czwartek, 30 stycznia 2014

Kraków cd



                Cały tydzień miałam zamęt w głowie. Powiedziałam Adamowi, że nie możemy się spotkać wcześniej, niż w sobotę wieczorem. Jestem na bieżąco, ale w sobotę rano mam się spotkać z Piotrem na zdjęciach. Dostałam adres jakiegoś studia na obrzeżach Krakowa. Pouczę się w niedzielę. Adam wymyślił, że pójdziemy do kina na „Księcia przypływów”. Ola i Artur też z nami idą, więc obie z Olą mamy o czym gadać. Ależ ona jest zakochana, kompletnie straciła głowę. Wczoraj Artur przyniósł jej jakąś książkę, właściwie to poznał nas z Pawłem zwanym Pawełkiem z III roku medycyny i on pożyczył Oli „Histologię” Ostrowskiego. Ciekawe, czy to ten Paweł od pani Mai. Pewnie tak. Jakoś mi nie przypadł do gustu. Jak się przedstawiałam, to przytrzymał moją rękę i tak mnie „zlustrował”. No po prostu cham. I jeszcze ten komentarz: „Adam to ma oko, szkoda, że mnie ubiegł”. I tak byś niczego nie dostał. Nie powiem, przystojny jest, ale nie w moim typie! Podobno „głuszy laski” na prawo i lewo. Że też są takie głupie i na niego idą. No, ale profesorski syn to gratka. Musi się nieźle pilnować, żeby go któraś nie wzięła na ciążę. Tak przynajmniej mówi Ola, ale pewnie powtarza to za Arturem. Ewa jest chyba trochę zazdrosna o Olkę. Bez sensu, przecież chodziłyśmy razem na korki z biologii i nigdy się jakoś nie zaprzyjaźniłyśmy. Obie nikogo nie znałyśmy, więc naturalnym było, że zamieszkałyśmy razem, ale każda z nas ma swoje koleżanki. Ewa jest chyba jeszcze bardziej „zacofana” ode mnie. Ola mówi, że odebrałam tradycyjne wychowanie, niech porozmawia z Ewką: „seks tylko po ślubie! Dziewictwo to wartość nawet w tych czasach”. Rany, jak moja Babcia! Albo Mama. Nie, dla Mamy ważne jest jeszcze to, żeby nikt nawet nie pomyślał, że mogłybyśmy z Julką uprawiać seks przedmałżeński. Umówiłyśmy się, że jak któraś z nas to zrobi, to wysyłamy do siebie kartkę z czerwoną różą. Głupie? No to co.
- Idziesz do Adama? – Ewa przekręca się w łóżku – tak wcześnie?
- Nie, Mama prosiła mnie, żebym odwiedziła jej dawną koleżankę ze studiów – wymyśliłam bajeczkę dla Ewy, bo nie wiem jak by zareagowała na pozowanie do zdjęć. Poza tym, ustaliłyśmy z Julką, że na razie nic nie mówimy Rodzicom, a Ewa jest ze Skarżyska – zaprosiła mnie na śniadanie.
- Tak wcześnie?- Ewa nie daje za wygraną. Co to jest, przesłuchanie?
- Na 9.00, ale to gdzieś na obrzeżach – pokazuje jej kartkę z adresem – wczoraj patrzyłam na planie. Kawałek stąd i muszę podjechać tramwajem  – wzruszam ramionami – głupio się spóźnić, nie?
- No fakt – uwierzyła w końcu. – To mogę zjeść resztę szynki?
- Jasne – a jedz sobie i tak ze zdenerwowania nie jestem głodna.
                Lubię jeździć tramwajem i przyglądać się ludziom. W sobotę rano przeważają kobiety, jadące na zakupy na targ. Wszyscy chyba oszaleli na punkcie handlowania na targu. W sklepach prawie nic nie ma, za to na targu, kupi się wszystko. Ciuchy z Turcji i Jugosławii. Dwa siedzenia przede mną siedzi taka „jejmość” ze składanym łóżkiem i torbą pełną ciuchów. Obok też „jejmość”, ale z wiklinowym koszykiem. Pewnie jedzie po świeże jaja, jak moja Babcia: „Jaja ze sklepu? Też coś!” Fajnie byłoby robić dla kogoś zakupy. To znaczy robić zakupy dla faceta. Myślałam, że będę robiła zakupy dla Roberta, ale nie. Czy będę robić zakupy dla Adama? Chciałby, żebym dla niego gotowała? Jest nam ze sobą tak fajnie. Czuję się jak nastolatka. Takie całowanie i prowadzanie za rękę. Podnieca mnie, nie ma się co oszukiwać. Ja Jego chyba też, bo inaczej by się ze mną nie umawiał, ale co będzie jak poprosi o więcej? Na razie jeszcze się poznajemy i wiadomo, że nie ma na co liczyć, ale za kilka tygodni? Jest starszy ode mnie i ma mieszkanie. Robert mówił, że faceci po prostu potrzebują seksu. Adam też na pewno ma takie potrzeby. A może robi to z kimś? Nie! Co za idiotka ze mnie. Zresztą, można robić masę przyjemnych rzeczy bez „pukania”. Zanim przyjdzie co do czego, możemy się pieścić i w ogóle. A jeśli okaże się, że to moja połówka jabłka? Jak to poznam? Myślałam tak o Robercie, a już dawno go nie ma. Kurcze, Rondo Mogilskie, muszę się przesiąść!
                Stoję przed szarym budynkiem bez wyrazu. Jedyne co o nim mogę powiedzieć, to że jest duży. Na parkingu stoi kilka samochodów: głównie polonezy ale są też zagraniczne na polskich numerach. To chyba tu? Wchodzę przez bramę i obchodzę budynek. Nad wejściem wielki szyld: „Foto Studio Life”. Pretensjonalne. Wchodzę i od razu natykam się na portiera za szybą. Lustruje mnie i nie czekając mówi, że na piętro i z klatki w prawo. Idę. Z góry dobiega muzyka, to chyba OMD. Tak na pewno. Teraz słyszę wyraźnie muzykę dobiegająca zza przeszklonych drzwi. Kiedy je otwieram, staję jak wryta. To istny cyrk! Wszystko wygląda podobnie, jak mieszkanie Piotra, którym urządził imprezę z widokiem, ale jest dużo większe. Muzyka wali z głośników, pełno tu ludzi, którzy są w nieustannym ruchu. Trochę z boku, na oświetlonej scenie stoi fotel a przy nim dziewczyna w kusej sukieneczce i koronkowych rajstopach. Kilka innych w rajstopach i pończochach czeka z boku. Co chwilę do dziewczyny przy fotelu przyskakuje kobieta z pędzelkiem albo inna z puszkiem i pudełkiem pudru. Za parawanem dwie dziewczyny naciągają pończochy i przypinają do pasków. Ależ to seksowne. Nie mogę oderwać oczu.
-Fajne, nie? – podchodzi do mnie dziewczyna mniej więcej w moim wieku – Ty do Piotra, nie?
                Jest nieduża i pulchna. Ma miedziane włosy wystrzyżone w fantazyjne kosmyki, coś w rodzaju fryzury „Chłopca z plakatu”. Jest mocno umalowana i ma trzy kolczyki w jednym uchu, każdy inny.
- Jestem Ola – podaję jej rękę. Ma paznokcie pomalowane na czarno.
- Piotr jest tam – wskazuje ręką jednego z dwóch fotografów.
                Podchodzę do Piotra, ale boję się przeszkadzać, więc staję obok dziewczyn w pończochach. Są mojego wzrostu albo wyższe. Mają na nogach cudowne szpilki. Chyba włoskie. Mama ma kilka par takich. Patrzą na mnie obojętnie. Jedna wydaje mi się znajoma, ale nie mam pojęcia skąd.
- Dobrze, wystarczy – Piotr macha do pozującej dziewczyny – Milena!
                Odwraca się do dziewczyny, która wydała mi się znajoma i zauważa mnie.
- Jesteś! – całuje mnie w policzek - już się bałem, że nie przyjdziesz. Adam, to moje odkrycie!
                Adam? Oglądam się. Och, to do drugiego fotografa. Odwraca się i przeszywa mnie świdrującym wzrokiem. Ma długie jasne włosy związane w kucyk i okulary w złotej oprawie, nasunięte na czoło. Taksuje mnie wzrokiem i w końcu kiwa głową. Piotr zostawia go z Mileną i dziewczynami, a sam prowadzi mnie do pomieszczenia obok. To profesjonalny zakład fryzjersko-kosmetyczny. Jakiś facet z brzuszkiem około trzydziestki rzuca się do mnie i sadza na fotelu. Piotr przywołuje chudą kobietę o surowym wyrazie twarzy.
- Co myślisz? – to do kobiety – Claudia Schiffer?
 Kobieta patrzy na mnie przez chwilę, po czym odgarnia mi włosy z twarzy. Porusza moją głową trzymając mnie „pod brodę”. Kręci głową.
- Kim Bassinger – rzuca beznamiętnie.
- Świetnie – Piotr jest zachwycony – do roboty! Ma wyglądać jak z „9 i pół tygodnia”!
                Zostawia mnie i wraca do pracy z tym Adamem. Słyszałam o tym filmie, ale go nie widziałam. Wiem jak wygląda Kim. Nie jestem do niej podobna. Ona jest po prostu zjawiskowo piękna. Nie wiem jak ta zasuszona „Raszpla” jak ją nazwałam w myślach, zmieni mnie w piękność. Fryzjer na szczęście okazuje się bardzo miły. Gada i cały czas mnie rozśmiesza. Uwija się przy moich włosach, nawet specjalnie mnie nie szarpie. Niestety, kiedy kończy, przekazuje mnie „Raszpli” i tu spotyka mnie niespodzianka! Jest profesjonalna do bólu. Zmywa mi twarz, choć nie robiłam makijażu. Na oczy kładzie chłodne kompresy, a na twarz nakłada podkład, potem dopiero mnie maluje. Fryzjer zerka jej przez ramię ale go wygania. „Raszpla” mało mówi, ale za to same istotne dla mnie rzeczy. Po pierwsze dowiaduję się, że mam owalną twarz i łatwo mnie malować bo mam dobre proporcje, cokolwiek to znaczy, mam dobrze zarysowaną żuchwę i kości policzkowe. Moim problemem jest nos, który można wyszczuplić nakładając jasny podkład na grzbiet i ciemny po bokach. Tłumaczy mi, jak powinnam malować oczy. Okazuje się, że do tej pory robiłam to źle. Naśladowałam Julię, a ona ma oczy osadzone węziej i ciemne. No i przede wszystkim mam wyrzucić niebieskie cienie, mimo, że są modne. Kiedy kończy, każe mi wstać i prowadzi mnie do dużego lustra w rogu.
- O rany! – jestem zdumiona.
                Z lustra patrzy na mnie zupełnie inna Ola. Zawsze uważałam, że jestem niebrzydka, ale teraz jestem piękna! Nie mogę w to uwierzyć. Nie wyglądam jak Kim, ale mam coś z niej. Coś nieokreślonego.
- Skończyliście? – Piotr wsadza głowę w drzwi i szczęka mu opada – wow!
                „Raszpla” jest z siebie bardzo zadowolona. Popycha mnie lekko w stronę Piotra. Mówisz, masz. Jest naprawdę dobra! Nie doceniłam jej. Idę na scenę, ale Piotr prowadzi mnie najpierw za parawan. Przyskakuje do mnie dziewczyna, która mnie witała i podaje ogromny miękki sweter. Zdejmuję spodnie, bluzkę i skarpety.
-Stanik też – rozkazuje dziewczyna i szuka czegoś w tekturowym pudle.
                Odwracam się i ściągam stanik. Ostrożnie nakładam sweter. Dziewczyna podaje mi czarne bokserki. Nakładam je na swoje majtki a ona ogląda moje kostki. Odcisnęły mi się ściągacze od skarpetek. Dziewczyna kręci głową i podaje mi wełniane luźne skarpety. Zakładam je, a ona roluje mi je koło kostek. Jestem gotowa.
- Siadaj – Adam wskazuje miękki skórzany fotel na scenie.
                Rozglądam się za Piotrem. Grzebie przy sprzęcie grającym i po chwili zamiast OMD z głośników płynie słodka rumba. Jest kochany. Zapamiętał, jak mówiłam, że muzyka jest dla mnie ważna. Przerzucam nogi przez oparcie fotela i odchylam głowę.
- Dobrze – Piotr cyka kilka zdjęć – Teraz nogi wyżej, przechyl głowę. Za bardzo! Dobrze. Zmiana!
                Idę za parawan. Czarny, połyskliwy sweter i wąska czarna mini a właściwie pas dzianiny. Skarpety  won! Odcisków na kostkach prawie nie widać. Idę na scenę, a tam stołek barowy. Siadam.
- Noga na nogę – komenderuje Piotr, a Adam się przygląda – Teraz zsuń się , nie całkiem, powoli. Dobrze. Jeszcze raz! Dobrze. Jeszcze raz, tylko bokiem. Dajcie jej jakieś buty! – zakładam czarne, trochę za duże szpilki – Dobrze – cyka kilka zdjęć - Zmiana!
                Za parawan. Srebrzysta tunika z czegoś miłego. Patrzę na metkę: kaszmir. Cieliste, kryjące majtki. Poprawa makijażu i włosów. Na scenę. Fotel, tylko inny, starodawny, skóra w kolorze czekolady. Siadam na oparciu.
- Nie, w drugą stronę - Piotr nachyla się do aparatu – Co to jest?!
                Podchodzi do mnie i dotyka palcem siniaka na moim udzie.
-Auu! – musiałam się uderzyć na treningu.
- Da się coś z tym zrobić? – odwraca się do „Raszpli” – Nie możesz mieć siniaków ani zadrapań, ani malinek w widocznych miejscach! – to do mnie.
                Czerwienię się na myśl o malinkach. Na szczęście Adam ich nie robi. Na razie! Robert nie raz mnie tak załatwił. „Raszpla” kręci głową, patrząc na świeżego fioletowego siniaka. Dziewczyna z kolczykami podaje mi parę pończoch. Samonośne! Z cienkimi silikonowymi paseczkami pod koronką, cudo! Zakładam je ostrożnie. Piotr patrzy zadowolony.
- Nawet lepiej – mówi – Dajcie jej telefon.
                Dziewczyna podaje mi starodawny telefon. Opieram go na kolanach i podnoszę słuchawkę. Rumba się skończyła. Pierwsze takty tango, ostrego Argentino. Marszczę brwi.
- Super! – Adam się uaktywnił – powiedz mu, żeby spadał!
-Spadaj! – mówię do telefonu – i zaczynam się śmiać. To głupie. Gadam z głuchym telefonem. Nie mogę się powstrzymać, a Piotr cyka zdjęcia.
                Parawan! Jestem wykończona. Po 2 godzinach przebierania i pozowania czuję ból w plecach. Na szczęście zostały jeszcze tylko dwa swetry. Jeden szafirowy, obszerny. Wkładam go z przyjemnością. Jest miękki, jak swetry Adama. Idę na scenę a tam nic. Nie ma fotela ani stołka. Piotr chodzi koło mebli stojących pod ścianą. Chyba nie może się zdecydować. Siadam na podłodze i podciągam nogi pod brodę. Mam gołe stopy. Pamiętam, jak Adam je masował, kiedy zmarzłam w Zoo. Gdyby wtedy jego mieszkanie było wolne, masowałby tylko moje stopy? Na pewno byśmy się całowali. Ależ on całuje! Dotyka moich ust, a ja to czuję w całym ciele. Czuję, że robi mi się ciepło na myśl o Adamie. Mam motyle w brzuchu.
- Nie ruszaj się! – Piotr patrzy na mnie z zachwytem.
                Parawan! Kusy sweterek z niczym nie wygląda dobrze. Nie dość, że jest przykrótki, to jeszcze cienki i widać moje sterczące sutki. Nikomu to nie przeszkadza, ale mnie tak. Dziewczyna z kolczykami bierze w końcu moje spodnie. Może z tym? Zakładam je i jest nieźle, ale Piotrowi się nie podoba.
- Potrzebujemy czegoś, czegoś… - patrzy nagle na swoje wytarte i poszarpane dżinsy – takiego!
                Ściąga dżinsy i zostaje w luźnych bokserkach i skarpetach. Wygląda tak zabawnie. Biorę od niego dżinsy i naciągam, są za duże, ale wygląda to dobrze. Przypomina mi się „Brzdąc” z Chaplinem. Idę na scenę. Piotr staje z aparatem, a ja nie mogę na niego patrzeć, bo natychmiast wybucham śmiechem.
- Zaraz dostaniesz klapsa! – Piotr się dąsa, ale tylko na niby.
- Dobrze – droczę się – ale najpierw mnie złap!
                Podciągam spodnie za szlufki i śmieję się, a Piotr robi mi zdjęcia.
                Mimo zmęczenia, jestem zadowolona. Ta praca sprawia mi przyjemność. Jakbym stawała się na chwilę kimś innym. Wydaje mi się, że to jak aktorstwo. Oczywiście aktor ma o wiele trudniejszą pracę i musi mieć zupełnie inne umiejętności i zdolności. No i musi mówić, a modelka nie musi. Jestem modelką? Chyba jeszcze nie. Piotr mnie przywołuje ręką. On potrafi tymi rękami pokazać wszystko, czego od nas chce. Zupełnie jak dyrygent. Odzyskał już swoje spodnie, a ja swoje ubrania. Mogłam też zatrzymać pończochy, w których pozowałam. Super!
- Chodźmy na chwilę do biura – Piotr idzie do drzwi na końcu pomieszczenia.
                Biuro, to właściwie niewielki pokoik okropnie zagracony meblami z okresu Gierka. Na oknie na wpół zasuszony kroton. Wszędzie pełno zdjęć, klisz, teczek i Bóg jeden wie, czego jeszcze.
- Na razie tylko za dzień zdjęciowy, bo nie mamy umowy – mówi Piotr i podaje mi kopertę z moim imieniem – przelicz
                W środku jest pięć tysięcy. Patrzę na Piotra zaskoczona. Nie spodziewałam się, aż tyle.
- Na razie tyle – mówi, widząc moją minę – za konkretne zlecenia będzie więcej.
- Nie! - mówię szybko – jest OK.
- Musze mieć kontakt z Tobą - Piotr drapie się po policzku – wiem, że nie jesteś „czasowa”, ale uważam, że coś z Ciebie będzie. Na ferie już nic nie wymyślę, ale może na lato. Masz plany na wakacje?
- Na razie nie – zaskoczył mnie tym pytaniem – zobaczę, jak mi pójdzie sesja i mogę mieć praktyki w szpitalu.
- Jeszcze zobaczymy – Piotr patrzy na moją twarz – musisz zmyć ten tynk – uśmiecha się.
                Dlaczego? Myślałam, żeby tak zostać do wieczora. Chciałam się tak pokazać Adamowi.
Zostawiam adres akademika z numerem pokoju i telefonem. Będę musiała pogadać z „panią Józią” z portierni, żeby pamiętała o przekazywaniu mi wiadomości. Teraz to różnie z tym bywa. Kupię jej jakąś kawę i czekoladę. W końcu zarobiłam pierwsze pieniądze od kiedy zaczęłam studia. Wcześniej coś tam próbowałam, broszki z modeliny, wiśnie u sąsiadów, ale nigdy nie zarobiłam tyle. Za cały miesiąc na stołówce zapłaciłam dwa i pół tysiąca!
- Podobno powinnam zmyć makijaż – idę do „Raszpli”
- Raczej tak – kiwa głową i podaje mi lusterko.
                Teraz dopiero widzę, że faktycznie powinnam się umyć. Przy dziennym świetle wyglądam okropnie. Podkład wysechł i zaczyna odstawać. Kolory są za ostre.
- Nie dziw się – „Raszpla” podaje mi watki i butelkę płynu do demakijażu – to makijaż sceniczny.
- Szkoda – mówię z żalem – przydałby mi się wieczorem.
- Zrób sobie podobny – wzrusza ramionami – zasady są te same, tylko mniej podkładu i delikatniej z kolorami.
- Bardzo pani dziękuję – mówię to szczerze. Chcę jej wynagrodzić paskudne przezwisko, jakie jej dałam.
- Nie ma za co – wydaje się zaskoczona – Wiesz co, na wieczór mogłabyś użyć czerwonej szminki, tylko nie maluj za mocno oczu.
- Nigdy nie używałam czerwieni – śmieję się – ale spróbuję.
- Masz – podaje mi jedną ze szminek ze swojego aluminiowego pudła z kosmetykami – jest bardziej koralowa niż czerwona. Zużyłam może jedną trzecią. Będzie ci pasować.
                „Max Factor”- czytam  napis na opakowaniu. Zerkam jeszcze raz na makijaż, żeby jak najwięcej zapamiętać i zmywam twarz. No, Adam, zaskoczę Cię dzisiaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz