Cały
tydzień miałam zamęt w głowie. Powiedziałam Adamowi, że nie możemy się spotkać
wcześniej, niż w sobotę wieczorem. Jestem na bieżąco, ale w sobotę rano mam się
spotkać z Piotrem na zdjęciach. Dostałam adres jakiegoś studia na obrzeżach
Krakowa. Pouczę się w niedzielę. Adam wymyślił, że pójdziemy do kina na
„Księcia przypływów”. Ola i Artur też z nami idą, więc obie z Olą mamy o czym
gadać. Ależ ona jest zakochana, kompletnie straciła głowę. Wczoraj Artur
przyniósł jej jakąś książkę, właściwie to poznał nas z Pawłem zwanym Pawełkiem
z III roku medycyny i on pożyczył Oli „Histologię” Ostrowskiego. Ciekawe, czy
to ten Paweł od pani Mai. Pewnie tak. Jakoś mi nie przypadł do gustu. Jak się
przedstawiałam, to przytrzymał moją rękę i tak mnie „zlustrował”. No po prostu
cham. I jeszcze ten komentarz: „Adam to ma oko, szkoda, że mnie ubiegł”. I tak
byś niczego nie dostał. Nie powiem, przystojny jest, ale nie w moim typie!
Podobno „głuszy laski” na prawo i lewo. Że też są takie głupie i na niego idą.
No, ale profesorski syn to gratka. Musi się nieźle pilnować, żeby go któraś nie
wzięła na ciążę. Tak przynajmniej mówi Ola, ale pewnie powtarza to za Arturem. Ewa
jest chyba trochę zazdrosna o Olkę. Bez sensu, przecież chodziłyśmy razem na
korki z biologii i nigdy się jakoś nie zaprzyjaźniłyśmy. Obie nikogo nie
znałyśmy, więc naturalnym było, że zamieszkałyśmy razem, ale każda z nas ma
swoje koleżanki. Ewa jest chyba jeszcze bardziej „zacofana” ode mnie. Ola mówi,
że odebrałam tradycyjne wychowanie, niech porozmawia z Ewką: „seks tylko po
ślubie! Dziewictwo to wartość nawet w tych czasach”. Rany, jak moja Babcia!
Albo Mama. Nie, dla Mamy ważne jest jeszcze to, żeby nikt nawet nie pomyślał,
że mogłybyśmy z Julką uprawiać seks przedmałżeński. Umówiłyśmy się, że jak
któraś z nas to zrobi, to wysyłamy do siebie kartkę z czerwoną różą. Głupie? No
to co.
- Idziesz do Adama? – Ewa
przekręca się w łóżku – tak wcześnie?
- Nie, Mama prosiła mnie, żebym
odwiedziła jej dawną koleżankę ze studiów – wymyśliłam bajeczkę dla Ewy, bo nie
wiem jak by zareagowała na pozowanie do zdjęć. Poza tym, ustaliłyśmy z Julką,
że na razie nic nie mówimy Rodzicom, a Ewa jest ze Skarżyska – zaprosiła mnie
na śniadanie.
- Tak wcześnie?- Ewa nie daje za
wygraną. Co to jest, przesłuchanie?
- Na 9.00, ale to gdzieś na
obrzeżach – pokazuje jej kartkę z adresem – wczoraj patrzyłam na planie.
Kawałek stąd i muszę podjechać tramwajem – wzruszam ramionami – głupio się spóźnić,
nie?
- No fakt – uwierzyła w końcu. –
To mogę zjeść resztę szynki?
- Jasne – a jedz sobie i tak ze
zdenerwowania nie jestem głodna.
Lubię
jeździć tramwajem i przyglądać się ludziom. W sobotę rano przeważają kobiety,
jadące na zakupy na targ. Wszyscy chyba oszaleli na punkcie handlowania na
targu. W sklepach prawie nic nie ma, za to na targu, kupi się wszystko. Ciuchy
z Turcji i Jugosławii. Dwa siedzenia przede mną siedzi taka „jejmość” ze
składanym łóżkiem i torbą pełną ciuchów. Obok też „jejmość”, ale z wiklinowym
koszykiem. Pewnie jedzie po świeże jaja, jak moja Babcia: „Jaja ze sklepu? Też
coś!” Fajnie byłoby robić dla kogoś zakupy. To znaczy robić zakupy dla faceta.
Myślałam, że będę robiła zakupy dla Roberta, ale nie. Czy będę robić zakupy dla
Adama? Chciałby, żebym dla niego gotowała? Jest nam ze sobą tak fajnie. Czuję
się jak nastolatka. Takie całowanie i prowadzanie za rękę. Podnieca mnie, nie
ma się co oszukiwać. Ja Jego chyba też, bo inaczej by się ze mną nie umawiał,
ale co będzie jak poprosi o więcej? Na razie jeszcze się poznajemy i wiadomo,
że nie ma na co liczyć, ale za kilka tygodni? Jest starszy ode mnie i ma
mieszkanie. Robert mówił, że faceci po prostu potrzebują seksu. Adam też na
pewno ma takie potrzeby. A może robi to z kimś? Nie! Co za idiotka ze mnie. Zresztą,
można robić masę przyjemnych rzeczy bez „pukania”. Zanim przyjdzie co do czego,
możemy się pieścić i w ogóle. A jeśli okaże się, że to moja połówka jabłka? Jak
to poznam? Myślałam tak o Robercie, a już dawno go nie ma. Kurcze, Rondo
Mogilskie, muszę się przesiąść!
Stoję
przed szarym budynkiem bez wyrazu. Jedyne co o nim mogę powiedzieć, to że jest
duży. Na parkingu stoi kilka samochodów: głównie polonezy ale są też
zagraniczne na polskich numerach. To chyba tu? Wchodzę przez bramę i obchodzę
budynek. Nad wejściem wielki szyld: „Foto Studio Life”. Pretensjonalne. Wchodzę
i od razu natykam się na portiera za szybą. Lustruje mnie i nie czekając mówi,
że na piętro i z klatki w prawo. Idę. Z góry dobiega muzyka, to chyba OMD. Tak
na pewno. Teraz słyszę wyraźnie muzykę dobiegająca zza przeszklonych drzwi.
Kiedy je otwieram, staję jak wryta. To istny cyrk! Wszystko wygląda podobnie,
jak mieszkanie Piotra, którym urządził imprezę z widokiem, ale jest dużo
większe. Muzyka wali z głośników, pełno tu ludzi, którzy są w nieustannym
ruchu. Trochę z boku, na oświetlonej scenie stoi fotel a przy nim dziewczyna w
kusej sukieneczce i koronkowych rajstopach. Kilka innych w rajstopach i
pończochach czeka z boku. Co chwilę do dziewczyny przy fotelu przyskakuje
kobieta z pędzelkiem albo inna z puszkiem i pudełkiem pudru. Za parawanem dwie
dziewczyny naciągają pończochy i przypinają do pasków. Ależ to seksowne. Nie
mogę oderwać oczu.
-Fajne, nie? – podchodzi do mnie
dziewczyna mniej więcej w moim wieku – Ty do Piotra, nie?
Jest
nieduża i pulchna. Ma miedziane włosy wystrzyżone w fantazyjne kosmyki, coś w
rodzaju fryzury „Chłopca z plakatu”. Jest mocno umalowana i ma trzy kolczyki w
jednym uchu, każdy inny.
- Jestem Ola – podaję jej rękę.
Ma paznokcie pomalowane na czarno.
- Piotr jest tam – wskazuje ręką
jednego z dwóch fotografów.
Podchodzę
do Piotra, ale boję się przeszkadzać, więc staję obok dziewczyn w pończochach.
Są mojego wzrostu albo wyższe. Mają na nogach cudowne szpilki. Chyba włoskie.
Mama ma kilka par takich. Patrzą na mnie obojętnie. Jedna wydaje mi się
znajoma, ale nie mam pojęcia skąd.
- Dobrze, wystarczy – Piotr macha
do pozującej dziewczyny – Milena!
Odwraca
się do dziewczyny, która wydała mi się znajoma i zauważa mnie.
- Jesteś! – całuje mnie w
policzek - już się bałem, że nie przyjdziesz. Adam, to moje odkrycie!
Adam?
Oglądam się. Och, to do drugiego fotografa. Odwraca się i przeszywa mnie
świdrującym wzrokiem. Ma długie jasne włosy związane w kucyk i okulary w złotej
oprawie, nasunięte na czoło. Taksuje mnie wzrokiem i w końcu kiwa głową. Piotr
zostawia go z Mileną i dziewczynami, a sam prowadzi mnie do pomieszczenia obok.
To profesjonalny zakład fryzjersko-kosmetyczny. Jakiś facet z brzuszkiem około
trzydziestki rzuca się do mnie i sadza na fotelu. Piotr przywołuje chudą
kobietę o surowym wyrazie twarzy.
- Co myślisz? – to do kobiety –
Claudia Schiffer?
Kobieta patrzy na mnie przez chwilę, po czym
odgarnia mi włosy z twarzy. Porusza moją głową trzymając mnie „pod brodę”.
Kręci głową.
- Kim Bassinger – rzuca
beznamiętnie.
- Świetnie – Piotr jest
zachwycony – do roboty! Ma wyglądać jak z „9 i pół tygodnia”!
Zostawia
mnie i wraca do pracy z tym Adamem. Słyszałam o tym filmie, ale go nie
widziałam. Wiem jak wygląda Kim. Nie jestem do niej podobna. Ona jest po prostu
zjawiskowo piękna. Nie wiem jak ta zasuszona „Raszpla” jak ją nazwałam w
myślach, zmieni mnie w piękność. Fryzjer na szczęście okazuje się bardzo miły.
Gada i cały czas mnie rozśmiesza. Uwija się przy moich włosach, nawet
specjalnie mnie nie szarpie. Niestety, kiedy kończy, przekazuje mnie „Raszpli”
i tu spotyka mnie niespodzianka! Jest profesjonalna do bólu. Zmywa mi twarz,
choć nie robiłam makijażu. Na oczy kładzie chłodne kompresy, a na twarz nakłada
podkład, potem dopiero mnie maluje. Fryzjer zerka jej przez ramię ale go
wygania. „Raszpla” mało mówi, ale za to same istotne dla mnie rzeczy. Po
pierwsze dowiaduję się, że mam owalną twarz i łatwo mnie malować bo mam dobre
proporcje, cokolwiek to znaczy, mam dobrze zarysowaną żuchwę i kości
policzkowe. Moim problemem jest nos, który można wyszczuplić nakładając jasny
podkład na grzbiet i ciemny po bokach. Tłumaczy mi, jak powinnam malować oczy.
Okazuje się, że do tej pory robiłam to źle. Naśladowałam Julię, a ona ma oczy
osadzone węziej i ciemne. No i przede wszystkim mam wyrzucić niebieskie cienie,
mimo, że są modne. Kiedy kończy, każe mi wstać i prowadzi mnie do dużego lustra
w rogu.
- O rany! – jestem zdumiona.
Z
lustra patrzy na mnie zupełnie inna Ola. Zawsze uważałam, że jestem niebrzydka,
ale teraz jestem piękna! Nie mogę w to uwierzyć. Nie wyglądam jak Kim, ale mam
coś z niej. Coś nieokreślonego.
- Skończyliście? – Piotr wsadza
głowę w drzwi i szczęka mu opada – wow!
„Raszpla”
jest z siebie bardzo zadowolona. Popycha mnie lekko w stronę Piotra. Mówisz,
masz. Jest naprawdę dobra! Nie doceniłam jej. Idę na scenę, ale Piotr prowadzi
mnie najpierw za parawan. Przyskakuje do mnie dziewczyna, która mnie witała i
podaje ogromny miękki sweter. Zdejmuję spodnie, bluzkę i skarpety.
-Stanik też – rozkazuje
dziewczyna i szuka czegoś w tekturowym pudle.
Odwracam
się i ściągam stanik. Ostrożnie nakładam sweter. Dziewczyna podaje mi czarne
bokserki. Nakładam je na swoje majtki a ona ogląda moje kostki. Odcisnęły mi
się ściągacze od skarpetek. Dziewczyna kręci głową i podaje mi wełniane luźne
skarpety. Zakładam je, a ona roluje mi je koło kostek. Jestem gotowa.
- Siadaj – Adam wskazuje miękki
skórzany fotel na scenie.
Rozglądam
się za Piotrem. Grzebie przy sprzęcie grającym i po chwili zamiast OMD z
głośników płynie słodka rumba. Jest kochany. Zapamiętał, jak mówiłam, że muzyka
jest dla mnie ważna. Przerzucam nogi przez oparcie fotela i odchylam głowę.
- Dobrze – Piotr cyka kilka zdjęć
– Teraz nogi wyżej, przechyl głowę. Za bardzo! Dobrze. Zmiana!
Idę
za parawan. Czarny, połyskliwy sweter i wąska czarna mini a właściwie pas
dzianiny. Skarpety won! Odcisków na
kostkach prawie nie widać. Idę na scenę, a tam stołek barowy. Siadam.
- Noga na nogę – komenderuje
Piotr, a Adam się przygląda – Teraz zsuń się , nie całkiem, powoli. Dobrze.
Jeszcze raz! Dobrze. Jeszcze raz, tylko bokiem. Dajcie jej jakieś buty! –
zakładam czarne, trochę za duże szpilki – Dobrze – cyka kilka zdjęć - Zmiana!
Za
parawan. Srebrzysta tunika z czegoś miłego. Patrzę na metkę: kaszmir. Cieliste,
kryjące majtki. Poprawa makijażu i włosów. Na scenę. Fotel, tylko inny, starodawny,
skóra w kolorze czekolady. Siadam na oparciu.
- Nie, w drugą stronę - Piotr
nachyla się do aparatu – Co to jest?!
Podchodzi
do mnie i dotyka palcem siniaka na moim udzie.
-Auu! – musiałam się uderzyć na
treningu.
- Da się coś z tym zrobić? –
odwraca się do „Raszpli” – Nie możesz mieć siniaków ani zadrapań, ani malinek w
widocznych miejscach! – to do mnie.
Czerwienię
się na myśl o malinkach. Na szczęście Adam ich nie robi. Na razie! Robert nie
raz mnie tak załatwił. „Raszpla” kręci głową, patrząc na świeżego fioletowego
siniaka. Dziewczyna z kolczykami podaje mi parę pończoch. Samonośne! Z cienkimi
silikonowymi paseczkami pod koronką, cudo! Zakładam je ostrożnie. Piotr patrzy
zadowolony.
- Nawet lepiej – mówi – Dajcie
jej telefon.
Dziewczyna
podaje mi starodawny telefon. Opieram go na kolanach i podnoszę słuchawkę.
Rumba się skończyła. Pierwsze takty tango, ostrego Argentino. Marszczę brwi.
- Super! – Adam się uaktywnił –
powiedz mu, żeby spadał!
-Spadaj! – mówię do telefonu – i
zaczynam się śmiać. To głupie. Gadam z głuchym telefonem. Nie mogę się
powstrzymać, a Piotr cyka zdjęcia.
Parawan!
Jestem wykończona. Po 2 godzinach przebierania i pozowania czuję ból w plecach.
Na szczęście zostały jeszcze tylko dwa swetry. Jeden szafirowy, obszerny.
Wkładam go z przyjemnością. Jest miękki, jak swetry Adama. Idę na scenę a tam
nic. Nie ma fotela ani stołka. Piotr chodzi koło mebli stojących pod ścianą.
Chyba nie może się zdecydować. Siadam na podłodze i podciągam nogi pod brodę.
Mam gołe stopy. Pamiętam, jak Adam je masował, kiedy zmarzłam w Zoo. Gdyby wtedy
jego mieszkanie było wolne, masowałby tylko moje stopy? Na pewno byśmy się
całowali. Ależ on całuje! Dotyka moich ust, a ja to czuję w całym ciele. Czuję,
że robi mi się ciepło na myśl o Adamie. Mam motyle w brzuchu.
- Nie ruszaj się! – Piotr patrzy
na mnie z zachwytem.
Parawan!
Kusy sweterek z niczym nie wygląda dobrze. Nie dość, że jest przykrótki, to
jeszcze cienki i widać moje sterczące sutki. Nikomu to nie przeszkadza, ale
mnie tak. Dziewczyna z kolczykami bierze w końcu moje spodnie. Może z tym? Zakładam
je i jest nieźle, ale Piotrowi się nie podoba.
- Potrzebujemy czegoś, czegoś… -
patrzy nagle na swoje wytarte i poszarpane dżinsy – takiego!
Ściąga
dżinsy i zostaje w luźnych bokserkach i skarpetach. Wygląda tak zabawnie. Biorę
od niego dżinsy i naciągam, są za duże, ale wygląda to dobrze. Przypomina mi
się „Brzdąc” z Chaplinem. Idę na scenę. Piotr staje z aparatem, a ja nie mogę
na niego patrzeć, bo natychmiast wybucham śmiechem.
- Zaraz dostaniesz klapsa! –
Piotr się dąsa, ale tylko na niby.
- Dobrze – droczę się – ale
najpierw mnie złap!
Podciągam
spodnie za szlufki i śmieję się, a Piotr robi mi zdjęcia.
Mimo
zmęczenia, jestem zadowolona. Ta praca sprawia mi przyjemność. Jakbym stawała
się na chwilę kimś innym. Wydaje mi się, że to jak aktorstwo. Oczywiście aktor
ma o wiele trudniejszą pracę i musi mieć zupełnie inne umiejętności i
zdolności. No i musi mówić, a modelka nie musi. Jestem modelką? Chyba jeszcze
nie. Piotr mnie przywołuje ręką. On potrafi tymi rękami pokazać wszystko, czego
od nas chce. Zupełnie jak dyrygent. Odzyskał już swoje spodnie, a ja swoje
ubrania. Mogłam też zatrzymać pończochy, w których pozowałam. Super!
- Chodźmy na chwilę do biura –
Piotr idzie do drzwi na końcu pomieszczenia.
Biuro,
to właściwie niewielki pokoik okropnie zagracony meblami z okresu Gierka. Na
oknie na wpół zasuszony kroton. Wszędzie pełno zdjęć, klisz, teczek i Bóg jeden
wie, czego jeszcze.
- Na razie tylko za dzień
zdjęciowy, bo nie mamy umowy – mówi Piotr i podaje mi kopertę z moim imieniem –
przelicz
W
środku jest pięć tysięcy. Patrzę na Piotra zaskoczona. Nie spodziewałam się, aż
tyle.
- Na razie tyle – mówi, widząc
moją minę – za konkretne zlecenia będzie więcej.
- Nie! - mówię szybko – jest OK.
- Musze mieć kontakt z Tobą -
Piotr drapie się po policzku – wiem, że nie jesteś „czasowa”, ale uważam, że
coś z Ciebie będzie. Na ferie już nic nie wymyślę, ale może na lato. Masz plany
na wakacje?
- Na razie nie – zaskoczył mnie
tym pytaniem – zobaczę, jak mi pójdzie sesja i mogę mieć praktyki w szpitalu.
- Jeszcze zobaczymy – Piotr
patrzy na moją twarz – musisz zmyć ten tynk – uśmiecha się.
Dlaczego?
Myślałam, żeby tak zostać do wieczora. Chciałam się tak pokazać Adamowi.
Zostawiam adres akademika z
numerem pokoju i telefonem. Będę musiała pogadać z „panią Józią” z portierni,
żeby pamiętała o przekazywaniu mi wiadomości. Teraz to różnie z tym bywa. Kupię
jej jakąś kawę i czekoladę. W końcu zarobiłam pierwsze pieniądze od kiedy
zaczęłam studia. Wcześniej coś tam próbowałam, broszki z modeliny, wiśnie u
sąsiadów, ale nigdy nie zarobiłam tyle. Za cały miesiąc na stołówce zapłaciłam
dwa i pół tysiąca!
- Podobno powinnam zmyć makijaż –
idę do „Raszpli”
- Raczej tak – kiwa głową i
podaje mi lusterko.
Teraz
dopiero widzę, że faktycznie powinnam się umyć. Przy dziennym świetle wyglądam
okropnie. Podkład wysechł i zaczyna odstawać. Kolory są za ostre.
- Nie dziw się – „Raszpla” podaje
mi watki i butelkę płynu do demakijażu – to makijaż sceniczny.
- Szkoda – mówię z żalem –
przydałby mi się wieczorem.
- Zrób sobie podobny – wzrusza
ramionami – zasady są te same, tylko mniej podkładu i delikatniej z kolorami.
- Bardzo pani dziękuję – mówię to
szczerze. Chcę jej wynagrodzić paskudne przezwisko, jakie jej dałam.
- Nie ma za co – wydaje się
zaskoczona – Wiesz co, na wieczór mogłabyś użyć czerwonej szminki, tylko nie
maluj za mocno oczu.
- Nigdy nie używałam czerwieni –
śmieję się – ale spróbuję.
- Masz – podaje mi jedną ze
szminek ze swojego aluminiowego pudła z kosmetykami – jest bardziej koralowa
niż czerwona. Zużyłam może jedną trzecią. Będzie ci pasować.
„Max
Factor”- czytam napis na opakowaniu.
Zerkam jeszcze raz na makijaż, żeby jak najwięcej zapamiętać i zmywam twarz.
No, Adam, zaskoczę Cię dzisiaj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz