I love her…”
                 Rozpoznał Mc Cartney’a. Zamyślił się, kiedy dotarły do niego słowa, dobiegające z głośników. Sam nie wyraziłby tego lepiej. Minęły ponad trzy miesiące, a on miał wrażenie, że ktoś odciął mu zasilanie. Nigdy wcześniej nie odczuł rozstania tak boleśnie. Owszem, chodził przez kilka dni przybity, ale potem po prostu szukał kolejnej dziewczyny. Teraz nie chciał kolejnej dziewczyny. Dopiero teraz uświadomił sobie, że to go irytuje bardziej, niż cokolwiek innego na świecie. Nadal jednak nie miał pojęcia, co z tym zrobić. Nie zatrzymał jej, nawet nie próbował! Tylko czy to by coś zmieniło? Podjęła decyzję sama. Nie chciała go! Na pewno? Była w nim zakochana, czuł to. Więc, co się stało? Potem ten telefon i pustka! Zniknęła! Oddała klucze od pokoju, zanim zdążył ją złapać. Gdyby wtedy babcia obudziła go na czas… Nie mógł mieć do niej pretensji, skąd miała wiedzieć, że dzwoniła najważniejsza dziewczyna na świecie. Nigdy nie rozmawiał z nią o dziewczynach. Chciał zadzwonić do jej rodziców. W końcu, ilu dentystów Jezierskich może być w takim Skarżysku? I co? Automatyczna sekretarka przez dwa dni. Co miał nagrać? Nagrać… co to za nagranie?
“…Vogue, vogue, vogue

Look around everywhere you turn is heartache
It's everywhere that you go [look around]
You try everything you can to escape
The pain of life that you know…”
Musi zadzwonić pilnie do Justyny, a potem poprosi o pomoc siostrę ojca, podobno wybierała się do Europy. Musi przynajmniej spróbować. Wszystko mu jedno, czy ma to sens, czy nie. Musi coś zrobić, bo inaczej eksploduje. Będzie to i tak lepsze, niż bierne czekanie, aż coś się wydarzy. Tak, teraz miał pomysł. Uśmiechnął się do siebie i podniósł głowę. Jakieś dziesięć kroków przed nim, za barierką stał ojciec z uniesioną w geście powitalnym ręką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz