Rozsiadam się wygodnie u Julii.
Ma większy pokój, niż my z Ewką. Całe ściany obwieszone szkicami. Niektóre są
nawet niezłe.
- Mogłabyś mi odpalić taki
obrazek – mówię patrząc na bogato zdobiony portal kamieniczki na jednym ze
szkiców.
- Obrazek – Julia prycha jak
kotka – dwa dni nad tym siedziałam! Wiesz chociaż, co to jest?
- Nie – przyglądam się uważnie
szkicowi – a powinnam?
- To jedna z kamieniczek na
Rynku!
- Żartujesz? – patrzę z
niedowierzaniem – Na moim Rynku? Znaczy w Krakowie?
- W Krakowie! – Julia kiwa głową
– Po prostu jest ich tam tyle, że nie zwracasz uwagi na detale.
Rzeczywiście,
to może być jedna z krakowskich kamieniczek. W ogólnym natłoku zabytkowych
budynków, umknął mi ten szczegół. Teraz patrzę zafascynowana. Niby prosta
forma, ale z zachowanymi proporcjami. Po prostu ideał dobrego smaku.
- Masz oko – mówię z uznaniem –
to mogę to zabrać?
- Na razie nie, bo to moja praca
domowa, ale potem to dostaniesz.
Julia
podaje mi kubek herbaty i siada naprzeciwko.
- Nie wyglądacie na
zafascynowanych sobą – kręci nosem.
- W odróżnieniu od Was – zmieniam
temat.
Julia
się uśmiecha w sposób, który skądś znam. Jak kot, który najadł się słodkiej
śmietanki i teraz oblizuje wąsy. Już wiem, kto tak robi. Kąciki ust mi drgają.
- Podać cytrynę? – pytam
niewinnie – Założę się, że masz teraz sprośne myśli.
Julia
nie odpowiada, tylko mruży oczy i oblizuje się koniuszkiem języka.
- Jest między nami coś takiego
pierwotnego – mówi powoli – to jest jak magnes. Po prostu się przyciągamy. Nie
mogę mu się oprzeć, ale czuję, że on ma tak samo ze mną.
Mam
wrażenie, ze ona się napawa tym, co mówi. Sprawia jej przyjemność samo mówienie
o Giannim. To niesamowite, widzieć moją siostrę w takim stanie. Przypominam
sobie, jak patrzyła z pobłażaniem na mnie i Roberta, jak wracaliśmy ze szkoły,
trzymając się za ręce. Czy to ta sama Julia?
- Kim jesteś i co zrobiłaś z moją
siostrą? – nie mogę powstrzymać śmiechu.
- Ola - Julia wzdycha – obudziłam
się! Zastanawiam się tylko, dlaczego tak długo spałam?
Sprawia
wrażenie tak szczęśliwej, jak nigdy dotąd.
- Kochasz go, prawda? – mam
ochotę ją przytulić – Planujecie coś na wakacje?
- No, z tym może być problem –
zwiesza głowę – wiesz, jacy są rodzice.
- Może da się coś z tym zrobić –
uśmiecham się tajemniczo – Piotr chce mnie wysłać do Rzymu. Mogłabyś mnie
odwiedzić. Przyjaciele są mile widziani, zwłaszcza, jeśli mówią po włosku.
Ledwo
udaje mi się odstawić kubek i już mam na szyi uwieszoną moją siostrę. Mam tylko
nadzieję, że to wszystko nie okaże się snem. Kiedy wreszcie mnie puszcza,
pokazuję, jej papiery, które dał mi Piotr. Ogląda je z zaciekawieniem.
- Wiem, że Piotrowi można zaufać,
ale czy mogłabyś poprosić tego twojego Włocha, żeby sprawdził tę agencję?
- Zawsze uważałam, że masz
paranoję, jeśli chodzi o bezpieczeństwo, ale w tym przypadku się z Tobą zgadzam
– Julia bierze długopis i przepisuje nazwę i adres agencji.
---
Kiedy
wracam do akademika, czuję się tak zmęczona, jakbym wstała pierwszy raz, po
długiej chorobie. Zostawiam nierozpakowaną torbę z rzeczami w pokoju i idę do
Oli. To ostatni dzień wolności. Od jutra bierzemy się ostro do nauki.
- Jacek poznał mnie z jednym
chłopakiem z Piasta. Powiedział, że mamy szybko złożyć podanie – Ola przygląda
mi się uważnie – On naprawdę chce skrzynkę piwa. Powiedziałam, że dostanie.
- Bardzo dobrze zrobiłaś –
rozglądam się za jakimś papierem – może od razu to napiszemy?
- Już to zrobiłam – wyciąga
podanie – Jacek mi podyktował. Tylko się podpisz.
- Marki znowu zdrożały. Chciałam
zamienić to, co zarobiłam teraz, ale przy
tych cenach to chyba nie ma sensu, no i muszę kupić bilet. Zastanawiałam się
nad jazdą autobusem, ale Piotr mnie namówił na samolot. To będzie początek
wakacji i kolejki na granicach będą gigantyczne – wzdycham – Trzeba by
podziękować Justynie.
- Więc jedziesz? – Ola patrzy na
mnie z zazdrością – Fajnie masz. Mówiłaś rodzicom?
- Dzwoniłam do nich od Julii –
kręcę głową – nie są zachwyceni, ale sama to finansuję, więc nie bardzo mają
argumenty. Julia ma sprawdzić jeszcze tę agencję w ambasadzie.
Opowiadam
jej o Giannim i o Robercie. Pomijam tylko ten fatalny pomysł na wiązanie.
- Wiesz co? – Ola waha się przez
chwilę – Wiem, że to nie moja sprawa, ale wyglądałaś na szczęśliwszą, jak byłaś
z Adamem.
- Ola - czuję, jak ogarnia mnie
panika – nie rozmawiajmy o tym. Mamy dwa egzaminy. Muszę je zdać, żeby pojechać
do Rzymu. Nie stać mnie na emocjonalną burzę. Nie w tej chwili! Po prostu
zapomnijmy o Adamie na ten miesiąc, OK.?
- Jak chcesz – chyba nie jest
przekonana.
---
Zadekowałyśmy
się w akademiku na cały tydzień. Mam już tak dość biofizyki i biologii, że na
sam widok litery „B”, robi mi się niedobrze. Dzisiaj urodziny Klubu, więc oddam
te nieszczęsne buty i trochę się odprężę. Po tygodniu orki, możemy sobie
pozwolić na jeden wolny wieczór. Zakładam krótką sukienkę na ramiączkach z
rozkloszowanym dołem i skórkowe sandałki na niewielkim obcasie. To moja
ostatnia zdobycz. Dobrze, że mam taką szczupłą i długą stopę. Były przecenione,
ale przecież ceny nie widać. Ola ma założyć spodenki i tunikę ode mnie. Radek z
nami idzie, więc zależy jej na efekcie. Chyba już przebolała Artura.
- Ładnie się prezentujecie –
Radek bierze nas obie pod ręce i schodzimy do Klubu.
- Siądźcie tu z boku, dobra? –
wskazuje jedyny wolny stolik – Ja tylko załatwię sprawę i przychodzę.
Idę
do barmana. Ma sporo roboty, bo klub jest pełen. Po drodze rozglądam się
dyskretnie ale na szczęście Adama nigdzie nie widać. Bogdana też nie, co może
być zaletą. Zostawię buty i cześć. Może nawet zmienimy klub na jakieś inne
miejsce. Staje cierpliwie w kolejce. Nad barem wisi plakat ze mną, a obok kilka
zdjęć z sesji.
- hej, dziewczyno z plakatu! –
jakiś chłopak do mnie macha ręką.
Odmachuję
i uśmiecham się uprzejmie. Po chwili ktoś kolejny do mnie woła i znowu się
uśmiecham i odmachuję. Ludzie pokazują mnie sobie palcami i zaczyna mnie to
trochę krępować. Nie wiem, jak się zachować wobec takiego zainteresowania.
Wreszcie moja kolej.
- Cześć – mówię do barmana –
pamiętasz mnie?
- Trudno Cię nie pamiętać – zerka
na plakat – co jest? Nalać Ci coś?
- Wiesz co? Jestem z
przyjaciółmi, więc pójdę ich zapytać, co chcą – mówię półgłosem – Mam prośbę,
chciałabym zostawić to dla Bogdana.
- Będzie za godzinę, to mu to
oddasz – nagle patrzy na mnie z niechęcią.
O
co mu chodzi? Co ja takiego powiedziałam?
- Wolałabym zostawić to u Ciebie.
On mi to dał, ale ja tego nie chcę – kładę pudełko na barze.
- Słuchaj Mała – barman marszczy
brwi – nie wiem w co ty grasz? Przychodzisz tu najpierw z Adamem, potem kręcisz
z Bogdanem, a jemu po prostu staje na twój widok! Nie mieszaj mnie do tego!
Zabieraj się z tym pudłem!
Stoję
jak wryta. Jak on może? Kręcę z Bogdanem? Czuję, że pieką mnie policzki. Co za
upokorzenie!
- Ja, ja… - chyba się rozpłaczę –
nie mogę tego zatrzymać.
Nie
wiem co robić. Biorę niepewnie pudełko. Kilka osób przygląda mi się z
zainteresowaniem. Mam nadzieję, że nie słyszeli, co ten kretyn powiedział.
Chciałabym zapaść się pod ziemię. Odwracam się powoli i …och!
- Adam?
Jak
długo stał za moimi plecami? Ile usłyszał? Stoję jak idiotka, wpatrując się w
to przeklęte pudełko.
- Daj - mówi miękko – ja to
załatwię.
Zdejmuje
pokrywkę i marszczy brwi na widok szpilek. Bierze je ode mnie. Nasze palce stykają
się na ułamek sekundy i czuję, jakby miedzy nami coś zaiskrzyło. Podnoszę wzrok
i napotykam głębię czarnych oczu. Nogi się pode mną uginają.
- Dziękuję – szepczę - Przepraszam.
Wybiegam
z Klubu w chłodne powietrze wieczora. Idę szybkim krokiem przed siebie. Byle
dalej od tego miejsca, byle dalej od Niego. Łzy płyną mi po policzkach. Nie
mogę oddychać, duszno mi! Potykam się i muszę na chwile oprzeć się o ścianę.
Jest zimna, opieram się o nią plecami. Powietrza!
- Olka! - Ola i Radek dobiegają
do mnie w chwili, kiedy prawie osuwam się na chodnik.
- Chodźmy stąd – proszę cicho,
bez tchu. Dławi mnie coś, co czuję w gardle…
Idę
wsparta na Radku. Ola idzie obok mnie. Nic nie mówią, tylko zerkają na siebie.
Co za upokorzenie! Chcę wrócić do akademika. Nie wyjdę stamtąd, aż do wyjazdu.
Tylko na egzaminy. Powoli moje serce się uspokaja. Wieczór jest chłodny,
pachnący bzem i kasztanami.
- Wejdźmy tu – Radek skręca do
małej kafejki.
Idę
bezwolnie i siadam przy stoliku. Dostaję piwo. Siedzimy w milczeniu. Ola i
Radek wpatrują się w siebie. Jak to dobrze, że nic nie mówią, że o nic nie
pytają. Jak to dobrze, że są tu ze mną. Łzy znowu napływają mi do oczu.
---
Wychodzimy
z Olą z egzaminu z biologii. Ostatnie półtora tygodnia właściwie przeżyłam
dzięki niej. Nie byłam w stanie zmusić się do wyjścia po zakupy. Przed nami
jeszcze dwa tygodnie nauki, egzamin i wyjazd. Zastanawiam się, czy Kraków to
naprawdę moje miejsce na Ziemi?
Mogę iść po
bilet. Teraz wiem, że biologię zdałam, to tylko kwestia oceny. Biofizyki się
nie boję. Koło Orbisu mam kantor, więc wszystko załatwię w pół godzinki.
Wracam
lżejsza o 300 tys., ale za to z biletem w torebce. Idę przez Błonia. Już pełnia
lata, a ja jestem ledwie muśnięta słońcem. Z daleka widzę znajomą postać.
Justyna?
- Justyna! – musze podbiec, żeby
ja dogonić – muszę Ci podziękować! Gdyby nie Ty, to nie wiem, czy starczyłoby
mi na bilet.
- Och, a dokąd się wybierasz? –
unosi brwi.
- Lecę do Rzymu na całe wakacje –
uśmiecham się blado. – mam kontrakt z „Angela’s studio” w Rzymie. Gdyby nie ten
cynk od Ciebie… - zawieszam głos – naprawdę jestem Ci bardzo, bardzo wdzięczna!
- Właściwie, gdyby to ode mnie
zależało, to pewnie bym Ci nie powiedziała… – Justyna patrzy na mnie bez
uśmiechu.
- Co? – nie rozumiem – wiec
dlaczego to zrobiłaś?
Chyba
nie stoi za tym Bogdan. Nie! To nie może być prawda! Czuję, że krew odpływa mi
z twarzy.
- Bo Adam mnie poprosił – Justyna
mówi to twardo, bez cienia sympatii – Sam nie chciał, bo uważał, że go nie
posłuchasz. Zgodziłam się, bo mu na tym naprawdę zależało. Powinnaś jemu
podziękować.
Odwraca
się i odchodzi zostawiając mnie na chodniku. Nie mogę się ruszyć z miejsca. O
co tu chodzi? Facet mówi, że mnie nie kocha, nawet nie próbuje mnie zatrzymać,
gdy odchodzę, potem prosi Justynę, żeby mi pomogła, sam mi pomaga odczepić się
od Bogdana i jednocześnie cały czas milczy. Więc, co to, do jasnej cholery ma
być? Nie kocha mnie, ale mu zależy. To się wzajemnie wyklucza! Nie rozumiem
tego. Idę powoli do akademika. Muszę powiedzieć o tym Oli.
- To chyba jasne, że musisz mu
podziękować – Ola chodzi po pokoju – gdyby nie on, miałabyś połowę tego, co
masz!
- Wiem – przełykam ślinę – ale
jak mam z nim rozmawiać?
- Normalnie – Ola staje przede
mną i opiera dłonie na biodrach. – Po prostu powiedz: dziękuję!
Myślę
nad tym chwilę.
- Wiesz co? – Ola wzdycha ciężko
– Jacek coś mówił, że Alicja kręci się koło Adama, więc może…
Unoszę
brwi. Co chce powiedzieć?
- Może on jest już z Alicją i
wcale się nie przejmie Twoim telefonem – kończy, nie patrząc na mnie.
Czuję,
jak coś ciężkiego wpada mi do żołądka i ściąga mnie w dół.
Bądź
realistką! – nakazuję sobie w myślach. Najpierw muszę powiedzieć Robertowi o
wakacjach. Reszta może poczekać. Mam za tydzień egzamin. Wlokę się na dół do
telefonu. To nie będzie przyjemna rozmowa.
---
- Co takiego? – nie wiem czy
Robert jest bardziej zły czy zaskoczony – Na całe wakacje?
- Od 25 czerwca do 25 września – czuję
się okropnie, ale wiem, że nie ma sensu ukrywać tego dłużej – to najkrótszy
okres, na jaki zgodziła się właścicielka agencji.
- Ale to oznacza całe wakacje
osobno! – teraz wiem, że jest bardziej zły.
- Przecież możesz do mnie
przyjechać na kilka dni – to okropne, że załatwiam to przez telefon - Julia do
mnie przyjedzie.
- Myślisz, że to takie proste? –
ton jego głosu staje się coraz bardziej zimny – Mam do zdania biologię.
- Jeszcze nie mieliście egzaminu?
– zdziwienie przebija w moim głosie.
- Mam do zdania biologię we
wrześniu! – Robert prawie krzyczy dotelefonuj.
- Jak to? – nie mogę w to
uwierzyć – Nie zdałeś tego?
- Nie!
- No to wytłumacz mi, jak sobie w
tej sytuacji wyobrażasz nasze wspólne wakacje? – teraz ja się wściekam.
- Nie wiem – mówi to
łagodniejszym tonem – miałem nadzieje, że mi pomożesz się uczyć.
- O nie - wszystko ma swoje
granice – mogę Ci dać moje wykłady i notatki, ale nie będę się uczyć w wakacje.
- To chociaż przyjedź przed
wakacjami do Warszawy - prosi już całkiem
spokojnie - do mnie.
- No dobra, tyle mogę Ci obiecać.
Odkładam
słuchawkę. Co za kretyn! Mówiłam, prosiłam i co? Ciekawa jestem, jak zareagują
na to jego rodzice? Ja bym raczej nie była zadowolona. Zastanawiam się, czy
zadzwonić do Adama? Nie, dzisiaj nie. Zadzwonię jutro. Trzeba spakować wszystko
w kartony i zanieść do magazynu na dół. Będę miała mało rzeczy do zawiezienia
do domu. Zastanawiam się, jak to zorganizować? Zaraz po wynikach pojadę do
Warszawy. Zatrzymam się niby u Julki i stamtąd zabiorą mnie rodzice. Będziemy
mieli z Robertem trzy dni dla siebie. Jestem genialna! Gdyby nie ten cholerny
egzamin. Zaraz, czy on ma coś jeszcze? Biofizykę? Wolę nie pytać, czy to zdał.
No i jeszcze trzeba zadzwonić do Adama. Zrobię to przed wyjazdem. Tak, to
będzie odpowiedni moment.
---
Pokój?
– opróżniony.
Kartony?
– w magazynie.
Plecak
i torba? – spakowane (prawie).
Odhaczam
kolejne punkty na liście spraw do załatwienia. Teraz muszę lecieć do zakładu
„Biofizy” i zapytać, czy już mają wyniki. Skoro wywieszą je po południu, to
sekretarka powinna już je pisać na maszynie. Martwię się tym egzaminem Roberta,
wolałabym, żeby rodzice nie musieli mu niczego załatwiać. Popycham ciężkie
drzwi i ogarnia mnie przyjemny chłód. Hol, schody, korytarz, gablota –
pusta! Trzeba iść do sekretariatu.
Wchodzę
do niewielkiego pomieszczenia zastawionego meblami z płyty zapchanymi
skoroszytami i różnego rodzaju papierzyskami. Na parapecie i wszelkich innych
dostępnych miejscach stoją paprotki, bluszcze i beniaminki. Czuję się, jak w
oranżerii. Pani sekretarka – kobieta około czterdziestki z jasnym kokiem i
jadowicie niebieskim cieniem na powiekach, patrzy na mnie życzliwie.
- Dzień dobry, czy może ma pani
już wyniki z egzaminu z lekarskiego? – uśmiecham się do niej.
- Pani nazwisko? – bierze kartkę
z nazwiskami i nabazgranymi z boku ocenami.
- Jezierska, Aleksandra Jezierska
– piątki chyba nie dostałam, ale cztery i pół jest realne.
- Bardzo mi przykro, ale nie
zdała pani – robi smutną minę.
Opada
mi szczęka: Że co? Nie zdałam? Patrzę w
osłupieniu na sekretarkę.
- We wrześniu na pewno się uda –
stara się mnie pocieszyć, widząc moja minę.
Jakie,
kurde, we wrześniu? We wrześniu to ja będę we Włoszech!
- Chcę zobaczyć moja pracę – O
nie! Napisałam co najmniej na czwórkę
Idę
do pokoju adiunkta Kowalskiego. Akurat ktoś od niego wychodzi. Och, to Rafał,
syn szefa jednej z klinik, tylko nie pamiętam, której. Pewnie przyszedł skamlać
o trójkę, bo oddał prawie pustą kartkę.
- Cześć – słychać zaskoczenie w
jego głosie.
- Cześć – odpowiadam
automatycznie.
Zaraz,
lepiej mieć świadka na to, co było w mojej pracy.
- Możesz tu na mnie zaczekać? –
pytam niewinnie – chciałabym Cię o coś spytać. Z Kowalskim zejdzie mi trzy
minuty.
- Jasne!
Wchodzę
do adiunkta, który od razu robi kwaśną minę.
- Panie adiunkcie, chciałabym
zobaczyć swoją pracę – walę prosto z mostu.
- A po co pani praca? – unosi
brwi – oceny będą za godzinę w gablocie.
- No właśnie – mówię z przekąsem
– ale ja się nie zgadzam z oceną.
- Co takiego? – adiunkt
zaniemówił.
- Nie zgadzam się z oceną – mówię
spokojnie, ale czuję, jak drżą mi kolana – Dostałam niedostateczny, a uważam,
że napisałam na co najmniej czwórkę. Chcę sprawdzić, czy nie nastąpiła pomyłka.
- Absolutnie nie ma takiej
możliwości – adiunkt rozkłada ręce – nie udostępniamy prac studentom.
- Ale regulamin studiów daje mi takie
prawo – nie ustępuję, choć mam miękkie nogi.
- Nic mnie to nie obchodzi
–adiunkt podnosi głos –jak się pani nie podoba, to proszę napisać skargę do
rektora!
- Dziękuję – mówię spokojnie,
choć serce chce mi wyskoczyć z piersi – napiszę. Kartkę i długopis otrzymam
chyba w sekretariacie?
Odwracam
się na pięcie i wychodzę na korytarz, napotykając zdumione spojrzenie Rafała.
- Idę na skargę do Rektoratu! –
kipię ze złości – napisałam na czwórkę, a dostałam dwóję! Rozumiesz coś z tego?
Chcę ponownego sprawdzenia pracy.
- Wiesz co? – Rafał ledwo za mną
nadąża – po co się narażać? Lepiej to zostaw.
- Nie ma mowy! – staję na chwilę
– mam swoje plany na wrzesień. Poza tym, ja to zdałam, tylko im się nie chciało
sprawdzać albo pomylili prace. A Ty co dostałeś?
- Cztery – Rafał mówi to
niechętnie, jakby zawstydzony.
- No, to może moją kartkę
pomylili z Twoją? – patrzę na niego wściekła – siedziałam nad Tobą i widziałam
ile napisałeś. Nie było tego na czwórkę, nie wiem czy nawet na tróję!
Nagle
Rafał łapie mnie za ramiona i potrząsa lekko.
- Nie idź do rektora – patrzy na
mnie błagalnie – jakoś to załatwimy.
- My? – zaskoczył mnie tym – jak?
- Ja to załatwię, poczekaj tu na
mnie! – puszcza moje ramiona i wskazuje parapet okna.
- OK., masz 5 minut – co on
kombinuje? – potem idę do rektoratu!
- 10! – rzuca przez ramię i
szybkim krokiem idzie do Kowalskiego.
Po
dziesięciu minutach zaczynam się zastanawiać, co robić? Czekanie dalej chyba
nie ma sensu. Rafał niczego nie załatwi, to pewne. Jednak, dobrze by było mieć
świadka. Stoję tak niezdecydowana, kiedy drzwi się otwierają i wychodzi Rafał.
- No i? – czuję, że serce mi wali,
jak młotem.
- Masz cztery i pół, ale wisisz
mi przysługę – mówi jednym tchem.
- Ja Tobie przysługę? – chyba
śnię – Z jakiej racji? Należała mi się co najmniej czwórka.
- OK. – mówi ugodowo – masz
rację, ale lepiej chyba tak, niż ciągać się po rektoratach?
- Jak mam pewność? – jakoś trudno
mi uwierzyć, że to zrobił.
- Jak poczekamy 15 minut, to się
przekonasz – siada na parapecie.
Przyglądam
mu się w zamyśleniu. Jesteśmy w dużej grupie, ale prawie się nie znamy. Rafał
jest przystojny. Nie przystojny, jest ładny. Drobny, dobrze ubrany, zawsze
dobrze obcięty. Jest synem profesora, powinny się koło niego kręcić dziewczyny,
a tak nie jest. Zastanawiam się, dlaczego? Może jest gejem? Nie, nie zachowuje
się jak gej.
- Dlaczego Ci tak zależało? –
chyba trochę ochłonął.
- Chcę jechać do pracy do Włoch –
ostatecznie to nie wstyd – tylko zachowaj to dla siebie.
- Jasne! – ma ładny uśmiech – Co
będziesz robić?
- Mam pracować w agencji modelek.
Reklama ubrań, kosmetyków, takie tam. Żadnych rozbieranych świństw! –
podkreślam, widząc, że oczy robią mu się okrągłe.
- Jezu, ale fajnie! – nawet nie
stara się ukryć podziwu.
- Trochę się tego boję – wzdycham
– jeszcze nigdy nie byłam sama za granicą. Do tego ta praca, język, obcy ludzie i w ogóle.
- Daj spokój – patrzy zaskoczony
– Ty sobie nie poradzisz? Ty?
- A czemu uważasz, że właśnie ja
dam radę?
- Bo Ty jesteś taka przebojowa -
mówi to z takim przekonaniem, jakby to było oczywiste dla wszystkich – obie
takie jesteście. Zupełnie inne, niż myślałem na początku roku – dodaje szybko,
widząc moją minę – No wiesz, jak to jest: ładna dziewczyna to pewnie głupia
albo zarozumiała…
Dalsze
rozważania przerywa nam sekretarka, która wyszła wywiesić wyniki. Czekam w
napięciu. Na szczęście Rafał nie kłamał, mam czwórkę z plusem, Ola też.
- Wiesz co? – patrzę na Rafała z
sympatią – niech Ci będzie z tą przysługą. Wiszę Ci ją. Tylko bez przesady –
dodaję, na widok jego uradowanej miny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz